malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Jesień w Australii pachniała świeżym deszczem. Nie pamiętała dawno takiego zrywu ulew, burz i potopów, które bardziej przypominały biblijne niż atmosferyczne wydarzenia. Wydawało się, że świat oglądają jedynie przez szkło, które nie dość, że było zaparowane to skraplały się na nim pojedyncze krople. Obraz był więc niewyraźny, zamglony, cały świat nagle stał się jedną wielką impresją, w której nie było miejsca na wyraźne kontury bądź jaskrawe kolory. Wyblakłe wydawały się sylwetki przemykających pod parasolami ludzi, których nie imał się deszcz.
Julia Crane jak nigdy oczekiwała, że wreszcie się rozpogodzi.
Najwyraźniej jednak rodzina Atwood posiadała również znajomości w wydziale zarządzania pogodą, bo na ślub sobie wręcz ją zamówiła, zupełnie jak aura pochodziła z katalogu. Nagle przestało lać, mżyć i nawet słońce postanowiło wyjść zza chmury, choć było to wyjście iście angielskie- bez szaleństw i rażącego upału. Dostosowane zupełnie do państwa młodych, którzy wszak byli bardziej brytyjscy niż sama królowa. Musiała jednak przyznać, że promienie otulające ogród botaniczny nadały temu wydarzeniu splendoru i były dobrą wróżbą dla przyszłego małżeństwa. Niech im będzie, chciałoby się dodać, bo nigdy fanką tego typu wydarzeń nie bywała, ale przynajmniej pogoda nie podzielała jej opinii i postanowiła się poprawić.
Co właśnie przeklinała, bo późnym wieczorem wszystko parowało oddając cały ten deszcz i przyprawiając ją o kropelki potu, osiadające na jej skórze, muśniętej drogim pudrem. Przyjęcie okazało się udane, sztuka zaś wiecznie żywa, ale i tak najlepiej zapowiadała się impreza po, na którą wprosiła się bezczelnie do nowego domu Flanna. Nie tylko ona, trzeba było dodać to na swoje usprawiedliwienie.
Większość ich wspólnych znajomych zdecydowała, że trzeba oblać rozwód i jednocześnie przeprowadzkę do tego pięknego domu z widokiem na morze. Wprawdzie cała ta historia wyszła od Julii i musiała gęsto tłumaczyć się przed przyjacielem z tej improwizacji, ale przecież na dobre wyszło. Wszyscy potrzebowali oddechu od tego całego ślubnego zamieszania, a ona dodatkowo zaczynała nudzić się w Lorne Bay.
Nie spodziewała się, że w międzyczasie dopadnie ją ta cała czerwcowa gorączka i skończy mocno wstawiona na balkonie, który był jednym miejscem w tym domu do palenia papierosów. Wprawdzie
Crane daleko było do respektowania takich zasad (zwłaszcza tworzonych przez inne kobiety), ale przynajmniej mogła urwać się z towarzystwa, by zadbać o dobrostan gospodarza, który przecież nie przywykł do aż tak imprezowego trybu życia.
Wręcz przeciwnie, Julia widziała jak zgrzyta swoimi idealnymi, hollywoodzkimi ząbkami i nie mogła powstrzymać złowieszczego uśmieszku.
- Rozchmurz się. Masz dom, organizujesz imprezy - stwierdziła, gdy już balkon opustoszał i zostali sami. Wsunęła mu papierosa do warg i zapaliła nie spuszczając z niego wzroku. - Jak się czujesz, panie rozwodzę się za pięć minut? - nie mogła przestać z niego drwić i robiła to bezlitośnie, choć jak dla niej podjął słuszną decyzję. Tyle, że wypadałoby teraz pożyć na swoich zasadach, a nie pakować się od razu w tygiel związku.
Zupełnie swobodnie rozpięła guziki koszuli prezentując całkiem ładną braletkę i wachlując się się dłonią.
- Cholera, myślałam, że przynajmniej na zewnątrz będzie chłodniej, a czuję się jak w jakiejś pieprzonej dżungli. Marzę o Londynie, o maks piętnastu stopniach i trenczu. Masz jakiś rodzinny helikopter? - pytała dalej tak samo gorączkowo, zupełnie jakby udzieliła się jej ta cała spiekota i nie przejmowała się, że najwięcej energii traci wypowiadając kolejne zdania.
Wręcz przeciwnie, nadal w najlepsze się kręciła i wreszcie sięgnęła po głęboko zmrożonego szampana, którego zwędziła z przyjęcia. Wyjęła z niego truskawkę, która ułożyła sobie na dekolcie i spojrzała na Flanna badawczo.
