Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Wszystko zadziwiająco się układało.Sprawa z salonem została zakończona. Ojciec Gabi bardzo się postarał, więc rzucił mu premię za dobrą robotę. Hotelowe dochodzenie trwało i złodziej, który okradał go przez dobry rok, albo i więcej powoli niedługo też będzie ukarany, tym razem jednak z rąk samego Angelo. Stwierdził, że nie będzie mówił detektywowi Gabrielle Glass o tym kim ów złodziej był, bo najzwyczajniej w świecie nie chciał, by dziewczyna dowiedziała się co mu zrobił, a pewnie się dowie. Tak, czy inaczej, wszystko szło w dobrą stronę. W jego życiu prywatnym również, co było chyba największym zaskoczeniem. Układało im się, naprawdę udawało mu się panować nad sobą, swoimi atakami, nad buchającym testosteronem. Starał się, cholera zaczął się starać. Kwiatki przy prawie każdym spotkaniu, kolacyjki, jakieś drobne prezenty. Rozpieszczał ją jak tylko mógł, chcąc pokazać, że serio mu w końcu zależy. Nie traktował tego już jak wyzwanie, Gabi z najlepszej przyjaciółki awansowała w jego głowie na potencjalną partnerkę, potencjalną żonę i matkę jego dzieci. Może to nieco abstrakcyjne, patrząc na jej wiek, ale on miał wyjebane w ten fakt. Najważniejsze było to, jak się przy niej czuł, a było coraz lepiej. Łapał się na tym, że pojawiała się w każdych planach, myślał o niej każdego dnia i chciał widywać jak najczęściej. Inne kobiety nie przestały być magicznie atrakcyjne, bo wciąż zawieszał oko na swoim typie urody, ale już ich nie posuwał. Był wierny, co było nowe i dziwne, ale cholera, był z siebie niezwykle dumny! Myślał, że nie da rady, że któregoś dnia się złamie, że max tydzień i ulegnie pokusie. Parę razy miał ku temu okazje, raz, czy dwa nawet na jej oczach i dzielnie odmawiał. To się mogło udać...
Mieli dzisiaj wyskoczyć na kolację po robocie, ale odezwał się do niego Antonio. Nie skłamał, pisząc do Gabi, że ma spotkanie z kontrahentem, bo Antonio załatwiał kontenery na przewóz koksu. Zazwyczaj spotykał się z nim poza miastem, ale dzisiejsze spotkanie miało charakter bardziej prywatny aniżeli służbowy. Dodatkowo obydwoje mówili w dość nieznanym tubylcom języku.
- Świetnie wyglądasz Angelo, Australijskie słońce ci służy. - Starszy o dziesięć lat Włoch w kraciastym garniturze poklepał swojego szefa po plecach, gdy siadali przy stoliku. Wybrali ten najdalej, w najciemniejszym zakamarku, żeby mieć trochę prywatności. Rozmawiali o mniej ważnych rzeczach, omijając słowa, które mogły być w jakiś sposób niebezpieczne, gdyby ktoś w tłumie rozumiał Włoski. Różnie bywało, więc zachowanie ostrożności było wskazane. Przekąsili coś i wypili całkiem spora ilość whisky, po którym tematy wchodziły na coraz to bardziej prywatne tory.
- Niemożliwe! Pokaż tę laskę! - Antonio aż wybałuszył oczy słysząc, że Angelo w końcu się z kimś związał. Ten z dumą wyjął telefon i pokazał wspólne fotki z Gabi i jakieś z basenu, gdzie było ją całą widać.
- Osiemnastka, jeszcze świeżutka, jak z fabryki. Młoda, można wychować... Ale cholera jest piękna i czasami jej ulegam. - Zaśmiał się, dumny jak paw ze swojej kobiety. Antonio chwalił wybrankę swojego szefa szczerz. Widać było, że sam by się skusił... Chwilę o niej pogadali, Ares opowiedział mu ich historię, ale w pewnym momencie przerwał opowieść, bo musiał pójść na stronę. Zszedł więc na dół, bo siedzieli na górnej strefie i załatwił, co miał załatwić, wychodząc z toalety...

