neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Drgnął, ugodzony tą jedną myślą. Słowem wplecionym przez ciemnowłosego mężczyznę na samym końcu, być może także na krańcowym stopniu zainteresowania, żartobliwie i od niechcenia, a jednak wyzwalającym w Walterze paniczną potrzebę zapytania: a co? Wyglądam, jakby coś mi było?
A miałeś jakąś? — w znaczeniu: chorobę, choć dopowiedziane tylko w myślach, nie z kolei poprzez kurczący się i drapiący przełyk. W szpitalu natykał się wyłącznie na nieprawidłowości; przecież nikt o nieskazitelnym zdrowiu i samopoczuciu nie zaglądał do rozległych ścian budynku, który nie bez przyczyny dramatycznie nazywało się u uboższych, mniej rozwiniętych intelektualnie osób u m i e r a l n i ą, ostatnim przystankiem przed wyścieleniem wnętrza trumny lub urny, a później spoczęcia w bezkresie chłodnej i wilgotnej gleby, albo cienia czyjejś przymkniętej szafki, strzegącej przed cudzym wzrokiem niedawną stratę. Były tu — te wszystkie choroby, zakażenia i infekcje, wszystkie nieprawidłowości kumulowały się właśnie w tym miejscu, ale nigdy przy jego nazwisku, nigdy nie jak u pacjenta, a tylko stojącego po drugiej stronie lekarza, mającego wydać wyrok i wdrożyć plan leczenia. Pokręcił głową tak zamaszyście, jakby próbował odgonić od siebie ową wątpliwość, samą niedorzeczność myślenia o tym, a jednak nie potrafił przestać. Przecież tak naprawdę nie byli ostrożni, nie tak przekonująco, nie tak, by zawierzyć wydyszanym w pospiechu zapewnieniom: z nikim nie byłem, a także: nie masz się czym martwić. Westchnął z ciężkością płuc i suchością ust; nie pamiętał, kiedy ostatnim razem martwił się o szereg tych konkretnych chorób, częściej skupiał się przecież na nowotworach, guzach i tętniakach, na zaburzeniach naruszających strukturę pnących się układów kostnych, kręgosłupa i rys przecinających czaszkę. — Po jaką cholerę miałbym interesować się twoimi pozami? — spytał nieoczekiwanie, marszcząc w wyrazie niezadowolenia czoło; jakby dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z najbardziej absurdalnych przewidywań. Później nadszedł jednak ciąg kolejnych rozczarowań i kłopotliwych wniosków, na które — jakby w odpowiedzi — rzucił zieleniącej brei ułożonej w szkle na blacie stołu pogardliwe spojrzenie. — Nie mów o niej w ten sposób. Nie miała obsesji. I wyjechała; jest teraz w szpitalu polowym gdzieś na drugim końcu świata i próbuje leczyć i tak martwe już osoby — wyznał trochę nieobecnie, trochę obojętnie. Zastanawiało go, dlaczego tak wiele bliskich mu osób od razu myślało właśnie o Eleanore, dlaczego cudze umysły wiązały ich w ten sposób niemal automatycznie, bez zastanowienia. — Myślę, że popełniłem kolejny błąd. Ale nie jestem jeszcze pewien; takich zazwyczaj się żałuje, a w tym przypadku… To po prostu skomplikowane, sam nie wiem — znów się zamyślił, znów przez moment uciekł do innego miejsca, do wniosków innych, niż te, których trzymał się na co dzień.
Był u mnie mój student. D a w n y student, być może kiedyś ci o nim opowiadałem, był najlepszy na roku — wyznał wbrew sobie, niespodziewanie i jakby bez udziału aparatu głosu; jakby słowa wydobyły się same, nie z tego miejsca, z którego ulatywały zwykle i nie z tym rozsądkiem, który filtrował ich treść zawsze przed wypowiedzeniem ich na głos. — Przyjechał wczoraj, bez zapowiedzi. Chwilę wcześniej wróciłem do domu, a on później stał tam; za moimi drzwiami, w siarczystym deszczu, pokaleczony i pytający, czy mogę pożyczyć mu narzędzia chirurgiczne — prychnął, nachyliwszy się znowu delikatnie do przodu; łokcie ugiętych rąk ułożył na wolnym wykroju blatu, a wzrokiem ponownie przemknął po znużonych, otaczających ich i — z całą pewnością — nie przysłuchujących się cudzej rozmowie, sylwetkach. — Zapytał, czy jestem już w o l n y, skoro Benjamin w y j e c h a ł — ostrożnie zerknął na Othello; jednocześnie pragnął i płomiennie nie chciał doszukać się w wyrazie jego twarzy zrozumienia, wychwycenia tej jednej informacji. — W każdym razie, przywołałem go do porządku; chciałem tylko spojrzeć na te rany, wiesz, on porzucił medycynę na rzecz agencji rządowej, tylko że psy tak okrutnie ujadały, że… — urwawszy, w końcu pojął — wszystko to, do czego nie chciał przyznać się wczoraj. Ze wszystkich miejsc, do których mogli przenieść się minionego wieczora, wybrał to najbardziej sugestywne i najmniej odpowiednie; i nie mógł dłużej oszukiwać się, że uczynił to zupełnym przypadkiem. — Och, nieważne, to naprawdę nieistotne. Mam na myśli tylko tyle, że nie powinien był przychodzić; Ariadne przyjaźni się z jego żoną, niedawno nawet się spotkały. Kiedyś, jeszcze w Bostonie, widywaliśmy się w czwórkę, a samo to… Tak, powinien być mądrzejszy — mówił prędko i nieskładnie, mówił za dużo, jakby na siłę próbując odciągnąć othellowe myśli od wcześniej urwanego wątku.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
W byciu z Heleną wszystko było proste i w pewien sposób też jasne: ciąg zobowiązań, deklaracji, wierność niewymagająca pytań, zazdrość wynurzająca się wyłącznie wtedy, gdy mogła przyczynić się do czegoś pozornie dobrego.
