Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Podniesione dwa dni temu ciśnienie zeszło Aresowi już na drugi dzień. Wieczorem skoczył na siłownię, na której wyładował wszystkie emocje i poszedł na boks, który ostatnio zaniedbał. Padł tamtej nocy ze zmęczenia nawet nie wiedząc kiedy. Wczoraj spotkał się z Gabi, wciąż mając do niej lekki dystans ale włączył mu się po prostu służby Ares, poważny szef i tyle. Przez cały dzień odzywał się do Gabi bardzo służbowe i z widocznym dystansem, nie chciał już rozmawiać o tym co wydarzyło się poprzedniego dnia. Wyparł to z umysłu, ta sytuacja nie miała miejsca i tyle. Wprowadził swoją nową menadżerkę we wszystkie zadania i ta jeszcze zdołała go zadziwić, pokazać coś nowego, wprowadziła trochę świeżości i nowoczesnego podejścia. Nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie, pozwolił jej pokazać jak zrobić coś szybciej i łatwiej. Ares nie był typem wszystko wiedzącego gbura. Nie w pracy, bo w życiu prywatnym, cóż, bywał dość ciężki, gdy ktoś próbował udowodnić mu swoją rację. Jednak biznesowo zachowywał świeżą i otwartą głowę. Nawet nie inicjował za bardzo dotyku z Gabi, nie chciał rozmawiać o czymś innym niż praca, która i tak pochłonęła całą masę ich czasu.
Myślał o pocałunku, który złożyła na jego policzku na koniec poprzedniego dnia i ten pocałunek sprawił, że nie poszedł kogoś zajebać, tylko prosto grzecznie na siłownie. Może też dzięki niemu na drugi dzień był dla niej miły, w miarę, a nie tak jak wcześniej taki oschły i ... dobra, trochę był, ale mogła to odebrać jako najzwyczajniejszą próbę rozdzielenia obowiązków od życia. Dopiero na koniec dnia, rzucił, że widzą się jutro i napisze do niej rano. Pożegnali się w dość dziwnej atmosferze, jakby obydwoje nie wiedzieli do końca jak się zachować.
Dzisiaj? Dzisiaj miał już świetny humor. Akcja z bransoletką przepadła w jego głowie bez powrotu, a dzisiejszy dzień napawał go optymizmem. Cieszył się jak dziecko na myśl, że przypłynie po Gabi motorówka, która zajebali na początku swojej znajomości. Nie mógł doczekać się jej miny, gdy go zobaczy, już wszystko miał zaplanowane. Kierowcę wysłał po Gabi, a sam popłynął na jacht, który zacumowany był kawalek od brzegu. Nie chciał, by stał przy samych dokach, żeby przypadkiem właśnie nikt na niego nie właził. Zawiózł na pokład alkohol, jedzenie i wszystkie potrzebne im rzeczy, w czym i krem z filtrem i jakieś ręczniki. Dawno nie używał jachtu, więc zrobił tam względny porządek i przygotował wszystko na późniejszą obada kolację, którą przyszykował z rana. On miał dzisiaj wolne, Gabi miała z rana ogarnąć w hotelu jakieś tam rzeczy i później właśnie do niego dołączyć. Ciszył się, że mogli spędzić w końcu normalnie czas, a przynajmniej na to liczył. Może nic to szalonego nie było, ale wprowadzenie miłej atmosfery na super jachcie, ze słoneczkiem i dobrym jedzonkiem było idealnymi warunkami do sprawienia relacji, czyż nie? Obydwoje potrzebowali się wyluzować.
Ares musiał tylko pamiętać, żeby trzymać łapska przy sobie. To byłą najtrudniejsza część tego planu.
Zostawił wszyto na jachcie i wsiadł w motorówkę, wypływając nią w stronę portu. Wpłynął do niego z ogromnym uśmiechem na ustach, dostrzegając stojąca na brzegu Gabi. Podpłynął do niej z taką kurwa satysfakcją, jakiej chyba od dawna nie czuł, nawet wtedy, gdy jej ojciec zapytał go o posadę dla niej. Zatrzymał się przy dziewczynie i zacumował mały jachcik, aby nie odpłynął i mogła spokojnie do niego wsiąść.
- Jak miło cię widzieć, cześć Gabi! - Rozprostował ramiona stojąc na chyboczącej się łódce, z uśmiechem od ucha do ucha. Na oczach miał okulary, ale na tyle przezroczyste, że mogła dostrzec jego błyszczący i ten cholernie zadowolony z siebie wzrok.
- Witaj na pokładzie Amandy! - Jeszcze nie powiedział jej, że Amanda to tylko córka swojej wielkiej mamity... ale miała się o tym zaraz przekonać. - Niespodzianka? - Zaśmiał się i zszedł z motorówki, aby w końcu się z nią przywitać. Przytulił ją we Włoskim stylu, będąc na powrót sobą - cwaniakiem Aresem, którego przecież tak pokochała!
- Gotowa? - Odsunął się od niej, układając dłonie na jej ramionach i spojrzał pytająco. Jakże nie mógł doczekać się dzisiejszego popołudnia, aż promieniał! Pierwszy raz od dawna.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gdy po kolacji wróciła do pokoju nie zauważyła przyniesionych do niego toreb z ubraniami, dopiero następnego dnia, ale postanowiła nie wdawać się w dyskusję na ten temat. Obojgu było wystarczająco ciężko, a atmosfera mimo iż przyjazna, to i tak napięta. Zrobili wspólnie bardzo dużo, zaskakująco sprawnie im poszło, na dodatek Gabi rzuciła paroma pomysłami jak np. ogarnięcie UGC, czyli zaproszenie kogoś za darmo do hotelu by nagrał im filmiki na Social Media, albo właśnie zaproszenie jakiegoś influencera, żeby zrobił obiektowi reklamę, trochę niby siedziała w tym internecie i wiedziała, co i z czym się je, ale specjalnie mocno nie używała ani Insta ani żadnej innej apki, choć miało to się zaraz zmienić... Ares w końcu ją zaobserwował, nie miała pojęcia, że chłop ma Insta, ale taktycznie jeszcze nie oddała obserwacji, ale... W głowie już snuła co będzie tam wrzucać. To było z ich strony tak cholernie dziecinne i głupie... Cóż, trzeba było nauczyć się jakoś żyć, skoro jeszcze chwilę było w planach, że będą współpracować aż tak blisko. Potem Gabi miała dostawać więcej wolnej ręki, więc skończą się te dziwne i niekomfortowe sytuacje, w których będą musieli być razem, ale żadne nie może na siebie spojrzeć inaczej aniżeli pod kątem pracownik-szef-szef-pracownik.
Nastolatka cieszyła się bardzo, że ten dzień dobiegł końca, ale mimo to jeszcze dość długo nie wychodziła z gabinetu, bo coś się jej nie zgadzało. Zaczęła grzebać, szperać, liczyć, przeprowadzać szeroko zakrojone śledztwo, które kontynuowała rano, ale nadal jeszcze nie była pewna co do wysnutych wniosków, więc póki co jeszcze wstrzyma się z powiedzeniem o tym Aresowi.
Rano dostała od niego SMS, trochę się zawiodła, że po nią nie przyjedzie, lubiła jak prowadził. Jechał dynamicznie, czasem nawet trochę za mocno dodawał gazu, ale lubiła jego styl jazdy, uważała, że tak jak ona, jeździ rewelacyjnie. Tia... Bo ona jeździła jak Kubica... Akurat.
Na spokojnie ogarnęła jeszcze kilka hotelowych spraw, nie była do końca przekonana, czy to było wszystko, ale co tam, najwyżej będą dzwonić, miała ze sobą służbowy telefon.
O 12 wyszła z budynku i wsiadła do taksówki, która wiozła ją prosto do portu. Przygotowała sobie typowo plażową torbę z różnymi rzeczami, typu bidon na wodę, olejek do opalania, jakaś książka, gazetka, trochę słodyczy... Nie wiedziała, że Ares ogarniał im jedzenie, wolała się przygotować. Co zaskakujące... Ubrała jedną z sukienek, którą kupił jej "na urodziny" tą, w której tak bardzo przypominała mu o drzewkach cytrynowych z rodzinnych okolic.
Wysiadła z taksówki i ruszyła na przystań, gdzie miała się spotkać ze swoim szefem, słońce raziło ją w oczy. Zapomniała o okularach przeciwsłonecznych! Przyłożyła rękę do czoła, by zakryć promienie i wypatrywać Aresa i wtedy już z oddali dostrzegła małą kropkę, która rosła i rosła i rosła z każdą sekundą a mruczenie silnika motorówki było coraz głośniejsze. Łajba wydawała jej się całkiem znajoma, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie ją widziała.
Pomachała temu wilkowi morskiemu i uśmiechnęła się promiennie, była podekscytowana wspólnym spędzaniem czasu, no i miała się zrelaksować, trochę opaić. Żyć nie umierać.
Co on się tak szczerzy...? A zresztą to super, lubię jak się uśmiecha!
Patrzyła jak "parkuje" łódkę na jednym z wolnych miejsc, jak ją cumuje.
