Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Odkąd skończyła 18 lat, czyli jakieś dwa miesiące temu, praktycznie w ogóle nie widywała ojca. Chyba uznał, że jego rola w życiu dziewczyny się skończyła. Nie zabierał jej już na weekendy, nie wpadłam z wizytą, bardzo mało dzwonił, jakby zniknął bezpowrotnie. Tyle że ona nadal go potrzebowała, chciała, aby był przy niej. Z nim kontakt miała lepszy niż z matką, chociaż teraz po tej całej sytuacji z Aresem ich stosunki się ociepliły. Nieznacznie, ale jednak.
Musiała się spotkać z tatą, czuła potrzebę, by z nim porozmawiać — a ta rozmowa nie będzie prosta. Bała się jej chyba tak samo mocno jak samej siebie przy tym... Stop. Nie myśl o nim. Chociaż świadomość tego, że znów do niej napisał, a ona pozostawiła go bez odpowiedzi, tak totalnie bez serca.
Strasznie ją to bolało, nie potrafiła być tak okrutna, zwłaszcza że ton tych wiadomości był zupełnie inny niż zawsze, ale musiała zedrzeć plaster raz a porządnie, żeby ruszyć dalej.
Przybyła do restauracji hotelowej trochę przed czasem, co było zaskakujące, bo ona wiecznie się spóźnia. Może powodem było to, że to nie ona prowadziła samochód, tylko kierowca taksówki. Czuła się tak jakby na jej klatce piersiowej spoczywał wielki ciężar, który musiała z siebie zrzucić. Nie wiedziała jeszcze, że ojciec też chce przeprowadzić z nią poważną rozmowę.
Miała na sobie bardzo elegancką i grzeczną sukienkę, stosownie do okazji i powagi sytuacji. Podeszła spokojnie do zarządcy salą i poinformowała, iż ma rezerwację na godzinę osiemnastą dla dwóch osób na nazwisko Glass. Mężczyzna był bardzo uprzejmy, zaprowadził ją do stolika, odsunął jej krzesło i pomógł usiąść. Zaraz za nim stanął kelner i wręczył nastolatce menu.
- Coś do picia dla panienki, na czas oczekiwania na towarzysza?- zapytal młody chłopak, przyjaźnie się uśmiechając. Gabi odwzajemniła uśmiech i zerknęła w kartę na dział z napojami.
- Mrożoną herbatę poproszę, z cytryną.- to był jej ulubiony napój i wlewała go w siebie litrami. Zamknęła kartę i odłożyła ją na bok. Z niewielkiej torebki wyciągnęła telefon i wpatrzyła się w ekran na ostatnią wiadomość od Aresa.
- Zrób to Gabi, będzie ci lżej.- mruknęła do siebie i wcisnęła przycisk "zablokuj", choć z ciężkim sercem. Uniosła wzrok znad telefonu i dostrzegła ojca, ubranego w elegancki, dobrze skrojony garnitur. Biła od niego pewność siebie, ale i ciepło. Uśmiechał się do córki, pomachał jej i już zaczął przecinać salę by do niej dotrzeć. Gabi na jego widok nagle poczuła spokój, rozpromieniła się i wstała, trochę ze zbyt dużym impetem bo przewróciła krzesło ale Bruce był przyzwyczajony do gapiostwa córki, więc tylko się zaśmiał serdecznie. Rozsunął ręce zapraszając ją do uścisku. Bez zastanowienia wpadła w ramiona taty i się do niego przytuliła bardzo, bardzo mocno. Tak bardzo tęskniła!
- Pięknie wyglądasz kluseczko.- przywitał ją tak serdecznie i ciepło. To było jego oczko w głowie, aż poczuł żal, że przez tyle czasu jej nie widział.
- Nie mów tak do mnie, wiesz, że tego nie lubię. Tęskniłam za tobą.- odsunęła się w końcu od niego i posłała mu ciepły uśmiech. Kelner właśnie przyniósł jej herbatę, ojciec natychmiast zamówił sobie szklaneczkę whiskey.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? Byłaś taka zdenerwowana gdy dzwoniłaś.- usiedli przy stoliku. Gabi westchnęła, była głodna, burczało jej w brzuchu i chyba nie chciała zaczynać dyskusji z pustym żołądkiem.
- Możemy do tego przejść jak już coś zjemy? Wiesz jaka jestem gdy mam pusty brzuch.
- Oj tak... Zdecydowanie. Zamówmy coś.
Zaczęli rozmawiać na mało zobowiązujące tematy gdy wreszcie zamówili i czekali na jedzenia. Gabi rozłożyła na kolanach serwetkę i popijała swobodnie mrożoną herbatę. Uśmiechała się, żartowali, byli tacy beztroscy i rozluźnieni. Wydawali się cieszyć swoim towarzystwem, ale z boku nie wyglądali jak ojciec i córka. Ludzie lubią różne rzeczy sobie myśleć i dopowiadać historie. Przynieśli im posiłek w miarę szybko. Ojciec zamówił jakieś owoce morza, Gabi coś mniej wyrafinowanego, bo przecież to ona zaprosiła tatę na kolację i płaciła, choć on i tak nie pozwoli jej tego zrobić.
- Wiesz, że straciłam auto prawda? No właśnie... Chciałam cię prosić o pomoc w kupnie nowego, to główny powód tego spotkania, ale jest coś jeszcze.
Uciekła gdzieś wzrokiem, a Bruce już wyczuwał pismo nosem, święciło się coś z czego nie będzie zadowolony, co go rozzłości albo sprawi przykrość, albo jedno i drugie.
- Gabi, wyduś to wreszcie, jak będziesz to odwlekać to niczego nie zmieni.
Wpakowała sobie w usta dużo jedzenia, żeby móc długo żuć, faktycznie ją znał, przedłużała ten moment. W końcu już nie miała tarczy w postaci jedzenia w buzi i wydusiła.
- No bo widzisz... Mógłbyś mi kupić to nowe auto, bo... Bo nie będziesz musiał płacić za moje studia. Rezygnuję z nich, to chyba nie jest coś, co chcę w życiu robić.
Usłyszała szczęk sztućców o talerz, ojciec je na nie upuścił i zaplótł ręce na klatce piersiowej, minę miał jakby dostał w twarz, zmarszczył groźnie czoło i cały się spiął. Ona czekała na jego wybuch.