Celestine Hemingway
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
studentka — JCU
26 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Księżniczka, którą wrzucono w realia gminu. Sieje zniszczenie, bo sama mocno jest zniszczona.
9.

Prawdę mówiąc nie dbała konkretnie o to, czy to na co się zgodziła było fair w stosunku do mężczyzny, którego kompletnie nie znała, bo tak długo, jak Gabrielle była wypłacalna, więcej Celestine nie interesowało. Spotkać go miała w barze, w którym bywała nie raz, chociaż ostatnio częściej bujała się w Shadow, próbując zdobyć dla siebie parę kontaktów. W każdym razie było jej na rękę, że niezależnie od tego, jak się potoczy jej dzisiejsze spotkanie z nieznajomym, nie będzie spalona w tutejszym klubie nocnym, więc tym bardziej, szła na tą swoją misję bez stresów czy innych niepotrzebnych zmartwień. Była przesadnie pewna siebie, świadoma tego kim jest, nawet jeśli aktualnie jej sytuacja mogła sprawiać pozory niemocy. W zasadzie nawet podobało jej się to zlecenie... nie tylko z powodu kasy, ale samej adrenaliny. Nienawidziła, gdy nic się nie działo, wtedy zbyt szybko przypominała sobie o demonach z przeszłości.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, a kiedy zrozumiała, że nigdzie nie ma mężczyzny, którego szukała, weszła po schodkach na górę. Tam właśnie go dostrzegła i po raz ostatni wysłała wiadomość do Gabrielle, a potem wrzuciła telefon do torebki i ruszyła w kierunku dwójki nieznajomych. Mówili po włosku, a jako, że język ten był jej znany, z resztą nie tylko on, wychwyciła zdania, które akurat dotarły jej uszu, gdy była na tyle blisko, aby coś wyłapać. Rozmawiali o jakiejś kobiecie, ale póki co nie mogła stwierdzić czy chodziło o Gabrielle, czy może już o jakąś kochankę, co sprawiłoby, że podejrzenia tego Maluszka były słuszne. Z resztą... na próżno byłoby u niej szukać wyrzutów sumienia. Podobnych uczuć wyparła się dawno temu, tak było łatwiej.
- Hej - rzuciła do nich, jak tylko zatrzymała się obok, dzięki dość wysokim szpilkom mając na nich dość dobry widok z góry. Wskazała palcem wolny fotel, który stał obok. - Mogłabym tu usiąść na jakiś czas? - zapytała, w dłoni trzymając drinka, którego kupiła sobie, zanim po schodach weszła na piętro. Rozumiała, że jej pytanie brzmiało dość niecodziennie, to też przewróciła oczami i westchnęła cicho, jakby coś trudnego zaprzątało jej myśli. - Na dole kręci się jakiś natręt, spławiłam go, ale jakby miał nadal próbować, to myślę, że po zobaczeniu mnie w waszym towarzystwie, pewnie odpuści - dość sugestywnie zmierzyła ich wzrokiem od stóp do głów, nawet nie kryjąc się z tym, że nawiązuje do tego, jak wyglądali. Miała na sobie dopasowaną, ale dość krótką sukienkę. Na tyle nieprzyzwoity strój, by łapać spojrzenia i na tyle przyzwoity, aby nikt nie zarzucił jej, że przesadnie prowokuje. Chciała po prostu wyglądać pociągająco, ale to też nie stanowiło specjalnego przygotowania do tego zadania... zwyczajnie lubiła porządne ubrania, które podkreślały jej atuty i skupiały na niej uwagę.

Ares Kennedy
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Wrócił do swojego towarzysza, jak i wcześniejszej rozmowy na temat Gabi. Gdyby dziewczyna tu była i słyszała, jak o niej rozmawiają, zapewne zapadłyby się pod ziemie. Popili już trochę, jak to mężczyźni, rozmawiając coraz odważniej na pewne tematy. Jasne, że zdradził mu trochę więcej, szczególnie wiedząc, że ma się czym chwalić. Nastolatki były ciężkimi przeciwniczkami, ale z drugiej strony można je było łatwiej zmanipulować i właśnie, jak to określił "wychować" pod siebie. Z tymi manipulacjami to już trochę przestał, ale nie zmieniało to faktu, że przeciąganie liny trwało... jak jeszcze długo będą za nią ciągnąć?
