Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Poprawił dłoń, którą ułożył na brzuchu Lisbeth, tak by móc przyciągnąć dziewczynę jeszcze bliżej siebie. Wspomnienie Laurissy sprawiło, że skrzywił się boleśnie. Zdrada jakiej dopuściła się wobec niego kuzynka była nadal w nim żywa. Budziła frustrację i gniew, a więc dobrym rozwiązaniem było unikanie młodszej Soriente, aż te pierwsze, silne i burzliwe emocje w nim opadną. Chociaż pojęcia nie miał, czy istniał chociaż cień szansy na to, aby między nimi znów było jak dawniej.
- Wiem, nie mam pojęcia czemu wpieprzyła się między nas, ale i tak... Powinnaś ze mną rozmawiać, Lisku - odetchnął, a po kolejnej serii trudnych tematów, czuł jak ponownie ją zawodzi. Nie wiedział jak ubrać w słowa to co czuł, by zapewnić Westbrook o swoim oddaniu, a najwyraźniej same czyny nie przemawiały do niej w takim stopniu by potrafiła się uspokoić. O tym, że miał wokół siebie ludzi, którzy by mu pomogli wolał nie wspominać. Stracił już Margo, a teraz tracił Lisbeth i nie czuł żadnego wsparcia, bo nawet go nie szukał. Staczanie się w przyjemną nicość było o wiele lepszym rozwiązaniem, nawet jeśli konsekwencje podejmowanych decyzji zaczynały odbijać się nie tylko na nim samym, ale także na firmie i rodzinie. Bierność i obojętność była w przypadku Soriente najgorszą karą. - Przestań Lisa! - Burknął nieco dobitniej, bo na wiele oskarżeń był przygotowany, ale nie chciał pozwolić na to, aby znów wmawiała sobie, bo nie jemu, coś co nie było prawdą. - Niczego nie robię na siłę, rozumiesz? Też jesteś człowiekiem, w dodatku pogubionym i przerażonym, więc mam prawo popełniać błędy, ale na litość boską, kocham cię... Myślisz, że czemu tutaj leżę, co? - Zaczął, po czym podparł się na łokciu, aby móc spojrzeć na Westbrook z góry. - Przepraszam, że zjebałem... Że pozwoliłem ci odejść. Gdybym wiedział, że to wszystko jest winą Laurissy, już pierwszego dnia kazałbym ci wracać i się nie wydurniać, ale nie wiedziałem... Wyrzucam sobie to jak długo zwlekałem z szukaniem ciebie i eh... - Zrobił przerwę, bo ponownie przed jego oczami stanął obraz z mieszkania Lisy. Jej wyniszczone i wychudzone ciało, leżące pośród stosu pamiątek po ich związku. To także go przerażało. Fakt, że prawie odebrała sobie życie przekonana o tym, że postępuje słusznie, a wystarczyło po prostu by z nim porozmawiała. Dlatego też teraz nie chciał pozwolić jej na to, aby sama sobie wyjaśniała czym on się kierował i co czuł, a zrozumiała jak naprawdę skomplikowana była ich sytuacja. - Masz prawo wątpić w to co czuję, wiem... - Zaczął ponownie, po czym oparł czoło o jej ramię i przymknął na moment oczy. - Ale kocham cię, rozumiesz? Nie jestem tutaj z poczucia obowiązku, a dlatego, że jesteś moja i chcę ciebie odzyskać, taką jaką byłaś nim wszystko się spieprzyło - dodał, aby na koniec unieść na nią spojrzenie. - Tylko, że mam świadomość tego, że z powodu mojej osoby posypaliśmy się jak domek z kart. Potrzebuję więc pomocy, aby nie zrobić ci znów krzywdy - dokończył.
Chwilę później zmienił ich pozycję i chociaż wspomniał o Rissie, absolutnie nie chciał obierać jej osoby za cel rozmowy, a dwie lotopałanki, które czekały na nich w domu.
- Laurissa zachowała się jak wyrachowana suka i nie chcę o niej teraz rozmawiać - syknął, bo złość wobec krewnej znów zaczęła w nim narastać. Z chęcią pozbyłby się jej ze swojego domu, ale nie chciał pod wpływem impulsu podejmować takich radykalnych decyzji. Wolał więc jej unikać. - Nic im nie jest, Lisku. I mam nadzieję, że niebawem się o tym przekonasz, co? Wrócisz do mnie, prawda? - Spytał, nie ukrywając tego, że w tym zdaniu kryło się o wiele więcej strachu i niepewności niż w każdym innym jakie wypowiedział.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Od zawsze Lisbeth była najlepsza w oskarżaniu przede wszystkim siebie, ale tym razem chociaż część złości musiała przelać na Laurissę, bo czuła że inaczej by sobie nie poradziła.
- Teraz rozmawiamy - zauważyła, bo nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Z jednej strony zdawała się mieć już dość płakania, ale z drugiej była pewna, że jeszcze długo się nie uspokoi, a szloch raz po raz będzie wstrząsał jej ciałem. Odpływała więc w swoją rozpacz, ale jego głos ponownie przywoływał ją do tego samego stanu. Trochę żałowała tego, że powiedziała, że żałuje odratowania, ale najwyraźniej oboje postanowili to zignorować. - Boję się zakładać czegokolwiek - przyznała, znów krztusząc się płaczem, bo powiedział jej, że ją kocha. Wyczuła też, że na nią patrzy, ale jak to ona, bała się podnieść spojrzenia, chociaż wydawało jej się, że w końcu słyszy to, czego tak potrzebowała. Może nawet za dużo, bo nie oczekiwała od niego żadnych przeprosin. Nie wiedziała jeszcze co powiedzieć, więc po prostu słuchała, trzęsąc się w jego ramionach, jak liść osiki. Zachłysnęła się powietrzem, gdy ponownie przyznał, że ją kocha i wtedy też wczepiła się w jego koszulkę mocniej, chowając twarz w jego torsie. Dociskała ją niemalże boleśnie do znanych sobie mięśni, jakby chciała co najmniej odciąć od siebie dopływ powietrza. Ramiona jej drżały od naprężenia, z taką siłą zaciskała dłonie, poddając się przemożnej rozpaczy, która ją dopadła.