- Argumenty Gabi. Jestem prawnikiem, potrzebuję racjonalnych, klarownych i rzeczowych argumentów. Czas start.- zerknął na swój wypasiony zegarek, który dostał od jakiegoś klienta.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
* 12 *
Post zawiera wulgaryzmy
Ostatnimi czasy nie działo się najlepiej w interesach Aresa, który przez swoje małe odpierdalanie lekko odpuścił pilnowanie ich. Kiedy w mieście był jego brat, to starał się on jak wszystkiego dopilnować, ale gdy wyleciał, a Ares dalej leciał, ale w tango, działy się różne rzeczy. Tak to jest zostawić niektórych ludzi be opieki na kilka dni, albo... tygodni. Wszystko za sprawą tej małolaty, która zaburzyła porządek jego życia. Takiego poukładanego i schematycznego. Ona te schematy przerywała i sprawiała, że lekko się przez to we wszystkim gubił. Jednocześnie nie chciał jej w swoim życiu i chciał. Sam już kompletnie nie wiedział co ma myśleć, pogubił się we własnym i tak chaotycznym już umyśle. Ostatnie ich przypadkowe spotkanie w klubie nocnym też skończyło się jak skończyło, teraz już wiedział, że to był błąd. Mało brakowało, naprawdę niewiele żeby znowu ją bzyknął, ale tym razem z cysto pożądania i to nie takiego cielesnego. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale jej pożądał w nieco inny sposób niż inne kobiety. Gabi stała się taka... nieuchwytna. Zdziwił się, kiedy po całym incydencie milczała. Jasne, uciekła wtedy wystraszona, ale chciała tego chciała jego. Podejrzewał, że się odezwie, a nawet jeśli nie odezwie, to że chodzić odpisze. Niestety odpisywała w bardzo dziwny sposób, jakby nie pisała tych smsów ona. Sama. Podejrzewał, że może ma jakieś typowo babskie, małolackie nocowanie z jakąś przyjaciółeczką, która doradzała co pisać, a nawet... go zablokować. To chyba było najbardziej frustrujące. Ktoś go zablokował? I to jeszcze kiedy udało mu się schować dumę w kieszeń i przeprosić? Nigdy nikogo nie przepraszał, nie prosił o wybaczenie, nie prosił o drugie szanse. Teraz to uczynił, a i tak został olany? Bolało. Bolało w najgorszy możliwy sposób, ale musiał być uważny. Zastanowić nad każdym kolejnym ruchem. Nie mógł odpuścić, nie teraz, nie tak łatwo. Robił to, bo naprawdę chciał drugiej czasy, czy dla swojej dumy? Zapewne dla dumy, bo wciąż nie wyobrażał sobie proszenia nastolatki o związek... o uwiązanie, ubezwłasnowolnienie, odebranie tego, czego tak sobie cenił - wolności.
To czego chciał?
Dobre pytanie. Pewnie uzyska na nie odpowiedź, jak już mu się uda z Gabi, a nie zakładał porażki. Obmyślał tylko najlepszy plan, ale najpierw musiał załatwić inne rzeczy. Podczas ostatniego zaniedbania obowiązków, jeden z jego pracowników w studiu tatuażu dopuścił się samowolki, próbując pod nieobecność szefa ukraść wszystkich klientów do swojego studia, które chciał właśnie otworzyć. Nawciskał ludziom kitu, że to studio zostaje niedługo zamknięte i przenoszą się tam... Ares, kiedy się o tym dowiedział w szał. W pierwszej chwili chciał zajebać gościa, dosłownie myślał o odstrzeleniu mu łba. Na całe szczęście iny pracownik, który go o tym w ogóle powiadomił, powstrzymał go, sugerując najpierw kontakt z prawnikiem. Totalnie nie potrącił być uczciwym, normalnym biznesmanem, kroczącym ścieżką prawa, ale... Był Aresem Kennedy, a nie Angelo Denaro, musiał o tym pamiętać.
A tak naprawdę temu szczurowi uratował życie dobry i uczciwy młody chłopak, którego niedawno zatrudnił. Nie miał już tyle czasu na dziaranie, więc musiał kogoś znaleźć. Dobrze, że tak się stało przed całą akcja, bo tak studio zaraz poszłoby z torbami.
Ares miał w Lorne Bay prawnika, który prowadził go od początku przyjazdu tu po tej prawionej ścieżce. Ktoś musiał. Potrzebował człowieka, myślącego, że ma do czynienia z biznesmanem, a nie mafioza. Kogoś, kto pomoże przy legalnych interesach - przykrywkach, jakby w cale przykrywkami nie były. Urealnienie tego wszystkiego było najlepszą przykrywką samą w sobie. Tak więc potrzebny był prawnik z krwi i kości. Znalazł takiego, tylko dlaczego nie powiązał jego nazwiska z jedną, pewną małolatą?
Mieli umówione spotkanie w jego hotelu na 20. Bruce wspomniał coś, że ma jeszcze jedno, ale umówi je na miejscu, żeby od razu obskoczyć obydwa. Ares zaprosił go, mówiąc, że ma otwarty rachunek i nic nie musi płacić, ani przy spotkaniu z nim, ani przy tym poprzednim. Gdyby tylko wiedział, że stawiał właśnie kolacje swojemu prawnikowi i jego córce, której złamał serduszko...
Był w hotelu wcześniej, załatwiał na miejscu kilka swoich spraw i urządził małe spotkanie z pracownikami. Skończyło się zadziwiająco szybko, a Ares pomyślał, że pójdzie z laptopem do restauracji i tam trochę popracuje "w papierkach", w oczekiwaniu na spotkanie. Już na wejściu jego wzrok padł na stolik, przez którym siedział Bruce, z jakąś kobietą. Siedziała do niego tyłem, więc zbytnio nie zwrócił uwagi na jej sylwetkę. Uśmiechnął się do prawnika i machnął mu ręką, jak gdyby nigdy nic idąc przed siebie, w stronę innego stolika. Dopiero, gdy do niego dochodził, kątem oka dostrzegł, z kim siedzi Bruce.
Nie kurwa. Niemożliwe. Nie znowu. Co jest kurwa? Ares nie mógł w to uwierzyć. To się działo zbyt często, zbyt często widział ani z jakimiś facetami na mieście. O jeden, a nawet o dwa razy za dużo...
Poczekaj... wdech wydech. Może też korzysta z jego usług? Mówiła, że ma jakieś problemy... a może szuka sobie kolejnego bogatego frajera, którego zrobi na maślane oczka i .... stop. Jego głowa znów pracowała na wysokich obrotach i to na zdecydowanie zbyt niskim biegu, który powodował przegrzanie się systemów. Wdech i wydech... był u siebie w hotelu, nie mógł tu zrobić żadnego dymu. To był jego prawnik, miał mu pomóc... i Gabi. Jego spojrzenie zatrzymało się na profilu nastolatki, która chyba go jeszcze nie zauważyła, pochłonięta rozmową ze swoim towarzyszem. Znów to poczuł. Chęć, żeby znowu była w jego życiu i tą pustkę smutku, którą po sobie zostawiła. Znów to uczucie w gardle i w plecach, jakby ktoś w nie wbijał nóż. Przełknął ślinę, czując, jak schnie mu podniebienie. Myślał. Myślał intensywnie, stojąc jak ten słup z laptopem pod pachą. Myślał co zrobić, jak to rozegrać? Miał im przerwać spotkanie? Tak po prostu się dosiąść? Nagle stało się TO. Spadł mu jak z nieba, wykonując zachęcający gest. Chyba zauważył wahanie swojego klienta, więc postanowił rozwiać jego wątpliwości. Ares tak cholernie ucieszony z obrotu sprawy ruszył w stronę stolika, na początku ignorując Gai i ściskając dłoń prawnika, którą podał mu na przywitanie, wstając z krzesła.
