Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Wydając brunetce kolejne polecenia, dotyczące zasad bezpieczeństwa podczas szalejącej po miasteczku wichury, spodziewał się jedynie niezadowolenia i uporu. Jak zdołał się już przekonać, dziewczyna nie lubiła, gdy dyktowano jej warunki i całkowicie to rozumiał, jednak w sytuacjach nadzwyczajnych nie istniało coś takiego jak nieposłuszeństwo i upieranie się przy swoich racjach. Tutejsze służby nie mogły sobie pozwolić na taką niesubordynacje, będąc odpowiedzialnym za każdego, jednego mieszkańca, który stwarzał na ulicy problem. Utrudniało to znacznie zadanie, polegające na zabezpieczeniu przecznicy. Dopiero gdy jedna z palem przechyliła się w stronę ulicy i zawisła na słupie elektrycznym, mieszkańcy usłuchali poleceń, opuszczając własne domy i kierując się w stronę ratusza. Soriente także usłuchała jego prośby i wziąwszy od niego klucze, schroniła się w jego mieszkaniu, gdzie zagrożeniem wydawały się być jedynie powodzie i nieprzejezdne ulice.
Po około godzinie, Halsworth chwycił za klamkę od drzwi wejściowych i wszedł do środka, próbując powstrzymać serce, próbujące wyskoczyć z jego piersi. Dbał o kondycje regularnie, jednak prace siłowe na zewnątrz, powrót do domu i pokonanie schodów w kamienicy, przez wgląd na odłączone windy odrobinę wyssały go z energii. Ku jego uciesze, brunetka wciąż bezpiecznie czekała na niego w salonie.
Już się bałem, że cię tu nie zastanę. Nie wiem czy większym problemem okazałoby się tłumaczenie Remigiusowi, że spuściłem cię z oczu czy dostanie się do mieszkania bez kluczy — odparł, zatrzaskując za sobą drzwi. W pierwszej kolejności, skierował się w stronę lodówki z której wyciągnął butelkę z sokiem pomarańczowym.
Mam nadzieje, że się rozgościłaś? — zapytał i zwrócił uwagę na kubek po kawie, stojący na stoliku kawowym. Z wiszącej szafki wyciągnął szklankę, która zalał sokiem i oparł się tyłem o kuchenny blat. Był przemoczony, zziębnięty i zmęczony jak nigdy.
Wiesz, nie licz na rychły powrót do domu, służby wciąż działają na ulicach. Powinnaś tu zostać — zaproponował, chcąc mieć pewność, że brunetce nie zagrozi powalone drzewo, słup czy walące się urwisko na którym stała część willi.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
kontynuacja

Przebywanie w mieszkaniu mężczyzny, którego aż tak dobrze nie znała, nie było dla nią normą. Niby zgrywała pewną siebie i opanowaną kobietę, ale jednak przez większość życia była wychowywana pod kloszem przewrażliwionej miłości ojcowskiej, a przy tym w oparciu o szereg zasad dobrego wychowania. Starała się więc jakoś znaleźć w tym wszystkim złoty środek, to też po pierwsze pozwoliła sobie na znalezienie kawy... przez godzinę, jak przystało na osobę okrutnie od niej uzależnioną, zdążyła już wypić trzy. Tak, pogodziła się już z faktem, że umrze z powodu zawału serca. Podobnie też zgarnęła z regału jakąś losową książkę, nudząc się na tyle, by zacząć ją czytać. Niczego innego już nie ruszała, bo zasady w jakich ją wychowano, nie pozwoliły jej się tak panoszyć, czy nawet pozwiedzać mieszkania, w którym się znajdowała. Czas jej się dłużył, ale też skupiła się na lekturze na tyle, by drgnąć delikatnie, gdy nagle w drzwiach stanął Lennart.
- Mówiłam już, że jesteśmy z Remigiusem skłóceni, więc raczej nie powinieneś się nim martwić. Poza tym powiedziałam, że tutaj pójdę... co nie oznacza, że uważam, że powinnam nadużywać twojej gościnności - zauważyła, zamykając książkę, po czym podniosła się z kanapy i poprawiła swoje ubranie. Akurat chwilę temu myślała o kolejnej kawie, więc w chwili, w której on raczył się sokiem, ona złapała za kubek, chcąc sobie jej dorobić.
- Zrobiłam sobie kawę i chętnie sobie dorobię więcej - uśmiechnęła się grzecznie, znajdując się przy kuchennym blacie. Z tej perspektywy też przyjrzała mu się nieco uważniej, marszcząc przy tym nos. - Powinieneś się rozebrać - zauważyła, oczywiście mając na myśli przebranie się. Język angielski nie był jej językiem ojczystym, a i tak wierzyła, że radzi z nim sobie doskonale i porozumiewa się płynnie.
