pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Niestety, miał w tym rację; łatwiej było oszukiwać wszystkich (włącznie z sobą) dookoła, niżeli przyznać się do uczuć. Przerabiali to, wielokrotnie - wykłócali się, dręczyli - aż później akceptowali swoją przyjaźń, by ostatecznie pójść do łóżka. Niezależnie jak seks Eamonem był dobry, jak każda komórka w ciele pisarki potrzebowała tej bliskości; nie zrobiłaby mu tego. Nie wykorzystałaby momentu słabości detektywa, by zaciągnąć go we własne ramiona; nie po to tu przyleciała. Nie po niego; chciała aby o tym wiedział. Mimo, że przed kwadransem nie popisała się swoją wytrzymałością, dostrzegała to jak jest teraz szczęśliwy, należało mu się to - po tym wszystkich co przeszedł - i bez względu jak bardzo do dziennikarkę bolało, chciała odsunąć się w cień, jednakże nie sądziła, że będzie to takie trudne.
Przestanie być kobietą numer jeden w życiu mężczyzny, w końcu od tylu lat nią była - niezależnie na jakiej płaszczyźnie relacji się znajdowali, pojawiał się zawsze gdy tylko go potrzebowała - a to wszystko miało zaraz zniknąć. Odejść w zapomnienie, rozpłynąć się - widocznie nie przetrawiła tej „metamorfozy” w egzystencji śledczego - jednakże nie zamierzała się nią obwiniać, nie poczuciem gdy naprawdę się od siebie odsunęli.
- To po prostu odpocznijmy przez chwilę. - od Deonne odleciał zapał, nie chciała wygrywać, bo i tak cały czas czuła się przegraną. Dla niej przestało mieć znaczenie, czy pierwsza uzyska odpowiedź na zagadkę. Zmęczenie i smutek górował nad umysłem pisarki, miała nadzieję że jeśli przestanie rozmyślać nad nieuniknionym (czyt. ślubem Korvena) - ponownie odnajdzie w sobie siłę na rywalizację - potrzebowała od pięciu do piętnastu minut albo całego życia, by to przetrawić. - Hej, nie mów tak. To był głupi pomysł... - rzuciła tym razem nieśmiało, może dla niej gra przestała być istotna, ale dla samego EJ'a nie - przedtem nie wzięła tego pod uwagę. Detektyw nie tylko był dobry, ale zawsze dokańczał swoje zlecenie - bez znaczenia na okoliczności, sama Britton nie raz przekonała się o tym na własnej skórze - Finnick... przez moment po jej głowie przemknęła twarz byłego męża. Nigdy nie pomyślała o tym w ten sposób, ale od lat uganiała się za facetem, który wsadził go do więzienia. Czy było to bardziej niż okrutne... może powinna go odwiedzić?
Poszła za nim (co za zaskoczenie!); od kwadransa szukała drogi, by od mężczyzny uciec - a i tak w ostatecznym rozrachunku, nie potrafiła wytrzymać bez niego miej niż trzy sekundy. - Jest przepiękny. - mruknęła rozglądając się po pomieszczeniu, by ponownie skupić swe spojrzenie na Brytyjczyku. - Czyj? - dwa kroki w przód i tej samej chwili drzwi za nią zatrzasnęły wydając charakterystyczny huk. Automatycznie się odwróciła łapiąc za klamkę - nawet nie dało się jej pociągnąć - drugi. - Co jest kurwa? - pytanie retorycznie, nie chciała jakiejkolwiek odpowiedzi.
Światło (samo z siebie???) zgasło, a z sufitu wysunęła się dyskotekowa kula - w pastelowych odcieniach rozświetlając wnętrze, w tym samym czasie do ich uszu dobiegała pieśń - zbyt głośna, by zagłuszyć przechodni - ale nie na tyle, by mogli w normalnym tonie porozmawiać. - Co tu się odpierdala? - choć Deonne nie żałowała sobie słów, zszokowanie na jej twarzy rosło - mimo bystrego umysłu nie potrafiła pojąć w jakiej sytuacji została położona. Niespodziewanie spod drzwi została wsunięta kolejna karta - blondynka gwałtownie ją chwyciła by skierować ku mężczyźnie. - Ty czytasz, ja mam tego dość. Thompson.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Czyżby... czy potrafiłaby się powstrzymać? Wszystko wskazywało na to, że Dei było znacznie trudniej niż arystokracie. Przynajmniej z pozoru. Gdyby jednak nachylił się nad jej szyją, obsypał ją pocałunkami, wsunął ręce pomiędzy uda - czy powiedziałaby 'stop'? Czy którekolwiek z nich dałby wtedy radę się zatrzymać? - Bo ja wiem... Zbyt... czerwony... - nie wiedzieć czemu wnętrze wprawiało go w lekkie zaniepokojenie. - Chyba gościnny. W takim razie jest ich dwójka. Pokoi gościnnych znaczy się. Sypiałem w drugim. Jak byłem mały. - palcem wskazał na drzwi, gdzie gdyby przejść poza balustradą i sunąć w powietrzu ponad holem dotarłoby się do podobnego pomieszczenia. Mniejszego, jaśniejszego. Przyjaźniejszego. Idealnego na pokoik dla uroczego chłopca, najlepszego przyjaciela Brightona Juniora oraz przyszłego małżonka małej Maeve. Cóż, wtedy jeszcze przyszłego małżonka. Taki był plan.
