neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
W ciemnej jaskini swojego domu zjawia się po trzeciej, wraz z gorzkim posmakiem alkoholu w ustach. Wstyd wraz z lepkością morskiego powietrza oblepia każdy milimetr membrany jego skóry — kierowca taksówki, tęgi mężczyzna w średnim wieku, musiał ofiarować mu swoje p r z e d r a m i ę, by Walter, uchwyciwszy go za nadgarstek, mógł wysunąć swoje niestabilne ciało z samochodu. Przepraszam naprawdę po stokroć najmocniej, ale czy byłby pan jeszcze na tyle miły, żeby odkluczyć za mnie zamek do bramy? I być może drzwi od rezydencji. Najchętniej dodałby jeszcze: a potem zadzwonić do mojego miejsca pracy i poprosić serdecznie w moim imieniu o kilkumiesięczny urlop, żebym w tym czasie zdążył wyleczyć się w szpitalu dla umysłowo chorych?
Słaniając się na długich, tyczkowatych i zdumiewająco ciężkich nogach, przemierzając nieskończenie długi korytarz, część salonu i skrawek kuchni (dokąd tak właściwie zmierza?), następuje na główkę mlecznobiałego storczyka usychającego na ziemi. To jeden z nielicznych dowodów potwierdzających odbycie się tej nocy. Gdzie jest ten wazon? Tyle czasu minęło, a ja jeszcze nie umiem poruszać się po twoim domu, Walter dźwięczy mu teraz w uszach, tętni krwią w skroniach. Curium wtapia swoje ostre łapy w biodro blondyna, Walter podnosi ton głosu i odprawia psa do zamkniętej przestrzeni domu — cząstka bukietu kwiatów musiała ulecieć właśnie wtedy, a oni w rozgardiaszu szykowania się na bankiet, wcale tego nie zauważyli. Powiedział wówczas “kiedyś się nauczysz”, a potem uśmiechnął się i odsłonił te drzwi od szafki, które chowały za sobą kryształowe naczynie. Wrócił do salonu, a Benjamin powędrował na górę. Mieli wrócić tu kilka godzin później w s p ó l n i e, i wspólnie napotkać na to małe zanieczyszczenie zdobiące podłogę. “Jesteś nieuważny” miał zawyrokować Walter, a Benjamin zrewanżować się czymś w rodzaju “a ty przesadnie pedantyczny, jak osiemdziesięciolatek”. Te słowa zdają się unosić w powietrzu — psy otaczają Waltera z każdej strony, cieszą się w ten swój idiotyczny, prymitywny sposób, a on nie może na nie patrzeć. Widzicie, co zrobiłyście? pragnie wykrzyczeć, tak jakby to one odpowiadały za dzisiejszy obrót spraw. Sięga po umierający kwiat (umierający kwiat dla umierających wspomnień — jakże to nieznośnie ckliwe), natrafia dłonią na wilgotny nos jednego z czworonogów i się krzywi. Pozbywając się monumentu tejże katastrofy w koszu na śmieci, próbuje zmyć z siebie to wszystko pod prysznicem; woń ulatującego z porów alkoholu, brud wypowiedzianych przed kilkoma godzinami słów, potrzebę cofnięcia wszystkiego tu i teraz. Ale przeprosiny nie wydostałyby się spomiędzy jego ust, więc szoruje swoją skórę dalej, aż ta pokrywa się zarumienioną czerwienią i nieznośnie piecze. Wychodząc, natrafia kantem łokcia o ościeżnicę drzwi prysznicowych — dopiero wtedy pozwala przepłynąć po swoich trzewiach złości i odblokować aparat mowy. Klnie pod nosem tak, jak nie klął jeszcze nigdy w życiu, a potem wyławia z kieszeni spodni złożonych na łazienkowej szafce swój telefon. Akurat teraz nie odbierasz, Othello, akurat teraz? wścieka się na głuchy sygnał nieodebranego połączenia i dodaje żałośnie: akurat teraz, jak ten jeden raz cię potrzebuję?, a potem oblewa go zażenowanie — myje się po raz drugi, jakby gorąca woda faktycznie mogła wpłynąć na jego pamięć. Nie kładzie się do łóżka; otulony świeżymi, pachnącymi płynem do płukania ubraniami usadawia się na kanapie — przed nim, na kawowym stoliku leży życie Paula Ehrlicha oprawione w kilkanaście stron kruchej książki. Obok szklanka wody i tabletka aspiryny. Dookoła panuje jednak głucha ciemność, uniemożliwiająca mu sięgnięcie po którąkolwiek z tych rzeczy. A kiedy dociera go niemalże bezszelestny dźwięk parkowanego przed domem auta, usilnie stara się nie patrzeć w tym kierunku. Nie zamierza zatrzymywać Benjamina — wciąż przecież nie ma mu nic do powiedzenia. To nie z nim chce się teraz widzieć i nie jego głos potrzebuje usłyszeć. Dzwoni jeszcze raz do Othello (akurat teraz? Naprawdę?!), a potem decyduje się na skrajnie idiotyczny pomysł — w głośniku telefonu rozlega się baryton nie Lounsbury’ego, a kierowcy taksówki.