- Cześć! Widzę, że humor dopisuje! Super!- momentalnie się rozpromieniła i zaczęła się przyglądać motorówce. Amanda... Amanda... Coś jej to mówiło i nagle jakby ją ktoś oblał kubłem zimnej wody, nawet nie zareagowała na przytulenie. Przecież to ta sama łódka, którą ukradli! Na której pili alkohol, na której bawili się w Jacka i Rose, na której po raz pierwszy się pocałowali. TO BYŁA JEGO ŁÓDKA?!
No nie, to był jakiś kiepski żart! Wmówił jej, że kradną łódź, kiedy to tak naprawdę ona należała do niego? Aż się w dziewczynie zagotowało.
- Ty... Ty... Ty draniu! Jak mogłeś! - zaczęła okładać Aresa torbą plażową, taką płócienną, gdzie miała wszystkie swoje rzeczy. Jedynie książka była ciężka i mogła spowodować niewielki dyskomfort przy ciosach. Napierała na Aresa całym ciałem jak go tak tłukła w złości.
- Ja myślałam, że my naprawdę kradniemy tę łódkę, a ona od początku była twoja! Umierałam ze strachu! Niee... Ja nigdzie nie płynę. Ty...- przestała go w końcu okładać i odwróciła się na pięcie i ruszyła po pomoście do wyjścia z doków, ale po kilku krokach się wróciła, żeby jeszcze go trochę pookładać. Wyglądała jak ratlerek przy dogu niemieckim, aż ze złości poczerwieniała na policzkach, z jej oczu ciskały gromy. To było takie urocze, jak się złościła, tak naprawdę nie mogła mu nic zrobić, a jazgotała i próbowała gryźć niczym zajadła chihuahua.
- Nigdzie nie płynę, jesteś draniem Aresie Kennedy, wstrętnym, okropnym draniem! I... I... I rezygnuję z pracy! Składam oficjalne wypowiedzenie!- aż tupnęła nogą ze złości. Oddychała bardzo szybko, wyglądała jak takie dziecko, któremu tatuś nie chce kupić kucyka. Brakowało tylko tego, by Ares przerzucił ją sobie przez ramię i siłą wpakował na tę łódkę.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Kwestie instagrama pozostawił bez słowa. Po pierwsze dlatego, że wiedział jakie tam treści udostępniał i nie chciał jej podkurwić, a po drugie dlatego, że domyślał się jej działań. Pewnie i tak tam zajrzała i zaglądała w nowe posty, bo relacji zbytnio nie wrzucał - tak by chociaż widzi, czy ogląda. Chyba, że miałaby tak jak i on, drugie, fejkowe konto, który z resztą założył tylko po to, by ją wcześniej w spokoju podglądać. Istniała jeszcze możliwość, że przeoczyła jego zaobserwowanie, w końcu nie miał takiego oczywistego konta na pierwszy rzut oka.
Była tak samo ucieszona jak i on. Nie poznała łodzi? Czekał aż łączy kropki, chociaż miło widziało się ja taką wesoła i rozpromienioną. Jeszcze jej sukieneczka... dobrze pamiętał, skąd ja miała, to jedna z tych od niego i żeby było mało, miał z nią skojarzenia. Specjalnie ją ubrała?
- Pewnie! Od razu dzień lepszy, jak widzę swoje małe, słodkie drzewko cytrynowe. - Nawiązał do sukienki, szczerząc się jeszcze do niej z tej łódki. Czy on użył określenia "swoje"? Tak. Mimo całej sytuacji wciąż uważał, że była j e g o i przysięgam, że gdyby znów kogoś z nią zobaczył, to zareagowałby podobnie, tak samo, albo jeszcze gorzej niż wtedy w klubie. Jasne, był hipokrytą i było to wiadomo nie od dziś. Sam mógł ruchać co popadnie, ale jakby kto tylko dotknął ja... rozszarpałby.
To był błąd. Zejście na ląd było błędem. Zobaczył tyle tą lecącą w jego stronę torbę i zdążył nakryć się ramionami, lekko kuląc. Tak śmiesznie na niego krzyczała i w ogóle była taka urocza. Ares zasłaniał się przed kolejnymi ciosami, śmiejąc w głos. Uwielbiał, jak się denerwowała!
- GABI! ...... ALE!.... AŁA! .... GABI!.... CZEKAJ! - Krzyczał broniąc się i śmiejąc i gdzieś tam zerkał na nią. Wielka, rozkoszna, purpurowa kulka rokoszy! Odwróciła się, miał szanse coś zrobić, ruszył za nią, ale ona znowu się odwróciła, a on znów parsknął śmiechem w głos, dostając po głowie torba, bo tego ciosu nie zablokował.
- O mój Jezu jak ja cię uwielbiam! - Rzucił w połowie po włosku, w połowie po angielsku i znów się zaśmiał, robiąc w końcu unik w tył i jeszcze głośniej zaśmiał się, słysząc jak bardzo się naburmuszyła, jak groźna się stała, jak władczo tupnęła tą swoją cielęcinką!
- Oj nie dąsaj się tak już. Fajnie było. - Uśmiech od ucha do ucha nie schodził mu z facjaty. Stanął w pozycji obronnej w razie, gdyby znowu miała go zaatakować, ale nie zrobiła tego, więc się wyprostował i zrobił krok w tył, jakby miał się wycofać.
- Dziękuję za komplementy. Nie mogłem się powstrzymać, jak pokazałaś mi którą łódkę mamy kraść, przecież to ty ją wybrałaś! Nie ja! Ja tylko grzecznie zrobiłem o co prosiłaś. - Błysnął śnieżnobiały rząd jego zębów, jak zwykle odwracając kota tonem i używając niepodważalnych argumentów.
- Ej patrz! Jak nisko! - Wskazał nagle palcem gdzieś na niebo za nią, jakby prawdę był zaskoczony tym co widział i kiedy odwróciła głowę w tamym kierunku, szybko skorzystał z okazji. Rzucił się w jej stronę i chwycił mocno, przerzucając przez ramię. Złapał jeszcze jej torbę, która przed chwilą go okładała, by nie została w porcie. śmiejąc się złowrogo wbiegł na łódź, uważając, by nie wpaść z Gabi do wody.
- CICHO CICHO BO POMYŚLĄ, ŻE CIĘ PORWAŁEM! Płyniesz ze mną, nic nie słucham, bla, bla, bla, bla, blaaaaaaaaaa! - Śmiał się, bo na pewno stawiała opór. Rzucił torbę na bok, wepchnął ja na fotel i zacisnął pasami. Nim zdążyła się uwolnić,odcumowął szybko łódź i wskoczył sprytnie za stery, odpływając pospiesznie. Motorówka miała mocny silnik, więc pęd sprawił, że nie mogła już wstać z tego cholernego fotela. Spojrzał na nią zadowolony.
- Teraz już mi nie uciekniesz. - Zabrzmiało trochę jak grożba. Słodko marszczyła nosek i w ogóle była taka kochana jak się złościła... Zdjął okulary z nosa, bo widział, jak razi ją słońce i wsadził je na ten słodki pomarszczony w złości nosek bez słowa.
- Lubię jak taka jesteś, słodko się złościsz. - Przyznał, zwalniając nieco tempa, bo już teraz na pewno mu nie uniknie i płynął w stronę Valentiny, która była już większą częścią jego jachtu. Nie patrzył w stronę Gabi, z widocznym zadowoleniem i triumfem na twarzy wbijał wzrok w wielki czarny jacht przed nimi.
- Zaraz przestaniesz się dąsać... - Rzucił jeszcze, nim wpłynął do specjalnej kapsuły, chowając motorówkę w swojej matce. - A oto moja ukochana Valentina. Nie trzymam jej w porcie, bo kto wie, czy jakieś małolacie nie wpadnie do głowy kradzież w środku nocy.... - Rzucił zuchwale i wyszedł z motorówki. Byli w małym, dokującym pomieszczeniu. Ares podał Gai dłoń, by pomóc jej wyjść.
- Chodź mała. Posmaruję ci plecki, otworzymy winko, położymy na słoneczku. Przyda ci się teraz troszkę wyluzować... Aha i wypowiedzenia nie przyjmuję. Ustnie to możesz co innego złożyć, a nie wypowiedzenie. - Wrócił stary, dobry Ares... to wszystko dlatego, że tak fantastycznie się bawił.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie była jego, w sensie... Była, ale przecież nie byli razem, dlatego jego słowa mocno jej siadły w głowie i trochę nie ogarniała, jak mógł tak trzymać ją na dystans, a jednocześnie uważać za swoją. Niedorzeczne, to tak jakby bawił się w piaskownicy i miał swoje zabawki, którymi nie chce się z nikim dzielić, ale cudzych używa. To tak nie działa, albo się dzielisz, albo bawisz się swoimi i cudzych nie ruszasz. Trochę ją to zdezorientowało i dlatego wolniej połączyła kropeczki, ale w końcu się udało.
Gabi nie brała jeńców, waliła tak, jak się zamachnęła, a jego śmiech jeszcze bardziej ją wkurzał, dlatego waliła mocniej o ile jego to w ogóle coś bolało.