Huk najpierw usłyszała Deonne i też ona zareagowała na hałas gwałtowniej. Eamon zerknął przez ramię, wyczekując. Z wolna docierało do niego, iż idąc na prawo poszedł dokładnie tam gdzie Jon chciał. A później... - Barry White? - nieco skonsternowany zmarszczył brwi. Fakty łączyły się w logiczną całość. Stopniowo rozlewały gorycz po klatce piersiowej, zaciskały gardło jakby ktoś zacisnął na nim pięść. Brytyjczyk prędko zniwelował dzielący go od pisarki dystans. Odebrał kartkę, zerknął na nią i... poczuł jak wzbiera się w nim złość. Nie, nie tyle złość co wściekłość. Gniew w najczystszej postaci. Z niebywałą prędkością przemierzał jego ciało podnosząc w nim temperaturę do niebezpiecznego poziomu. Na szyi oraz przy skroni Korvena pojawiły się znajome żyły, które pulsowały; jak gdyby zwiastując nadejście wybuchu. Mężczyzna złapał za klamkę z taką mocą, że o mało nie wyrwał gałki z drzwi. - Ty skurwielu!!! - kartka opadła na podłogę osłaniając wypisane odręcznie: Can you feel the love tonight?
Siódmy kieliszek wina skutecznie pozbawił Jonathana wszelkich oporów. Brightona znudziły podchody i postanowił jasno określić na czym naprawdę polegała ta zabawa. Muzyka poczęła niknąć, by mogli dosłyszeć wielkiego Mistrza Gry. - Nie wyjdziecie stamtąd... *czknięcie*...póki się nie pogodzicie!! Zrobiłem to dla WaaAaas... - intonacja głosu rozpuszczonego dziedzica zdawała się w nienaturalny sposób zakręcać ku górze. - Jesteś durniem, Korven. Ale ja to naprawię! Jak na prszyszyciela przyszt...przys...sstoi. - za drzwiami ktoś cicho zawył i naparł na drewno ręką bądź ciałem. - Nawaliłem, ale nigdy więcej! Jesteś na mnie... Pogódźcie się... Proszę... - Pierdolony szaleniec. Wypuść nas! - najwyraźniej agresja w głosie EJ'a wyłącznie napędzała determinację Jona. Sensualny głos White'a znowu zaczął rozbijać się po przestrzeni z większą mocą. - MACIE SIĘ POGODZIĆ! I nie krzycz!!!! Wszys..szcy są po drugiej stronie... Nikt Cię nie usłyszy. - głosy za dwuskrzydłowcami sugerowały, że Jonny postanowił dać parce odrobinę prywatności i odejść powłócząc nogami. Korven ponownie złapał za gałkę... znowu za nią pociągnął. Tym razem została mu w ręce; lecz niemiły dla ucha odgłos towarzyszący jej wyrwaniu zagłuszył ryk, jaki wydobył się spomiędzy warg śledczego.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Zagadka została rozwiązana: to było ich; to było dla nich. Cokolwiek Jonathan zrobił, jak wiele pracy włożył w cały projekt - wszystkie jego rozważania tyczyły się byłych zakochanych. Sama myśl rozpierała Deę dumą zaskoczeniem, czuła jak kropelki potu z gorąca (a raczej świadomości w jakiej sytuacji się teraz znajdowała); spływają po jej ciele - jak odczuwa odruchy mdłości - bo choć pisarka nie cierpiała na klaustrofobię obecność sam na sam naprawdę sam na sam z Korvenem nie była dla kobiety „spełnieniem marzeń.” Nie teraz, gdy jeszcze przed chwilą wręcz wymagała od detektywa by wziął ją na balustradzie. Nie, kiedy emocje sprzed kwadransa nie opadły, nie kiedy - po posiadłości kręcił się Steven - nie, kiedy Eamon zamierzał przysięgać przed samym Bogiem swoją nieprzerwaną miłość innej kobiecie.
Początkowy gniew spłynął z Deonne, powoli powracała do siebie - i głównie z tego powodu bystry umysł zaczął łapać się punktów, które mogą udostępnić im ucieczkę - Korven szczycił się tysiącami rozwiązanych spraw, zaś dziennikarka niewiarygodnym (bez skazy!) tuszowaniem własnych śladów. Umiała zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu - z dnia na dzień rozpocząć zupełnie inne życie - póki nie spotkała jego.
Błękitne spojrzenie przesuwało się po plecach, i choć nie widziała twarzy mężczyzny doskonale wiedziała w jakim stanie się znajdował. Był wściekły, a zarazem zdeterminowany by jak najszybciej (niezależnie jakim kosztem) wydostać się z owej pułapki. Prawdą było jednak to, że dzięki Brightonowi miała go na wyciągnięcie ręki - wystarczyło zaledwie odrobinę zaangażowania by sama Dea wepchnęła ich w całkowicie inny, o wiele groźniejszy potrzask. Ale czy była do tego zdolna? Czy mogłaby w tym momencie pokierować się (dokładnie tak jak Jon) mechanizmem własnych pragnień - nie zważać na okoliczności i dopaść to co Eamon od lat próbował przed nią zatrzasnąć?
Miała furtkę.
Dostrzegała to w ciemnych oczach, które patrzyły na nią wczorajszej nocy, jak i dzisiaj gdy ciało dociskało się do ciała. Jednakże, to nie był jeszcze „znak” - nie wykonał go. Spoglądali na siebie przez pryzmat wspomnień, lecz EJ nie zaprezentował żadnego gestu - jaki świadczyłby o tym, że miała o co walczyć. Czy rzeczywiście było o co walczyć? Lata kłótni, ran - wrzasków, bólu i rozpamiętywania były warte kilku chwil miłości? Eamon miał rację, rządziła nimi żądza - za każdym razem oddawali się pasji - ale gdy przychodziły dorosłe prawdziwe decyzję - ani razu nie potrafili się dogadać, ustąpić - pójść na tzw. „kompromis.” Obydwoje musieli cały czas być górą i to ich wykańczało. To sprawiło, że każde z nich poszło innym torem.
- Odszedł. - dane słowo wypowiedziała szeptem, przekrzykiwanie White a zarazem rozwścieczonego Korvena graniczyło w tej chwili z cudem. Obie dłonie ułożyła na jasnej łepetynie, z coraz większą uwagą rozglądając się po pomieszczeniu. - Przecież nie może nas tu trzymać, całą wieczność noc, prawda? - rzucone z coraz większym niedowierzaniem, niebieskie oczęta ponownie zerknęły w brązowe, by po chwili ujrzeć oderwaną w dłoni mężczyznę klamkę. - Jak bardzo jest tu wysoko?