Popielata bluza zalegająca w odmętach szafy od niemal d w u d z i e s t u lat; o rozmiar za duża, z misternie wyhaftowanym godłem Harvardu w rogu rozpinanego kołnierzyka i nazwą uczelni zdobiącą punkt centralny, układa się na nowo pomiędzy jego palcami. Wsuwa ją na śnieżnobiały golf i pozwala opaść jej krawędzi na dresowe szorty tego samego koloru. Na blade skarpetki sięgające daleko za kostkę nakłada sportowe buty, starając się oszukać cały przesłonięty nocnym atramentem świat, że to wyłącznie aktywność fizyczna zaprząta teraz jego myśli. Wie, że dotarcie do szpitala stanie się koszmarem i że może mu się zdarzyć kilka razy stracić równowagę; uważa, że sportowy ubiór skutecznie odciągnie uwagę od możliwych zabrudzeń materiału. W Cairns pojawia się godzinę później — z zaczerwienionymi od braku snu oczyma i podłym humorem; na bluzie widnieje tylko jedno zabrudzenie (znów największym problemem okazało się wyjście z auta). Zamyka się w swoim gabinecie (pan Wainwright? Myślałam, że doktor dzisiaj nie pracuje!) i zapewnia sobie witaminową kroplówkę — a kiedy alkoholowe upojenie z teraźniejszości przeskakuje do przeszłości, ustawia się pod strzelistym oknem sąsiadującym z drzwiami opisanymi w nazwisko: Othello Lounsbury - ordynator oddziału psychiatrycznego. Jeśli mężczyzna sam nie sięgnął dzisiaj po gorzałę, powinien pojawić się za kilka minut.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Za każdym razem, kiedy przyzwyczajona do prozaicznych, niemal rytualnych obrzędów dłoń sięgała ku kuchennej szafce, zamiast na butelkę alkoholu natrafiła na jedną z tych opowieści, które na zawsze wsiąkły w ściany jego umysłu;
te, w których ojciec pił, a potem krzywdził
albo mama się upiła i skoczyła; myślała że odleci
czy też on miał dopiero szesnaście lat i nigdy już nie nauczy się, jakby to było nie pić.
Początkowo sądził, że opowieści te może zostawiać za sobą, obojętny i chłodny na cudze cierpienie; a potem pojawił się Achilles, a wraz z nim żywy dowód ludzkich katastrof. Większości alkoholu Othello zdołał się pozbyć — tak było łatwiej — ale tę jedną butelkę whiskey zachował. Nowym rytuałem stało się wpatrywanie się w nią przez pół godziny; Achilles czasem przystawał w progu kuchni i obserwował tę scenę z wrogim zaciekawieniem. Czasem coś mówił, jedną z tych swoich głupot, a Othello nigdy w żaden sposób mu nie opowiadał.
Nie pić było jednak ciężej, niż przypuszczał. Często dopadały go stany niemal histerycznej wściekłości; udawał się wówczas na morderczy bieg albo odwiedzał Brutusa (który teraz zniknął bez słowa, a Othello udawał, że się tym nie przejmuje) — robił w s z y s t k o, by nie tylko myśli, ale i ciało odwieść od kuszącej wizji sięgnięcia po wódkę, piwo, whiskey. Poranki były więc jednocześnie trudne i rześkie; droga do pracy zaś tak samo nużąca i ekscytująca, jak dawniej. Z rzadka w obrazku tym pojawiało się coś nowego, toteż gdy w połowie drogi do swojego gabinetu dostrzegł Waltera, uśmiechnął się w wyrazie zmartwienia. Jednoczesne wesołe “coś się stało” (jako uznanie ku wyrwaniu się z rutyny) zmierzyło się z zaniepokojonym “coś się stało” (jako przyjacielska, niezachwiana troska). — Walter, bezwstydniku, wyglądasz koszmarnie — zawyrokował, wydobywając z kieszeni magnetyczną kartę. Po przyłożeniu jej do wbudowanego w drzwi czytnika uchylił je, a następnie wskazał dłonią, by Walter jako pierwszy wszedł do środka. Mimo swej ciekawości nie zamierzał zaatakować go pytaniami; może brak pijaństwa uczynił go mniej złośliwym, a może po prostu było jeszcze za wcześnie na niektóre z możliwych zagrywek. Rzucając na fotel plecak wyciągnął szyję w kierunku biurka; zostawił na nim wczorajszego dnia telefon i z zaciekawieniem wpatrywał się teraz w ekran przystrojony całą masą powiadomień. — Dzwoniłeś do mnie? — unosząc pytająco brwi, raczej tak naprawdę chciał powiedzieć: co się, do cholery, wydarzyło?
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Całe to “wyglądasz koszmarnie” nie tyle kruszy tę jego i tak już niezwykle cienką, delikatną i podatną na urazy porcelanę niby-misternego kłamstwa, ale ją tłucze; na drobne, ostre na krawędziach, różnokształtne, białe części. Drobinki z prochu powstałego przez ten brzęk łamanej ceramiki zdają się nawet nieszczęśliwie osiadać w szczelinie między jego oczyma, a powiekami; Walter trze je bowiem — szczelnie zamknięte, lekko zaczerwienione — palcami prawej, obolałej dłoni i wobec tego na Othello nie spogląda. Naprawdę sądził, że nie tylko zdoła ukryć charakter wczorajszej nocy (jej zawiłość, przebieg, ostatecznie fajerwerki tragedii, którym musiał przyglądać się już w samotności), ale też wpływ ów nocy na swoje ciało i na wszystko to, czego nie da się zbadać i w zupełności pojąć — czyli to, czego istnienia niektórzy mu odmawiają; Walter Wainwright? Przecież on nie ma serca, właściwie to żadnych uczuć, jak tak o tym myślę.
Nie zamierzam tam wejść — oznajmia chłodno i z grymasem niesmaku, kiedy Othello odkrywa przed nimi mały świat swojego przytulnego gabinetu. Walter naturalnie zaglądał tam na tyle często, że aż niemożliwe okazałoby się tego podliczenie; ale teraz jest inaczej, bo przecież dotychczas odwiedzał ów pokój jako lekarz — teraz czuje się raczej jak pacjent.
