malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
W takich chwilach czuła, że równie dobrze mogłaby być całkiem naga, bo jego wzrok przepalał ją z taką intensywnością, że była gotowa zakopać wszystkie swoje stereotypy o Amerykanach, którzy nie potrafią wzbudzić w niej żadnego zainteresowania. Najwyraźniej ten całkiem śmiało wymykał się spod tego typu etykietek będąc mężczyzną absurdalnie wręcz przystojnym i budzącym w niej całą masę emocji, jakich nie powinna odczuwać mężatka.
Zacznijmy od tego, że żadna zamężna kobieta nie powinna wychodzić na kolację ze swoim towarzyszem z alkowy, nawet jeśli już sama zdrada małżeńska była czymś złym. Posuwanie tej relacji na inne tory zaś było typowym barbarzyństwem, którego prędzej czy później Julia Crane mogła pożałować. Jak na razie bawiła się całkiem wyśmienicie.
- Nie zostaniemy przyjaciółmi, Rohrbach. Nie zniosłabym cię na dłuższą metę bez seksu- uświadomiła mu dość brutalnie, ale to było raczej zaklinanie rzeczywistości. Wierzyła, że gdy powtórzy to kilkukrotnie, stanie się to prawdą i faktycznie nie wyjdą poza ramy konwencjonalnego romansu, o którym można było w przyszłości zapomnieć. To było lepsze niż zdanie sobie sprawy, że wdepnęła w coś poważniejszego.
Przepiła te rozterki winem i spojrzała na niego uważnie, gdy zaczął swoją tyradę o mężczyznach, a raczej o uciśnionym sobie samym, który został zmuszony do konwersacji, która mogła ograniczyć się do kilku zdań, wymienianych na jednym tchu podczas zmiany pozycji.
- Dobrze wiem, że liczysz na to, że właśnie dzięki temu zaciągniesz mnie do łóżka. Inaczej nie skanowałbyś tak mojego dekoltu z twoim wisiorkiem- posłała mu jeden z tych niezawodnych uśmieszków, które miały uświadomić go, że nie ma do czynienia z głupią kobietą, choć zdecydowanie bardzo zdenerwowaną, gdy wkroczył na grząski grunt jej małżeństwa. Zawartego faktycznie z tych niskich i nieprzystających do niej pobudek, ale do cholery, to jemu nie zdążyła jeszcze zejść opalenizna po miesiącu miodowym, a myślał jedynie o jej ciele.
- Ależ z ciebie pieprzony hipokryta- nie zamierzała więc krygować się ze słowami, choć już wcześniej próbował wycofać się rakiem z tej problematycznej konwersacji. - Dobrze, ja może wyszłam za mąż z wdzięczności, ale ty zrobiłeś to tylko po to, by dać pismakom materiał do pisania na sezon ogórkowy, więc brawo!- i nawet zaklaskała będąc tak wzburzoną, że omal nie wylała na niego wina i nie wyszła z restauracji jak w tych kiepskich melodramatach, o których mogła mu opowiedzieć.
To przeświadczenie, że jeszcze ma mu sporo do powiedzenia sprawiło, że została, choć aktualnie ciskała gromy w jego kierunku podkreślając, że przekroczył jedną z tych niepisanych zasad.
To dlatego nie zamierzała w tej chwili pompować jego pewności siebie i oświadczać, że faktycznie mógł liczyć na oddane grono fanek. Nie, gdy nadal przeżywała jego słowa i gdy dudniły w jej głowie zdecydowanie za długo.
- Mam miłość życia- oświadczyła mu wreszcie, bo i tego powinien być świadom, ale przecież nie o Adamie myślała cały wieczór i nie jego wiadomości wyglądała codziennie zastanawiając się, co się z nią dzieje. Musiała jednak to wnikliwie zaznaczyć, jak i fakt posiadania swojej córki, choć to nie było jej rodzone dziecko. O dziwo jednak nie zamierzała niczego przed nim ukrywać i miała tylko nadzieję, że w pewnym momencie to go nie przerośnie i nie odejdzie od niej… to znaczy nie zrezygnuje z ich seksu, bo on był dla Julii kluczowy, prawda?
- To temat, który po prostu zaistniał w moim życiu. To nie jest moja biologiczna córka, ale jestem jej mamą- wzruszyła ramionami starając się bardzo wejść znowu w rolę tej wściekłej Crane, która przed chwilą chciała go zamordować, ale rozbroił ją tym pytaniem.
Tak bardzo, że wreszcie musnęła palcami jego dłoń i spojrzała na niego dłużej.
- A więc chodźmy- wszak byli młodymi artystami i u stóp mieli tej nocy cały świat.
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
około czterech lat temu

dzień 1
flann
nie odzywasz się, stało się coś?
wszystko w porządku?
dzień 2
hej, martwię się o ciebie
julia?
dzień 2, później
przeciez wiem, że odczytujesz te wiadomości.
crane, na miłość boską, daj chociaż znak życia
dzień 3
julia, proszę, chociaż jedna wiadomość
dzień 3, później
wiem, że jesteś w londynie
jeśli nie odezwiesz się do rana, postawię na nogi cały scotland yard
a wiesz, że jestem do takich rzeczy zdolny
dzień 3, nocą
za chwilę dostaniesz ode mnie pinezkę
[ p i n e z k a z l o k a l i z a c j ą ]
jutro, o 12, tam gdzie zawsze
dzień 4, wcześnie rano
proszę, bądź
wysłano do Julia Crane


Powinno mu być pewnie niedorzecznie wręcz głupio, choćby tak zwyczajnie po ludzku, przed samym sobą. Oto bowiem wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że oto on, król życia - i wszystkich innych uciech wszelkiej maści - został prawdopodobnie wystawiony przez kobietę, w relacji w której to zwykle mężczyznom przychodziło granie na nosie tej słabszej, jak mawiają, płci. Nie czuł jednak żadnego rozczarowania. Zero charakterystycznej dla owego specyficznego porzucenia wściekłości.
Flann Rohrbach się martwił.
Można było uznać go właśnie pewnie za naiwniaka pierwszej wody, on jednak zamierzał iść w zaparte i nadal twierdzić, że poznał Julię na tyle by wiedzieć, że nie należy do grona tych nalostkowych kobiet, które kręcą takie scenki rodzajowe. Pewnie odrobinę na wyrost wierzył, że poza doszczętnie doskonałym seksem łączy ich jeszcze to coś co właśnie powodowało, że wystarczyły trzy dni, w których nie dawała znaku życia, a on sam chodził jak struty. Miał owszem, doskonałą wręcz wymówkę w całym tym śmiesznym lockdownie, był poirytowany wszystkimi tymi środkami ochrony osobistej - w wersji oficjalnej, w wersji oficjalnej mniej, koniecznością spędzania czasu w towarzystwie własnej żony. Tym bardziej, że utknęli w Europie, a przez jakieś kompletnie niezrozumiałe decyzję miejscowych rządów, wcale nie zapowiadało się, by szybko mógł wrócić do domu.
Tęsknił za Stanami jak nigdy wcześniej.
Co było trochę dziwne, bo jedyne co był w stanie sobie właśnie wizualizować to podróż tam z Julią. Wpuścił tą dziewczynę do swojego świata na tyle, że chciał jej pokazać swój Nowy Jork i gdzieś głęboko, skrycie liczył na to, że niebawem stanie się on ich Nowym Jorkiem. Choć właśnie liczył bardziej na to, że oto objawi mu się, jak gdyby nigdy nic, w ich ulubionym londyńskim hotelu i z tym swoim rozbrajającym uśmiechem wciśnie mu jakąś idealną wymówkę z zajętymi (w lockdownie) artystami w roli głównej.
Kiedy faktycznie zobaczył ją na miejscu, poczuł ulgę.
- Julia, odchodziłem od zmysłów - zarzucił cicho, chyba jako jakiś zamiennik innego, bardziej oficjalnego powitania. Nie umiał być oficjalny, nie kiedy zdawał sobie sprawę że tęsknił za tą kobietą prawdopodobnie każdą jedną komórką swojego ciała. Wyciągnął rękę by choć trochę ją do siebie przyciągnąć, tak jak zawsze, i w ramach jakiś bezpiecznych, akceptowalnych społecznie czułości, cmoknąć ją w sam czubek głowy.
Przecież nie mógł jeszcze wiedzieć, jak wiele mogło się zmienić w ostatnim czasie.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Najłatwiej było zrobić coś głupiego. Nie twierdziła, że takie rzeczy nie przyszły jej do głowy- ba, miała wrażenie, że się w niej rozgościły tak bardzo, że przyszło jej dbać o to, by ciągle miały strawę. Nie umiała przecież ot tak ich wypędzić, a wizyta zamieniła się w katorgę, która skutecznie wyłączyła Julię z życia. Ściśle rzecz ujmując to Crane sama się wyłączyła, zgasła jak jedna z tych gwiazd, które nawet po śmierci siedzą na firmamencie nieba, ale już nie świecą własnym blaskiem. To czas za nimi nie nadąża. Miała wrażenie, że w jej wypadku to Flann za nią nie nadążał poszukując dziewczyny, którą już nie była od kilku dni.
Zniknęła, tamta pewna siebie kobieta została rozdarta zupełnie jak jej bielizna i teraz mogła obserwować tylko jej szczątki z bezpiecznej pozycji. Przecież zadbała o to, by nie czuć nic i była wdzięczna tej chemicznej litości, jaką wykazywała nad nią farmacja. Nie dało się inaczej, po raz pierwszy od dawna bała się, że znowu się rozleci i wyjątkowo nie będzie miała co składać, więc pozwoliła sobie o to, by ktoś (coś) inny zadbał o nią.
W końcu nie było innego wyjścia. I choć kilka razy wybierała numer Flanna, za każdym razem zrezygnowana odkładała telefon czując, że to jest bez sensu. Sama ich określiła jako coś absolutnie casualowego, a do tej otoczki jakoś nie składała się próba gwałtu.
Może i nie powinna tak przeżywać, skoro przeżyła już coś gorszego?
Dawno nie czuła się tak kurewsko słaba i dawno tak bardzo nie chciała zniknąć, co było widać w jej stroju, który wprawdzie wpisywał się w kwarantannę, ale już nie w samą Julię. Założyła dres, tenisówki i pierwszy raz od dawna nie pomalowała ust znowu czując się niedorzecznie winna, że prowokowała tego skurwysyna. Mogła wiedzieć, że w niej żadnej winy nie ma, że to zaledwie fatamorgana i przeniesienie, które zdawało się być domeną ofiar, ale nie potrafiła tego tak wyłączyć.
Jak i faktu, że wystarczyło, że zjawiła się w tym hotelu, a Flann ją dotknął, a odskoczyła jak oparzona.
- Przepraszam. Ja… Miałam zły tydzień- gratulacje, brzmiało to jak jedna z tych codziennych katastrof, a nie napaść, która sprawiła, że skuliła się w sobie i zamiast wybrać łóżko (jak zawsze) usiadła sama w zdobionym fotelu przysuwając nogi do siebie i wydając mu niewerbalny komunikat, że tym razem życzy sobie, by ją zostawiono samą.
Ostatnim wysiłkiem tu przyszła i to było wszystko na co stać było tę Julię- tamta siedziała w kącie i naigrywała się z jej bezczynności i tego, że powtarzała tę samą, brutalną historię, która niegdyś niemal ją nie wykończyła.
Wszystko przed nimi, prawda?
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.

Flann Rohrbach nie był nigdy żadnym rycerzem na białym koniu. Nie dla niego było wypatrywanie wśród tłumu dam w opałach i ratowanie ich z największą możliwą gracją. Może wynikało to z wychowania - wszak był totalnym rozpieszczuchem, typowym jedynakiem zapatrzonym w czubek własnego nosa, a może z tego pieprzonego życiowego farta, który czynił z niego idealne, wymuskane dziecko szczęścia? Nie zwykł przywiązywać się do ludzi, ci się pojawiali i znikali, objawiali się czasem rozbłyskiem supernowej i gaśli potem smętnie jak latarnie miejskie, wypierane przez wschód słońca. Nie czuł potrzeby zmiany. Owszem, w jego życiu pojawiła się żona, ale po prawdzie przywiązany nie był nawet do niej. Czasem myślał, że ten cały ślub był mu potrzebny wyłącznie po to, by całe to śmieszne towarzystwo, by cała ta żenująca śmietanka towarzyska - której większość reprezentantów po prawdzie zwykł uważać za zbitek ludzi o większym stanie konta niż IQ - przestała brać go za niepoważnego bawidamka, niezdolnego do ustatkowania. Powinien się teraz sam do siebie w najlepsze do tego zaśmiać, bo oto okazywało się, że oni wszyscy mieli rację, a on był skończonym hipokrytą.