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Odszedł. Z wściekłością godną byka rzucającego się na widok czerwieni, Eamon począł rozglądać się wokół. Nie kontrolował swoich odruchów ani myśli. W czekoladowych ślepiach błyszczała rządza mordu. Z satysfakcją dojrzał ukryty w kącie głośniczek. Prędko zniwelował dzielący go od komody dystans i bez większych oporów wyrwał głośnik ze ściany razem z plątaniną cienkich kabli. Została wyłącznie ziejąca nieszczęściem, czarna dziura. Na drugi ogień poszła dyskotekowa kula. Niewiele myśląc mężczyzna rzucił trzymanym w ręku urządzeniem w kręcący się pocisk. Na podłogę posypały się roztrzaskane kawałki szkła, ale kula bezustannie, złośliwie wirowała - teraz rzucając po ścianach nierówne błyski. Z gardła Korvena wydostało się ostatnie, gniewne warknięcie. Nie słuchał Dei. Przynajmniej przez tę dłuższą chwilę. Ba! Przez moment zapomniał nawet o obecności blondynki. Dopiero po dokonaniu swego dzieła destrukcji zerknął na kobietę i... podmarszczył brwi.
Zalała go fala rozgoryczenia i wstydu. Britton jeszcze nie miała okazji zobaczyć go w tej wersji. Zamrugał powiekami, zerknął na rozrzucone po dywanie okruchy. - Wybacz... Nic Ci nie jest? - nie wyglądała na skaleczoną. Stała dostatecznie daleko, by uchronić się przed deszczem drobnych lusterek. - Przepraszam. - mruknąwszy powtórnie rozejrzał się po pomieszczeniu po raz ostatni. Piękne dzieło zniszczenia. Następnie opadł na krawędź łóżka, by zasłonić twarz dłońmi. Uspokajał się, powoli. Trwało to dłużej niż zwykle. - Nienawidzę tego złamanego chuja. Nienawidzę go. Spieprzył sobie życie i nie chce czuć się w tym osamotniony; więc usiłuje spieprzyć je mi... - gwałtownie uniósł się w wyrzucił rękę w kierunku Dei. - I Tobie! Ty nie jesteś wściekła? Niszczy to, co masz ze Stevenem. Stara się Was rozdzielić. Nie wkurwia Cię to...? - w roztargnieniu poszukiwał na twarzy pisarki jakichkolwiek śladów niezgody na tę sytuację. - Dlaczego nie wyglądasz na wkurwioną...? - chyba wiedział. Ponieważ rozumiał również dlaczego on zareagował równie gwałtownie. Ciemne ślepia powędrowały po sylwetce kobiety. Znowu. Znowu poczuł w ciele ten pojedynczy impuls, który parę minut wstecz przemknął mu przez kręgosłup; gdy dociskał swoje ciało do ciała eks-partnerki. Ale nie odwrócił wzroku. Musiał wykazać się siłą. Bo inaczej jaką wartość ma jego związek z Kareeną?

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Wkurwienie Zdenerwowanie Eamona nie udzieliło się Dei, wciąż stała - nadal w bezpiecznej odległości, chłodno kalkulując sytuację, w której się znaleźli. Oaza spokoju - jaka się niej trzymała, była aż nadto zaskakująca - zwłaszcza, gdy chodziło o tą dwójkę - to pisarka podchodziła do spraw o wiele bardziej emocjonalnie. Coś się w niej zmieniło, jedno wydarzenie całkowicie ograniczyło wybuchy poruszenia jakich doświadczała jeszcze przed rokiem. Śmierć dziecka, utrata tego czego pragnęła najbardziej na świecie (akurat w tym wyborze detektyw spadł na drugie miejsce - co kilka lat temu było praktycznie niemożliwe) - odmieniła Britton - rzecz jasna, nadal posiadała nieokiełznane napady romantyzmu, lub własnych ekspresji (jak na artystę przystało); jednakże były one w zupełnie mniejszej formie niż jakie Korven mógłby zapamiętać.
Dlatego się nie wściekła, dlatego nie towarzyszyła arystokracie w gwałtownej demolce pomieszczenia, jakby one były winne ich uwięzienia. Zrobił to Jonathan, z czystą premedytacją - zaciągnął ich do pokoju, aby... (?) To na nim powinni się skupić - jego samolubność oraz wyrafinowanie chęć zagłady - nie przyszła do głowy nawet takim rozbudowanym umysłom jakie posiadali Dea i Eamon. Wykiwał ich; to śmieszne - ale w tej chwili powinni oddać mu przysłowiowe „rękawice.” - Nic mi nie jest. - zdanie zaakcentowane pokiwaniem przecząco łepetyną, w tym samym czasie powoli ściągnęła ze swoich stóp szpilki - kopiąc je nieopodal. Uniosła głowę z początku skupiając spojrzenie na wolne miejsce na łóżku obok arystokraty, jednakże od razu zrezygnowała z obawy, że może to zostać źle zinterpretowane, to nie tak, że posądzała Korvena o podobnego typu myśli - bardziej chodziło o nią z tyłu głowy wciąż miała zapamiętane - iż byli tu zupełnie sami, gdyby na cokolwiek się zdecydowała, nikt by się nie dowiedział. Lepiej dmuchać na zimne, niżeli stawiać na swój brak opamiętania.
Dlaczego nie wyglądasz na wkurwioną...?