- To jak się czujesz z tym wszystkim? - od tego należałoby zacząć, ale przecież ta gorączka nie pozwalała jej na spokojne ułożenie myśli, galopujących w absolutnie wszystkich kierunkach. Dobrze, kłamała, w takie czerwcowe noce tylko jedna osoba zajmowała jej głowę, ale przecież przez jej usta nie przeszłoby to imię, nawet jeśli wypiła już tyle szampana i doprawiła go taką ilością nikotyny, że tego typu wyznania można byłoby uznać za pijacki bełkot. Nie u Julii, ona nawet tutaj, na balkonie, w głębokim fotelu, w samej bieliźnie i z papierosem w ręku wyglądała jak jedna z tych bogato wyposażonych metres, które miały nieuchwytną klasę mimo wykonywanego zawodu.
Poza tym to był tylko czerwcowy impas, każdy tracił w tym miesiącu głowę, prawda?

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Miał wrażenie, że przez to ostatnie od - do był ostatnio wszystkim wyjątkowo wręcz zmeczony i poirytowany ma raz. Na dodatek wszystkie znaki na niebie i ziemi jakby wskazywały, że nie tylko on zrobił sobie ze ślubu Atwoodów Remingtonów jakąś datę kluczową, a nagle, zupełnie niczym na złość, tym wydarzeniem zdawało się żyć całe pieprzone miasteczko, choć 90% mieszkańców nie była zaproszona. Trochę tak jakby wszystko i każdy musieli mu na raz zdążyć wytknąć jaką jest gnidą, że nie zdążył zakończyć własnego małżeństwa, zanim to kolejne się zaczęło. A przecież to wszystko było bardziej pogmatwane. Jego małżeństwo skończyło się dużo wcześniej, tak samo jak i rzeczeni państwo młodzi już od dawna byli małżeństwem.
Tym bardziej nie miał zamiaru wracać do tego, jak spektakularnie wyłożył się na poinformowaniu szanownej (niebawem już byłej) małżonki o swoim romansie zupełnie nowym związku. Mógł się w końcu spodziewać, że na ślubie samej szefowej piekieł takie rzeczy będą wpisane w ciąg wydarzeń gdzieś między oczepinami a tortem, ale czemu trafiło akurat na niego? Cóż, zakładał że nie będzie do tego wracał, od teraz miał ochotę patrzeć jedynie w przyszłość. Tą wspólną z jego ukochaną Desi.
I wszystko byłoby pewnie kolorowe i cudowne, gdyby nie miał wrażenia że bez własnej wiedzy został wmanewrowany w sytuację rodem z jakieś animowanej bajki - na jednym ramieniu w roli aniołka siedziała mu właśnie sama Desiree, która póki co całkiem nieśmiało rozgaszczała się w jego ich nowym domu i w roli gospodyni tego miejsca, a na drugim ramieniu - tym razem z różkami i całkiem seksownym ogonkiem, droga jego sercu Julia Crane, która równie seksownie wyglądała właśnie na balkonie nowego domu, próbując na wszelkie sposoby uciekać przed gorącem.
- To TY organizujesz imprezy. Może powinnaś pomyśleć o tym, by się przekwalifikować? - rzucił troszkę zaczepnie, ale między Bogiem a prawdą wcale nie miał jej tego za złe (nawet mimo początkowej raczej niespecjalnie wszystkim zachwyconej miny). Potrzebował towarzystwa i powrotu pewnych zwyczajów sprzed... sprzed tego jak jego życie osobiste okazało się jednym wielkim niewypałem i po prostu nie było się czym chwalić. Niegdysiejsze imprezy, które organizował on sam (nie jak dziś, Julia) były wręcz legendarne i chyba aż dziw bierze, że w pewnym momencie z nich zrezygnował. - Pan mógłbym rozwieść się już teraz zaraz czuje się doskonale, dziękuję za troskę - za zupełnie nieważne uważał, że delikatnie mówiąc mija się z prawdą, bo może i był zupełnie niedorzecznie szczęśliwy z i dzięki Desi, ale nie było żadnej magii, która gwarantowała że wielka miłość jest lekiem na wszystko. Nadal zmagał się ze swoim ogólnym kryzysem, i może faktycznie stał się dużo mniej dokuczliwy, wręcz znikomy, ale nadal nie zniknął opuszczając imprezę po angielsku. A szkoda.
Zamyślił się, w czym jedynie pomógł mu papieros, którym uraczyła go Julka.
- Nie mam zielonego pojęcia - urwał, szukając czegoś co jest albo co szybko mogło się stać popielniczką. - co wy wszyscy widzicie w tym całym Londynie. Jest po prostu brzydki. I obskurny - pozwolił swojemu wewnętrznemu estecie przemówić i rozgościć się na dłużej, bo za chwilę pozwolił mu za to zagapiać się na delikatny, koronkowy element bielizny, którym teraz tak śmiało jego towarzyszka szczuła go tu spod swojego ubrania. Gdyby tylko ich relacja wyglądała odrobinę inaczej, pewnie nie miałby żadnych oporów by zdjąć z niej i resztę garderoby, ale teraz spotykali się w innym celu a on był człowiekiem w szczęśliwym związku. W końcu. - Helikopter mam, potrzebujesz namiaru na mojego ojca? - pierwsze nie było żadnym kłamstwem, a drugie powiedziane było tak zaczepnie jak tylko można było... Bo wiedział że i samo pytanie o to pierwsze było zaczepką ze strony jego przyjaciółki. Zresztą, obracali się dziś w takim towarzystwie, że spokojnie z urządzeń z prywatnych kolekcji tych ludzi byliby w stanie ukręcić naprawdę niezłą wypożyczalnię prywatnych samolotów i helikopterów. Pewien urok pewnych kręgów.
