Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
-Brałem prysznic! - Odparł oburzony, nie rozumiejąc do końca czym była ta dyskusja. Ona leżała na podłodze z obolałą twarzą, a on skakał nad nią w samym ręczniku starając się zachować powagę, aczkolwiek śmiech sam cisnął mu się na usta. - Nie udawaj takiej świętej, Laurisso - zakpił, bo wcale nie uważał tej sytuacji za niestosowną. W rzeczy samej nie powinno do niej nigdy dojść, ale on miał nadzieję wkrótce dojść w Laurissie, więc im więcej niejednoznacznych rzeczy wokół nich się działo, tym lepiej dla niego. Gdy prawie powiedziała na głos słowo "penis", Tony nie wytrzymał i na moment opuścił głowę parskając przy tym cicho z rozbawienia. - Na pewno mniej krępująco byłoby, gdybyś wreszcie przestała mnie tytułować - wyjaśnił starając się zabrzmieć poważnie, ale było to naprawdę trudne.
W końcu udało mu się pozbierać Soriente z podłogi co nie odbyło się bez kolejnej serii ciekawych doznań. Wcale nie miał nic przeciwko temu jak objęła go udami, aczkolwiek był lekko zaskoczony, więc obejrzał się po sobie, a potem spojrzał na Laurissę. O ile to możliwe zapłonęła rumieńcem jeszcze bardziej, a on starał się udawać, że wcale tego nie widzi.
- Nie jestem, już - oznajmił, bo koniec końców miał na sobie ręcznik, a więc nie było co panikować. Bardziej niż sobą i tym jak komicznie zachowywała się Rissa, Tony przejmował się ewentualnym guzem mogącym przyozdobić jej czoło. Przykładał do niego zimny okład i analizował to jak niepoprawna, a zarazem kusząca była sytuacja w jakiej się znaleźli. Miał wrażenie, że Laurissa też to dostrzegła, bo przez moment i ona wydawała się odpływać myślami, a jej wzrok bezczelnie przeciął jego sylwetkę. - Jest coś urokliwego w tym jak uparta jesteś - oznajmił i chociaż naprawdę chciałby spełnić fantazję Soriente i sprawić, aby ten poranek był jeszcze bardziej niepoprawny to w porę uświadomił sobie, że nie tędy droga. Chciał, aby bardziej jej na nim zależało, aby ewentualne porzucenie odbiło się nie tylko na tym jak sama będzie się czuła, ale też na jej uczuciach. Chciał się odegrać, a póki co zapewniłby jej tylko dobrą zabawę. Uznał więc, że zamiast wykorzystywać moment, zagra opanowanego i nie myślącego o niczym zdrożnym, człowieka. - Potrzebujesz, ale dobrze... Weź najpierw prysznic, a ja przygotuję w tym czasie kompres dla ciebie i potem odwiozę cię do Lorne Bay, bo na pewno nie wyjdziesz stąd sama. To zbyt wielkie ryzyko - oznajmił, po tym jak odsłonił jej obite czoło. Tylko, że jeszcze nim się odsunął, odłożył na bok trzymany przez siebie ręcznik i wolną dłonią przesunął palcami po czole i nosie Soriente, jakby chciał dotykiem wyczuć, czy wszystko z nią w porządku. Nie odrywał przy tym spojrzenia od swoich palców, ale podobało mu się to co robił i to jak reagowała Rissa. Wykorzystując ten moment dekoncentracji, przesunął drugą dłonią odrobinę po jej udzie, po czym cofnął palce. - Zdecydowanie będziesz miała guza - ocenił fachowym tonem, po czym odsunął się od niej wreszcie. Pozbierał z ziemi rozrzucone przez nią ubrania i wręczył jej wraz z biustonoszem, który zwisał swobodnie z jego palca. - Niestosownym będzie wydać ci teraz służbowe polecenie, ale pozwolę sobie na to. Masz mi mówić Anthony, albo nie zapomnę ci tego jak bez pardonu weszłaś mi do łazienki - oświadczył, po czym puścił trzymane ramionko stanika i wyszedł, zostawiając Soriente samą, tak jak o to prosiła.

Laurissa Soriente :lol:
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
On był po prostu niemożliwy! Żeby sugerować jej, że udaje świętą! Żaden przyzwoity dżentelmen by się tak nie zachowywał, a przecież Hemingway pochodził z szanownej rodziny i piastował równie szanowane stanowisko. Powinien być przynajmniej nieco zawstydzony tą sytuacją, a nie tak się nią pysznić, jakby go nie obeszło to, że widziała jego przyrodzenie.
- A ja myślę, że bez mówienia do pana z tytułem, zatarlibyśmy ostatnią granicę przyzwoitości - odpowiedziała natychmiast, bo nie chciała wcale poddawać się jego woli. Miała wrażenie, że za bardzo zatracił się w tym, że ludzie tańczyli tak, jak im zagrał i niekoniecznie chciała także uginać przed nim kark.
