Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
18+ soft

Pamiętał jak obiecał sobie, że wszystkiego ją nauczy. Chciał pokazać jej ten świat rozkazy z każdej strony i razem z nią odkrywać granice dziewczyny, realizować pragnienia, nawet te najskrytsze i znaleźć swoje ulubione upodobania. Tak wiele chciał jej pokazać, być jej nauczycielem i człowiekiem, który na zawsze zapadnie jej w pamięć, aby jego twarz pojawiała jej się przed oczami za każdym razem, jak zimnie oczy, będąc dotykana przez kogoś innego.
Ale nie, nie chciał, by ktokolwiek inny ją dotykał. To było popieprzone.
Nie chciał być obdarowywany, nigdy niczego nie przyjmował, on był tym, który obdarowuje innych. Jak miał od niej przyjąć tyle, co chciała mu dać? Nie potrafił i przede wszystkim... nie chciał. Też był w pewien sposób ograniczony w swojej głowie, ciągle myśląc, że otwarcie się przed kimś ot jedynie zwykła słabość i uległość, a przecież on nie był ani słaby, ani uległy. Ciężkie rzeczy, ciężkie....
Tak zabawie przed nim uciekała i tak zabawnie krzyczała. Jej błagania były jak miód dla jego uszu, tak, tak, właśnie to lubił słyszeć, być błagany! Może dlatego przestał, może tylko na to czekał... zapewne. Mieli niebezpieczny moment, gdy tak nagle zbliżyli się do siebie ustami, widział, że ona tez tego chce, ale nie pocałował jej pierwszy, nie. Nie był głupi, wiedział, że to byłby błąd. Jeśli mieli się do siebie zbliżyć, to już tylko i wyłącznie z jej inicjatywy. Po pierwsze, chciał mieć w razie czego po prostu niepodważalny argument - to ona tego chciała, ona to zainicjowała, nie on. Po drugie, przecież jej obiecał, a słowo Aresa więcej było warte niż jego czyny. Dlatego skoro ona nie chciała przełamać bariery, on musiał trzymać emocje na wodzy. Tak kurwa było ciężko, tak ciężko...
Ale dał radę. Czekał na nią z tym kremem w rozbawieniu i myślał, że się odwróci, ale ona zrobiła coś zupełne innego, coś, czego na pewno teraz się nie spodziewał. W pierwszej chwili się spiął, zaskoczony nagłym atakiem. Mięśnie stały się twarde, ale ramiona jakby automatycznie zacisnęły się na jej sylwetce. Wplątał ją w swoje objęcia i obejmowali się już wzajemnie, a języki rozpoczęły tęskny taniec. Brakowało mu tego, jak on tęsknił z tymi miękkimi, pełnymi i słodkimi wargami.
Przepadł. To było jak oliwa dolana do ognia.
Wplątał palce w jej włosy, solidnie, pewnie chwytając ja w uścisku i całował bez opamiętania, tęsknie, ale namiętnie, nie nachalnie. Łapczywie, a z wyczuciem. Naparł na jej ciało, by drobne plecy dziewczyny napotkały miękką poduchę, a on zagórował nad nią, błądząc donią po rozgrzanym poliku. Dłoń zsunęła się, przez szyję, przez ramię, przez żebra i bok nastolatki. Udo było miękkie i gorące, chwycił za nie i zgiął jej nogę w kolanie, by przywarła do jego biodra i głaskał ją po nim, ani myśląc o przerwaniu pocałunku. Było gorąco i duszno, słońce świeciło prosto w nich, a ich rozgrzane skóry przyjemnie chłodził delikatny wiatr. Chciał więcej i więcej, chciał po prostu pieprzyć ją w każdym zakamarku swojego jachtu, ale niczego nie zainicjował. Tak samo jak z pocałunkiem - zachęcał ją całym sobą, jego ciało krzyczało, by je całowała, by zrobiła z nim co tylko chciała, ale sam nie wychodził z inicjatywą. Tak niewiele trzeba było, byli niemal nadzy, tak niewiele brakowało ich by...
Oparł czoło o jej czoło, przerywając pocałunek i patrząc z bliska w oczy, łapiąc powietrze zaciekle. Jego źrenice były niemal czarne z pożądania, wzrok mówił wszystko - weź to, masz na wyciągnięcie ręki... Nie pierdol mała, weź przełam granice, po prostu dobrze się bawmy.... zrób to. Zrób!
Chociaż sam niczego więcej nie zrobił.
- Uwielbiam smak twoich ust. - Mruknął cicho, czując jak napiera na nią swoją męskością. Miał wrażenie, że zaraz wybuchnie, tak dawno nikogo nie miał, chyba był to jego rekord.. Zacisnął palce mocniej na jej udzie i na poduszce, o którą się opierał.
- Chodź popływać.... bo złamię obietnicę. - Ostrzegł widocznie walcząc ze sobą, ale nie potrafił się od niej odsunąć. Znów wpił się w jej usta, czując, jak zaraz straci panowanie. Widział, że jeżeli do tego dojdzie już nic, ani nikt go nie powstrzyma, a granica była cienka, stąpał po niej niebezpiecznie, odnajdując językiem język nastolatki.
Pieprzyć to Gabi, pieprzyć to wszystko! Wołał w głowie niemal desperacko, chcąc, by przestała patrzeć na jakkolwiek morale.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Świat wirował, kręcił się z zawrotną szybkością, w umyśle Gabi wyglądał jak te wszystkie zdjęcia ulic, gdzie asfalt był wyraźny a światła samochodów były tylko kolorowymi smugami. Tak bardzo tego chciała, tak bardzo tęskniła i pragnęła tej bliskości, że gdyby istniała taka możliwość, wtopiłaby się w jego ciało, tworząc nowy gatunek ludzki. Tak naprawdę przestała myśleć co robi, w chwili gdy ich oczy się spotkały, po tym jak przegrała walkę w łaskotkowych zapasach. Ugh... Nie znosiła przegrywać, ale ta klęska nie wydawała się być aż tak sromotna, bo koniec końców wygrała, dostała upragnioną nagrodę, a mianowicie usta Aresa. Kochała ich smak, teksturę i to, w jaki sposób ją całował. W pierwszej chwili gdy tak się spiął, myślała, że ją odepchnie, że będzie tym rozsądnym, że powie jej, że nic z tego i lepiej, żeby go nie prowokowała, bo jeśli będą się pieprzyć, to tego pożałuje. W sensie mentalnym, bo on nie jest w stanie dać jej tego, czego ona chce. Wiedziała to, zdawała sobie sprawę z tego, że on jej nigdy nie pokocha, że zawsze będzie tylko laską, z którą się dobrze bawi, a nie potencjalną partnerką. Dziewczyną, z którą świetnie spędza się czas, od czasu do czasu uprawia się seks i tyle, bo przecież to nie ten poziom, nie to myślenie, wyraźnie jej to zakomunikował.
Ciekawe kto tu był dojrzalszy, ona czy on... To zabawne, bo się w tym uzupełniali, on był dojrzały w czymś innym i ona też i to sprawiało, że tak idealnie do siebie pasowali, tylko dlaczego tylko ona to widziała?
Nie mogła znieść myśli, że jakieś inne baby mogą go dotykać, budziły się w niej dziwne, nieznane instynkty. W głowie pokazywały się obrazy, jak tym babom wyrywa kłaki i wydrapuje oczy, łamie palce, albo zrzuca je w ciemną przepaść. Ona... Która stroni od przemocy, która jej nie znosi, miała takie myśli!
Nie... Nie popełni już drugi raz tego samego błędu, nie wypali, że go kocha, nigdy więcej tego nie zrobi, choć te słowa cisnęły się na usta jak nic innego.
Biedny Ares... Uważał, że nie jest godny tej miłości, że na nią nie zasługuje i dlatego tak bardzo nie chciał jej przyjąć, nie chciał jej wpuścić do swojego serca, bo w umyśle rozgościła się już na dobre i ani myślała wyjść, nawet jeśli tak mu się ciągle wymykała.
Westchnęła cichutko w jego usta, tak wiele ten pocałunek dla niej znaczył, tak bardzo go pragnęła, że był on lepszy niż najwspanialszy prezent gwiazdkowy, najcenniejszy... Niczego już nie musiał jej dawać — wróć... Sama sobie ukradła, złodziejka pocałunków. Łodzie, samochody, teraz pocałunki.
Miała zamknięte oczy, delektowała się każdym ruchem, każdym zetknięciem się języków, każdym cichym westchnięciem, nie zauważyła nawet jak dotknęła plecami poduchy, ale już ruch jego dłoni czuła tak intensywnie, że znów wszystko przyspieszyło, jeszcze bardziej, jeszcze mocniej. Nie chciała przy przestawał, ale z tyłu głowy jakiś głosik podpowiadał jej jedno: STOP. STOP.STOP!
Mógł poczuć jak drży, jak jej skóra staje się lekko chropowata, bo wszystkie drobne włoski stanęły dęba, nie dało się oszukać własnego ciała i jego potrzeb, a ona pragnęła by ją wziął, mocno, intwnsywnie, by pokazał jej, że należy do niego. Przesunęła paznokciami ze skóry jego głowy na kark, gdzie zostały one niemal boleśnie wbite. Czuła jak oboje są bardzo podnieceni, od wyraźnie rósł a ona robiła się wilgotna, cholera od jednego pocałunku i muśnięcia dłonią...Trzeba było to przerwać, dobrze, że to zrobił, bo ona by się nie powstrzymała, to ją trochę otrzeźwiło.
Otworzyła oczy, które były równie ciemne jak jego, bo źrenice tak bardzo jej się rozszerzyły. Miała lekko rozchylone wargi, gotowe by kontynuować pocałunki, zapraszały go do swojego wnętrza.
- I kissed a girl and I liked it, the taste of her cherry chapstick...- zanuciła piosenkę Katy Perry i zaśmiała się cicho, nie mogła się powstrzymać, to tak idealnie pasowało!
Próbowała uspokoić ciało, ale uczucie wbijającej się miedzy jej uda męskości Aresa nie pomagało.
Złam... Zrób to, złam ją, lubię jak działasz wbrew wszystkiemu, bez żadnych zasad, kocham to... Uwielbiam...- pomyślała, ale znów usłyszała ten wredny głosik z tyłu głowy. Ten głosik brzmiał jak Joe i Rita, jednak z jej przyjaciółek. Zaprzeczył swoim słowom i znów ją pocałował, tak właśnie tego chciała! Było już tak blisko, przecież wystarczyło, że spuści mu kąpielówki, odsunie swoją bieliznę i... Ugh...
Tym razem to ona uciekła od pocałunku, zakończyła go brutalnie, odwróciła lekko głowę w bok.
- Tak... Chodźmy do wody, jej chłód nas otrzeźwi- zaśmiała się. Trochę pluła sobie w brodę, że nie była w stanie się opanować, to nie powinno się stać, w ogóle nie powinna o tym pomyśleć, ale chwila była taka perfekcyjna!