- Nie będę na nic czekać! Zasłużyłeś sobie! Nie odzywaj się do mnie, nic do mnie nie mów bo za siebie nie ręczę!- kipiała wściekłością i już nawet to, że niemal wyznał jej miłość (niemal! Słowo klucz) wcale nie podziałało na jego korzyść, wręcz przeciwnie. Robił jej wodę z mózgu, bo tatar z serca już zrobił dawno.
- Będę- burknęła oburzona i nawet zaplotła ręce na klatce piersiowej. Tak śmiesznie nadymała policzki i marszczyła nos gdy się wściekała! I dlaczego dała się nabrać i tak bezmyślnie odwróciła tę głowę w kierunku, który jej wskazywał? Niczego tam nie widziała! I to był błąd, bo została porwana, dosłownie! Przerzucił ją sobie przez ramię jak worek kartofli, jakby nic nie ważyła.
- Ares puszczaj! Puszczaj mnie kurde! Mój ojciec jest prawnikiem! Pójdziesz siedzieć za porwanie, zobaczysz! PUSZCZAJ MNIE DRANIU!- wyrywała się, próbowała jakoś zwiać, ześlizgnąć się z niego, ale mocno ją trzymał więc zaczęła gryźć, kopać i uderzać w jego ciało piąstkami, dopóki nie rzucił jej na jedno z siedzeń i sprawnie nie zapiął jej pasów.
- Wybrałam ją, żeby sobie na niej posiedzieć a nie kraść! Ale ty jesteś kretynem! Nie odzywaj się do mnie, nie będę z tobą rozmawiać.
Zachowywał się jak dzieciak, gorzej od Joe i innych jej kumpli, serio... Mama jej zawsze powtarzała, że faceci to takie duże dzieci, ale jej nie wierzyła. Jak dorosły facet może być takim dzieciakiem! Okej, pewnie gdyby obserwowała obcą parę z boku to teraz pewnie umierałaby ze śmiechu, ale ona naprawdę była wściekła i to teraz już tak bezsilnie, bo nie mogła zrobić nic. Pęd wcisnął ją w fotel i już nawet próba wypięcia z pasów nic nie dała, bo się bała, że się utopi, przecież nadal nie umie pływać, liznęła ledwie tematu.
Miał rację, nie ucieknie mu, bo się boi wody, zwłaszcza tej głębokiej, gdzie stopy nie dotykają dnia. Zaplotła ręce na klatce piersiowej, zadarła brodę do góry i odwróciła głowę w bok. Już ona mu pokaże jak się potrafi dąsać. Postanowiła, że nie odezwie się do niego ani słowem, dopóki nie odstawi jej na ląd. Poczuła nagle, że wkłada jej coś na nos, oddał jej swoje okulary? A to pieprzony dżentelmen, tatuś opiekuńczy się kurde znalazł, niech sobie te oksy wsadzi w zadek, albo nie bo jeszcze mu się spodoba. Burknęła coś niewyraźnie pod nosem.
Okej, jacht robił wrażenie, nawet więcej niż wrażenie. Gdyby nie była taka naburmuszona to pewnie by zbierała szczękę z podłogi a tak... Tak to udawała niewzruszoną.
Faceci podobno kupują takie wielkie łodzie albo sportowe samochody, żeby zrekompensować sobie wielkość penisa, ale Ares nie musiał sobie niczego rekompensować.
Rzuciła mu nienawistne spojrzenie gdy wspomniał o małolatach i kradzieżach. Prychnęła krótko i nie zamierzała opuścić małej łódki. Niech sobie sam idzie opalać tyłek. Zignorowała jego rękę.
Niby była to stacja dokująca, ale trochę bujało tą łódką i zaczęło jej się robić niedobrze, więc zmieniła zdanie i jednak wyjdzie na większą łajbę. Odtrąciła jego rękę i sama się jakoś wyładowała na pokład. Musiała wejść po schodach na górę i zrobiła to, tupiąc jak mały słoni. Jeżeli myślał, że pozwoli mu na posmarowanie jej pleców kremem z filtrem to się grubo mylił, lepiej niech jej nie dotyka, bo palce odgryzie.
Okej, zanotowała, chce dostać wypowiedzenie na piśmie? Proszę bardzo. Wyjęła służbowy telefon i zaczęła wystukiwać oficjalnego maila z wypowiedzeniem. Już ona mu pokaże, gdzie raki zimują. Szła w kierunku dziobu, wstukując kolejne literki.
- Drań, złamas... Manipulant. Troszkę wyluzować... Już ja mu wyluzuje to zapomni jak się nazywa.- burczała pod nosem i w końcu wcisnęła przycisk "wyślij", akurat gdy doszła do leżaków. Na jednym z nich usiadła, położyła wygodnie nogi, poprawiła jego okulary na swoim nosie i zaplotła ręce na piersi. Czuła się porwana, oszukana, i totalnie wściekła. Oczywiście, że przesadzała, ale to tylko nastolatka i kobieta... One kochają dramatyzować. Oj nie daj boże, niech jej nie mówi, że przesadza albo dramatyzuje, bo dopiero zacznie, a w tedy zbyt łatwo nie skończy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nigdy tak naprawdę nie byli razem i ciągle jej to podkreślał, ale i tak przywłaszczył ją sobie niemalże od samego początku. Angelo nie lubił się dzielić, a tym bardziej kimś takim. W takim układzie jak to widział? Że ona będzie mu wierna, ale będą się tylko przyjaźnić? Dalej się w tym wszystkim jakoś dziwnie gubił. Postanowił już o tym nie myślec i oddać się chwili. Jebać.
Jej słowa docierały, ale już na nie nie odpowiadał, po prostu się śmiał. Groziła mu prawnikiem? I to jej ojcem? Jego akurat się nie bał i mogła to rozpoznać po jego niewzruszonej postawie, wręcz rwącej się do łamania wszystkich zakazów. To było zabawne, że tak się dąsała o taką sprawę, myślał, że będzie śmiała się z tego razem z nim, a tu proszę, babskie foszki, ale to dobrze, bardzo dobrze. Przypomniało mu się jak w klubie kipiała złością, wtedy pierwszy raz ją taką widział i zakochał się tym widoku. Dzisiaj emanowała trochę w inny sposób ta złością i miał wrażenie, że to takie typowe - teraz jestem super zła, ale chcę żebyś zrobił wszystko, żebym nie była. Tak się składa, że Ares kochał wyzwania, szczególnie takie i wiedział, jak sprawić, żeby przestała się w końcu dąsać. Wszystko jednak po kolei.
Stał z wyciągniętą w jej stronę dłonią w tej ciszy i czekał. Kto pierwszy odpadnie? Wiedział, że ona, on tak mógł sobie stać i czekać. W końcu się ruszyła właśnie tak mała..., ale tak perfidnie go minęła. Jakże go to podniecało... pokręcił głową i ruszył za nią, ciekaw, gdzie pójdzie, skoro nie znała jego jachtu. Stanął z boku i obserwował, jak pada na kanapę na dziobie. Słyszał, że coś tam sobie gada pod nosem i go wyzywał i w jakiś chory sposób mu się to podobało.
- Tak mi mów kochana. - Rzucił za nią i zniknął nagle nie wiadomo gdzie. On miał już plan. Rozpiął koszulę, ale tylko ją rozpiął, nie rozebrał się. Zrobił w kuchni dwa zimne, najlepsze, oryginalne aperole. Szklanki aż się skraplały, a nasycona pomarańcza barwa lśniła w słońcu. Nagle wszechobecne rozbrzmiała muzyka!. Ares wypadł zza rogu z dwoma aperolkami i rozpięta koszula, tańcząc w rytm muzyki Przód tył i bioderka! I przód tył i bioderka! Unosił drinki w górze, robiąc przed nią obrót z gracją i poruszał się pomimo masy z wielka gracją, wszystkie jego mięśnie poruszały się, ta jak jego tyłek - lewo, prawo.
- E vola vola si sa Sempre più in alto si va E vola vola con me Il mondo è matto perché E se l'amore non c'è Basta una sola canzone Per far confusione Fuori e dentro di te! * - Śpiewał akurat ten fragment, w którym nie było mowa o miłości, bo jednak... cóż za przypadek! Ale śpiewał rano z piosenkarzami, nawet nie fałszując i śpiewając głośno, bardzo głośno i ramiona! Podszedł do niej, zrobił obrót i klęknął na klanach po zewnętrzych stronach ud dziewczyny, ruszając ramionami w rytm muzyki i w produktu i w tył do dziewczyny, zbliżając się do niej i oddalając.
-Stringimi forte E stammi più vicino È così bello Che non mi sembra vero Se il mondo è matto Che cosa c'è di strano Matto per matto Almeno noi ci amiamo!** - Niespodziewanie wyrwał mu się jeden taki fragment, ale zdawał się tym nie przejmować. Co najważniejsze, z drinków nie uroniła się ani jedna kropla! Skończył śpiewać, chociaż muzyka wciąż leciała i wręczył jej jeden, całkiem pokaźny, zapewne pół litrowy kieliszek, siadając obok niej. Rozsiadł się wygodnie i wyciągała nogi przed siebie, stukając swoim szkłem o jej szkło i wypił pierwszy łyk alkoholu.
