Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
To miała być kolacja służbowa, a przynajmniej według oficjalnego komunikatu Aresa do Gabi. Ostatnio między nimi było różnie, głównie przez niego. Oboje wiedzieli, że nie będzie łatwo, z tą różnicą, że on wiedział, dokładnie wiedział jak to będzie, a Gabi wpływała na nieznane wody. Było dobrze, było coraz lepiej i wtedy znowu robił coś, co to wszystko rujnowało, ona mu wybaczała i znowu powtórka z rozrywki. Byli jak niestabilna spółka giełdowa, której wykres zapierdalał do góry w zatrważającym tempie i dobijał do 200% zysku, po czym osiągał swój punkt kulminacyjny, dział się crash i wszystko spadało o 150% i później znów to samo. Zysk, strata, zysk, jeszcze większa strata, jeszcze większy zysk, ale ostatecznie tendencja wychodziła wzrostowa i to chyba było najważniejsze?
Teraz jednak wykres wahał się, raz na plus, raz na minus... aktualnie stali na wzroście, Ares starał się tego nie spierdolić i od pamiętnej (choć pragnął puścić to wydarzenie w zapomnienie) nocy robił wszystko, by Gabi znów mu zaufała. Nie miał niestety zbyt wiele czasu na robienie wielkich rzeczy, ale chociaż próbował nadgonić tymi małymi. Dodatkowo pracował nad swoimi wybuchami agresji, za nic w świecie nie chcąc tego powtórzyć. Wyżywał się na innych, stał się bardziej nerwowy w swoim szemranym środowisku i ludzie, którzy normalnie zostaliby potraktowani prze niego łagodnie, dostawali surowsze kary. Wolał jednak wylewać frustrację na nich, niż na Gabi, może to było jakieś rozwiązanie?
Miał trochę luźniejszego czasu, więc postanowił wykorzystać go na zorganizowanie dla Kwiatuszka niespodzianki, randki rodem z komedii romantycznych które tak lubiła. Postawił na nogi swoich gangusów i przez dwa dni trwały przygotowywania. Ares znalazł osobę, której trzeba było zapłacić za "zarezerwowanie" terenu latarni morskiej na wyłączność, zorganizował skrzypaczkę, kucharza i cały sprzęt, a jego ludzie to wszystko zwozili. Gabrielle powiedział, że będą mieli spotkanie biznesowe, bardzo, bardzo ważne, poza hotelem i musi wyglądać doskonale. Wiedział, że jego kuzynka zadbała o to, by nastolatka wyglądała jak milion dolarów, sama pisała mu, że byli na zakupach ciekawe z czyjej karty skorzystała.... Nawet tego nie sprawdzał, bo jeśli z jego, nie miałby nic przeciwko, wręcz przeciwnie.
Ubrał się na czarno, tak, jak lubił najbardziej i przyjechał na miejsce dwie godziny przed Gabi. Musiał wszystko dopiąć osobiście. Okrągły stolik stał na samym krańcu obiektu, w najbardziej wysuniętym w stronę morza punkcie. Stały na nim dwa talerze, mały flakonik z czerwonymi kwiatami, złote sztućce i mały, złoty świecznik. Od schodów do niego prowadziła droga usypana z czerwonych płatków róż, a w niektórych miejscach stały w białych, zdobnych wazonach kwiaty, oraz spore lampiony, by po zachodzie robiły klimat. Po drugiej latarni kucharz miał rozłożoną swoją przenośną kuchnię, a pomiędzy kucharzem, a stolikiem rozłożona była skrzypaczka. Specjalnie nie wybrał zbyt urodziwej kobiety, żeby Gabi przypadkiem nie była w żaden sposób zazdrosna... Już wiedział, jakie błędy popełniał, szybko się na nich uczył.
Słońce powoli zachodziło, zbliżała się godzina 0. Wysłany przez Aresa kierowca niedługo powinien podjechać pod schody, mężczyzna zerknął na zegarek. Gabi myślał, że wiezie ją za miasto na spotkanie, ale wiedział, że się nie zawiedzie. Dziewczyna była romantyczką, a on jako Włoch miał romantyzm we krwi. Nie raz już zabierał ją na piękne kolacje, czy wypady, ale ten wieczór miał być zupełnie inny. Miał ogromną nadzieję, że niczego dziś nie zepsuje, że wszystko pójdzie po jego myśli...
Czarny mercedes wyjechał zza roku. Ares stał koło latarni, między szczytem schodów, a stolikiem. W rękach trzymał ogromny bukiet z czerwonych róż, a skrzypaczka grała piosenkę w tle, tak bardzo adekwatną do tego, co czuł. Nie była ona przypadkowym wyborem.
Samochód zatrzymał się, a jego kierowca otworzył Gabi drzwi. Ares uśmiechnął się w swój firmowy sposób, lecz w tym uśmiechu było o wiele więcej prawdziwej radości, niż zazwyczaj. Tak samo jego czarne oczy, tym razem nie były spowite mrokiem, a tliła się w nich jakaś iskierka. Doskonale zdawał sobie sprawę, że uszczęśliwi dzisiaj swoją księżniczkę i był z tego powodu.... naprawdę szczęśliwy. Jeszcze nigdy mu na nikim tak nie zależało, zwariował na jej punkcie i wiedział, że jest w niej nieodwracalnie zakochany. Czyniło go to silniejszym niż dotychczas.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Makijaż| Fryzura| Kiecka

Pojawienie się w Lorne Bay kuzynki Aresa troszkę Gabi wstrząsnęło, zwłaszcza po informacji, że mieli być małżeństwem, że ze sobą sypiali, że razem ćpali i robili pewnie masę innych dziwnych rzeczy. Ta ich rodzina była nieźle pokręcona, ale Gabi jeszcze nie wiedziała jak bardzo i ile miała racji w swoich myślach i luźnych żartach z początku znajomości. Gia była bardzo intensywna, przytłaczała swoją pewnością siebie, podejściem do życia, do wydawania pieniędzy, które do niej nie należały...
Kolacja służbowa brzmiała bardzo poważnie i nastolatka strasznie się przejęła, nie wiedziała, czy sprosta zadaniu. Co prawda miała być tylko towarzyszką Aresa i błyszczeć przy nim, zabawiać rozmową towarzystwo i nie robić głupot, ale nie do końca wiedziała, czy podoła zadaniu, by wyglądać jak milion dolarów, którego nigdy nie miała i mieć nie będzie.
Jedynym wyjściem jakie znalazła z tej sytuacji było poproszenie Gianny o pomoc w zakupach, w wyborze sukienki, makijażu, butów i dodatków. Od tej kobiety biła taka klasa, że była praktycznie pewna, że nie zawiedzie jej z tą pomocą. Nie myliła się!
Spędziły na zakupach kilka godzin, zjadły wspólnie obiad, dużo się śmiały i obgadywały Aresa jakby się znały od miliona lat. Dziwnie było się "przyjaźnić" z laską, która sypiała z jej mężczyzną, ale przecież rozumiała, że on ma swoją przeszłość, nie mogła go za nią gnębić, potępiać, oceniać. Trochę martwiła się tym, że kuzynostwo mieszka razem, ale bardzo starała się nie robić żadnych aluzji, nie rzucać kąśliwych uwag, insynuować choćby cień tego, że Ares może na Gianne lecieć. To było bardzo trudne, choć sam Ares jej w tym bardzo pomagał, praktycznie niezwracająca na kuzynkę uwagi, okazując nastolatce bardzo dużo zainteresowania i troski. Od pamiętnej nocy niestety ani razu nie nawiązali intymnej relacji. Ile razy miało dojść do czegoś więcej ,Gabi się płoszyła jak taka sarenka, choć sama Aresa pragnęła jak nikogo i niczego na świecie. Dla niej ta relacja też nie była łatwa, bo ile razy można chować głowę w piasek, udawać, że nic się nie stało, mieć wieczne klapki na oczach. Hm... Dużo, skoro jest się takim naiwnym i cholernie zakochanym.
Ares się starał, bardzo, ekstremalnie wręcz! Praktycznie od kilku dni w ogóle nie krzyczał, nie unosił się niepotrzebnie, rozmawiał z Gabi całkiem normalnie, choć nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu. Może to im było właśnie potrzebne, chwila oddechu, odintensyfikowanie, uspokojenie się. Na Gabi to podziałało bardzo dobrze, zdołała się wyciszyć, zgasić złe emocje i wracała na dobre tory.
Stresowała się tą kolacją, miał jakieś złe przeczucie, że nie poradzi sobie z zagadywaniem Japończyków, że popełni jakąś gafę społeczną, że Ares będzie się za nią wstydził, więc dlatego gdy Gia ją malowała rozbolał ją brzuch z tych nerwów. Robienie makijażu i fryzury zajęło im zdecydowanie więcej czasu niż zakładały i musiała ubierać się w pośpiechu. Dopieranie dodatków odbyło się na chybił i trafił, dobór odpowiednich perfum też - oczywiście, że musiało paść na Good Girl - jak zawsze wieczorem. Kierowca do niej zadzwonił, że już czeka pod hotelem i mogą jechać na miejsce kolacji.
Nastolatka zdążyła porwać ze stołu małą, czarną torebkę kopertową, do której schowała telefon, podziękowała Gigi i mało nie łamiąc sobie nóg, przez to jak wysokie szpilki ubrała, poleciała do lobby hotelu a stamtąd po czerwonym dywanie do limuzyny.
Kto przysyła limuzynę po swoją dziewczynę, z którą ma się zjeść tylko biznesową kolację? Wystarczyłaby zwykła taksówka! Niepojęte... Takie marnowanie pieniędzy!
Gabi miała na sobie bardzo drogą sukienkę, z tyłu wiązaną jak gorset na kilka sznurków, dorwaną w jednym z lokalnych, autorskich butików, która pięknie podkreślała jej kształty, a rozporek był tak długi, że niemal odsłaniał kość biodrową i pasek od koronkowych stringów. Droga wydawała się wlec w nieskończoność... Gabi była jak ten osioł ze Shreka: ale daleko jeszcze? Ale daleko jeszcze czy nie?
Kierowca z niej sobie żartował, rozmawiał z nią swobodnie, trochę podkręcał atmosferę drocząc się z nią i cały czas obserwował nastolatkę w lusterku, wgapiając się w jej piękną sylwetkę, pożerając ją wzrokiem, ale niczego nie próbował, nie było warto. Limuzyna zaczęła zwalniać, kamyczki zachrzęściły pod kołami i w końcu się zatrzymali. Gabi sama chciała wysiąść ale drzwi były zablokowane.
- Nie, nie panienko. Proszę poczekać, otworzę drzwi.- powiedział rozbawiony Roger i wypełnił swoje obowiązki do samego końca. Gabi zerknęła jeszcze szybko w lusterko, czy przypadkiem szminka jej się nie rozmazała, czy nie ma jej na zębach, czy fryzura się trzyma i wtedy wysiadła. Najpierw wystawiła jedną nogę, która przez rozporek w sukience wydawała się całkiem naga, jakby dziewczyna przyjechała bez ubrania. Potem pojawiła się głowa i reszta ciała. Gabi ściskała w ręku kurczowo swoją torebkę. Rozejrzała się uważnie i ten obrazek trochę do niej nie docierał.
W ogóle czuła się w tej sukience tak dorośle, tak cholernie elegancko, tak seksownie, tak bardzo "bogato", że już chyba bardziej się nie dało. Gia też jej trochę nagadała, nachwaliła się ją, tak, że pewność siebie Kwiatuszka była dziś na naprawdę wysokim poziomie.
Rozejrzała się lekko ogłupiała. Kto sypie płatkami róż drogę dla swoich potencjalnych kontrahentów? I wtedy do niej dotarło - to nie była kolacja służbowa. Została wrobiona! Została jej zrobiona niespodzianka na miarę tej, którą przyszykowała dla niego w urodziny. Serce załomotało jej w piersi, z góry słychać było dźwięki skrzypiec. Szybka analiza, szybkie połączenie kropek, mały punkcik na szczycie schodów- czekał na nią u góry, trzymał coś w rękach, to chyba były kwiaty, ale w półmroku ciężko było dostrzec.
Nie... Nie możliwe, absolutnie nierealne. On przecież nie może mi się oświadczyć! Wracam do limuzyny. To się nie dzieje... Nie dzieje się!
Poważnie głupiutka pomyślała o oświadczynach, bo na tych wszystkich romantycznych filmach, na jakich wylewa litry łez, zawsze to tak wygląda. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje! Roger wyciągnął do niej ramię i użyczył go dziewczynie, by pomóc jej wejść po schodach, co w szpilkach było bardzo trudnym zadaniem, bo powierzchnia była dość nierówna, ale dzięki pomocy kierowcy się udało. Ostatnie trzy schodki musiała przejść sama. Nie odrywała wzroku od rosnącego z każdą chwilą Aresa i bukietu wielkości jej trzech głów. Aż musiała zakryć usta dłonią z wrażenia. Dziwne, ale tak na nią patrzył, że poczuła się jakby była naga i uciekła gdzieś wzrokiem lekko zakłopotana kiedy już stanęła przed ukochanym.
- Kolacja biznesowa tak?- zapytała, uśmiechając się lekko, a właściwie drgały jej kąciki ust. Zerknęła na wielki bukiet. Trochę nie rozumiała dlaczego, co się stało, jakby normalnie ją musiał za coś przeprosić, dosłownie błagać o wybaczenie. Dziewczynie dosłownie zaschło w ustach z tych emocji, ona się filmowała, że zaraz dostanie pierścionek zaręczynowy i będzie musiała zdecydować o całym swoim życiu już teraz, kiedy ona nie miała pojęcia o tym, co chce robić jutro, a co dopiero za rok czy pięć lat. \

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie do końca podobały mu się dobre relacje kuzynki z jego laską. Dobrze znał Gigi i nie ufał jej do końca, szczególnie po wymienieniu ostatnio kilku niepokojących wiadomości. Stawał za Gabi murem, więc nastolatka nie mogła mieć żadnych przypuszczeń, że znowu wróci między nogi kuzynki, szczególnie że naprawdę nie był dla niej zbyt miły. Czuł zagrożenie i niekoniecznie seksualne, ale zaczynał bać się, że Włoszka Australijkę trochę nastawi przeciw niemu. Już wiedział jakie są baby, zaraz jej nagada, że ma się szanować i inne tego typu pierdolenie, co oczywiste byłoby dla niego problematyczne. Lubił czasami jeszcze skorzystać z niewinności Gabi, choć coraz rzadziej nią manipulował, wręcz prawie w ogóle ostatnimi czasy. Które były coraz lepsze, pomijając kwestie łóżkowe. No właśnie. Ciężko już mu było zachować jasność umysłu w obecności pięknych kobiet. Testosteron buzował, a on nie miał gdzie go wyładować - wyładowywał się więc na ryjach ludzi. Zazwyczaj ryjach. Miał swoje potrzeby i to nie małe, a teraz chodził jak na szpilkach, ale starał się jej tego nie pokazywać. Nie chciał zasiewać w niej niepewności, ani do niczego zmuszać. Ciekawe, jaką przemianę przechodził, bo jeszcze miesiąc temu albo skoczyłby w bok, albo po prostu ją zmusił, jak z resztą ostatnim razem... Zaczął szanować jej potrzeby i jej uczucia, stała się ważna, pragnął jej chronić. Musiał zrobić wszystko, by mu wybaczyła, by znów patrzyła na niego jak kiedyś i choć nie chciał , by do końca przestawała się bać, bo jednak respekt i lekki strach uważał za dość zdrowy, w swojej pozycji jako mężczyzna w związku, tak.... Widział go w jej oczach za dużo. Szczególnie, kiedy próbował się do niej zbliżyć, kiedy nieświadomie doprowadzała go na skrajność, albo po prostu odsuwała z jakby obrzydzeniem. Musiał się tego pozbyć. Ta kolacja miała być niemym "przepraszam", sprawieniem jej przyjemności, odbudową jakiegoś zaufania. Chciał jej przypomnieć, że potrafi też być czuły i tej czułości nauczył się właśnie przy niej. Może jeszcze nie do końca, ale... robił postępy. Był jej wdzięczny za pojawienie się w jego życiu i zaakceptowaniu go takim jakim jest. Nie robiła awantur, jak inne laski, nie odchodziła od niego, jak robiło się gorzej, wręcz przeciwnie, czuł od niej wsparcie, jakie do tej pory miał tylko w swojej Familii.
Chciał ją przy sobie zatrzymać i tym razem uczył się jak zrobić to bez przemocy. To było takie nowe doświadczenie.
Wysiadła. Długa, smukła noga, zakończona szpilkami, naga, piękna... wyłoniła się z samochodu. Pociągnęła za sobą sylwetkę, której się nie spodziewał której kompletnie nie znał. Serce mu szybciej zabiło, a gula stanęła w gardle, oddech jakby się zatrzymał ciężko w płucach. Zrobiła na nim piorunujące wrażenie i w całym jego życiu udało się to tylko dwóm kobietom. Była jak Bogini, idąca w jego stronę dostojnie, piękna, idealna. Nie mógł oderwać od niej wzroku, stała się jego ideałem, emanowała siłą, pewnością siebie, zupełnie inaczej niż na co dzień, ale ta nowość była cholernie podniecająca, czuł, że maleje, że już nie jest wielką bestią, stojącą nad malutkim Kwiatuszkiem. Kwiatuszek zamienił się w dostojny kwiat. Taki, który należało pielęgnować każdego dnia, rzucać pod stopy czerwony dywan, obdarowywać najdroższymi prezentami świata, nosić na rękach przez próg, otwierać jej wszystkie drzwi,klękać przed nią i całować po stopach. Stała się potężną kobietą, pełną siły i seksapilu. Taką, którą tą bestię trzymała krótko na smyczy, tuż przy swojej...
Te nogi... Sunął po niej spojrzeniem od czubków palców stóp, jej długie, smukłe łydki, soczyste uda, talię, piersi, obojczyki, usta,policzki, nos... oczy. Zatrzymał na nich spojrzenie, zabrakło mu tchu. Miał ochotę klęknąć przed nią i w uniżeniu ze spuszczoną głową podać jej kwiaty jak dar dla królowej. Uniżony sługa... jego kosmate myśli galopowały coraz dalej, ale ona się odezwała, co powiedziała? Nie mógł wyjść z szoku, to było nieważne. Wypuścił głośno powietrze z płuc, które tam ciągle wstrzymywał i pokręcił głową z uznaniem, znów zaszczycając jej sylwetkę spojrzeniem od dołu do góry.
- Wyglądasz.... - Jak? Szukał odpowiedniego słowa. Pierwszy raz w życiu zabrakło mu języka w gębie. Widział wiele pięknych kobiet, potrafiły robić na nim wrażenie, ale ta jedna jedyna była wyjątkowa. Uczucia,które do niej żywił potęgowały jej piękno, była w tym momencie najpiękniejsza na świecie.
- Jak Bogini. - I jak uniżony sługa pochylił się lekko w jej stronę tak,jak to robią Japończycy, oddając komuś szacunek i na wyciągniętych rękach w jej stronę podał kwiaty, złożył jej w darze, prawie tak, jak przed chwila to sobie wyobraził.
- Róże dla mojej Afrodyty. - Czekał aż weźmie od niego bukiet i dopiero wtedy wyprostował się, znów kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Zapominam języka w gębie.... cholera. - Uśmiechnął się w końcu, a oczy aż błyszczały. Czuł narastające w nim ciśnienie, tak cholernie miał ochotę... nie, nie zedrzeć z jej ciała sukienkę, tylko kochać się z nią pod latarnią do białego rana. Musiał na razie nad sobą zapanować. Sięgnął do linii jej szczęki i delikatnie przesunął po nim kciukiem, nie chcąc zniszczyć starannie wykonanego makijażu. Patrzył jej w oczy intensywnie, mogła dostrzec jak bardzo jej pożąda, jakie uczucia do niej żywi. Przysnął się do niej w końcu i uważając na bukiet, złożył na jej ustach pocałunek. Namiętny, ale delikatny, czuły i krótki.
- Czy zjesz ze mną kolację, najdroższa? - Uśmiechał się jak głupi do sera, wysuwając w jej stronę ramię, by mogła go sobie użyczyć. Skrzypaczka zmieniła repertuar, na wolniejszy, bardziej romantyczny, spokojny i cichszy. Stała na tyle daleko, by mogli spokojnie rozmawiać, a na tyle blisko, by było słychać muzykę. Do ich uszu dobiegał dźwięk spokojnych fal na morzu i latających gdzieś w oddali ptaków.
Angelo może i był bezwzględnym, porywczym mordercą z skamieniałym sercem, ale potrafił być romantyczny, otwierając ten głaz dla jednej osoby na świecie. Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Każda kobieta, podkreślam KAŻDA, bez względu na orientację seksualną, identyfikująca się jako homo, hetero czy jako pokrywka od garnka bądź słoik dżemu, marzy o tym, by ktoś patrzył na nią tak jak teraz Ares na Gabi. Jak na ósmy cud świata, jak na najdroższy skarb, jak na coś tak wspaniałego, że nie ma szans na zdefiniowanie tego żadnymi słowami, gestami czy czynami.
Nastolatka słyszała we własnych uszach jak bardzo wali jej serce, słyszała szum krwi, słyszała powietrze przepływające przez drogi oddechowe, jego wzrok mówił wszystko, nie potrzebowała słów, by to wiedzieć. Nie spodziewała się AŻ TAKIEJ reakcji na swoją skromną osobę, teraz lekko speszoną taką intensywnością reakcji Aresa, ale i gdzieś w środku pękała z dumy i tańczyła pokracznego kankana, wydając z siebie okrzyki, które można usłyszeć w amazońskiej dżungli.
Nie trzeba wspominać, że Ares wyglądał zniewalająco prawda? Nie no jednak trzeba... To nie może obejść się bez zachwytu, bo w niczym innym nie prezentował się tak dobrze jak w garniturze. Dobra... Lepiej prezentował się nago, taki władczy i dostojny, ale pomińmy tę kwestię dyskretnie by nie psuć romantycznej atmosfery.
Chociaż nie! Gabi cholernie uwielbia to, jaki jest stanowczy, jak jasno komunikuje, czego chce, uwielbia, jak czasami zamawia za nią w restauracji, bo wie, co ona lubi, kocha, jak przepuszcza ją w drzwiach, prawdopodobnie tylko po to, by pogapić się na zgrabne pośladki dziewczyny, kocha wiele drobnych rzeczy, które przychodzą mu automatycznie, a ona je dostrzega i strasznie ją kręcą, czasami do tego stopnia, że gdy wraca sama do hotelowego pokoju, to jej bielizna jest przemoczona do suchej nitki i ciężko jej utrzymać łapki przy sobie.
Byli dla siebie stworzeni, nie ma innej możliwości, dopełniali się charakterologicznie, on wnosił ogień, ona spokój, a jednocześnie potrafili przy sobie wymieniać się tymi przymiotami, w taki sposób by oboje byli szczęśliwi, choć Gabi wciąż uczyła się jak sprawiać mu przyjemność, podchodząc jak do jeża, zamiast odbyć konkretną i szczerą rozmowę o potrzebach, upodobaniach i najskrytszych fantazjach. Nie potrafiła jej rozpocząć, nie umiała mówić o takich rzeczach, nie potrafiła za nic w świecie powiedzieć, że lubi to czy tamto, a tego nie i już. W kwestiach erotycznych niestety trzeba ją będzie pociągnąć troszkę za język, dosłownie i w przenośni, hehe.
Lustrował ją spojrzeniem, od czubków palców, po koniuszki upiętych włosów. Nikt jeszcze na nią tak nie patrzył, czuła dreszcze błądzące po całym ciele i nie była to wina temperatury, bo ta była idealna. Takie spojrzenie potrafiło onieśmielić, dlatego założyła jeden z wypuszczonych kosmyków włosów za ucho, kiedy padło słowo: "Wyglądasz".
- Nie przes...- chciała powiedzieć, by nie przesadzał, ale się zreflektowała. Zadarła podbródek lekko do góry, cholera widziała się w lustrze, kilkanaście minut temu. Widziała i musiała przyznać mu rację! Tak właśnie się czuła, dokładnie jak Bogini, jakby mogła zrobić wszystko, powiedzieć wszystko, jakby mogła albo zrównać ten świat z ziemią, albo wynieść go na wyżyny perfekcji.
- Wiem, dziękuję.- powiedziała z taką dumą, że nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu, ukazującego rząd równych, białych ząbków. Wyciągnęła ręce po olbrzymi bukiet róż. Okej, tym razem się postarał, bo pachniały już z daleka!
- To niedobrze, bo zaraz będzie ci potrzebny do...- i nie zdążyła powiedzieć do czego, bo stało się to, o czym pomyślała dokładnie w tej sekundzie, o pocałunku.
Nie musiała wspinać się na palce, bo miała naprawdę wysokie szpilki, wiec idąc za jego ruchem, zadarła głowę lekko do góry i wtedy ich usta się spotkały. To był najbardziej romantyczny, czuły i namiętny pocałunek, jaki człowiek może sobie wyobrazić, taki przy którym gasną wszystkie światło, cichną dźwięki, przestrzeń pomiędzy dwojgiem ludzi znika i są tylko ich tańczące wspólnie molekuły. Zaparło jej dech w piersi, miała wrażenie, że jest w ukrytej kamerze, że kręcą jakiś film. Poniekąd trochę tak było, bo fotograf, który robił im zdjęcia, miał być praktycznie niewidoczny i niesłyszalny. Mieć pamiątkę z takiego wieczoru w postaci fotoreportażu to coś pięknego!
Wolną rękę, której nie trzymała bukietu, ułożyła na jego policzku i pogładziła go kciukiem czule i z utęsknieniem, jakby tego właśnie potrzebowała od kilku dni, właśnie takiego pełnego miłości, czułości i szacunku pocałunku.
- Jeżeli kiedykolwiek odmówię zjedzenia czegoś, to oznacza, że jestem chora albo umarłam. Oczywiście Panie Kennedy, zjem z panem kolację z największą przyjemnością.
Ujęła w dłoń brzeg swojej sukienki i dygnęła lekko, jak na prawdziwą księżniczkę przystało, trochę sobie robiąc żarty, a trochę na poważnie. Cóż... Gabi nie umie na poważnie.
Oczy jej lśniły jak tysiąc gwiazd na niebie, policzki się zarumieniły i nawet perfekcyjnie zrobiony makijaż nie mógł tego ukryć. Ujęła jego ramię i pozwoliła się poprowadzić do stolika, gdzie zostało jej odsunięte krzesło w bardzo szarmancki sposób. Muzyka skrzypcowa trochę ucichła, ale dalej robiła klimat, Gabi miała ciarki na plecach. Obserwowała, jak Ares zajmuje miejsce naprzeciwko niej i natychmiast obok nich pojawił się kelner, nalewając im wina do kieliszków. Wszystko działo się perfekcyjnie, chodziło jak szwajcarski zegarek.
- Ares... To wszystko jest... Jak z bajki. Proszę cię, nie zmień się po wszystkim we wstrętną żabę, okej?- uśmiechnęła się lekko rozbawiona i odłożyła wielki bukiet na przygotowany w tym celu stolik, żeby nie przeszkadzał im w kolacji.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Doskonale wiedział, czego pragnął kobiety, ale co najważniejsze, wiedział, czego ona pragnie. Poznawanie drugiej osoby pozwalało na wykorzystywanie później zdobytych informacji. Była to trochę manipulacja, ale skoro sprawiała ona finalnie radość obojgu, to czy była zła?
Obydwoje pożerali się wzrokiem, będąc dla siebie ideałami, jakby ktoś uszył ich na miarę dla tego drugiego. Dostrzegał jej spojrzenie, jak i ona dostrzegała jego. Atmosfera gęstniała, coraz bardziej i bardziej z każdą chwilą, wpływali na siebie niczym iskrownik na zapalnik, wystarczyło tylko troszeczkę, tylko jedna mała iskierka, by uruchomić machinę. Wiedział, wiedział stojąc tam przed nią, że ten wieczór będzie wyjątkowy, nie przyjmował do wiadomości innej opcji. Miał plan i tak jak inne jego plany, musiał zostać ziszczony. Pomimo różnych przeciwności, jakie ich spotykały, oni dalej tu byli, stali na przeciw siebie, zachwyceni sobą na wzajem. O to właśnie chodziło, dokładnie tak to miał wyglądać...
Była taka młoda, ale to mu kompletnie już nie przeszkadzało. Chciał prowadzić ją przez życie, chroniąc przed zagrożeniami, a jednocześnie ucząc wszystkiego po drodze. Chciał, by poczuła się pewnie, by już zawsze czuła się jak dziś, była silną i najlepszą wersją siebie, przy jego boku. Nauczy ją wszystkiego, jeśli tylko przy nim zostanie, nauczy ją samej siebie, a gdy pozwoli do siebie znów zbliżyć, to i świadomości ciała, upodobań, nad którymi już w łóżku pracowali. Była jego najlepszą przyjaciółką, więc i on chciał być jej najlepszym przyjacielem, z którym może porozmawiać o wszystkim, któremu znów bezgranicznie zaufa. Do tego trzeba było czasu, ale on zaczeka. Wiedział, że dla niej warto.
Widział na początku jej onieśmielenie, jak próbowała odeprzeć komplement, ale na szczęście przyjęła go i odpowiedziała tak, jak właśnie teraz powinna. A to czego nie powinna, to ani na chwilę zwątpić w swoja aktualną siłę. Powaliła go, zadała mu cios swoją urodą i wdziękiem, czy to nie wystarczające potwierdzenie tego, że jest Boginią?
Pod której dotykiem nachodził go spokój. Czysty, prawdziwy, naturalny spokój. Najpierw ten wyjątkowy pocałunek, a później drobna dłoń na jego szorstkim policzku. Lubił, gdy to robiła, miała taki delikatny dotyk, bardzo kobiecy i ... wyrozumiały? Nie umiał tego nazwać, ale nie miało to znaczenia, najważniejsze, że przynosiło ukojenie. Tak było i teraz, trochę się uspokoił i wrócił na ziemię z tego intensywnego odlotu.
Zaśmiał się krótką na pierwszą część jej wypowiedzi, a na drugą zareagował wdzięcznym skinieniem głowy, jak na gentlemana przystało. Poprowadził ja do stolika, odsuwając krzesło, robił to już automatycznie i w końcu zasiadł na przeciwko niej, rozpinając marynarkę. Nie odrywał spojrzenia od jej piękne twarzy, skąpanej w pomarańczowej barwie zachodzącego słońca. Jakby myślał, że już piękniej nie może wyglądać, to się mylił. Siedzieli bokiem do morza, kelner lał wino, ale na niego nie spojrzał, skupiają swoją uwagę na towarzyszce. Zaśmiał się cicho i ułożył dłoń na kieliszku.
- Wiesz, zazwyczaj pocałowanie takiej ropuchy znów zmienia ja w księcia. Pod warunkiem, że robi to piękna księżniczka, więc wydaje mi się, że mogłoby zadziałać. - Pociągnął temat, brzmiąc rodem jak z tych tanich tekstów "czy bolało jak spadałaś z nieba". Wychylił w jej stronę kieliszek z winem, wznosząc toast.
- Chciałbym wypić za nas, słońce. Za obietnice, które chce ci za chwilę złożyć. - Uśmiechnął się nieco tajemniczo i po stuknięciu się z nią szkłem, upił trochę trunku. Odstawił kieliszek na bok i sięgnął po jej dłoń przez stół, chwytając ją z wyczuciem.
- Wiem, że bywałem dla ciebie trudnym partnerem i robiłem rzeczy, o których wolałbym zapomnieć. - Głaskał kciukiem delikatną skórę Gabi, wciąż nie odrywając spojrzenia od jej pięknych oczu. - Chciałem ci podziękować Gabi, że... jesteś taka cierpliwa i wyrozumiała względem moich... hm, dewiacji. - Szukał odpowiedniego słowa, ale nawet to nie było adekwatne. - Obiecuję, że niedługo wszystko się wyjaśni. Bardzo ci ufam i to, o czym chcę ci powiedzieć, o mojej historii i o mnie, jest czymś, czego nie wie nikt, dlatego to takie trudne. Wiem, że ciężko ci znowu obdarować mnie zaufaniem i proszę o wiele, ale musisz jeszcze chwilkę wytrzymać. Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby być lepszym człowiekiem i partnerem dla ciebie, dawać ci szczęście, jakie ty dajesz mi. Ten dzisiejszy wieczór to tylko początek. Zasługujesz na najlepsze i obiecuję, że będę traktował cię jak księżniczkę, bo jesteś dla mnie właśnie tak wyjątkowa. - Widać było, że ciężko mu się to wszystko mówi, ale nie dlatego, że te słowa były trudne do wypowiedzenia, ale dlatego, że nie chciał zostać odrzucony. Otworzył się przed nią, jak jeszcze przed nikim, obnażył całkowicie, mogła go zranić, bardzo... nawet nie miała pojęcia jak. Sięgnął ręką do kieszeni marynarki, nie będąc do końca pewien jak zareaguje, ale wyciągnął z niej małe, prostokątne pudełeczko. Płaskie, wielkości telefonu. Przesunął nim po stole i zatrzymał obok talerza.
- Otwórz. - Zachęcił ją. - Nie żartuję Gabi. Pragnę, żebyś miała wszystko o czym zapragniesz. Wniosłaś do mojego życia tak dużo, że sobie nawet nie wyobrażasz... Nigdy nie byłem tak szczęśliwy i wiem, że to błahostka i nie odda mojej wdzięczności, ale... tak jak mówiłem. Ufam ci i chcę twojego szczęścia. - Poczekał aż otworzy pudełko, w którym znajdowała się złota karta do jednego z jego kont, opiewająca na jej nazwisko. - Masz pełen dostęp. Chciałbym, żebyś korzystała z niej do woli. - Ujął kieliszek z winem i posłał jej szeroki uśmiech, upijając trochę trunku. Nie powiedział jej ile jest na koncie, ale mogła sobie zawsze sprawdzić to w banku. Na pewno nie spodziewała się milionów, które tam widniały, ale owszem, były i czekały aż je wyda. Konto było legalne, założone na Aresa Kennedy i podłączone do jego oficjalnych źródeł zarobków.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Cierpliwość to bardzo dobra cnota, nie wszyscy ją posiadają, a już na pewno nie Gabi. Ona jak się na coś uprze, coś sobie wymyśli, to chce to zrobić już, teraz, w tej chwili, bez namysłu i zastanawiania się, czy warto, czy można, czy nie można. Nie ma drugiego tak w gorącej wodzie kąpanego człowieka i totalnie niecierpliwego, z drugiej strony obrzydliwie wręcz ekstremalnie wyrozumiałego względem innych ludzi. Na drugie imię powinna mieć Spontan, na trzecie Kłopoty i to by się zgadzało.
Podobno dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a obojgu im tych chęci nie brakowało, on i tak już się bardzo zmienił, naprawdę i to w tak krótkim czasie! Każdego dnia było tylko lepiej, a dzisiejszy wieczór, choć została odrobinę oszukana, był ukoronowaniem zmian zachodzących w Aresie, jakby chciał jej powiedzieć: patrz, jestem tu, zrobię dla ciebie wszystko, idźmy razem przez świat i się nie zatrzymujmy.
W umyśle Gabi też zachodziły pewne nieodwracalne zmiany, niektóre dobre, niektóre złe, ale suma summarum bilans był dodatni. Nie było dnia, żeby przy Aresie nie czuła się piękna, wartościowa, chciana, widziana i pożądana. Powoli w zapomnienie odchodził ból, lęk, uczucie okropnego zranienia, poczucia wstydu. Rana goiła się bardzo szybko, jakby sam Ares był na nią lekiem, opatrunkiem, szwami, klejem. Czy mogła chcieć czegoś więcej do szczęścia, jak trwać przy nim, sprawiać by codziennie na jego twarzy widniał uśmiech, duma i spokój? Dziwne uczucie, chcieć tego wszystkiego dla drugiego człowieka, nie koniecznie pragnąc tego dla samej siebie, ale wiedziała jedno i było to może trochę egoistyczne, ale: jeśli to czego pragnie się ziści, to i ona to otrzyma.
Zerknęła na ułamek sekundy w stronę zachodzącego słońca, wsłuchała się w szum fal uderzających o kamienisty brzeg. Gdzieś w oddali mewy wydawały z siebie ostatnie okrzyki przed pójściem spać. Świat chylił się do snu, a oni wydawali się dopiero rozpoczynać życie, jakby w tym mroku mieli tańczyć do świtu i razem go powitać.
Golden hour... Piękne chwile na zdjęcia, których już zostało zrobionych z tysiąc, jak nie więcej. Gabi miała wrażenie, że przez szum fal czasem przebija się charakterystyczny dźwięk spustu migawki, ale uznała, że to się jej wydaje, że jest zwyczajnie zbyt dużo emocji i jej mózg coś sobie ubzdurał.
Obserwowała, jak Ares odpina marynarkę, w duchu modląc się, o to by zrzucił z siebie każdą część garderoby, włącznie ze skarpetkami, jeśli takowe ubrał. Na to chyba będzie musiała poczekać do czasu, aż skończą jeść deser, bo chyba był jakiś przewidziany? Błagam... Niech będzie jakiś deser! Ona jadła dziś tylko mały obiad, bo z nerwów miała ściśnięty żołądek i czuła, że potrzebuje cukru, dużo niezdrowego, obrzydliwego cukru.
Nastolatka zaśmiała się, odchylając lekko głowę do tyłu, jej ręką automatycznie znalazła się na czaszy kieliszka, jakby ten ruch był wyuczony, wystudiowany, ale zadział się sam.
- Wiesz co... Już raz pocałowałam tę ropuchę i zmieniła się w księcia, przypuszcza, że drugi raz mogę nie mieć tyle szczęścia. Lepiej nie ryzykować, więc serio... Masz zakaz zmieniania się w żaobolca.- pogroziła mu palcem, na którym spoczywał piękny pierścionek z prawdziwym brylantem, a na nadgarstku swobodnie zawieszona była bransoletka, również z diamentami. Ares mógł znać ten komplet, włącznie z naszyjnikiem, który tak pięknie układał się na szyi Gabi i pięknie spływał po klatce piersiowej, kończąc się małą zawieszką z lierką G, z diamencikiem w nią wtopionym. To należało do Gianny, to był prezent od Aresa z dawnych lat. Kuzyneczka podarowała to Gabi, nie pożyczyła. Podarowała biżuterię wartą kilkadziesiąt tysięcy.
Glass skamieniała, co on właśnie powiedział? Obietnicę? Toast za obietnicę? Usłyszała brzdęk szkła o szkło i zupełnie machinalnie, jakby ten dźwięk to sprawił, uniosła kieliszek do ust i upiła łyk trunku. Mimo iż wlała do gardła sporą ilość płynu to jej w nim zaschło a źrenice mocno się rozszerzyły.
Nie możliwe, wiedziałam...wiedziałam, a mówił, że tak nie będzie! Sam się z tego śmiał, to nie może być prawda, nie może się oświadczyć, ja piórkuje, ja pierdzielę, JA PIERDOLE! Nie jestem gotowa, nie jestem na to gotowa, więc lepiej, żeby to cholera nie były żadne oświadczyny. Przysięgam Kennedy, jeśli to zrobisz...
I wyrwał ją z tych natrętnych myśli swoimi słowami, dotykiem na dłoni, za którym powiodła wzrokiem i zapatrzyła się na ich ręce na chwilkę, bo to był prześliczny widok. Jeżeli coś mogło wyrwać jej serce z piersi, to było ono same, bo łopotało w niej, jakby chciało uciec.
- Ares...- zaczęła coś mówić, ale on ciągnął dalej, spokojnym tonem, choć widziała, że wywalanie z siebie tylu słów, tylu uczuć, tak ważnych zdań wcale nie jest dla niego proste, dlatego ścisnęła lekko jego rękę, słuchając uważnie i starając się wyciągnąć jakieś wnioski. Czy ona zawsze musi płakać? Czy jej oczy zawsze muszą napełniać się cholernymi łzami? Ona ryczy ze szczęścia, ze smutku, złości, bezradności i wzruszenia, a teraz była wzruszona, pociągnął za taką strunę w jej małym, wielkim serduszku, że cała aż zadrżała. Starała się zapamiętać każde słowo, każdy przecinek, kropkę w tych zdaniach.
I wtedy wyjął zza marynarki pudełeczko.
NIE...- aż przyłożyła rękę do ust ze zdziwienia, oczy szkliły się od łez wzruszenia i wszystko działo się tak szybko, a za razem wolno... Jakby widziała całą tę scenę w zwolnionym tempie, jakby słowa Aresa były mechanicznie spowolnione. Te emocje były nie do zniesienia. Oczami wyobraźni już widziała w tym pudełku co najmniej trzy różne pierścionki, położone na płasko, by mogła sobie wybrać ten, który najbardziej jej się podoba.
Zapatrzyła się na Aresa, widać było, że nie dowierza w to co się dzieje, że nie może pojąć tym swoim małym rozumkiem, co się właśnie dzieje. Przeniosła zalęknione spojrzenie na pudełeczko, znów na Aresa. Zachęcił ją do otwarcia go, ręce jej dygotały gdy to robiła. Jej oczom ukazała się metalowa, złota karta z grawerunkiem, numeru oraz jej nazwiskiem, solidna, ciężka... Czy ona naprawdę była ze złota czy tylko metal, z którego była zrobiona je imitował. Zamrugała kilka razy i poczuła... Ulgę? Tak. To była ulga, momentalnie przestała być taka spięta, wypuściła z płuc powietrze i drżącą ręką wyciągnęła kartę z pudełeczka. Co ona miała mu powiedzieć... Tak pięknie do niej mówił, a tej wiecznie rozgadanej dzierlatce zabrakło słów, jakby zapomniała w jaki sposób używać języka, tak jak Ares kilka chwil temu jak ją zobaczył. Zrobiło jej się gorąco i zimno jednocześnie. I była w stanie wydusić z siebie tylko kilka słów.
- To znaczy... To znaczy, że nie muszę już pracować? Naprawdę nie muszę?- zapytała z niedowierzaniem w głosie i znów patrzyła to na Aresa, to na kartę kredytową, na której tafli pięknie połyskiwały promienie zachodzącego słońca. Brawo Gabi... Chłop się tu spuszcza, wywala milion słów, mówi tak pięknie, tak... Spokojnie i cierpliwie, a ty jesteś w stanie tylko zapytać, czy to znaczy, ze nie musisz już więcej pracować? Brawo Glass, BRAWO! Brawa dla tej pani za jakże wielki zasób słów i błyskotliwą odpowiedź. Cóż... Dziewczyna jest w szoku. Myślała, a raczej panicznie bała się, ze to oświadczyny a teraz gdy odetchnęła z ulgą to jej mózg postanowił spłatać figla i wyprodukować najmniej romantyczne zdanie świata.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Gdyby miał wskazać ulubione hobby Gabi, to byłoby to zdecydowanie jedzenie. Nie miał pojęcia, jak dziewczyna to robiła, że tyle jadła, a tak wyglądała, ale tak. Wiedział i kazał przygotować dużo jedzonka, żeby sobie księżniczka mogła wybrać czego chce i jadła do woli, aż pęknie! No może nie pęknie, liczył, że jeszcze będzie miała później trochę siły na... oczywiście spacer po pobliskiej plaży, bo co innego?
Zaśmiał się na jej wywód o żabie pokręcił głową. Doskonale wiedział o czym mówiła i niestety nie mógł jej tego obiecać. Mógł obiecać tylko tyle, że postara się tego nie zrobić, bo niestety nadal sobie do końca nie ufał.
- Dzisiaj obiecuję. - Przyłożył sobie rękę do piersi, czując, że akurat to może powiedzieć. Co mogło zniszczyć tak piękny wieczór? Chyba tylko oni sami, ale byliby głupi, gdyby to zrobili. Ares był w takim humorze, był o dziwo tak spokojny, że nie wyobrażał sobie, by cokolwiek mogło to zmienić. Nie. Dzisiaj miało być idealnie.
Jego wzrok padł na biżuterię dziewczyny i miał wrażenie, że skądś ją zna. Sięgał pamięcią i sięgał, ale podarował w życiu tyle biżuterii, że nie sposób mu było jej zapamiętać. Dopiero, gdy zwrócił uwagę na charakterystyczny naszyjnik, połączył fakty. Pytać, czy nie pytać? Pewnie jej pożyczyła... to miło z jej strony w sumie. Dziwne jak nie Gigi. Jednak zostawił ten temat, może później do niego wróci. Teraz.. były rzeczy ważniejsze.
Łzy w oczach Gabi zawsze (gdy nie był w furii) sprawiały, że czuł smutek. Nie chciał ich widzieć, nawet jeśli teraz widział, że pojawiły się tam z czystej radości. Wyglądała na cholernie wzruszoną, tym co powiedział? Jej zaskoczenie i zachowanie... Gabi lubiła romantyczne zachowania, ale wydawało mu się, że trochę przesadza.