Jak szybko pęknie i zostanie złapana przez inną kobietę? Może szybciej, niż mógłby przypuszczać...
- ... jak inne, dużo znosi, rzadko zdarza się taki talent, co nie ma odruchów wymiotnych, wiesz jak to z nimi jest. - Ares siedział na swoim fotelu w lekkim rozkroku, opierając przedramieniem o jego oparcie, a na dłoni stała kolejna szklanka z whisky. Stukał o nią ciężkim, złotym sygnetem.
- Oj wiem, tylko dziwki... - Antonio przerwał, zawieszając swój wzrok na kimś, kogo jego szef jeszcze nie widział. Stukanie obcasów, słodki zapach perfum, długa noga, naga przeleciała mu koło oczu. Podążył za nią swoim lekko już drgającym od alkoholu wzrokiem, zadzierając brew. Antonio poprawił marynarkę, usiadł prosto, zaś Ares zdawał się nie przejmować tym jak się prezentuje. Jego spojrzenie sunęło od stóp, ubranych w wysokie gwoździe, poprzez nieziemsko długie nogi, wąską talię, proste ramiona, uwydatnioną szczękę, aż po oczy kobiety, która bezczelnie, ale odważnie przerwała im rozmowę. Stuknął palcem raz jeszcze, a prawy kącik ust drgnął ku górze. Wyglądał na bardzo wyluzowanego i taki był, w przeciwieństwie do Antonio. Wiedział, co mu chodzi po głowie i coś czuł, że dziewczyna mogła nawet nie wiedzieć, że wpadała z deszczu pod rynnę..
"W waszym towarzystwie", Ares zaśmiał się krótko i upił łyk złotego trunku, uznając nieznajomą za dość mądrą dziewczynkę... Sprytnie. Gość musiałby być kompletnym debilem, ewentualnie naćpany, żeby próbować ją nam odbić, hm. Kompletnie nie wyniuchał swoim podstępnym nosem podstępu. To pewnie przez alkohol.
- Pewnie, obronimy cię, siadaj. - Angielski Antonio był dość słaby, gramatycznie pokaleczony, ale nie wydawał się tym przejmować.
- Antonio się właśnie zbierał, ale moja morda chyba wystarczająco go odstraszy? - Nie odrywał spojrzenia od oczu dziewczyny. - Prawda Antonio?
- Co? Ale... - Wiedział, że Angelo chce rozegrać tę partię sam, a jemu się nie sprzeciwiało. - Tak... Faktycznie, akurat się zbierałem. Do zobaczenia i powodzenia z tym natrętem. - Zniknął tak szybko, jak przed chwilą pojawiła się ona. Ares tylko chronił dziewczynę przed większym natrętem, niż ten, którego spotkała, tego był pewien.
- Jestem Ares, a ty? - Zapytał od razu, gdy zostali sami, a gdy odpowiedziała, dodał ze stoickim spokojem:
- Jak chcesz, mogę szybko zająć się tym gościem...

Celestine Hemingway
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
studentka — JCU
26 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Księżniczka, którą wrzucono w realia gminu. Sieje zniszczenie, bo sama mocno jest zniszczona.
Wymyślenie jakiegoś fortelu nie zajęło jej wiele czasu. W intrygach odnajdywała się lepiej, niż w większości typowych dla młodych kobiet środowisk i zasadniczo była z tego dumna. Naturalnie zakładała, że jej plan mógł nie wypalić, a wówczas musiałaby inaczej to rozegrać, ale póki co wszystko się dobrze układało, kiedy więc mężczyzna, który już po samej urodzie nie wyglądaj, jak Australijczyk, powiedział, że może usiąść, nie omieszkała tego zrobić. Dopóki się nie odezwał, nie oceniła z góry, że nie jest stąd, Australia była wielokulturowa, a fakt, że wcześniej rozmawiali po Włosku też nie musiał być jednoznaczny. W sumie planowała o to zapytać, ale nim rozchyliła wargi, mężczyzna dla którego tutaj przyszła, pozbył się swojego kompana. Cóż, z punktu widzenia Maluszka, który jej zlecił to zadanie, nie wróżyło to wcale dobrze. Z drugiej strony może Celest oceniała powierzchowna, ale już na pierwszy rzut oka Ares nie wyglądał, jak ktoś, kto marzył o miłej żonie, pieluchach i domku na przedmieściach.