- Witaj Aresie. Pozwól, że kogoś ci przedstawię, to moja córka Gabrielle. Gabi, to właściciel tego hotelu, któremu zawdzięczamy dziś kolację i mój stały klient. - Nieświadomy kompetnie całej sytuacji "Przedstawił ich sobie", wskazując na nastolatkę dłonią. Ares nie myślał zbyt wiele, odwrócił się w stronę dziewczyny i uśmiechnął bardzo serdecznie, jak na niego. Nagle jego nozdrze dopadł intensywny zapach Gabi. Jak zawsze taki sam... przyjemny. Przymknął oczy, napawając nim. Nie mógł się tak na nią gapić, nie mógł rozbierać jej spojrzeniem, nie mógł chcieć po prostu wpić się w jej usta na powitanie, jakby świata nie było. Chce tak bardzo chciał... Znów to dziwne uczucie. Jej bliskość była obezwładniająca.
Musiał być silny.
- Cześć Gabi. Mieliśmy już okazje się poznać. - Wrócił na niego spojrzeniem.
- Tak? A to gdzie? Może do nas dołączysz i o tym opowiesz? - Wskazał wolne krzesło.
- Nie chcę wam przeszkadzać, byliśmy umówieni za pół godziny....
- Nie, nie, śmiało.
- I usiadł, jakby sprawa była przesądzona. Skoro tak, Ars odłożył laptopa na parapet i usiadł na wcześniej wskazanym krześle, starając wyglądać na obojętnego JEJ towarzystwem, łez nie było to takie proste.
- A więc skąd się znacie? - Spytał wyraźnie zaciekawiony.
- Musisz mi to wybaczyć Bruce... - Zaczął w sposób, który miał wystraszyć Gabi. Zerknął na nią, dopiero teraz dłużej zatrzymując na niej swej wzrok. Wtedy przerwała im kelnerka.
- Co Panu podać, Panie Kennedy? - Wesoło zagaiła szefa, stojąc na baczność.
- To co zawsze na spotkaniach.
-Tak jest!
- Dygnęła wdzięcznie i zniknęła, a Ares spojrzał na Gabi. Stresowała się, że ją wysypie? Patrzył jej chwile w oczy, jakbyś szykował zemstę, jakby rzucał jej wyzwanie. Zamiast tego jednak powoli odwrócił spojrzenie na jej ojca. OJCA. On też miał kurwa szczęście.
- Tak, jak mówiłem. Musisz mi wybaczyć, ale to ja jestem sprawcą tego tatuażu na jej plecach. Wparowała mi niedawno do studia i w sumie tak się właśnie poznaliśmy. - Przybrał bardzo wyluzowaną postawę, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie I TAK wkopał Gabi... A jaki był z siebie zadowolony!
Oczywiście z tego, że napędził jej stracha, a nie, że wydał jej słodką tajemnice... o której nie miał pojęcia. W końcu już trochę czasu minęło, przypuszczał, że już wszyscy wiedzą...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabi dość często odwiedzała ojca w kancelarii, dla niego samego i dla ekspresu do kawy, który tam mieli, bo mogła sobie parzyć różne fancy kawki, nie płacąc przy tym milionów monet w Starbucksie czy innych kawiarniach. Czasem wpadała pomóc z kserowaniem jakichś dokumentów albo zastąpić sekretarkę na godzinkę czy dwie, zarabiając przy tym parę dolarów na swoje wydatki. Bruce i Beatrice mieli pod względem finansów jeden front jeśli chodzi o wychowanie córki. Zapewniali jej wszystko, czego potrzebowała do życia, dbali o edukację, ale na wszystko, co było extra, typu telefon, kosmetyki i inne przyjemności musiała zarobić sobie sama. Chcieli wpoić jej szacunek do pieniądza, nadać mu wartość i pokazać, że w życiu nie ma nic za darmo i to, że kiedyś była biednym, chorym, porwanym dzieckiem niczego nie zmieniało, nie litowali się nad nią. Że też wcześniej Ares nie wpadł jej w oko gdy była w biurze... Musieli się mijać nie mając świadomości o tym jak potoczy się ich przyszłość.
Nie miała pojęcia o tym, że ma jakiś limit czasowy na kolację z tatą - zawsze była jego priorytetem, ale widać nie dziś, oczywiście Bruce nie powiedział córce, że ma się streszczać i spadać do domu. Nie wstydził się swojego dziecka, był pewien, że Gabi będzie w stanie zachować się godnie i z klasą przy tak ważnym kliencie jakim był Ares. Mężczyzna zerkał nerwowo na zegarek czekając aż córka obrzuci go argumentami związanymi ze studiami.
- Skoro nie idę na studia, to taki używany samochodzik nie będzie dużym wydatkiem patrząc na ceny edukacji w tym kraju.
- Argument przedszkolaka. Coś jeszcze? W ogóle to do mnie nie przemawia.
- Jesteś sędzią czy prawnikiem, żeby coś do ciebie musiało przemawiać?- zapytała lekko zirytowanym tonem. Nie cierpiała gdy tak się zachowywał, traktował ją z góry. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale spojrzenie ojca mówiło jasno: nie przeginaj młoda damo.
- Nie wiem, czy programowanie jest tym, co chcę robić w życiu, w ogóle nie wiem, co chcę robić, nie umiem wybrać. Może gdybym zrobiła sobie, chociaż rok przerwy...- wbiła wzrok w swój pusty już talerz i zaczęła widelcem dziobać bogu ducha winny kawałek natki pietruszki, który na nim został.
- Widzisz córeczko, można? Rok przerwy nie brzmi już tak strasznie i radykalnie jak słowa, że rezygnujesz ze studiów. Nie wiem Gabi, muszę porozmawiać o tym z matką. Wie o twoim pomyśle?- mężczyzna upił łyk alkoholu z kieliszka i znów zerknął na zegarek. Gabi poczuła, że coś nie gra, jakby tata na coś czekał, jakby się gdzieś spieszył. Czy ona chciała od niego czegoś wielkiego? Potrzebowała pogadać, chciała uszczknąć z doby trochę jego cennego czasu.
- Jeszcze nie wie. Wiesz, że nie mamy ze sobą dobrego kontaktu i wolałabym mieszkać z tobą.
- Nie mówię nie, ale też nie mówię tak. Zobaczymy, co da się zrobić z tym samochodem, ale przemyśl jeszcze złożenie rezygnacji na uczelni. Masz wakacje, mogłabyś pójść do pracy, zarobić i sama kupić jakieś autko.
Gabi westchnęła, zawsze tak było, za każdym razem gdy czegoś potrzebowała. Gdyby jeszcze ten wypadek był z jej winy to może by nie miała śmiałości prosić ojca o coś takiego, ale to był wombat! Nie chciała go zabić, mógł mieć wombatową żonę i wombatowe dzieci i co wtedy? Wypuściła z płuc powietrze i tym samym zdmuchnęła z czoła niesforny kosmyk włosów, który uwolnił się z niedbałego koczka upiętego na czubku głowy.
- To ja chyba znajdę tego wombata i wystawię mu rachunek. Chcę odpocząć, wiesz ile wysiłku włożyłam w przygotowania do egzaminów, żebyście byli zadowoleni z moich wyników.
