lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Około trzy dni po pamiętnym i emocjonalnym rozstaniu Aresa i Gabi.
Dochodziła dziewiąta, słońce już wzeszło i wesoło wyzierało zza puszystych chmurek. Nic nie zapowiadało widoku, jaki zastał Ares po wyjściu z rezydencji po tym jak wyszykował się do swoich zwyczajowych obowiązków.
Na drzewach i krzewach wisiał papier toaletowy, był wszędzie. Długie pasy wisiały z wysokich drzew, krótsze z krzaków i rabatek. Do jego nosa mógł dolecieć nieprzyjemny odór łajna, które było porozwalane w różnych częściach ogrodu. Krowie, końskie, psie, ptasie — do wyboru do koloru. Łajnem wysmarowana była wycieraczka, tak, że jak na niej stanął to ubrudził te swoje fancy buciki. Papier toaletowy pokrywał niemal każdy centymetr zieleni w posiadłości, ale żeby tego było mało... Brama garażowa była obrzucona jajami a basen z tyłu domu kolorem przypominał sraczkę albo ściek. Co najzabawniejsze waliło zgniłym jajem i z basenu oraz pompy wydobywała się piana, jak z pralki, do której ktoś wyspał za dużo detergentów.
Gabi nie miała z tym nic wspólnego, nie wiedziała co odwalili jej przyjaciele z Joe na przedzie. Cała banda nastolatków pracowała w środku nocy i nadranem, żeby pokazać Aresowi co o nim myślą po tym jak obszedł się z ich przyjaciółką.
Na domiar złego Ares niestety mógł pomyśleć, że to sprawka Gabi, bo przez furtkę przerzucona została paczka kurierska od nastolatki. W środku były zapakowane wszystkie ubrania, które kupił jej wtedy w ramach prezentu urodzinowego. To akurat był zwykły zbieg okoliczności...
W tym momencie telefon Aresa zaczął wibrować w kieszeni, dając znać o przychodzącym połączeniu. Na ekranie widniało już jedno nieodebrane z okolic godziny ósmej i było to połączenie od Gabi. I teraz też ona dzwoniła...
Dalsza część już w rozmowie. Enjoy.

Ares Kennedy
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont