chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Nakrzyczałam na tego pajaca, że kazał wam nie dawać jeść. – Z jednej strony rozumiała podejście lekarza i być może pierwszego dnia, kiedy była szalenie zła, by go poparła. Później też była zdenerwowana na Beverly, ale nie głodziłaby jej z tego powodu. Uważała to za skrajnie nieodpowiedzialne, bo naraził czyjeś zdrowie oraz życie. Nie ważne, z kim miał do czynienia. Cholera, nawet największego zwyrola miałby obowiązek uratować, bo taka była jego praca. Od osądzania były sądy a nie nadmiernie napalony doktorek.
- Czekoladę bym przyjęła i po paru dniach ciebie też. – Już minęło parę dni. Złość nieco odpuściła a na jej miejsce pojawiało się coraz więcej zrozumienia do pracy Strand. Nie mogła wymagać od niej, żeby od samego początku mówiła prawdę ani tego, że powinna kiedykolwiek ją zdradzić. Agentka dbała o swoje bezpieczeństwo i służyła krajowi, więc postąpiła jak należy w pełni pozostając pod przykrywą (aż do feralnego dnia). To było zrozumiałe, ale nie na samym początku i nie dla kogoś szczerze zranionego.
- Czyli wszyscy o nas plotkowali? – Sądząc po minach żołnierzy, przy których się całowały, możliwym była plotka o ich relacji. Najpierw w oczach postronnych mogła być ona bardziej romantyczna i niepokojąca pod względem skrywanych przez Beverly tajemnic, ale kiedy Bertinelli sprowadziła to do „tylko seksu” obawy nieco odpuściły. Najwyraźniej jednak „sam seks” był niezłą pożywką dla wojskowych, skoro jej słowa dotarły aż do Strand.
- Albo po prostu to zrobić – wtrąciła na temat inscenizacji bliskości, której sama nigdy się nie podjęła. Myślała o tym i masochistycznie w łazienkowym kontenerze prowokowała siebie oraz Beverly, ale nigdy nie przekroczyły tej granicy.
Teraz Margo uznała to za straconą szansę.
- A dzieje się coś poważnego? – zapytała nieco ciszej. – Kiedy ostatni raz cię widziałam rozmawiałyśmy o.. o obrazach z tamtych wydarzeń. Jak sobie z nimi radzisz? – I czy w ogóle sobie radziła? Może jednak było źle, ale Beverly nie chciała tego przyznać? Nie musiała. Nie była Margo nic winna, a jednak Włoszka dopytywała, bo naprawdę się przejmowała. Wolałaby mieć kobietę na oku, ale nie mogła i czuła się przez to dziwnie beznadziejnie.
- Sama nie wiem. – Uniosła wzrok, jakby na ciemnym niebie znajdowała się odpowiedź. – Z jednej strony nie chce wracać i konfrontować się z tym, co czeka mnie na miejscu. – Konkretniej z żoną, która w przeciągu paru minut sprawiła, że Margo za nią nie tęskniła a wręcz chciała unikać. – Z drugiej, jest też Amelia, za którą tęsknię i.. – Przerwała uświadamiając sobie, że nigdy nie wspomniała o dziewczynce. – Mamy córkę. Nie wiem, czemu ci o niej nie powiedziałam. Samo to, że mam żonę wszystko bardzo komplikowało i nie chciałam.. Ah, przepraszam. Powinnam ci powiedzieć. – Sama się teraz wpakowała. Mogła dalej milczeć i po prostu to zostawić, ale bez wzmiance o Ameli nie umiałaby wyjaśnić powodu, przez który jednak chciała wracać do Włoch.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Może to nawet lepiej, że Holland załatwił im małą głodówkę, dzięki której nie wymiotowali na pościel czy szpitalne podłoże. Byli przez to znacznie osłabieni, jednak nikt nie zmuszał ich do nadmiernego wysiłku. Dostawali leki przeciwbólowe, kroplówki, a nawet zmieniano im opatrunki. Ani Bev, ani Ra’id nie nastawiali się na warunki, jak w pięciogwiazdkowym hotelu.
Mimo wszystko, uśmiechnęła się słysząc o zbesztaniu Hollanda. Najważniejsze, że Margo nie dała mu się zbałamucić i dzielnie trzymała się swojego zdania.
- Miło mi to słyszeć - że nie zamykała się na jej osobę, a nawet byłaby w stanie przyjąć ją z powrotem. Syryjski obóz dla uchodźców nie był najlepszym miejscem do nadrabiania zaległości czy rozwijania relacji, ale obie korzystały z tego, co podsunął im los. Gdyby nie ten wyjazd, kto wie czy w ogóle by się odnalazły.