Bruce zaśmiał się serdecznie słysząc żart o wombatach. Poczucie humoru zdecydowanie odziedziczyła po matce, bo on należał raczej do tych spiętych, sztywnych i poważnych, ale one dwie potrafiły go rozbawić do łez. Obie były słodkie i rozbrajały ludzi na łopatki, to przez poczucie humoru Beatrice złapała Bruca i go zaobrączkowała. Odnośnie obrączkowania... Bruce poinformował Gabi, że się żeni za pół roku. Wybranka jego serca miała zaledwie dwadzieścia dwa lata i nosiła pod sercem jego dziecko, a więc Gabi będzie miała rodzeństwo. Dziewczyna była w szoku, zaniemówiła, nie wiedziała, co ma powiedzieć i wtedy Bruce wyczaił okazję na ratunek z opresji i tłumaczenia wszystkiego swojemu dziecku.
Niezłą bombę jej sprzedał, a żeby tego jeszcze było mało, zaraz miała spaść kolejna. Machał do kogoś i zachęcał do podejścia.
- Gabi, przepraszam, ale mam spotkanie z ważnym klientem. Nie obrazisz się jak dołączy? - szybko zapytał, nie ma co.
Nastolatka przetwarzała dane, złapała jakiś error, słyszała w uszach zerwane połączenie z bazą dlatego potrząsnęła głową na znak, że nie ma nic przeciwko.
Czy ona się przesłyszała? Ares? Co jest? Wszechświat (nie... tylko dwoje powalonych ludzi po dwóch różnych stronach internetowych kabelków) gotował im naprawdę emocjonalny rollercoaster, że tak na siebie wpadali. Wtedy w klubie, teraz w restauracji...
Uniosła na Aresa przerażone spojrzenie, pełne zdziwienia i niedowierzania. To był jakiś chory, nieśmieszny żart. Z całych sił starała się przekzać Aresowi telepatycznie wiadomość, że ma się nie zdradzić z tym, że się znają, że cokolwiek ich łączy... ło. Nie dotarło, nastąpił jakiś błąd połączenia.
- Dobry wieczór- wymamrotała ledwo dosłyszalnie. Nie wiedziała, czy ma siedzieć, czy sobie pójść, jak się zachować, czy rozmowa ojcem dobiegła końca. To było straszne.
Wyglądał cudownie, lepiej niż cudownie, zwalał z nóg swoją posturą, zapachem, jego głos brzmiał tak seksownie, że aż musiała zacisnąć uda, zupełnie nieświadomie.
Co mu musiał wybaczyć? Że złamał jego córce serce? Czyste przerażenie namalowało się na twarzy nastolatki i przerwała im kelnerka, zabierając puste talerze i przy okazji pytając szefa o to czy chce się czegoś napić.
Nie... Nie mów nic, milcz, nic nie mów cholera nic nie mów, nie otwieraj ust... ZAMKNIJ SIĘ!
Zalała ją fala gorąca, zarumieniła się, co bardzo zdziwiło Bruce'a bo jego córka nie należała do nieśmiałych i wycofanych. Zawsze dużo mówiła niezależnie czy kogoś znała czy nie.
Nie powiedział tego! Nie powiedział o jej tatuażu! Ale ją wkopał. Tylko czemu tak się bała? Miała 18 lat, mogła robić co chciała. Przestała oddychać, przeniosła przerażone spojrzenie na twarz ojca.
Mężczyzna mrużył groźnie oczy, a mała żyłka na jego czole zaczęła pulsować niebezpiecznie. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Chyba możesz zapomnieć o nowym samochodzie młoda damo, porozmawiamy sobie jeszcze na ten temat.- powiedział do córki bardzo oschle jakby był nią bardzo mocno rozczarowany. Zawsze był surowy i wymagający i nie inaczej było w tym wypadku. Jego stanowisko względem tatuaży na JEGO córce było jasne i klarowne od zawsze.
- Yhym.... To skoro masz spotkanie i już nie masz dla mnie czasu chyba powinnam pojechać do domu, albo pójść na pieszo. - znowu wbiła wzrok w dół, tym razem w bialutki obrus. Czemu ten ojciec zawsze tak ją onieśmielał, sprawiał, że traciła wszelką pewność siebie i wiarę we własne słowa, cele i marzenia. Popieprzone.
- Zostań, odwiozę cię później jak skończę rozmawiać z Aresem. Posiedź, posłuchaj, może się czegoś wreszcie nauczysz.- posłał córce lekko lakoniczny uśmiech i zwrócił spojrzenie na Włocha. Dobrze mu płacił więc nie zrobi mu afery o to, że wydziarał jego córkę, to ona do niego przyszła, to ona mu za tatuaż zapłaciła więc nie był tu niczemu winny.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Bomba za bombą, bomba za bombą. Byli jak pole minowe, a oni biegali po tych minach jak popieprzeni Eksplodowała kolejna i kolejna. Byli jak pole bitwy, na którym można było spodziewać się wszystkiego, na którym niespodziewanie nagle mogło wydarzyć się tak wiele.
Boom! Rozstanie.
Boom! Cierpienie.
Boom! Spotkanie.
Boom! Prawię cię mam...
Boom! Blokada.
Boom! Spotkanie.
Boom! Twój stary właśnie poinformował cię o zapłodnieniu niewiele starszej dziewczyny od ciebie, a sekundę później widzisz swojego narcystycznego i toksycznego ex, którego masz ochotę jednocześnie spalić żywcem i wyruchać.
Boom! .... Co dalej?
Dobry wieczór? No tak. Przecież był od niej starszy. Dwukrotnie. Nie mogła przy swoim ojcu rzucić do niego takiego luźnego "cześć", cokolwiek by nie chciała mówić, że ich łączyło - przecież nie powie, że skakała po nim zaledwie kilka tygodni wcześniej. Nie powie, że jedynie kilka lat młodszy od niego klient zabawił się jego córeczką jak małą...
Nawet nie potrafił nazywać jej tak w myślach. Gabi była kimś więcej. Młyn, jasnym światłem gdzieś w oddali bezkresnego mroku. Światełkiem, promyczkiem. Była światłem.
A on był cieniem. Cieniem, który niebezpiecznie nasuwał się wielką nawałnicą nad jej promyki słońca, przyćmiewając ją teraz groźnie. Miał nad nią w tym momencie władze, mógł wykorzystać ją na swoją korzyść, to przyszło tak nagle. Nieświadomie ojciec Gabi, wpychał ją ponownie w macki potwora. Widział jej błagalne spojrzenie, to nieme proszenie, by przestał, by nic nie powiedział, by ich nie wydał. Wiedział, że ojciec prawnik nie mógł być zbyt wyluzowanym i tolerancyjnym człowiekiem. Był mężczyzną z żelaznymi zasadami... to dlatego.
To dlatego tak bardzo chciała zasmakować wolność. Dlatego zerwała się ze smyczy, zapewne krótkiej i stalowej. Teraz wszystko nabierało coraz większego sensu.