- Zależy o jakie wszystko pytasz - bo okazywało się mniej lub bardziej szczęśliwie że tych wszystk narobiło się ostatnio tyle, że nie wiedział od czego zacząć i w co akurat ręce włożyć. Odszedł na parę kroków i oparł się nonszalancko o balustradę, przyglądając w najlepsze temu co z truskawkami zaczęła wyrabiać Julia. Jak ktokolwiek byłby w stanie nie zwracać uwagi na tą kobietę?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
To nie było tak, że nie wyczuwała podskórnie zirytowania najlepszego przyjaciela. Ona jak to ona znalazła na to idealne lekarstwo, które wprawdzie obejmowało setkę gości i morze alkoholu, ale akurat w ich wypadku trudno było o drobnej przesadzie. Wręcz przeciwnie, była skłonna przepraszać, że załatwiła tylko tyle, ale musiał zrozumieć, że to było last minute i następnym razem przygotuje się bardziej. Wszak rozwód to jest okazja, która wymagała odpowiedniego uczczenia i morza szampana.
Wprawdzie stawiała wszystko, że Flann jak ten idiota nie uczył się na swoich błędach i wkrótce znowu stanie na ślubnym kobiercu, ale korzystała z tej drobnej i jakże uroczej luki, gdy jeszcze był człowiekiem żonatym, ale już bez zobowiązań. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo przecież rozglądała się za gospodynią tego miejsca, ale skoro ważne sprawy (pewnie szpital) ją zatrzymały to musiała ją wyręczyć. I zadbać o to, by jej facet nie roztopił się na tym balkonie ani też nie dopuścił do mordu ze szczególnym okrucieństwem na dziewczynie, która to zorganizowała.
I która właśnie z szampanem odtrąbiła pierwszy sukces, bo o tej imprezie miało być głośno nie tylko w tej okolicy. Jak tak dalej pójdzie to przykryją to całe wedding gate, którym żył ostatnio cały świat artystyczny. Pomyśleć, że banda malarzy nagle zrobiła się taka pruderyjna i tak srogo oceniała to gdzie Flann zamacza swój pędzel. Trzymały ją durne żarty, więc szampan najwyraźniej wchodził wyśmienicie, choć wiele by dała za to, by tak prędko nie zamieniał się wręcz we wrzącą ciecz.
Jeszcze chwila, a wyparuje razem z nią.
To dlatego na żart przyjaciela roześmiała się słabiej niż powinna.
- Och, nie wszyscy w wieku trzydziestu lat są tak boleśnie zdziadziali jak ty. Myślałeś, że co, wpadnę tutaj i pogramy w planszówki? A może miałeś ambitny plan Netflix&chill? - drwiła z niego w najlepsze wydmuchując piękne kółeczka. Ktoś mówił, żeby przy takiej spiekocie unikać papierosów, ale gdyby poradził coś takiego Julii Crane to pewnie mógłby wybrać miejsce, w którym rozsypie jego prochy. Obserwowała przez chwilę szminkę na swoim filtrze i uśmiechnęła się, gdy wreszcie uzyskała odpowiedź na pytanie. Niedorzeczne, bo przecież sama przechodziła przez podobne piekło papierków, oświadczeń i wezwań sądowych. Wszystko po to, by w ferworze zakamarków sądowych uznać jej małżeństwo za niebyłe. Zabawne, bo zazwyczaj, gdy już dochodziło do rozwodu to o żadnym związku nie mogło być mowy. Spojrzała na niego uważnie.
- To tylko pogratulować dobrego samopoczucia. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś jednym z tych idiotów, którzy od razu po kiepskim małżeństwie pakują się w kolejny związek? - nie owijała w bawełnę nigdy, ale po cichu mu kibicowała. Na świecie przyda się jeszcze jakaś wiara w prawdziwą miłość. Za to i za sprawnie działającą klimatyzację by w tym momencie zabiła. Po części dlatego rozpięła bluzkę i wodziła mrożoną truskawką po ciele, a po części dlatego, że lubiła, gdy tak na nią patrzył.