- Nie wiem. - wiedziała - kątem oka ponownie zerknęła w stronę mężczyzny, by w ostateczności opuścił głowę w dół, jakby ze wstydu, strachu - przed tym co mogło zaraz nadejść. - To nie pierwszy raz, gdy zostałam skuszona przez niego wizją spędzenia z Tobą życia. - odpowiedziała na jednym tchu, delikatnie przy tym przygryzając dolną wargę. Miała na myśli, poprzednie odwiedziny Anglii gdy cała w skowronkach przyleciała na chrzciny - stuprocentowo przekonana, iż to Eamon jest darczyńcą zaproszenia. - Nie sądziłam, że znowu posunie się do takiego kroku, nie po tym co się stało... - jak bardzo owa wizyta źle wpłynęła na byłych kochanków. - Zachowuję się jak dziecko zagubione we mgle... - odrzekła marszcząc przy tym nerwowo czoło, gdyby przyjrzał się bardziej, mógłby dostrzec pojawienie się na nim kilka nowych zmarszczek. - Ale nie zrobiliśmy niczego, czego mielibyśmy żałować. - dodała, tym razem posyłając mężczyźnie cień uśmiechu. Nie przekroczyli granicy; chcieli lecz nic takiego się nie wydarzyło. - W jednym ma jednak rację. - uniesiona łepetyna, błękit ponownie rzucił wyzwanie brązowi. - Jest tyle rzeczy, które marzę, aby Ci powiedzieć... - ale nie mogła, bo Kareena go uszczęśliwiała,, tak jak Deę uszczęśliwiał Steven.
Dostrzeżenie przenikliwego spojrzenia Brytyjczyka, nie było dla dziennikarki trudnością - znała ten wzrok; niczym jakby był namacalny, czuła jakby dotykał ją po każdej części ciała, czerwone usta rozchyliły się poprzez pojedyncze westchnięcia - wbrew woli zrobiła krok w przód; następnie kolejne dwa - by w ostatecznym rozrachunku dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów. - ...Na przykład to, że chciałam, abyś mnie dzisiaj pocałował... - wypowiedziane na głos - runęło na ziemię niczym kometa; to nie działo się już tylko w ich głowach.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Słowa dziewczyny były niczym uderzenie w żołądek. Eamon gwałtownie wypuścił z płuc powietrze. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że wstrzymywał je; zupełnie jakby odpowiedź na zadane pytanie pozostawała kluczem do wszystkich zagadek wszechświata. Zmęczony przetarł powieki. A może po to, aby zrobić sobie przerwę? Wpatrywanie się w blondynkę wzbudzało w nim wiele sprzecznych emocji nad którymi wciąż górowało pożądanie. Chuć budowała fundamenty pragnienia przez wiele tygodni. Uwielbiał Reenie - była czarująca, wygadana, inteligentna i zajmująca. Ale nie potrafił patrzeć na nią tak, jak na pisarkę. Nigdy nie spojrzał na Tyren w ten sposób a jaki przed sekundą spoglądał na niedoszłą. Świadomość owej różnicy sprawiała, że czuł się jak zdrajca.
Pokręcił łepetyną, kiedy porównała Jona do dziecka. - Nie. To dorosły facet. - szczególnie po dzisiejszym wieczorze wymówki się skończyły. Wszelkie resztki nadziei na wielki reunion przyjaciół rozsypały się wraz z kawałkami kolorowych, plastikowych lusterek. - Hmm? - oczyma powiódł po twarzy rozmówczyni. - Na przykład...? - sam nie rozważał rzeczy, które nigdy nie zostały wypowiedziane. Detektyw usiłował wymazać z głowy nadmiar wspomnień, by zrobić miejsce dla przyszłości. Jeśli po umyśle kręciły mu się znaki zapytania związane z Deonne, z większą bądź mniejszą precyzją rozsiewał je na marginesy rozmyślań. Pochłaniał dużo książek, aby czyjeś wywody zajmowały miejsce ewentualnych świeżych dociekań. Lepiej nie roztrząsać. A jednak... chciał wiedzieć. Zadał to pytanie znając konsekwencje.
Kiedy się zbliżyła, przeczuwał; że dzielą go minuty o ile nie sekundy od zrobienia czegoś złego, niewybaczalnego. Przez dłuższy moment łączyła ich pełna napięcia cisza. Britton otworzyła puszkę Pandory. Trudno się wycofać. Bo dlaczego też miałby? Korven posiadał dwie opcje - tylko dwie przedstawiła mu blondi. Albo mógł się wycofać, przepchnąć przez żądzę i upokorzyć eks-partnerkę; ale wyjść z tego wydarzenia cało. Albo być szczerym. Z nią, ze sobą. Przecież nikt nie kazał mu od razu rzucać ją na łóżko.
Odruchowo wyciągnął rękę, by opuszkami zdrowej ręki musnąć zewnętrzną stronę uda Amerykanki. Nie rozumiał czemu to robi. Gdy dłoń wróciła na swoje miejsce uniósł spojrzenie. - Wiem. - mruknął, bezwolnie przymarszczając brwi. Nie musiał nic mówić. Patrzył na nią w ten osobliwy sposób. Też tego łaknął. Każdą, zdradziecką cząstką swego ciała. - Co jeszcze...? - zachrypnięty głos przedarł się przez ciszę. - Co jeszcze chciałabyś mi powiedzieć? - czuł jak coś się w nim wzbiera; jak jego organizm przedzierają grzmoty zwiastujące burzę.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Nie rozumiała swych popędów, nie mogła odgadnąć hasła, dlaczego potrzeba bycia z Brytyjczykiem przysłaniała wszystkie inne emocje. Wciąż czuła jaką posiadał nad nią władzę, jak wystarczyło zaledwie kilka sekund, aby pomieszczenie zalało się nieokiełznaną pasją. To było coś czego nie dało się wykluczyć, ani zapomnieć - żądza wygrywała, zamykała każde drzwi - by ponownie postawić ich w dokładnie tym samym momencie.