- Ares? - uniosła brwi, wcale nie spiesząc się z tym, żeby mu odpowiedzieć na pytanie. Zamiast tego poprawiła się odrobinę na fotelu, powoli zakładając nogę na nogę. Potem jeszcze rozparła się na oparciu i pociągnęła przez słomkę odrobinę swojego drinka, cały czas nie rezygnując z kontaktu wzrokowego. - Jak ten bóg z mitologii? Paskudny okrutnik kochający wojnę... - zauważyła enigmatycznie, aż w końcu nie odłożyła drinka na stoliku i w końcu przestała świdrować go tak swoim spojrzeniem. Uśmiechnęła się nawet, chociaż nie ochłodziło to w żaden sposób jej oczu o lodowym odcieniu. - Możesz mi mówić Tina... - w końcu udzieliła odpowiedzi na jego pytanie i wyciągnęła do niego dłoń, zakończoną nieco dłuższymi paznokciami pociągniętymi krwistym lakierem, pasującym do sukienki. Uniosła odrobinę brew, bo propozycja jaką jej złożył, była zaskakująca. Chwilę zastanawiała się co zrobić, co będzie najlepsze, oceniła najbezpieczniejszą opcję i wybrała tą możliwie najbardziej ryzykowną. Potrzebowała adrenaliny, by wiedzieć, że żyje.
- Mogłabym chcieć, ale powiem ci coś w tajemnicy, Aresie - pochyliła się odrobinę w jego kierunku, zachęcając wskazując palcem by on zrobił to samo. - No dalej, nie ugryzę - kącik ust jej drgnął i kiedy miała już taką możliwość, zniżyła głos na tyle, na ile pozwalała bliskość na, którą Ares się zdecydował. - Nie ma żadnego gościa... - po tych czterech słowach odchyliła się z powrotem na swoje oparcie i pozwoliła sobie na cwaniacki uśmieszek, który ubarwiła wzruszeniem smukłych ramion. - Byłam was ciekawa, a skoro odesłałeś swojego przyjaciela, wnioskuję, że tobie też moja obecność aż tak nie przeszkadza, więc nie ma co dalej bawić się w jakieś farsy - wyjaśniła, by ostatecznie wyszczerzyć się w niego śmielszym uśmiechu, po którym ponownie sięgnęła po swojego drinka.

Ares Kennedy
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Pozory potrafią mylić, bo może i wyglądał na mocno szemranego gościa (którym umówmy się, ale był), tak właściwie myślał już o żonie, dziecku i domku na Sycylii. Bardziej pałacu, w którym zamknie przyszłą żonę, a ta będzie rodziła mu dzieci. Problem jednak pojawiał się jeden i to dość spory. Mały, tak właściwie, miał 160 centymetrów i buzię anioła. Nie był to jednak materiał na żonę, nie teraz, może w przyszłości, a on chciał już, najlepiej teraz, bo zegar tykał, a nie chciał zostać ojcem grubo po 40ste. Musiał spłodzić syna, najlepiej kilku i jeszcze wychować ich według swoich zasad, mieć na to siłę. Jak więc to wszystko pogodzić? Na tę chwilę nie miał pojęcia, bo w ich relacji pewne było tylko to, że dzisiaj są razem, a co przyniesie jutro, było kompletną niewiadomą. Szczególnie jak ktoś dość mocno wystawia na próbę trwałość ich związku.
- Cały ja. - Rzucił swobodnie, jakby właśnie przedstawiła profil jego osoby. Nie bez powodu wybrał właśnie takie imię na swoją przykrywkę, a ona nie była pierwszą osobą, którą to w jakiś sposób dziwiło.
Jego wzrok błądził bezczelnie po długich nogach, którymi niespiesznie przed nim zarzucała. Bił od niej spokój i pewność siebie, coś, co cechowało najniebezpieczniejsze kobiety. Na pewno nie poradziłaby sobie sama z natrętem?