Nowym samochodzie? A co z garbusem? Kolejne kropki i linie proste między nimi. Złamany nadgarstek? Jej problemy? Brak auta? Rozbiła je. Czyżby wtedy, gdy od niego wracała w rozpaczy? Niedobrze... poczuł się winy tej sytuacji i w pewien sposób usatysfakcjonowany, że ojciec nie kupi jej nowego auta. Był zły, więc nie wiedział?
Niekoniecznie chciał ją wkopać.
Ale... to była kolejna okazja. Ares miał wyczulony węch na okazje, wyczuwał je z kilometra, załapywał trop i podążał nim do celu. Niuch niuch, unosiły się w powietrzu nowe możliwości. Tak wiele i jeszcze więcej...
- Nie jest taka duża ta dziara. - Rzucił jakby w jej obronie, gdy skończyli wymianę zdań, podczas której oczy Aresa wędrowały od jednego, do drugiego. Mężczyzna siedział na przeciwko niego, a Gabi po prawej stronie Aresa. Stół był mały, okrągły i czteroosobowy.
- Dobrze.... - Rzucił jakby do siebie, a specjalnie, by nie kontynuować rozmowy. Sięgnął po laptopa, którego celowo ustawił na stole tak, aby ekran widoczny był również dla Gabi, a jednocześnie poza zasięgiem wzroku jej ojca.
- Więc tak... - I zaczął opowiadać po kolei wszystko co działo się jego studiu podczas nieobecności. W międzyczasie notował na komputerze to, o czym mówił jego prawnik. w pewnym momencie otworzył drugie okno notatnika i wielkimi, największymi literami napisał na ekranie:
" Odblokuj mój numer, bo mu wszystko o nas powiem. Jesteś niegrzeczną dziewczynką, to było niemiłe." I niby przypadkiem saunąl pod stołem nogę Gabi, by zwrócić jej uwagę na tenże właśnie napis. Uśmiechnął się pod nosem, kącikiem, który był bliżej dziewczyny. Był to nieznaczny uśmiech, ledwo dostrzegalny, ale boczne oko Aresa zdradzało wszystko. Jakże był z siebie właśnie zadowolony...
- W porządku, tak zrobię. - Spojrzał na ojca swojej ex kochanki i w tym momencie jego ręka wędrowała na udo dziewczyny. Mężczyzna nie mógł tego dostrzec, ale Gabi mogła poczuć to... dość intensywnie. Zacisnął palce na jej ciepłym udzie, dość wysoko, smyrając ją kciukiem z wyczuciem. Tym razem to prawnik sięgnął po jakieś papiery, więc korzystając z chwili jego nieuwagi rzucił spojrzenie nastolatce. Długie, intensywne, wwiercając się w jej duszę, przenikając ją do nagości. Cofnął swoją dłoń i znowu napisał jej wiadomość w specjalnie do tel dedykowanym okienku.
" Tęsknie za dotykaniem cię w ten i inny sposób. Chciałbym kochać się z tobą na tym stole, teraz, na oczach wszystkich". Dlaczego to było takie.... podniecające, satysfakcjonujące, rozpalające? Drgnął niespokojnie i zamknął laptopa, nie musiał już nic notować. Rozmowa trwała, ale było tak, jakby jej nie było. Gdzieś w międzyczasie kelnerka przyniosła szklankę whisky dla swojego szefa i krewetki w sosie winnym.
- Przepraszam na chwilę. - Prawnikowi dzwonił telefon, już drugi raz, więc w końca odebrał go, wstając od stołu i odszedł kawałek dalej.
Idealna okazja.
Ares niemal od razu spojrzał na twarz Gabi, będąc natychmiast oblanym całym wachlarzem wrażeń i odczuć. Wszystko w nim wrzało, czuł, jak ciśnienie podnosi się, tak jak i temperatura w pomieszczeniu, nagle nie było czym oddychać. To napięcie... rosło i rosło i rosło... tak cholernie mu się to podobało.
- Zanim zaczniesz mnie opierdalać, albo panikować, posłuchaj. - Nachylił się w jej stronę nad stołem, kątem oka zerkając, czy jej ojciec się do nich nie odwraca. Stał tyłem, w ożywionej dyskusji przez telefon.
- Jak będziesz grzeczna, to nic się nie wyda. - Błądził po jej oczach spojrzeniem z cholernie bliska, zza bliska... ten zapach. Jej usta. Stała się jego osobistą Boginią. Czemu tak na nie działała cholera? Jej upór, jej nieosiągalność, to, że go zablokowała, odpychała... było cholernie przyciągające.
- Jestem po twojej stronie mała, załatwię ci ten samochodzik. Pierwsze co zrobisz jak skończy się to spotkanie, to tak, jak pisałem, odblokujesz mój numer. Później grzecznie będziesz ze mną rozmawiała, a później się okaże. Cholera Gabi, jak ty pachniesz, mam ochotę cię .... - Aż ściszył głos, warcząc niemal barytonem. Wziął wdech, urywając, gdy dostrzegł, że sylwetka jej ojca zaczyna się obracać. Szybko wrócił do poprzedniej pozycji i zaczął się śmiać.
- A to zabawne! - Odegrał swoją role idealnie, kręcąc głową w rozbawieniu.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Światło bez mroku nie istnieje, dobro bez zła również. Jedno nie może istnieć bez drugiego, Gabi była światłem, które przy mroku Aresa nabierało blasku, Ares był mrokiem, który czerniał przy jej jasności. Oboje kompletnie nie mieli pojęcia, że bez siebie nie było żadnego z nich. Jej delikatność koiła jego brutalność, jego ogień rozniecał jej mały płomyczek - byli dla siebie jak benzyna i zapalniczka. Dlatego wszystko tak wybuchało, zostawiali po sobie zgliszcza, czarną, spaloną i przesuszoną ziemię, na której już nic nie mogło urosnąć. Choć są rośliny, które bez pożaru nie zaczął budzić się do życia... Być może ich ścieżki są nimi usiane.
Nastolatka wiele by dała, żeby móc sobie stąd pójść - choćby do toalety. Ochłonąć, przemyć twarz zimną wodą, przecież na jej buźce dziś nie było grama makijażu. Ojciec go nie tolerował, nie akceptował tego, że jego mała dziewczynka jest dorosłą kobietą, która może zacząć życie na własną rękę jeśli tylko będzie tego chciała. Ojcowie tak mają, zawsze widzę swoje córki z dwoma warkoczykami i smoczkiem w ustach, nawet wtedy gdy w białej sukni stoją na ślubnym kobiercu.
Myśli pędziły w zawrotnym tempie... Ojca dopadł kryzys wieku średniego i przygruchał sobie o połowę młodszą partnerkę. Jaki normalny facet tak robi? Nie, żeby ona nie była po drugiej stronie barykady, gdzieżby! Nie rozumiała jak on mógł kogoś mieć, kochać, zapłodnić. Będzie siostrą, na dodatek starszą. Nie chciała poznać jego nowej baby, ona całe życie marzyła o tym by rodzice się zeszli, czuła zazdrość, złość — to dlatego nie miał dla niej ostatnio czasu. Dlaczego facetom te wstrętne baby tak mieszają w głowach, wodzą ich za nosy jak chcą, a oni latają za nimi jak psy z wywieszonymi ozorami. Fuj, na samą myśl, że jej własny, rodzony ojciec może się z kimś bzykać robiło się Gabi niedobrze. A może to wina jedzenia z restauracji? Może się zatruła? Nie. To zdecydowanie była wizja ojca bzykającego jakąś studentkę. OBRZYDLIWE.