Sam z papierosem, pożyczonym od niej wyglądał jak jeden z tych amerykańskich, złotych chłopców, którzy niedawno skończyli Dartmouth i rysowała się przed nimi kariera w Senacie. Waszyngton takich przyjmował z otwartymi rękami, wystarczyło mieć tylko odpowiednie koneksje. I żonę, oczywiście taką w typie Jackie, choć nie pogardziłby blond kochanką. Najwyraźniej Flann unikając stereotypowej kariery i tak podążył utartymi ścieżkami. Bawiło ją to niesamowicie i chyba powinna sprowadzić tę rozmowę na tego typu manowce, a nie na Londyn, który przynosił faktycznie ciężki tweed, zapach odymionej whisky, rozgrzewającej gardło i spotkania, o których dotąd nie mówiła nikomu.
- Wiem, wiem, Anglia jest zła, bo stworzyła Ainsley, która zakończyła twoje małżeństwo - przewróciła oczami próbując wydostać się z matni, którą sama sobie stworzyła tym krótkim wstępem do historii, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. - A Londyn jesienią jest absolutnie porywający. Przynajmniej da się tam oddychać w przeciwieństwie do tego skwaru - zatoczyła kółko tak gwałtownie, że szampan w jej kieliszku wzburzył się i wreszcie opętał jej bluzkę, która już teraz była wilgotna zarówno od potu jak i od alkoholu. Musiała się roześmiać, prawdziwa niezdara, która wreszcie z gracją odrzuciła bluzkę i rozsypała pukle swoich gęstych włosów na nagim ramieniu.
I jakby nie stało się nic wielkiego- o Jezus Maria, zdarzyła się awaria- spojrzała na niego spod lekko przymkniętych powiek odrzucając peta do świeżo zasadzonych roślin w doniczce i uśmiechnęła się.
- A czy twój tata jest jednym z tych old money, którzy całymi dniami grają w golfa i kupują spółki za niebotyczne pieniądze? W takim razie mogę poznać go bliżej, ale nie mów do mnie, proszę, mamo - wystawiła język i uniosła kieliszek, by mógł dolać jej szampana. Przez chwilę rozkoszowała się wyrazem jego twarzy, a potem włożyła kolejnego papierosa do pełnych ust i spojrzała gdzieś daleko przed siebie, coś ewidentnie nie pozwalało jej skupić uwagi na dłużej i nawet jak na siebie była dziwnie niespokojna, faktycznie ogarnięta jakąś niezdrową gorączką, która nakazała jej powtarzać jedno pytanie dwa razy. - Pytam o ciebie w tym wszystkim - odpowiedziała w końcu poważniej. - Rozmawiałeś z kimś o tym, że niekoniecznie czujesz się dobrze, nawet pomimo tego blondwłosego anioła? - dopytała i choć z daleka sceneria tego spotkania była dość sielska, a nawet zmysłowa, gdy tak razem wymieniali się papierosami i szampanem to troska o przyjaciela wysuwała się na pierwszy plan. W końcu Flann (choć obrazek był zachwycający) nie był tylko archetypem bogatego chłopca made by USA, a człowiekiem z krwi i kości, który właśnie przechodził przez absolutnie koszmarny czas, a kto miał go wesprzeć niż dziewczyna, która już się kiedyś rozwodziła.
I która mimo wszystko żyła długo i (nie)szczęśliwie, więc mogłaby mu podpowiedzieć jak.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Z jednym Julia miała rację, której nigdy nie chciałby jej przyznać - wszystko to, co w ostatnim czasie sprowadziło go do miejsca w którym był, a raczej do kryzysu który niczym bezlitosna choroba trawił jego osobę, spowodowało również, że zdziadział. Z towarzyskiego człowieka, co by nie powiedzieć lwa salonowego stał się odludkiem, który najlepiej czuł się w układzie jeden na jeden, najlepiej z Desiree. Od biedy jeszcze z Julką, ale tego też by jej nie powiedział - nigdy bowiem relacja z nią nie była żadną opcją b. Właściwie to nie wiedział nawet kiedy ta dziewczyna stała się dla niego tak cholernie ważna. Albo kiedy rozgościła się w jego życiu na tyle skutecznie, by grać pierwsze skrzypce w swego rodzaju akcji ratunkowej.
Mimo wszystko zaśmiał się z jej słów.
- Do planszówek nie miałbym cierpliwości - to przecież nie tak, że nawet one muszą być bardziej ekscytujące niż wielogodzinne sesje malowania tych jego dziwacznych impresji. - I, naprawdę, Netflix&chill? 2 którym momencie doszliśmy do ściany i od teraz będziemy się komunikować za pomocą memów i innych obrazków z internetu? Julia... - pokręcił głową ni to z dezaprobatą, ni to realnie jej podejściem rozbawiony. Energia tej dziewczyny była w jakiś specyficzny sposób wręcz zaraźliwa i musiał przyznać, że choć początkowo nie skakał z radości po sam sufit, cały zamysł tej imprezy (czy to nie brzmi nazbyt gówniarsko?) zaczynał mu się podobać, nawet musząc godzić się z nieobecnością Desi.