- Nigdy nie zrobiłeś mi krzywdy - jakimś cudem udało jej się skleić to jedno zdanie. Była za bardzo roztrzęsiona, by w ciągłości powiedzieć dużo więcej, bez załamania głosu. - I nic nie zjebałeś, za nic nie musisz mnie przepraszać - dodawała, mając w głowie pustkę. Nie wiedziała, czy powinna jakoś konkretniej odnieść się do jego słów, ale brakowało jej teraz własnych. Po postu kręciła głową na boku, mocząc mu łzami koszulkę. - Chciałabym cofnąć czas, żeby było znów dobrze - wyjaśniła, a przez wzbierające w niej emocje, wcale się nie uspokajała. - Bałam się, że już nigdy ciebie nie spotkam - tłumaczyła, chociaż nie wiedziała co do końca, a co kilka słów brakowało jej powietrza, które połykała zachłannie i zbyt szybko. - Albo, że znajdziesz kogoś, kto ciebie uszczęśliwi - dodawała, ignorując migrenę, jaką wywoływały jej spazmy. - I to nie będę ja... nie byłabym w stanie sobie z tym poradzić. Przepraszam, powinnam ci życzyć szczęścia, ale nie byłabym w stanie żyć ze świadomością, że jest ktoś inny - zakaszlała, krztusząc się nieco bardziej. Zamilkła po tym na moment, próbując uspokoić oddech, ale jednak jej dość wyniszczony i wychudzony organizm szybciej się męczył. Nie miała więc sił, by komentować zachowanie Laurissy, też nie chciała o niej rozmawiać. Czuła, że musi zapanować nad emocjami i płaczem, ale jednocześnie bała się, że jakimś cudem Remy zaraz zniknie, więc nieco pewniej się w niego wczepił, tak, by nie mógł jej od siebie odsunąć nawet, gdyby miał taki zamiar. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio tak na nim leżała. - Nie wiedziałam, że mi wolno - jęknęła, w odpowiedzi na jego pytanie i znów wezbrały w niej emocje. Skryła się więc w jego ramionach, by jeszcze trochę się wypłakać. - Chciałabym je zobaczyć... za nimi też bardzo tęsknię - dodała układając odrobinę wygodniej twarz na jego torsie. - Nie chcę, żebyś się odsuwał - dodała też cicho, tak dla pewności, bo czuła, że traci siły i być może samymi mięśniami go za moment nie utrzyma.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Wiele by dał, aby przewinąć czas i mieć za sobą te wszystkie trudne i bolesne rozmowy. I to nie dlatego, że był tchórzem, ale chciał zaoszczędzić cierpienia i łez, które po raz kolejny malowały się na twarzy Lisbeth. Zaledwie wczoraj była w podobnym stanie i nawet interwencja Jonathana nie przerwała jej ataku paniki. Remigius za wszelką cenę nie chciał, aby ta sytuacja znów miała miejsce, a jednocześnie wiedział, że jeżeli nie przepracują tego tematu nie ruszą na przód. Bez przerwy będę krążyć wokół tego, czego on chciał uniknąć, a ona nie potrafiła odpuścić i poniekąd rozumiał dlaczego, ale kierowany własnym strachem szukał wymówek. Ulżyło mu więc, gdy mimo nasilających się spazmów płaczu, Lisa nie kazała mu się wynosić, ani o sobie zapominać. Miał wrażenie, że po raz pierwszy od bardzo dawna znów obydwoje szli tą samą drogą, chociaż nadal leżało na niej mnóstwo przeszkód.
- Mam za co, Lisku - wtrącił, bo może i nie zrobił jej nigdy świadomie krzywdy, to jednak odpuścił, gdy ona najbardziej go potrzebowała. Pozwolił uwierzyć w sobie w kłamstwa, chociaż niejednokrotnie go nimi karmiła i powinien być już na nie wyczulony. Nie wiedział jednak, w którym momencie przestał podchodzić do wszystkiego racjonalnie i samemu dał się wciągnąć w te jej gierki. - Głupie obawy - wyszeptał, wtulając Lisbeth mocniej w siebie. W zasadzie to co powiedziała mogłoby okazać się prawdą, bo planował sprzedać dom i wyjechać z Lorne Bay raz na zawsze. Miejsce, które kiedyś jawiło się dla niego jak raj, bez Lisy, straciło wszystko kojarząc mu się tylko ze stratą i bólem. - Nikogo nie ma i nie będzie. Jesteś tylko ty i tylko ty mnie uszczęśliwiasz... A przynajmniej było tak nim zaczęłaś uważać, że powinnaś być dla mnie inna niż jesteś, głuptasie - wyrzucił z mocą, zaciskając na drobnym ciele Lisbeth ramiona. Uspokajał ją i całował po włosach, aż atak płaczu jaki przechodziła nie minął na tyle, by znów mogła rozmawiać. Serce pękało mu na myśl o tym jak cholernie musiała cierpieć, a jednocześnie sama siebie na to wszystko skazała. W dodatku zaczął przypominać sobie te wszystkie durne posty i relacje jakie widział na jej koncie. Słowa Jaspera o tym, że Lisa przychodziła do Shadow i narkotyki jakie brała. W głowie znów miał mętlik i tysiące pytań cisnęło mu się na język, ale ostatecznie nie pokusił się o zadanie żadnego z nich. Chciał, aby między nimi było lepiej, bo jeśli Lisa miała wyjść z tego co przeszła, potrzebowała jakiejkolwiek stabilności, a obecnie w życiu nie miała jej zbyt wiele.
- Słucham? Przecież o niczym innym nie mówię jak o tym, że chcę ciebie znów - oznajmił, odsuwając się na tyle, by móc spojrzeć na twarz Lisbeth. - Zobaczysz je, wrócisz do domu i będzie jak kiedyś, ale najpierw pomożemy ci wrócić także do dawnej siebie, dobrze? - dodał, a gdy powiedziała, że nie chce aby się odsuwał, jeszcze mocniej wciągnął ją na swoje ciało. - Nie odsunę się, ale też mnie nie odpychaj, skoro tego nie chcesz - dopowiedział i pozwolił na to, aby ta chwila nadal trwała i leczyła ich popękaną rzeczywistość.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nie było jej wcale tak łatwo się uspokoić, bo chyba nie potrafiła uwierzyć w to, że naprawdę jest obok niej. Po narkotykach, jakie brała, a na których kompletnie się nie znała - w końcu przez większość życia była ich dużym przeciwnikiem - czasem miała omamy, w których wydawało jej się, że Remigius jest obok. Ale wtedy nie czuła jego ciepła i zapachu, mimo to jeszcze do końca nie potrafiła oswoić się z tym, że to nie jest kolejna wizja wywołana jedynie tęsknotą.
- Wcale nie głupie... Ustawiają się do ciebie kolejki - wyjęczała przez łzy, nie myśląc o tym, jak absurdalnie te słowa mogły teraz brzmieć. Jednocześnie poczuła, jak kiełkuje w niej nadzieja, bo skoro odpowiedział w taki sposób, to może faktycznie... nikt w tym czasie obok niego się nie pojawił. Bała się o to zapytać, bała się z resztą tak wielu rzeczy. Zawyła jeszcze głośniej, gdy powiedział, że nikogo poza nią nie pędzie. To zadziałało jak zapalnik, pękła całkowicie, a potem jeszcze jego usta na tych jej brudnych włosach... pocałunek, który burzył wszelkie obawy o to, że między nimi nie dojdzie już nigdy do żadnej bliskości. Zakrztusiła się płaczem i zaszlochała o wiele głośniej, nie przejmując się tym, czy ktoś na korytarzy usłyszy. Po prostu musiała wyrzucić z siebie to wszystko, aż nie opadnie całkowicie z sił. - Tak bardzo za tobą tęskniłam - ledwo dała radę wypowiedzieć te słowa, bo spazmy skutecznie dzieliły je na sylaby, które i tak z trudem z siebie wyrzucała. Głowa już ją bolała od silnej migreny, skóra piekła od słonych łez i w dodatku całą twarz miała spuchniętą, więc musiała wyglądać nawet gorzej, niż ogólnie w tym szpitalnym otoczeniu. Przynajmniej to sprawiło, że w końcu łzy przestały płynąć, a ona już tylko pociągała zaczerwienionym noskiem.