Podsunęła się trochę do góry na tych poduszkach, tak, że już się niemal ciałami nie stykali. Pozwoliła by szybko nasmarował jej plecy, nie dając szansy na większe macanki i faktycznie, w troszkę dziwnej atmosferze zeszli na pokład niżej, bo właśnie stamtąd było najbezpieczniej wejść do wody, była specjalna rampa, była drabinka by później wejść na łódź. Gabi usiadła na samym brzegu łodzi i zamoczyła nogi w lodowatej wodzie.
- Ale zimna!- zaczęła się śmiać. Obserwowała jak Ares walczy z deskami na których mieli sobie popływać.
- Masz dla mnie kapok czy ty będziesz moją boją ratunkową?- zapytała luźno, chcąc jakoś rozładować dość dziwną atmosferę. Chłód wody przyniósł jej ulgę, zamarzyła by wskoczyć do tej wody. Poprawiła gumkę na warkoczu, lekko zepsutym przez Aresa, ale nie przejmowała się, że włosy jej z niego wypadły, w wodzie i tak wszystko pięknie przylgnie do głowy.
- Wiesz co... Jesteś niesamowity... Umiesz prowadzić motorówkę, obsługiwać taki wielki jacht, ścigać się samochodami, ciekawa jestem co jeszcze potrafisz. Umiesz pilotować samolot?- zaśmiała się i umoczyła w wodzie dłoń, żeby "rzucić" w Aresa kilkoma kropelkami.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Brak posiadania umiejętności empatycznych sprawiał, że Ares nie potrafił postawić się na miejscu nastolatki. Sam widzą ją z jakimś innym facetem, mógł go zabić za choćby dotykanie jej i mimo, że nie byli razym, należała do niego. Z nim to co innego, jego mogły dotykać inne kobiety, a on nie myślał o tym w takiej kwestii, że ona może poczuć się dokładnie tak samo. Jego mózg to kompletnie wypierał, w końcu całe życie koło chuja latało mu to, czy kogoś krzywdzi swoim zachowaniem - on on i jego potrzebny były najważniejsze. Pewnie dlatego tak bardzo ranił Gabi swoim zachowaniem, nie potrafił po prostu inaczej. To popieprzone, bo zależało mu na niej, a jednak nauka była silniejsza. Chociaż... ostatnio przestał czuć potrzebę ruchania wszystkiego, co się rusza. To było dla niego dziwne, bo jednocześnie nie mógł wytrzymać już w tym napięciu i najchętniej by kogoś puknął, a jednocześnie nie miał na to ochoty. Ostatnio każda kobieta wyglądała dla niego tak samo ich twarze zawsze zatracały swój wyląd, przybierając zupełnie inne kształty, zadziwiająco podobne do rysów Gabi. Jednak czuł, że znowu jest na skraju, szczególnie teraz. Pożądanie wyjebało mu poza skale, czuł, że wystarczy malutka iskierka, żeby tak - wziął co należy do niego. Jak zwierze, dziko i pierwotnie biorąc swoją własność. Skąd w nim nagle tyle powściągliwości? Kompletnie tego nie rozumiał. To znaczy.... trochę rozumiał, bo jednak wiedział co ten seks by znaczył dla Gabi i że dalej nie będzie jej wierny. Dostanie to, czego chciał i wróci do posuwania innych. Miała rację i to, co jej powiedział było poniekąd prawdą. Nigdy nie będzie potrafił stworzyć z nią związku, którego od niego chciała.
A ona nigdy nie będzie chciała bzykać się z nim bez zobowiązań... i to powstawał właśnie ten konflikt.
Chociaż obydwoje tak cholernie się pragnęli.
Wszystkie mięśnie mężczyzny spinały się groźnie, a skóra nastolatki reagowała na każdy, nawet najmniejszy jego dotyk. Byli rozpaleni i chętni, dlaczego kurwa po prostu nie mogli... Rozpierdalasz mi łeb mała, doprowadzisz na skraj wytrzymałości, kiedyś pęknę i to zrobię,.... kurwa chcę to zrobić teraz. Nie mogę. Nie chcę znów cię stracić. Kurwa i co teraz. Bez sensu. Myśli w jego głowie kłębiły się, wirowały nicym w wielkim bębnie, wywracało go do góry nogami, skręcało i wykręcało. Nie powstrzymam się.... Nie. Tak mało brakowało, już był tak blisko, jego dłoń sunęła w górę po rozgrzanym udzie nastolatki, wystarczyło tylko siegnąć do jej stroju i... Odsunęła się. Uratowana z rąk bestii, która niemal ją właśnie pożarła, już na wyciągnięcie dłoni była od szponów potwora, ale uciekła. Ares westchnął i zamknął oczy, próbując pozbierać myśli.
- Daj te plecy. - Usiadł, próbując zapanować nad emocjami i nawet, gdy ją smarował, starał się to robić bez myślenia o tym. To miał być tylko proces, potraktował to zadaniowo, nie skupiając na dotyku. Smarował ją, a myśli biegły gdzieś daleko. Skupił się na tatuażach, myślał o wzorze, który miał niedługo wykonać dla jednego z klientów. Chłop chciał mieć na plecach Lucyfera, więc myślał o tym pieprzonym Lucyferze.
Sam był kurwa jak ten diabeł.
Myślenie o innych rzeczach, żeby nie myśleć o Gabi okazało się dobrym rozwiązaniem. Z widoczna głową w chmurach zszedł na dolny skład ze swoją towarzyszką i kiedy ona sobie odpoczywała, on wyciągał z jachtu deski SUP z wiosełkami.
- Co? - Wyrwała go z zmyśleń o rogach Lucyfera, a jej słowa powoli zaczęły do niego docierać. Zaśmiał się cicho. - A. To chyba jasne, że to ja będę twoją boją. - Pokiwał głową rozbawiony, ale wciąż jakby zamyślony. Błądził między swoją głową, a rzeczywistością.
Miło połechtała jego ego, więc zszedł już na ziemie, uśmiechając cwaniacko i rzucił jej spojrzenie przez ramię, kładąc deskę na wodzie.
- Jeszcze nie miałem okazji zrobić licencji na samolot, ale myślę o tym. - Nie mógł, a nie nie chciał. We Włoszech nie było nawet takiej możliwości, z racji ten jak się nazywał, ale wszystkie uprawnienia zdobywał teraz na fałszywe nazwisko, więc nie wykluczone, że się tym zajmie. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy takie uprawnienia mogą ci się przydać.
- Ale umiem dużo innych rzeczy, musisz je jeszcze odkryć. - Puścił jej oczy i wstał, wyciągając w jej stronę dłoń, by również pomoc jej dźwignąć się na nogi. Specjalnie nie odpowiedział na to, co jeszcze potrafi. Musiał być dla niej dalej zagadką. Laski to lubią.
Tego nie mogła się spodziewać. Ares chwycił ją nagle w pasie, gdy wstała i uniósł lekko nad ziemię, a raczej podłogę łajby i rozpędził się w stronę wody, wskakując z nią do głębin. Trzymał ją mocno, żeby przypadkiem mu nie wypadła i się nie utopiła i po chwili obydwoje wypłynęli na powierzchnię. Ares zaśmiał się, odgarniając nastolatce przyklejone pojedyncze włosy z twarzy, ciągle asekurując ją pod woda jednym ramieniem.
- Wedle życzenia moja damo, oto pani orzeźwienie. - Nie mgła być na niego zła. Oczy mu się iskrzyły, a na ustach pojawił rozbrajający, łobuzerski uśmieszek. Pomógł się jej holować do deski i również pomógł jej się na nią wdrapać, całkowitym przypadkiem porzygując ją wtedy za pupę.
- Usiądź sobie na niej okrakiem... o tak. Już jej zazdroszczę. O i weź wiosełko. - Nie mógł się powstrzymać przed dwuznacznością, podczas tego krótkiego instruktażu. Nie mógł się również powstrzymać przed ułożeniem dłoni na jej udzie, kiedy już usiadła na desce w poprawnej pozycji, trzymając nogi zamoczone w wodzie. Przeleciał wzrokiem po jej takim ciele, tak piękne ozdobionym kropelkami wody i gęsią skórką. Miał ochotę zlizać te kropelki i ....
- Nie bez przyczyny wypłynęliśmy właśnie tutaj. W tej okolicy często mona popływać z delfinami... Miałaś kiedyś tak okazję? - Zadziwiało go, jak mogła mieszkać tu całe życie i nie mieć styczności z takimi rzeczami, ale przecież jasno podkreśliła mu, że bała się wody. Złapał za sznurek od jej deski i podpłynął do swojej, przyczepiając go tam. Żeby przypadkiem nie odpłynęła za daleko, bo znając Gabi różnie mogło być... Sznurek miał 10 metrów, więc mogła czuć się bezpiecznie. Wdrapał się na swoją deskę, a kiedy to zrobił, jego kąpielówki zjechały niebezpiecznie nisko, ledwo wisząc mu na biodrach, odsłaniając kości. Poprawił się i usiadł tak jak Gabi na desce okrakiem, łapiąc za wiosełko.
- Gotowa? Musimy kawałek odpłynąć, jeśli chcemy spotkać delfiny, o tam, w tamtą stronę, dawaj. - Wskazał jej palcem w odpowiednim kierunki i zaczął wiosłować, pokazując jej jak to robić. Najwyżej będzie ją holował, ale miał jednak nadzieję, że czegoś jej nauczy.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Problem w tym wszystkim jest jeden: ona wcale nie chce uciekać z rąk bestii... Ona chce być pożerana kawałek po kawału i niczym Prometeusz być przeklęta, by ciało odrastało, a bestia mogła konsumować ponownie i ponownie, nigdy się nie najadając do syta, żeby zawsze jej pragnęła, by była dla bestii najsmaczniejszym i jedynym pokarmem, jaki wpada do jej ust, bez którego nie będzie mogła żyć, nawet będąc od niej daleko przez klika dni. Czy kusiła go świadomie... Nie. Umysł zaczął brać górę nad sercem — nie chciała znowu cierpieć, a sama zrobiła ten krok naprzód którego w ogóle nie powinno być. Nie powinna była inicjować tego pocałunku, tej bliskości, bo znów zaczęła sobie roić w tym swoim łebku, że jednak coś z tego może wyjść.
Mogłoby gdyby pozwoliła sobie na myślenie, że może nie być jedyną dziewczyną w jego życiu, ale nie chciała, bo... Ona nie jest opcją, nie jest pozycją w menu, którą można sobie wybrać w zależności od nastroju czy potrzeby.
Gabi też się zamyśliła na chwilę i zupełnie bez namysłu odwróciła się, by mógł posmarować jej plecy, a ona zajęła się frontem ciała, rozsmarowując filtr, który pozostał jej po tym jak Ares wytarł w jej ciało twarz. Mimo iż skupiała się na własnych myślach to i tak delektowała się dotykiem jego silnych dłoni, choć jego ruchy były dość mechaniczne i nie miały niczego wspólnego ze zmysłowością. I dobrze, bo już wtedy nie mogłaby się powstrzymać i dłużej walczyć ze sobą.
Człowiek orkiestra ten Ares... Dobry kierowca, kapitan statku, świetnie gotuje, dobry w łóżku, pewnie jeszcze umie coś w domu naprawić jak potrzeba, teraz jeszcze miałby zostać pilotem... Aż pokiwała głową z uznaniem i złapała się na tym, że znów patrzy na niego z uwielbieniem. Jak ona mogła go nie kochać, nawet po tym wszystkim...