Deonne miała podobnie, zbliżenia z Stevenem były dobre; zwykle rozczulały kobiece serce, potrafił się nią „zająć” ale nigdy nie rozbudzał do takiego stopnia, by samo wyobrażenie o wspólnej nocy wprawiało blondynkę w oszołomienie. Chciała tego - o danym pragnieniu nie mówiło jedynie ciało pisarki, lecz z pełną świadomością przyznawała się do własnych fantazji. Jonathan musiał mieć teraz ubaw, doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczyło zamknąć byłych kochanków - by rzucili się na siebie niczym jak dzikie zwierzęta.
W tym całym procesie dojścia, heh powolnego pojmowania w jakiej sytuacji się znajduję - a zarazem idealnie odnajduję, przez ułamek sekundy do jasnej łepetyny przemknęła myśl o Bradfordzie - nie zasługiwał na to, co właśnie się w tej chwili działo - czułość i dobro weterynarza nie wpisywało się w szereg uczciwości kobiety na jaką trafił; bo choć Deonne nie zdradzała (trzeba wspomnieć o Finnicku, heh) - nigdy fizycznie, to jednak ich związek - nie wspierał się na prawdzie. Przez ten cały czas, każde godziny, minuty czy sekundy - serce dziennikarki nigdy nie należało do Stevie - bez względu na to co mówiła, jak bardzo się zarzekała - i jak intensywnie próbowała go pokochać. Umysł Britton bezustannie wirował przy detektywie. Wniosek: zdradzała go od początku.
Stojąc tak blisko, ze spuszczoną głową - by spojrzenie utrzymywało się na oczach arystokraty, miała wrażenie jakby serce samowolnie wypychało się z klatki piersiowej. - Ty mi nic nie powiesz? - coś jednak w niej pozostało, nadal lubiła się z nim droczyć... Mimowolnie rozchyliła uda, gdy dłoń bruneta pieściła delikatną skórę, przymknęła powieki - by sama w jednej sekundzie wyciągnąć rękę i zacisnąć palce na szyi mężczyzny. Odrobinę mocniej, kiedy opadła na niego okrakiem - nie chciała już czekać, obawiała się, że lada moment otworzą się drzwi i wszystko co budowali szybko odparuję - pchnęła go do tyłu, tą samą dłonią zjeżdżając w dół - aż do samego środka spodni, gdzie również zacisnęła palce.
Dwie, trzy sekundy - by dostrzec reakcje i ostatecznie wpić się w jego wargi, mocno - intensywnie. Zachłanność w Britton wcale nie ustała - pocałunki pogłębiały się do tego stopnia, jakby dopiero odzyskiwała to - co należało się kobiecie od dawna. Wolna ręka powędrowała do koszuli, z nieudolnością odpiąć jej guziki - nie zamierzała pozwolić, aby pozostawał jeszcze ubrany.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Tymczasem Eamon nie myślał o Kareenie. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Jedno wspomnienie minionych miesięcy i przestałby. Deonne nie zrozumiałaby zapewne dlaczego, może poczułaby się odrzucona bądź jej serce powtórnie zostałoby złamane. Bez znaczenia. Tyren wyciągnęła detektywa z prawdziwego bagna. Trwała przy nim; kiedy nie widział powodu, by żyć. Robiła mu herbatę za herbatą, dolewała doń kroplę ulubionej whisky i uważnie słuchała opowieści przeżyciach z Nettie. Później wyciągała biedaka na miasto. Robiła absolutnie wszystko, by naprawić wyrządzone przez Włoszkę szkody. Wiedziała o Deonne. Niekiedy o niej napominał. Sposób w jaki brunet wypowiadał imię eks-partnerki obnażało wszelkie, niestety nadal żywe uczucia. Nie musiał się z nich szczególnie spowiadać. Wystarczyło, aby miękko wyszeptał to jedno imię. Reena akceptowała istnienie tajemniczej Britton. Wiedziała, iż nigdy nie zostanie Deą. Nie przeszkadzało jej to. Sama pozostawała partnerką z odzysku, z ośmioletnim chłopcem zadzierającym nosa oraz byłym mężem; który bezustannie tkwił w ich życiu. Nie kochała co prawda własnego niegdysiejszego małżonka; acz umiała pojąć moc przywiązania. Jak trudno z nią zerwać. Tym bardziej, skoro wydawało się jak gdyby Korven oraz pisarka nigdy nie mieli okazji (bądź z niej nie korzystali) do zamknięcia wspólnego rozdziału. Tak, Kareenie nie przeszkadzało to uczucie - póki Deonne znajdowała się daleko, daleko od EJ'a.
Dziś żałowała nalegania, by Eamon zaprosił Deę na wesele. Wyobrażała to sobie inaczej. Nie tak... Zupełnie inaczej. Uznała, że w ten sposób dojdą do odpowiednich wniosków i nareszcie domkną swą tragiczną, miłosną historię. Z każdym upływającym dniem Induska coraz mocniej wierzyła, że obecność Britton nie jest finałem a raczej ostateczną próbą dla śledczego. Próbą charakteru, próbą lojalności, próbą jego związku z Tyren. Próbą, którą aktualnie paskudnie oblewał.
Słowa nie miały znaczenia. Zresztą czy dziewczyna naprawdę oczekiwała odpowiedzi na postawione pytanie czy wyłącznie kupowała czas na wskoczenie brunetowi na kolana? Poddawał się temu. Całe ciało Brytyjczyka wibrowało. Zdrowa dłoń powoli przesuwała się po odsłoniętej skórze, ku górze, pomiędzy uda. Na palcach poczuł wilgoć co tylko pogłębiło pragnienie. Drugą dłonią przycisnął biodra kobiety do siebie.