- Dopiero teraz o tym mówisz... wczoraj nie miałam pojęcia czym jesteśmy - odpowiedziała już odrobinę spokojniej, chociaż nadal raz po raz trzęsła się w jego ramionach, usilnie wczepiając się w niego dłońmi, jakby się jednak obawiała, że jakaś siłą spróbuje ich od siebie odsunąć. Liczyło się tylko to, żeby tutaj był. - Dobrze - głos nadal miała płaczliwy, bo broda jej zadrżała, kiedy zerknęła na niego i zaraz po tym, próbowała ukryć twarz w jego szyi, chłonąc jego zapach, za którym tak bardzo tęskniła. - Chcę tylko, żebyś przy mnie był i żeby było dobrze... w przeciwnym razie nie dam sobie rady z niczym. Nie dam rady, Remy - znów jęknęła i zdawało jej się, że on nowa mogłaby się popłakać, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi.
- Och! - prawdę mówiąc, zwykle wstydliwa Lisbeth teraz nie dbała całkowicie o najście pielęgniarki i nawet się nie odwróciła w jej stronę. W zasadzie to przesunęła nogi tak, by ułożyć je po dwóch stronach ciała Remigiusa i w razie czego, gdyby próbował wstać, go nimi otoczyć. - Wrócę później... ale klips na palec! Musimy wiedzieć, że tutaj wszystko dobrze - chyba chciała pogrozić, jednak widząc całkowity brak reakcji ze strony Westbrook, musiała się nieco zmieszać. - Wrócę za jakiś czas. Grzecznie mi tu - mruknęła więc na odchodnym i drzwi znów się zamknęły, co uświadomiło Lisie, że podczas wizyty pielęgniarki, spięła się odrobinę.
- Traktują mnie tak, jakbym tylko patrzyła, jak zrobić sobie krzywdę - wymsknęło jej się, a przy tym podniosła się odrobinę na jednej ręce i otarła oczy, spoglądając w końcu na twarz Remigiusa. Z tak bliska wyglądał doskonale. Chociaż... - Kto ciebie uderzył? - skierowała dłoń do jego twarzy, ale nim jej dotknęła... zawahała się. - Mo... mogę ciebie dotknąć? - spuściła wzrok, wciąż jeszcze odnajdując się w tym, że być może było dobrze. W końcu.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
On także za nią tęsknił, a przede wszystkim za tym co dawniej ich łączyło i co wspólnie tworzyli. Miał wrażenie, że nie tylko ostatnie tygodnie były horrorem, ale także miesiące. Nieustannie przypominał sobie wszystkie to kłamstwa, gierki i przekręty, do których była zdolna Lisa i zamiast próbować o tym zapomnieć, nakręcał się nieustannie. W końcu jednak odpuścił, po prostu sam miał już dość tego co działo się z jego uczuciami wobec niej. Kochał ją za to jaka była, a karmił się nieprawdą i fałszem, który przecież nie miał nic wspólnego z prawdziwą Lisbeth. Tą, którą znał i której nie pozwalał się z początku oszukiwać. Chciał wrócić do tamtych dni i zapomnieć o tym okropnym kryzysie.
- Ja za tobą także, mała - przyznał, bo faktycznie to co zaszło mocno odbiło się na jego psychice i wcale nie uważał, że był to powód do wstydu. Nie udawał nigdy tego, że jest silniejszy emocjonalnie od innych, ani obojętny. Był dość wrażliwym człowiekiem, nawet jeśli jego postura i lekkoduszne usposobienie na pierwszy rzut oka wcale o tym nie świadczyły. Nic więc dziwnego, że rozsypał się na kawałeczki w chwili, w której stracił jedyną kobietę, na której bezgranicznie mu zależało. - Wczoraj byłem... Chciałem, żebyś też wiedziała, że nie było mi lekko, ale nie chcę już dłużej siebie i ciebie dręczyć - wyjaśnił, bo poniekąd właśnie potrzeba wyrażenia tego jak cholernie ciężko przechodził przez to rozstanie determinowała jego powściągliwą postawę wczorajszego dnia. - Też tego chcę, ale żeby było dobrze potrzeba czasu i nie... Spokojnie, nie mam na myśli nas, a to abyśmy każde z osobna, poradzili sobie z tym co się stało - zaznaczył, bo to, że Lisa przejdzie terapię i zapewne nie jedną było czymś oczywistym, ale on sam uważał, że zbyt łatwo poddawał się melancholii i marazmowi. Po śmierci Margot o wiele częściej łapał za alkohol, a wiele przeciwności i stresów wprawiało go w depresyjne stany. Poniekąd zrzucał tego winę na traumę, którą przeszedł, ale od długiego czasu zaprzestał życia jakie kiedyś było dla niego nieustannym źródłem szczęścia. Potrzebował wyjechać, opuścić na jakiś czas Australię i wyruszyć gdzieś przed siebie, ale w obecnej sytuacji musiał się wstrzymywać, chociaż propozycja zrealizowania krótkiej serii dokumentów o Ameryce Południowej nęciła go nieustannie.
Niespecjalnie przejął się wizytą pielęgniarki. Machnął tylko dłonią, dając znać, że wszystko jest w porządku. Potwierdził jeszcze, że dają sobie radę i pomógł ponownie założyć Lisie klips na kciuk, gdy zostali znów sami.
- Dziwisz się? Jonathan był przerażony, gdy tutaj trafiłaś. Postawił pół szpitala na nogi i skakał nad tobą jak poparzony. Pewnie każdy zdaje sobie sprawę z tego kim jesteś, bo jak nie z nim to kojarzą ciebie z twoimi rodzicami, więc... Nic dziwnego, że obchodzą się z tobą jak z jajkiem - wyjaśnił, starając się przedstawić sytuację w ten sposób, a nie podkreślając to, że faktycznie jako potencjalna samobójczyni, Lisbeth była traktowana z przezorną ostrożnością. Póki co nie chciał poruszać tego tematu. Nie chciał też pytać o Shadow i prochy, na to przyjdzie czas później, gdy oboje będą silniejsi.
Powiódł wzrokiem po jej twarz, a potem dłoni, gdy zatrzymała ją tuż przed jego policzkiem. Zmarszczył się, bo właściwie zapomniał już o wspomnieniach barowej bijatyki jakie nadal nosił na twarzy. Nie był z nich dumny, jak z wielu rzeczy jakie robił po pijanemu, ale nie zamierzał ukrywać prawdy. Nigdy nie wychodziło im to na dobre.