Mimo swojego zapewnienia i tak jednak wchodzi; ciągnie jedną, a potem drugą nogę o ciężkości ołowiu przez śliską, białą podłogę prawie najwyższego piętra szpitala w Cairns i z niechęcią obejmuje wzrokiem irytujący blichtr wnętrza mającego zasiać w odwiedzających złudne zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. — Przecież widzisz, że dzwoniłem — wytyka mu cicho, kiedy drzwi zostają głucho zamknięte, a drobinki kurzu osiadają w gabinecie razem z Waltera wątpliwościami. — To był zły pomysł. Zapomnij — wyrywa mu się w końcu, wraz z dłonią sięgającą zwinnie ku klamce. Przecież on nie jest do tego stworzony — wszystkie słowa, które mógłby uronić w temacie wczorajszego wieczora, zdają się po prostu zbyt nieodpowiednie. Może właściwe dla zwykłych osób ze zwykłymi problemami; tych średnio inteligentnych, mało mądrych i z prozaicznymi myślami, marzeniami i zmaganiami — ale dla Waltera? Dokłada więc do dłoni nieco więcej siły, a drzwi ustępują, uchylając się przed nim zachęcająco — za nimi jest ta wolność, niezmierzona przestrzeń, której Wainwright teraz płomiennie pragnie. A jednak zatrzymuje się w progu tej ucieczki; wzrok ma wbity w rozległe korytarze, palce oplecione wokół klamki, a sylwetkę zastygłą w nagłej bezradności. — Zrobiłem coś odrażającego, Othello. Okropnego — wyjawia w końcu, czując się jak kilkuletni chłopiec; stłukłem mamy ulubiony wazon, wylałem taty drogi alkohol, przeprowadzałem operację na figurce Jonathana i ją zepsułem. — Chyba… — zaczyna pociągle, z brakującym przekonaniem, więc w końcu urywa. To takie absurdalne — poruszali ten temat nieustannie. Wsuwając na smukły palec Ariadne błyszczący splendorem rodziny Wainwright pierścionek, usłyszał: chcesz o tym porozmawiać, Walter? Nie chcę, odrzekł wówczas, przemożnie wściekając się na Othello. Kiedy zmarło jego dziecko, kiedy Ariadne i tak się wprowadziła, kiedy im się nie układało, Lounsbury wciąż pytał o to samo. Chcesz porozmawiać? Nie chcę. Przed rozwodem i po rozwodzie, w bibliotece wewnątrz ośrodka wytrzeźwień, w którym ćwiartkę życia spędziła Waltera matka. Chcesz? Nie chcę. Jak uporczywe wyciąganie do kogoś owiniętego w pstrokaty papier cukierka, który odtrąca się ruchem ręki i grzecznymi słowami, naruszonymi przez obrzydzenie wypisane na twarzy. Teraz Othello już nie pyta, a Walter sam wyciąga dłoń po tę kolorową troskę. — Chyba potrzebuję z kimś porozmawiać.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Kiedy pomiędzy rzuconym “nie” a ostatecznym “tak” polegającym na wykonaniu kilku kroków w zasugerowanym kierunku pojawiła się pełna uporu sprzeczność, Theo dostrzegł swoją własną schematyczność. Tę potrzebę otaczania się osobami, które bez względu na ofiarowywane przez niego oddanie, nie zamierzały i nie potrafiły z ów zaproszenia skorzystać. To całe wahanie, przez które czasem zwykł kwestionować swoje metody — nie żeby w byciu przyjacielem należało stosować jakiekolwiek podręcznikowe strategie. Może wcześniej, kiedy pił, łatwiej było mu się od tego odgradzać; teraz jednak, nasiąknięty nieznośną trzeźwością, zastanawiał się, jak wielki sam musi mieć problem i dlaczego najlepiej czuje się otoczony osobami wierzącymi, że nie potrzebują niczyjej pomocy.
Przepraszam, zapomniałem go ze sobą zabrać — trochę bawiło go to, że ta jedna, niepowtarzająca się prawie nigdy pomyłka, wydarzyła się akurat wtedy, kiedy był p o t r z e b n y. A odkąd Walter w ten heroiczny, wydumany sposób ocalił mu niegdyś życie, Othello poszukiwał intensywnie tych wszystkich chwil, w których mógłby się Walterowi zrewanżować. Pokiwał jednak tylko głową; nie zamierzał zatrzymywać go siłą, ani zmuszać do rozmowy. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Więc podczas gdy Walter zastanawiał się nad powrotem do swojej prywatności, Theo przysiadł na progu biurka i wpatrywał się ze smutkiem w te wszystkie telefoniczne wezwania, na które nie odpowiadał. — Cóż, pamiętaj, że każdy ma prawo do pomyłek — odparł, podnosząc na Waltera spojrzenie. Odrzucił telefon na bok, po czym uśmiechnął się lekko — nie w zadufany, żartobliwy sposób, a ten, który miał zachęcić go do powstrzymania się przed ucieczką. A potem już tylko czekał i słuchał, nie zamierzając go pospieszać. — Okej. Co się wczoraj stało? — pytając nie zakładał, że Walter mógłby po prostu przyjść tutaj po jakąś rekomendację; poleć mi dobrego psychologa brzmiało jak zdanie, które nie mieściło się w słowniku należącym do Wainwrighta. — Poczekaj — zsunął się akurat z biurka; wykonując kilka zwinnych ruchów, stanął przy oknie i unosił zaciągnięte rolety, wpuszczając do pomieszczenia drobiny ciepłego słońca. — Wolisz rozmawiać tutaj czy gdzieś indziej? Chcesz coś zjeść? Napić się czegoś? — nie chciał tego zrujnować. Jeszcze nie wiedział, jak z Walterem rozmawiać należy — za każdym razem otrzymywał w końcu odmowę i pretensje — ale nie zamierzał się poddawać.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Biel wtapiała się w bladość ścian, mebli i bibelotów, kostropata struktura w ornamenty, a pismo w treść pootwieranych, przełożonych tekturową zakładką, porzuconych wokół książek; naukowych, biograficznych, czasem fabularnych. Walter nie spostrzegł jej kamuflażu aż do dzisiejszego poranka — spisana przed laty umowa trzymała się ich przyjaźni wiernie, jak znaleziony za dziecka kudłaty kundel, który raz zraniony porzuceniem, doczepił się twojego boku jak cień — stawiając kroki w odbiciu twoich śladów, rosnąc wraz z twoim dorastającym ciałem, przełykając kęsy jedzenia zawsze wtedy, kiedy twój przełyk dopominał się o własne, a nawet wdychając powietrze w chwili, w której twoje płuca zapragnęły akurat się dotlenić; do tego stopnia, że momentami stawał się niezauważalny. Walter nie potrafił przywołać we wspomnieniach dnia, w którym zapragnął go zaadoptować; a więc nie pamiętał chwili, w której ów pakt jednej krytycznej nocy zapragnął, nieproszony, sam zapisać się w ich świadomości. Wierzył, że kiedy nadejdzie taka potrzeba — ten wieczór lub wczesny poranek, raczej nie tory, ale inny pędzący, złowróżbny kryzys, Othello będzie z nim tak, jak Walter był dla niego niegdyś.