- Tina. - Powtórzył, uśmiechając się na dźwięk jej imienia, którego prawdziwości nie podważył. Wyglądała na Tinę. - Jak Turner? Silna kobieta z potężnym głosem. - Zagrał w jej grę, jednocześnie podpuszczając do zdradzenia czegoś o sobie - była tak potężna kobietą, jaką emanowała jej aura? Jak i długie paznokcie w równie odważnym kolorze, który był poniekąd potwierdzeniem tego wszystkiego. Zwrócił na nie uwagę, gdy ujmował jej drobną dłoń w zadziwiająco delikatnym uścisku. Nie był to jednak uścisk formalny, dłoń kobiety spoczęła na jego dłoni, przytrzymana kciukiem, a on nachylił się, by w czysto Włoskim stylu ułożyć pocałunek na skórze nowo poznanej damy. Dama była w opałach, a on przecież był gentlemanem, nic złego nie robił.
Nie zdążył nawet wrócić na miejsce, bo zachęcony jej gestem, nachylił w jej stronę nawet jeszcze bardziej, zaciekawiony tym, co miała do powiedzenia. Przytaknął w odpowiedzi jedynie głową, by zachęcić ją do dalszego mówienia. Prawa brew powędrowała do góry, a wzrok wlepiony miał w oczy rozmówczyni.
Po tych czterech słowach, on zastygł chwile w miejscu, a po krótkim jej upływie prychnął nosowo, co brzmiało jak śmiech. Usta wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu, a on pokręcił głową i w końcu oparł się z powrotem o swój fotel wygodnie. Stuknął w szklankę sygnetem i dopił trunek.
- Podoba mi się twoja bezpośredniość. A wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - Rzucił odstawiając szklankę na stolik z impetem. - Mogłem domyślić się od razu, takie pewne siebie kobiety jak ty potrafią sobie poradzić same. - Przesunął po niej spojrzeniem i poprawił rolexa na nadgarstku. - Powiedz więc, Tina - Zaakcentował jej imię mocno. - Coś więcej o tej swojej ciekawości. Co cię tak interesuje, stan mojego konta, czy to co mam w spodniach? - Nie mógł sobie odpuścić, zaintrygowała go. Mała gierka przecież nikomu nie zaszkodzi, lubił czuć emocje, które temu towarzyszyły. Szczególnie, że kobieta zaczęła pierwsza, on to tylko pociągnął., jemu wiele nie trzeba Dodatkowo alkohol robił swoje. Przecież nie robił nic złego. Normalnie pewnie skończyliby w łóżku, bo doskonale już wiedział, czym była ta jej ciekawość, ale przecież on miał teraz Gabi...

Celestine Hemingway
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
studentka — JCU
26 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Księżniczka, którą wrzucono w realia gminu. Sieje zniszczenie, bo sama mocno jest zniszczona.
Cóż, prawdę mówiąc, pewnie już Celest uznałaby, że to lepiej, gdyby nie chciał się ustatkować, niż w sytuacji, w której planuje zamknąć swoją potencjalną żonę w domu. W każdym razie już po zdjęciach, jakie wysłała jej Gabrielle, w swoim odczuciu uznała, że Maluszek nie pasował do tego mężczyzny, ale też własną uwagę zostawiła dla siebie. Nie znała ani jej, ani jego, przyszła tu, bo rozbawiło ją to zlecenie na tyle, by mogła oderwać się od nudy panującej w tym miasteczku, a przy okazji mogła przy tym trochę zarobić. Pewnie jej ojciec odcinając ją od pieniędzy, wierzył, że nauczy jej życia i uczciwej pracy, ale cóż... no niekoniecznie jej to wychodziło póki co.
- Nie wiem, czy to dobrze o tobie świadczy - parsknęła, gdy potwierdził jej dywagację na temat mitologicznego boga. - Powinnam się bać? - rzuciła luźno, ale coś w jej mimice, tym, jak nieco zwęziła oczu, sprawiało, że w wypowiedzi tej przeskoczyło kilka sugestywnych iskier. Ostatecznie nie była tu po to, by się z nim zaprzyjaźniać, a żeby sprawdzić, jak wiernym był partnerem. Wiele można było o niej złego powiedzieć, zdecydowanie nie należała do typu bohaterów w pelerynach, ale jak się na coś decydowała, to lubiła zrobić to dobrze.