- Barman w Rudd's - wyjaśnił, a gdy zapytała skinął potakująco głową. Przymknął na moment oczy czując dotyk Lisbeth na swojej twarzy i instynktownie sam wtulił twarz w jej drobną dłoń. - I zasłużyłem sobie... Zachowałem się jak totalny pijany idiota i wplątałem w jakąś przepychankę na własne życzenie - wyjaśnił, a żeby Lisbeth się nim nie przejmowała, zaraz postarał się przywdziać na twarzy odrobinę uśmiechu. -Też nie radziłem sobie najlepiej, gdy odeszłaś - dodał jeszcze, bo nie tylko ona robiła głupoty. On także, a więc żadne z nich nie miało się czym chwalić.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Zdecydowanie doceniała brak dręczenia. Chciała chociaż po części uwierzyć, że jest dobrze, że będzie dobrze, że nie muszą się niczym już martwić. Oczywiście wiedziała, że realia są inne, ale od wielu tygodni ze wszystkim była sama. Wracała do pustego domku, zwykle pijana, a przejmowali się nią - o ile w ogóle - tylko nieznajomi. W zasadzie miała spore szczęście, że nie spotkała jej żadna tragedia.
- Z osobna? - spięła się mimo wszystko, bo właśnie takie słowa stały za jej przerażeniem. Nie miała pojęcia, jak ma je rozumieć. W jednej chwili mówił o tym, że poradzą sobie ze wszystkim razem, a potem coś o osobności i mocno mieszało jej to w głowie. Więc znów strach zajrzał jej do oczu i nie potrafiła z tym sobie za bardzo poradzić. Podała mu więc palec odruchowo, chociaż uważała, że klips to przerost formy nad treścią. Poniekąd miała ochotę wyrzucić, że nie powiesi się na rurce od kroplówki, ale jednak czuła, że w obecnych okolicznościach byłoby to wybitnie nie na miejscu.
- Domyślam się - mruknęła, ocierając łzy z twarzy, gdy wspomniał o Jonathanie. - Pewnie wyrzuca sobie, że do mnie nie zajrzał... będę musiała go także w końcu przeprosić - westchnęła, bo lista ludzi, którym należały się przeprosiny mocno rosła. - Nie wiem, czy powiedział Marianne, mam nadzieję, że nie - dodała, bo chociaż nie była szczególną fanką Chambers, nie chciała, by przez nią jeszcze coś zagroziło ich dziecku. Wszystko po prostu układało się nie tak, jak powinno. - Ale też wcale nie obchodzą się ze mną jak z jajkiem, a mnie pilnują... myślisz, że pozwolą mi samej umyć włosy? - sama też wcale nie chciała mówić o tym, jak tutaj trafiła. Bała się, że na którymś etapie ktoś zapyta, czy świadomie wzięła te tabletki, a ona... ona nie chciała odpowiadać na te pytanie, niezależnie od tego, kto je zada. Nie chciała też o tym myśleć sama, ale gdy patrzyła na Remigiusa, wiedziała, że nie umiałaby bez niego żyć. Po prostu, to by ją przerosło.
- Co to Rudd's? - zmarszczyła odrobinę nos, a potem ostrożnie dotknęła jego twarzy i prawdę mówiąc znów oczy zaszły jej łzami, gdy uświadomiła sobie, jak dawno tego nie robiła. Pochyliła się na moment, jakby coś ją zabolało, a potem nie mogła się powstrzymać, by także drugą dłonią nie zacząć badać jego kości policzkowych, żuchwy, czoła, okolic skroni. - Przepraszam - to jako pierwsze znów przyszło jej na myśl. - Musiałeś być bardzo pijany, skoro ktoś dał ci radę - sama spróbowała się uśmiechnąć, pierwszy raz od... sama nie pamiętała kiedy. Ale spróbowała, bo widziała, że i on próbował. Nawet jeśli nadal była zasmarkana, z oczami mokrymi od łez. - A byłeś z tym u lekarza? - zapytała i nacisnęła nieco mocniej miejsce, w którym nadal skóra była zasiniona. - Boli? Może moglibyśmy poprosić kogoś, by na to spojrzał? - zapytała, odwracając głowę w kierunku drzwi, a potem w kierunku guzika, którym przywołuje się personel, bo pewnie tak byłoby szybciej. - Pewnie nawet niczym tego nie smarowałeś - zauważyła z wyrzutem, znów ocierając policzek. Była lekko zagubiona, skołowanie nie mogło przejść jej tak szybko, ta wycieczka emocjonalna również - to w górę, to w dół, w dodatku martwiła się o niego, wszystkiego było tak dużo. - Chociaż wciąż wyglądasz pewnie lepiej niż ja... mam paskudną błękitną piżamę - zauważyła patrząc w dół, czując jakąś potrzebę wypełnienia czymś ciszy. Jakby się bała, że jednak nastąpi niewygodne milczenie, a ona miała już tego dość. Zbyt długo nie słyszała jego głosu.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Remigiusz mając na myśli to, że potrzebują naprawić się także z "osobna", wbrew temu co sądziła Lisbeth, wcale nie chciał się rozstawać, a po prostu doskonale wiedział, że sam potrzebuje pomocy. Nie radził sobie najlepiej w ostatnich tygodniach, a i też nie ma co się oszukiwać, od śmierci Margot nie był tym samym człowiekiem co kiedyś. Może i poniekąd wychodziło mu to na dobre, bo dojrzał w pewnych kwestiach i nauczył się żyć z kimś, a nie tylko sam dla siebie. Jednak zaczynało doskwierać mu to w i ę z i e n i e, jakim wymalowało się w jego oczach Lorne Bay.
- Sądzę, że także przydałaby mi się rozmowa z terapeutą - przyznał bez owijania w bawełnę. - Nie czuję się najlepiej i potrzebuję coś z tym zrobić - dodał, a przy tym uważał, że jeśli sam da jej przykład na to, że pójście ze swoimi problemami do specjalisty nie oznacza niczego złego, to sama Lisbeth prędzej przekona się do przystąpienie do leczenia. W sensie nie było opcji, aby bez niego w ogóle opuściła szpital, ale Soriente miał nadzieję, że tym razem naprawdę otworzy się i będzie szukała pomocy, a nie tylko będzie udawać, byleby dać jej święty spokój. - Nie przepraszaj, nie powinnaś już nikogo przepraszać, bo to nie ty zawiniłaś, Lisku - wyjaśnił, bo nawet jeśli prawda leżała gdzieś po środku to jednak sam Remigiusz źle się czuł z tym, że Westbrook czuła się wszystkiemu winna. Zapewne Jonathan i tak wiele sobie wyrzuca, a kolejne powody do zmartwień zupełnie nie są mu potrzebne. - Sądzę, że powiedział, bo inaczej sama by się domyśliła, że coś się stało - podzielił się swoimi przemyśleniami. Koniec końców spędził z Lisą całą noc w szpitalu, a i potem chodził mocno przejęty i zdenerwowany. - Jak zwykle postrzegasz wszystko w najgorszych barwach, Lisku - mruknął, bo może i w tym co mówiła było trochę prawdy, ale nie chciał rozprawiać teraz o tym, czy inni mieli rację. Tyle tygodni zarówno jemu, jak i Lisbeth towarzyszyło tylko cierpienie, więc chociaż przez tę chwilę, Remy nie chciał ponownie skupiać się na przykrościach. - Nie musisz ich o wszystko pytać, ale z chęcią sam ci pomogę to zrobić, o ile zechcesz - oznajmił, bo był w tym szpitalu z wielu powodów, a jednym z nich była chęć wspierania Lisbeth także w tych "podstawowych" sprawach.