"Może się WRESZCIE czegoś nauczysz" zadźwięczało w jej uszach okrutnie. Tak jakby była głupim bachorem, który nic nie potrafi i kompletnie niczego nie wie, jakby kilka tygodni temu nie zdała egzaminów kończących edukację z jednym z najlepszych wyników w liceum. Spojrzała na ojca z wyrzutem, zabolało. Zacisnęła palce na brzegu obrusa i zaczęła się nim bawić nerwowo.
Miała czas się uspokoić gdy Ares o wszystkim opowiadał, nie słuchała go. W sensie słyszała każde słowo, ale nie skupiała się na sednie sprawy, była zbyt pogrążona we własnych myślach. Starała się być grzeczną i przykładną córką, z której tata może być dumny, więc siedziała prosto i z całych sił próbowała udawać, że słucha, że wyciąga jakieś swoje wnioski. Nagle poczuła szturchnięcie pod stołem, spojrzała więc na Aresa zdezorientowana, po co to zrobił, o co mu chodziło? Uśmiechał się zawadiacko półgębkiem, powiodła wzrokiem za kierunkiem jego spojrzenia. Wzrok błękitnych tęczówek padł na ekran monitora. Nawet gdyby czcionka była mniejsza pewnie wszystko by doskonale widziała, siedzieli bardzo blisko siebie, choć stolik był odpowiednio duży by wygodnie przy nim jeść.
Przeszedł ją dreszcz, nieprzyjemny i bardzo elektryczny. Spięła się, zacisnęła zęby i pokręciła głową z niedowierzaniem. Zaczęła się zastanawiać kto będzie mieć bardziej przerąbane jak ojciec się dowie - ona czy Ares, bo Bruce Glass chyba popełniłby morderstwo i poszedłby siedzieć na długie lata do pierdla.
Wiedział, ze Gabi przechodziła jakieś rozstanie z chłopakiem, ale nie myślał, że z dorosłym mężczyzną, który się nią zabawił i olał, brutalnie od siebie odtrącając.
Blondynka sięgnęła po szklankę z resztą mrożonej herbaty żeby "zapić" stres, uniosła szkło do ust i wzięła solidnego łyka, wtedy poczuła jego silną dłoń na swoim nagim udzie i zwyczajnie się zakrztusiła, wybałuszając przy tym oczy. Jak on mógł ją tak dotykać i to przy ojcu! W miejscu publicznym, przy tylu ludziach... Położyła dłoń na jego wielkim łapsku i chciała strącić ze swojego ciała w panice.
Udo było twarde, napięte jak struna, ale skóra je okalająca mięciutka, aksamitna i bardzo delikatna, mógł jednak wyczuć pojawiającą się gęsią skórkę. Jego spojrzenie było nie do zniesienia, a jej oczy mówiły jedno: przestań, proszę przestań, błagam przestać. PRZESTAŃ.
Ale sobie znalazł sposób na komunikację! Wiadomości na ekranie laptopa, którego ojciec nie widział. Na szczęście zabrał rękę ale to co napisał... On był niespełna rozumu. Jak można chcieć kochać się przy publiczności? Przecież to było takie intymne, takie... Tylko między dwojgiem ludzi. Czy chciała, czy nie w jej głowie pojawiła się wizja. Wdarła się przez rozchylone drzwi, otwierając je na oścież.
Zrywali z siebie ubrania, rzucał ją na ten stół i brał jak chciał tu i teraz, przy gościach, przy jej ojcu, przy personelu. Oblała się rumieńcem i potrząsnęła głową by pozbyć się tego obrazka. Nie mogła pozwolić mu się tam zagnieździć na dobre. Zezłościła się, znów była na niego zła. Czemu nie potrafił odpuścić, czemu ją dręczył... Bo co, bo mu odmawiała? Bo nie mógł jej mieć? Założy sobie pas cnoty, żelazny. Kłódkę wyrzuci do oceanu. Amen.
Gabi odsunęła się lekko od stołu i o kilka centymetrów w bok, by zwiększyć dystansm między nimi, jakby to miało jej pomóc.
Telefon, kolejny raz bzyczał i ojciec nie mógł już dłużej go ignorować.
NIe zostawiaj mnie tu z nim samej...! Come back! Come back! COME BACK!- dlaczego nie mógł zostać, czemu odebrał ten telefon! Na facetów nie można liczyć, nigdy. Nawet na własnego ojca!
Już otwierała usta by coś powiedzieć, już chciała wysuszyć mu głowę, nawrzucać, powiedzieć co myśli ale zaczął mówić, był tak niebezpiecznie blisko! Te perfumy mieszające się z jego naturalnym zapachem ciała, to ciepło bijące niczym z kaloryfera. Zakręciło się jej w głowie.
- Niczego mi nie załatwiaj, nie chcę od ciebie żadnego samochodu.- powiedziała szybko i to pół szeptem, żeby przypadkiem nikt nie usłyszał. Nie chciała by ojciec wiedział, że z kimkolwiek uprawiała seks, nie ważne czy był to Ares, Joe, i bóg wie kto jeszcze. Przecież on by ją zamknął w domu bez okien i klamek, zabrał wszystko, całą wolność mimo iż była dorosła. Gabi wyjęła z torebki telefon, odblokowała go cyframi 20 05 (znajome prawda?) i zaciskając usta w cienką linię spełniła żądanie terrorysty. Położyła urządzenie na stoliku tak by Ares widział co robi. Odnalazła jego numer na liście wiadomości. Mógł zobaczyć, że nie widnieje w jej książce adresowej pod żadną nazwą, był to czysty numer. Odblokowała go i momentalnie wyłączyła ekran, zaplotła ręce na klatce piersiowej jak obrażone dziecko, wydęła śmiesznie usta i spojrzała gdzieś w bok.
- Oczywiście, że masz, tylko o to ci chodzi. - burknęła niezadowolona, że tak się dała łatwo podejść. Ale miał wyczucie czasu, zaczął się śmiać i to wyszło tak naturalnie!
Ojciec wrócił do stolika, przeprosił za niedogodności.
- Widzę, że się świetnie dogadujecie. O, Gabi zobacz. Masz okazję na odbycie rozmowy kwalifikacyjnej z właścicielem hotelu. Gabi szuka pracy, żeby zarobić na nowy samochód, nie miałbyś tu dla niej jakiegoś mało wymagającego stanowiska? Gabi jest urocza, ale raczej bystrością nie grzeszy, prawda Kluseczko?- Bruce uśmiechnął się ciepło do córki. On zawsze taki był, uważał się za lepszego od innych, za mądrzejszego.... Kobiety traktował z góry i ogólnie to szowinista który uważa, że żadna z babek nie jest zbyt mądra. Czemu ta Gabi o tak kochała...