- Cóż za piękny dzień! - Zawołał, jakby kompletnie nie przejmując się tym, że Gabi przed chwilą się na niego fochała. Nie mogła, nie teraz, nie po takim show.
- Dobry aperolek, co? - Spojrzał na nią uradowany, lekko sapiąc, bo łapał oddech po tym jakże intensywnym tańcu. - Co tam masz w tej swojej torbie grozy?

------------------
* I leć, leć, lata się zawsze lata się jak najwyżej i lataj, lataj ze mną świat szalony i jeśli nie ma miłości wystarczy jedna piosenka żeby zrobić zamieszanie na zewnątrz i wewnątrz Ciebie
**Przytul mnie mocno i bądź bliżej mnie jest tak pięknie że wydaje mi się to nieprawdziwe Jeśli świat jest szalony Co w tym dziwnego wszystko jest szalone przynajmniej my się kochamy

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Jak on mógł ją tak paskudnie oszukać... Już wtedy! Kiedy ona była taka pewna, że robią coś totalnie złego, nielegalnego, niebezpiecznego! A on sobie ukradł swoją własną łódkę, a w zasadzie nie ukradł, tylko użył zgodnie z przeznaczeniem. Pamiętała wszystko bardzo wyraźnie!
Jak się skradał niczym wprawiony w bojach szpieg, jak bardzo się zaangażował i odegrał wszystko prawdziwie, żeby ona myślała, że to wszystko było naprawdę! Święty by się wkurzył, serio.
To był zupełnie inny rodzaj zdenerwowania niż tam w klubie — wtedy była naprawdę zła, do tego stopnia, że użyła siły, teraz to był zwyczajny foch. Niby już sobie odbił, już ją do siebie przekonał, a teraz znowu odwalił jej numer. Gabi ty głupia gąsko, przecież ty kochasz to zachowanie! Uwielbiasz je pod każdym względem, bo budzi emocje, nawet jeśli to są te negatywne to i tak chcesz ich doświadczać.
Powiodła wzrokiem za mężczyzną, bombardowała go gromami z tych niebieskich oczu, które teraz wydawały się ciemniejsze niż zwykle. Na twarzy nie miała grama makijażu, bo nie widziała sensu go nakładać, skoro w planach było opalanie, ale i tak wyglądała bardzo ładnie, choć na zdecydowanie młodszą niż była faktycznie.
Wgapiła się w horyzont i pomstowała na niego w myślach do momentu, w którym do jej uszu nie dobiegła wesoła, włoska muzyczka. Zmarszczyła śmiesznie nos i brwi i odwróciła się lekko by zobaczyć co się dzieje.
Szczęka jej opadła do samej ziemi, wszystkie zęby wypadły i zaczęły się toczyć po pokładzie. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziała, nie miała pojęcia jak zareagować. Poważny biznesmen prowadzący hotel i studio tatuażu i inne interesy wywijał zadkiem jak profesjonalny striptizer, na dodatek rozpiął koszulę, eksponując swoją zajebistą klatę. I jeszcze ten obrót!
Bardzo się starała być nadal zła, oj jak się starała zachować srogą minę! Ale kąciki jej ust zaczęły niebezpiecznie drgać i nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem i zaczęła się skręcać na tym leżaku jak sprężynka z długopisu. Ależ on miał poczucie rytmu! Mimo swojej wielkości i masy ruszał się całkiem dobrze! I jeszcze zaczął śpiewać... Boże, tego było za dużo jak na jedną małą Gabryśkę!
Dobra, głosu nie miał najlepszego, ale przynajmniej nie fałszował, a uszy Gabi są wyczulone na wszelkie fałszywe dźwięki, bo przecież sama śpiewa i gra na gitarze. Jak ona żałowała, że nie udało jej się niczego nagrać! Niby trzymała telefon w ręce, ale sądziła, że zaraz padnie jakaś groźna, by tego nie nagrywała, ale gdyby to zrobiła... Miałaby takie piękne materiały do składanki Aresowych tańców! Jeden filmik miała z kuchni jak wtedy sobie wesoło podśpiewywał i pląsał, ale mu tego nie powie bo ją zabije gołymi rękami.
No i masz... Foch gdzieś uleciał w zapomnienie a ona się śmiała, chrumkała i kwikała jak świnka a po policzkach ciekły jej łzy, ledwie mogła złapać powietrze w płuca. Musiała uważać, żeby nie wylać nigdzie drinka, którego jej wcisnął w ręce.
- To... Była...najlepsza... rzecz... jaką... widziałam...w... całym... swoim...życiu...! - wydusiła gdzieś między kolejnymi heheszkami i łapaniem oddechu. Musiała otrzeć policzki z łez wierzchem dłoni i wstać, żeby się uspokoić, zaczęła głęboko oddychać i przechadzać się z jednego miejsca na drugie, ale co zerkała na Aresa to znów zaczynała się śmiać, to było silniejsze od niej. Nawet upicie łyku drinka jej nie pomogło.
- Najlepszy- wydusiła i spojrzała w niebo, starała się wymazać obraz wywijającego tyłkiem Aresa, to było złoto pokryte platyną, diamentami, rubinami i szmaragdami. W końcu usiadła półdupkiem na leżaku i chyba zaczęła się uspokajać, bardzo powoli.
- Jakąś głupią gazetę, książkę, trochę słodyczy, telefony, nic wielkiego... Nie wiedziałam jak to wszystko będzie wyglądać, więc wolałam zabrać prowiant.- powiedziała zgodnie z prawdą i zerknęła na mężczyznę kątem oka. Znów parsknęła śmiechem, już chyba nigdy tego nie odzobaczy, to za bardzo wgryzło się w jej głowę, na dodatek on był taki szczęśliwy! Przecież tylko o to jej chodziło od samego początku.
- Nie myśl sobie, że ci wybaczyłam to paskudne oszustwo. Jeszcze się policzymy i żadne dzikie pląsy ci nie pomogą, żadne. Nie znasz dnia ani godziny jak się zemszczę.- pogroziła mu palcem jak niegrzecznemu dziecku. Słońce strasznie prażyło, w tej sukience było jej potwornie gorąco więc wstała i cały czas trzymając drinka w ręku jakoś pozbyła się ubrania, a to zsunęło się z jej ciała z gracją i Gabi została w stroju kąpielowym. Tak było zdecydowanie lepiej! Wyglądała w nim zjawiskowo, cóż... Niewiele zakrywał, nawet gatki były mocno wyciętymi stringami.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Widział to! Widział jak walczy sama ze sobą, jak jej kącki drgają, usta zaciskają, nie chcąc do końca pozwolić uśmiechowi wygrać, ale wygrał! Jak miał nie wygrać? Ares doskonale wiedział, co robił! Poza tym swietnie się bawiąc, naprawdę świetnie. Przy niej mógł być soba, mógł zapomnieć o manierach i postawach, które przyswoił i zawsze prezentował godnie i groźnie. Ona nie musiała się go bać, ona miała go podziwiać, ona miała go uwielbiać, tak jak i on uwielbiał ją! Jej śmiech, taki szczery, który przedzierał się do jego uszu gdzieś pomiędzy dźwiękami piosenki a jego śpiewem. Już ją miał, całkowicie ją miał, przepadła.
Dlatego siedział taki zadowolony obok, czekając aż się trochę uspokoi. Chociaż mogła się śmiać, nawet całe popołudnie, jeśli starczy jej sił. To przynosiło mu jakieś dziwne uniesienie, czuł się wolny i sam uśmiechał, jakby... czy tak właśnie działała empatia? Uczył się przy niej tak wiele nowych rzeczy, a ona biedna nieświadoma tego kompletnie myślała, że Ares miał ją w dupie. No miał, ale to było kiedyś, teraz była ważna!
Słysząc, że to najlepsza rzecz jaką widziała, uśmiechnął się dumnie i aż zadarł podbródek w górę, nastroszony jak paw.
- Zrobiłem go prosto z serduszka. - Ułożył sobie dłoń na piersi, mówiąc o drinku, którego tak chwaliła. Nie potrafił si już powstrzymywać, nie byli w hotelu, a atmosfera zrobiła się tak luźna i tak czuł się swobodnie, że nie miał zamiaru się teraz hamować.
- Spoko, to możesz wyciągnąć słodycze teraz. Książkę poczytasz później, jak już wypłyniemy troszkę dalej... czeka nas długi dzień! Jesteś na mnie skazana. - Jakby to była kara. Poruszył brwiami, upijając kolejny łyk alkoholu.
- Uuuu. - Aż drgnął podekscytowany, patrząc na nią więc kipiąc tą emocją. - Brzmi jak obietnica. Podoba mi się. - I sięgnął ręką do jej nosa, palcem wskazującym przesuwając szybko po jego czubku. - Taka jesteś mała i groźna. - Posłał jej swój firmowy, łobuzerski uśmieszek. Wtedy ona wstała, a on obserwował z uwagą co robi.