Soriente zdziwił się delikatnie, gdy Lisa zapytała o to czym jest Rudd's. Niby Lorne Bay nie było takie wielkie, ale z drugiej strony Westbrook nigdy (a przynajmniej do pewnego czasu) nie była typem imprezowiczki, które wolne wieczory spędzała w pubach.
- Bar - odpowiedział więc, a potem przesunął dłonią po jej szczupłej talii, gdy Lisbeth w tym czasie badała z uwagą jego twarz. - Mała... - Wyszeptał, jakby ze zrezygnowaniem i troską, bo jednak nie była zupełnie winna temu jak głupio i nieodpowiedzialnie postąpił. - Przyznam, że nie jestem dumny z tego do jakiego stanu się doprowadziłem - oznajmił, krzywiąc się przy tym delikatnie. Nie dość, że był faktycznie cholernie pijany to jeszcze jego psychika w tamtym czasie była w strzępach. Pamiętał tylko tyle jak w pewnej chwili uznał, że nawet nie zamierza podnosić znów pięści na Hardena, a po prostu pozwolić mu na to, aby ten obdarowywał ciosami jego twarz, a w bólu który czuł było ukojenie jakiego potrzebował. Okropne były to wspomnienia. - Już nie boli, spokojnie - oświadczył, bo od tamtego zajścia minęło na sporo czasu, a chociaż zasinienia na twarzy Soriente nadal były widoczne, to nie sprawiały już takiego dyskomfortu. - Przyłożyłem lód - uśmiechnął się krzywo, po czym zamknął dłoń Lisy w uścisku i zbliżył ją do swoich warg. - Masz uroczą błękitną piżamkę i jak zwykle wyglądasz najpiękniej - skomplementował Lisę, chociaż faktycznie daleko jej było do szczytu formy. Jednak w tamtej chwili Remy cieszył się z tego, że po prostu patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi oczami i rozmawiała z nim. Nic więcej nie było istotne. - Pocałuj mnie - rozkazał, a może poprosił... Sam nie wiedział jak określić to co czuł i ton jakiego użył, ale po prostu potrzebował poczuć, że to ona zrobi ten pierwszy krok teraz, a przy tym sam niesamowicie potrzebował wreszcie zapomnieć o dzielącej ich przepaści. Nawet jeśli to pojednanie było tylko wątłym przęsłem mostu, który na nowo musieli zbudować.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Sama nie była pewna, czy spodziewała się tego po Remigiusie, czy może bardziej zaskoczyły ją jego słowa. Na pewno było jej poniekąd przykro, bo czuła, że i jej osoba stoi za tą potrzebą terapii, ale nie chciała tego roztrząsać, bo czuła, że nie byłoby to na miejscu. Przynajmniej nie teraz.
- Rozumiem... jeśli miałoby ci to pomóc, to na pewno byłoby to dobrą decyzją - odparła spokojnie, żałując, że nie może sama mu jakoś pomóc. Ostatnio jedyne co jej wychodziło, to dokładanie problemów, a nie ich rozwiązywanie. - Chciałabym być dla ciebie wsparciem... w tym co robisz i czego potrzebujesz - dodała nieco ciszej. Wiedziała, że będzie potrzebowała terapii. Nie chciała jej, a nikt jeszcze o tym nie wspomniał, ale znała procedury i chociaż te niekoniecznie jej się podobały, była gotowa to zrobić dla Remigiusa, a może raczej dla nich. Póki co jednak sama za bardzo obawiała się o tym mówić, więc jak na razie pozwalała sobie na to by to odwlekać w czasie i czerpać z tego, że Soriente jest przy niej i tym razem nie był to sen. - Ale to przeze mnie się stresował... i nadużywa władzy, powinnam go przeprosić i dać mu wykład - wyjaśniła, ale chyba chciała w ten sposób odrobinę zażartować, jak zawsze w swoim stylu - więc nieszczególnie zabawnym. Pokiwała jeszcze głową, bo i ona wątpiła w to, aby miał ukrywać prawdę przed Marianne. Chciała się nawet bronić, że nie postrzega wszystkiego tak źle, ale jego propozycja za bardzo przykuła jej uwagę, by skupiała się na tamtej kwestii dłużej.
- Pomożesz mi umyć włosy? - zapytała niepewnie, bo była teraz w tym stanie, w którym musiała wszystko rozkładać na proste fakty. Domyślanie się sprzyjało jedynie jej niepewności. - Jeśli byś mógł... to byłabym wdzięczna. W sensie, pewnie sama dużo ogarnę, ale wiesz, mogą mieć problem, żebym ogarnęła to sama - zarumieniła się lekko, tracąc na pewności siebie, której aktualnie i tak za wiele nie miała. Jednocześnie sam fakt, że jej to zaproponował, trochę sprzyjał uspokajaniu jej. Nie musiał przecież tego robić, sytuacja też tego od niego nie wymagała, więc musiał to zrobić, bo chciał, a nie czuł się w obowiązku. - No, a wstyd mi z takimi się pokazywać - zaznaczyła jeszcze te parę spraw, chociaż pewnie całkowicie zbędnie.
Rzeczywiście nie znała za wielu barów i pubów w Lorne Bay, więc skinęła głową, gdy jej wyjaśnił. Ona ograniczała się głównie do Shadow, ale raczej wolała o tym nie wspominać na głos.