Chłód marmury na jej udach i pośladkach bardzo szybko stał się jej najmniejszym problemem. W uszach szumiała jej krew, a ona modliła się w myślach, by on sam już się odsunął i pozwolił jej odetchnąć czymś innym, niż powietrze wymieszane z zapachem jego żelu pod prysznic. Najwyraźniej nie był to dzień, w który siły wyższe miały jej posłuchać, bo jednak zamiast dystansu, oberwała słowami, które nie powinny robić na niej wrażenia, a jednak zaparły jej na moment dech w piersi. Kiedy ostatnio przystojny mężczyzna powiedział jej, że jest urokliwa? Nie, po co w ogóle się tym interesowała. Głupie słowo, nic więcej. A mimo to nie potrafiła nic odpowiedzieć, jakkolwiek zripostować. Jedynie rozchyliła delikatnie usta i czuła, że to milczenie zdradza zbyt wiele. Nienawidziła tego człowieka. Mieszał jej w głowie i zaburzał wypracowany dawno spokój. Nerwowo obróciła kciukiem pierścionek na palcu serdecznym, jakby potrzebowała potwierdzenia, że ten nadal tam jest. Był Lyam... tylko Lyam na nią działał, tylko on był dla niej istotny, nikt inny... tak powinno być, w do powinna wierzyć. - Nie może pan tak po prostu za mnie decydować! - wzruszyła się, kiedy znów postanowił sobie nią dyrygować, jakby miał do tego prawo i już szykowała argumenty, ale jego dłoń na jej twarzy sprawiła, że natychmiast zamarła. Nawet nie potrafiła przywołać wspomnienia, kiedy ostatnio ktoś dotykał tak jej twarzy i może za bardzo się temu poddała, bo ruch jego dłoni na udzie... cholera. Nim pomyślała, przygryzła wargę i cóż, spanikowała świadoma tego, że to zobaczył. Chciała natychmiast stąd uciec. Jak najdalej, a zamiast tego siedziała i nie wiedziała co robić... a sytuacja zmierzała tylko ku gorszemu.
- Jest pan niemożliwy! - zawołała, nie wiedząc sama czy ze złości, paniki, a może wstydu, ale wychyliła się natychmiast by zerwać mu swoją bieliznę z palca. - Tak nie można! Jesteś moim szefem, mogłabym to zgłosić, bo.... argh, nie ma pan prawa dotykać mojej bielizny! - chciała zapaść się pod ziemię, ale zamiast tego zsunęła się z blatu i ostentacyjnie zamknęła za nim drzwi, przekręcając zamek, a potem... potem zamiast iść pod prysznic, usiadła na kafelkach i oddawała się w głowie roztrząsaniu całej tej sceny od nowa i od nowa. Nie było mowy, by uciekła stąd bez kontaktu z nim... ale i tak snuła w głowie takie absurdalne scenariusze i może nieco zbyt długo, bo aż wrzasnęła, gdy nagle za jej plecami rozległo się pukanie. - Nic mi nie jest! Musiałam... - uspokoić emocje? Nie. Nie powie tego. - Już idę pod ten prysznic, proszę mnie nie pilnować i zająć się kompletowaniem własnej garderoby! - zawołała więc przez drzwi i faktycznie podniosła się, by wziąć ten prysznic, chociaż przeciągałaby chętnie wychodzenie do niego z łazienki w nieskończoność. No, ale musiała wyjść... ubrana w jego rzeczy, ale przynajmniej we własnej bieliźnie. Którą widział... jej szef. Bała się, że była przez to skończona. Musiała na nowo wytyczyć granice i to szybko.
- Jestem gotowa, wezwę sobie taksówkę, myślę, że tak będzie najrozsądniej - oznajmiła więc, wychodząc do niego i dbając o angielski akcent, jak jeszcze nigdy w życiu. Musiała przed nim zwiać i to zaraz.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Dla Anhtonego nie istniało coś takiego jak granice przyzwoitości. Nazwisko i przywileje jakie posiadał nauczyły go tego, że przy odpowiednim rozegraniu kart, zawsze osiągał to na czym mu zależało. I nie miało znaczenia to do jakich czynów i słów będzie musiał się posunąć, aby to osiągnąć. Wyznawał zasadę, że cel uświęca środki, a jego celem było to, aby i Soriente wyzbyła się jakiejkolwiek przyzwoitości przy nim.
- Uparcie się bronisz, a paradujesz po moim mieszkaniu w samej bieliźnie i krótkiej koszulce... Nie rozumiem ciebie, Soriente - rzucił podle, ale skoro ona nie chciała ulec jego namowom to on odwdzięczał jej się kąśliwymi komentarzami, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zawsze ją denerwowały.