- Jest jeszcze gorzej - powiedział całkowicie poważnie, mimo rozbawionego wyrazu twarzy. - Ja wpakowałem się w kolejny związek, zanim zakończył się ten poprzedni - wzruszył ramionami zupełnie jak gdyby było to takie nic. Do tej pory nie odczuł, że jego nowa relacja, cały ten romans i potem regularny związek który z niego wyniknął, że to może generować jakiekolwiek problemy. Był właśnie człowiekiem szczęśliwie zakochanym, na dodatek z wzajemnością, co przecież mogło pójść nie tak?
Najwidoczniej wszystko.
- Czy Szkoci przypadkiem nie obrażają się na nazywanie ich Anglikami? - zapytał sucho, w końcu był tylko Amerykaninem, a jak ogólnie na świecie było wiadomo, nie najlepiej było u nich ze znajomością geografii. Aż się sam do siebie uśmiechnął na ten wewnętrzny żarcik. Dystans, tylko dystans może nas uratować. - I zdecydowanie przypisujesz tej dziewczynie zbyt dużo zasług - dodał poważnie. Przecież nie mógł obwiniać państwa młodych o to, ze nie umieli oderwać się od siebie z Desi. Ryzykowali przecież naprawdę dużo, i finalnie wyszło jak wyszło. Owszem, zdecydowanie mało elegancko i jeszcze bardziej mało eleganckie będzie pewnie następne spotkanie z Remingtonami (choć kto tam tą bananową gównażerię wie), ale skoro mleko się już rozlało, próżno było płakać. - Nie musisz mi tłumaczyć jak zły jest ten skwar. Jestem z Nowego Jorku - który był piękniejszy niż cały ten pożal się Boże Londyn. I reszta europejskich miast, którymi tak chętnie zachwycają się turyści.
- Mam wrażenie, że znasz mojego ojca lepiej niż ja - zaśmiał się lekko i wrócił do opijania swojej towarzyszki z szampana, którego chłodu strzegła jak największego skarbu. - Obawiam się jednak, że musiałabyś ustawić się w kolejce, m a m o - wyszczerzył się złośliwie i szybko ukrył te swoje złośliwości za kieliszkiem, w którym bąbelki radośnie buzowały w złocistym napoju.
- Owszem, z tobą - odpowiedział twardo, bo bardzo mu się nie podobały te podjazdy pt. powinieneś porozmawiać ze specjalistą. Nie czuł się przecież sam ze sobą na tyle źle, żeby musieć komukolwiek zawracać głowę swoimi problemami. Uważał w ogóle swój kryzys za mocno przejściowy, a od kiedy ten temat zupełnie został zmarginalizowany (zbagatelizowany?), stwierdził że więcej z nikim tego tematu poruszał nie będzie. Więc tak jak nie rozmawiał o tym z Desi, nie zamierzał teraz z Julką.
- Rozlej lepiej tego szampana. Mieliśmy świętować a nie użalać się nad facetem, któremu do szczęścia brakuje jeszcze kryzysu wieku średniego - był bowiem świadomy, że zbliżająca się wielkimi krokami czterdziestka niczego nie ułatwiała.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Byli i tacy, którzy z kryzysem bratali się tak bardzo, że czuli niepokój, gdy świat zaczynał przypominać idyllę. Weźmy Julię- nie pamiętała czy kiedykolwiek żyła poza nieporządkiem. Afrodyta wyłoniła się z piany i dlatego była skubana taka śliczna. Crane jak jedna z tych bóstw postanowiła wyłonić się z chaosu i była uformowana zupełnie przez ten cały artystyczny nieład i rozgardiasz. Żyła po swojemu, ale życie według jej dyktanda polegało na całkowitej wolności. Kryzys? Ostatnio świadomie rozpieprzyła świetny związek, bo nie była w stanie wytrzymać tej sielanki. Gdzie ona miała prawo wyłuszczać Flannowi przepis na długo i szczęśliwie?
Była jednak na tyle bezczelna, że próbowała. Rozgościła się w jego życiu zupełnym przypadkiem, spotkanie pewnego razu w galerii zaowocowało absurdalną przyjaźnią (bo tacy piękni i nadal dla siebie niedostępni), a ona skoczyłaby z nim w ogień, gdy jeszcze gdzieś się tliło jakieś ognisko. Tymczasem ze zgrozą odkrywała w nim jakąś pocieszną rezygnację, która dla niej była obca. Niejedną kopię skruszyła, ale nigdy jej nie schowała.
Dlatego teraz przewróciła oczami, gdy została posądzona o coś tak niedorzecznego jak bratanie się ze współczesnym językiem.
- Pardon, monsieur artiste. Już będę mówiła okrągłymi frazami, zupełnie jak ta twoja była żona, która zawsze miała formułkę na każdą okazję - przewróciła oczami. - W łóżku też wyciągała słownik i rzucała coś w rodzaju tak bardzo cię chcę? - sam fakt, że za to Crane brnęła w tak nieciekawy temat jak jego pożycie małżeńskie był iście podejrzany. Jak i wskazywał na to, że szampan nagle okazał się mocniejszy niż przypuszczała. To przez te pieprzone upały. - Poza tym nie wiem czy zauważyłeś, ale mam nastoletnią córkę. Widziałam się z nią… z nimi ostatnio - i tak po prostu bomba została spuszczona i tylko od Flanna miało zależeć czy ją zdetonuje czy stwierdzi, że woli pozostawać w błogiej niewiedzy.