Ale go nie było; ani fizycznie ani w słuchawce telefonu — zostawił po sobie jedynie pociągły, głuchy sygnał nieodebranego połączenia.
To było coś gorszego, niż pomyłka — skonstatował nienaostrzonym, a więc irytująco stępionym, niegładkim, niezgrabnym głosem.
Powieki zmarszczyły się pod spojrzeniem zaglądającego pomiędzy nie słońca; Wainwright wolałby, żeby w pomieszczeniu pozostało ciemno. Tak ciemno, że we wnętrzu gabinetu psychiatrycznego dało ukryć się własną obecność. — Nie jestem głodny. I nie chcę, żeby ktokolwiek przysłuchiwał się tej rozmowie — we wskazaniu: w jakimkolwiek miejscu oferującym wymienione przez ciebie propozycje, zawsze będzie istniało ryzyko pojawienia się osób trzecich. A Walter nie wiedział nawet, czy aby na pewno pragnie teraz towarzystwa choćby Othello.
Pomyślałeś kiedyś, że nie możesz mi o czymś opowiedzieć, Othello? Pomyślałeś, że bym nie zrozumiał, że zacząłbym dramatyzować, że zrobiłbym cokolwiek ponad granicę dobrego smaku? Pytam naprawdę. Jestem osobą, przy której odczuwa się jakąś bliżej niewyjaśnioną potrzebę kłamania? — upstrzone wzrastającym gniewem pytanie zostało przytłumione przez domykające się drzwi — Walter postanowił jednak zostać.
Nie widzę tego. Siebie, w ten sposób, opowiadającego ci o związkowych niesnaskach i żalącego się na kogoś. Nawet na mnie — w westchnieniu skrył całą gorycz, całą niedorzeczność i niepewność wczorajszej nocy i dzisiejszego poranka. Odwracając się ku niemu — całą sylwetką, a nie jedynie większą połową zastygłej w osobliwym wyrazie twarzy — poharatał zmarszczkami gładkość swojego czoła. Niedbałym ruchem dłoni i cząstki przedramienia wskazał na okno. — Błagam cię, przestań świecić na mnie tym słońcem — mruknął.
Och, na pewno widać to na pierwszy rzut oka. Wypiłem wczoraj. Więcej, niżby uznać to za przyzwoite. Więcej, niżbym chciał. Pomyślałem, że skoro wy wszyscy rozwiązujecie problemy w ten sposób, to może i dla mnie ten jeden raz okaże się jakimś tego ekwiwalentem, może chociaż sensownym odroczeniem. I wiesz, nie okazało. Nie jestem nawet do końca świadom, co powiedziałem; chyba nazwałem go psem, zmaltretowanym psem. Jak Othello, jak można nazwać kogoś psem? — a jednak słowa (jakże absurdalne, chaotyczne i nieprzemyślane) wypłynęły z niego same.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Nasączone gniewem powietrze (choć kiedy w grę chodziły wszelkie ważne emocje, namnożone i ułożone w kolumny stosy skrywanych, zatrzymywanych w piersi wrażeń, w trzewiach Othello zawsze ciężarem zbierały się wszelkie żale, zmuszając go do tęsknego wspomnienia alkoholu) wyrwało go z powidoku snu, minionej nocy i wszystkiego tego, co było dla niego dotąd takie proste i zwykłe. Nie wiedział, czy Walter na pewno chciał — powiedzieć mu jeśli nie wszystko, to zdradzić w końcu jakąś z tych ważnych i wyjątkowych informacji o sobie i swoim życiu, i czy wobec tego Theo powinien mu to wszystko jakoś ułatwić. Spodziewał się kolejnej kłótni, pretensji pełnych niezrozumienia, które potwierdzałyby tylko to trwające od lat wycofanie, ale mimo to skinął głową, bo może wcale nie musiał — podchodzić do tego rozsądnie. Nie jako psycholog; w przyjaźni przecież istniała dość potężna przestrzeń przeznaczona na wzajemne niezrozumienie, błędy i próby odnalezienia zgodności. — Nie bądź dla siebie surowy; każdy ma prawo się potknąć — rzuciwszy zmienił miejsce, spokojny i niezrażony tym, co Walter powiedział. Wątpił, by naprawdę mógł popełnić błąd gorszy, od zwykłej pomyłki; musiał jednak powstrzymywać się przed tymi swoimi terapeutycznymi mądrościami. — Nie sądzę. Jeśli o czymś ci nie mówię, to tylko dlatego, że nie uważam to za szczególne ważne czy interesujące dla ciebie, ale myślę… Wydaje mi się, że to dlatego, że tak długo cię znam. Że poznałem cię, zanim twoje życie zmieniło się przez Ariadne — czyli zanim wszystko się zmieniło, zanim ich dwójka uległa przedziwnej deformacji za sprawą kobiet, które ich od siebie odsunęły. Kiedy czasem zaskakiwało go to wspomnienie — wyraźne, ale należące jakby do kogoś innego — Theo zawsze mimowolnie się uśmiechał. — Każdy tego potrzebuje, Walter. To naprawdę ważne; nie wiem, przez kogo uwierzyłeś, że nie powinieneś tego robić, ale człowiek dusi się z tymi wszystkimi niewypowiadanymi słowami — nie zamierzał sprzeczać się w kwestiach, które były wyłącznie tłem tej rozmowy; zaciągając źdźbła rolety, okrył gabinet półmrokiem, a następnie usiadł za biurkiem. Nie czuł się komfortowo w tym układzie — w ten sposób gawędził przecież z pacjentami, przyjmowanymi zawsze z uwagą i wyrozumieniem; to dlatego wolał wybrać się gdziekolwiek indziej, ale wiedział, że to Walter będzie dyktować warunki tego poranka. — Walter, cholera, mogłeś najpierw do mnie zadzwonić. Zanim z a c z ą ł e ś pić; jeśli chciałeś przetestować tę szaloną formę życia, powinieneś mieć przy boku przewodnika — nie rozbawienie, a szczere zdumienie zamigotało na jego twarzy; czy nie był dla niego wystarczającym dowodem ku temu, by jednak trzymać się od takich rozwiązań z daleka? — Kogo nazwałeś psem? — wciąż zachowywał spokój, nie ściskając w piersi tłumionych reakcji; przecież to tylko słowa, a słowa dało się naprawić. — Zgaduję, że chodziło o kilka poważnych spraw. O których nie chciałeś rozmawiać, więc, co to było? Wódka? Piwo? Whiskey? Nieważne; to nie były twoje słowa, tylko alkoholu. To była zasłona. Ucieczka. Rozumiesz? — przecież Othello bez względu na ciężar zwierzeń stałby wyłącznie po jego stronie.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Roześmiałby się, gdyby tylko sprzyjały temu okoliczności.