Wtedy połączył kropki. Romantyczna kolacja, róże, piękne stroje, niespodzianka, skrzypaczka, kelner, zachód słońca ona myśli, że jej się oświadczam.... oj Gabi, mam nadzieję, że cię nie rozczaruję. Nie był na ot gotowy i nie wiedział, kiedy będzie i o ile do tego dojdzie, patrząc na niepewność ich związku, ale na pewno nie teraz. Analizował każdy jej ruch, nawet ten najmniejszy. Wielkość źrenic, ruch klatki piersiowej, liczył ilość wdechów, obserwował skórę i poruszające kończyny. Czytał z mimiki jej twarzy, przewiercał ją na wylot. Wykorzystał swoje umiejętności, które nabywał jako nastolatek ze swoimi nauczycielami i.... Chyba jej ulżyło, gdy zobaczyła kartę? Najpierw wydała się szczęśliwa, że to zrobi, a później jednak jej ulżyło? To przecież niemożliwe, żeby źle coś odczytał.... ale ta dziewczyna była pełna sprzeczności i nigdy chyba nie przestanie go zaskakiwać. Stwierdził, że o tym nie wspomni, żeby oszczędzić im dziwnej rozmowy i zepsucia atmosfery, jeśli powie, że raczej nie zamierza podejmować aż tak radykalnych kroków.
Zamrugał, jakby znów zaskoczony jej zachowaniem, a raczej słowami, które wypowiedziała. Siedział chwilę w ciszy i patrzył na nią, jakby coś analizował. Nagle parsknął śmiechem i schował twarz w swoich dłoniach jesteś niemożliwa Glass. Tylko ona mogła tak zareagować. Pokręcił głową i uniósł na nią spojrzenie, ściągając dłonie z twarzy, mogła dostrzec jak bardzo jest rozbawiony.
- Aż tak nie lubisz ze mną pracować? Wiesz, jesteś chyba jedyną kobietą, która myśli w ten sposób, zamiast ciągnąc ze mnie hajs i z pracy odkładać na prywatne konto, a tak w razie czego żeby mieć woje oszczędności, to chcesz zrezygnować. - Pokręcił znów głową - Ale to dobrze! - Doda szybko. - Bo to znaczy, że jesteś mnie pewna. - Poruszył brwiami i poruszył się na krześle. Kucharz podjechał z tacą pełną jedzenia, wykładając je na stół. Owoce morza, wołowina, makarony, sałatki, różnego rodzaju przystawki, sery, wędliny zostały im zaserwowane. Rozmaitości, jak zawsze. Ares przez cały ten czas nie spuszczał wzroku z Gabi. Lustrował ją spojrzeniem, nie mogąc napatrzeć na to, jak pięknie wyglądała i myśląc o tym, co przed chwilą powiedziała. Kieliszki zostały dopełnione winem i znów zostali sami.
- Nie zmuszam cię do pracy w hotelu. Jeśli chcesz odejść, możesz to zrobić choćby jutro. Trochę będzie mi szkoda, bo lubię z tobą pracować i uważam, że dobrze ci idzie na tym stanowisku, ale... jeśli wolisz odejść, korzystać z życia, dbać o siebie, świetnie się bawić i po prostu żyć z moich pieniędzy, będzie mi miło, że mogę ci to wszystko zasponsorować. Chcę tylko twojego szczęścia Kwiatuszku. Nie będę cię ograniczał. Jak dla mnie nie musisz pracować, będę miał cię częściej dla siebie. - Zauważył sprytnie i sięgnął po krewetki w sosie chilli, nakładając ich kilka na swój talerz. - Więc tak. Możesz nie pracować i żyć jak księżniczka w moim pałacu, będąc po prostu piękną i pachnącą. - Zaśmiał się, dokładając nieco sałatki na talerz. Gdyby odeszła z hotelu.... to chyba by się do niego wprowadziła? Jakoś wydawało mu się to naturalne. Nie wyobrażał sobie, by wróciła do matki. Chyba, że nie będzie gotowa i coś wynajmie, ale to wydawało mu się po prostu bez sensu.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Nie chciała pękać! Nie chciała być jak ten wieloryb przewożony przez miasto i wybuchnąć na środku stacji benzynowej przez gazy gromadzące się w ciele. Ten wieloryb był wszędzie, w drobniutkich kawałeczkach, rozbryzgał się w promieniu kilometra.
Dobrze, dziś byłaby wyjątkowo pięknym pękającym wielorybkiem, ale po co, skoro mogła żyć i cieszyć się z każdej sekundy, jaką spędzali wspólnie?
To zaskakujące jak swobodnie się czuła, jedząc niezliczone ilości kalorii przy mężczyźnie, dla którego chciała być najpiękniejszą istotą na tej planecie i jeszcze najlepiej kilku przyległych. Batoniki, fast food, litry wlanej w siebie coli, soków, glutenu, laktozy — to wydawało się nie mieć końca, a co ciekawe — przenigdy nie miała żadnej rewolucji żołądkowej. Brzuch ze stali, nic jej nie zwali z nóg, także bez obaw nie wybuchnie. Dziś będzie dystyngowaną damą, która nie będzie wpierdalać tylko się kulturalnie posili, bo przecież ta kolacja nie skończy się na samym jedzeniu, słodkim buziaczku w policzek i odstawieniu Gabi do hotelowego apartamentu. Zdecydowanie nie, nie mogła! Gabi byłaby bardzo zaskoczona, gdyby tak się stało, bo czuła się już gotowa. Rozpuścił jej serduszko, odzyskał do niego klucz. Wróć... Serduszko miał już dawno, ten klucz był kluczem do pasa cnoty, który sobie sama założyła.
Nie miała pojęcia, że jest tak dogłębnie analizowana, że Ares wie co ona myśli, czego się spodziewa i jak bardzo jej ulżyło widząc, że to jednak nie to, co chodziło jej po tym wiecznie nadmiernie myślącym łebku. Gdyby byli na innym poziomie zażyłości, gdyby nie wiedziała, że Ares ją kocha i faktycznie chce z nią być, to obraziłaby się za tę kartę, strzeliłaby widowiskowego focha! Zapewne uniosłaby się moralnością, nawrzucała mu, że nie jest dziwką, którą może sobie kupić, ale to była inna sytuacja.
I poniekąd kręciło ją to, że teraz faktycznie stał się jej Sugar Daddy i to z jakim przytupem!
Ale przepraszam, co go tak właściwie bawiło? Gapiła się na niego, próbując zrozumieć ten śmiech, ale miał piękne oczy gdy się śmiał... Kochała te tańczące w nich iskierki, a może była to wina migoczących lampionów albo niknącego słońca? Śmiech jest zaraźliwy, dopiero po tym jak wypowiedziała swoje myśli na głos, dotarł do niej ich absurd i też zaczęła się śmiać. To zawsze dzieje się SAMO. Gabi to stan umysłu, tego się nie ogarnie choćby się próbowało.
- Lubię, ale... Ale ja się chyba duszę w takich sztywnych obowiązkach i powtarzalności czynności.- powiedziała zupełnie szczerze i faktycznie od jakiegoś czasu tak było. Praca na początku była ekscytująca, bo wszystko było nowe, nieznane a teraz, gdy już się wdrożyła, wyrobiła schematy działania, zwyczajnie zaczęła się nudzić, do tego stopnia, że czasami ucinała sobie drzemki przed monitorem.
- Jakie "w razie czego"? Nie przewiduję żadnego "w razie czego". Jesteś na mnie skazany. A nawet jeśli stanie się jakaś apokalipsa, atak klonów czy inny armagedon, to przecież wiesz, że pieniądze dla mnie nie są ważne. W sensie... Są ważne dla każdego i niby nie dają szczęścia, ale rzeczy, które można za nie kupić już tak, ale tak naprawdę nie to się liczy. Znaczy... Cholerka... Wiesz, o co mi chodzi prawda? Powiedz, że wiesz...- spojrzała na Aresa lekko spanikowana, że nie załapie jej toku rozumowania, że zgubi się w nim tak jak ona sama i już w końcu nie wiedziała co chciała powiedzieć. Założyła rękę na kark i się po nim lekko pomasowała zakłopotana swoją paplaniną i bardzo zagmatwanym tokiem myślowym i zaśmiała się nerwowo.
Jak tak gadała to na stole zaczęły pojawiać się pyszności, dobrze... Miała na czym skupić wzrok, szukając odpowiedzi w martwych oczach krewetek i homarów, ale oczywiście jej tam nie znalazła.
Cudownie, że miał takie podejście, że tak się cieszył z tego, że może dać jej szczęście, a najszczęśliwsza będzie u jego boku, wiecznie blisko, najlepiej to wlepiona w jego ciało jak miś koala. Ciągle miała wrażenie, że go kosztuje, zbiera łyżeczką jedynie wierzchnie warstwy i nie jest w stanie dokopać się do wnętrza tego pysznego człowieka. Nie mogła się najeść, wiecznie była głodna, chciała więcej, mocniej, głębiej, intensywniej, poznać słodki smak, słony, gorzki, kwaśny i znów słodki, i tak na okrągło.
- I tak o to Ares Kennedy został tym, kim marzył od lat... Został Sugar Daddy postrzelonej nastolatki, która jest leniuchem i nie chce jej się pracować. Został Sugar Daddy, żeby panienka mogła obok niego błyszczeć i cieszyć się życiem. I żyli długo i szczęśliwie w Lorne Bay.- zaintonowała takim tonem, jakby opowiadała bajkę i zaczęła się śmiać tak wesoło, że aż stolik się zatrząsł. Promieniała, ona naprawdę się z tego cieszyła! Była w tym momencie jak mała bomba atomowa, która jak wybuchnie, to pociągnie za sobą setki istnień, ale w pozytywnym sensie, bo zarazi radością pół świata. Nałożyła sobie na talerz ogromną porcję risotto, zapominając, że dziś miała się posilić a nie nawpierdalać, ale to było silniejsze od niej. Wzruszyła ramionami i dorzuciła sobie jeszcze kurczaka i jakieś sałatki, nawet trochę zdążyła skubnąć i wtedy spadła kolejna bomba. To było chyba lepsze niż oświadczyny, zakrztusiła się ryżem, ale tak szybko jak zaczęła, tak szybko skończyła. Wstała z impetem, tak, że krzesło za nią się przewróciło.
- Ale... Ale, że co? Że mam się do ciebie wprowadzić? Że mamy mieszkać razem? Tak na poważnie, poważnie? Że ja?- wskazała na siebie palcem- U ciebie? Że miałabym się budzić u twojego boku?- wskazała paluchem na niego. I tyle było z tej elegancji...
- Chyba mi słabo...- przeszła na drugą stronę stolika i udała, że mdleje, ale tym samym klapnęła Aresowi na kolana i objęła go za szyję jedną ręką, a drugą ułożyła na jego ramieniu.
- Żartowałam. Ty mówisz poważnie? Mamy zamieszkać razem? Nie żartujesz sobie ze mnie? Ani trochę? Bo jeśli to jest żart i zaraz mi powiesz, że to jest jakiś sen, albo jesteśmy w ukrytej kamerze, to naprawdę zemdleje.- oświadczyła bardzo poważnie i wpatrzyła się w Aresowe oczy. Rękę z ramienia przesunęła na jego szyję, potem po linii szczęki na brodę i zasugerowała delikatnie by uniósł głowę nieco wyżej.