Stop. Nie mogła go kochać, musiała przestać, tylko to wcale nie jest takie proste, jak się wydaje, zwłaszcza że jest dla niej taki pomocny, dobry, troskliwy. I kto tu komu ryje beret?
Dużo łatwej byłoby przestać go kochać gdyby dalej ją ranił, wciskał szpile za każdym razem gdy się widzą, ale nie... Byłoby zbyt prosto.
- Czasami to, co ukryte jest bardziej pociągające niż to, co mamy przed oczami...- rzuciła luźno i wstała przy jego pomocy. Znów patrzyła mu w oczy, znów miała ochotę wspiąć się na palce i go pocałować, ale stało się coś, co totalnie ją zaskoczyło. Gdy tylko stopy dziewczyny oderwały się od podłoża, już wiedziała, co się święci, przeraziła się do tego stopnia, że instynktownie objęła Aresa za szyję.
- Ares nie! Nie rób te...- urwała, bo ciało doznało termicznego szoku. Tak rozgrzane do czerwoności nagle zostało ogarnięte przez chłodną wodę. W ostatniej chwili nabrała powietrza w usta, robiąc z buzi "chomiczka" i zamknęła oczy.
Wariat! Wariat totalny, pieprznięty wariat!
Tlen, gdzie jest tlen, panika, bezradność — to czuła przez tych kilka sekund, dopóki się nie wynurzył, i a ona zaciągnęła się morskim powietrzem.
Otworzyła oczy, z których dosłownie ciskały kule armatnie, ale spojrzenie momentalnie złagodniało, widząc jego głupkowatą, rozbawioną i szczęśliwą minę. Był teraz jak takie duże dziecko, dumny ze swojego psikusa. Chciała go opieprzyć, nawrzucać mu, ale nie mogła, zwyczajnie nie mogła, tylko zaczęła się śmiać, odchylając głowę do tyłu.
- Masz nierówno pod sufitem, wiesz? - pokręciła lekko głową i pocałowała go w czubek nosa, nim zaczął jej pomagać w dostaniu się na deskę, cwaniacko łapiąc za jej jędrne pośladki. Aż dziw brał, że laska, która nie chodzi na siłownie i kompletnie nic ze sobą nie robi, może mieć taki tyłeczek. Usiadła grzecznie, tak jak jej powiedział, ale nie mogła się powstrzymać przed jedną rzeczą po tym jego komentarzu o zazdrości.
Wzięła wiosło do ręki i niby przypadkiem Ares dostał nim w łeb, nie mocno, ale zdecydowanie to odczuł.
- O tym wiosełku mówiłeś?- zapytała, jakby nic się nie stało i poruszała sugestywnie brwiami. Warkocz, który zrobiła jej Amber, niemal się rozwalił, ale trudno to wszystko było warte. Szybko zdjęła z końca warkocza gumkę i zwinęła jego resztki w luźny koczek z tyłu głowy, żeby włosy nie przeszkadzały. Widziała, jak Ares na nią patrzy, jak sunie wzrokiem za kroplami wody, które spływały po jej ciele, specjalnie wypięła pierś do przodu, tworząc z kręgosłupa apetyczną linię i lekko wypinając pupę do tyłu niczym na buduarowych sesjach zdjęciowych.
- Czekaj, co? Delfiny? Nie no, nie miałam okazji z żadnym pływać, ale kiedyś jednego głaskałam w takim wielkim parku wodnym.
Powiedziała zupełnie szczerze, nie odrywając wzroku od Aresa, który teraz mocował jej deskę do swojej. Momentalnie do głowy przyszedł jej obraz słodkich wyderek, które trzymają się za ręce gdy śpią, żeby przypadkiem od siebie nie odpłynąć. Teraz to ona się na niego gapiła, jak oczarowana. Te jego piękne mięśnie... Krople wody sunęły po jego ciele idealnie je podkreślając. Musiała przełknąć ślinę na widok kąpielówek, które niemal mu spadły, a odkryły najseksowniejszą część męskiego ciała, na punkcie której miała dosłownie obsesje. To było dokładnie to, co powiedziała wcześniej: "Czasami to, co ukryte jest bardziej pociągające niż to, co mamy przed oczami...". Dosłownie zaschło jej w ustach i chyba zbyt oczywiste stało się to, że się wgapiała w te jego biodra, bo automatycznie się zaczerwieniła, wyobrażając sobie, jak błądzi ustami i językiem w tym miejscu, jak zębami chwyta delikatną skórę. STOP.
Gabsik to pojętna uczennica, dwa razy jej nie trzeba powtarzać, kiedyś była na kajakach ze znajomymi, ale to wiosłowanie trochę się od tamtych różniło. Płynęli spokojnie, a Gabi podziwiała, jak pięknie porusza się ciało tego postawnego mężczyzny, wyobraźnia jej trochę pogalopowała za daleko, bo nagle zaczęła się śmiać. Wyobraziła sobie Aresa z syrenkowym ogonem i nie wytrzymała.
- Nie pytaj! Nie chcesz wiedzieć!- zawołała, w razie gdyby chciał zapytać, z czego się śmieje. Nagle wpadła na totalnie głupi pomysł.
- Ej, można stać na tej desce, jak na takiej od surfingu?- zapytała z zaciekawieniem i nim Ares zdołał jej odpowiedzieć, ona już klęczała na desce, podparła się na niej dłońmi i wstała, chwiejąc się strasznie.
- Patrz! Stoję, ha, ha! Stoję!- no i tak sobie stała, że po tym jak się ucieszyła, to się zachwiał i runęła prosto do wody, jak kłoda. Ciało nastolatki powoli zaczęło opadać, ale próbowała dzielnie płynąć do góry, tyle, że panika odcięła jej trochę mózg.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Znał to spojrzenie, z resztą, doskonale wiedzie co ona myśli i co czuje. Powoli przekonywał się, że to nie jest zwykłe ślepe małoletnie zauroczenie, że jej naprawdę na nim zależy. Jasne, że myślał "a przejdzie jej", ale nie przechodziło, jej wzrok był ciągle taki samą nawet mógłby spokojnie stwierdzić, że jeszcze bardziej intensywny. Wiedział, jak dostarczyć jej wrażeń i ja w sobie rozkochać, dążył do tego z premedytacją, ale teraz? Teraz był bardziej prawdziwy w tym co robił, nie było to w ogóle wymuszone ani napędzone manipulacją. Może troszeczkę, bo przecież próbował ją do siebie przekonać, przygotowywał grunt, z tym, że tym razem nie miał złych zamiarów.
Co nie zmienia faktu, że nie odkryje przed nią wszystkich kart. Tak, jak powiedziała, dobrze jest odkrywać. Druga sprawa była taka, że nie mógł jej wszystkiego o sobie powiedzieć i będzie miała zawsze wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Wiedział, że to ją jeszcze bardziej zaintryguje, jednak od takiej zdrowej ciekawości blisko jest do irytacji.
Nie zwracał uwagi na jej protesty, po postu cieszył si, tak, jak duże dziecko wracając ją do tej wody. była z nim, widział, że nic jej nie grozi. Rekiny też nie zapuszczały się w te rejony, był to właśnie obszar należący do delfinów, które wabiły turystów. Właśnie tutaj pływali, by je zobaczyć. Ares może nienawidził ludzi, ale zwierzęta uwielbiał. Stąd jego tak obszerna wiedza na ten temat, odkąd był w Australii zainteresował się kwestią głębin i mieszkańców.
- Wiem. Dlatego tak się dogadujemy. - Zauważył sprytnie, kiedy stwierdziła, że ma nierówno pod kopułą. Ona też miała i to właśnie nie dlatego mieli ze sobą taki vibe? Ares spotykał różne kobiety na swojej drodze,ale żadna nie była taka prawdziwa, wyluzowana i gotowa robić różne szalone rzeczy. Gabi się nie zastanawiała, ona od razu mówiła - zróbmy to! Nawet jeśli widział w niej strach.
- Hej! - Nie zdążył zrobić uniku i dostał w potylice wiosłem. Niezbyt mocno, ale wiedział, że....- Wiem, że zrobiłaś to specjalnie. - Pokazał na nią palcem. - Zobaczysz, że tego pożałujesz. - Zagroził bardzo poważnie, a na końcu uśmiechnął łobuzersko. To mogło zwiastować jego - będzie miała kłopoty.
Nawet ten jej seksowny tyłek...i ciało... i wszystko. Nie pomoże! Siedział już na desce, widząc jak na niego zerka i on też zerkał - zerkali na siebie wzajemnie. To się nie uda laska, prędzej czy później i tak się przeruchamy. Pomyślał nieco dumnie i z zadowoleniem, ale i takim dziwnym lękiem, że ona znowu stwierdzi, że to coś poważnego, a on znowu odwinie jej numer pod tytułem - patrz jakim jestem wolnym człowiekiem.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, nie chcąc w takim układzie mówić zbyt wiele. Wiedział, że spodoba jej się ta wyprawa, jeśli uda im się spotkać wspomniane zwierzęta. Pamiętał jak sam pierwszy raz to przeżył, to co dopiero ona, taka wrażliwa na wszystko, przeżywająca każdą, nawet najmniejszą przyjemność.
Zrobiło się tak spokojnie. Odpływali od jachtu, zostawiając go kawał za swoimi plecami, ale wciąż w dość bezpiecznej odległości. Było słychać jedynie wodę i ptaki, latające gdzieś wysoko nad głowami. Uwielbiał ten stan, tę ucieczkę od życia codziennego, tych wszystkich codziennych bodźców. Ciszę przerwał jej śmiech, spojrzał na nią pytająco, ale udzieliła tej odpowiedzi nim zdążył zapytać.
- Teraz musisz powiedzieć... - Bardzo nie lubił jak ktoś tak robił.
- Jasne, że można, właśnie do takiego pływania jest da deska. Chciałem żebyś zaczęła po prostu od pozycji siedzącej, ale.... uważaj tylko Gabi proszę. - Czy on użył słowa PROSZĘ?! Naprawdę źle się działo. Szczególnie, że powiedział to z tak troską i jak widać, w cale nie bezpodstawnie. Westchnął w pierwszej chwili i pokręcił głową, gdy się straciła równowagę i wpadła do wody. To było do przewidzenia. Wskoczył do głębi, widząc, że nie wypływa i teraz lekko nabawił się strachu. Wiedział, że Gabi nie była najlepszym pływakiem, przecież dopiero co ją uczył, ale w basenie miała grunt, tu go nie było. Dlatego pospiesznie zanurkował i popłynął w jej stronę. Nagle serce przyspieszyło, nie widział jej, gdzie się podziała? Z lekką paniką zaczął szukać jej w tej cholernej wodzie, rozglądając w lewo prawo, dookoła siebie, ale jej nie było... Kurwa mąć Gabi! Przestraszył się nie na żarty, patrząc pod siebie, czy może nie tonęła. Nagle poczuł, że powoli brakuje mu tchu, więc ruszył prędko w stronę powierzchni, by zaczerpnąć powietrza i zanurkować jeszcze raz. Wynurzył się pomiędzy ich deskami i na szczęście otworzył oczy nim zanurkował jeszcze raz. Wtedy jego czom ukazał się obraz, który sprawił, że kamień spadł mu z serca, zwolniło, a twarz rozluźniła.