Nadal nie rozmyślał o narzeczonej, która w kuchni z uśmiechem wpatrywała się w następną wskazówkę. Jej zmęczenie i początkowa irytacja odpływały. Zaczęła dobrze się bawić, kiedy Steven również przestał narzekać i wczuł się w rolę lokaja. Nawet raz czy dwa zaśmiała się z jego kiepskiego performance'u. Dochodziła do konkluzji, że przesadzała. Dea nie była żadną zdradziecką suką. Nie wskoczyłaby do łóżka z eksem po tym jak piła drinka z jego przyszłą żoną. Bo kto tak robi...? Ani też Eamon nie wliczał się w sztab szumowin. Na pewno gdzieś tam, w zakamarkach posiadłości z uporem maniaków rozszyfrowują głupie hasła... Podczas gdy EJ zahaczał palcami o bieliznę blondynki w szaleńczej, bezmyślnej próbie jej zdjęcia - Kareena pierwszy raz od przylotu Deonne zaczęła się rozluźniać.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Oddech połączony z drugim oddechem, ciało dociskane do ciała. Dwanaście miesięcy niczego, by w jednej chwili pasja wybuchła z potrojoną siłą. Tacy właśnie byli; niezależnie ile się wydarzyło, jak wiele zła upiornie przedostawało się pomiędzy ex-kochanków - finał każdego kolejnego rozdziału kończył się dokładnie w ten sam sposób.
Kareena nie mogłaby posiadać, aż takiej wiedzy - by swoim bystrym umysłem nie dostrzec, że nie była w stanie zatrzymać nieuniknionego. Z tym samym aspektem łudzili się wszyscy zainteresowani - Deonne, która przyjechała tu aby jedynie wspierać - Eamon, który uporczywie starał się pozostać przy stanowisku narzeczonego, oraz Stevie... biedny niczego nie świadomy nowy ukochany, próbujący bez szwanku przetrwać dzisiejszą grę.
Ten sam Steven - który pokochał Britton całym sercem, zaakceptował formę bycia drugim, lecz z dobrą passą by dostać się w końcu na te pierwsze. Ten sam, który pokazał jej uroki małych miasteczek, ten sam, który sprawił, że pokochała Lorne Bay - nie trzymający jej w „złotej klatce” - bez żadnych złudzeń, kłamstw - czy gniewu. Zaprosił ją do swojej rodziny, ujawnił co do za uczucie - w końcu taką posiadać. Po raz pierwszy od tylu lat - czuła się kochana, nie musiała błagać o miłość. Był z nią, nie uciekł - pozostał, nawet w najgorszym okresie ich życia. Wspierał w decyzjach, pchał by jakiekolwiek podejmowała. Chciał być ojcem - nie przerażał go ten krok - właściwie nim był i usiłował doprowadzić, by pisarka spełniła to marzenie.
To on był tym, który uznał, że przyjazd na ślub jest odpowiednim krokiem.
Niepotrzebnie(?) O tym sam chciał się przekonać, dlatego obserwował - bacznie badał wszystkie znaleziska; jak przystało na ścisły umysł - analizował każdy fragment tej skomplikowanej układanki, lecz też tego nie przewidział. Nie sądził, by po niecałych dwóch dniach dziennikarka dała się złapać w sidła - bądź (co gorsza) sama je rozsiała.
I był też Jon.
Jon, który uknuł stworzył swój własny świat spisek.
I tylko jego, intuicja nie zawiodła.
Brawo Jon - czy nienawidzimy Cię, Jon?
Wydawać się mogło, że nic nie było w stanie im przerwać - tęsknota jaką posiadali, była mocniejsza od wszystkich uczuć jakie mogłyby im w tej chwili towarzyszyć. Na wpół ściągnięta sukienka, naga - obcałowywana klatka piersiowa - rozczochrane, blond włosy - rozpięte spodnie... i oba - szaleńcze wpatrujące się w siebie spojrzenia.
- Wiesz co, wydaje mi się, że to Charlotte jest mordercą. - zachrypnięty głos Bradforda przerwał kilkuminutową ciszę. - Poczekaj, poczekaj. - z uśmiechem podniósł obie dłonie w aspekcie obronnym i poprawił tyłek na taborecie. - Zna się na wytrychach... - wskazał palcem na kartkę, na której rozpisali plan. - A tutaj jest napisane, że sprzątając Emma była zamknięta na kluczyk. Nikt bez niego nie mógłby wejść, chyba, że... - ponownie się zamyślił i zmrużył powieki w sposób oceniający. - Thompson był jedyną osobą, która przyjechała do dworku bez zaproszenia. - skwitował i w szale ekscytacji klasnął w dłonie. - Nikt po niego nie zadzwonił, a od razu powiadomił, że przyjechał tu w sprawie morderstwa, bo wiedział, że takie się wydarzyło bo sam je zaplanował?! - dodał, szeroko się uśmiechając - w oczekiwaniu na reakcję Tyren. Czyżby to zwykły lokaj okazał się odpowiedzią na wszystkie zmartwienia?

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Maeve stała przy oknie na końcu korytarza. Niby brat prosił ją, aby przez cały wieczór leżała na tym cholernym stole - dokładnie tam, gdzie zmarła - ale nie ma głupich! Nie miała najmniejszego zamiaru dostosowywać się do zaleceń Jonathana. Męczyła ją ta idiotyczna gra. Męczyła znacznie bardziej niż zajmowanie się drobną córeczką. Cholera, mijający wieczór miał być dla niej odskocznią od trudów codzienności. Jon raz po raz znikał i to ona musiala zajmować się jego cyrkiem. Z roztargnieniem zerknęła za siebie. O wilku mowa!! Mamrączący pod nosem Jon przechadzał się na drugą stronę posiadłości. Wyglądał jak upiór. Jak wyrwane z książkowych kart widmo. Prawdziwe chodzące nieszczęście. Nie zauważył jej. Niewidzący, otępiały od alkoholu wzrok wbijał we własne stopy. Może zabrzmi to źle, aczkolwiek dziewczyna nie miała dla niego ani odrobiny politowania lub empatii. Kręcąc głową powiodła spojrzeniem za schodzącym po schodach mężczyzną. Włożywszy papierosa pomiędzy wargi Maevie zamierzała spędzić tu dodatkowych parę minut. Lekka bryza letniego wieczora przyjemnie opatulała jej spoconą, wymęczoną buzię. Pierwsza przyjemność owej nocy. A tak świetnie się zaczynało...