- Przecież ty ze mną nie wytrzymasz. Jestem okropną bałaganiarą, okropną... Lubię siedzieć w nocy i spać do południa, ciągle coś psuję i mam całą masę innych wad, które większość ludzi wyprowadza z równowagi. Nie możesz chcieć mieć mnie przy sobie 24 godziny, siedem dni w tygodniu.
Była tak podekscytowana, w takim szoku, w takich emocjach, że paplała i paplała i gęba się jej nie zamykała, a to był tylko początek słowotoku. Ona się dopiero rozkręcała.
Puściła jego podbródek i zmarszczyła śmiesznie nosek, zawsze tak robiła jak nad czymś intensywnie myślała, jak trybiki w jej głowie obracały się z trudem.
- Ma to też dobre strony, jakby nie patrzeć... Seks z rana, seks na lunch jak wpadniesz go ze mną zjeść, seks na obiad i na kolację i jeszcze ze dwa razy w ciągu nocy, może jeszcze na podwieczorek...- tak to miało ręce i nogi, aż pokiwała głową z dumą i uznaniem nad swoim tokiem rozumowania. Cóż ona poradziła, że seks to jeden z dwóch sportów jakie lubi uprawiać... No dobra, trzech. Jazda konna, skakanie pilotem po kanałach w tv i właśnie seks, ale ten to polubiła dopiero przy Aresie.
- Dobra, jak tak stoi sprawa to chyba się dogadamy. Nie mogę się doczekać aż powiem o tym....- w porę ugryzła się w język. Nie chciała psuć atmosfery, nie teraz kiedy siedziała na kolanach ukochanego i debatowała tak naprawdę sama ze sobą nad bardzo ważną kwestią jaką było zamieszkanie ze swoim mężczyzną.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Córeczka tatusia nabierało zupełnie nowego wydźwięku, ale tak, jego też to kręciło. Jarało go wydawanie pieniędzy na laski, od zawsze. Czuł się wtedy taki... mocno uzależniający je od siebie, pieniądze to władza, a władza to pieniądze. Każdy lubi i hajs i władze, a jak nie lubi, nie może nazywać się mężczyzną - Angelo Coello.
Tak, czy inaczej poczucie kontroli było jednym z jego ulubionych odczuć i mimo, że dał jej własną kartę z pełnym dostępem do swojego konta i mogło to pozornie wyglądać po prostu na wolność, to nią nie było. Nie zamierzał kontrolować ile wydaje, dopóki nie zaczną znikać sześciocyfrowe kwoty, niech szaleje. To po prostu zwykłe poczucie się, że jest w jakiś sposób zależna, bo gdyby nie on, to by tych pieniędzy nie miała. Nie robił tego po to, by zamknąć ja w złotej klatce, choć może tak to wyglądać po tej wypowiedzi, robił to, bo chciał, żeby była szczęśliwa. Jednak wiązały się z tym dodatkowe profity i byłby głupi, gdyby o tym nie wiedział. Dał jej wybór, podejmowała go całkowicie świadomie, szczęśliwie, bo kto by się nie cieszył na taką możliwość? Podejrzewał, że prędzej, czy później znudzi jej się takie życie, ile można siedzieć w domu, bawić się i wydawać pieniądze? To uszczęśliwiało na chwile, ale długoterminowo mogło narobić więcej szkód niż pożytku. Gabi była jednak młoda i z młodości trzeba było korzystać, a z kim mogła korzystać z nią bardziej niż z przyszłym Ojcem Chrzestnym Cosy Nostry? Jeszcze tego nie wiedziała, ale nie musiała o tym wiedzieć, żeby znać Aresa Kennediego, który bardzo mocno przypominał Angelo Denaro, w końcu.... to jedna i ta sama osoba.
Niestety Angelo Denaro nigdy nie pozwoli, by jego żona pracowała u obcych. Albo będzie bawić się z nim w jednej piaskownicy, albo mogła zapomnieć o pracy. Niestety Gabrielle Glass jeszcze tego na dzień dzisiejszy nie wiedziała.
- Rozumiem, serio mała. - Rozumiał. Była młoda, chciała szaleć i jeśli praca miała być praca, to pewnie miała też być szalona jak i ona, a u niego w hotelu, cóż, poza kręcącymi czasami afery gośćmi, mało co się ciekawego działo.
Kącik jego ust drgnął ku górze.
- Wiem. Po prostu nie jesteś ze mną dla pieniędzy. - Tyle wystarczyło, ale tylko ona potrafiła z krótkiego złożonego zdania zrobić dwieście podrzędnie złożonych. Wielu ludzi mogło pomyśleć, że właśnie na tym opierał się ich związek, ale Ares miał do tego pewność i wiedział, kiedy dupa chce hajsu, a kiedy chce czegoś więcej. Gabi po prostu miała dodatkowy przywilej ze związku z nim, ale nie był to główny czynnik, dla którego zainteresowała się jego osobą. Wiedział. To się po prostu czuło. Dlatego dał jej dzisiaj tę złotą kartę.
Śmiał się razem z nią na wzmiankę o sponsoringu. Faktycznie go to kręciło, ale czy było jego marzeniem? Niekoniecznie, ale to było do niego tak cholernie podobne, że trafiła w sedno.
- Piękna bajka, a wiedziałaś, że jest parta na faktach? - Udawał powagę, unosząc brwi i przytaknął głowa dla podkreślenia prawdziwości tych słów. Znów się zaśmiał i zajął swoim jedzeniem, był głodny jak niedźwiedź. Zajadał krewetki, jakby z tydzień nie jadł, ale tego to się nie spodziewał...
Krzesło upadło głośno na ziemie, aż sam drgnął, patrząc szybko w jej stronę, ledwo nie dławiąc krewetką. Już się podrywał, by jej pomóc, ale ona nie upadła, tylko to krzesło. Przełknął więc krewetkę, lekko wystraszony, czy coś się nie stało...
- A coś w tym złego? - Trochę chyba jednak jej nie rozumiał. Marszczył brwi, patrząc jak idzie w jego stronę i wyciągnął do niej ramiona. Było jej słabo na serio, czy tylko udawała? Jasne, że udawała, pokręcił głowa, trzymając ja w ramionach i cmoknął trzy razy.
- Oj mała mała.... - Odebrała teatrzyk na miarę Oskarów! Objął ją ramieniem za plecami, a druga rękę ułożył na jej nagim, soczystym udzie. Dziewczyna gangstera.... Przypomniał mu się jej wpis z instagrama pod zdjęciem z bronią, o którą się tak wkurwił. Cóż Teraz wyglądała jak rasowa laska mafiozy, 100%.
- Tak, tam jest ta kamera. - Wskazał brodą na latarnie morską, ale nie dał rady być poważny, uśmiechnął się kącikowo i słuchał jak dalej w jakieś dziwnej panice.... pijana szczęściem? Mówi i mówi i mówi. Patrzył na nią i uśmiechał się bez słowa, czekając aż skończy. Przytakiwał jej z uniesionymi brwiami, gdy tak wymieniała wszystkie swoje wady, jakby się z nimi totalnie zgadzał. Było to jednak sarkastycznie przytakiwanie, bo tak szczerze mówiąc, właśnie za to ją.... kochał.
- Kurde... faktycznie. Brzmi jak koszmar! - Odezwał się dopiero, kiedy skończyła mówić o tym seksie, ale słuchanie o tym było cholernie bolesne... czuł to każdą komórką swojego ciała, aż wyprostował plecy i napiął się, bo wyobraźnia galopowała... Seks. Tęsknił za seksem, a ona tak bezczelnie rozpalała wyobraźnie. Jeszcze chwila, a wziąłby ją na tym stole, absolutnie nie przejmując się towarzystwem skrzypaczki, czy kucharza.
Już chciał zaczął mówić o tych jej niby wadach, ale powiedziała coś, co go zaniepokoiło nieco. Zaniepokoiło tylko dlatego, że urwała tą wypowiedź, jakby coś przed nim ukrywała.
- Opowiesz... komu? - Zagaił, ale starał się nie rozjuszać, nie mógł się denerwować, miało być miło...Angelo weź się w garść. Tak, musiał, zdecydowanie musiał wyjść jakoś z tej sytuacji.
- Twojemu ojcu? - I nagle uśmiechnął się diabelsko. Musieli mu powiedzieć. To już czas.
Dłoń Aresa przez cały ten czas sunęła wyżej i wyżej i wyżej po nagim udzie nastolatki, wsuwając pod materiał jej sukienki, już był tak blisko...
- Nakarmisz mnie? - Rzucił jakby to była jakaś perwersja, kompletnie z dupy. W oczach pojawiły się ogniki, a uśmiech wciąż pozostawał ten sam. Firmowy i niebezpieczny.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Każdy by się zachłysnął czymś takim, a już zwłaszcza naiwna nastolatka, zakochana po uszy, myśląca, że tak ma być, że tak działają prawdziwe i dojrzałe związki. Gabi już wcześniej miała podgląd do hotelowych kont bankowych, widziała jakie sumy są tam obracane i jedynie mogła przypuszczać, jak bardzo rozbudowane jest prywatne konto Aresa. Obawiała się, że jej umysł nie ogarnie takich cyfr, nie chciała wiedzieć, tak było prościej. Niesamowite było to, że już oczami wyobraźni widziała samą siebie na zakupach albo w wypasionym SPA, u fryzjera, kosmetyczki, na laserowej depilacji, żeby już nigdy więcej nie musieć chodzić na brazylijską. Widziała te tony ciuchów zamawianych przez internet, jedzenie w dobrych restauracjach, tankowanie Henryczka do pełna, bo ten dziad żłopie paliwo jak głupi. Tak, Gabi nadała imię swojemu samochodowi i stał się on Henryczkiem, na cześć Henry'ego Cavilla, do którego czasem się platonicznie śliniła.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona nie widziała w tym nic złego, stać się aż tak zależną od niego, nie miała świadomości, że z własnej woli zamyka się w złotej klatce, pięknie i wygodnie urządzonej, dopasowanej do jej potrzeb, odbiera sobie wolność i pewnego rodzaju autonomiczność. Rodzajów przemocy może być dużo, od fizycznej przez psychiczną po ekonomiczną. Oczywiście, że miał rację, podsumował jej skomplikowany wywód jednym prostym zdaniem, na które ona pomachała głową, że właśnie dokładnie o to jej chodziło. OD początku było wiadomo, że nie jest z nim dla kasy, pięknego ciała czy dobrego seksu. Nie, dla niej było potrzeba czegoś znacznie więcej by myśleć o związku, to zwyczajnie było bardzo dobre połączenie umysłów i poczucia humoru. Lubiła z nim rozmawiać nawet na przyziemne tematy, mimo iż czasem ich zdania się od siebie różniły, to umieli się słuchać, przedstawiać punkt widzenia i albo się zgodzić, albo nie i mimo to szanować zdanie drugiej osoby — tak, mówię tu o jakichś politycznych rzeczach czy choćby o tym co zjeść na obiad, czy kolację, ogólnie o takich pierdołach życiowych i luźnych, nie koniecznie super poważnych.