Okazało się, że gdy ona tonęła, a on po nią zanurkował, podpłynął do niej mały delfin, który pomógł jej wypłynąć na powietrze Do małego dołączyła (zapewne) jego mama, pływając dookoła nich. Ten mniejszy łasił się noskiem do Gabi, której pomógł wcześniej wdrapać się na deskę. Ares uśmiechnął się, ten widok sprawił, że poczuł... jakaś dziwną radość w sobie.
- Skubany był szybszy! - Zaśmiał się, płynąc w ich stronę. Wtedy poczuł, ze coś pod nim przepływa. Trzeci delfin wpłynął mu pod pachę, więc ten uczepił się, zyskując prywatną solówkę.
- Patrz! Cała rodzinka! - Trzymał się zwierzęcia, które przepłynęło z nim obok deski Gabi i dwóch innych swoich towarzyszy i nagle zanurzył się z nim pod wodę. Ares nie zdążył złapać oddechu ale to nic, bo delfin wystrzelił razem z nim w górę, wydając z siebie charakterystyczne dźwięki, a chłop stracił przyczepność, lecąc w powietrzu jak marionetka. Zaśmiał się, wpadając znowu do wody, z której po chwili wypłynął, klepiąc delina po grzbiecie, który ewidentnie miał niego bekę.
- Ty łobuzie! - Pogłaskał go, a byli teraz bardzo blisko już Gabi.
- Zajebiste są co? - Spojrzał na nastolatkę. - Nic ci nie jest? Napędziłaś mi strachu... twój stary by mnie zniszczył gdybyś ze mną nie wróciła. - Ta, właśnie dlatego się bał. Dokładnie dlatego. - Dasz radę wejść do wody, czy się boisz? - Zdążył tylko to powiedzieć, a ten najmniejszy z delfinów ochlapał dziewczynę wodą. Ares znów się zaśmiał, będąc trącanym przez swojego towarzysza pod wodą. Były widocznie obyte z ludźmi, pewnie często pływały z turystami. Okoliczne stado była główną atrakcją tego miejsca, Ares nie raz tu z nimi pływał. Tego gnojka pod sobą jakby kojarzył, albo tylko mu się wydawało.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale ona już dawno przestąpiła kilka schodków prosto w dół, ale... Strasznie ciekawiło ją jak bardzo pożałuje swojego niecnego uczynku w postaci zdzielenia Aresa w łeb wiosłem. Co on jej mógł zrobić? Łaskotać do utraty tchu? Mógł jej nie dać niczego do jedzenia, albo dać klapsa na goły tyłek? Nie spodziewała się jakieś wyrafinowanej zemsty, a droczenie się i przekroczenie wszelkich granic, nawet do lekkiego podkurwienia to coś, co wydawało jej się bardzo fascynujące. Potrafi być przekorna i robić na złość, odwrotnie niż ktoś tego chce, albo... Sprytnie obchodzić zasady szukając we wszystkim tak zwanych "loophols".
Jej ojciec kiedyś poprosił ją, by przyniosła mu kawę — oczywiście, że przyniosła, ale taką w ziarenkach. Prośba spełniona? Owszem... Nie powiedział jej, że ma mu zaparzyć kawę tylko ją przynieść to spryciula go zagięła, a on myślał, że ona jest kretynką. Cóż... Nie znał się na żartach.
- Sorry, ale ten obraz zostawię tylko w swojej głowie, nie mogę ci powiedzieć, będziesz musiał ze mnie wydobyć te informacje siłą!- zawołała jeszcze nim zdążyła stanąć na desce. Czy rzucała mu wyzwanie do torturowania jej? Oczywiście! Mała masochistka chyba się rodziła w tym słodkim dziewczęciu, choć ich pojęcie tortur znacznie się od siebie różniło.
W głosie Aresa rozbrzmiewała troska o jej bezpieczeństwo, ten ton był zupełnie inny niż zawsze, jakiś taki totalnie do niego niepodobny. I tyle by było z jego proszenia, bo z pluskiem i wielkim rozbryzgiem wylądowała w wodzie. Zrobiła błąd, że chciała od razu przeć ku powierzchni. Powinna poczekać aż siła upadku do wody, osłabnie i opadnie na tyle, by gęstość wody na więcej jej nie pozwoliła i dopiero wtedy próbować płynąć ku górze. Wszystko to przez to, że opiła się wody, ta zalała jej oczy i w związku z tym zaczęła panikować, że zaraz się utopi. To, co się wydarzyło po chwili, wydawało się tak nieprawdopodobne, że miała wrażenie, iż umarła, tak na amen i z automatu trafiła do raju. Słona woda piekła w oczy, ale nie była w stanie ich zamknąć.
Już naprawdę żegnała się z życiem, aż poczuła, że płynie do góry i po chwili była już na powierzchni tuż przy swojej desce, której chwyciła się kurczowo, starając się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
Delfiny! Tak blisko! Tak bardzo, bardzo blisko, że mogła ich dotknąć! Mało brakowało, a by się popłakała z radości! Nie dlatego, że żyła, że oddychała, że już nic jej nie groziło, tylko właśnie przez te cholerne delfiny! Rozejrzała się za Aresem, nie mając świadomości, że ten próbuje jej szukać i ratować tak jak obiecał. Wynurzył się wreszcie i zobaczył rozpromienioną Gabi, której oczy świeciły jak reflektory samochodu. Nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy, śmiała się i patrzyła na zwierzaki, które tak wesoło pływały i wydawały te swoje charakterystyczne dźwięki, jakby się między sobą na coś umawiały.
Co ciekawe... Delfiny to niezłe pojeby są! Serio... Nie dość, że to jedne z trzech istot na świecie, które odczuwają przyjemność z prokreacji, to jeszcze urządzają sobie dzikie orgie, najczęściej jednopłciowe. Okropne są, bo potrafią upatrzeć sobie jedną samicę i gwałcić ją przez wiele godzin aż do zamęczenia. Dodatkowo naukowcy wykazali, że wśród delfinów jest gigantyczny odsetek homoseksualizmu zwłaszcza między samcami. No i delfiny to straszne ćpuny... Żują ryby rozdymki i się nimi narkotyzują, co wywołuje u nich podobny stan jak u ludzi po narkotykach. To jedne z najbardziej inteligentnych zwierząt zaraz po świniach i psach!
- Zajął twoje miejsce jako boja ratunkowa! Ares, jesteś zwolniony!- zawołała ze śmiechem i osłoniła sie ręką przed chlapiącym ją delfinem. Ależ ten maluszek był słodki! Nie mogła się powstrzymać i pogłaskała go po śliskim nosku i patrzyła co cała reszta tych morskich zjebów wyczynia z Aresem. Gapiła się na to jak delfin nurkuje z nim do wody, a potem wyskakuje i znów ląduje w wodzie. Zaczęła się śmiać, to było niesamowite przeżycie. Delfiny pewnie liczyły na jakąś wyżerkę, bo turyści lubili je dokarmiać i pewnie to była zapłata za ich interakcję z ludźmi.
- Wspaniałe! Może to te same, które płynęły wtedy kiedy...- potrząsnęła głową. Nie. Nie będzie psuć ani sobie, ani jemu tego cudownego momentu. Patrzyła na Aresa trochę tak jakby go nie poznawała, był dla tych stworzeń taki delikatny i ciepły!
Stop Gabi, nie zakochuj się jeszcze bardziej, nie rób tego, powstrzymaj serce. Powstrzymaj je za wszelką cenę...
- Mój stary by się nie przejął, zreszrą za kilka miesięcy będzie mieć nowe dziecko.- rzuciła na luzie, jakby wcale jej to nie obchodziło. Delfiny pływały wokół nich i się "śmiały". Oczywiście, że się bała wejść do wody, ale nie mogła tego nie zrobić. Ześlizgnęła się z deski, trzymając się jej brzegu.
- Jasne, że się boję, ale to mnie nie powstrzyma, chyba musiałabym być głupia! - zaśmiała się radośnie i złapała za płetwę zwierzaka, który podpłynął do niej najbliżej i się jej podstawił do tego. Momentalnie zwierzak wystrzelił do przodu, jakby wiedział, że Gabi się boi, że nie umie pływać, więc nie nurkował tylko sunął razem z nią na powierzchni robiąc okrążenie wokół całego jachtu, nie tylko wokół ich desek. Gabi nie mogła się powstrzymać i zaczęła śpiewać jedną z piosenek swojego dzieciństwa..
- TO NAJLEPSZY DZIEŃ MOJEGO ŻYCIA!- krzyknęła kiedy wraz z delfinem dopływali do desek. Biedna Gabi aż z tych emocji się poryczała, ze wzruszenia, ale to były dobre łzy! Łzy szczęścia! Baby to są jednak głupie... Płaczą jak są złe, smutne, szczęśliwe... Ciągle płaczą!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
To zupełnie jak Ares. Delfiny były jak on, a on jak delfiny, w cale różnic po opisie wyżej nie widać. Może to właśnie dlatego tak się z nimi dogadywał... Gdyby Ares mógł zamienić się w zwierzę, nie byłby to żaden lew, gepard, czy inny drapieżnik. To byłby po prostu delfin pojeb, może w poprzednim życiu właśnie nim był? Całkiem możliwe! Patrząc na ich zachowania i tego jednego, rodnego samca. Gabi też mogą te podobieństwa dostrzec, szczególnie, że Ares naprawdę miał z nimi świetne flow. Śmiał się tak prawdziwie, był niezwykle delikatny i czuły dla tych zwierząt. Głaskał tego swojego małego oprawcę i przytulał go, jakby był psem, a nie wielka, przerośniętą, inteligentna rybą. Chyba pierwszy raz Gabi miała okazję zobaczyć jaki naprawdę potrafi być delikatny, bo było to w żaden sposób nie wymuszone i nie wyuczone, jak w stosunku do ludzi. Tak samo miał końmi, czy z psami. To były chyba jego trzy ulubione gatunki zwierząt, z którymi od zawsze się integrował i uważał, że są dużo lepsze od ludzi.
- Ej! Gnoju! - Krzyknął do małego delfina, który radośnie kwiczał po swojemu. - Zabrałeś mi dziewczynę, oddawaj! - I jakby go rozumiał, nosem trącał nastolatkę jeszcze bardziej. Słowa Aresa miały zupełnie inny wydźwięk w jego głowie, a w głowie Gabi, on nie interpretował ich jako "moja dziewczyna", tylko jako "moja" laska. Miało to zupełnie inne znaczenie, ale brzmieć mogło, cóż, dość jednoznacznie.
- Które co? - Zapytał już po krótkiej i intensywnej przejażdżce, nie mogąc w ogóle skojarzyć o co jej chodziło. Pewnie dlatego, że targały nim zupełnie inne emocje. Takie przeżycia były wyjątkowe, nawet Ares potrafił docenić te momenty i już na zawsze zostawić je sobie w głowie. Wszystkie problemy odeszły, nagle cały świat przestał istnieć. Czemu nie mogło być tak zawsze? Mogli po prostu robić ze sobą takie rzeczy i cieszyć się życiem, cieszyć chwilami. Bez zbędnych spięć i zobowiązań. Taka wolność była cudowna.