- Nie! Czekaj... - Ale nie zdążył jej powstrzymać. Patrzył na jej piękne, drobne ciało, takie idealne. Przełknął głośniej ślinę, pędząc wzrokiem po jej nagim brzuszku i wklęsłym pępku, po jej idealnych, krągłych pośladkach. Kompletnie zapomniał, że nie miał na nosi okularów.
- Nadal jesteśmy w porcie... - Powiedział do jej pośladków i dopiero wtedy pokręcił głowa, zadzierając głowę w górę, na jej oczy. - Zaraz jakieś stare bogate dziady będą się na ciebie patrzyły i będę musiał wydłubać im oczy. - On nie żartował, chociaż tak mogła te jego słowa odebrać. Wstał powoli i chwycił ja za wolną dłoń, te, w której akurat nie trzymała drinka.
- Chodź, pokażę ci jak się pływa moją malutką Valentiną. Jak ci się w ogóle podoba? - Zaprowadził ją do kokpitu, który był nowoczesny i wyposażony w radary, różne zegary, busolę i inne przyrządy. - Chodź. - Odstawił drinka na specjalną, antypoślizgową podkładkę i chwycił jej dłoń, by nakierować w to samo miejsce. Ujął ją za biodra i zaprowadził do panelu sterowniczego, stojąc tuż za nią. Blisko Zdecydowanie za blisko. Pokazał jej jak pływać tym ustrojstwem i pozwolił sterować, trzymając ciągle rękę na pulsie. Nie ruszał się ani chwili zza jej pleców, do których przylgnął swoim nagim torsem, zaglądając jej przez ramię, co robi.
- Chyba wypłynęliśmy wystarczająco daleko... - Po drodze tłumaczył jej jak co działa. Tak, miał zrobiony kurs, Ares był pełnoprawnym marynarzem. - Teraz możesz paradować po jachcie choćby na golasa. - Szepnął jej do ucha, tak blisko, że mogła pocić jego oddech na sobie. Zastygł w tej chwili, owładnięty zapachem Gabi, tak strasznie pragnąc złożyć pocałunek na szyi nastolatki. Otarł się jednak jedynie o nią nosem i zrobił krok w tył, uwalniając z potrzasku. Podał jej drinka i chwycił za swojego. Tak samo, jak i wcześniej, za jej dłoń, wyprowadzając z powrotem na górny pokład.
- Będziesz chciała sobie popływać? Mam deski, możemy podryfować na nich, jeśli boisz wejść się do wody. - Mówił, zdejmując w końcu z siebie ubranie. Został w samych kąpielówkach.
- Posmarujesz mnie? - Zagaił, wskazując na krem z filtrem który stał przy fotelach. Był taki swobodny we wszystkim co mówił i robił. Dawno jego mięśnie tak nie odpoczywały.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ares Kennedy ma serce! On ma serce! On czuje! ON ŻYJE!
Dobra, bez żartów. Gabi od samego początku nie uważała, że jest inaczej, od pierwszej chwili widzi w nim normalnego człowieka, mającego uczucia, mogącego mieć najróżniejsze emocje. To nie maszyna! On czuje jak każdy inny tylko gubi się w tym wszystkim, bo niektóre uczucia dochodzą do niego pierwszy raz w życiu, a jeżeli nie pierwszy to zapomniał przez lata, jak to jest.
Okej... Zrobił jej świństwo, był kutasem skończonym, ale oczywiście Gabi znajdowała milion różnych wytłumaczeń dla tego stanu. Nie powinna, ale to robiła, choć przyjaciele nie mieli dla Aresa litości i ostro po nim jeździli w rozmowach podnoszących dziewczynę na duchu i ona zaczęła im wierzyć, nie samej sobie, a im.
Uśmiechnęła się jedynie i założyła za ucho niesforny kosmyk włosów, który uwolnił się z misternie zaplecionego warkocza, którego robiła na cztery razy i jej nie wychodził. Poprosiła Amber o pomoc, a ta bez zająknięcia i z wielką chęcią jej go zrobiła. Gabi chyba ją najbardziej polubiła z całej ekipy, była dla niej jak taka starsza siostra, której nigdy nie miała, zawsze pomocna, uprzejma, ciepła, ale jakaś taka smutna... Ten smutek ją zastanawiał, będzie musiała z nią o tym porozmawiać.
- Mówisz tak jakby to miała być jakaś kara, a ja lubię spędzać z tobą czas, kiedy jesteś taki pogodny i tryskasz humorem.- powiedziała zupełnie szczerze to o czym myślała. Wzruszyła lekko ramionami i znów napiła się tego dziwnego drinka, był dobry, ale piła go pierwszy raz w życiu. Oni na imprezach to walili albo czystą wódkę, albo żłopali tanie piwska, ewentualnie tanie wina. To Ares poczęstował ją takim prawdziwym drogim winem, które smakowało tysiąc razy lepiej od jakiegoś Carlo Rossi czy tego typu sikaczy.
On z niej jawnie kpił, autentycznie... Jakby wcale się jej nie bał! Co ona mogła mu zrobić? Ugryźć go z zaskoczenia w ucho, nadepnąć na stopę, wrzucić zdechłą żabę do talerza kiedy wpadnie do restauracji na obiad? Takiemu komuś jak Ares ciężko jest zagrozić, musiałaby chyba porwać kogoś z jego rodziny i tym go szantażować, może by zadziałało.
Nie słuchała jego protestów, chciała się rozebrać to się rozbierze bez względu na to o co mu chodziło. Materiał sukienki drażnił jej ciało i wolała się go pozbyć, aniżeli miała się męczyć. Kiedy sukienka opadła na pokład wyszła z niej, schyliła się, tym samym wypinając tyłek w stronę Aresa i ją podniosła.
- Wiesz, że czuję, że się na mnie gapisz?- zapytała ze spokojem.
- Stare bogate dziady mówisz? Może jakiegoś upoluję i wykończę i zostawi mi swój majątek.- zażartowała i ostentacyjnie zaczęła się rozglądać, ale nikogo na horyzoncie nie było. Szkoda... Chciałaby zobaczyć jak Ares faktycznie wydłubuje komuś oczy tylko dlatego, że śmie na nią patrzeć. Irracjonalne, bo nie należała do niego, nie należała do nikogo ni nigdy nie będzie należeć.
- Co? Nie, Ares... Ja nie chcę, boję się.- wymamrotała. Ona na serio się bała wody, tej głębokości i było jej dobrze tam, gdzie byli, po co chciał płynąć jeszcze dalej. Poszła jednak za nim, ale nogi miała miękkie jak z waty.
- Kurczę, nie znam się na łodziach, jachtach, statkach czy tam parowcach, ale wygląda bardzo ekskluzywnie. Pewnie nie jedna i nie dwie imprezy tu miały miejsce, co?- zaśmiała się nerwowo. Nagle poczuła jego ręce na biodrach i zakręciło jej się od tego w głowie, ale nogi same dreptały we wskazanym kierunku. Był zdecydowanie za blisko, czuła znów te wspaniałe motylki w brzuchu, ale i z tyłu głowy miała takie: NIE. Nie ulegaj, nie poddawaj się, Gabi, wytrzymasz to. Macie być tylko przyjaciółmi, nic więcej... Przyjaciele nie rzucają się na siebie jak zwierzęta. To było trudne, bardzo trudne skupić się na tym co do niej mówił i pokazywał jak prowadzić tak wielką łódź. Gabi zupełnie instynktownie wypięła lekko pupę do tyłu tak, że niemal wciskała ją w krocze Aresa, ale nie na tyle mocno by powodować im obojgu dyskomfort. Gapiła się na taflę wody, którą przecinali, płynęli kilka minut, a one wlokły się jak godziny, ten dotyk, ta bliskość to były tortury.
- Jasne... Chciałbyś.- zaśmiała się cicho, choć ton jej głosu wcale nie był jakiś ostry czy mocno zaprzeczający. Mogłaby latać nago, co za różnica. Zamknęła oczy czując jego oddech na swojej skórze, zdrżała gdy przesunął po niej nosem, zacisnęła palce mocniej na brzegu panelu sterującym, żeby przypadkiem się nie przewrócić z wrażenia. Poczuła za plecami pustkę, której już nic nie było w stanie wypełnić i nagle szok, bo w jej dłoni wylądował lodowaty drink, to ją ocuciło, choć dłoń lekko drżała i kostki lodu w szkle zaczęły wydawać charakterystyczny dźwięk.
Znów wyszli na zalany słońcem pokład, było pięknie, ciepło, wręcz gorąco - Gabi lubiła taką pogodę, innej nie znała. Śniegu nigdy na oczy nie widziała. Gabi zmrużyła groźnie oczy, już ona go rozgryzła.
- Już wszystko wiem... Proponujesz mi te deski bo chcesz, żebym się utopiła i nie będziesz mieć problemu z pozbyciem się zwłok. Ja wiedziałam, że ta wycieczka ma drugie dno, ale żeby aż tak? Ładnie... Bardzo ładnie.- oczywiście, że żartowała ale pomysł z wejściem do tak głębokiej wody wydawał jej się przerażający. Wolała jednak czuć grunt pod stopami. Odstawiłą drinka na mały stolik, później go dkokończy.