Gdyby nagła wąskość przełyku nie paliła suchością papieru ściernego; gdyby powieki przestały zdawać się tak niewyobrażalnie, nieznośnie ciężkie; gdyby rysów ich twarzy nie wykrzywiało takie zagubienie, jakby obaj trafili właśnie na sam środek czyjejś uroczystości pogrzebowej.
Bo Othello twierdził, że Walter się p o t k n ą ł.
Powiedziałby, że raczej się poślizgnął, a utrata władzy nad krokami poprowadziła go aż do szeroko rozwartego okna; zaczepił dłonie o ramy okrążające szyby, ale mimo to wypadł w pustkę ogromnej przestrzeni; że spadał cztery, a może i dziesięć minut, bo odległość dzieląca go od dopełnienia upadku była aż tak wysoka, co tylko uczyniło z całego incydentu iście dantejską scenę — bo wiedział, że wkrótce boleśnie uderzy o ziemię, a wrzynająca się świadomość bezradności odjęła mu rozum.
Ariadne nie była wcale tak zła. To znaczy, w gruncie rzeczy, była całkiem nieszkodliwa. Nieskomplikowana — przyznał z nieoczekiwanym spokojem, może pewną obojętnością — przeszłość z Ariadne wydawała mu się nagle tak prostolinijna i nijaka, że ciężko było mu uwierzyć w pejoratywny wpływ na jego życie; taki mający prawdziwe znaczenie.
Och, nie bawmy się w banał tego, co mogłem zrobić. Wiele spraw powinno potoczyć się inaczej — nie chciał się kłócić. Nie chciał się kłócić i nie podnosił tonu swojego głosu, ale mimo to odczuwał nieustępliwą potrzebę sprzeciwiania się niemal wszystkiemu, co Othello próbował mu wytłumaczyć. I zupełnie nie rozumiał dlaczego.
Benjamina — wypowiedział tylko w myślach; na to pytanie bruneta, które ostatecznie pozostawił bez odpowiedzi. Przez moment unikał nie tylko słów, ale i kontaktu wzrokowego — drgnął dopiero pod koniec monologu mężczyzny, który znów z pełną tego świadomością próbował przekonać go do czegoś całkiem na próżno, ale mimo to się nie poddawał. Myśl, że to całkiem urocze, podniosła delikatnie kąciki jego warg do subtelnego uśmiechu. W kilku prędkich krokach podszedł do jego biurka i zatrzymał spojrzenie na ciemniejących tęczówkach Lounsbury’ego. — Przeprowadźmy się gdzieś, Othello. Kiedyś chcieliśmy razem wyjechać — pobudzenie wpisane w te litery, a nawet pewnego rodzaju ekscytacja, samego Waltera w pewien sposób zaskoczyło. Bo nie składał podobnych propozycji. Bo może wcale nie chciał się przeprowadzać. — Benjamin wyjeżdża — dopowiedział wbrew sobie; wbrew rozsądkowi, wbrew zamiarom.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Był zagubiony, czy raczej — rozdarty — pośród tych wszystkich gąszczy przeszłości, niezapomnianej i wrytej zbyt dotkliwie w serce. Alkohol wymazał z jego życia wiele śladów przeżytych lat, ale tego, o czym pamiętać nie chciał, nie potrafił porzucić. Więc i Ariadne, i Helena kroczyły za nim niczym zjawy, a czasem też jedyne przypomnienie prawdziwości przyjaźni, która łączyła go wtedy z Walterem. Bo przecież się zmienili. Ich relacja uległa deformacjom; Wainwright mówił mu kiedyś więcej, mówił częściej i być może wtedy Othello wiedział, jak należy mu odpowiadać — teraz niepewność odciskała się we wszystkich urwanych, niewypowiedzianych słowach. — Nie uważam, że Ariadne jest złą osobą; myślę tylko, że niektórzy ludzie nie powinni być razem, że potrafią przypadkiem i nieświadomie przyczynić się do okrycia swojego związku czymś na kształt depresji — odkaszlnął; nie chciał mówić, że Adria go zniszczyła, że zrujnowała jego młodość — sam nie chciałby wiedzieć, że zdaniem innych był czyjąś ofiarą (nawet jeśli w istocie znajdował się w podobnej co Walter sytuacji). — W porządku — skinąwszy głową posłał mu krótki uśmiech, myśląc o tym że faktycznie było to niepotrzebne i niezdrowe, szczególnie w obecnej sytuacji. Nie rozumiał jednak, mimo wszystko, dlaczego Walter nie skontaktował się z nim wcześniej, to znaczy: przed potknięciem, poślizgiem bądź zwykłą próbą poradzenia sobie z feerią dotkliwych uczuć. — Wtedy to miało tyle sensu — zaśmiał się, nie ściągając z niego spojrzenia. — Szkoda, że tego nie zrobiliśmy wtedy, czymkolwiek było; teraz ucieczka nie mogłaby im przynieść szczęścia — był pewien, że Walter jest tego świadom. Nawet jeśli miło było choć przez chwilę znów powrócić do tamtych lat i marzeń. Do relacji, która ich wówczas łączyła. — Och. Rozumiem, że wczoraj ci o tym powiedział? I nie… Nie chcecie spróbować związku na odległość? Albo po prostu wyjechać razem? — zapytał z troską, a choć wciąż nie znał szczegółów minionej nocy, rozumiał już, dlaczego jej kształty nabrały ostrych konturów.