Delfin znowu wsunął mu się pod rękę, jakby chciał się przytulić, więc Ares zrobił to i znowu poklepał go lekko po cielsku. Zwierzak zrobił z nim obrót, a on zaśmiał znowu krótko. Co do tego homoseksualizmu, czy on nie był jakiś taki międzygatunkowy? Ta ryba coś za bardzo polubiła Aresa.
Puścił słowa Gabi mimo uszu, nie chcąc psuć ani jej ani sobie humoru. Wiedział, że jest zazdrosna o swojego ojca który układał na nowo życie i na młodsze rodzeństwo, które miało zaraz pojawić się w jej życiu. Wolał z nią o tym nie rozmawiać, szczególnie w tym momencie.
- Zajebiście. Dawaj, spróbujemy się razem przepłynąć. - Patrzył jak Gabi ześlizguje się do wody, tym razem w bardziej kontrolowany sposób i jakoś cały ten obrazek, jak ten młody zwierzak pomaga jej utrzymać się na powierzchni i jak razem odpływają... jakoś tak sprawił. Nie jesteś kurwa miękki, ogarnij się. i od razu po tej myśli natarło na niego wielkie cielsko. Jego nowy przyjaciel zgarnął go i szybko dogonił zapewne swojego syna, albo córkę. Wyrównali się i Ares z Gabi płynęli teraz z delfinami obok siebie. Śmiał się słysząc jak śpią, jak krzyczy, ze to najlepszy dzień w jej życiu. Pamiętał jak to było, gdy pierwszy raz to przeżył i w cale nie dziwiła go jej radość, nawet... cieszyła. Cieszył się, że tu z nim przypłynęła i że udało się trafić na te delfiny, które tak świetnie z nimi współpracowały. Ares krzyczał z zadowolenia, jakby był jakimś jeźdźcem delfinów i gdy tak płynęli, ten trzeci wepchnął się między nich i znikał pod wodą i wyskakiwał z niej i znowu znikał i znowu wyskakiwał. Takie momenty zdarzały się niezwykle rzadko, dlatego Ares myślał, że chciałby zatrzymać czas, chłonąć z tej chwili jak najwięcej się dało. Jednak przejażdżka skończyła się w końcu, a ich nowi przyjaciele odstawili ich na miejsce.
- Dzięki Bob. Będziesz Bob? - Delfin odpowiedział po swojemu radośnie. - Chyba mu się podoba. - Spojrzał na Gabi, ale nie wyszedł z wody, miał inny pomysł. Zauważył, że Gabi płacze i domyślił się, że to ze szczęścia. Ta laska była cholernie wrażliwa.
- Fajnie, że się udało. - Sam nie wiedział, czy mówi to do niej, czy do siebie.
- Co ferajna? Pewnie chcecie coś żreć co... popłyniecie z nami? Jeść? - Pokazał delfinom gest, jakby wkładał sobie coś do ust, a później im. Ten, na którym płynęła Gabi wesoło wskoczył do wody i wyskoczył obok dziewczyny. Chyba załapały....
- Płyń na desce, ja zostanę z nimi w wodzie. - Rzucił do Gabi. - My też chyba coś zjemy, co? - Pomasował ją po udzie, dryfując teraz bok deski dziewczyny.Patrzył na nią z dołu z taką beztroską. Tak, jakby nic złego pomiędzy nimi nigdy się nie wydarzyło.
- Cieszę się, że mogłaś to przeżyć. - Rzucił jeszcze nim zanurkował w wodzie, gdzie dołączyła do niego zaprzyjaźniona już rodzinka. Tak jak powiedział, tak zrobił. Płynął pod powierzchnią z delfinami, Gabi mogła z góry zobaczyć jak zgrabnie pomiędzy nimi się porusza, raz tylko łapiąc powietrze w drodze do jachtu. Tam wdrapał się na dolny pokład, a trzy delfiny podpłynęły do krawędzi, jakby wiedziały na co mają czekać. Oj doskonale wiedziały!
- Przywiąż deski do drabinki, ja je później schowam. - Rzucił do Gabi i zniknął na chwilę w łajbie. Wrócił ze skrzynią w ręku, którą postawił przy brzegu i wyjął z niej kalmary. - Trzymajcie małe złodzieje lasek. - Rzucił im po jednym kalmarze i wyciągnął dłoń w stronę Gabi. - Chodź, daj im jeszcze krewetki. - Ujął lekko dziewczynę w talii, żeby pomóc jej się dobrze ustawić patrzył jak karmi radośnie dziękujące okrzykami delfiny. Ares znów się zaśmiał, nie zwracając nawet uwagi, że wciąż obejmuje Gabi.
- Dzięki ziomki! Do zobaczenia! - Rzucił za opływającymi delfinami, które na zmianę wyskakiwały z wody. Chwilę jeszcze za nimi patrzył, ciesząc się, że wyszło jak wyszło.
- To co, głodna? - Odwrócił się w końcu w stronę Gabi i znów odgarnął jej z twarzy przylepione do niej kosmyki, które wyleciały koka. Szkoda, ten warkocz był fajny. Nawet nie spostrzegł, że jego dłoń ostała na jej poliku.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Swój do swego ciągnie, to jest pewne... W takim układzie Gabi też jest pojebem i pasuje do tego grona, skoro ciągnie do Aresa jak pszczoła do miodu. Tyle że ona nie byłaby delfinem... Ona to raczej psem, wiernym, oddanym, zawsze skłonnym do wysłuchania i towarzyszenia choćby w milczeniu, psiakiem. O takim Golden Retrieverem albo Border Collie — albo mieszanką! Tak zdecydowanie byłaby Border Retrieverem — energiczna, inteligentna, żarłoczna, i wiecznie uśmiechnięta. Może to dlatego tak pasowała do Joe?
Biedny Joe... Teraz ten chłop ma tak bardzo połamane serce jak miała Gabi jeszcze kilka tygodni temu, a teraz znajdowało się na nim dużo mocnych plasterków. Nie dość, że Gabi się z nim przespała, myśląc, że jej to pomoże w bólu po tym okrutnym "zerwaniu", to jeszcze zapomniała o jego urodzinach, na których miała być i dobrze się bawić. Strasznie to chore, ale.... Przecież ona chłopakowi też niczego nie obiecywała to, że ze sobą spali, nic nie znaczyło, nie dla niej w tamtym momencie, nic prócz tego, by przestać czuć wszechogarniający ból.
Obserwowanie całej zgrai pojebów (Aresa i delfinów), przynosiło Gabi niebywałe szczęście. Pierwszy raz widziała go takiego delikatnego, czułego, z taką miłością i spokojem w oczach. Jakby cały świat nie istniał i był tylko on, woda i zwierzęta. Czas zwolnił, niemal się zatrzymał! Gabi próbowała zapamiętać każdy uśmiech, ruch, słowo, ale to, co powiedział, bardzo ją zszokowało. Nazwał ją swoją dziewczyną? To nie mogła być prawda, przesłyszała się, do uszu chyba nalała jej się woda.
Nie, on naprawdę to powiedział! Gapiła się na niego w szoku i starała się nie brać tych słów do siebie, ale jak mogła tego nie zrobić? Powiedział to tak naturalnie i szczerze, że znów mu zaufała, mimo iż tak bardzo ją zawiódł kilka tygodni temu. Serce znów załomotało jej w piersi jak oszalałe, ale na ten moment nie miała zamiaru wykrzykiwać mu w twarz, że go kocha. Oj nie... Te słowa jeszcze długo nie wyjdą z jej ust, o ile kiedykolwiek w ogóle to zrobią, bo będzie się bała, że znów zrobi coś za szybko. Już nawet nie chodzi tu o usłyszenie "ja ciebie też", tylko o strach przed odrzuceniem, zdeptaniem tak ważnego uczucia. Nie miała czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo tyle się działo!
Gabi miała wrażenie, że jest pijana tym szczęściem, że to się jej śni, że wcale się nie wydarzyło, te delfiny, to wspólne pływanie, tyle bodźców, tyle do zapamiętania... To na serio był najszczęśliwszy dzień jej życia, i to przeżyty z Aresem. Takie chwile nie mogą pozostać bez znaczenia dla żadnego człowieka, bo zdarzają się niezwykle rzadko.
- Już wiem jak musiała się czuć Arielka!- zaśmiała się gdy tak razem płynęli i obserwowali małego delfina, który tak radośnie sobie skakał między nimi. To może i było śmieszne i dziecinne ze strony Gabi, ale to był tylko żart, przecież wiedziała, że to fikcyjna postać, tyle że jako dziecko często sobie wyobrażała jak by to było żyć w oceanie, pływać z tymi wszystkimi rybami i innymi stworzeniami.
- Bob? Czemu akurat Bob?- parsknęła śmiechem, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Ares gadał z delfinami niczym dr Dolittle. Cholera, może faktycznie się rozumieli, bo ich zjebane fale mózgowe odbierały na tej samej częstotliwości? Gapiła się to na delfina, to na Aresa i pokręciła głową z niedowierzaniem.
Okej, jak Bob to Bob!
Emocje były tak silne, że Gabi nawet nie zauważyła, że zaczęła z zimna (mimo iż na niebie nadal świeciło słońce) szczękać zębami. Oj tak, jedzenia nigdy nie odmawiała, przenigdy! No chyba, że źle się czuła przed okresem, wtedy niczego nie chciała jeść.
- Pytasz dzika czy sra w lesie...- rzuciła niby oburzona - oczywiście, że będziemy jeść, ja nie wiem... Ty mnie chyba w ogóle nie znasz, że zadajesz takie pytanie.- dodała równie obrażonym tonem i tak jak powiedział płynęła na desce, wiosłując zacięcie, choć już ją ramiona od tego przerzucania wody rozbolały i sobie patrzyła jak Ares płynie ze zjebami, znaczy delfinami prosto na jacht. Cholera jak on na nią patrzył... O ile to możliwe, w tym momencie zakochała się jeszcze bardziej, tak, że byłaby mu w stanie oddać nerkę, wątrobę, jedno płuco i co tam jeszcze by potrzebował.
Czuła się wykończona totalnie, wypompowana, adrenalina powoli opadała, ale zajęła się grzecznie przywiązywaniem deski do drabinki i... Zaskoczył ją, że miał żarcie dla delfinów. Jakby był na to przygotowany, on nie przestanie jej zaskakiwać! Pomógł jej wejść na pokład, nie odmówiła pomocy. Zaskoczył ją tym objęciem w talii, aż się rozpłynęła z radości.
Krewetki w dotyku były obrzydliwe, więc się lekko krzywiła, jak brała je do ręki i wrzucała do paszczy małych zboczeńców, ale to było przyjemne doświadczenie. Delfiny z uciechy jakby były foczkami, niemal klaskały w płetwy.