- Um... Jasne, trzeba chronić te twoje dziarki przed słońcem.- uśmiechnęła się lekko. Cóż on miał za ciało... Te szerokie barki, wąskie biodra, krągłe pośladki. Pamiętała jak wpijała w nie palce, jakie były twarde i mięsiste. To słońce tak pali czy to jej bez powodu zrobiło się tak gorąco?
Podeszła do leżaków żeby wziąć krem i nalała go sobie trochę na ręce. Tubka śmiesznie pierdnęła więc parsknęła śmiechem.
- Siadaj tutaj, będzie mi łatwiej. - wskazała ręką jeden z leżaków i gdy Ares usiadł, dziewczyna ułożyła dłonie na jego ramionach. Najpierw mógł poczuć chłód kremu z filtrem, ale z każą sekundą chłód zastępowało ciepło drobnych dłoni Gabi, które sunęły swobodnie po tych szerokich barkach i ramionach, niespiesznie, jakby się delektowała tym dotykiem, rozsmarowywała krem. Chyba trochę zbyt długo zatrzymywała się w każdym miejscu, czuła pod palcami jego blizny, każdy pojedynczy mięsień. Z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej rozluźnione, a ona nie przestawała błądzić rekami po tych plecach, tak by pokryć je odpowiednią ilością kremu. Barki, ramiona, środek pleców, a teraz przyszedł czas na lędźwie. Jej dotyk był bardzo delikatny, jakby sie bała, że naciśnie za mocno w którymś miejscu i sprawi mu ból, albo jakby bała się go dotykać.
- Ares... Skąd masz te wszystkie blizny? Nie musisz mówić jeśli nie chcesz. Rozumiem, że o pewnych rzeczach nie warto pamiętać, sama mam takie, które wypieram, choć wszystko czasami wraca w najmniej odpowiednich momentach.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Właśnie to jest coś, o czym Ares wcześniej myślał - dostrzegała go. Jako jedyna kompletnie obca w jego życiu osoba widziała go takim, jakim był, wydobywa z niego najbardziej skrywane zachowania, takie, których nigdy nikomu nie pokazywał, bo uważał je za słabość. Dlatego tak cholernie go do niej ciągnęło, dlatego czuł taką pustkę, gdy jej zabrakło. Był toksyczny, był narcyzem, był kutasem, ale tak, wciąż nie był kamieniem. Czuł, ta samo jak inni, ale nie potrafił tych czuć rozróżniać. Uczono go, że to słabe, że nie może ulegac słabościom, więc całe życie odcinał wszystkie emocje grubą kreską. Tak próbował zrobić i z nią, ale już dłużej nie miał na to siły. Poddawał się, był kurwa słaby, że ulegał tym emocjom, ale czy słabość jest taka zła, skoro przynosi tak wiele szczęścia?
- Też dlatego lubię spędzać czas z tobą.- Wyznał w końcu coś, co leżało mu na piersi. Przygniatało go od środka, a te słowa bln ciężkie d wypowiedzenia, ale w końcu zrobił to, powiedział na głos, uzmysłowił ją, że też lubi z nią być. Tak po prostu, sadzać miło czas, gdy jest wesoła, nawet gdy tak słowo się naburmusza. Po postu, kiedy jest sobą.Tą, która poznał, tą, która sprawiła, że w końcu wyszedł ze swojego komfortowego, chłodnego cienia prosto w gorące i często parzące promienie słońca.
To był ich moment. Ozy spotkały się, a czas zwolił, nie, on się zatrzymał. To było cholernie intensywne doznanie, a przynajmniej dla niego. W końcu.. przyznał się do słabości.
- Wiem. - Rzucił już nie bezczelnie, ale chociaż szczerze. - Skoro mam na co, to się gapie. - W jego ustach to był komplement. Uwielbiał ciało Gabi, wiedziała o tym i czy specjalnie aby nie wypinała teraz w jego stronę? Tak to wyglądało.
- Mówiłem, żebyś mnie nie prowokowała. - Uniósł brwi, a ona już powinna wiedzieć, co się wody działo. Nie, nie chciała widzieć go w akcji, bo to co zaprezentował jej w klubie, nie był choćby namiastką jego możliwości. Gdy faktycznie uaktywniła ciemną stronę Angelo... Błagałaby go, by przestał.
- Ze mną jesteś bezpieczna. - Była. Rzuciłby jej się na ratunek gdyby się topiła i rzuciłby jej się na ratunek, gdyby płonęła. Ratowałby ją zawsze, gdyby tego potrzebowała, czuł w stosunku do niej jakieś dziwne... nawet nie potrafił tego nazwać. Chciał się nią opiekować, chronić ja, każdym możliwym sposobem.
Zaśmiał się na jej pytanie.
- Właściwie głównie do tego ten jacht służył. Długo już jednak stał nieużywany... w sumie to jesteś pierwszą osobą, która jest na nim ze mną sam na sam. - Wyznał, będąc już tak cholernie blisko niej. Wciskała się w niego, a on nie protestował. Lubił, gdy jej ciało tak na niego reagowało, mówiło mu więcej niż jej słowa, niż mogła przypuszczać. To była cholernie intymna lekcja pływania, aż jemu podniosło się ciśnienie, zrobiło lekko duszno.
- Jasne, że bym chciał. - Znów bezczelnie szczera odpowiedź. Co miał, kłamać? Oczywiście, że chciałby, by latała nago, chciał widzieć każdy centymetr jej pięknego, idealnego ciała. Też by mógł tak chodzić, gdyby chciała. Nie mieli już przed sobą żadnych tajemnic, widzieli się, znali te ciała, ich wygląd, strukturę. Więc w czym problem?
Może w tym, że ona nie chciała z nim znowu wchodzić w głębsze relacje?
- Gdybym chciał się ciebie pozbyć maleńka, zrobiłbym to tak, aby nie być ostatnia osobą, z która cię widziano. - Wiedział, że żartuje, on niby tez powiedział to żartem, ale nie mówił. To miało generalnie sens i była to pierwsza zasada pozbywania się ludzi. Zero powiązań. Gdyby ona tylko wiedziała z kim rozmawia... No właśnie. Co by zrobiła?
Poszedł grzecznie w miejsce, które mu wskazała, siadając na początku nieco może zbyt spięty. Jednak ej dotyk... chodny krem miło chłodził jego skórę, zaś jej rozgrzane ręce tak przyjemnie po niej błądziły. Przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie, po prostu chłonąc ta chwilę jak jego skóra chłonęła wcierany filtr.
- Przyjemnie. - Powiedział to, czy tylko pomyślał? sam już nie wiedział. Rozluźnił się pod dotykiem nastoletnich i subtelnych dłoni i ani trochę nie przeszkadzało mu, że zatrzymywała się tu i ówdzie, czy że cały ten proces trwał zdecydowanie za długo. Dobrze, że tak było.
To był bardziej masaż, niż wcieranie filtra...
Jej pytanie... mogła poczuć, jak na powrót się spina. Nie chciał, nie mógł. Nie, nie mógł powiedzieć jej prawdy. Co miał odeprzeć? Że jest zabójca? Że napierdalał się z połową Włoch, na noże, pistolety i wręcz? Że większość ludzi, która zadała mu rany już dawno gryzie piach? Ona w jego oczach była tak delikatna, taka... za drobna na tego typu opowieści.
- Wiesz co to BDSM? -Więc po prostu zażartował sobie, choć w sumie do końca nie żartował. Zaśmiał się, ale mogła wyczuć, że to tylko odwrócenie uwag od prawdziwego problemu. Chwycił jej dłoń, pachnącą miło kremem i przeciągnął ją przez swoje ramię. Odwrócił głowę i delikatni ucałował wierzch tej jej drobnej rączki, przytulając do niej policzkiem ewidentnie zbyt długo.
- Tak jak ci wielokrotnie już mówiłem. Nie jestem i nigdy nie byłem grzecznym chłopcem. Zanim przyjechałem do Lorne Bay robiłem różne rzeczy. Nie do końca... dobre. - Wyjawił jej część swojego sekretu, ale nie zagłębiając się w szczegóły. Odwrócił się w jej stronę, wciąż ujmując drobną dłoń nastolatki i spojrzał w jej głębokie jak to morze oczy.
- Mam swój przeszłość, która ciągnie się za mną do dziś. Te blizny to pamiątka po nich. - Siedzieli na przeciwko siebie, a on wciąż ujmował jej dłoń. Pod wpływem chwili, chyba przez to, że i przed kimś tworzył, zdradził nieco swojej gorzkiej tajemnicy, poczuł się tak, aby mógł jej ufać bezgranicznie. Nakierował dłoń dziewczyny na swój szorstki polik i wtulił się w niego, przymykając oczy.