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Należało zapewne wyklarować ów pokrywające się teraz nieprzejrzystą mgłą przekonanie; przetrzeć je tak sprawnie, jak oczyszczało się rantem dłoni zaparowane gorącą wodą lustro nad umywalką, albo zaszronioną po wieczornym mrozie (bostońskim, dawnym, ale wciąż zachowującym się w pamięci) przednią szybę auta, choć tę już twardszym, odporniejszym na uszkodzenia narzędziem. Zaznaczyć: nie uważam, by jakikolwiek człowiek był zły; i że ty myślisz inaczej; bo przecież nieraz już o tym dysputowali i tym samym znali swoje przekonania. Ale nie miał na to siły; pozwolił Othello mówić, bo w jego słowach odkrył wyjaśnienie wczorajszej nocy.
Tak, pewnie masz rację. Niektórzy po prostu nie powinni być ze sobą, może nawet z nikim — westchnąwszy, po chwili zamilkł.
Naprawdę gotów byłby wyjechać — na innych zasadach i z całkiem odmiennych powodów niż ostatnio, ten spory kawał lat temu; ale po prostu opuścić granice obmierzłego już, okradającego z rozwoju Lorne Bay. Wypowiedziane ku niemu w t e d y miało to sens, nie było więc tym, co pragnął teraz usłyszeć. A więc wykrzywił twarz w niezadowolonym grymasie — przez to i przez ciągnięcie tematu sprowadzającego się do imienia Benjamina, choć to przecież on go rozpoczął.
Nie, Othello, nie rozmawialiśmy o tym i nie chcemy nigdzie razem wyjeżdżać. Rozstaliśmy się — wyjawił zniecierpliwiony. Oddalając się na nowo od jego biurka, przeciągle westchnął. — Rzuciłem w niego kluczami — wyjawił ciszej, nie patrząc już w jego kierunku. Pomyślał, że kiedy wypowie to na głos, kiedy zrzuci tę świadomość także na kogoś innego, łatwiej będzie mu ją unieść; a jednak tak się nie stało. — Nie wiem, co mógłbym mu teraz powiedzieć. Chyba powiedziałem już za dużo — dodał, milknąc na dłuższy moment. — Naprawdę chciałbym, żebyś kogoś mi polecił. Nie byle kogo; takie nazwiska, do których nie sposób się nawet dodzwonić — bo przecież nie mógł rozmawiać o tym wszystkim z Othello; każdy z nich o tym wiedział. Potwierdzała to tylko ich obecna rozmowa.
I Othello? Wiesz, że nie miałem na myśli tego, co wtedy. Z wyjazdem. Chciałbym po prostu… Zastanawiam się, czy teraz jest już na to dobry moment. Na przeprowadzkę — wrócił jeszcze na moment do tego jednego tematu, a także kolejnego, niewypowiedzianego wcale w sposób zjadliwy i upominający. — Ty też z nikim nie rozmawiasz. Nie mówisz o Helenie i nie spotykasz się z żadnym specjalistą.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
W ciemności pokoju łatwo było zapomnieć o rozbudzającym się za ścianą świecie; noc upleciona z trudów i pomyłek trwać miała jeszcze przez kilka nużących godzin, nie z powodu trudu wyjścia poza ich ramy, ale zwykłej niechęci — Othello pamiętał, jak to jest budzić się w zmienionym, uszkodzonym świecie. I jak desperacko, tych kilka razy, usiłował nie dopuścić do nadejścia kolejnego dnia, który w swych jasnych barwach zawarłby wszystko to, czego utraty, powleczone chaosem serce, nie potrafiłoby znieść.
Zmyślnym ruchem wcisnął na interkomie odpowiedni przycisk; miał dotrzeć do biurka Betty w dwóch mieniących się czerwienią drżeniach diody i zmusić ją tym samym do przełożenia nadciągających spotkań i zaplanowanych na ten poranek wizyt pacjentów. Kiedy pewnego dnia Othello był zbyt pijany, a jeden z lekarzy podłączał mu w gabinecie kroplówkę, Betty nauczyła się nie pytać o powody tak wielkich zmian w przygotowanym przez nią grafiku.