Właśnie wtedy do uszy dziedziczki doszedł krzyk.
Z początku nie zwróciła na niego uwagi. Niekiedy wrzaski pozostawały częścią pogmatwanej zagadki. Tym jednak razem krzyk się powtórzył. Trwał. Sprawiał wrażenie innego - przytłumionego przez pary zamkniętych drzwi; acz dzikiego. Zaraz po nim rozległ się trzask, który wprowadził panią Treneglos w osłupienie i sprawił; iż całe ciało spięło się w oczekiwaniu na potencjalne zagrożenie. Nic. Cisza. Bezdźwięk zdawał się bardziej niebezpieczny od nicości. Niedopałek wylądował w popielniczce pod postacią ziemi z obumierającego, starego kwiatka wciśniętego w donicę przywiezioną przez rodziców prosto z egzotycznego Meksyku. Maeve niepewnie ruszyła w stronę z której chyba usłyszała dziwne odgłosy.
Przeszła przez pierwsze drzwi. Gabinet był otwarty a peonie przesunięte. Brak klucza. Pod nosem kobiety pojawił się uśmiech, gdyż musiało znaczyć to; że idzie w dobrym kierunku. Nagle Em weszła we własną, znacznie realistyczniejszą grę detektywistyczną. Drugie drzwi. W zautomatyzowanym odruchu wyjrzała przez balustradę. Na dole, przy kuchni Steven głośno rozważał własne teorie i kontemplował jedną z teorii Kareeny. Stopa Treneglos trafiła na nierówność.
Na drewnianej posadzce przy ścianie leżał zestaw rozrzuconych, drobnych koralików. Pamiętała je. Ostatecznie ona właśnie wypożyczała kostiumy na nietypowe przyjęcie dla nowożeńców. Coś ją tknęło. Coś zaczynało do niej docierać. Najpierw zwróciła oczy na zamknięte dwuskrzydłowce. Potem wstała z kucek, po cichu do nich podeszła i automatycznie złapała za klamkę. Wyczekiwała.... Bo mogłaby przysiąc, że z wnętrza pomieszczenia dochodziły jakieś odgłosy. Oddechy? Stękanie łóżka bądź fotela? Pociągnęła w dół i... Nic. - Halo??? - po drugiej stronie znikąd zapadł bezruch. Zdecydowanie ktoś był w środku. - Deonne jesteś tam?? - w końcu to kawałki jej sukienki przed sekundką znalazła na podłodze. Znowu szarpnęła za klamkę, tym razem mocniej. Zirytowana brakiem odzewu zapukała.

Tymczasem leżący na łóżku Eamon czuł jak wracają mu zmysły. Całe ciało śledczego doświadczało totalnego zmrożenia. Nie ruszał się ani o cal, nerwowo wpatrując w drzwi. Sukienka na ciele Dei przypominała teraz pasek owijający szczupłą talię. Spodnie bruneta zostały rozpięte a sprzęt (hehe) wyciągnięty na wierzch. Koszula była rozpięta. W przeciągu ułamka sekundy przesunął pisarkę na bok i doprowadził dół do porządku. - Maeve?? - odchrząknął starając się brzmieć naturalnie. Neutralnie. Nie jak facet, który właśnie zdradził narzeczoną trzy dni przed ślubem. - Maeve? To ja, Eamon! Jonathan nas tu zamknął. Mnie i Deonne. - czuł się jak najgorszy skurwiel świata, czuł obrzydzenie względem siebie oraz tego co zaszło. Prędko zapinał guziki koszuli. - Zamknął... Co takiego? - nie, zdecydowanie nie miała takiej informacji w przekazanym skrypcie wydarzenia. Coś tutaj nie pasowało. - Którym kluczem...? - do Korvena dotarł najgorszy, najbardziej mrożący krew w żyłach szczegół. Na dnie kieszeni od marynarki miał znaleziony pod peoniami klucz uniwersalny. Zapomniał. Ze złości, z irytacji i przemęczenia. Z powodu bliskości Britton. Przez tę jebaną, kusą sukieneczkę... Żołądek przewrócił mu się do góry nogami. - Nie wiem? Nie mamy żadnego klucza. Szukaliśmy pod doniczką, ale już go nie było. - wpatrując się w pisarkę pokręcił łepetyną dając niemy sygnał, aby potwierdziła jego kłamstwo.
Byli okropni. Obrzydliwi. Fatalni. Pot przylegający do jego pleców, duchota w pomieszczeniu, wciśnięta w spodnie koszula; gdy wstał z łóżka i zabierał z podłogi marynarkę. Obrzydliwi.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Palce zaciśnięte na satynowej pościeli - zmniejszyły siłę uścisku; oddech spowolnił, a nachylone ciało pisarki automatycznie się wyprostowało. Trzy puknięcia - wydające z siebie charakterystyczny dźwięk nadchodzącej zagłady. W pierwszych sekundach - nie mieli pojęcia z kim mogą mieć do czynienia - po drugiej stronie mogli spodziewać się absolutnie każdego. Zirytowanego Jonathana - chcącego złapać byłych kochanków na gorącym uczynku - i uwiecznić tą chwilę - na wieki wieków; chociażby kamerą, która znajdowała się teraz w każdym telefonie. Zagubionego Stevena, próbującego odnaleźć blondynkę - w tysiącach korytarzy. Znudzoną Kareenę - zirytowaną szalonymi zagadkami nie do odgadnięcia - chcącą zniszczyć grę. Niestety, w taki sposób Britton widziała pannę młodą - kobietę, którym wszystkim dookoła rujnowała zabawę. Cóż, dziennikarka nie potrafiła nie polubić lekarki - z tego względu poszła najniższą siłą oporu - w jasnej łepetynie samoistnie wypisywała scenariusze o największych wadach Tyren. Tak było lepiej - dzięki tym wymysłom - potrafiła przetrwać te dni.