Dziewczyna wybałuszyła na ojca oczy, jak on mógł powiedzieć coś takiego? I jeszcze to pytanie i nazwanie ją kluseczką, jakby chciał aby mu potwierdziła, że jest głupią gęsią, która tylko ładnie wygląda.
- Nie chcę tu pracować tato.
- Oczywiście... Najłatwiej jest leżeć i pachnieć, pięknie wyglądać i liczyć, że pieniądze spadną z nieba. Przepraszam za nią Ares, ale jest młoda, nie zna życia. Gabi, uroda przeminie, musisz o tym pamiętać i mieć back up plan. Kobiety...
Wywrócił teatralnie oczami i poszukał wsparcia w swoim kliencie nawiązując z nim kontakt wzrokowy.
- Dobrze, powiedz mi czy masz jeszcze do mnie jakieś pytania, czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? Bo jeśli nie to odwiozę księżniczkę do domu żeby mogła pójść grzecznie spać.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Trochę rozumiał jej ojca. Mądrość szkolna, a mądrości życiowa, to były dwie zupełnie inne rzeczy. Mogła uczyć się najlepiej w klasie, ba, nawet najlepiej w szkole, ale i tak w życiu poradzić sobie gorzej niż ten średniaczek. Ares sam się całkiem dobrze uczył, zanim został porwany. Był już w trzeciej klasie wtedy i przez wszystkie trzy lata był jednym z najlepszych w swojej grupie w Polsce. We Włoszech okazało się, że chuja wie o prawdziwym życiu. Został rzucony na głęboką wodę, ojciec zorganizował nauczanie indywidualnie, jego syn nie mógł przecież chodzić do szkoły. W międzyczasie uczył się rzeczy, których młodych ludzi nigdy nie uczono. Jak sobie radzić, jak być zaradnym, niezależnym człowiekiem sukcesu, przedżerającym przez różne systemy. Uczono go kombinowania i przetrwania, ale i taktyk bitewnych, jak i swych sztuk walki, czy posługiwania się bronią. Angelo przeżył szkołę życia i to właśnie dlatego jako dorosły był cwany, zorganizowany i radził sobie w każdej sytuacji.
W każdej, poza tą na strefie bardzo prywatnej. Tego jednego nigdy się nie nauczył...
Gabi jednak miała jeszcze czas, żeby wszystko przyswoić, pojąć życie na różnych jego płaszczyznach i Aresowi wydawało się, że właśnie to jest cel jej ojca. Wyglądał na kogoś, kto troszczy się o swoje dziecko, przypominał mu nieco jego własnego ojca, który niestety nie mógł już mu później udzielać rad w nastoletnim życiu. Pamiętał jednak doskonale jego zachowania, ton głosu i podejście. Podobne widział właśnie w Brusie.
Nie bal się go. Może powinien, nawet jeśli sypnąłby, że spał z jego córką i jeszcze zniszczył jej psychę... to się nie bał. Człowiek ten był prawnikiem mógłby próbować zniszczyć Aresa, jakoś mu zaszkodzić, ale był gotowy oberwać jakimś rykoszetem. Wiedział, że ni zrobi mu większej krzywdy niżeli był na nią przygotowany już nawet abstrahując od całej afery z Gabi. Zawsze mógł się znaleźć ktoś, kto mu zaszkodzi, ale w takim stopniu mogli i był na to gotowy odkąd przyjechał do Australii. Sam mógł więcej, niżeli Bruce, ale nie skrzywdziłby ojca Gabi. To była jej rodzina, a rodzina dla niego była bardzo ważna. Skoro jej zależało na ojcu, on by go nie tknął - bo zależało mu na niej. Na swój własny, popierdolony sposób, ale wciąż była dla niego ważną osobą. Łapał się na tym, że coraz bardziej, że zależało mu jeszcze mocniej i mocniej z każdym kolejnym spotkaniem i wydarzeniem. Tak, był niespełna rozumu, odbierała mu ten rozum, wariował i świrował, chciał ją mieć, a ona nie chciała... co miał zrobić? Użył jedynych środków jakich znał - szantaż. Cholera jej skór była taka rozgrzana, ta gęsia skórka - działał na nią. Ciągle działał na nią tak jak na samym początku, widział to i czuł. Choć jej wzrok był taki błagalny, to wiedział, że nie chciała aby tak naprawdę przerywał, wiedział, że w jakiś pokręcony sposób i jej się to wszystko podoba. Sytuacja była kuriozalna, wręcz nieprawdopodobna, a jej ojciec w tym całym zamieszaniu sprawiał, że chciał łamać zasady jeszcze bardziej.
- Nie powiedziałem, że ja go kupię. - Zauważył sprytnie, uśmiechając w ten swój firmowy sposób. Jasne, że nie panował o prostu kupić jej fury, planował coś zupełnie innego. Ares jak nikt inny potrafił planować akcje tego typu był przecież największym manipulatorem pewnie w promieniu kilkuset, albo kilku tysięcy mil.
Zauważył jej kod i pierwsze uczucie satysfakcji zalało go, utrzymując wciąż uśmieszek na ustach. Kolejne przyszło, gdy patrzył, jak odblokowuje jego numer, który.... nie był zapisany. Nie rozumiał czemu, skoro i tak znała jego numer na pamięć. Próbowała przekonać samą siebie, że on już nie istnieje? Zabolało ją to wszystko dość mocno, że tak zrobiła. Kolejna satysfakcja. Patrzył na Gabi cholernie z siebie dumny, z kim ona próbowała pogrywać? Z synem samego diabła?
Tak uroczo się obrażała i była zła, miał cnotę pogłaskać ją po główce i powiedzieć, żeby się tak nie dąsała. W sumie to miał coś jeszcze do powiedzenia, bo jej zarzuty, że zależy mu tylko na jej kroczu były nieprawdziwe. Jakże niefortunnie wyszło więc z tym jego śmiechem.
Kluseczko? Starał się nie parsknąć śmiechem, ale....
Czy on naprawdę spadał mu z nieba za każdym razem? Przecież ta propozycja była idealnym uzupełnieniem jego chytrego planu. Tak... nie będzie mogła odmówić. Już otwierał usta, ale Gabi była pierwsza, więc słuchał ich dyskusji.
- Właściwie to twój ojciec ma rację Gabi. Myślę, że mogę rozważyć zatrudnienie cię bez doświadczenia, taka przyjacielska przysługa. - Zerknął przelotnie na mężczyznę, kiwając do niego głową w geście porozumienia. Jego spojrzenie znów padło na oczy przerażonej Gabi Stary wkopał ją właśnie w coś, czego sam jeszcze nie rozumiał... - Akurat za tydzień zwalniają mi się dwa stanowiska, na które mogłabyś się nadawać. Umówimy się na rozmowę pojutrze, będziemy mogli na spokojnie wszystko obgadać. Mam czas o 15, więc wpadaj. - Nie mógł przeoczyć tej sytuacji. Wiedział, ze jej ojciec przypilnuje, aby stawiła się na czas.