- Dziwiłabym się, gdyby nie plotkowali na temat najładniejszej z pośród całego personelu, lekarki - zaznaczyła, zastanawiając się teraz, czy pozostała część lekarzy wypytywała Margo o różne szczegóły z okresu dzielenia jednego łóżka razem z wolontariuszką. Czy ją zaczepiali, żartowali sobie czy wręcz przeciwnie - dali pani doktor trochę wytchnienia, respektując tym samym całokształt nietypowej sytuacji, w którą zamieszane były służby dwóch państw. Bev próbowała nie myśleć o tym zbyt często, za sprawą wciąż obecnych w głowie wyrzutów sumienia. Stało się, dała plamę. Nie ma co tego rozpamiętywać i roztrząsać. Nie przynosiło to niczego dobrego.
Po prostu to zrobić?
Sama wizja uruchomiła kolejną falę gorąca, stopniowo rozprzestrzeniającą się pod ubraniem Bev. Czuła, jak ciepło uderza jej do głowy, przez co na chwilę traci rezon.
- Myślałaś o tym? - nie zdążyła ugryźć się w język, zamiast tego chowając twarz za wewnętrzną częścią wolnej dłoni. Jak Margo mogła o tym nie myśleć, mając na uwadze chociażby sytuację z łazienkowego kontenera? Ludzie mieli swoje potrzeby, to nic odkrywczego. Pytanie, czemu Bertinelli skupiła się akurat na Strand, kiedy dookoła miała mnóstwo osób, otwarcie sypiących aluzjami do bliższych kontaktów.
To nie było tylko to. W ich relacji tkwiło coś więcej, czego nie chciała bezpośrednio nazywać, obawiając się wielu rzeczy. Zabrzmiałaby niedorzecznie, robiąc z tego coś wyjątkowo niepowtarzalnego, chociaż trwało zaledwie kilka dni.
Zaśmiała się nieco nerwowo, hamując się z bezpośrednim wspominaniu o poważnych rzeczach, mających miejsce w sferze psychicznej.
- Radzę. Staram się - kiwnęła głową, starając się brzmieć przekonująco. - Myślę, że jeszcze trochę to potrwa, ale… jestem gotowa to znieść.
Nieprzyjemności, związane z wizjami, niechęć do jedzenia regularnych posiłków, trudności ze snem. Przetrwa to wszystko, bo znała swoje możliwości. Gdyby przeczuwała porażkę, poprosiłaby o pomoc, poddając się intensywnej terapii oraz programom, układanym przez specjalistów.
Nie spodziewała się usłyszeć nowego imienia, w kontekście małżeńskich perypetii. Westchnęła cicho i przesunęła dłonią po ustach, delikatnie kręcąc głową.
- W porządku, nic się nie stało.
Nie była przecież aż tak ważna, aby mówić jej o każdym szczególe, powiązanym z Tessą. Córka była tematem, który chciała chronić, dlatego też Bev nie powinna mieć jej tego za złe. Wielu tematów nie zdążyły jeszcze razem przerobić, albo dotrzeć do nich, poprzez otworzenie odpowiednich drzwi.
- Miałaś swoje powody… nadal masz.
Bo przecież Margo wciąż tkwiła oficjalnie w małżeństwie, więc córka i żona były jej najbliższą rodziną. Strand nie miała prawa się w to wtrącać.
Dźwięk zamykanych drzwi wejściowych przywrócił ją do rzeczywistości.
- Z kim rozmawiasz? - Jen weszła do kuchni, razem z zakupami, zerkając na niedojedzone śniadanie. Nie wyglądało to dobrze, ale zmuszanie Bev do jedzenia nic nie da. Sama musiała jakoś się do tego przemóc, przy jednoczesnym powrocie do zdrowia.
- Z koleżanką - czuła się paskudnie, określając Margo jako zwykłą koleżankę. - Za chwilę przyjdę.
Ostrożnie opuściła miejsce przy stole i przeszła na balkon, aby dokończyć rozmowę. Podejrzewała, że Margo doskonale słyszała Jen i zapyta o nią, po krótkiej, milczącej przerwie. Chciała wyprzedzić jej gorzki ton, którym Bertinelli zapytałaby o osobę trzecią.
Znów westchnęła cicho, opierając zdrowe przedramię o barierkę.
- To Jen, widujemy się od pewnego czasu. Pomaga mi prawie przy wszystkim… wiesz, ze względu na nogę i rękę.