Nie umknęło mu to jak zagryzła wargę, gdy przesunął dłoń po jej nagim udzie. Mogła sobie mówić co chciała, ale widział w patrzyła na niego. Ten kobiecy, sensualny sposób na okazanie zainteresowania zawsze sprawiał mu niebywałą rozkosz, która niczym iskra przenikała przez jego ciało rozbudzając w nim podniecenie. Dlatego nie wierzył w ani jedno słowo, które wypowiadała, bo były one tylko wyuczonymi formułkami, słowami jakie wypadało powiedzieć, ale które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. On się tego nie wstydził, a ona uporczywie udawała, ze brylant na jej palcu nadal coś oznaczał.
- Jesteś - poprawił ją, ale chyba Rissa miała to gdzieś, bo ewidentnie sposób w jaki podał jej bieliznę sprawił, że ponownie wezbrała w niej złość. - Nie jesteśmy w prokuraturze, a poza tym już dawno powinnaś przestać udawać, że to strofowanie siebie i mnie cokolwiek daje - odpowiedział nadal nie kryjąc rozbawienia, bo ta jej groźba była w jego opinii przezabawna. Nie mógł jednak dłużej jej denerwować, bo został wręcz wypchnięty z łazienki, a potem usłyszał zamykający się za nim zamek w drzwiach. Prychnął cicho, ale odpuścił. Zajął się sobą, a potem zszedł na dół, aby przygotować dla Soriente kawę i kompres. Wyjął też jakieś owoce, gdyby miała ochotę coś zjeść, ale nie sądził, aby apetyt jej dopisywał.
Minęło już prawie dwadzieścia minut, więc lekko zniecierpliwiony najpierw kilka sekund nasłuchiwał pod drzwiami łazienki, a gdy nie dosłyszał żadnych dźwięków postanowił zapytać, czy wszystko w porządku. Szczerze przestraszył się tego, że jednak zderzenie z drzwiami mogło dla Rissy wcale nie zakończyć się tylko guzem. Odezwała się jednak, a on ponownie uśmiechnął się w duchu, bo tylko mógł wyobrażać sobie jakie wewnętrzne dylematy przechodziła, skoro nadal nie zdecydowała się wejść pod prysznic.
- Martwię się, tak? - Westchnął, a gdy wypomniała mu garderobę, ponownie pokręcił głową rozbawiony. - Nie mam się już przy tobie czego wstydzić, ale spokojnie, jestem ubrany - rzucił żartobliwie, po czym odszedł pozostawiając ją w spokoju na jakiś czas.
Siedział przy kuchennej wyspie, gdy Soriente ponownie pojawiła się przy nim. Miała na sobie jego ubranie i wyglądała całkiem uroczo, chociaż jej gniewne spojrzenie zaburzało ten obraz.
- Nie będzie. Odwiozę cię. I tak miałem jechać do Lorne Bay, a więc to rozsądne, abyśmy pojechali razem. Poza tym Viego też się ucieszy - dodał, bo owczarek właśnie podszedł do Soriente i z nachalnością uderzył pyskiem w jej dłoń żądając pieszczot. - Przygotowałem ci kompres, kawę i twoje ulubione lekarstwo - dodał zaraz po tym wstał, aby przenieść z blatu na wyspę wymienione rzeczy. - Wypij, a jak masz ochotę to coś zjedz i jedziemy - dodał, jakby wszystko było już postanowione. W rzeczy samej było, bo nie wyobrażał sobie puścić ją gdziekolwiek samą. Wydawała się mimo wszystko zestresowana i skołowana, a przy tym całkiem podobała mu się ta rola rycerza w lśniącej zbroi. Owszem, może był nim trochę na siłę, ale przecież robił to z obawy o jej zdrowie. - A co ty na to, aby na chwilę nie narzekać i okazać odrobinę wdzięczności? - Rzucił nagle, bo widział jak emocje przebiegają po twarzy Soriente i żadna z nich nie wydawała się być pozytywną. - Odnoszę wrażenie, że gdyby na moim miejscu był Tom, albo ktokolwiek inny nie zachowywałabyś się tak, aby za wszelką cenę okazać mi swój brak sympatii - dodał, odwracając nieco sytuację tak, aby zmusić Soriente do wyrzutów sumienia, bo był podłym manipulatorem i gnojkiem. - Daj mi siebie odwieść i zapomnimy o sprawie, dobrze? - Westchnął niby z nutą smutku i zrezygnowania w głosie, po czym podsunął w stronę Laurissy kompres już nic przy tym nie mówiąc.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Jego oskarżenia były po prostu absurdalne!
- Paraduję w tym, w co przebrała mnie pańska siostra! Nigdy więcej nie zobaczy pan moich nóg, zapewniam - zawyrokowała, po prostu nie wierząc w to, jak pozbawiony wszelkiej przyzwoitości był Hemingway. Jej podobne słowa nie przeszły by przez myśl, a już na pewno nie kierowane do kogoś, z kim powinna zachować relację czysto zawodową.