Uważasz, że to tyczy się ciebie? — przez chwilę obejmował go jeszcze życzliwym spojrzeniem, zaraz jednak odwracając się i podążając w kierunku stojącej pod ścianą sofy w kolorze orzecha włoskiego; pragnął uwolnić się od typowych znaczeń rozmowy prowadzonej we wnętrzu tego gabinetu. — Przyrównałeś go do zmaltretowanego psa, rzuciłeś w niego kluczami, a potem się rozstaliście. Byłeś pijany. Jestem pewien, że czeka teraz przy telefonie na jakieś wyjaśnienia — odezwał się po dłuższej chwili, usiłując wpasować się jakoś w tę historię; nie przez wzgląd na ciekawość (rozbudzoną mimo wszystko w niemal kłujący sposób), a zwykłą chęć udzielenia mu jeśli nie pomocy, to chociaż jednej, skutecznej rady. Choć wiedział już bowiem, że do poróżnienia wystarczył benjaminowy wyjazd, nie potrafił pojąć rozjuszenia, jakie ów plany wywołały w życiu Waltera. — Podam ci kilka nazwisk, żebyś mógł sam jeszcze każdego sprawdzić. I prywatne numery; kiedy do któregoś z nich zadzwonisz, po prostu o mnie wspomnij — dopiero po wypowiedzeniu tych słów wstał, zabrał z biurka kartkę oraz długopis, a potem, kiedy powrócił na dawne miejsce, wyciągnął z głębin swojego telefonu cztery ciągi cyfr (przy jednym nazwisku, w subiektywnej opinii, postawił wykrzyknik). — Nawet jeśli wyjedziesz, wszystkie te problemy nie znikną. Nie skurczą się, nie wyblakną. Minie kilka lat, a one wciąż b ę d ą. Wyjedź, jeśli naprawdę tego potrzebujesz, a nie dlatego, że tak byłoby łatwiej — nachylając się wyciągnął przed siebie dłoń z kartką, nie ściągając tym samym z mężczyzny spojrzenia. — Rzuciłem nie tylko picie, Walter, ale też wszystkie złe nawyki — posłał mu uśmiech, chociaż mówienie o tym wszystkim było dla niego jeszcze, w pewien sposób, kłopotliwe — na pewno miało pozostać takim jeszcze przez długi czas podczas wszelkich spotkań z Wainwrightem, który jako jedyny był wiernym widzem jego życiowej klęski. — Spotykam się z psychologiem. Nie rozmawiamy jeszcze o Helenie w zadowalający sposób, ale przynajmniej nauczyłem się wymawiać jej imię i nie dławić przy tym torsjami — zaśmiał się, nie brnąc w głębię wszelkich zmian jego życia; mógłby, co prawda, wspomnieć mu o Achillesie, o ciągu spotkań z terapeutami i poszukiwaniu zdrowych uzależnień, ale nie chciał, by rozmowa skupiła się na nim. — Słuchaj, Walter, alkohol nie powinien być wymówką, ale czasem naprawdę wiele wyjaśnia. Jestem przekonany, że Ben ci wybaczy; może już wybaczył. Jestem p e w i e n, że udałoby się wam dojść do porozumienia, że, być może, z odpowiednią pomocą, udałoby się wszystko n a p r a w i ć. Musisz się tylko zastanowić nad tym, czy tego chcesz — mimo świadomości pomyłek, których wybaczanie, mimo trudu, byłoby oczekiwane, Othello wiedział, że czasem walka nie ma sensu; nie znając zaś Bena, nie potrafił w jednoznaczny sposób doradzić w tej sprawie. — Poza tym, jeśli wyjeżdża, czy właśnie tak powinno wyglądać wasze ostatnie spotkanie?
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Gdyby nie szorstko wyryte w usposobieniu maniery, wywróciłby oczyma. Czy masz na myśli siebie. Oczywiście, że—
musiał się zastanowić. Ariadne, Benjamin, on sam; może każde z nich nie powinno mieć nikogo, może myślał o nich wszystkich, pojedynczo, jak w wypisywanej liście osób niepełnosprawnych uczuciowo, a może naraz; bez rozmyślnego porządku i bez konkretnych argumentów. — Nie każdy chce i p o t r z e b u j e się wiązać, Othello. Potem to zawsze się babra. Taki związek na siłę — odrzekł, wiedząc, że to obowiązek zbliżył go i Ariadne; żadne płomienne uczucie i niemożliwość wyobrażenia sobie życia bez tej drugiej osoby. Podejrzewał także, że do Benjamina przyciągnęła go wzajemna ciekawość: bo on nie był nigdy z mężczyzną, a Hargrove z nikim. Chyba zanadto to spłaszczył; zmarszczył czoło i naciągnął usta do szerszej linii, jeszcze przez moment ważąc ów spostrzeżenie w myślach. — Tak, cóż, może żaden z nas ich nie dostanie — w znaczeniu: wyjaśnień. Ani nadchodzącego (jak to wczoraj odkrył: wielkimi krokami) wyjazdu do Nowego Jorku, ani zaostrzonej alkoholowymi procentami nieracjonalnej scysji, pozostawiającej permanentny posmak goryczy w gardle.
Na razie po niego nie sięgał; po ten kawał bladego skrawku papieru, na którym za pomocą długopisowego tuszu i kilku zawijasów uwięzione zostały nazwiska najznamienitszych psychologów z okręgu całego stanu, a może i kraju. Skinął po prostu głową; delikatnie i spokojnie, jakby tracąc już towarzyszące mu ledwie chwilę wcześniej wzburzenie i podziękował lekko ściszonym tembrem.
Wszystkie złe nawyki. Na pewno nie — sprzeciwił się pełnym brzmieniem stanowczego głosu i pozwolił wspiąć się kącikom warg do lekko prowokacyjnego, napuszonego uśmiechu. Później słuchał go z bezszelestnym zdumieniem, nie krążąc już po gabinecie i nie chyląc się przed światłem zaglądającym zza rolet okiennych; najpierw zaskoczyła go othellowa zmiana nawyków (które zdawały się przecież przylgnąć do niego na stałe), a potem perspektywa porozumienia, którą Lounsbury próbował mu wskazać — łącznie z pytaniem: czy chcesz, żeby tak wyglądało ostatnie spotkanie. Wiedział, co nakazało mu sięgnąć zeszłego wieczora po alkohol — pewność, że kontaktu z blondynem nie zamierza urwać w bezradnej, niespodziewającej się niczego, zranionej i porzuconej roli, nie układającej się właściwie w słowa między jego ustami. A więc nie zadzwonił, nie pojawił się pod jego drzwiami kilka godzin później, nie dowiedział się, która dokładnie cyfra w kalendarzu mu go zabierze. Choć zmieniłby sposób, w jaki ostatnim razem ułożyła się z nim rozmowa, nie żałował ich zakończenia. To dobrze, że się rozstali.