Tutaj też niestety miał rację — taką wolnością, wieczną imprezą, wydawaniem kasy i kompletnie nicnierobieniem też można było się znudzić, chyba że znajdzie się hobby, które sprawi, że będzie chciało się żyć! Och ona już wiedziała, co chce robić, skoro ma taką możliwość i sposobność, to grzech byłoby nie skorzystać. Skoro nie musi pracować, to przecież może robić coś dobrego np. zacząć pomagać w schronisku dla psów lub dla bezdomnych, ogarnąć wolontariat w jakieś świetlicy dla trudnych dzieciaków albo domu samotnej matki. Lady D. from Lorne Bay. W tym wypadku nazywana Lady G Australijska Diana ot co! Któż by inny mógł wpaść na taki genialny pomysł jak nie Gabi właśnie?
Kolejną kwestią, o której nie pomyślała, jeśli chodzi o odbieranie wolności i suwerenności to fakt, że karty kredytowe zostawiają ślady. Ile razy słuchała w podcastach, że mordercę udało się odnaleźć dzięki temu, że płacił kartą kredytową, która perfekcyjnie pokazywała trasę jego podróży. Głupiutka, naiwna Gabrysia... Ale, who cares, jeśli nie zamierzała robić niczego złego? Kto by się przejmował czymś takim, zdecydowanie nie ona.
- Chyba znam nawet autorów, ale ciii... Nikomu nie mów, bo będą sławni, a raczej nie chcą się wychylać.- też się zaśmiała. Jejku jak to ją wewnętrznie bawiło! Gdyby zrobił coś takiego w innych okolicznościach, czułaby się jak zwyczajna dziwka, ale tak... Po tych wszystkich pięknych słowach naprawdę była pewna, że on chce tylko jej szczęścia i nie odbierała tej karty w negatywny sposób.
Uwielbiała gdy obejmował ją w ten sposób, jak bez żadnego pytania zwyczajnie łapał za pośladek, udo, pierś, cokolwiek, bo to sprawiało, że zaczynała unosić się kilka metrów nad ziemią i faktycznie czuła się tak, jakby należała do niego, jakby byli we dwoje przeciwko wszystkim, walcząc u swego boku ze smokami, krasnoludami i innymi mitycznymi stworami.
Oczywiście, że we wspólnym mieszkaniu nie było niczego złego, tylko to była poważna decyzja, dlatego musiała mieć pewność, że Ares nie śmieszkuje, dlatego zadała milion pytań, podkreśliła swoje wady i wpadła na cudowne zalety. Chłonęła jego ciepło na nagich ramionach, na plecach, gorąco jego dłoni na udzie, która sunęła powoli wyżej i wyżej, aż odbierała dech i racjonalny tok myślenia. Ułożyła swoją droną łapkę na tej dużej, sunącej po udzie i uśmiechnęła się lekko. Czytał jej w myślach, faktycznie pomyślała o swoim ojcu, ale to zepsułoby całą atmosferę i tak jak narosło w niej już pewnego rodzaju podniecenie, tak teraz runęło w dół. NIe ma to jak myśleć o starym w trakcie romantycznej randki. Fuj. Zwłaszcza że stary dziad miał niewiele starszą od Gabi partnerkę. Błe... Aż ją przeszedł dreszcz obrzydzenia.
- Tak, o nim właśnie pomyślałam, serio. Przecież on umrze, albo cię zabije, albo nas oboje. Hipokryta, ale przypomnę mu, że sam mnie popchnął w twoje ramiona i to teraz ciebie będę nazywać tatusiem a nie jego. Chcę zobaczyć jego minę, chce zobaczyć, jak płonie z wściekłości, chcę widzieć, jak bardzo jest zaskoczony!- zaczęła się śmiać lekko histerycznie, ale i złowieszczo jak naprawdę zła postać z bajek i filmów. Zwyczajnie chciała staremu dopiec, sprawić by zdjął klapki z oczu i nie widział tylko Viv z jej brzuchem, ale dostrzegł i ją. ZNie. Już nie musiał... Dostrzegał ją Ares, widział ją dokładnie, w całej krasie, widział, wspierał, słuchał i zwyczajnie był.
- Co byś zjadł mój książę? Nie. Mój Królu, to lepiej do ciebie pasuje. Na co masz ochotę? Na kolejną krewetkę?- sięgnęła za siebie i wzięła między środkowy a wskazujący palec jedną krewetkę z jego talerza i podała mu ją prosto do ust. Krewetka ociekała masełkiem z czosnkiem, trochę poleciało po jej palcach, więc do ust Aresa nie wślizgnęła się tylko krewetka, ale i palce Gabi, którymi przesunęła po jego języku, żeby pozbyć się z nich pysznego sosu. Uśmiechnęła się, patrząc mu głęboko w oczy. Nie odtrącała jego ręki, w jakiś sposób fakt, że było tu sporo ludzi, sprawił, że poczuła dreszczyk emocji.
- A może masz ochotę na kawałek soczystej brzoskwinki?- zapytała, uśmiechając się słodko i niewinnie, ale z tyłu jej głowy zaczęły wychodzić diable różki. Musiała przestać, bo jeszcze oboje nie wytrzymają i faktycznie będzie się działo... Sięgnęła po tą brzoskwinię, a raczej jej cząstkę i bezpardonowo przesunęła nią po wargach Aresa. Owoc był bardzo soczysty, do tego stopnia, że kropla soku popłynęła mężczyźnie po brodzie. Czy Gabi zdawała sobie sprawę, że właśnie Aresa nęci, zachęca, uwodzi, kusi? Dziś... Wyjątkowo tak! Była pewna swoich ruchów, czyniła je z premedytacją, chyba specjalnie ścisnęła owoc w palcach, żeby ten sok pociekł po jego brodzie.
- Która jest bardziej soczysta?- zapytała z lekkim uśmiechem. Już Ares powinien dobrze wiedzieć, o jaką brzoskwinkę pytała. Pochyliła się lekko w kierunku jego ust, ale nie pocałowała go. Przekręciła głowę lekko w bok i zlizała jednym pociągnięciem kropelkę soku, która zdążyła już zabłądzić na szyje, tam rozpoczęła liźnięcie, a skończyła na brodzie.
Przygotowała się dziewczyna... Przez ostatnich kilka dni oglądała bardzo dużo filmów erotycznych o najróżniejszej tematyce, robiła notatki, studiowała je dokładnie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Delikatne 18+

Czas na omówienie zasad używania konta jeszcze przyjdzie.. teraz niby powiedział, że daje jej wolną wolę, ale jednak mimo wszystko wolałby, żeby nie kupowała nagle znajomym samochodów, bo już ją za dobrze znał. Gabi z Kalkuty, pomoże każdemu jeśli tylko ma taką sposobność... Dał jej duży kredyt zaufania, od tego musiał zacząć. Niedługo miała poznać jego sekrety, to, kim jest, musiał być w 100%, nie, w 1000% pewien, że o dobra decyzja. Na razie nie miał co do tego żadnych wątpliwości, ale ta informacja była jak wielki,ciężki głaz spuszczony z mostu do rzek, który przygniata nieświadome ryby i one nic z tym biedne zrobić nie mogą - Gai to ryba w tym wypadku. Też ją chciał trochę powoli w swoje życie wprowadzać. Skoro rezygnowała z pracy i zaproponował jej wspólne mieszkanie, będzie więcej widzieć niż dotychczas. Już za bardzo pewnych spotkań nie ukryje. Już się denerwowała, że mówił z innymi przy niej po Włosku, a niektóre rozmowy odbywał tylko w ojczystym języku i tylko w pokoju, którego jeszcze nie poznała. Znajdował się w jego piwnicy, do której dziewczyna w ogóle nigdy nie schodziła, bo nie miała o niej nawet pojęcia. Wejście tam było dobrze ukryte i nie bez powodu tak właśnie było... Zastanawiał się jak to wszystko zgrać, aby jednocześnie Gabi była na miejscu, a wszystkiego nie widziała. Przemknęło mu przez myśl, że jak pójdzie do fryzjera, na paznokcie, czy po prostu gdzieś bez niego wyjdzie, to może akurat ustawiać te spotkania. Ryzykowne, ale przecież i tak będzie miał pod kontrolą to gdzie i z kim wychodzi, oraz o której wróci.... Nie wyobrażał sobie, żeby było inaczej i nie chodziło tylko o jego łeb, ale głównie o jej bezpieczeństwo. Wszyscy go już z nią widzieli, jego półświatek gadał, wrogowie też pewnie już mieli ją namierzoną. Nie mógł ryzykować, może to już czas, żeby ktoś zaczął mieć na nią ciągle oko z ukrycia? Nawet nie musiał jej o tym mówić. Tak dużo myśli, tak dużo spraw... Wszystko trzeba będzie poukładać.
Z tak chaotyczną dziewczyną jaka jest Gabi? Powodzenia Ares. Przynajmniej nie będzie się nudził.
- Razem z nim pogadamy. Widzę, że chcesz mu utrzeć nosa, ale wolałbym to załatwić na spokojnie... na razie o tym zapomnij, nie psujmy sobie nastrojów. Wrócimy do tej rozmowy jutro najdroższa. - Jej ojciec... nie było przeszkody, której nie przeskoczy, ale jednak jej ojciec był prawnikiem i to piekielnie dobrym. Jeszcze by zaczął kopać i doszukałby się rzeczy, których Ares jednak wolałby, aby pozostały w ukryciu. Był niebezpieczny, nie wiadomo jak zareaguje na tę wieść, ale na tyle, na ile go już poznał, o wbrew temu co Gabi uważała, była jego oczkiem w głowie. On dla swojej córki w takiej sytuacji poruszyłby niebo i ziemie, by ją chronić, eliminując potencjalne zagrożenie, a w tym wypadku to on nim był.
Poprawił się lekko na krześle, drgnął niespokojnie, prostując kręgosłup, po którym przeszedł znajomy dreszcz, gdy nazywała go takimi, a nie innymi tytułami. Cholernie mu się to spodobało, aż mruknął, gdy jego kącik ust powędrował jeszcze wyżej, razem z brwią, a wzrok lustrował śliczną, młodą buźkę.
- Podoba mi się. Możesz częściej mnie tak nazywać. - Pogrywał sobie z nią, czy mówił szczerze? Raczej nie żartował... który mężczyzna nie chciałby być tak nazywany przez swoją młodszą dziewczynę? Daddy, My Prince. Z tym Prince to w sumie trafiła w 100, bo był księciem, ale nie na białym koniu, lecz czarnym, płonącym ogniem piekielnym rumaku.
Nie odrywał spojrzenia od jej iskrzących się oczu, posłusznie otwierając usta, by mogła wsunąć w nie krewetkę. Ostrożnie je zamknął, powoli i dokładnie oblizując jej palce z sosu. Czuł rosnące w nim podniecenie, mogła ot poczuć, skoro na nim siedziała. Był wyposzczony, a takie gierki sprawiały, że nie w głowie była mu cierpliwość. Zacisnął mocniej dłoń na jej udzie. Wtedy zaczęła mówić o tych brzoskwiniach, o cholernych brzoskwiniach, skąd ta nagła pewność siebie? Nie była już taka delikatna i niewinna, kusiła i mąciła, aż zaszumiało mu w uszach podczas pokazu nowych umiejętności. Podobało mu się to, jak cholernie kobieca energia z niej teraz emanowała, taka silna i seksowna. Przymknął aż oczy, gdy zlizywała sok z jego szyi, mogła usłyszeć jak z gardła wydobywa się ciche mruknięcie.