- Daje! Wiele daje, bo jesteś moim szefem, a ja zaczynam karierę zawodową, musimy znać swoje role - oznajmiła, nie wiedząc nawet czy bardziej chce wyjaśnić to jemu, czy przypomnieć samej sobie. Całe szczęście zaraz została sama, ale nie mogła powiedzieć, żeby poczuła się o wiele lepiej. Jej problemy dopiero się zaczynały. - Wcale nic nie widziałam! - zawołała jeszcze przez drzwi, kłamiąc oczywiście, bo miała wrażenie, że przez najbliższy tydzień przy zamknięciu oczu będzie widziała tylko jego penisa.
Stała już przed nim po wyjściu z łazienki i jak zwykle, chyba by wyłysiał, gdyby po prostu przystał na jej warunki. Niby była w tym hipokrytką, bo i ona się z nim nie zgadzała, ale kiedy sprawy dotyczyły jej osoby, chyba miała prawo być tą decyzyjną stroną, prawda?
- W takim razie może mnie pan... możesz mnie ewentualnie podwieźć do mojego samochodu - wciąż pilnowała akcentu, mając wrażenie, ze to dodatkowo podkreśla, że nie zamierza ustępować. Następnie zerknęła na Viego i faktycznie podrapała go za uchem, ale niestety przez ból głowy wolała się do niego póki co nie schylać. W zasadzie to marzyła tylko o jednym i jak tylko zobaczyła dodatkowy kubek z kawą, ruszyła w jej kierunku, jak przystało na człowieka uzależnionego od kofeiny. - Dziękuję za kawę, kompres, a lekarstwo może pan wylać, poradzę sobie bez niego - podsumowała swobodnie, zaraz przykładając kubek do ust i pociągnęła z niego kilka łyków na raz, czując błogość rozlewającą się po jej przełyku. Przyłożyła też ten kompres, bo jednak sama też wolałaby nie mieć guza i zerknęła na owoce. Skoro je przygotował, ukradła winogrono dla zachowania pozorów, a jak już wspomniał o tym, że będą jechać, to praktycznie dopiła kawę duszkiem. A raczej dopiłaby, bo zostało jej parę łyków, kiedy Hemingway zmienił nastawienie i zaczął jej wytykać niewdzięczność. Prawie się przez niego zakrztusiła.
- Tom zawsze był dla mnie miły, a pan, przypominam, kazał mi w ulewie załatwiać jakieś sprawy, więc nie wiem, może zapomnieliśmy już przez kogo jestem chora? - była pewna, że wiele kobiet na jej miejscu byłoby iście zadowolone z takiej opieki i prawdę mówiąc... ona też przez większość czasu nie miała na co narzekać. Właśnie dlatego powinna mu pokazać, że nie warto na nią tracić czas i szykować takich zagrywek. Bo jeśli ona już tak durnie reagowała, to jedyną nadzieję było zniechęcić do niej Anthony'ego. Tylko, że przy tym Laurissa wcale nie była zołzą i chociaż należała do kobiet zdecydowanych i stanowczych, to jednak podłość mocno uderzała w jej sumienie. - Jestem wdzięczna... tobie - westchnęła i dopiła kawę. Niech mu będzie z tym mówieniem na ty. Miała ochotę na kolejną porcję napoju, ale lepiej tego nie przeciągać. Chociaż... - Zrobię sobie na drogę - nastawiła ekspres, bo miała swój termiczny kubek w torebce, a skoro ją wcześniej zniosła, teraz mogła go umyć i cóż... wylać leki z wczoraj, ale starała się to ignorować i udawać, że nie robi nic złego. Już i tak o tym wiedział. - Dlatego możesz mnie odwieźć do samochodu, ale poza tym myślę, że byłoby najlepiej, gdyby nikt nigdy nie dowiedział się o tej nocy. Może ty masz swoją niezachwianą pozycję, ale ja jestem aplikantką i nie chciałabym, żeby ludzie dodali do tego więcej, niż się w rzeczywistości wydarzyło i o mnie plotkowali - kiedy stała do niego tyłem i myła kubek, o wiele łatwiej było jej dzielić się swoim mentorskim tonem i przemyśleniami. Wyszłoby idealnie, gdyby nie napadł kaszlu, który sprawił, że znów zgięła się w pół. Jednak gorący prysznic nie był najlepszą opcją przed podróżą, bo najchętniej poszłaby teraz znów spać, ale... miała od tego drugą kawę.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Naprawdę bawiło go to jak reagowała i za wszelką cenę starała się w tej niepoprawnej i komicznej sytuacji odnaleźć jakieś zasady i reguły, którymi mogliby się jeszcze kierować. Było to tak karykaturalne i robione na siłę, że Hemingway bez większych przeszkód mówił jej wprost co sam myślał. No dobrze, może nie do końca dzielił się każdą swoją myślą, bo gdyby tak się stało pewnie Rissa już dawno jęczała by w jego objęciach z rozkoszy ( bo przecież w głowie tego megalomana nie istniał scenariusz, w którym mogłaby na przykład go spoliczkować i odepchnąć). W każdym razie nie robił sobie nic z tego jej moralizatorskiego tonu i uznawał, że wszystko to co zaszło było dla niego darem od losu.