dziesięć dni później

Jaskrawy początek przedpołudnia pachniał sterylnie i pusto; jak każdy dzień spędzony w szpitalu. Zajmując miejsce przy wysuniętym najdalej od reszty siedzisk i stolików krześle (tak dla odmiany: nie w półmroku własnego gabinetu lub pokoju na ordynatorów) westchnął prawie niesłyszalnie i ułożył na drewnianej powierzchni zawieszonej kilka centymetrów nad kolanami zielonkawą, gęstą breję niby-warzyw i niby-posiłku owiniętą w szklane naczynie. Wątpił, by miało jej ubyć chociaż w jednym płytkim łyku. — Zastanawiałem się… — zaczął, obniżając brzmienie nagle niepewnego głosu i przelotem (jakby nie potrafiąc utrzymać spojrzenia dłużej) zerknął w kierunku siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny. Po chwili rozejrzał się dookoła, zatroskanym spojrzeniem obejmując leniwie zbierające się wokół nich nieliczne grupy sylwetek obleczonych śnieżnobiałymi kitlami. — Naprawdę nie chciałem o to nigdy pytać. Z szacunku do twojej prywatności i też dlatego, że nie potrzebowałem… nie c h c i a ł e m tego wiedzieć — dołączył do reszty niedopowiedzeń i niejasności, a potem dźwignął się z oparcia krzesła i w misternej potrzebie nadania ich rozmowie prywatności nachylił się delikatnie ku niemu. — Masz jakieś zasady, jakby kodeks dotyczący tego, z kim się spotykasz? Mam na myśli… Że omijasz osoby po ślubie, albo takie, które nie przekroczyły jeszcze dwudziestupięciu lat. Oczywiście wykluczam wszystkie naruszenia prawa, bo wolę wierzyć, że akurat go się trzymasz — dokończył wreszcie, znów uwalniając płuca z nagromadzenia ciężkiego, ulatującego w powolnym westchnieniu powietrza.
sad ghost club
skamieniały dinozaur
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Musiał się zgodzić. W bezsłownej ciszy, ze skinieniem głowy, w porządku, przyznał w pewien sposób, w porządku — bo nie chodziło o naprawę, przekonania i o to, który z nich mógłby mieć rację, a po prostu o walterowe prawo do odczuwania tego wszystkiego, co w pewien sposób mogło być n o w e. Musiało takim być; tam, gdzie Walter dostrzegał klęskę systematycznego ciągu zdarzeń, Theo odnajdywał refleksy nieznanych mu uczuć, powleczony strachem i niepewnością. I znów musiał się tylko upomnieć, zawierzając spisanym na kartce nazwiskach; jako przyjaciel miał go wspierać. Być po jego stronie.
Jeżeli czujesz, że się zmuszasz, to faktycznie nie ma sensu. Ale ludzie nie są samotnikami, Walter. Może n i e k t ó r z y. Czasem. Bo każdy potrzebuje związku z chociaż jedną osobą; i to niekoniecznie musi być związek seksualny — było to jedynym, na co sobie pozwolił; później, kiedy Walter powracał do tematu, milczał bądź wzruszał ramionami, czasem się z nim zgadzał, ale po prostu pozwolił mu być, wiedząc, że jest to najlepszym, co może dla niego zrobić.
***
Od niedawna szpital go nudził, czy raczej: przestał ekscytować z dawnym zacięciem. Nużyły go dojazdy, minuty spędzane na sprawach innych, niż terapeutyczne sesje; pragnął być w domu, pragnął swobody, pragnął też Achillesa, ale zakazywał sobie myśleć o nim z tak desperacką nutą. W konflikt niestałości uczuć wkradała się także potrzeba powrotu do nałogu, a więc Theo, nieco wbrew sobie, a nieco tęsknie, częściej bywał wśród ludzi, upajał się ich historiami, śmiechem i problemami; niemal wszystkich pracowników szpitala począł traktować w sposób skrajnie niesprawiedliwy, i jak zwykle wyjątkiem pozostawał Walter.
Byłem pewien, że zapytasz się o moje ulubione pozy, preferencje, albo o to, czy doświadczyłem kiedyś choroby wenerycznej — uśmiechnął się wesoło, i chociaż przed chwilą tak jak i Wainwright nachylił się, by z łatwością wsłuchać się w tajemnicę wyszeptanych słów, powrócił do niedawnej swobody. — Kiedy piłem, byłem nieodpowiedzialny. Wtedy większość kodeksów nie miała znaczenia, ale na szczęście prawie nikt nie chciał wtedy ze mną spać — zaśmiał się, rozbawiony przeszłością; jeśli w tamtym czasie z kimś bywał, to tylko z innymi alkoholikami, którzy dorównywali mu w swej tragiczności. — Ale staram się nie sypiać z nikim, kto nie przekroczył jeszcze trzydziestki; poza tym, niewiele innych spraw mnie interesuje. Nie przeszkadzają mi osoby po ślubie; to ich wybór — wzruszył ramionami, odkładając na jasny talerz pozostałości brunatnej kanapki. — Zamierzasz sprawdzić swoje opcje? Co się stało z tą lekarką z onkologii, która miała na twoim punkcie obsesję? Pewnie sprawdziłaby się jako ktoś… na teraz — zauważył z blaskiem powagi, rozpatrując całą tę kwestię w sposób przesadnie kluczowy.
ODPOWIEDZ