- Uważajcie na siebie paskudy!- zaśmiała się cicho i pomachała do delfinów jakby te miały wiedzieć, o co jej chodzi. Było jej już totalnie zimno, usta lekko posiniały, ale w oczach tliło się czyste, niczym niezmącone szczęście, więc taki lekki dyskomfort w ogóle jej nie przeszkadzał. Obejmował ją lekko w pasie, nie zabrał ręki nawet na chwilę, ale teraz stali do siebie przodem, a on trzymał dłoń na jej policzku. I znów to był ten moment, ten wyjątkowy, prawdziwy moment.
Ułożyła drobne dłonie na jego torsie, wpatrywała mu się chwilkę w oczy i uśmiechnęła się pięknie. Nie, nie chciała mu powiedzieć, że go kocha, to już ustaliliśmy, choć te słowa same cisnęły się na usta.
- Dziękuję... Wiesz... Tylko z tobą mogło wydarzyć się coś tak nieprawdopodobnego.- przytuliła się do niego ufnie, ot tak o, szczerze i od serducha objęła go w pasie i wtuliła się w jego niemal nagie ciało. Cała drżała, ale to nie miało żadnego znaczenia, liczyła się ta chwila, to, że byli blisko i całkiem sami, tylko dla siebie. Mogło tak zostać już zawsze.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Tak, zdecydowanie łatwiej ją ubierać niż karmić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakim pochłonę jest Gabi, dlatego też przyszykował im porządny obiad. Wiedział, że będą pływać, zgadywał, że uda im się trafić tu na delfiny, a jak wiadomo nie od dziś woda bardo wyciąga i zawsze chce się jeść, a co dopiero takiej Gabi? Na wszystko był przygotowany, jego umysł przyzwyczajony był do snucia planów bitewnych, co za tym idzie nigdy o niczym praktycznie nie zapominał, a jak miał coś zorganizować, to kilka razy upewniał się, czy na pewno wszystko ma. Co w sumie dla niektórych mogło być zaskakujące, bo tacy mężczyźni jak Ares zazwyczaj wyręczali się innymi ludźmi. On też to robił, ale w takich sytuacjach jak ta, gdzie był zdany sam na siebie, potrafił w organizacje.
Tak. To znowu był ich moment. Czas zwolnił, świat przestał istnieć, a spojrzenia spotkały się w intymnej sferze. Docierało do niego powoli co się stało i jak ta wyjątkowa sytuacja ich do siebie zbliżyła. Takie wyjątkowe momenty właśnie to z ludźmi robiły, to szczęście, ta wyjątkowość sytuacji i nagle czuło się pewnego rodzaju uniesienie. On tego w życiu nigdy nie oświadczał, nigdy - przed tą jebaną gówniarą. Wywracał do góry nogami wszystkie jego przyzwyczajenia, postanowienia, zachowania, życie. Jedna, mała istota potrafiła sprawić, że miękł.
Angelo Denaro miękł.
Żebyś tylko wiedziała, co ze mną robisz gówniaro. Wybiłbym cale miasto żeby zapewnić ci bezpieczeństwo, to się staje niebezpieczne... twój wzrok. Uwielbiał jej wzrok. To spojrzenie było mu jednocześnie znane, a jedocześnie nowe. Takie przeszywające, jakby zaglądała mu w dusze. Jej dłonie na jego torsie paliły, jakby się w niego wtapiały i miały zostawić bliznę już na zawsze.
Uśmiechnął się delikatnie na jej słowa, kciukiem jakby automatycznie i kompletnie nieumyślnie gładząc jej miękki i lekko chłodny polik. Widział jak sine usta ma i chciał ją do siebie przytulić, żeby ogrzać zmarznięte, drobne ciałko, ale ona wtuliła się w niego pierwsza. Przymknął oczy i objął ją ramionami, masując jej szczupłe plecy, by trochę je ogrzać. Ułożył policzek w jej mokrych włosach i tak chwilę zastygł. Czuł nieprawdopodobną chęć opiekowania się nią.
- I vice versa. - Rzucił gdzieś w jej głowę i poruszył się w końcu, sięgając po wiszący nieopodal wielki ręcznik plażowy. Owinął jej ciałko materiałem szczelnie, robiąc z niej apetyczne boruto i znowu ją do siebie przytulił, pocierając już nieco śmielej.
- Ale jesteś zmarznięta... - Nie siedzieli w tej wodzie nie wiadomo ile, a ona miała takie objawy, jakby spędzili tam pół dnia. Rozumiał jednakże mała ilość mięśni i tłuszczu nie wpłynęła pozytywnie na ten proces i taka osoba po prostu szybciej marzła niż taki on na przykład.
- Lepiej trochę? - Chyba ta jego chęć chronienia jej włączyła mu pewnego rodzaju nadopiekuńczość. Łapał się na tym, że nie chciał, aby działa jej się krzywda, że przewidywał co może jej się stać, a jak coś już się stało, to chciał jej pomóc. Zupełnie jakby była jego siostrą, albo kuzynką, albo kimś z Rodziny. Dziwne. Nigdy tak do zupełnie obcej osoby nie miał.
- Chodź Arielko. - Nawiązał rozbawiony do jej wcześniejszych słów i wyciągnął drobną dłoń spod ręcznika, by ja ująć i poprowadzić na górny pokład. Szedł przed nią, nie puszczając jej ani na sekundę, aż wyszli na słońce, na tylną część jachtu, gdzie znajdował się stół i krzesła.
- Siadaj, grzej się na słońcu, ja przyniosę żarcie. Chcesz zwykłe czerwone wino, czy znowu aperolka? - A kiedy powiedziała, zniknął gdzieś w środku jachtu, żeby przygotować jedzenie. W międzyczasie, kiedy się robiło, Ares nalał im alkoholu i wrócił do stołu, podając jeden kielich Gabi, a drugim wzniósł toast.
- Już ci lepiej mała? - Zagaił, gdy wypił nieco trunku. Było bardzo ciepło, jemu wręcz było gorąco, więc podejrzewał, że Gabi szybko się ogrzeje, o ile już się nie ogrzała. Coś się zmieniło, interesował się je samopoczuciem planie bezinteresownie. Pomasował wolną dłonią jej kark delikatnie, kiedy tak nad nią stał i url jeszcze jeden łyk alkoholu. Odstawił kieliszek na stół i poszedł po jedzenie. Nie mięła chwila, a wrócił na pokład z dużą tacą, na której niósł dwie średniej wielkości Włoskie pizzę - dokładnie te, które jadła u niego w domu po raz pierwszy i kilka przekąsek. Były między innymi właśnie krewetki na ostro z różnymi sosami i kalmary w panierce. Stąd właśnie miał te owoce morza dla delfinów.
-Buon appetito. - Rzucił w swoim ojczystym języku i sięgnął na początek po jedną krewetkę i kalmara.
- Widzisz, a tak nie chciałaś wsiąść ze mną na motorówkę jak przepłynąłem.... i co i czasami trzeba słuchać się starszych hm? Dobrze, że cię porwałem. - Zaczepił ją, biorąc pierwszy kawałek pizzy do ręki. - Nie przeżyłabyś swego najlepszego dnia w życiu! - Uniósł brwi zaczepnie, nie zrywając od niej spojrzenia i wgryzł w końcu w ciasto.
- Chyba już sobie dzisiaj wolne zrobimy co? nie mam ochoty wracać do hotelu. Masz ochotę jeszcze się trochę podsmażyć później na słońcu? Mogłabyś poczytać, ja bym dokończył projekt na jutro. Pokaże ci jaki zajebisty, gość robi całe plecy. - Mówił tak swobodnie, to było dziwne, rozmawiać o przyziemnych sprawach i snuć jakieś tam plany na dzień, bez żadnej manipulacji i chęci czerpania korzyści. Nie chciał czerpać korzyści, tylko po prostu miło spędzić resztę tego dnia. Na spokojnie. Odpocząć, zrelaksować się, w swoim ulubionym towarzystwie.
Dziwne...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Czy taki facet jak Ares to nie skarb? A no skarb, tylko taki, po dotknięciu, którego w twoich żyłach zaczyna krążyć jakaś bliżej niezidentyfikowana toksyna, która powoli odbiera ci jasność umysłu i umiejętność klarownego oceniania sytuacji. Każda inna laska niż Gabi już nie dałaby się więcej wplątać w relację z nim i prawdopodobnie albo by sobie strzeliła w łeb, albo uciekła na drugi koniec świata, by tylko przypadkiem więcej na niego nie trafić. Nikt tak dobrze nie dbał o pełny brzuszek Gabi jak on, wiedział, jak ją zadowolić nie tylko na polu jedzeniowym, ale w tej kwestii lepiej trzeba zamilknąć.
Mieli wspólnie bardzo dużo pierwszych razów... On po raz pierwszy przy niej czuł tyle pozytywnych wibracji, ciepła, szacunku, bezinteresownej dobroci i czułości, a ona przy nim morze adrenaliny, pokazał jej trochę inny świat pod względem erotyki, to przy nim mogła być prawdziwie sobą i nie hamować się w niczym co chciała robić. Im bardziej szalony pomysł, tym bardziej Ares w niego wchodził na całego tak jak w nią w swoje urodziny. Nic tak nie buduje i nie podkręca relacji międzyludzkich jak wspólne wspomnienia, zarówno te dobre jak i złe, bo im jest ich więcej, tym trudniej się rozstać, odpuścić, odejść, zapomnieć.
Chwilo trwaj, nie puszczaj mnie... Nigdy więcej mnie nie puszczaj... Spróbuj tylko coś odwinąć to jaja urwę przy samej dupie, przysięgam, urwę gołymi rękami. Jesteś mój, mój, mój, mój!
Już samo to, że obejmowa ją silnymi ramionami sprawiało, że krew w żyłach szybciej krążyła i robiło się cieplej, ale zrobienie z niej burito było strzałem w dziesiątkę. Dawno nie czuła się tak bardzo zaopiekowana jak teraz, taka bezpieczna i wyciszona mimo wszystkich tych emocji, jakich doświadczyli przed chwilką oboje. On by wybił dla niej całe miasto, ona dla niego oddałaby wszystko, co ma, mimo iż nie posiada zbyt wiele. Gdyby ktoś jej postawił teraz ultimatum — ma żyć on czy ona, wybrałaby jego. To chore, ale przez myśl przebiegło jej nawet, że zasłoniłaby go własnym ciałem przed kulą czy kosą, czy kuźwa pędzącym samochodem.
Weszłaby za nim w ogień do płonącego, walącego się budynku, wszystko po to by go ocalić, nawet kosztem własnego życia. Czy to nie jest prawdziwa miłość?
- Lepiej, bo jesteś obok... Zawsze mi przy tobie gorąco...- powiedziała spokojnie, choć po tym wyznaniu lekko się zarumieniła, a usta powoli zaczęły odzyskiwać swój naturalny kolor. Wpatrywała się chwilkę w wodę, ten widok był taki uspokajający, choć miała świadomość, że ocean to naprawdę niebezpieczny żywioł. Zupełnie jak Ares... Spokojny, opanowany, ale jak jebnie to na grubo i jeńców nie bierze.
Mogłaby tak stać i się do niego tulić do jutra, albo i dłużej. Kurde... Niech ten jacht ma jakąś awarię, niech ich wywiezie na bezludną wyspę, gdzie spędzą wspólnie resztę życia z daleka od innych bab, na które Ares mógłby mieć ochotę. To nie jego wina, to ich... To one na niego lecą i mu się pchają do łóżka. Tak... To na bank musi tak być.