- Myślę, że na tą chwilę wszystko wiem. Odezwę się jutro, tak jak ustaliliśmy i będziemy działać dalej. - Wstał, poprawiając na ręku bransoletkę z muszelek, która przez całą rozmowę była przez niego ukrywana. Tak. Nosił ją. Podał dłoń mężczyźnie, a później jego córce. Bardzo służbowo, choć nie miało to znaczenia, bo ten dotyk i tak palił żywym żarem.
- Dziękuję za spotkanie i do zobaczenia Gabi? - Zagaił jeszcze, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno widzą się tu za dwa dni.
Lepiej to si wszystko nie mogło ułożyć.Ależ był z siebie cholerni dumny!

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ciekawe co by było, gdyby Ares nie przeżył tego wszystkiego za dzieciaka — kim byłby dziś? Gdzie by był i co robił? Ludzie są sumą wszystkiego, co ich spotyka, ni mniej, ni więcej.
Gdyby wychowywał się w normalnych warunkach, miał kochających i wspierających bliskich to czy dziś byłby przykładnym obywatelem z obrączką na palcu, żoną u boku i gromadką dzieci plączących się wokół nóg? Nie, żeby rodzina ta mafijna go nie wspierała. Dla nich przecież nie ma świętszej wartości niż osoby należące do linii rodowych. Brat odda za brata życie, oko za oko, ząb za ząb, krew za krew. To jest inny level zażyłości, miłości i lojalności. Bros before hoes ot co.
Można tak dywagować, snuć historie "co by było gdyby" - to samo tyczyło się Gabi. Gdyby nie zachorowała, to dalej byłaby przekonana, że kobieta, która ją porwała, jest jej matką. Żyłaby z nią szczęśliwa i nieświadoma niczego, wychowywana w duchu swobody i wolności i pełnym zrozumieniu.
Ta gra była chora, niebezpieczna i totalnie abstrakcyjna! Bała się, potwornie się bała, a z drugiej strony była ciekawa co stanie się dalej, jak jej decyzje wpłyną na kolejne ruchy Aresa, co będzie w stanie zrobić, do czego się posunąć. Im bardziej mu się wymykała, im bardziej wzbraniała rękami i nogami, tym ciaśniej owijał wkoło niej swoje lepkie macki. To była tak nierówna wewnętrzna walka ze samą sobą, że już sama nie wiedziała, która strona ją wygrywa. Olewając ją, obudził w niej uśpiony rozsądek, rozniecił iskierkę instynktu samozachowawczego, którego wcześniej nie miała, sprawił, że zaczęła poddawać w wątpliwość ludzkie intencje, nie tylko te jego, ale i wszystkich, którzy ją otaczali. To przez to pęknięcie w różowych okularach zaczęła dostrzegać, że świat nie jest tak piękny, cudowny i dobry jak dotychczas się jej wydawało.
Nastolatka miała wrażenie, że gra w rosyjską ruletkę — broń nabita jednym nabojem i wymieniają się nią z Aresem. Które z nich padnie, śmiertelnie ranione z własnej ręki?
Co mu chodziło po głowie? Kompletnie nie zrozumiała zamysłu załatwienia jej samochodu w inny sposób aniżeli pójście do salonu i wyjechanie z niego wypasioną furą — tak jak kiedyś powiedział, jak zwykłe wyjście po bułki do sklepu. Chyba nie miała aż tak bujnej wyobraźni, żeby choćby pomyśleć o jakiejś grubszej akcji z jego strony. Chciał ukraść dla niej jakąś brykę? Przecież nie musiał, stać go było, aby kupić jej siedem aut, po jednym na każdy dzień tygodnia, albo ten sam model w różnych kolorach, których używałaby w zależności od humoru. Czerwony — wściekła, zielony- szczęśliwa, czarny — nie podchodź.
To się nie działo... Ich dwóch przeciwko jednej, małej, kruchej istocie, której zdanie w tym momencie w ogóle się nie liczyło. Uderzyła ją fala złości, niesprawiedliwości - nie znosiła tego jak ktoś się wywyższał, próbował pokazać, że jest lepszy od innych. Miała na to wybitną alergię, ale przecież z ojcem nie było dyskusji i nie chciała mu robić też problemów przed klientem. Reputacja dla staruszka była bardzo ważna i dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę, zachowała klasę. Nie wybuchła, nie zaczęła pyskować, tylko wzięła głęboki oddech, patrząc raz na jednego, raz na drugiego.
Z ojcem jeszcze sobie porozmawia... Bez świadków, powie mu co o tym myśli. Nie ważne, że może odciąć ją od kasy w sumie i tak już alimentów nie musiał płacić skoro zrezygnowała z nauki. To znaczy nie złożyła jeszcze wypowiedzenia na piśmie, ale wewnętrznie postanowiła, że nie chce już się uczyć. Pokiwała jedynie bezranie głową na znak, że się zgadza. Na twarzy ojca zagościł triumfalny uśmieszek, nawet nie wiedział w czyje ramiona wepchnął córkę, nie zdawał sobie sprawy, że wypycha ją w ruchome piaski.
Bruce wstał aby pożegnać się z Aresem silnym i pewnym uściskiem dłoni. Wtedy Gabi dostrzegła bransoletkę na męskim nadgarstku. Muszelki zagrzechotały, od ich perłowej powłoki odbiło się światło żarówki. Nosił ją jak gydby nigdy nic. Poczuła w serduszku jakieś dziwne ukłucie, jakby wielki lodowy mur, którym się otoczyło zarobił kulkę i powoli zaczął pękać, odpadały od niego mniejsze i większe kawałki, które spadały w głęboką toń oceanu. Wstała również i wygładziła sukienkę na udach nerwowym gestem. Zerknęła na wyciągniętą ku niej dłoń. Nie chciała go dotykać, ale ojciec momentalnie spojrzał na córkę krytycznie więc uścisnęła wielkie łapsko Aresa, chyba trochę za długo ściskając jego dłoń, jakby mimowolnie przedłużając kontakt. Zadzierała główkę wysoko do góry, by nie zerwać kontaktu wzrokowego ze swoim, prawdopodobnie przyszłym szefem.
- Tak, do zobaczenia Panie Kennedy.- powiedziała spokojnie choć głos jej się załamał na słowie "panie". Bruce nie wydawał się to zauważyć, nie czuł chemii między tą dwójką, tego napięcia, przeskakujących iskier. Pożegnali się, objął córkę ramieniem i poprowadził ją ku wyjściu do swojego samochodu. Gabi była zdzwiona, że nie muszą płacić żadnego rachunku. Ojciec wszystko jej wytłumaczył po drodze, która była dość długa. Zdążyli jeszcze porozmawiać o Vivien, Gabi powidziała co o tym myśli, padło dużo gorzkich słów, wyrzutów, pretensji i oczywiście się pokłócili, a Gabi się obraziła śmiertelnie na staruszka. Pewnie nie na długo, ale zawsze...
W domu padła na łóżko tak jak stała i dosłownie wydarła się w poduszkę, wyrzucając z siebie wszystko, co negatywne. Ostatni czas był dla niej chyba zbyt intensywny, bo miała wrażenie, że traci zmysły.

KONIEC

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