- Twoja. - Odpowiedział na pytanie cicho, rozkoszując tym momentem. Palec był tak blisko tej soczystej brzoskwinki, mógł się w nią bez problemu zamoczyć, tylko troszeczkę musiał go przesunąć, tylko odrobinkę... Nie dał rady, rozpłynął się i nagle sięgnął dłonią do jej szyi, za którą chwycił, usztywniając jej podbródek tak, że nie miała jak uciec. Otarł się ustami o jej usta, błądząc z bliska spojrzeniem po jej oczach i otarł się nosem o jej nos, język posmakował ponętnych ust, a później zrobiły to jego wargi. Wpił się w nią namiętnie, z pożądaniem, wręcz pożerając ją tym pocałunkiem. Jak nagle go zainicjował, tak nagle i go skończył, parząc jej w oczy niebezpiecznie.
- To prowokowanie mnie zaraz źle się skończy, Panienko Glass. Zaraz wezmę cię na tym stole, obojętnie, czy ktoś patrzy, czy nie... a jeszcze musimy zjeść deser. - Szeptał, by tylko ona mogła go usłyszeć. Uśmiechnął się nagle i puścił drobna szyję, przesuwając po niej palcami, na kark, który teraz z wyczuciem głaskał.
- Cholernie mi się to podobało... nie przestawaj. - Zakomunikował jasne swoje stanowisko względem tych prowokacji, bo cholera... chciał, by go nakręciła, by to w nich rosło i rosło, a później nastąpi erupcja, ogromna seksualna erupcja.
Podszedł do nich kucharz, odchrząkując cicho.
- Cz życzą sobie państwo jeszcze deser? - Przytaszczył do nich wózek, wypchany różnymi deserami i owocami, były tam i ciasta i Włoskie rurki z kremem, które ostatnio sam dla Gabi z resztą upiekł i dużo innych rozmaitości.
- Zostaw nas. Możesz już zakończyć pracę. - Odesłał go ruchem ręki, która wyciągnął spod sukienki Gabrielle, a gdy mężczyzna odszedł znów zostawiając ich samych, Ares przesunął palcem po nagiej nodze Kwiatuszka.
- Najpierw deser, później deser. - Zainsynuował jej, że to jeszcze nie koniec niespodzianek. Sięgnął po jedną rurkę i wsadził ją sobie w usta, by ona mogła chwycić za drugi koniec. Nie mógł się doczekać, aż złapie tak dzisiaj jego rurkę z kremem.. Nie pozwolę ci dzisiaj spać, Gabrielle. Nawet nie wiesz, jak cholernie mnie kręcisz...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Okej to i u mnie lekkie 18+

Według Gabi zasady są po to, żeby je łamać — oczywiście, w granicach rozsądku, którego to za dużo w jej łebku niestety nie ma. Czasami można pomyśleć, że jej uszy trzymają głowy tylko dlatego, że są połączone ze sobą ciasno zawiązanym sznurkiem i jak się go przetnie, to odpadną, bo pomiędzy nimi hula wiatr. Jedno jest pewne — ta dziewczyna jest na tyle przyzwoita, że raczej nie będzie mieć sumienia na wydawanie cudzych pieniędzy w nadmiernej ilości, przynajmniej na początku, a prawdopodobnie się rozkręci, ale nie oznacza to, że będzie obsypywać znajomych prezentami, przecież jasno jej powiedział, że to na jej wydatki, by mogła leżeć i pachnieć, być najpiękniejszym i najbardziej wonnym kwiatuszkiem w całym Lorne Bay. Dolar czy dwa, wrzucony do kubka bezdomnego raczej nie sprawi, że Ares zbiednieje, a bezdomny się wzbogaci. Może dzięki tej karcie Gabi stanie się większą egoistką i przewróci się jej w głowie? Któż to wie... Niestety kasa psuje ludzi, nawet tych najlepszych, z najszczerszym sercem, ale pozostaje mieć nadzieję, że nastolatka pozostanie sobą i nie zeświruje.
Oj tak... Marzyła o tym by ojcu opadła kopara gdy poinformuje go, że wyprowadza się od matki na stałe, że będzie teraz żyć z Aresem, tak zwyczajnie, codziennie, że będzie mu robić śniadanka (powodzenia Ares, nie dostań sraczki), obiadki, kolacyjki, będzie mu prasować koszule i kochać się z nim kiedy tylko oboje najdzie na to ochota, a raczej będzie nachodzić często, bardzo, bardzo, bardzo często.
Pokiwała jedynie głową, że się zgadza i uśmiechnęła się na to urocze "skarbie". Lubiłą kiedy nazywał ją w najróżniejszy pieszczotliwy sposób, ale jeszcze nie znalazła dla niego takiej ksywki, która by mu pasowała w stu procentach. Misia nie przypominał, kotka też, pysia tym bardziej, a jednorożec go wkurwiał niemiłosiernie.
BINGO! Miała to! Czystym przypadkiem się udało! Ależ jej oczy zaświeciły z dumy! Aż nie mogła powstrzymać uśmiechu i to cholernie triumfalnego!
- Masz to jak w banku... Codziennie będę tak do ciebie mówić, skoro jeszcze nie udało ci się zamienić z powrotem w żabę, to chyba zasługujesz na takie miano jak nikt inny.- w jej głosie rozbrzmiewała duma, jakby odkryła lek na raka, HIV i wszystkie inne choroby tego świata, a ona znalazła tylko pieszczotliwą ksywkę dla swojego faceta, nad którą głowiła się od bardzo dawna i mało co jej pasowało, albo Aresa zwyczajnie denerwowało, bo było zbyt infantylne albo słodkie. Od teraz został jej Królem. Pewnie i tak będzie zdrabniać to do króliczka, co go pewnie zdenerwuje, ale miała to gdzieś, to było tylko ich, tylko przy sobie i nie było ryzyka, że wycieknie gdziekolwiek poza dom, sypialnie, kuchnię, łazienkę czy inne pomieszczenie, lub gdy faktycznie będą tak całkiem sami jak teraz, choć w oddali byli inni ludzie.
Ta bliskość była oszałamiająca, serce biło szybciej, miała wrażenie, że zmysły jej się wyostrzyły, jakby ktoś dosypał jej czegoś do jedzenia albo do wina. Jego język oplatający palce, oblizujący je dokładnie z sosu, lekka wypukłość wyczuwalna w okolicach pośladków, ta silniej zaciśnięta na udzie dłoń. Krew zaczęła szybciej płynąć, żyły mocniej się napełniły.
Pewność siebie... Wyglądała jak milion dolarów, czuła się jak milion dolarów, pachniała jak milion dolarów, jak mogła nie być pewna siebie? Jak mogła zachowywać się inaczej, kiedy to przychodziło nagle tak naturalnie i zupełnie swobodnie, nawet nie myślała o tym co robi za dużo, zwyczajnie się działo, jak wszystko z nią. SAMO SIĘ ROBIŁO.
Z niesamowitą ekscytacją przyjmowała jego reakcje na swoje działania, a już zwłaszcza te pomruki zadowolenia, gęsią skórkę, ogień w oczach. I nagle, gdy powiedział "Twoja", rozpłynęła się, a pewność siebie zniknęła, jakby to była komenda na wycofanie się, zawstydzenie, schowanie głowy w piasek i powiedzenie "dzięki, I'm out". Uśmiechnęła się speszona i odwróciła lekko głowę, w zasadzie chciała to zrobić, ale on był szybszy i skutecznie jej to uniemożliwił, jakby wiedział, że właśnie w taki sposób zareaguje i wyprzedził ją o krok. To było jak porażenie defibrylatorem, prąd przeszedł przez całe ciało, neurony zapłonęły.
- Ares...- wymamrotała oniemiała, kiedy tak intensywnie, z tak bliska patrzył jej w oczy, przesuwał nosem po jej nosku, błądził językiem po wargach, które rozchyliła zachęcająco, a on się w nie wdarł. Musiała oprzeć się ręką o stół i zacisnąć na nim palce, żeby się jakoś opanować. Ale... Nie. Nie chciała się opanowywać.
Nie... nie...całuj, całuj dalej...- jęknęła w myślach, nawet rzuciła jakimś epitetem w jego kierunku gdy przestał, poczuła tak duży niedosyt, tak gigantyczną pustkę... Podobały jej się te niebezpieczne ogniki w jego oczach, sprawiały, że miała dreszcze, czuła je w palcach rąk, nóg, kręgosłupie, brzuchu, były wszędzie.
- Ja i prowokowanie? Chyba mnie Pan z kimś myli Panie Kennedy...- uśmiechnęła się tajemniczo i zatrzepotała rzęsami, a potem się uroczo zaśmiała. Całkiem zapomniała, że są tu ludzie, że mogą patrzeć i szczerze? Miała to gdzieś. Niech patrzą, niech płonął z zazdrości, niech jadą potem do domu i wezmą się za swoich partnerów/partnerki, swoje własne ręce i dadzą sobie odrobinę szczęścia, takiego, jakie mieli teraz oni.
Drgnęła gdy usłyszała chrząknięcie kucharza, spłoniła się rumieńcem i tak właśnie miała gdzieś, że ktoś patrzy... Cała Gabi, chce, ale ma hamulce i wstyd, jakiego mieć nie powinna.
Nastolatka mało oczopląsu nie dostała na widok całego tego jedzenia, wózek uginał się od różnych pyszności, ale oczy utkwiła w rurkach z kremem, to ich pragnęła najbardziej, a w zasadzie jednej konkretnej.
Obserwowała jak Ares chwyta między zęby cannoli, oczy się jej zaświeciły na ten widok, nie mogła się powstrzymać wiedziona jakimś dziwnym instynktem. Położyła drobną dłoń na męskim policzku i pochyliła się do rurki z kremem, polizała jej końcówkę, zbierając trochę śmietankowego kremu i delektując się jego smakiem, polizała calutką rurkę, muskając końcówką języka dolną wargę Aresa. Przejechała językiem po całej długości rurki, nie odrywając wzroku od jego oczu i... Objęła ustami przeciwległy koniec deseru i wessała w swoje usteczka cały krem, a Aresowi została sama rurka. Trochę zostało jej tego kremu w kąciku ust, które właśnie dość lubieżnie oblizywała z jego resztek.
- Chyba połknęłam wszystko...- rzuciła luźno, choć bardzo dwuznacznie. Aniołkowi wyrosły dziś różki! I teraz w okolicach tyłeczka wyrastał ogonek zakończony jak grot strzały.
- Chyba musi Pan sprawdzić, Panie Kennedy...- uśmiechnęła się szerzej i otworzyła usta, lekko odchylając głowę do tyłu. Chyba się świetnie bawiła, tak go prowokując, ale podobało jej się strasznie to budowanie niemożliwego do wytrzymania napięcia. Było jej potwornie gorąco, a wieczór był dość chłodny, żyła na jej drobnej szyi pulsowała i widać było jak mocno nabiegła krwią.
Dłoń, którą cały czas trzymała na jego policzku, zsunęła po jego szyi na ramię, które lekko ścisnęła kilka razy, na zasadzie przyjemnego masażu.
Zaraz umrę z pragnienia i podniecenia... Wybuchnę... Ależ ty mnie rozpalasz...
Kucharz się już zbierał, zgarniał ze sobą kelnera i skrzypaczkę oraz fotografa, bo przyjechali tu wspólnie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