- Mogę to sobie tylko wyobrazić - westchnęła, bo aktualnie nie mogła mu prawić morałów o tym, jak szkodliwy był alkohol i jak niebezpieczny. Z jednej strony ta typowa Lisa chciała to zrobić, ale z drugiej ta świadoma aktualnych realiów podpowiadała, że jej nie wypada. Dlatego też jedynie delikatnie pogładziła opuszkami palców zasinione miejsce. - Lód mógł nie wystarczyć... nie powinieneś bagatelizować swojego zdrowia. Teraz będę się o ciebie martwić - zauważyła, tym razem już nie mówiąc sobie, że nie ma do tego prawa. Owszem, może i leżała w szpitalu po powrocie z zaświatów, ale to nie umniejszało temu, jak się bała o Soriente. - Yhm... musi być naprawdę tragicznie, skoro wzbudzam taką litość, żeby Remigius Soriente wypowiadał się pozytywnie o piżamie - mruknęła pod noskiem, co miało być znów formą żartu. W końcu kiedyś zwykli się kłócić o piżamy i jego awersję do tej części garderoby. Dlatego też zdobyła się na to, by odrobinę unieść kącik ust do góry. - Błękit to nie do końca mój kolor - dodała mimochodem, by coś powiedzieć, chociaż w gruncie rzeczy się z tym zgadzała. W każdym razie nie chciała, by rozbrzmiała cisza, ale ta i tak miała nastąpić, gdy wypowiedział ten swój rozkaz, przez który na moment wstrzymała oddech. Chyba nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
- Mogłam wyjść z wprawy - rzuciła głupio pierwsze, c przyszło jej do głowy. Mimo to poprawiła się jedna nad nim, znów zaczęła oddychać, a potem poczuła jak się rumieni, kiedy wzrokiem badała jego wargi. Jej samej musiały być spierzchnięte i teraz się tym stresowała. Wszystkim w zasadzie, bo marzyła o jego pocałunkach, ale nie wiedziała, jak sama sobie z tym poradzi. Chociaż stres ją zżerał, wcale nie chciała przepuszczać takiej okazji, to też nachyliła się nad nim bardziej i westchnęła cichutko, by w następnej chwili przymknąć oczy i musnąć wargami jego usta. Najpierw delikatnie i niepewnie, jakby się bała, że jednak coś sobie ubzdurała i nie tego sobie życzył. Nie chciała jednak wcale na tym kończyć, jej tęsknota była zbyt wielka i jeśli miała tą chwilę nieporozumienia, to nie umiałaby z niej nie skorzystać. Wczepiła się więc dłońmi w materiał jego koszulki i naparła na jego usta pewniej. Kiedy się przed nią rozchyliły, skorzystała z okazji, a ogrom uczuć sprawił, że znów poczuła łzy wzbierające pod powiekami, tym razem będące wyrazem ulgi. Wpiła się mocniej, chociaż nadal niepewnie, jakby od nowa uczyła się faktury jego warg, języka, ciepła oddechu. Poczuła słony smak i zrozumiała, że łzy płyną jej po polikach, ale nie przejęła się tym. To było zachłanne, ona była zachłanna i z trudem oddychała, kiedy więc się od niego odsunęła, zachłysnęła się powietrzem, a serce waliło jej jak młotem. - Czy tak jest dobrze? - zapytała głupio, odkładając czoło na jego własne, próbując uspokoić oddech. - Tak bardzo cię kocham... bałam się, że już nigdy ciebie nie pocałuję, że nie będzie mi wolno - wyjaśniła i znów delikatnie musnęła jego wargi. Potem ich kącik, potem nos, potem parsknęła i kolejna fala łez ściekła jej z oczu, bo chyba zaczęło dopiero do niej docierać, że to wszystko działo się naprawdę, że może być dobrze.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Znał Lisbeth na tyle, aby wiedzieć, że zapewne przypisze sobie chociaż część powodów, dla których Soriente zdecydował się pójść na terapię. Poniekąd była w tym prawda, bo jej osoba miała wpływ na to w jakim miejscu w życiu obecnie się znajdował, ale nie tylko jej postać sprawiła, że czuł się obecnie zagubiony. Diametralnie zmienił styl życia i chociaż z początku wydawało mu się to dobrą decyzją, bo potrzebował stabilizacji i spokoju, to jednak po tych kilku latach zaczął tęsknić za adrenaliną i nijako wolnością. Wolnością w sensie nieprzywiązywania się do jednego miejsca na zawsze, a nieustannej podróży, którą tak kochał. Bał się jednak podjąć jakiekolwiek decyzje, które na nowo mogłyby przewrócić jego świat do góry nogami, dlatego potrzebował pomocy, aby poukładać sobie w głowie panujący tam chaos i nie zrobić sobie przypadkiem krzywdy, bo nadal czuł się nieźle pokiereszowany.
- Jesteś dla mnie wsparciem, ale nie we wszystkim możesz mi pomóc, tak jak ja nie mogę we wszystkim pomóc tobie, rozumiesz? - Miał nadzieję, że Lisbeth wyciągnie właściwe wnioski i też za jego przykładem sama pozwoli sobie pomóc bez zbędnych kłótni. Owszem, wiedział, że może być to nadal dla niej trudne i podejrzewał, że bez przepychanek się to nie uda, ale jednak wierzył w to, że łatwiej przyjdzie się Westbrook pogodzić z tym, że sama sobie nie poradzi i nawet on nie będzie wstanie w pojedynkę jej pomóc.
- Wiesz... Chyba nie powinnaś go dodatkowo stresować, po prostu pozwól mu być Jonathanem i zadbać o ciebie - podzielił się swoją opinią, bo po pierwsze wiedział jak to jest obwiniać się za stan Lisbeth, a pewnie Wainwright podobnie jak i on, także to robił, a po drugie Remigius usłyszał plotki o Marianne i uznał, że Jonie na pewno nie potrzeba dodatkowych powodów do nerwów. - Oczywiście, że ci pomogę - zgodził się, bo w zasadzie właśnie po to tu był, aby opiekować się Lisą, a przy tym... Brakowało mu bliskości z nią i chociaż minie jeszcze sporo czasu nim znów wrócą na dawne tory, to jednak takie drobne korki mogą pozwolić im na nowo się odnaleźć i przywrócić chociaż część normalności w ich związku.
Westchnął cicho, ale z rozbawieniem, gdy Lisa kazała mu nie bagatelizować swojego zdrowia. Gdzieś tam przeszło mu przez myśl, że jest ostatnią osobą, aby mu to wypominać, ale był na tyle ogarnięty, aby nawet nie żartować obecnie w ten sposób.
- Lisko, spokojnie... Wychodziłem z o wiele gorszych opresji i niejednokrotnie wyglądałem mniej przyjemnie niż teraz, a jednak nadal żyję - rzucił więc, bo przecież, że w życiu nie raz przyszło mu się z kimś zmierzyć, nawet jeśli uznawał siebie za pacyfistę. Poza tym przeżył nie jedną wyprawę, nie jedną wspinaczkę i nie jeden upadek, a więc nie tak łatwo było go złapać; chociaż opuchlizna dawała mu się we znaki przez jakiś czas. - Zabawne - rzucił, ale faktycznie zaśmiał się przy tym pod nosem. - W szpitalu wolę jednak, abyś miała na sobie piżamę, chociaż gdy wrócisz do domu, znów wrócimy do starych zasad -dodał, a chociaż pojęcia nie miał kiedy to nastąpi, liczył na to, że tymi słowami da jednoznacznie Lisbeth do zrozumienia, że na nią czeka i naprawdę chce, aby znów było między nimi tak jak dawniej.
Dlatego zapragnął tego pocałunku, a gdy go wreszcie dostał to cóż... Sam zatracił się w tej przyjemności czerpiąc z niej tyle, ile mógł. Zaciskając dłonie na ciele Lisbeth poczuł spokój i ukojenie jakiego brakowało mu od tygodni. Słodki smak warg Westbrook przywrócił wspomnienia chwil, gdy nie przejmowali się niczym, gdy pocałował ją po raz pierwszy, gdy największym ich zmartwieniem był Austin, rodzice Lisy i Jude.