Jak to cielątko dała się poprowadzić na górę i usadzić przy stole na jednym z krzeseł, słoneczko przyjemnie zaczęło łaskotać ją po policzkach, lekka bryza zaczęła suszyć jej włosy.
- Hej, ale wiesz, że mi nie trzeba usługiwać? Mam ręce, mam nogi, mogę sama przynieść sobie coś do picia. Ale skoro nalegasz... Winko.- rzuciła lekko zażenowana. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś tak nad nią skakał, to było dość krępujące, przecież nic jej nie było, żeby nie mogła sama pójść do kuchni i ogarnąć wszystkiego co trzeba.
Gabi podkurczyła nogi pod brodę i delektowała się słoneczkiem, nawet lekko się odkryła z tego ręcznika, którym była tak szczelnie otulona. Nie minęła chwilka a już przy niej stało wino i czuła na swoim karku silną dłoń Aresa. Aż przymknęła oczy z przyjemności, choć... Nie. Odchyliła głowę do tyłu, by móc na niego spojrzeć, uśmiechnęła się promiennie.
- Lubię kiedy mówisz do mnie per mała, choć w normalnych okolicznościach zawsze mnie to wkurza, bo jestem krasnalem.- zaśmiała się i pokazała mu koniec języka.
- Lepiej, dziękuję.
I znów zniknął w kuchni... Wiedział, jak sprawić by za nim tęskniła, ale... Nie było lepszego widoku niż Ares serwujący pyszne jedzenie. W sumie to mogłaby wcinać to żarełko z jego ciała, kawałek po kawałku odkrywając wszystko, co najlepsze. Coś jak sushi jedzone z ciała pięknej kobiety tak ona mogłaby z niego wpierdzielać pizzę. Aż się poruszyła na krześle niespokojnie widząc tą tacę pełną żarcia, niczym piesek czekający na michę i machający przy tym radośnie ogonkiem. Pizza... Boże to była pizza... Ostatni raz jadła pizzę jak robili ją wspólnie, a później nie ruszała niczego włoskiego. Wstała z krzesła, ręcznik spadł na ziemię a ona z radości zaczęła wręcz przestępować z nogi na nogę.
- Pizza, rany.... PIZZA. Kocham pizzę, jesteś geniuszem!- odstawiła taniec radości związany z pizzą, prosty, nieskomplikowany, zamachała trochę tyłeczkiem i klapnęła na krzesło. Ona się nie bawi w półśrodki i przystawki, momentalnie rzuciła się do pożerania pizzy a szczęście na jej twarzy chyba było jeszcze większe niż przy delfinach. Prosta kobieta, oj prosta...Dobrze nakarmić, trochę przytulić i ona już szczęśliwa.
- Żajebiszta, szfacznego!- wybełkotała z pełną gębą i brodą ubrudzoną sosem pomidorowym. Dać jej coś do jedzenia to zaraz się upieprzy jak dzieciak. Miał rację... Jakby z nim nie popłynęła tylko strzeliła focha to by tego razem nie przeżyli.
- Dobrze, dobrze tatusiu, następnym razem się ciebie posłucham.- podchwyciła żarcik o tym by słuchać starszych, nie mogła się powstrzymać przed tym tatusiem, wydało jej się to tak adekwatne i tak zabawne, że by pękła jakby tego nie powiedziała. Dobrze, że chwilkę wcześniej przełknęła zawartość swoich ust. Wyszczerzyła się w głupkowatym uśmiechu, ale... Przeszedł ją dziwny dreszcz kiedy nazwała go per "daddy". I dlaczego? I po co? Głupie! Zdecydowanie bardzo dobrze, że ją porwał, mógł ją tak porywać każdego dnia.
- Jeśli zrobienie sobie wolnego jest poleceniem służbowym to pewnie, że tak! Chociaż powiem ci, że ciężko mi się tak siedzi i nie robi absolutnie nic. Nie jestem przyzwyczajona do siedzenia na tyłku zbyt długo, ale to może być miła odmiana.- to było takie naturalne, takie swobodne, że sobie rozmawiali o wspólnym spędzaniu czasu. Jakby nic złego się nigdy nie wydarzyło!
Podobała jej się ta swoboda, ten luz i nawet perspektywa słodkiego lenistwa przy książce, chociaż ona to poczyta pewnie z 15 minut i będzie miała dość. Może faktycznie ma ADHD?
- Ałć, ale to będzie musiało boleć... Nie zazdroszczę! Pewnie będzie siedzieć na tym tatuażu kilka ładnych godzin. Pewnie będzie cię bolała ręka już przy końcu, chociaż... Masz wprawę, to może nie?- ciekawe co miała na myśli mówiąc, że ma wprawę i ręka może nie będzie go bolała. W jej oczach zapłonęły jakieś dziwne ogniki, takie... Diabelskie, bo chyba miała na myśli coś dwuznacznego. Jak gdyby nigdy nic wróciła do jedzenia swojej pizzy, pzzuni, pizzusi.
Nawet na ułamek sekundy przy jedzeniu się nie zdekoncetrowała i wciągnęła calutką pizzę włącznie z brzegami i każdym najdrobniejszym okruszkiem znajdującym się na talerzu, a później przeciągnęła się leniwie i ziewnęła, bo tak błogo się jej zrobiło.
- To, co? Na kanapkę? Pokażesz mi ten projekt, a ja chyba jednak wybiorę głupią gazetę aniżeli książkę, chyba nie mam siły żeby się skupiać na poważnych rzeczach, wolę się odmóżdżyć razem z Cosmopolitanem.- dopiła swoje winko do końca i niczym torpeda rzuciła się w stronę kanapy, wskoczyła na nią i wygodnie ułożyła, poklepała miejsce obok siebie czekając aż jej kucharz, lokaj i kapitan tego statku do niej dołączy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
W przeciwieństwie do niej, on lubił, gdy mu usługiwano. Był do tego przyzwyczajony, nie musiał robić nic, gdyby chciał, a ludzie skakaliby wokół niego dając wszystko, czego zapragnie. Mimo wszystko Ares nie by typem kanapowca, lubił zapierdalać, a jeśli zaś chodziło o tego typu sprawy, cóż, rozpieszczanie kobiet to jego domena. Lubił być rozpieszczany, ale w swoich gierkach to on musiał się przecież wykazać. No właśnie, z tym, że tutaj już nie toczył swojej gierki, nie taką jak zazwyczaj. Widział skrępowanie Gabi i jej słowa też mogły świadczyć o tym, że nikt jej nigdy nie wyręczał, ale właśnie czy tak nie powinno być? Ona miała być piękna, ładnie się prezentować, dbać o siebie, a to on miał odsuwać jej krzesło, podawać wino i robić niespodzianki. Mimo wszystko, całego swojego podejścia i tego, jakie życie prowadzą, Ares był wychowywany w szacunku do bliskich kobiet. Ludzi traktował tak samo, póki nie był to ktoś z Rodziny, czy właśnie jak Gabi - ktoś ważny. Zawsze powtarzano mu, że kurwy są kurwami, ale kobieta, z która ma spędzić życie, albo która aktualnie nawet przez chwile się przy nim prezentuje, powinna być rozpieszczana.
- Kobiety powinno się rozpieszczać. - Wyrzucił swoją myśl na zewnątrz, dając Gabi tym samym znać, że to są normalne rzeczy i powinna podnieść swoje standardy. Zauważył, że nie były aż tak wysokie, jak mogły być. Bardzo się o niego starała za pierwszym razem, zabiegała o jego miłość i obdarowywała zbyt dużą ilością prezentów. Zauważył już, że lubiła od siebie dawać i po prostu robiła to ze zwykłej czystości serca, ale Ares uważał, że robiła źle. Była za dobra, dlatego też padła jego ofiarą za pierwszym razem i pozwalała sobie wpłynąć znów do tej samej rzeki. Jakby wierzyła, że się zmieni, że zrobi to dla niej. Nie chciał jej tym razem zranić, ale jednocześnie widział, że ona zaraz znów zbyt dużo sobie wyobrazi.
Nie robił tego wszystkiego, by ponownie ją w sobie rozkochać do szaleństwa i porzucić. Robił to, bo... co? Robił to, bo nie potrafił jej odpuścić, dla swoich własnych korzyści, zaspokojenia pustki i pragnień. Ale to nie znaczy, że chciał źle, bo nie chciał.
Może sam już nie wiedział.
- Bo jesteś. - Przyznał widocznie rozbawiony. - Ale dodaje ci to uroku. - Skomplementował jej kompleks szczerze. Też lubił tak do niej mówi, wychodziło to zupełnie naturalnie i jakoś mu do niej pasowało. Tak, jak Kwiatuszek, chociaż wciąż miał małe opory przed nazywaniem jej w ten sposób. Znowu, nie chciał narobić jj nadziej, a jednocześnie zrobił to kompletnie nieświadomie. Chciał tylko sprawić jej przyjemność i przypomnieć jak im razem dobrze, jak świetnie spędzali razem czas i czuli we własnym towarzystwie. Musiał z nią o tym pogadać.
Zaśmiał się, gdy tak odstawiała swój taniec. Tak niewiele trzeba było, żeby Gabi była najszczęśliwsza na świecie.
- Wiem. - Rzucił dumnie. Oczywiście, że nim był. Za to ona... chyba jeszcze nigdy nie spotykał się z laska, która ie miała takich oporów przed jedzeniem. Zazwyczaj kobiety przy nim były lekko spięte w tych kwestiach. Jadły mało, powoli, a ona? Obżerała się, jakby nie obchodziła jej żadna etykieta, czy maniery. Lubił to, że i w tej kwestii była tak cholernie prawdziwa. Właściwie jak we wszystkim co robiła.
Kiedy odezwała się do niego per tatuś, momentalne się uśmiechnął Sam już nie wiedział, czy zrobiła to specjalnie, czy nie, ale zabrzmiało dobrze.
- Możesz tak do mnie mówić mała. - Rzucił z tym swoim uśmieszkiem, ale w jej oczach też dostrzegł jakiś błysk. Gorzej jak jej się kiedyś tak wyrwie przy jej ojcu, ale grzej dla niej, on miałby z tej sytuacji pewnego rodzaju satysfakcję.
- Pracujesz zaleci kilka dni i już wpadłaś w pracoholizm? - Zaśmiał się, biorąc olejny kawał pizzy. Jadł dużo wolniej od tej, co było sos zabawne. - Dobrze, dobrze... Pracuj ładnie, ale nie dziś. Tak, to zlecenie służbowe. - Skoro chciała by tak było, to proszę bardzo. Jej kolejne słowa zabrzmiały tak dwuznacznie. Uśmiechnął się i upił łyk wina nim udzielił odpowiedzi.