- Nie mówmy o tym. Spędźmy miło ten czas, co? - Wymamrotał i odwrócił warz nagle w stronę jej dłoni i znów ją ucałował, tym razem po wewnętrznej stronie. - To co? Wskakujemy na deski? Czy jednak tchórzysz? - Jasne, że trochę ją podpuścił. Zaś puścił jej dłoń w końcu. - Ze mną nic ci nie grozi. - Zapewnił z ręką na sercu.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Miłość nie jest słabością, w tym rzecz... Jest siłą, niewyobrażalną siłą mogącą przenosić góry i z niemożliwego czynić możliwe. Tylko kochając kogoś, można poznać, czym tak naprawdę jest życie. Możesz cierpieć, możesz czuć się samotny, możesz uważać, że nie zasługujesz na nic dobrego, ale koniec końców, gdy spotkasz właściwą osobę, we właściwym czasie to wszystko przestaje istnieć, staje się mglistym wspomnieniem, do którego nie chcesz już nigdy więcej wrócić, bo masz kogoś, na kim ci zależy i kogoś, komu zależy na tobie.
Z miłości ludzie robią różne szalone rzeczy, ranią się wzajemnie tylko dlatego, że to właśnie najbliższe nam osoby są w stanie zrobić to najmocniej. Obelga Krystyny spod piekarni nie boli tak mocno jak ta wypowiadana z ust kochanki/kochanka.
Jak to jest pięknie ujęte w Piśmie Świętym (nie, nie jestem super wierzącym człowiekiem, ale to akurat jest piękne)
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.

Gabi uśmiechnęła się ciepło, to było miłe, choć już wcześniej jej to mówił, teraz te słowa były jakieś inne, cieplejsze, bardziej szczere, niewymijające jak wtedy gdy powiedziała mu, że go kocha. Dziwne, ale uwierzyła mu, to się jednak czuje. Intencje człowieka zapisane są w jego aurze, bo inaczej jak wytłumaczyć to, że z automatu kogoś lubisz, albo nie lubisz? Vibe ma znaczenie.
Kurde no... Lubiła go podpuszczać, ale chyba nie aż tak, żeby komuś musiał robić krzywdę. Zdrowa dawka zazdrości jest fajna, bardzo pokazuje, że komuś zależy, że jednak boi się stracić tę drugą osobę tylko znów — nie są razem, więc o co to być zazdrosnym? Kompletnie tego nie rozumiała.
Tego akurat była pewna, że nic jej się przy nim nie stanie, choćby nie wiadomo jaką kose ze sobą mieli, czego by nie przeżyli to mimo wszystko wiedziała, że Ares nie da jej nikomu i niczemu skrzywdzić, chyba że jest to on sam, to już inna kwestia.
To było głębokie, naprawdę mocne wyznanie i strasznie dziwne jednocześnie jeśli chodzi o to, że pierwszy raz jest z kimś sam na sam na tym jachcie. Dziwnie jej się zrobiło, znów miała mętlik w głowie i nie wiedziała, co ma czuć, robić, jak się zachowywać. Z jednej strony pragnęła zwyczajnie się do niego przytulić, ot tak, bez podtekstów, a z drugiej sami wszyscy wiecie... To, o czym nastolatki myślą najczęściej.
Jego dzisiejsza szczerość była rozbrajająca na łopatki dlatego się zaśmiała, normalny, zdrowy odruch, ale raczej jej już nigdy nago nie ujrzy na te swoje piękne, ciemne patrzałki.
- Chyba masz doświadczenie skoro tak mówisz- wyszczerzyła się w rozbrajającym uśmiechu. No gdzieee... W życiu by sobie nie była w stanie wyobrazić Aresa zabijającego kogokolwiek. Pobicie owszem, ale morderstwo? Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach!
Jak dobrze, że mogła go tak bez skrępowania sobie bezwstydnie macać! Jemu było przyjemnie? To chyba jakiś żart! To jej sprawiało radość, ona czerpała z tego dziką satysfakcję i jakieś dziwne podniecenie, bo normalnie aż jej sutki stwardniały i zaczęły być widoczne przez cienki materiał góry bikini.
- Yhym...- mruknęła z zadowoleniem, całkiem już zapominając, że była na niego zła. Daj jej się pomacać a zły humor uleci w siną dal. Sama nie do końca wiedziała, czemu zadała to pytanie. Przypuszczała, że odpowiedź może wcale nie nadejść, ale ją zaskoczył. Bardzo!
- Co?- aż drgnęła, no głupia nie była, internet miała, coś tam w nim czytała, oczywiście, że wiedziała. Momentalnie się zaczerwieniła i już miała jakieś chore wizje.
- Um... no coś tam wiem...- ton jej głosu stracił na pewności. Nie wiedziała, czy sobie z niej żartuje czy mówi na poważnie.
Przyjaciele tak się nie zachowują... Nie całują swoich dłoni, nie gładzą się nimi po policzkach, miała ochotę zabrać rękę, bo się przestraszyła, że pęknie, ale wytrwała z jednej prostej przyczyny. Słyszała w głosie Aresa, że nie jest mu łatwo tego z siebie wyrzucić, słuchała go uważnie, w skupieniu, bez żadnego krzywienia się, marszczenia nosa, oznak obrzydzenia, odrazy, nic z tych rzeczy. To był poker face i wewnętrznie też czuła dziwny spokój i cholernie doceniła, że odważył się jej to powiedzieć.
- Dziękuję, że mi powiedziałeś.- uśmiechnęła się ciepło. Zero drążenia, oceniania, komentarza. Przyjęła do wiadomości, zanotowała, to musiało jej wystarczyć, bo czuła, że niczego więcej z niego nie wyciągnie, a jest ostatnią osobą, która na siłę chce coś wyciągnąć z drugiej osoby. Chyba potrzebował teraz odrobiny bliskości, skoro tak tulił do siebie jej dłoń, nie mogła mu jej odmówić, więc kciukiem delikatnie pogładziła ten polik. Patrzyła na niego tak ciepło, z takim zrozumieniem i czułością, że już chyba lepiej się przy niej nie dało poczuć. To było bardzo dziwnie dojrzałe jak na taką osobę jak Gabi, która jest takim dużym dzieckiem, które się ze wszystkiego cieszy i wszystkim ekscytuje, jest chodzącą kulką emocji i energii.
Znów ją wyzywał! W sensie rzucał wyzwanie! Dziad przebrzydły.
Gabi skorzystała z chwili jego nieuwagi i bycia podatnym na "zranienie" i wreszcie dokonała swojej słodkiej zemsty za to oszustwo z łodzią. Ares nawet nie spostrzegł jak Gabi nalewa sobie balsamy z tubki na dłoń.
- Okej, ale musisz mi obiecać, przysiąc na własne życie, życie swojej matki, ojca, braci i bóg wie kogo masz jeszcze w rodzinie, że się w tym oceanie nie utopię, bo ja chcę żyć i robić głupie rzeczy jeszcze przez długie lata.- oświadczyła bardzo poważnie i... Wlepiła Aresowi w twarz pokaźną ilość kremu z filtrem, tak jakby upaćkała go wielkim tortem z bitą śmietaną, rozmazała mu go po całej twarzy.
- HA! Mówiłam, że nie znasz dnia ani godziny mojej zemsty! HA! HA! HA!- wstała z leżaka, żeby przypadkiem jej się nie odwinął i ostawiła jakiś dziki taniec radości i zwycięstwa.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Zazdrość. Nienawidził tego uczucia, bo nie potrafił nad tym zapanować, a on bardzo nie lubił tracić kontroli. Tak sto było z agresją... ile razy próbował ja wyhamować, tyle razy ktoś kończył właśnie bez oka, ucha, palca. Ares jak uważał, że coś, albo ktoś do niego należy, to wpadał w furię za każdym razem, dy ktoś próbował mu to odebrać, albo chociaż dotknąć. Gabi mogła dostać próbkę jego furii w klubie i chyba już mogła spodziewać się, że w cale nie żartował. Znał ją na tyle, aby podziewać się, że nie bedel chciała cierpienia drugiej osoby i tu różnili się od siebie w stu procentach. On lubił patrzeć jak ktoś cierpi, lubił być powodem tego cierpienia, lubił słuchać błagania i... nie mógł teraz o tym myśleć, choć myśl, że ktoś chciałby dotknąć Gabi napędzała go jak paliwo maszynę. Zachodziło utlenianie jego emocji, które tworzyły swoistą mieszankę niepohamowanej agresji i szału. Zapłon. I już nic nie mogło tonąc tego procesu.
Potrafiłby obronić ją przed wszystkim i przed każdym, ale o zgrozo - nie przed sobą! Był dla niej największym istniejącym zagrożeniem, a jednocześnie chciał ją przed zagrożeniami chronić, to znaczy, że miał usunąć się z jej drogi? Ale kto wtedy zajmie jego miejsce?
Zaśmiał się jedynie w odpowiedzi na jej słowa o doświadczeniu, bo nawet nie wiedziała ile miała w nich racji. Co miał jednak powiedzieć? Ani nie mógł zaprzeczyć, co byłoby kłamstwem, ani nie mógł potwierdzić, bo nie spojrzałaby już na niego tym samym wzrokiem. Właśnie. Może właśnie o to się martwił? Nie chciał stracić tego spojrzenia.
Rozbawiła go również jej reakcja na BDSM. Jasne, że je praktykował, przecież lubił być bity, sama już się o tym przekonała. Ostatnio w klubie dal jej namiastkę swoich możliwości i powinna połączyć fakty, że do końca tak nie żartował. Jednak ten temat był dla niej krępujący, wiedział o tym - wszystko co nowe takie było.
