malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Nie był na tyle zapatrzonym w siebie idiotą, by nie doceniać jakie miał szczęście do ludzi. W końcu nie bez powodu los stawiał na jego drodze zupełnie cudownych współpracowników (owszem, Flann szalenie doceniał wszystkich), czy Julię z którą do momentu poznania Desiree był najbliżej. Uwielbiał wszystkich tych ludzi pasjami, lecz dopiero przy swojej ulubionej blondynce odnalazł pewien rodzaj spokoju, który wydawał się gwarantować nieograniczone wręcz pokłady szczęścia. W jej obecności więc zdawał się zapominać o wszystkich problemach, Desi była w swojej roli tak doskonała, że umiała zająć nawet te jego myśli, w których był (nadal!) wkurzony o to, że mogła tak zaniedbać własny stan zdrowia. Zaśmiał się więc szczerze z jej pytania, i jakby w ogóle nie wiedział o co może jej chodzić, zapytał:
- Nie rób czego? - bo on żadnej historii w końcu nie przepisywał. Owszem, nie zrozumiał tego tamtego pierwszego dla ich znajomości dnia, ale im dalej posuwał się ich związek, tym bardziej pewne rzeczy stawały się wręcz bardziej niż oczywiste, a wśród nich to że pokochał ją już wtedy. Uśmiechnął się zadziornie i określił krótko: - Nieprawda - i przez chwilę budował napięcie, a ten jego przeklęty uśmieszek rysował się jedynie coraz bardziej. - Chciałem cię zaliczyć wszędzie - i aby jego szczerość została doceniona, delikatnie i z dużą dozą czułości pocałował ją w skroń. Nie zamierzał w końcu udawać jakiegoś świętoszka co to nigdy nie miał zbereźnych myśli, zresztą był w tej grupie, która optowała za tym że nie można było być przy zdrowych zmysłach i tak po prostu, po ludzku po prostu Desi chcieć. Jemu nie przeszło w końcu od ich pierwszego dnia, a wręcz wydawało się że z każdym jednym następnym jest jeszcze bardziej na nią nakręcony.
Czuł się jednak równie cudownie, kiedy tak na nią patrzył i rozumiał że w całym tym zamieszaniu, i przy tym jakim on sam jest specyficznym człowiekiem, dziewczyna obdarzała go naprawdę dużą dozą zaufania, czerpiąc z ich relacji jakiś rodzaj poczucia bezpieczeństwa. Uśmiechnął się do siebie na samą myśl.
- Gdybym tylko mógł wiedzieć wcześniej, że pewnego pięknego dnia cię spotkam, uwierz na słowo że czekałbym jak na zbawienie - świat niestety nie oferował aż takich udogodnień i w temacie relacji międzyludzkich, a tym bardziej związków - czy jak pechowo przejechał się sam Flann i małżeństw - trzeba było działać mocno po omacku. Mimo wszystko uśmiechał się do swojej dziewczyny ciepło, tak by podkreślić że on wcale nie żartuje, i że od kiedy tylko ją poznał, stała się dla niego najważniejszym człowiekiem na ziemi. - A tak całkiem serio, nie wiem czy poukładaliśmy to wszystko w najbardziej szczęśliwy sposób, ale całkiem egoistycznie w tym aspekcie liczy się dla mnie jedynie efekt końcowy - i jakby na potwierdzenie swoich słów przysunął ją do siebie dość zdecydowanie, tak że ich ciała stykały się ze sobą w chyba każdym możliwym punkcie i pocałował ją pewnie i zmysłowo, nie zamierzając prędko tego przerywać. Nie po to w końcu stawiał prawie całe swoje życie na głowie, żeby teraz nie móc jej całować z taką pasją, prawda? Dopiero po dłuższej chwili oderwał się od jej pełnych warg i kiedy już ich oddechy się uspokoiły, pozwolił by wrócili do swobodnej rozmowy. Gdyby jednak wiedział, czego dotyczył będzie temat, całowałby ją dalej jak szalony. Mleko się jednak rozlało, a on się odrobinę zasępił.
- Owszem, było... jest? tego całkiem dużo. Może za dużo jak na tak krótki okres czasu i jedną osobę - w końcu w tym momencie każde z nich opowiadało oddzielnie o swoich odczuciach. Ujął jej dłoń w swoją i z czułością przesunął kciukiem po jej kłykciach. - I owszem, bywało ciężko, ale wiesz co? - przysunął się do niej lekko i końcówkę dodał już szeptem, prosto do jej ucha. - Dla ciebie zrobiłbym to wszystko jeszcze raz, gdyby było trzeba - i cmoknął ją delikatnie w szyję. Nie lubił epatować takimi banałami, ale prawda była ska że akurat dla niej był w ogóle w stanie zrobić zupełnie, zupełnie wszystko. Klisza? Trudno, Flann był bowiem w tym momencie tak zakochany, tak bardzo oddany swojej Desi, że miał w głębokim poważaniu co o jego zachowaniu mogą pomyśleć inni. Wciągając w to nawet jego - szczęśliwie już byłą - małżonkę czy jej rodzinkę z piekła rodem.