- Nie mogłoby być lepiej - odparł szeptem, po czym przymknął na moment oczy, ale zaraz znów zapragnął poczuć ponownie usta Lisy. - Cicho... Czemu płaczesz, głuptasie? - Spytał po chwili, po czym uniósł dłoń i ostrożnie otarł nią łezki spływające po polikach Lisbeth. - Ja też się bałem.. Ale chyba bardziej bałem się tego, że nigdy nie będę miał okazji naprawić tego w co wierzyłem, że ci zrobiłem... Cieszę się więc, że to wszystko okazało się nieprawdą. Okrutną i bolesną, ale taką, która da nam nauczkę na przyszłość, prawda? - Dodał, z nadzieją na to, że Westbrook sama pojmie jak jej kłamstwa i zatajenie faktów odbiło się tragicznie na wielu osobach i następnym razem nie zdecyduje się obierać takiej taktyki, a jednak zaufać temu, że inni jej pomogą i ją zrozumieją.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nie chciała być czynnikiem, który by go ograniczał, ale gdyby teraz miała usłyszeć, że Remigius pragnie opuścić Lorne Bay, pewnie nie przyjęłaby tego zbyt dobrze. Potrzebowała go i to bardzo. Bardziej, niż była w stanie mu powiedzieć.
- Chyba wiem do czego dążysz - mruknęła, na moment spuszczając wzrok. Nikt jeszcze nie powiedział jej wprost, że będzie musiała pójść na terapię. No, przynajmniej poza tą felerną pierwszą rozmową po przebudzeniu. Poza nią nie rozmawiała z nikim o tym, co dokładnie zaszło, nie kazano jej rzeczy nazywać po imieniu. Zastanawiała się, czy gdyby nie była chrześnicą dyrektora szpitala, też by tak to wyglądało, ale oczywiście nie zamierzała szukać odpowiedzi na to pytanie.
- Nie chcę go dodatkowo stresować - zmarszczyła czoło, bo naprawdę miała dobre intencje co do chrzestnego. Zastanawiała się, czy tak jedynie wyszło, że Remy ją o to poprosił, czy może faktycznie teraz wszystko to, co robiła, wiązało się z widmem dołożenia na cudze barki dodatkowego ciężaru. - Skupię się na przeprosinach - dodała po chwili, a kiedy Soriente potwierdził, że jej pomoże, na moment przymknęła oczy. Jakby próbowała sobie to wizualizować. Tak normalną i jednocześnie niedorzeczną sytuację. Kiedyś stanowiącą codzienność, a teraz? Może lepiej by było, gdyby nie rozkładała tego na czynniki pierwsze. - Wiesz, czy mam tu jakiś szampon? - zapytała więc nieśmiało, bo ona jak na razie nie miała pojęcia co jest na wyposażeniu tej sali, poza tym, że zdążyła już zauważyć, że usunięto z niej wszystko, co mogłoby być niebezpieczne.
- Pamiętam, jak rozwaliłeś sobie nogę... ale nieważne czy to duże opresje czy małe, to chyba normalne, że będę się martwić - przypomniała, ale lekko rozkojarzona, bo zatrzymała się na tym, że nazwał ją Liską. Za tym też tęskniła, więc ponownie uruchomiło to w niej falę emocji, którą postanowiła jak na razie trzymać na wodzy. - Zaśmiałeś się - chociaż na jej twarz wdarł się rumieniec, a serce zabiło jej mocniej przez znaczenie jego słów, nie mogłaby nie zauważyć tego chichotu, który sprawił, że poczuła się znacznie lżej. - A sądziłam, że skoro jesteś takim jej fanem, to będziesz chciał, żeby została w mojej garderobie na dłużej - postanowiła delikatnie wydłużyć ten dowcip, by cieszyć się tą atmosferą, nawet jeśli równocześnie bardzo niepewnie czuła się z takimi słowami. Mówieniem tak, jakby rzeczywiście było dobrze. Wciąż stanowiło to dla niej abstrakcję, a może bardziej marzenie senne i bała się, że zaraz się obudzi. Do tego jeszcze ten pocałunek... nie mogła zapanować nad emocjami chyba właśnie dlatego, że nie wierzyła, że po tak ciężkim czasie miała jeszcze szanse na szczęście. To było takie nierealne i teraz bała się nawet bardziej, że mogłaby go stracić.
- Drugi raz nie byłabym już w stanie ciebie rzucić, więc o ile ty nie wykorzystasz swojego przydziału... - znów chyba chciała zażartować, bo nie wiedziała co ma powiedzieć. Przymknęła też oczy, skupiona na tym, jak otarł jej poliki i próbowała odetchnąć, zapanować nad emocjami. - To może wszystko się ułoży - zakończyła cichutko, bo takie słowa o optymistycznym brzmieniu nie były dla niej typowe. Spojrzała mu w czy i delikatnie przejechała nosem po jego nosie. - Chcesz, żebym ciebie znów pocałowała - to nie było pytanie, chociaż pobrzmiewała w tym niepewność. - Ja też tego chcę. Chciałabym ciebie całować przez następne tygodnie non stop, nadrobić cały ten czas - wyjaśniła i faktycznie schyliła się, nie myśląc o wstydzie, aby go pocałować ponownie, zatopić wargi w słodyczy jego ust, zasmakować ciepła oddechu i miękkości języka. Serce zabiło jej szybciej w przyjemnej ekscytacji, a kiedy odsunęła się na moment, spróbowała nad nim zawisnąć, nawet jeśli miała słabe ręce i jedną dłonią zabrała mu włosy z twarzy. - Mówiłam ci kiedyś, jaki jesteś przystojny? Przez cały ten czas myślałam sobie tylko, że gdybyś nie był, to nie musiałabym się tak bać, że ktoś ciebie ukradnie - przejechała dłonią jeszcze raz po jego twarzy, a następnie pochyliła się by pocałować jego czoło, nasadę nosa, jego czubek, jedno oko i drugie, potem kości policzkowe, poliki i na koniec brodę. Potem zaś odłożyła czoło na jego czoło, przymykając oczy. - Będę trochę nachalna, dopóki nie uwierzę, że sobie tego nie wyśniłam - wyjaśniła ze skruchą, ale faktycznie czuła, że szybko nie zaspokoi potrzeby jego bliskości.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
- Raczej nie sądzę, ale w łazience znajdują się jakieś kosmetyki, a jak chcesz mogę wyskoczyć i kupić coś, co będzie ci odpowiadać - odparł, bo szczerze mówiąc nie miał głowy do tego, aby myśleć o takich pierdołach. Laurissa wpadła raz, czy dwa przynosząc jakieś ubrania dla niego i coś dla Lisbeth. Ogólnie starała się jak mogła odpokutować swoje winy, bo nawet wzięła na siebie zajęcie się naprawą drzwi w domku Westbrook. Oczywiście nie samodzielnie, a znalazła kogoś, kto by to zrobił, ale liczyły się chęci. Te zaś Soriente dostrzegał, ale nadal nie potrafił jej wybaczyć i pewnie minie jeszcze sporo czasu nim to się stanie.
Zdecydowanie bardziej chciał się skupić na Lisbeth. Wiedział, że czeka ich jeszcze nie jedna trudna rozmowa, ale póki co nie chciał do niej przechodzić. Poza tym Jonathan chciał sam pomówić z Lisą na temat terapii i ośrodka, który byłby dla niej nad odpowiedniejszy, a Soriente oddał mu pod tym względem pierwszeństwo licząc, że ten ma większą wiedzę i doświadczenie w tej kwestii. W każdym razie. nawet jak samemu przyjdzie mu także poinformować o tym Lisę, to nie chciał robić tego w chwili, w której po raz pierwszy od tak dawna mógł zasmakować z nią bliskości.