Tylko faktycznie Laurissa mogłaby być wobec niego nieco bardziej przyjemna, bo nawet jeśli on sam wiedział o tym jaką był szują, ona nie miała zielonego pojęcia o powodach jakie nim kierowały. Jednak ewidentnie pałała do niego niechęcią, co w wielu przypadkach na Tonym nie robiło wrażenia, ale chyba zaczynało go drażnić u niej. Tak, chciał ją podle wykorzystać i skrzywdzić, ale w swoim popieprzonym rozumowaniu rozdzielał to od tego jak faktycznie przejmował się jej zdrowiem. Martwił się, był w tym cholernym szpitalu i przywiózł ją do domu. Wykorzystał Celestine, aby jej pomogła, a przy tym nieustannie przejmował się tym jak się czuła i czy bezpiecznie wróci do domu. Był więc potworem, ale okazał jej ludzką twarz, a w zamian i tak otrzymywał wieczne niezadowolenie i pełne dezaprobaty spojrzenia Rissy.
- Mhmmm... Ewentualnie mogę to zrobić - oznajmił, niby się z nią zgadzając, ale w zasadzie jak już wsiądzie do jego wozu, będzie mogła co najwyżej sobie ponarzekać na to jakim jest okropnym człowiekiem, bo sam ją odwiezie do domu, a nie pozwoli jej tłuc się w trudnych warunkach, z gorączką, przez kilkadziesiąt kilometrów, samej. - Nie poradzisz. Masz je wypić - dodał, po czym ponownie podsunął kubek w jej stronę i spojrzał na nią wpierw z nadzieją, a potem faktycznie się obruszył i wyrzucił z siebie to jak nie podoba mu się to co robiła. - Ah, oczywiście to wszystko wyjaśnia - odpowiedział, a chociaż cisnęły mu się na usta słowa o tym jak nabzdyczoną, niewdzięczną i oporną jest kobietą, to postanowił zapanować nad sobą i zagrać tak jak prosiła. Owszem, nieco to zapewne spowolni jego plan, ale z drugiej strony ma jej zdjęcia w pościeli z Viegiem przy boku, więc w pewnym sensie mógłby wyeliminować Toma z rozgrywki, albo mu ją także utrudnić. Planowanie długoterminowe było jego mocną stroną, więc nie obawiał się pozornie rozegrać kart tak, jakby Laurissa sobie tego życzyła. - Uhh... Uważaj, bo gardło rozboli ciebie jeszcze bardziej - prychnął ironicznie rozbawiony, gdy Soriente z takim trudem dodała do swojej wypowiedzi to, że a k u r a t jemu jest wdzięczna. - Nie krępuj się - rzucił, a potem pokręcił głową widząc jak wylewa wczorajszą porcję leków do zlewu. - Lekarstwo też sobie zrobisz na drogę, czy jednak wypijesz to tutaj? - Dodał, bo może i miał być urażony, ale jednak wolał, aby Laurissa o siebie zadbała, a nie zachowywała jak dziecko, bo smak lekarstwa jej nie odpowiadał. - Spokojnie Soriente, nikt nie dowie się o tym co się stało wczoraj i dziś - zgodził się z jakąś dozą obojętności w głosie, jakby zrezygnował z jakiejkolwiek formy debatowania z nią. - Odwiozę cię, a po powrocie do pracy możesz liczyć z mojej strony na pełen profesjonalizm. Od ciebie oczekuję tego samego - dorzucił, po czym ponownie zanurzył się w lekturze wiadomości, które przeglądał na ekranie swojego smartphone'a. Oczywiście na żadnej z nich nie skupił uwagi, ale chciał udawać przez Rissą, że ma już gdzieś to nadskakiwanie jej i skoro sama chce, aby był dla niej tylko szefem to jak najbardziej taki będzie... do czasu.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Miała z nim problem, ponieważ wiedziała już, że trudniej będzie jej go ignorować, niż początkowo sądziła. W dodatku przeżyli już kilka sytuacji, których nigdy nie powinna doświadczać ze swoim szefem i których, zgodnie z tym co wierzyła, w ogóle nie powinna posiadać w swoim życiu. Sypiać u obcego mężczyzny, nawet jeśli do niczego nie doszło... oczywiście, że nie doszło. Nie dojdzie. Był Lyam, a ona obiecywała, że będzie on i nikt inny, że będzie czekać i nie chciała łamać danego słowa. Pamiętała jednak chwile z łazienki i to, jak jej ciało reagowało... i cholera jasna, nadal zdawała się czuć dotyk Hemingway'a na swoim udzie. Musiała więc zarysować granice, dla niego i dla siebie, ale jednocześnie... to nie tak, że chciała wyjść na niewdzięcznego babsztyla. Była damą, a nie zarozumiałą suką ze zbyt wysokim mniemaniem o sobie.