- Nie straszysz mnie - uspokoił ją z całą stanowczością - Po prostu cholernie mocno się o ciebie martwię. Rozumiem... chcę zrozumieć? jak ważna jest dla ciebie praca, oddział, pacjenci, ich leczenie, ale nie możesz się przecież w tym spalać na tyle, żeby odbierało ci to twoje własne zdrowie. Rozłożona nikomu więcej nie pomożesz - i cyk, można było to śmiało zapisać w jakiś annałach, ale jeden z najbardziej odklejonych ludzi świata w osobie Rohrbacha prawił właśnie całkiem do rzeczy i zdawał się używać rozsądnych argumentów. Było to zjawisko wręcz niespotykane i doprawdy warte zapisania.
- Hej, hej, mała, spokojnie - przecież nie chciał jej dodatkowo dołować wyciąganiem jakiś inttnucj, tak bardzo prywatnych rzeczy na temat ich rodziny. - To przecież nie tak, że go nie toleruję. Ciężko nie tolerować kogoś, kogo zna się jedynie z opowieści. Spokojnie, sądzę że kiedy przyjdzie co do czego to się jakoś dogadamy. Tak żebyś była zadowolona - w końcu czy to nie ona miała być najważniejsza w tym układzie? Jasne, że tak. Był więc bardziej niż pewien że wszystko uda się poukładać tak, jak teraz o tym mówił.
Nagle w jego głowie urodził się dość cwany pomysł i wymiksowal się z ich ułożenia z największą możliwą gracją.
- Chodź - wyciągnął w jej stronę rękę w zapraszającym geście. Gdyby tylko widział, że nadal nie jest w pełni sił i sobie jeszcze z tym zadaniem nie poradzi, zaniósłby ją. Chwilę później wchodzili do znajdującej się na górze sypialni - choć na ten moment zdradzało to jedynie znajdujące się w pomieszczeniu łóżko, ustawione na wprost olbrzymich wręcz, klasycznych i przeszklonych drzwi na taras. Z idealnym, pocztówkowym wręcz widokiem na piękną zatokę. - Może być? - zapytał, odrobinę dumny z tego jak prawdopodobnie udało mu się z wyprzedzeniem wpasować w jej gust i marzenia dotyczące i c h wspólnego domu.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Dawno nie czuła się nigdzie tak na miejscu jak przy nim. Ba, dość odważnie zakładała, że nigdy nie doszła do takiego etapu, by czuć się gdziekolwiek tak rozkosznie u siebie jak w jego ramionach i wiedziała to od pierwszej chwili, gdy postanowił jej pomóc. Mówili, że chodzi o miłość od pierwszego wejrzenia, ale Desiree zawsze była zbyt racjonalna, by ulegać tego typu bzdurom. Najwyraźniej jednak do tego równania potrzebowała kogoś odpowiedniego, kogoś dla kogo traciła w momencie głowę i tym kimś okazywał się malarz, z którym na pierwszy rzut oka nie łączyło ją zdecydowanie nic. Ona była lekarzem i umysłem ścisłym, on gdzieś dryfował na obrzeżach sztuki, w której się spełniał. Ona obecnie wciąż pamiętała czasy ogromnej biedy i patologii, on tak po prostu kupował sobie dom.
Mogła tak wyliczać bez końca i szukać różnic, które w przyszłości mogły zachwiać tym związkiem bardziej niż cokolwiek innego, ale nie zamierzała. Nie, gdy dość egoistycznie była najbardziej szczęśliwa na jego kolanach i gdy przekomarzali się jak to mieli w zwyczaju słodząc sobie przytyki dużą porcją czułości i wzajemnego oddania.
Roześmiała się więc, gdy szczerze przyznał jakie myśli chodziły mu wówczas po głowie.
- Dziękuję za szczerość - faktycznie zostało mu to docenione, ale na razie jedynie werbalnie, bo na dalsze kroki musiał zaczekać, gdy będzie na tyle pewnie stać na nogach, by móc… przed nim wreszcie uklęknąć. Nie zamierzała przecież być jedną z tych nieznośnych królewien, które boja się otrzeć kolana dla miłości swojego życia. Ona zapewne byłaby gotowa nawet dla niego zginąć, więc żadnym wysiłkiem nie było dla niej oddanie się mu całkowicie, bez cienia wstydu, zażenowania czy przekonania, że jest to uwłaczające. Byli przecież na zupełnie innym poziomie relacji, na takim, gdzie nic nie było dla nich zbyt intymne i faktycznie Desiree pokładała w nim masę zaufania i oddania, które (miała nadzieję) będzie procentowało tym, że w przyszłości zacznie się przed nią otwierać bardziej, bo zdążyła zauważyć, że było to wciąż dość problematyczne.