Nie mogło być inaczej, kiedy rzucał wszystko - dosłownie i w przenośni - aby upewnić się, że wszystko było w porządku u dziewczyny, która przecięła jego życie niczym jakaś kometa. Poetyckie to było bardzo, ale coś w tym było, w tej dosłowności tego jak bardzo mógł tracić za nią oczy (i zmysły), i jak bardzo był w stanie wyglądać jej na niebie, które czasami oglądali wspólnie. Tak, rzucał wszystko dla swojej kochanki, ślicznej, młodszej, interesującej, porywającej, rozpadającej go do żywego. Przecież mógł zapomnieć, zostawić tą dziewczynę wśród wszystkich tych wspomnień które były gorące, ale stanowiły już jedynie tło dla wszystkiego tego co przed nim. Julia jednak - co przecież zdążył jej powiedzieć nawet wprost - miała t o c o ś i prawdopodobnie to coś właśnie ściągnęło go do Londynu. Niepokoił się. Był przekonany, nie, on był bardziej niż pewien, że coś musiało się stać i po prostu nie umiał przejść z tym do porządku dziennego. Owszem, czuł się niedorzecznie, niczym jakiś zakochany dureń, kiedy zasypywał ją tak tymi wszystkimi wiadomościami, ale potrzebował chociaż minimum kontaktu, aby upewnić się, że wszystko było d o b r z e.
Wybaczyłby przecież nawet, gdyby postanowiła dać sobie spokój.
Kiedy jednak nie odpisała, a on postawił jej ultimatum, już nie było mowy o jakimkolwiek wycofaniu się. Przez cały dzień - aż do momentu spotkania - czuł pod skórą ten irytujący niepokój, który podpowiadał mu, że zastanie pusty apartament. Czy to złamałoby mu serce? Zapewne mniej niż widok Julii, która wyjątkowo nie przypominała tej dziewczyny, do której przywykł. Czyli jednak miał rację, coś było na rzeczy.
Nie zamierzał jej się narzucać, choć natłok myśli jaki pojawił się w momencie, gdy odsunęła się od jego ręki, zapewne nie będzie mu dawał spokoju przez najbliższe godziny, jeśli nie całe dni.
- Nie przepraszaj - odpowiedział spokojnie, choć odrobinę skołowany. Usiadł na łóżku naprzeciwko niej, tak by być w jednej chwili i blisko, i daleko. - Chcesz o tym opowiedzieć? - zapytał troskliwie, odrobinę pochylając się w jej stronę, by zrobiło się trochę jakby intymnej, by rzeczy które miały być między nimi wypowiedziane mogły zostać tylko między nimi. Żeby mogły być taką samą tajemnicą jak i cała ich relacja. Nie wytrzymał jednak tak długo. Mało elegancko - przynajmniej jak na człowieka którym był - zsunął się na podłogę i uklęknął tuż przed nią. Wyciągnął ręce tak jakby chciał dotknąć jej kolan, jakby sugerował że tylko chce wyprostować jej nogi, o co zresztą, prawie szeptem zapytał krótkim: - Mogę? - a zanim jeszcze zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wręcz czule dodał: - Co się stało? - choć pewnie mógł w tym momencie prowadzić cały monolog o tym, że zawróciła mu w głowie tak bardzo, że wcale nie przyleciał tutaj by kolejny raz zatracić się w jej idealnym ciele, a po prostu zaczynało mu na niej zależeć.