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że masz chorobliwą potrzebę dyrygowania wszystkimi? - na początek jednak zmarszczyła nos, zdumiona tym, z jaką łatwością przychodziło mu wydawanie rozkazów. - Kiedy mi coś każesz, jeszcze bardziej nie chcę tego robić - mruknęła nieco ciszej, prawdę mówiąc mimochodem, bo jej się to wymsknęło. Nie przywykła do tego, by ktoś nią rozporządzał, a z kolei, z tego co widziała, Anthony nie przywykł do tego, by ktoś go nie słuchał. Nie lubiła jednak wybitnie takich musujących leków i może i była dorosłą kobietą, jak i prawdę mówiąc uwłaczało jej to, że widział ją w takim wydaniu, ale najwyraźniej nie działało to na nią na tyle, by jednak sięgnęła po kubek. Ale złapała za opakowanie z lekami - normalnymi tabletkami i popiła je kawą, ostentacyjnie na niego patrząc, jakby chciała powiedzieć, że to wystarczy. - Dlaczego jesteś na mnie zły, kiedy to ty zachowujesz się źle od początku? - rzuciła, bo to jego prychnięcie ją podenerwowało. Czy z tym człowiekiem nawet przez moment nie mogło być z górki? Stale dewastował jej myśli. - Nie mówię teraz, ale powiedziałam tylko prawdę i to prawdę, której na pewno jesteś świadomy, wybacz, że nie sprzedaję ci pięknych kłamstw, jak większość osób, które mydlą ci oczy, byleby zaskarbić dla siebie trochę twojej sympatii - wywaliła, biorąc większy wdech, który znów zakończył się dość silnym atakiem kaszlu. Nie planowała takiej szczerości, ale też miała gorączkę, a on... on sprawiał, że nie panowała nad żadną sytuacją. - Śmiało, proszę, zrób teraz ze mnie potwora - prychnęła, ale zaraz zmarszczyła nos. - Wolałabym wrócić do mówienia na pan, mam wrażenie, że bez tego moja wypowiedź brzmi nie na miejscu, a przecież pan cały czas pozwala sobie na podobny ton - znów była w tym wszystkim zagubiona, bo on się zmieniał z sekundy na sekundę. Przelała sobie kawę do kubka, czując, że przynajmniej podczas tej czynności ma chwilę wytchnienia, ale zaraz pokręciła głową na boki. - Uparł się pan na to lekarstwo... nie lubię jego smaku, a potem mam to cały czas na języku. Nawet mój ojciec nie próbował mnie tak wychowywać - wniosła oczy ku niebu, ale tego nie widział, bo stała tyłem do niego. Kiedy się natomiast odwróciła... okazało się, że generalnie na nią nie patrzył. Zabawne, że zrobiło jej się przez to nieprzyjemnie. Powinna mieć to gdzieś. Niby powiedział, co chciała usłyszeć, ale... poczuła jakiś zawód.
- Dziękuję - odpowiedziała jednak, bo co innego miała? Palcem przejechała po blacie bez celu i wlepiła w nim wzrok, przez chwilę się wahając. - Za to, że zachowasz to w tajemnicy i za to, co dla mnie wczoraj zrobiłeś. Naprawdę to doceniam, ale jest mi też wstyd, że doprowadziłam do takiej nieprofesjonalnej sytuacji - wyjaśniła i zakręciła kubek termiczny. - Możemy już jechać - dodała, głównie po to, by zmienić temat.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Była jak glina, którą urabiał jak mu się podobało. Podatna na każdą jego sugestię, zmianę nastroju i manipulację, Laurissa nieustannie dostarczała mu rozrywki i satysfakcji, a on przecież dopiero się rozkręcał. Owszem, wiedział też, że nie była głupia i pewnie, gdyby nie miała przed sobą szefa, pochodzącego z wpływowej rodziny, która też posiadała koneksje łączące się z jej krewnymi, już dawno by go spławiła i olała. Wykorzystywał więc swoją pozycję i każdy atut jaki posiadał, by bawić się kosztem Soriente, która wiła się jak w potrzasku. Przynajmniej tak to sobie wyobrażał, gdy patrzył na ich relację z dalszej perspektywy.