Przecież nie śmiała wymagać od niego spojrzenia na jej uczuciowy galimatias, gdy jego głowę zajmowało własne zakochanie, a przecież szczęśliwi ludzie niekoniecznie lubią się dzielić własnym szczęściem, bo jeszcze ktoś tak podły jak Julia może zechcieć je ukraść.
- Tak swoją drogą to twoja Desiree jest siostrą ortopedy, który ostatnio zostawił w twoim starym domu bokserki - kolejna jakże ważna informacja, przekazana gdzieś między przerwą dj-a (Julia na razie nie zasiadła za konsolą) i szampanem, który radośnie znikał w zagłębieniu jej szyi i dekoltu.
Dałaby wszystko za to, by rzeczony brat po prostu tu był i się nią należycie zajął, choć akurat pewnie nie pomogłoby to za wiele z uczuciem gorąca, które ją opanowało.
- Nie wiem czy wiesz, ale twoją… szwagierkę (?) poznałam w Londynie w stanie wskazującym na spożycie. Mam gdzieś jakiej jest narodowości, poza tym jej adres to piekło. Jej męża również - i pokręciła głową, bo to chyba Flann ich nie doceniał, skoro tak się rozporządzili w tym całym dramacie, że skończyło się na ekspozycji w zaledwie trzecim akcie.
Julia podobnie jak i państwo młodzi (a swoje słyszała) żałowała nieco, że nie było im dane przeżywać większego darcia szat u zdradzonej żony, ale najwyraźniej podręcznik dobrych manier jej nie przekazał jak powinna się zachować, więc stanęło na jakiejś totalnie nijakiej dobrej miny do złej gry. Z klasą to niewiele miało wspólnego, z realnym życiem jeszcze mniej, a Crane była przekonana, że chyba ma coś z głową, skoro o większą drobnostkę rozbijała wino o ścianę.
Nie chciała jednak kontynuować tego wątku ani kłótni (która trwała od momentu, gdy się ze sobą zetknęli) o wyższości jednego miasta nad drugim. Amerykanina nie dało się zmienić i choć próbowała usilnie, pozostawał tym samym upartym typem, którego sobie na tyle wychowała, by lał jej szampana nawet nieproszony.
- Kolejka, chłopcze? Czy ty mnie w ogóle poznałeś? - i przechyliła się, by zabrać mu kieliszek i przy okazji pokazać dekolt niby przypadkiem, a niby celowo, bo co to za podłe kalumnie, że jest jakaś konkurencja przy niej.
Jeszcze się nie spotkała z tak nieprawdziwym osądem sytuacji.
Najwyraźniej jednak Flann w takich celował, bo okazało się, że może i z narodowości jest Amerykaninem, ale jeszcze nie przyjął ich zwyczaju chodzenia do psychoterapeuty raz w tygodniu. Bogowie musieli ją strzec, bo inaczej przewracałaby oczami rozlewając (i to dosłownie!) tego szampana. Ręce w końcu były mniej pewne od tych niewinnych lampek, które wprowadzały ją w nastrój iście szampański. Nie znaczyło to jednak, że nagle pójdzie za jego dobrą radą i zostawi temat jego depresji.
Nie z Julią takie numery, wpakowała się mu na kolana i spojrzała prosto w oczy.
- Nie pieprz. Kryzys wieku średniego dotyka panów, którzy kupują sobie mustanga i znajdują blond kochankę. Ty już jedną masz, więc to coś głębszego i ani mi się waż unikać tego tematu albo zrobię ci krzywdę! - i już ona wiedziała jaki arsenał tortur ma przewidziany w swoim repertuarze, choć jak na razie głównie przepijała upał szampan i lepiła się do ud przyjaciela.
To zdecydowanie nie był dobry pomysł, ale czego się nie robi dla najbliższych?

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Julia Crane

Flann miewał czasami wrażenie, że sam sobie pozwolił się zagubić w oczekiwaniach - miał być w końcu wielkim artystą, a czy ci nie powinni być dożywotnio odpowiednio do zasług udręczeni, nie powinna ich toczyć jakaś troska? Nie był jednak ostatecznym głupcem i zdawał sobie sprawę, że medal ma swoją drugą stronę która w tym przypadku powinna przypominać mu o tym, że jest ciągle jednym z tych białych, bogatych i uprzywilejowanych chłopców, którego dobrostan z samego założenia pozbawiał wszystkich zmartwień. O cóż zatem takiego miałby się w swoim podłym życiu troszczyć?