Czuła, że brzmi żałośnie tłumacząc się w ten sposób. Przy wszystkim? Cóż, obie zataiły pewne informacje, którymi nie chciały zbyt wylewnie dzielić się jeszcze w Syrii.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Skłamałabym mówiąc, że nie. – Chociaż może powinna, skoro miała żonę i dziecko. Tak, zdecydowanie powinna nie myśleć o seksie z inną osobą, a jednak to się stało i nie będzie łgać ani pokrętnie się usprawiedliwiać. Zrobiła krok ku Beverly, bo tego chciała, nawet jeśli moralnie (społecznie) to nie było w porządku. Zdecydowała jednak, że zbliży się do kobiety, pocałuje ją, będzie dotykać, mówić ładne słówka i sprowokuje w łazience. Zrobiła to wszystko i choć wiele osób stwierdziłoby, że warunki były jakie były (więc bliskość z drugą osobą była oczywista) albo że uczyniła to pod wpływem chwili, to Margo nie mogłaby się z nimi zgodzić. – Szczerze – Zrobiła krótką pauzę odrobinę się wahając przed wyjawieniem kolejnej myśli, którą jednak ostatecznie się podzieliła. – żałuje, że nie miałyśmy więcej czasu. – Prędzej czy później zrobiłyby coś więcej niż tylko całowanie. – Czuje, że przepadła nam szansa na coś.. – Na coś, co nie wiedziała jak nazwać. Dlatego to było po prostu „coś”. Coś nieodkrytego, ale fascynującego, co budziło pragnienie eksploracji i dogłębniejszego poznania. Zrozumienia tego, co tak naprawdę przyciągnęło Bertinelli do Strand. Bo to było dosłownie – coś; jedna krótka chwila i uderzająca do głowy myśl, że musiała poznać tę kobietę. Żaden zakład, myśl o potrzebie bliskości, typ urody, bo do tej pory Margo miała zupełnie inny ani nawet najseksowniejsze pośladki, które kiedykolwiek widziała.
To było coś.
Coś tak przyciągającego, że nie mogła przejść obok tego obojętnie.
- Nie musisz tego robić w pojedynkę – powiedziała bez przemyślenia, bo przecież nie miała na to dobrej rady. Niby co? Miałaby zaproponować siebie jako towarzyszkę w niedoli? Przecież były tysiące kilometrów od siebie. – Otwórz się przed kimś. To pomaga – dodała, bo choć chciałaby być tym kimś, to nie mogła, przez co poczuła rosnące poirytowanie. Nie rozdwoi się i nie będzie w dwóch miejscach na raz. Nie było też możliwości aby z dnia na dzień rzuciła całe swoje życie. To byłoby zbyt ryzykowne i nierozsądne. Musiała najpierw zawalczyć o to co miała, bo choć obawiała się konfrontacji z Tessą i upadku ich małżeństwa, to nie mogła tak po prostu z niego zrezygnować. Starszy brat nauczył ją walczyć i tak też zrobi, choć z paru perspektyw będzie to walka z wiatrakami; bezsensowna i nieskuteczna.
Poczuła, że przypadkowe wspomnienie o córce wszystko zmieni. Usłyszała to w głosie Beverly i zauważyła także w swoim własnym zachowaniu oraz przyciszonym tonie. Jedna informacja przypomniała im obu o rzeczywistości, której nie mogły ignorować. O tym, że każda z nich żyła w zupełnie innym świecie, w którym nie było miejsca na tę drugą.
Głos obcej osoby po drugiej stronie słuchawki jedynie potwierdzał to stwierdzenie.
Bertinelli wzięła głęboki wdech słysząc o sobie jak o koleżance, ale też szybko przywołała się do porządku. Im szybciej zejdzie na ziemię tym lepiej. Koniec fantazji, marzeń oraz bzdurnej próby zrozumienia, czym było „coś”, co przyciągnęło ją do Strand. To już nie miało znaczenia.
Margo żyła we Włoszech a Beverly w Australii.
Koniec kropka.
Smutek wypełnił ją całą a gardło zacisnęło się nieprzyjemnie, bo wcale nie chciała powiedzieć tego, co kolejno padło z jej ust:
- To dobrze. – Gówno prawda. Ona wcale nie czuła się z tym dobrze, ale to kiedyś minie. Uczucia przychodziły i odchodziły. Czemu teraz miałoby być inaczej? – Dobrze, że masz kogoś, kto ci pomaga i jest blisko. – Pieprzyć poprawność polityczną. Pieprzyć Jen i Tesse.