- Kilkukrotnie - odpowiedział swobodnie, bo nie robiło na nim wrażenia to jak go podsumowała. Sam doskonale wiedział o swoich słabościach, ale w zasadzie możliwość rozkazywania i posiadania władzy nad ludźmi za taką nie uważał. - Zauważyłem - dodał, bo to także było prawdą, a poza tym chciał ją tym jeszcze odrobinę podjudzić. Chociaż nie leki były ich kością niezgody, a "niewdzięczność" Soriente, która wytknięta jej stała się zapalnikiem wywołującym lawinę reakcji. Niby Hemingway nie powiedział zbyt wiele, ale jak się okazuje wystarczyło to do tego, by Laurissa zaczęła mu wszystko tłumaczyć. Kompletnie bez potrzeby, ale o tym nie miała się przekonać. - Zły? - Skrzywił się zaskoczony, jakby mu właśnie powiedziała totalną bzdurę, a przecież specjalnie zmienił do niej podejście by właśnie takie wnioski nasunęły jej się na myśl. - Słucham? Laurisso nie mam ochoty tłumaczyć się przed tobą z tego w jaki sposób prowadzę prokuraturę i jakie mam wymagania wobec swoich pracowników, bo jak mniemam do tego pijesz. Proszę zastanów się, czy chcesz podnosić ze mną dyskusję na ten temat akurat teraz - burknął, bo gdy wytknęła mu "złe zachowanie" na pewno nie miała na myśli tych ich nieprzyzwoitych chwil w łazience, a sposób, w który została potraktowana przez niego w pracy. W każdym razie westchnął jakby zmęczony i znudzony tym co tam sobie mówiła, bo autentycznie nie chciało mu się z nią debatować. - Możesz dać spokój? Jezuu Chryste. Chciałem tylko ci pomóc, bo widzę, że się źle czujesz. Przeprosiłem za wczoraj i nie wiem czego jeszcze oczekujesz, ale ja na pewno nie spodziewałem się psychoanalizy z twojej strony - oznajmił, aczkolwiek zaimponowała mu tym jak wytknęła mu swoją szczerość. Faktycznie większość ludzi starała się raczej mu przypodobać, bo wiedziała jakie korzyści z tego płynęły. Natomiast Soriente od samego początku szła zupełnie inną drogą. - Nie robię z ciebie potwora, dramatyzujesz - burknął pod nosem, bo w zasadzie jednym z powodów, dla których nie szukał nikogo na stałe była między innymi niechęć wobec tego typu rozmów. - Nie panuj mi. Chyba, że naprawdę chcesz, aby między nami było dokładnie tak jak mówisz - ostrzegł ją, co też miało na celu zmuszenie Soriente do zastanowienia się, czy na pewno powrót do dawnych, formalnych i sztywnych relacji jakie ich łączyły, były tym czego chciała. - Jestem uparty - oznajmił, gdy wypomniała mu próby wychowywania jej.
Potem zaś atmosfera uległa dziwnej, mało przyjemnej zmianie. W sensie właśnie na tym mu zależało, aby Soriente poczuła się niepewnie, aby coś jej nie pasowało i aby spokorniała, nawet jeśli wcale tego nie chciała.
- Nie masz powodów do wstydu. W każdym razie cieszę się, że mogłem chociaż tak zrekompensować ci nieprzyjemności jakich doświadczyłaś w związku z wykonywaniem zleceń dla mnie - odpowiedział dość formalnie i profesjonalnie, bo przecież właśnie to jej obiecał.
W końcu podniósł na nią wzrok. Była gotowa do wyjścia, ale stojący przed nią kubek nadal stał pełen.
- Pojedziemy jak to wypijesz - oznajmił, podsuwając jej pod nos lekarstwo. - Bądź dobrą dziewczynką i połknij - dodał po francusku, jakby co mając już przygotowaną wymówkę o tym, że jednak tę język nadal nie jest przez niego doskonale opanowany i najwidoczniej niekorzystnie się pomylił.
I tak jak sobie obiecał, tak po znalezieniu się w aucie wcale nie zamierzał pojechać z Soriente do jej samochodu, a od razu wybrał drogę prowadzącą do Lorne Bay.
- Odwożę cię - wyjaśnił, gdy zapytała co robi. - Do twojego kuzyna - dopowiedział, gdyby domagała się szczegółów. - I zaakceptuj to, bo masz dwa wyjścia. Albo zgłosisz uprowadzenie, albo sobie podarujesz i pozwolisz mi jeszcze ten ostatni raz zrobić dla ciebie coś miłego, czego wcale nie chcesz - rzucił, po czym pogłośnił radio i rozsiadł się wygodniej, zaciskając dłoń na kierownicy i czując przemożną chęć uśmiechnięcia się z satysfakcją, którą z trudem stłumił.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Zastanawiała się ile ludzi na świecie pozbawił czynnika impertynencji, kiedy stał w kolejce po nią i zajmował cudze miejsca. Wprost nie mogła uwierzyć w to, z jaką łatwością przychodziło mu pysznienie się, jak i to, że nawet się tego nie wstydził. Nie miała słów, więc postanowiła zostawić tą kwestię bez komentarza.