- Och, Crane, wcale nie zrobi ci się lepiej, kiedy będziesz złośliwa - parsknął trochę, niby jej reakcją zniesmaczony, ale potem westchnął ciężko, jakby jednak udało się jej nadepnąć mu na ten wyjątkowo bolesny odcisk. - Gdyby jeszcze miala jakiekolwiek formułki, byłaby to już połowa niemałego sukcesu. Oznaczałoby, że cokolwiek dotyczące mojego życia było w stanie ją zainteresować. A tak? - a tak okazywał się na tyle przydatny w życiu swojej byłej żony co kolejny mebel, z tym felerem że mebel można wymieniać co sezon, z mężem problem wydawał się odrobinę większy. Miał się nawet podzielić z Julką tym, że to wszystko i tak nadal mieściło się w kompetencjach dobrej żony - co w końcu z uporem maniaka cytował prawnik byłej pani Rohrbach - ale dbał o jej zdrowie i bezpieczeństwo, jeszcze biedactwo zakrztusiłoby się ze śmiechu i musiałby jej udzielać pomocy w trybie usta-usta. Co by wtedy było?
Wsłuchiwał się we wszystkie jej słowa jak zaczarowany, ale zdanie które odpaliła przed chwilą musiał sobie powtórzyć w głowie. Jakieś trzy razy, zanim dotarło do niego jaki przekaz podprogowy właśnie próbowała tutaj przepchnąć.
- Hej, hej, Crane, zwolnij konia. Czy ty właśnie próbujesz mi powiedzieć, że twoja ostatnia nostalgia związana z tęsknotą za Londynem to po prostu fakt... Jeszcze raz, od początku, bo nie wierzę że to się dzieje. Z kim się widziałaś? - zawsze przecież mogło sie okazać, że to on we wszystko jakoś wyjątkowo wręcz opacznie zrozumiał, i że zestresował się kompletnie bez powodu. Może nawet cały stres był mocno na wyrost - w końcu Crane była dorosłą i dojrzałą kobietą, śmiało więc mogła robić ze swoim życiem i objawiającymi się w nim relacjami, a nawet on nie był żadną alfą i omegą by to w jakikolwiek sposób kwestionować. Choć nikt nie zakaże mu próbować, prawda?
- Crane, wytłumacz mi jedno - Cairns i okolice to ponad ćwiercmilionowa społeczność. Na świecie za to jest osiem miliardów ludzi. Jak jest to zatem możliwe, że z całej tej gromady mogliśmy trafić na rodzeństwo? - nie miał najmniejszego zamiaru dodawać o tym, że jej bff była cała ta dziewucha objawiona z samych piekieł, która swego czasu była przecież również najlepszą przyjaciółką jego (na szczęście byłej już) małżonki, a teraz ambitnie aspiruje do tego miana u Desi. Mógłby przysiąc, że w jakimś wątpliwym dziele kinematografii taki temat był grany, i nie skończyło się to dobrze. Zresztą, jak widać realnie również nic dobrego z tego nie wynikało. - Mam wrażenie, że nawet gdybyście były trzeźwe jak świnie, i tak by kliknęło - no tak, przecież o ile z tematem mógł wstrzymać się on, ona już nie mogła. - Wyrwali was w końcu z tego samego zlotu - zaśmiał się na własną myśl. - Patron, nie. To nazywa się s a b a t. Sabat czarownic - posłał w jej stronę cwany uśmieszek, po czym zbliżył się i cmoknął ją delikatnie w głowę. To musiała być jedna z tych supermocy Julii Crane. Właściwie nie musiała robić nic, a jemu i tak robiło się lepiej na duszy. A może to magia przyjaźni i całej reszty tej sentymentalnej otoczki?
- A czy ciebie w ogóle da się poznać? - zapytał zaczepnie i pewnie nawet byłby w stanie temat kontynuować, kiedy Crane zaczęła swoją prywatną magię uskuteczniać i przechylała się właśnie do niego w taki sposób, że miał ochotę cofnąć się w czasie, chociaż tak skromnie o rok, i wziąć ją tak jak stali, tu i teraz na tym balkonie. Westchnął jednak tylko i całkiem pokornie jej swój kieliszek oddał. I pewnie by tęsknie obserwował jak właśnie się z nim oddała, jednak ona mówiła dalej, a on - jak na prawdziwego przyjaciela przystało - potrafił skupić się na czymś więcej niż jej cycki. I wcale nie krzyżował palców na plecami, przyznając to.