Theo był w tamtych dniach inny, i ta inność uwypuklała się w lęku przed tym wszystkim, co kilka lat później było już jego; może samobójcza śmierć nie stanowiła powodu, a była zaledwie preludium buntu jego natury. Przez tak wiele lat obwiniał Helenę za swój rozpad, miarkowany alkoholizmem, mając wrażenie, że dzięki niej był lepszy, ale choroba kwitła nim od zawsze; kwestią czasu było ugięcie się pod jej ciężarem.
A więc we własnym dwudziestoleciu nie był ani w stanie uprawiać seksu bez uprzedniej dokładnej kąpieli, ani całować nikogo poza Heleną w sam środek ust; roztropność jego działań bywała nużąca i przesadna, a więc nawet bez tamtego tragicznego wypadku miał pewnego dnia zbuntować się, przesadzić w nagłych zmianach i zatracić w ordynarnej bezwstydności. — Tak — zaśmiał się, z namiastką tkliwości: jakby Walter był dużo młodszy i nie wiedział jeszcze o tak wielu sprawach. — Nic poważnego; czasem nie da się tego uniknąć. Szczególnie wtedy, kiedy nie pytasz nikogo o badania i jesteś pijany — przyznał, nie uznając tego za sprawy nazbyt prywatne bądź wstydliwe. Co prawda minęło już dziesięć lat od czasu bezmyślnych uniesień, a każdy kolejny rok owocował w większe pokłady rozsądku, ale mimo to Theo nie zamierzał odcinać się od tamtych historii. Definiowały go i całe jego życie; mógł wyłącznie cieszyć się, że nie spotkało go nigdy nic złego, że nie zachorował na żadną z poważnych przypadłości. — Mam większe doświadczenie; mogę zasugerować ci kilka pomysłów — być może to jedno było wymierzoną kpiną; niegroźną i przyjazną, w zaczepny sposób drwiącą z walterowych wyborów. Choć może faktycznie mógł podzielić się z nim własnym doświadczeniem; każdym wadliwym i sprawdzonym przemyśleniem. — W porządku — nie zamierzał się przecież sprzeczać; nigdy nie poznał szczegółów łączącej ich relacji. Eleanore była zawsze cicha i wyobcowana, niemal jak Walter — może to dlatego tak wiele osób łączyło ich w parę, może właśnie z powodu tożsamości swych charakterów wzbudzali sensację wśród pracowników szpitala.
Nie musisz być zawsze mądry, Walter — odezwał się pod dłuższej chwili; nie zamierzał przerywać wręczanej mu opowieści, nawet jeśli Wainwright robił na to przestrzeń, jeśli istotnie oczekiwał jakichś drobnych wtrąceń — dla Othello ważnym było wysłuchanie wszystkiego do końca. — Możesz powiedzieć, że ci się p o d o b a ł o. Nie masz obowiązku czuć się winnym wobec kogokolwiek; wasze spotkania w czwórkę należą do przeszłości — oparł głowę w debrze prawej dłoni, odkładając na bok jedzenie. — Wydaje mi się, że go pamiętam; zawsze miał do ciebie słabość, prawda? — nie zamierzał go oceniać, negować jego decyzji; nie chciał wyłącznie, by Walter szczerze mógł uznać to wszystko za coś niewłaściwego. — Jak się czujesz z tym, że Benjamin wyjechał? Że n a p r a w d ę go już tutaj nie ma? — zapytał po chwili, bo przecież kwestia ta stanowiła epicentrum wszystkiego; i być może tylko ona miała prawdziwe znaczenie.
ODPOWIEDZ