Potrzebowała paru długich sekund aby zebrać w głowie wszystkie myśli jednocześnie znów pozwalając ciszy wkraść się do ich rozmowy.
Obie – Wzięła kolejny głęboki wdech aby opanować emocje. – chyba wiedziałyśmy, że tak będzie. Ja jestem tutaj a ty tam. – Pora być realistką. Cholerną durną realistką. – Pora wrócić na ziemię, chociaż samo mówienie o tym idzie mi opornie. – Taka jednak była prawda. Trzeba ukrócić to wszystko i stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. To był dobry moment aby zakończyć rozmowę. Dłużej tego nie zniesie. Było jej smutno i przykro z powodu ich obu; tego, że nigdy się nie dowiedzą, co mogło je łączyć.
Beverly.. - Ton głosu Margo świadczył o tym, że ostatni raz przywołuje kobietę. - Szkoda, że nie spotkałyśmy się wcześniej. – Pozwoliła sobie na ostatnie małe życzenie, które nigdy się nie spełniło.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Ciekawiło ją czy biorąc pod uwagę dłuższy odstęp czasu rzeczywiście połączyłoby ją i Margo coś więcej, niż pocałunki oraz sugestywne zbliżenia, podsycające ciekawość. Lubiła całować się z nią, wymieniać spojrzeniami oraz trzymać za ręce, jednak przeniesienie tego wszystkiego na wyższy poziom odrobinę ją stresowało. Po prawdzie, nawet z Jen nie zbliżyła się na tyle, aby mówić o pełnoprawnym stosunku. Czuła, że potrzebowała nieco więcej czasu, niż reszta standardowych ludzi, aby obudzić w sobie pożądanie, ściśle związane z popędem. Lubiła Margo. Uwielbiała całokształt jej osoby i chciała otworzyć się na więcej, pomimo pewnych obaw, skrywanych w środku. Cholerna Tessa mogła mieć lepsze doświadczenie w tych sprawach i… teraz to nie miało większego znaczenia. Co musiałaby zrobić, aby przekonać Bertinelli do siebie, polecieć spontanicznie do Włoch? W najbliższym czasie nie było to możliwe.
Coś zdecydowanie wystarczyło, aby Bev kurczowo trzymała się potencjalnych możliwości, zaprzepaszczonych w Syrii.
- … i na wspólny prysznic.
Czemu to sobie robiła? Czuła, że to idealny moment na podobną wzmiankę, na którą mogłaby się nigdy więcej nie odważyć. Nie dbała o zawstydzenie, łatwiejsze do zamaskowania telefonicznie, niż bezpośredniej rozmowie. Być może chciała w ten sposób przekazać Margo, że również doceniała ich wspólne chwile i wolałaby, aby trwały dłużej.
Nie była również pewna czy chce otworzyć się przed kimś, kto nie był tą konkretną sympatyczną Włoszką, napotkaną na końcu świata. Wiedziała, że trzymanie się tego jednego uczucia będzie kompletnie pozbawione logiki. Nie chciała się nią kierować w tym wszystkim, ale trzeźwe spojrzenie na finał wyjazdu do Syrii pozwoli na ruszenie do przodu. Nie ważne, jak bardzo chciałaby zostać w miejscu, to nie byłoby zdrowe.
Los jawnie z nią pogrywał, co potęgowało uczucie frustracji. Jak na złość nie mogła jej z siebie wyrzucić, przy pomocy sprawdzonych, sportowych metod. Była uziemiona i zawinięta w opatrunki oraz usztywniacze, znacznie utrudniające wysiłek.
Nic nie było „dobrze”. Wiedziała o tym, wręcz wyczuwała namacalnie po sposobnie, w jaki Margo formułowała słowa. Obie oszukiwały się nawzajem w prostych wyrazach, bo prawda byłaby zbyt bolesna. Musiały uciec się do czystej racjonalności, biorąc pod uwagę, w jakich punktach w życiu obie tkwiły. Nie było im razem po drodze i im szybciej to zaakceptują, tym szybciej zaznają spokoju. Margo miała swoją otwartozwiązkową żonę, córkę, a Strand wiszącą na włosku karierę w wywiadzie oraz obrażenia do zaleczenia. Nie dało rady złożyć niczego sensownego z tej chaotycznej układanki.
Korzystała z dostępu do świeżego powietrza, tępo wpatrując się w blok naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy. Był ranek, a u Margo panowała noc. Dzieliło je zbyt wiele kilometrów, aby móc wszystko odpowiednio zgrać w czasie.
Obie miały pecha.