- Ale jakiego tematu? - mimo wszystko chociaż próbował się z nią zgrywać. - Superbohaterko, tym razem możesz schować swoją seksowną pelerynę głęboko w szafie. Nie powiem, że jest okej, bo moje życie w ostatnim czasie to taki gówniany rollercoaster, że nikomu nie rekomenduję przejażdżki na nim, ale przecież nie jest też źle. Wychodzę na prostą? Na swoje? Mam Desi. Mam ciebie. Jeszcze trochę i będzie lepiej - i Julka nawet nie mogła wiedzieć jak bardzo on chciał właśnie w to wierzyć.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Och, Crane - przewróciła teatralnie swoimi ciemnymi oczętami i roześmiała się. - Gdy się pieprzyliśmy, byłam twoją Julią, a nagle to tak po nazwisku? Czyżbyś był interesowny? - naigrywała się z niego w najlepsze, bo Flann dobrze wiedział, że całkiem niewinna złośliwość leżała w jej naturze i może kiedyś ze względu na dobry takt unikała wypowiadania się o jego żonie, ale odkąd z nim łączyły ją już stosunki platoniczne to nie miała w sobie takiej łagodności. Swoją drogą zabawnym był fakt, że Julia uznawała za porządne maniery brak wypowiedzi na temat rzeczonej małżonki, ale już wysyłanie nagich fotek jej mężowi było zjawiskiem na porządku dziennym. Jak i fakt, że kiedyś bez cienia skrępowania na wspólnej imprezie wyrwała go na parę czułych chwil w łazience nie przejmując się tym, że gospodyni może się czegoś domyślać.
Te szalone czasy stanowiły jednak (o dziwo) fundament całkiem trwałej przyjaźni, która nie unikała trudnych tematów, choć cóż, żona Flanna była raczej jedną z tych nudnych jednostek, a te nigdy nie zaprzątały Julii głowy. Wolała się skupiać na samym artyście i jego nowej drodze życiowej, której dopingowała z całych sił. Takim rodzajem przyjaciółki była, choć zaraz może do tych epitetów dopisać jeszcze martwa, gdy już jej ulubiony malarz dokopie się do szczegółów jej londyńskiej ekspedycji.
- Przecież dobrze słyszałeś, z kim się widziałam - i znowu przyłapała go na użyciu nazwiska, więc pokręciła teatralnie głową. Jak tak dalej pójdzie to będą się gniewać. - I uprzedzając twoje pytanie poleciałam tam, bo znalazłam w rzeczach Hyde’a pierścionek i trochę spanikowałam. Chciałam… Cholera, Diana miała osiemnastkę i musiałam tam być, ale nie chciałam musieć mu odpowiadać na to pytanie - wyrzuciła wreszcie wszystko z siebie, choć i tak najgorsze zawierało się w fakcie, że ścieżki jej zagmatwanego żywota znowu przecięły się z Adamem, choć u nich zdecydowanie było to wydarzenie cykliczne i uderzało zazwyczaj jak tajfun zabierając po drodze kilka niewinnych istnień.
Dlatego nie zamierzała kontynuować tego tematu wiedząc, że za chwilę dojdzie do bardziej obcesowych pytań i się przed nimi nie wybroni.
- JULIA, na miłość boską! - wrzasnęła wreszcie słysząc po raz trzeci swoje nazwisko, ale po jego słowach roześmiała się jak wariatka. Tak, to zakrawało na ironię losu, że po tym ich całym romansie, po przyjaźni i po pewnego rodzaju uczuciu oboje stracili głowę… Czekaj, nie, nie, co on jej insynuował?! - I żadne trafiliśmy, Flann. Ja się z nim tylko pieprzyłam i zakończyłam ten etap w swoim życiu - a wiedział, że jak ona mówiła nie to żadna kosmiczna siła nie mogła jej zmusić do zmiany swojej decyzji.
I żadna moc nie mogła sprawić, by wreszcie nie złapała swojego buta i nie próbowała w niego wycelować.
- Na stare lata robisz się zdecydowanie zbyt złośliwy. Desi ci nie daje czy co? Zazwyczaj bez seksu jesteś taki marudny - parsknęła. - Poza tym Ainsley jest dobrze wychowaną, młodą damą, a ty jesteś uprzedzony od momentu, gdy wszedłeś jej do kuchni i przerwałeś bzykanie - cóż, z tego też zapewne się śmiali. - Wiesz, że ona nawet nie podejrzewa, że rozmawiałeś wtedy ze mną? - świat wydawał się naprawdę bardzo mały, a już londyńskie, wyższe sfery to była jedna klika.
- I szczycę się wręcz tym, że nie daję się poznać byle komu - odgryzła się mu nieco niedojrzale, ale na Boga, akurat on ją znał jak mało kto. Miała wrażenie, że momentami czyta w jej myślach i to było przerażające.
Spoważniała jednak, gdy stwierdził, że wszystko jest dobrze. Nie, żeby mu uwierzyła, ale było coś uderzającego w tym, że wymienił ją zaraz po swojej dziewczynie.
- Ale naprawdę nie padniesz na zawał ani nic? Bo muszę ci coś wyznać - skończyła szampana i podeszła do niego, by pocałować go delikatnie w policzek. Tak jak niegdyś, choć teraz już nie miała żadnych niecnych zamiarów. - Twoja matka przyjeżdża na wernisaż - a teraz niech całe piekło zapłonie, Julia zawsze nosiła przy sercu zapałki.

Flann Rohrbach
ODPOWIEDZ