Nie wiedział co przeraża go bardziej - jego własne uczucia czy świadomość, że Julii mogło stać się coś złego.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
trigger warning
post może zawierać opisy gwałtu oraz przemocy seksualnej
Julia Crane zawsze ratowała się sama. Nie wynikało to- przynajmniej początkowo- z przekory i przekonania, że zna się na tym najlepiej. Chodziło raczej o fakt, że jako siedemnastolatka została sama ze swoją traumą. Nie miała innego wyjścia, by przetrwać. Jako kobieta dojrzała rozumiała już, że człowiek nigdy do końca nie wyłączy właśnie tego instynktu, który nakazuje mu przeżycie za wszelką cenę. Nawet mózg zrobi wszystko, by wyprzeć złe wspomnienia bądź dysocjować, ale nie dopuści do tego, by się poddać. A może to jej charakter po prostu wykluczał tę opcję? Nie wiedziała, ale znała się na tyle, by wiedzieć, że i po tym się ogarnie. Przyjdzie moment, gdy Clarence Remington będzie tylko jednym z tych robaków, po których przejdzie się w swoich szpileczkach.
Do tego jednak droga była daleka i poczuła to dobitnie, gdy zapadła się w fotel i na moment zamilkła próbując uspokoić oddech. Nie będzie przecież płakała przed nim jak dziecko albo roztrząsała czegoś, o czym miała zapomnieć. Szkoda tylko, że jak dotąd nie wynalazła na to skutecznej metody i właśnie siedziała wpatrzona w jeden punkt usiłując wyrzucić z pamięci obrazy, gdy ten skurwiel ją dotykał.
Nie pomagała nawet obecność Flanna i jego subtelne pochylenie się w jej stronę, zupełnie jakby tyle wystarczyło- jej widok- by miał zamiar już na dobre obchodzić się z nią jak z jajkiem. Jednocześnie była mu za to wdzięczna, jak i była na niego wściekła. Przecież nic się nie zmieniło, a oni byli kochankami, więc do cholery, jak miała to wszystko ugryźć? Nie wiedziała i gdy rozsunął jej nogi tak, by wreszcie spojrzała na niego z bliska, zaczęła się trząść.
- Nie chcę już nigdy o tym rozmawiać, rozumiesz?! Ani z tobą, ani z nikim innym!- krzyknęła i choć to już było bardziej podobne do temperamentnej Julii, zabrzmiało dość kategorycznie i jednocześnie histerycznie, a przecież Crane nigdy histeryczką nie była. Nie zamierzała się też rozpłakać, więc chciała, by przestać pytać.
To była jedyna opcja, by zachowała twarz, a przecież na tym wciąż zależało jej mocno. Nie mogła i nie chciała być jedną z tych, które pokona takie błahe zdarzenie. Nie powinna tak mówić, nie powinna tego w ten sposób deprecjonować, ale nie potrafiła inaczej.
Wreszcie zacisnęła palce na oparciu fotela.
- Flann, ja… Chcę malować. Zabierzesz mnie do pracowni?- poprosiła cicho i wiedziała, że tak łatwo jej nie pójdzie. Może i nie był jej rycerzem na białym koniu, ale wciąż był osobą, która weszła w jej życie z butami i od tamtej pory stali się sobie bliscy. Nie miała zaś na myśli tylko nieziemskiego seksu i całego fizycznego romansu, a bardziej tę przestrzeń na przyjaźń, która rysowała się między nimi. Nie chciała nazywać głośniej ogromu innych uczuć, które ich połączyły ze sobą, ale o dziwo, myślenie o tym w tej chwili nieco pomagało i po raz pierwszy od dawna nie myślała też o niedoszłym gwałcie.
Flann bowiem nie wyglądał na człowieka, który kiedykolwiek zakochałby się w ofierze, a skoro nią nie była, nie mógł ją wykończyć ktoś taki jak Clarence Remington. Była wręcz tego pewna i ta myśl sprawiła, że nie protestowała, gdy dalej dłoń malarza znajdowała się na jej nodze, a on sam klęczał blisko na kolanach i spoglądał na nią uważnie.
- I nie martw się. Dojdę do siebie- wyjaśniła mu niemal autorytatywnym tonem, ale przecież już ją trochę poznał i wiedział, że przyznanie się do słabości przychodzi jej z trudem. Ba, obecnie wydawało się jej niemożliwe jak i to, że miałaby mu o wszystkim opowiedzieć.
Niby od czego miałaby zacząć?
Że nie chciała?
A jeśli po tych ich wspólnych przygodach i jednorazowym, gorącym seksie stwierdzi, że sama była sobie winna?
Wtedy chyba on złamałby jej serce, a na to zdecydowanie nie była gotowa.
ODPOWIEDZ