Szybko jednak przeszedł do sedna i znowu go zaskoczyła, tym razem swoją wyrozumiałością.Nie zdradził jej co prawda szczegółów, ale przyznał się do bycia złą osobą, do tego, że robił złe rzeczy, a ona przyjęła ot tak gładko? A może tylko udawała, że się nie boi? Albo nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, tak, to było najbardziej prawdopodobne. Może myślała, że po prostu bił się z ludźmi i na tym kończyła się jego przemoc. Dobrze, niech tak sobie myśli... Ten kciuk. Taki drobny gest, a tak dużo teraz mówił.Próbowała go zrozumieć, czy mogła zrozumieć to, kim był naprawdę? Wątpił. Wszystko uległoby zmianie, nie mogło.
Dobrze, że nie drążyła tematu i dobrze, że szybko zmieniła nastrój. Miał być miło, musiał d siebie końcu odsunąć te wszystkie zjebane myśli.
- Obiecuję mała. Jeszcze pomalujemy ten pieprzony biały dom w kwiatuszki. - Nawiązał z rozbawieniem do jego snu, który opowiedział jej kiedyś przez smsa i... ten się nie spodziewał.
- O ty gnoju mały, chodź tutaj! - Nie... nie odpuści. Otarł przedramieniem twarz i wstał pospiesznie, goniąc nastolatkę po dziobie łodzi.unik w lewo, w prawo, zwinna była cholera, ale i tak ją złapał!
- Pożałujesz tego! -Rzucił się na nią, gdy biegła tyłem do niego i przytrzasnął jej drobne ciało w potrzasku. Runęła na poduszki, wycelował tak, żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Ściskał ją w pasie, ale szybko rozluźnił uścisk i odwrócił w swoją stane, siedząc na niej i zaczął ją bezlitośnie łaskotać.
- O tak! - Zemsta za zemstę była słodka. Śmiał się razem z nią, b o na pewno musiała się śmiać i łaskotał ją bezlitośnie, wciąż z pozostałościami kremu na twarzy. Nachylił się nagle i wytarł gębę w jej mostek, ramiona, celowo omijając piersi, choć miał cholerną ochotę się w nie zanurzyć. Kiedy się w końcu wytarł, z rozbawieniem zszedł z tej w końcu i pozwolił złapać oddech.
Nigdy w życiu tak dużo się nie śmiał jak przy niej. Sięgnął po aperolka i wypił go do końca, wstając na równe nogi i wcierając w siebie pozostałości kremu.
- Teraz ty! - Wskazał na nią palcem i sięgnął po tubkę. - Odwracaj się. - Zanim pójdą popływać, musiał nasmarować jej ramiona, bo wiedział, że inaczej skończy jak rak. Czerwona i spalona, niezdolna jutro do pracy, czy w ogóle czegokolwiek innego.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Och dla niej nie tylko BDSM było krępujące! Cała sfera życia erotycznego taka była, bo sama siebie ograniczała i nie pozwalała wyjść na światło dzienne, pragnieniom tylko dusiła się w sztywno utartych przez społeczeństwo ramach, że seks to tylko w łóżku i przy zgaszonym świetle, najlepiej by nikt nie widział, nikt nie słyszał, bo to nieobyczajne zachowanie. Może kiedyś nauczy się cieszyć z seksu i nie stygmatyzować go jako coś złego. Miała otwartą głowę więc może i jest dla nastolatki jakaś nadzieja.
Chyba jeszcze aż tak blisko to ze sobą nie byli, wcale wielce mocno się nie dotykając, nie pożerając wzrokie, rękoma, pocałunkami. Rozmowa na poważny temat nie trwała długo, ledwie kilka minut, a Gabi miała wrażenie, że jeszcze aż tak szczerej i prawdziwej nie odbyli.
Możecie powiedzieć, że ma syndrom zbawicielki, że myśli, że go zmieni, że sprawi, iż Ares będzie najlepszą wersją samego siebie - nic bardziej mylnego.
Kochać, to znaczy akceptować drugą osobę taką, jaka jest, nie zmieniać na siłę jej przyzwyczajeń, upodobań i zachowania. Owszem, można powiedzieć, że coś się nie podoba i np. poprosić by względem niej czegoś się nie robiło, ale do licha, dlaczego wymagać? Dlaczego wywierać presję i wprawiać drugą stronę w myśli, że jest niewystarczająca?
Gdyby Ares tylko chciał, Gabi by mu gwiazdkę z nieba ofiarowała, nawet jeśli miałoby się to skończyć bolesnym upadkiem z samego kosmosu, wystarczyło tylko odpuścić, przestać się bać i tyle myśleć. Nadmierne analizowanie i rozbieranie sytuacji na czynniki pierwsze nie zawsze jest dobre.
Och, nie mogła mu odmówić i nie powierzyć w ręce własnego życia skoro obiecał, że będą malować Biały Dom w kwiatki! Tylko do tego będzie potrzebna im podróż do Ameryki, co wydawało się Gabi dość abstrakcyjne. Nigdy nie wyjeżdżała poza kontynent i to tylko i wyłącznie swoją ciężką pracą miała zamiar sprawić, że poleci zwiedzać Europę, Azję, Stany Zjednoczone. Miała przecież napisać jakiś super program, po tym jak na studiach nauczy się już wszystkiego, ale przecież z nich zrezygnowała. Może faktycznie ten rok luzu dobrze jej zrobi i sobie w główce wszystko poukłada.
Tańczyła swój taniec zwycięstwa machając śmiesznie tyłkiem, machając rekami jakby miała skrzydła i robiąc obroty, ale została zaatakowana!
- O nie! Nie dopadniesz mnie tak łatwo! Nie poddam się bez walki!- pisnęła i dosłownie w ostatnim momencie spieprzyła mu spod palców. Musnął jej skórę ich koniuszkami, ale mu się wyślizgnęła i zaczęła uciekać. To, że była taka mała i drobna, względem jego ciężkiego ciała sprawiało, że zdecydowanie zwinniej się poruszała, jak królik wymykający się drapieżnemu ptakowi. Osłaniała się za różnymi meblami, robiła zmyłki, uniki, śmiejąc się przy tym do rozpuku.
- Ne, ne, ne, ne, ne nie złapiesz mnie! - pokazała mu język i ściągnęła palcem w dół powiekę robiąc robiąc totalnie głupią minę, ale to ją zdekoncentrowało i wpakowała się w pułapkę bez wyjścia i musiała iść tyłem, planowała przeskoczyć przez kanapę ale natarł na nią całym swoim ciężarem i przygwoździł do mebla.
- Nie! Nie Ares, nie łaskocz mnie! Aaaaa! Nieee....!- śmiała się szaleńczo i wiła by jakoś spróbować uciec, aż się popłakała ze śmiechu, znów! Próbowała odtrącać jego ręce, wierzgała nogami, uciekała od jego palców.
- Błagam... Ares, błagam bo ja nie wytrzymam... nie wytrzymam....!- była bliska tego, żeby się dosłownie posikać przez te łaskotki i śmiech, umierała tam a on się nad nią pastwił! I wtedy łaskotki ustały, myślała, że to koniec a ten bezczelnie wytarł sobie twarz w jej dekolt. Ich oczy wtedy na chwilkę się spotkały, miała ochotę go pocałować, wpić się w te umazane kremem usta. Wyglądał jakby był pomalowany farbą w barwy wojenne.
Zszedł z niej, poczuła znów pustkę, nie dał jej szansy na to, by rozważyć czy go pocałować, czy nie, wybrał za nią na całe szczęście. Uniosła się na łokciach i z ledwością łapała oddech cała zapłakana i czerwona na twarzy. Oczy jej błyszczały jak dwa diamenty, bo podczas tej walki z jej nosa spadły okulary Aresa i gdzieś zaginęły w akcji. Zapomniała o wszystkim co złe, zapomniała, że ją zranił, że spał z inną/innymi kobietami, że jej nie kochał tak jak ona kocha jego. Wpatrywała się w niego jakby się nad czymś zastanawiała.
You can do it...
You can do it...
You can do it...
But I'am only human!

W jej głowie zagrała głupia pioseneczka z Tik Toka, wmawiała sobie, że wytrzyma, że tego nie zrobi, że się powstrzyma choćby morze miało zamarznąć a z księżyc spaść na ziemię. Nic z tego... Pękła, widziała rozbawienie na jego twarzy, ten idealny uśmiech, on też szybko oddychał.
Chciał jej posmarować plecy, ale ona miała inny plan, naprawdę długo ze sobą walczyła, ale okazała się słaba, tak słaba, że już chyba bardziej się nie dało. Uklęknęła na kanapie i rzuciła się w ramiona Aresa, oplotła go rękami za szyję i pocałowała z taką tęsknotą, głodem i pasją... Całowała go tak jakby jutro miało nie nadejść, poczuła jak zesztywniał, jak się spiął ale nie mogła przestać, nie odpychał jej, a ona ułozyła jedną z dłoni na jego potylicy i zaczęła lekko drapać po głowie swoimi wypielęgnowanymi, długimi pazurkami.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