- Nie mam takiego zamiaru - odparł dość poważnie, bo póki co nie był jeszcze gotów żartować z tego co zaszło między nimi. - Liczę na to, że się ułoży, Lisku - dodał, bo te słowa Lisbeth spodobały mu się o wiele bardziej. Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej pytanie, czy też stwierdzenie. Sam czuł podobnie i gdyby tylko okoliczności ich powrotu do siebie były mniej tragiczne, zapewne na samych pocałunkach Remigius by nie poprzestał. Póki co jednak rozkoszował się smakiem ust Lisbeth, jej drobnym ciałem leżącym w jego ramionach, jej cichym oddechem i niekontrolowanymi pomrukami, które opuszczały jej gardło za każdym razem, gdy pocałunek przybierał na intensywności. - Może kiedyś coś wspominałaś - wtrącił, ale potem wysłuchał słów Lisy do końca i westchnął z lekkim niedowierzaniem. - A może pomyślałabyś chociaż raz o tym, że mam dobry system antywłamaniowy i wcale nie chcę być ukradziony? - Zażartował, ale chciał też dać Lisie jednoznacznie do zrozumienia, że to on sam decyduje o sobie, a nie potencjalne INNE panny, które miałyby się nim zainteresować. - Nie przeszkadza mi to, ale musisz wiedzieć, że rozbudzasz we mnie apetyt, a póki co nie sądzę by tak prędko udało nam się go zaspokoić - zaśmiał się, a przy tym przesunął też dłonią z pleców Lisy na jej pośladek. - Brakowało mi ciebie, mocno - dodał, a po kolejnej chwili przyjemności ostatecznie musieli się od siebie odkleić, bo przyszła pielęgniarka, aby pobrać Lisie krew i oznajmiła, że niebawem zjawi się tutaj lekarz prowadzący, a potem Jonathan.
Przez jakiś czas więc Lisbeth była zajęta, ale Remy nie odstępował jej łóżka na krok. Jona wpadł tylko na moment, bo niestety pilnie potrzebowano go do jakiegoś wypadku, a więc żadna trudna kwestia nie została poruszona, aż do wieczora. Remigius od dłuższego czas zastanawiał się, czy powinien w ogóle zaczynać tę rozmowę, a jak tak to jak powinien to zrobić. Koniec końców uznał, że nie będzie owijał w bawełnę i postawił na szczerość.
- Lisku, mogę o coś spytać? - Zaczął niepewnie. - Wiem, że jest jeszcze wcześnie i pewnie nie jest ci łatwo wracać do tego co się stało, ale chciałbym, abyś mi powiedziała co tak naprawdę się stało - zapytał, może nie do końca precyzując o co mu tak naprawdę chodziło, ale wierzył w to, że jakoś podczas konwersacji uda mu się wyłuskać najistotniejsze informacje. Nie chciał po prostu uderzać od razu w samo sedno, bo sam czuł się kiepsko z tym tematem, mógł więc tylko podejrzewać to jak trudny będzie on dla samej Lisbeth.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Póki co jeszcze nie chciała, aby Remigius gdziekolwiek wychodził, nawet na moment. Spodobał jej się więc pomysł, w którym jego asystent miał przywieźć niezbędne rzeczy, a ona mogła cieszyć się Soriente, który nadal przy niej był. Po tym co przeszli, odczuwała autentyczny strach na myśl, że miałby ją zostawić, nawet jeśli tylko na moment.
- Wiesz, że jestem raczej fanem zło wróżenia, a ostatni czas był zbyt ciężki, żebym myślała o tym, że nie chcesz być ukradziony - uniosła kącik ust do góry, bo wiedziała, że Remy żartuje, ale jednocześnie nie potrafiła chyba przemycić w tym wszystkim zbyt wielu pozytywnych emocji. Zaraz jednak poczuła, jak robi się czerwona i w zasadzie ku jej własnemu zdziwieniu, szybko zapomniała o tym swoim pesymizmie. - Nie chciałam rozbudzać niczego niepoprawnego - rzuciła, ale przygryzła też wargę, kiedy jego dłoń zacisnęła się na jej ciele. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio zrobił coś takiego. Mogła być zachowawcza, a raczej zgrywać taką, ale organizm reagował na podobne pieszczoty i miała wrażenie, że wszystko się w niej skurczyło wraz z ruchem jego palców. Na kilka chwil przestała nawet oddychać, dlatego gdy pielęgniarka przerwała im ostatni pocałunek, Lisa musiała zaczerpnąć więcej powietrza, co z kolei sprawiło, że była jeszcze bardziej zażenowana tym na czym przyłapała ich kobieta.
- Dyrektor niekoniecznie byłby zadowolony widząc, jak odpoczywasz - mruknęła zerkając na jej rozpalone poliki, przez co te zrobiły się jeszcze czerwieńsze i w sumie dzięki temu nawet nie zwróciła uwagi na pobieranie krwi. W zasadzie nie robiło to na niej większego wrażenia z reguły, ale mimo to nie odmówiła sobie przyjemności trzymania Remigiusa za rękę, nawet wtedy gdy wpadł do niej Jonathan. Po nim wpadł jeszcze asystent Soriente i przekazał rzeczy o jakie Lisa prosiła, więc dzień ten, jak na pobyt w szpitalu, był całkiem przyjemny. Przynajmniej do czasu.
- Przecież wiesz, że tak - odpowiedziała, zerkając na niego, ale jakaś fala niepokoju szeptała jej, by jednak się nie zgadzała. Tylko, że było już za późno, a jej nikt nie przygotował na temat, do którego nawiązał Remy. Właśnie dlatego zamiast odpowiedzi, nastąpiła cisza. Taka w której wlepiła wzrok w kawałku pościeli, którą miętosiła między palcami. - Ale co masz na myśli? - wiedziała. Oczywiście, że wiedziała. Spojrzała jednak na niego i rozbicie miała tak wypisane na twarzy, jak nigdy. Czuła się znów taka zagubiona. - Ja... nie wiem - dodała przepraszającym głosem, ale już jakby w odpowiedzi, a nie kontynuacji kłamliwego pytania sprzed chwili. - Wiem, że zrobiłam znów źle... nie myślałam, przepraszam - leciała z tym dalej, nie nawiązując do konkretów. Przez chwilę sądziła, że znów się popłacze, ale jednak nie poszła tą drogą. Zamiast tego odrzuciła kołdrę i zwiesiła nogi z łóżka. Remy natychmiast zaczął ją asekurować, co było dobrą opcją. Dzięki temu łatwiej było jej się wgramolić mu na kolana. - Myślisz, że jestem wariatką? - zapytała cicho, wtulając się w niego mocno i chowając głowę pod jego brodą. - Wszyscy tutaj tak pewnie myślą - westchnęła, przymykając oczy. - Po prostu... bez ciebie było ciężko i trochę z tym sobie nie radziłam - trochę to ładny eufemizm, ale miała nadzieję, że jakoś jej to wybaczy.

remigius soriente
ODPOWIEDZ