- Ale nie żyje... więc zdecydowanie wolę się do niej nie porównywać - zażartowała przewrotnie, by nieco namieszać w schemacie tej rozmowy. - Co innego, gdybyś porównał mnie do bogini... muszę przyznać, że ja o wiele bardziej połechtałam twoje ego - pociągnęła nieco dalej te około mitologiczne nawiązania. Inna sprawa, że Tina stanowiło skrót od jej imienia, którym się posługiwała tylko wtedy, gdy nie chciała podawać prawdziwych danych. To też nie tak, że zamierzała przed Aresem zgrywać kogoś, kim nie była... po prostu póki co ostrożnie sprawdzała, gdzie postawić na szczerość, a gdzie na obłudę. Lubiła wielopoziomowość, jaką gwarantowało lawirowanie między prawdą, a kłamstwem.
Brew delikatnie jej drgnęła, gdy ucałował wierzch jej dłoni. To wiele mówiło o człowieku. Chociaż nie było tego widać w tym konkretnym momencie, pochodziła z szanowanej rodziny, przywykła do takiego zachowania, ale nie spodziewała się go doświadczyć tutaj, w barze w Lorne Bay, w którym próbowała poderwać zajętego mężczyznę, o którym nie wiedziała zbyt wiele. Można powiedzieć, że jej ciekawość wyraźnie wzrosła, a puls przyspieszył odrobinkę, jakby już dostrzegał powody do ekscytacji.
- Stopień - prychnęła, zerkając w bok. - Proszę cię... do piekła to się zjeżdża po poręczy - puściła mu oko, by zaraz znów znaleźć odrobinę przestrzeni na pociągnięcie drinka przez słomkę. Szło doskonale. Zagrała poniekąd va banque, zdradzając swój pierwszy fortel. Mógł unieść się dumą, zdenerwować i sobie pójść, była taka możliwość, więc ulżyło jej odrobinę na myśl, że miał na tyle dystansu, by po prostu skwitować to śmiechem. Poza tym sama uśmiechnęła się, gdy zauważył, że potrafi sobie sama poradzić. Nie była tu dla przyjemności, ale schlebiały jej te słowa. Przez pewne wydarzenia z przeszłości, lubiła, gdy dostrzegano jej odwagę i samowystarczalność. Nie chciała uchodzić za słabą.
Przechyliła delikatnie głowę do boku, kiedy zadał dość bezpośrednie pytanie. Pozwoliła, by wyraźnie między nimi wybrzmiało i nie spieszyła się z odpowiedzią. Chciała, by cisza zaczęła drażnić go w uczy, nim pozwoliła sobie na cichy, może lekko kokieteryjny chichot. Po nim poprawiła się w fotelu i uśmiechnęła niemalże z politowaniem, jej twarz musiała ociekać pewnością siebie.
- Aresie... jedyne na tym świecie, czego nie mogę sobie zapewnić we własnym zakresie, to to co masz w spodniach - wyjaśniła spokojnie, rzeczowo wręcz, jakby dyskutowali o interesach. Z resztą wzbogaciła te słowa o dość sugestywne zjechanie wzrokiem w kierunku jego spodni. - Więc nie obrażaj mnie sugerując, że interesują mnie twoje pieniądze - dodała, ale uśmiechnęła się do niego pod koniec. Wytrzymała jeszcze chwilę, bo miała wrażenie, że w powietrzu przeskakiwało od napięcia, ale po upływie kilku długich sekund, postanowiła je rozładować. - Jeju... sam jesteś bezpośredni. Czy już nie można porozmawiać z nieznajomym z baru, nie zakrawając o tematy łóżkowe? - przewróciła oczami. - Jestem damą - dodała, zmieniając splot nóg, tak, że teraz ta która była na dole, znalazła się na górze.