Pokręciła głową, mocno zaciskając usta. Nie chciała schodzić na ziemię. Nie tak szybko. W powietrzu było jej wygodniej, chociaż liczyła się z tym, że w końcu spadnie. Chciała wydłużyć moment dryfowania, co z praktycznego punktu widzenia nie miało sensu.
To nie mógł być koniec. Nie godziła się na to, dlatego musiała dodać coś od siebie, zanim Margo zakończy połączenie, kierowana potrzebą ukrócenia tego, co niewygodne.
- Pisz do mnie, proszę - wymamrotała, chwytając się tej ostatniej deski ratunku. - Nie chcę się żegnać. Pisz, kiedy tylko będziesz chciała. Zawsze ci odpowiem.
Wiedziała, jak ślisko to brzmi. Zupełnie, jakby oferowała zaledwie resztki z tego, co łączyło je w Syrii. Chciała zachować przynajmniej tyle. Czuła, że w przypadku kompletniej ciszy radiowej, zupełnie by zgłupiała. Musiała podjąć próbę, nawet jeśli Margo nie zamierzała z ów opcji skorzystać.
- Proszę, pamiętaj o tym.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Nie spodziewała się, że ta rozmowa będzie aż tak trudna. Nie myślała o niej, kiedy pierwszy raz całowała się z Beverly ani gdy razem spały na małym łóżku. Skupiała się na teraźniejszości niechętnie myśląc o ewentualnej przyszłości, która okazała się mało przyjemnym doświadczeniem. Dawno tak się nie czuła. Rozdarta, smutna, przybita i wypełniona świadomością o utracie czegoś ważnego. To ostatnie było dziwne, wręcz nietypowe, bo od dawna uważała, że miała wszystko czego pragnęła. Parę rzeczy się zmieniło, ale nigdy nie brała pod uwagę, że cokolwiek mogłoby znów rozbudzić w niej tak wiele emocji. Po prostu była pewna, że nie mogłaby sięgnąć powyżej tego co już przeżyła.. a jednak stało się inaczej. Na świecie był ktoś, kto pokazał, że istniało coś jeszcze. Że choć (jak sądziła) weszła na szczyt to za nim był kolejny równie piękny i warty uwagi.
Poczuła napływające do oczu łzy, więc odchyliła głowę do tyłu chcąc zatrzymać je na miejscu. Była w pracy i nie chciała płakać. Wprawdzie dziś było wyjątkowo spokojnie i nikt nie zauważyłby jej zaczerwienionych oczu, ale wolała dmuchać na zimne. Ba, nie obraziłaby się teraz za paru pacjentów, przy których praca odwróciłaby jej uwagę od przykrej rozmowy z Strand.
- Słucham? – Była gotowa się rozłączyć i już lekko odsunęła telefon od ucha z ledwością słysząc proszę wypowiedzianą przez Beverly.
Również nie chciała się żegnać, ale obawiała się, że to nieuniknione.
- To będzie trudne – Przynajmniej na początku. Świeże emocje zawsze ciężko przełknąć, ale z czasem skupiając się na rzeczywistości i otaczającym świecie wszystko to co czuła w Syrii zostanie zepchnięte na dalszy plan. Podobno czas leczył rany i choć jeszcze teraz tego nie wiedziała, to mocno przechoruje informacje o ślubie Beverly. – ale napisze. Jak wrócę. – W Syrii by nie mogła. Tutaj myślałaby tylko o tym, że nie było z nią Strand oraz o chwilach, które razem przeżyły. To było tylko parę dni, a jednak uważała je za bardzo ważne i mocno odciskające się na jej duszy.
- Dbaj o siebie i.. – Spojrzała w dół na swoje nogi skryte w ciemności. – ..bądź szczęśliwa. – Rozłączyła się szybciej niż normalnie podczas typowej rozmowy. Nie chciała przedłużać tej katorgi. W środku okrutnie się męczyła nie z powodu samej rozmowy a przez świadomość, że już nigdy nie zobaczy Beverly. Nawet jeśli obiecała, że napisze maila, to w środku czuła, że na tym koniec. Zostaną im tylko maile a to mało. Dużo za mało.
Ich światy przedzielono grubą kreską. Odseparowano je od siebie i nie dano żadnych powodów do tego aby sądzić, że kiedykolwiek to się zmieni. Będą żyć swoim życiem; rodziną, pracą, znajomymi, nowym hobby i wydarzeniami głównie z okolic ich krajów.
Będą żyć.
Obie. Oddzielnie.
Niepełne.

The End...
..maybe.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