- Tak, moje palce są już wprawione, że mogę pracować nimi cały dzień i nie będą boleć. - Spokój, z jakim to mówił ani trochę nie pokrywał się z wypowiedzianymi słowami. - Tutaj akurat na jednym dniu się nie skończy... - Dalej mówił o tatuażu, czy już o tym, co z nią zrobi, jak w końcu ją dopadnie? Czekał na ten moment bardziej niż na cokolwiek innego, ale czekał cierpliwie. Chociaż brakowało powoli już tej cholernej cierpliwości. jej widocznie też, to na co jeszcze czekała? Nie rozumiał, czemu tak długo to przeciągała, dzisiaj przecież były do tego idealne warunki. Było miło, dał jej dobre jedzonko, to chyba teraz czas na małe odpłacenie się? Przecież tego chciał ją nauczyć - przyjemności.
- Dobrze, jak wolisz. - Rzucił miękko, gdy skończyli jeść i pić. Ars zostawił wszystko na stole i poszedł za Gabi na kanapy. Nie mógł oderwać myśli od tego, by powiedzieć swoje klasyczne - pieprzyć to, a później pieprzyć ją. W normalnych okolicznościach nie zawahałby się ani chwili. A gdyby tak pierdolić to wszystko? Trudno, najwyżej to wszystko zepsuje, ale warto, warto.... czy na pewno? Testosteron wyjebany miał w kosmos...
Na razie grzecznie położył się koło Gabi, bardziej w takiej półleżącej pozycji z tabletem, którego przed chwila zgarnął. Otoczył dziewczynę ramieniem i ona sobie mogła spokojnie czytać gazetkę, a on dopieszczał projekt dla jutrzejszego klienta. Pokazał go też swojej towarzyszce. Duży diabeł z kopytami i rogami, a nad rogami aureola. Wyglądał groźnie, ale uśmiechał się przyjaźnie. Złożone miał ręce jak do modlitwy i złote oczy. Dorabiał mu właśnie skrzydła, nawet zapytał nastolatkę o radę, czy takie, czy inne. Leżeli sobie tak w spokoju, zajmowali sobą i wypoczynkiem, jakby całe to napięcie między nimi nie istniało. Każdy dotyk Gabi parzył jego skórę, a jej bliskość pobudzała zmysły. W końcu Ares odłożył tablet na bok i pocałował Gabi w czubek głowy, głaszcząc ją po włosach. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, żeby zacząć TĘ rozmowę, ale jednak stwierdził, że nie chce psuć tego dnia. Ona się mogła różnie potoczyć.
- Co byś jeszcze chciała przeżyć? Opowiedz mi o swoich marzeniach, może będę mógł jakieś spełnić? - Zagaił, zastanawiając się, co mogą znowu porobić za trzy dni. Akurat będzie miał trochę lutego czasu, nie za dużo, ale akurat może wykorzystają ten czas na coś przyjemnego. Chociaż najchętniej po prostu wywiózłby ja do siebie na dwa dni i pieprzył do upadłego. Takie było teraz jego marzenie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Miał rację, kobiety są od tego, by nosić je na rękach, spełniać ich zachcianki i żeby pięknie wyglądać u boku swojego partnera, przy tym realizując swoje pasje i marzenia. Coś poszło nie tak z tym równouprawnieniem i teraz baby muszą pracować zamiast być wizytówką swoich facetów. Dzięki wielkie sufrażystki, że teraz musimy zapier...
Oj ten Ares... Zdecydowanie za często miał rację, to było trochę wkurzające, bo Gabi też lubiła postawić na swoim, ale w tej kwestii jakoś nie chciało jej się walczyć. Niech jej usługuje, niech karmi, niech zasypuje prezentami. Zasłużyła sobie na to, by o nią walczył, by stawał na rzęsach, by wpuściła go do swoich majtek, gdzie tak okrutnie boleśnie chciał się dostać, a ona mimo oporów, chciała, aby tam się znalazł. Kobiety pod tym względem są chyba bardziej stateczne i skłonne do odmówienia sobie tej przyjemności aniżeli faceci. Oni myślą troszkę innymi kategoriami i jeśli czegoś zapragnął to chcą mieć to już, natychmiast w tej chwili — bez patrzenia na konsekwencje. Tak jakby byli zupełnie innym gatunkiem, działającym na instynkcie, popędach, a nie racjonalnym myśleniu. Dużo jest w tym prawdy, że kobiety są z Wenus a faceci z Marsa. Jak to się dzieje, że są w stanie tworzyć stabilne związki, zakładać rodziny, kij wie!
Ta jego pewność siebie była powalająca, z jednej strony kompletnie ją rozumiała, a z drugiej czasami ją wkurzało, że nie było w nim za grosz skromności. Chociaż lepiej tak aniżeli skromność miała być fałszywa. Znał swoją wartość, wiedział, w czym jest dobry i ona to ceniła.
Nie mogła się powstrzymać, żeby mu nie odpowiedzieć względem tego tatusia. Boże czy ona kiedyś się nauczy trzymać język za zębami? Będzie miała przez to kłopoty, prędzej czy później.
- A co? Kręci cię jak laski się tak do ciebie zwracają? - wyszczerzyła zęby w głupkowatym uśmiechu, a oczy migotały z rozbawienia. Była strasznie ciekawa odpowiedzi, chociaż zadawanie pytań Aresowi kończyło się bardzo źle, zazwyczaj.
Chyba nic nie było w stanie popsuć jej tego świetnego humoru, żadna apokalipsa zombie, wybuch nuklearny czy seryjny morderca, który jakimś cudem wdarłby się na jacht. Jeśli miałaby dziś umrzeć, umarłaby szczęśliwa, choć wcale nie chciała umierać, to przecież zawsze trzeba było brać pod uwagę taką ewentualność.
Słuchała go, jak odpowiadał jej na pytanie o zmęczeniu ręki i chichotała, doskonale zdając sobie sprawę z dwuznaczności tej wypowiedzi. Już raz dostała próbkę jego wytrzymałości i umiejętności i przez to właśnie chciała więcej i więcej, tyle że zanim znów pozwoli mu się dotknąć w taki, a nie inny sposób, to sporo wody upłynie. Była praktycznie pewna, że Ares zdaje sobie z tego sprawę, że wie, iż dla niej seks to zdecydowanie więcej niż tylko pusty akt mający na celu wyładowanie nagromadzonego napięcia. Musiał sobie z tego zdawać sprawę po tym co między nimi zaszło. Dwa kompletnie różne światy, nie pasowali pod tym względem do siebie na żadnej płaszczyźnie, a mimo to coś ich do siebie ciągnęło.
Było dokładnie tak jak przypuszczała Gabi, długo z gazetą w ręku nie wysiedziała, strasznie szybko znudziły ją artykuły o pielęgnacji skóry i paznokci, jakieś ploty o celebrytach i durne testy psychologiczne, więc kątem oka zerkała sobie na to co Ares robił na tablecie, a później kompletnie odrzuciła gazetkę na bok i tak trzymając głowę na jego ramieniu, a dłoń na torsie, gapiła się jak tworzył projekt. W jakiś dziwny sposób strasznie ją to relaksowało i gapiła się na ekran z podziwem. Ona w ogóle nie potrafiła rysować... W głowie miała np. pięknego konia z grzywą poruszaną wiatrem, a na kartce papieru wychodziło jej kilka kółek i kresek. Rysunki zawsze wyglądały jak takie, które zrobiło dziecko z przedszkola. To co przedstawiał tatuaż trochę ją przerażało, budziło niepokój i pewnego rodzaju dyskomfort, ale czy właśnie tym nie jest sztuka? Ma budzić emocje, skłaniać do refleksji i inspirować.
Było jej tak dobrze i przyjemnie, że zaczęła nawet przymykać oczy i na chwilkę odpłynęła, nie spała, ale była na granicy. Wszystko do niej docierało, była świadoma, ale oczy odpoczywały, umysł też, bo cała adrenalina opadła, ciałko było luźne i zrelaksowane. Z tego stanu wyrwało ją pytanie Aresa. Ziewnęła cicho i się przeciągnęła, uważając, by mężczyzny nie uderzyć przypadkiem.
- Wiesz, że miałam zamiar zapytać cię o to samo? - zaśmiała się i zadarła głowę ku górze, by móc spojrzeć na jego twarz. Poważnie, chciała go o to zapytać, o czym marzy, jakie ma cele w życiu, gdzie widzi się za pięć lat. Skubany był pierwszy, ale to tylko dlatego, że Gabi się rozleniwiła i rozespała. Wyplątała się z jego objęć i usiadła po turecku, tak by móc swobodnie patrzeć na swojego rozmówcę.
- Czekaj, od czego tu zacząć... O wiem, chciałabym latać na paralotni, skoczyć ze spadochronem, skoczyć na bungee, iść na koncert Imagine Dragons i zobaczyć na żywo Dana Reynoldsa, chcę tańczyć w deszczu, zjeść najostrzejszą papryczkę na świecie, marzę o locie balonem, o symulacji w stanie nieważkości, chcę zobaczyć balony w Kapadocji!- bardzo się ożywiła mówiąc o tym wszystkim i aż wstała, bo zwyczajnie nie mogła usiedzieć. Słońce przestało już tak mocno grzać, powoli szykowało się do zachodzenia, choć do całkowitego zachodu jeszcze trochę czasu mieli.
- Świat jest tak ogromny, tak piękny, tak fascynujący, że ciężko marzyć tylko o jednej rzeczy! Podróż do Tajlandii i sanktuarium dla słoni, gdzie nie są traktowane jak atrakcja turystyczna tylko to faktycznie ich dom... Podróż do Afryki na prawdziwe safari wśród dzikich zwierząt, surfowanie na deskach na pustyni... Och i chciałabym zobaczyć niedźwiedzie w parku Yellowstone. Chcę zobaczyć na własne oczy Lustrzane jezioro, albo plażę, która składa się z samych oszlifowanych przez piasek i morze, kamyczków. Pewnie teraz żałujesz, że zapytałeś bo mi się gęba nie zamknie. - zaczęła się śmiać jak szalona i podeszła do barierki jachtu i się o nią oparła tym samym wypinając zgrabne pośladki w kierunku Aresa, wsparła łokcie na barierce i oparła brodę na otwartych rękach. Odwróciła też lekko głowę, by cały czas móc zerkać na Aresa. Zawiał silniejszy wiatr, przez co luźny kok Gabi się rozpadł i teraz jej jeszcze wilgotne słowy swobodnie powiewały na wietrze.
- Mam jeszcze w głowie parę szalonych pomysłów, ale chyba więcej ci nie powiem, bo stanę się dla ciebie nudna i kompletnie nieatrakcyjna. A ty... O czym marzysz? Tak najbardziej na świecie, tak, że brakuje ci tchu na samą myśl o tym, że to marzenie mogłoby się spełnić? Wiesz, coś, po czym mógłbyś śmiało powiedzieć, że możesz umierać szczęśliwy i spełniony. - odkleiła się od barierki, przestała wypinać zadek, odwróciła się przodem do siedzącego na kanapie Aresa i oparła się o barierkę plecami, tak luźno i swobodnie. Z jej twarzy nie schodził uśmiech, patrzyła na mężczyznę ze szczerym zainteresowaniem, bo naprawdę chciała to wiedzieć. Pewnie i tak nie byłaby w stanie spełnić tego marzenia, ale przecież takie rzeczy warto wiedzieć o kimś na kim ci zależy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