Ares Kennedy
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Pasowali do siebie jak zakonnica do Mafii, niemal dosłownie. Wiedział o tym i ona tez, a mimo wszystko rozwijali tę relację, burzliwą, bo burzliwą, ale ile się od siebie uczyli... On na przykład pojął, że nie wszystko załatwia się siłą, albo manipulacją. Nie był może za dobrym człowiekiem, ale uważał, że dla Gabi stał się prawdziwym i dobrym partnerem. Oczywiście, że czasami mu odwalało, jak na przykład teraz, bo trochę brakowało mu tej adrenalinki i gierek z "dawnych lat",ale czy to czyniło go złym facetem? Póki nie umoczył w innej, póki wracał zawsze grzecznie do domu, można chyba stwierdzić, że robił postępy i to całkiem duże.
Ona ich jednak nie znała, a Ares nie znał jej prawdziwych intencji. Mogło powstać dość sporo nieporozumień, które mogły później zaowocować samymi problemami, ale jak to mówią, nie ma ryzyka, nie ma zabawy.
- To zależy, czy lubisz strach i chcesz tego. - Błysk za błysk, mała gierka słowa, wybadanie gruntu. Sprawdzał ją, poznawał jej intencje powoli, skradając jak drapieżnik, choć miał ochotę pobawić się jedynie z tą ofiarą, a nie atakować.
Niecny uśmieszek wpełzł na jego usta, gdy mówiła o łechtaniu ego. Lubił, gdy ktoś to robił, był stu procentowym narcyzem, karmiącym się komplementami i.... strachem. Dziś jednak nie chciał spożywać dania numer dwa, wystarczyło danie numer jeden.
- Gdyby tylko istniała Bogini o tym imieniu... ale z tego co wiem, Turner grała Indyjską Boginię, więc chyba się liczy? - Przymknął jedno oko, masując po brodzie, jakby nad czymś zastanawiał, po czym rzucił jej długie, jednoznaczne spojrzenie. Równy rząd śnieżnobiałych zębów został odsłonięty. On umiał wybrnąć z każdej sytuacji.
Dostrzegł lekkie zaskoczenie na jej twarzy, nie u niej pierwszej, nie ostatniej. Jego pochodzenie miało duży wpływ na jego zachowania. Całował kobietom dłonie, przepuszczał w drzwiach, odsuwał krzesła i robił wszystko to, czego nie robili inni mężczyźni, a co było ogromnym błędem. Wiedział, że okazywanie szacunku jest dla kobiet bardzo ważne, poza tym uważał, że powinien być im okazywany. O ironio.
Jego brew drgnęła.
- Więc mam nadzieję, że dotrę tam pierwszy i zajmę honorowe miejsce na samym dole, by patrzeć, jak się po niej zsuwasz, Tina. - Podążył wzrokiem za jej ustami, do których wsunęła sobie rurkę od drinka. Brakowało mu tego trochę, a czy czuł się źle? Nie, ale to może alkohol, sumienie pojawi się jutro? O ile w ogóle.
Cisza nie była drażniąca, a ekscytująca. Lubił to uczucie oczekiwania, ten lekki dreszczyk adrenaliny - dostanie po ryju, czy wyczekaną odpowiedź?
Padła. Uśmiechał się, gdy mówiła i poprawił mankiety koszuli, kompletnie niewzruszony jej słowami. Nie dostał w twarz, ale też jednoznacznie nie powiedziała,że czegoś od niego chce. Dalej tkwił w jakimś dziwnym niedopowiedzeniu. Poczuł coś, co było mu dobrze znane, a niebezpieczne w tym momencie - zew wyzwania.
Spokojnie wlepiał w nią spojrzenie i nawet nie rozkojarzyło go przekładanie przez kobiety nóg w seksownym geście. Hardo patrzył jej w oczy, uśmiechając w bardzo spokojny i pewny siebie sposób. Nie miał nic do stracenia, bo też nie miał nic do wygrania, poza zaspokojeniem swojej ciekawości.
- Rozumiem. - Odparł miękko na jej ostatnie słowa i spojrzał na pustą szklankę.
- A więc, czy pozwolisz sobie postawić kolejnego drinka, jak wypada czynić w stronę damy? - Wstał, poprawiając koszulę i wyciągnął w jej stronę ramię, jak prawdziwy gentleman. On też by się jeszcze napił. Miał plan, by zaprowadzić ją do baru i tam dokończyć rozmowę.