Rozpoznany głos zza ściany uspokoił Deonne - chociażby w jednym stopniu, sprawił - że znieruchomiałe ciało wypuściło powietrze z płuc; nie mniej jednak - wciąż było fatalnie - sytuacja w jakiej się znajdowali mogła spustoszyć wszystko i wszystkich, którzy tu przyjechali. Pomiędzy zdrajcami narosło pytanie: Czy Maeve rozpoznała każdą z przysłowiowych „czerwonych flag?” Oby nie, oby nawet do głowy jej nie przyszło podobnego typu objawienie.
Zsunięta z ciała Brytyjczyka w mechanicznym odruchu poprawiła, nadal odsłaniającą zbyt wiele sukienkę, następnie otworzyła jedną z szuflad by wyciągnąć z niej chusteczki, którymi przetarła z wilgoci wewnętrze części ud. Zgnieciony papier chowając pod łóżko - zapamiętując w myślach, że musi po to wrócić - w końcu były to znaczące dowody - tego co zaszło - bądź dla cudzołożników prawie zaszło. W ostatecznym rozrachunku - podnosząc się by jasnego dywanu zabrać - koronkowe stringi - nakładając w jednym odruchu na swój tyłek.
Jeszcze nie tak dawno zarumieniona buzia Deonne - zastąpiła miejsce bladości - była „blada jak ściana” - ewidentnie nie potrafiąc sobie poradzić z wzięciem odpowiedzialności za własne czyny. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, zaślepiona tym co Imek ma pomiędzy nogami, hehehe wizją spędzenia nocy z detektywem - nie pojmowała narastających konsekwencji, nie wtedy - nie kiedy usta, języki - prawie ciała splatały się ze sobą w typowych sensualnych odruchach. Chciała tego. Oboje tego chcieli - ale nic nie mogło usprawiedliwić takiego okrucieństwa. Kątem oka zerknęła na swój zaręczynowy pierścionek, wierząc iż powinna zerwać go z palca jak najszybciej. Nie zasługiwała na diament, ani na takiego mężczyznę jakim był Stevie.
- My też go nie mamy. - kiedy wzrok Korvena napotkał się z jej, z całym impetem przygwoździła owe kłamstwo do własnego. - Proszę Cię, spróbuj zrobić cokolwiek... siedzimy tu z kilkadziesiąt minut. - przerwa zwiastowała zawahanie, Britton nie miała pojęcia przez ile czasu migdaliła się z nie jej panem młodym. - Próbowaliśmy wszystkiego. - wszystkiego, oprócz tego - nie mogli zaprzeczyć, że nawet nie starali się wydostać z pułapki. - tym razem to Dea wstała - podchodząc bliżej do drzwi. - Wiesz gdzie jest, Jon? Może on go ma. - cokolwiek, jakkolwiek by tylko stąd uciec - od miejsca, które wprawiało kobietę w odruchy wymiotne.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Nie brzmieli wybitnie przekonywująco. W ich głosach istniało coś sztucznego. Pomimo wysiłków zdawały się nieco napięte i nienaturalne. Tak samo jak każdy mięsień w ciele Eamona pozostawał nienaturalnie spięty. Równocześnie nie chciał patrzeć na Deonne jak i z uporem wpatrywał się w nią skupionymi, nieprzeniknionymi ślepiami. Wyglądał na zamyślonego. Uwięzionego w jakichś tajemniczych rozważaniach na temat tego, co przed chwilą zaszło. Bez słowa podeszedł do łóżka i wyciągnąwszy wciśniętą tam chusteczkę natychmiastowo schował ją do kieszeni spodni. Był detektywem, nie czekał na zacieranie śladów. Uważał, że dowód rzeczowy Dea wrzuciła tam w roztargnieniu - finalnie nie wiadomo czy w ogóle będą mieli szansę ponownie znaleźć się w pokoju gościnnym a podczas sprzątania rozsypanej na podłodze kuli dyskotekowej ktoś z całą pewnością zajrzałby pod wyrko.
Maeve z wahaniem słuchała sprzedawanej jej historyjki. Znała swojego brata, znała Korvena. Wiedziała z kim ma do czynienia. Dlatego też cichy, niepokojących głosik gasł w odmętach podświadomości. Przecież EJ nie był zdrajcą. Nie zrobiłby niczego niemoralnego, to było tak daleko poza granicami jego osobowości. - Cholera... - z westchnieniem przesunęła dłonią po twarzy. - Poszukam go. Nie odcho... - parsknąwszy śmiechem pokręciła łepetyną; gdy zza drzwi dobiegło ją stanowce. - Nigdzie się nie wybieramy.
Znowu zostali we dwójkę. Tym razem zamiast pasji, narastała pomiędzy nimi niezręczność. Stojąc przy drzwiach brunet trzymał widoczny dystans pomiędzy sobą a pisarką. Ciemne oczy zerkały w stronę Britton. Zdrowa dłoń, wciśnięta w kieszeń, zaciskała palce na kluczu. - Nic się nie stało. - rzucił, oszukując samego siebie. Obydwoje wiedzieli co się stało; ale... Miał zerwać zaręczyny? Powinien porozmawiać z Reeną; być szczerym. Ale... ale, ale, ale... Jedną z łączących ich najbardziej toksycznych cech pozostawała samolubność. Obydwoje byli egoistami, kiedy szło o uczucia. - Było blisko, ale niczego nie zrobiliśmy. - oczy mężczyzny wydawały się niemalże czarne. Patrzył na rozmówczynię z dziwną pewnością, niemalże wyzwaniem. Za tymi słowami czaiło się coś jeszcze... Prośba? Nie... Groźba...? - Do niczego nie doszło. - mruknął powtórnie, lekko unosząc prawą brew. Ostra część klucza wpijała mu się w wewnętrzną część dłoni.


Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
ODPOWIEDZ