- Nie oczekuję tłumaczenia, ale znów jesteśmy właśnie na tych torach. Ja naprawdę pamiętam, że jesteś moim szefem, mam wrażenie, że to głównie ja z naszej dwójki to podkreślam, a jednocześnie w chwilach takich, jak ta, zachowujesz się, jakby to mi trzeba było przypominać - pokręciła głową, naprawdę czując się nieodpowiednio, gdy takie słowa wypowiadała do niego na ty. Uważała, że jej nie wypada, bo przez to faktycznie są mniej profesjonalne w wydźwięku, niż gdyby mogła używać tytułu grzecznościowego. - Nie oczekuję niczego, rozmawiamy. Ludzie rozmawiają i nie zawsze usłyszysz od nich to, co sobie zaplanujesz, doprawdy nie wiem czego ty chcesz... mam ciebie nie traktować z rezerwą, jak szefa, a kiedy próbuję, każesz mi przestać mówić - burknęła, bo to była jakaś farsa. Samej jej się już odechciewało. Chciała mu jedynie pokazać swój punkt widzenia, a poczuła się, jak jakaś męcząca idiotka. - Widocznie my francuzi jesteśmy zbyt dramatyczni dla wyluzowanych Australijczyków - dodała pod nosem, kręcąc głową na boki i znów zrobiła sobie przerwę na napad kaszlu. Ta dyskusja kosztowała ją za dużo energii. Faktycznie był uparty i znów działał jej na nerwy w sposób, w jaki w zasadzie mało kto kiedykolwiek jej działał. Już zwyczajnie nie wiedziała, jak ma z nim sobie poradzić. Zwykle nie dawała się podenerwować tak łatwo.
- Nie brzmi to szczerze... nie jestem przewrażliwiona, a mówię, jak jest - nie wiedziała po co jeszcze próbowała, skoro jego i tak musiało być na wierzchu. Jak inni z nim wytrzymywali? Niby się o to pytała, ale wiedziała też, że potrafił być... inny. Jak wczoraj wieczorem, gdy odgarniał włosy z jej czoła i cholera, przysięgłaby, że strach wymalowany w jego oczach był prawdziwy. Jakby najprawdziwszy z tego, co dotychczas pokazał jej Anthony, więc jak znów wylądowali w tym położeniu? Brakowało jej energii na kłótnię, ucieczka była najlepsza, ale nawet to musiał jej utrudniać.
- Czy ja w ogóle muszę mówić, jak nieodpowiednio to brzmiało? - rzuciła karcąco, nie wierząc w to, co usłyszała, ale jednocześnie jak głupi podlotek zarumieniła się, a jej wyobraźnia... cholera, a tak dobrze jej szło zapominanie o tym, że widziała go nago. To wspomnienie sprawiło, że zestresowała się jeszcze bardziej, gdy serce wybiło szybszy rytm. Miał na myśli lekarstwo, oczywiście, że tak... a jej wcale nie brakowało kontaktu z mężczyznami, nie była jakaś niewyżyta. Po prosu miała gorączkę i zaczynało jej się kojarzyć. Nic więcej za tym nie stało.
Poszła więc z nim do samochodu, pogłaskała Viego, gdy ten pakowany był do bagażnika i trochę się zamyśliła, na tyle, by zorientować się, że coś nie gra, gdy wyjechali z miasta. Oburzona zapytała o co chodzi o myślała, że ją rozsierdzi.
- Tak nie można! - ona natomiast ściszyła radio z powrotem. - Jestem wolnym człowiekiem i mam prawo podejmować własne decyzje! - oznajmiła mu, ale nie wydawał się być przejęty. - Jesteś niemożliwy! Arrrrrgh - pozwoliła sobie na spuszczenie emocji i widząc, że nic nie zdziała, założyła ręce pod biustem, gapiąc się w szybę i mając wrażenie, że zaraz wybuchnie. Przynajmniej na początku, bo skoro on do niej nie mówił, a ona do niego i siedziała wygodnie, to naturalnym było, że w tym stanie znów zaśnie, chociaż przez gorączkę nie był to najlepszy sen.
- Umm... il y a un clip de porte dans le sac à côté des clés - była nieco nieprzytomna, gdy dojechali, więc poinstruowała go, że w torebce jest klips do bramy i prawdę mówiąc nie skojarzyła, że należy się już budzić, a ona jest zła. Chciała tylko spać, ale chyba się z nim pożegnała i w końcu wróciła do swojego łóżka, nikogo i tak u Remigiusa nie było, więc niemalże natychmiast wróciła do spania.

Anthony Hemingway :meh:
<koniec>
ODPOWIEDZ