Załóżmy, że z nim poszła (wybacz). Podszedł do baru, ludzie od razu ustąpili mu drogi, a barman zapytał miło "Co dla Pana, Panie Kennedy"? Zamówił kobiecie to, co piła wcześniej, jak i sobie czystą whisky. Po złożeniu zamówienia parł się lekko o bar, by móc lepiej obserwować swoją rozmówczynię.
- Czyli przychodzisz do moonlightu sama, szukać nowych przyjaciół? - Nawiązał do jej wcześniejszych słów dość sprytnie. Może wcześniej był zbyt bezpośredni i trzeba było zagrać tą kartą?

Celestine Hemingway
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
studentka — JCU
26 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Księżniczka, którą wrzucono w realia gminu. Sieje zniszczenie, bo sama mocno jest zniszczona.
Prawdę mówiąc niewiele wiedziała, zarówno o Aresie, jak i Gabrielle, ale nie przeszkadzało jej to. Wiedziała po co tu jest, dodatkowo w całej tej akcji widziała możliwości na rozrywkę dla siebie, więc byłaby głupia, gdyby nie skorzystała, tym bardziej, że jej za to płacili.
- Nie jestem tchórzem i niełatwo mnie przestraszyć - odpowiedziała w ten sposób, wzruszając przy tym lekceważąco ramionami. Wcale nie uważała siebie za jakąkolwiek ofiarę tego spotkania. Ostatecznie jak na razie, to ona pisała jego scenariusz i z radością przyjmowała fakt, że przebiega ono zgodnie z jej oczekiwaniami.
- Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, kogo grała, więc z wrodzonej skromności, mimo innych imion, chętnie przypiszę sobie rolę afrodyty i trochę mnie martwi, że sam tego nie zaproponowałeś... gdzie ty masz oczy, Aresie? - zapytała z niemałą dozą pewności siebie, krzyżując z nim spojrzenia, a po chwili pozwoliła sobie na uśmiech. Taki, który z jednej strony zdradzał, że się droczy, a z drugiej tylko podbijał jej swobodę.
- Niegrzecznie - parsknęła dźwięcznym śmiechem, niezbyt wysokim, raczej z tych zmysłowych, a nie wesołych. W prawdzie przyszła tutaj w celach zawodowych, ale skłamałaby mówiąc, że nie bawiłą się dobrze w takiej sytuacji. Lubiła flirtować, działało to na nią lepiej, niż większość środków odurzających. Wywoływało dreszcze, przyspieszało puls. Zdecydowanie Ares był ciekawym towarzyszem. - Pewnie już teraz sobie to wyobrażasz... mnie sunącą w dół - specjalnie dobrała słowa w taki, a nie inny sposób, by ich znaczenie miało więcej, niż tylko jedno dno. Przecież nie mogła przepuścić takiej dobrej okazji.
- Jak przystało na damę, nie odmawiam dżentelmenowi, gdy tak grzecznie proponuje - chwilę zwlekała z odpowiedzią, aż ostatecznie złapała za jego ramię. Wszystko, jak na razie szło zgodnie z planem, więc nie mogła na nic narzekać. Podniosła się z fotela, poprawiła sukienkę i ruszyła za nim do baru.
- Chodzę w różne miejsca, szukać rozrywki - delikatnie zmieniła jego pytanie, a kącik jej ust drgnął. - Lorne Bay nie jest najciekawszym miejscem na ziemi, ale trzeba sobie jakoś radzić - dodała jeszcze, tym razem nawet nie kłamiąc. Poza tym najlepsze mistyfikacje składały się z prawdy i obłudy w mniej więcej równym stopniu. - Poza tym zdecydowanie wolę, gdy ktoś płaci mi za drinki, niż kiedy muszę robić to sama, a przychodząc do baru w grupie, ciężej o taki przywilej - akurat barman podał im ich zamówienie, więc jej słowa miały jeszcze lepszy wydźwięk, kiedy rzeczywiście przykładała do ust słomkę i pociągnęła z niej parę łyków.

Ares Kennedy
ODPOWIEDZ