Na razie jednak cieszyła się z małych kroków, z tego, że przyznawał, że czekałby na nią zawsze. Uśmiechnęła się szeroko.
- Widzisz, może to i lepiej, bo oczekiwanie byłoby dość bolesne, a tak po prostu przyszedł właściwy czas i voila! - strzeliła na palcach zupełnie jakby była jakąś wróżką i za pomocą tego zaklęcia właśnie zjawiła się w jego życiu, choć nie było w tym ani odrobiny magii, a ogromna wręcz desperacja i rozpacz. Ta, którą obecnie przykrywała najpiękniejszym z uśmiechów, bo skoro Flann był szczęśliwy, zamierzała być szczęśliwa również, bo altruistycznie przekładała wszystko inne nad jego dobrostan. Poza tym jak mogła nie ulegać tej wizji prostego świata, gdy z taką pasją ją całował i nagle cały świat zamierał, a krzyki i groźby w jej głowie zdawały się być przytłumione, bo on był blisko i tak namiętnie się jej oddawał, że nie mogła być bardziej pewna tej ich szalonej miłości.
- Kocham cię - szepnęła mu na ucho jeszcze, zupełnie jakby cierpiał na zaburzenia pamięci krótkotrwałej i miał już zapomnieć to wyznanie sprzed kilku minut, ale takie słowa mogła powtarzać bez końca, zwłaszcza gdy wreszcie przyznał jej rację i stwierdził jak bardzo to był trudny czas. Podała mu swoją dłoń i posłała mu całkiem uroczy uśmiech, gdy ją w nią ucałował. Te gesty, to poddanie się całkiem jej osobie zawsze wywoływały u niej ścisk w gardle, bo były zupełnie inne od tego wszystkiego z czym spotykała się codziennie w domu. Przypominały jej, że można inaczej i jednocześnie zdecydowanie nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
- Najważniejsze, że jesteś już po rozwodzie i że niedługo to całe zamieszanie ucichnie - bo mimo wszystko nie była aż na tyle naiwna, by nie stykać się z publikacjami na jego temat i nie wiedzieć jak bardzo ludzie szukają w tym swoistej sensacji, która przecież była zarzewiem każdego rozwodu. Na szczęście jeszcze nie zdołali jej wyciągnąć i tu (musiała to przyznać z bólem serca) była wdzięczna Julii, która skupiała na sobie uwagę i jednocześnie odciągała ten chaos od niej. - A ja będę po prostu twoją dziewczyną, a nie kochanką - to słowo raziło ją niesamowicie, choć musiała przyznać mu rację. Niezależnie od tego wszystkiego zrobiłaby to dla niego jeszcze raz, ba, robiłaby to bez końca, gdyby efektem było ich miłość, która ewoluowała z czystego pożądania do partnerstwa i dorosłego wręcz porozumienia, bo musiała zauważyć to jak Flann bardzo się stara być dojrzałym człowiekiem, który nie zabrania jej pracy czy życia dla innych, a próbuje to wszystko zrozumieć.
Kiwnęła głową.
- Onkologia to był zawsze ciężki kawałek chleba. Dillon, profesorowie, wszyscy mi to odradzali, bo cóż, nie wyglądam na taką, która sobie poradzi z nawałem cierpienia, ale jednocześnie… Flann, ja cieszę się z każdego ledwo podniesionego parametru. Wiesz, jakie to cudowne uczucie, gdy nagle pacjent ma szansę doczekać się wnuków? Chciałabym robić jeszcze więcej, dawać im więcej niż tylko nadzieję i medyczną pomoc - opowiadała mu z wypiekami, bo tak po prawdzie rzadko rozmawiali o jej pracy, gdyż nowotwory nigdy nie komponowały się z tym lekkomyślnym romansem, w który się wdali.
Jak i rozmowy o bracie, który na pierwszy rzut oka był całkiem w porządku i przez większość czasu stanowił dla Desi mocne zmartwienie, ale kiwnęła głową.
- Niech tak będzie. Kiedyś zorganizuję kolację, może do tego czasu pozna kogoś miłego i wreszcie się ustatkuje - ale nie zamierzała już narzekać na Dillona, nie, gdy Flann z uśmiechem prowadził ją prosto na górę. Stanęła jak wryta, gdy spojrzała na łóżko i ogromne okno. - Skąd wiedziałeś? - dopytała i puściła jego dłoń, by wreszcie jak typowa dziewczynka skoczyć na ogromne łóżko, które już tylko na nią czekało.
Na nich i ta myśl zapierała dech w piersiach bardziej niż ten cudny widok.

Flann Rohrbach
ODPOWIEDZ