- Proszę? - akurat kończyła przygotowywać dla siebie kawę, kiedy dotarło do niej to, co powiedział. - Myślę, że właśnie na taki liczę - oznajmiła już nieco pewniej. Była bardzo kulturalną, ale też upartą i pewną swego kobietą. Wcale nie tak łatwo było jej się podporządkować, a dziś już całkiem próbowała w tym kierunku zagiąć swoje zasady, na przykład swoją wizytą tutaj. - Nie mogę u ciebie zostać, to byłoby bardzo niegrzeczne z mojej strony tak się narzucać - zauważyła, darując sobie póki co wspomnienie o tym, że w prawdzie byli dorośli, ale też... no po prostu nie wypadało. - Mieszkasz sam? - zagadnęła tak dla pewności, unosząc kubek z gotową kawą do ust. Miała ochotę zapalić, ale wydawało jej się, że tutaj w Australii nie jest to tak swobodnie odbierane, jak we Francji. Dlatego też chowała się z nałogiem, co z resztą wychodziło jej naturalnie... ojciec w jej kraju też niesamowicie tego nie pochwalał.

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Doskonale rozumiał, że pozbawienie jej możliwości powrotu do własnego domu nie było w porządku, jednak robił to tylko po to by zadbać o jej bezpieczeństwo; jej i reszty mieszkańców Pearl Lagune. Chciałby móc powiedzieć, że mogła wrócić do siebie i nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo ale dopóki nie miał tej pewności, wolał by zagryzła zęby i została w jego mieszkaniu. Jak na jego gust, gniazdko było całkiem przytulne, no i miał w miarę wyposażoną lodówkę, więc chyba nie mogło być aż tak źle, co?
I z powodu waszej kłótni powinienem pozwolić ci zostać w domu, który w każdej chwili mógłby osunąć się wraz z klifem, tak? Powiedziałbym mu wtedy, że przecież byliście pokłóceni. Na pewno by zrozumiał — odpowiedział z rozbawieniem, wyobrażając sobie reakcje Soriente, gdyby własnie w taki sposób, starałby się mu wytłumaczyć powód dla którego pozwolił jego kuzynce zginąć w takiej katastrofie. Nie dbał tak naprawdę o to w jakich stosunkach oboje żyli i postąpił tak jak miał nadzieje, że postąpiłby każdy mężczyzna. — Nie zaprzątaj sobie tym głowy. To mieszkanie dawno nie widziało tu nikogo poza moją gębą. No z wyjątkiem mojej młodszej siostry, która raz na jakiś czas wpadała podlać rośliny i sprawdzić czy wszystko gra. Będzie mi bardzo miło jeśli zdecydujesz się dotrzymać mi towarzystwa — odparł grzecznie, chcąc zapewnić ją, że jej obecność w żaden sposób mu nie wadziła. Mogła przenocować w pokoju gościnnym i zabrać ze sobą jedną z książek po którą sięgnęła pod jego nieobecność. — Śmiało, częstuj się. Spróbuj tej w zielonym opakowaniu, Blue Mountain. Przywiozłem ją z Jamajki — zaproponował i przesunął się w bok, by umożliwić jej dostęp do jednej z wiszących szafek. Podobała mu się jej śmiałość i swoboda z którą poruszała się po jego kuchni; lubił, gdy jego gości czuli się w jego mieszkaniu komfortowo i potrafili sami sięgnąć po coś, na co mieli ochotę. Tak naprawdę od czasu wyprowadzki narzeczonej nie widział podobnego obrazka, więc przywoływało to masę przyjemnych wspomnień.
Zaśmiał się pod nosem, słysząc jej słowa i skłamałby mówiąc, że w pierwszej kolejności wcale nie przyjął tego dwuznacznie. Wiedział jednak doskonale, że było to jedynie przejęzyczenie i oznaczało to, że przydałby mu się prysznic i czyste ubrania. Tak, powinien to zrobić w pierwszej kolejności, jednak na na początku chciał się upewnić, że jego gość miał się dobrze. — Tak, wezmę prysznic — odparł, odklejając się od blatu i odstawił szklankę do zlewu. Zanim jednak skierował się do sypialni po suche i czyste odzienie, odwrócił się w jej stronę i odezwał.
Czy ty naprawdę lubisz takie życie na krawędzi? Poczekaj aż pogoda się uspokoi, a inspektorzy zbadają teren. Upewnij się najpierw, że dom do którego chcesz wrócić jest bezpieczny, co? I niegrzecznym byłoby zignorować moje prośby, które motywuje tylko i wyłącznie twoje dobro — powiedział stanowczo, mając nadzieje, że brunetka w końcu odpuści i przestanie z nim dyskutować. Nie zamierzał trzymać jej tu siłą ale gdyby zamierzała wrócić do siebie, najpewniej byłby zmuszony jechać tam razem z nią. Na wszelki wypadek.
Tak, dlatego nie przejmuj się niczym. Mam pokój gościnny z wygodnym łóżkiem, gdzie możesz się rozlokować. Dam ci też coś do spania i czysty ręcznik, jeśli zechcesz się odświeżyć — dodał i posłał jej ciepły uśmiech. Podobno potrafił zdziałać cuda i rozmrozić nawet te najbardziej zlodowaciała serducha. Ruszył w końcu do sypialni, skąd zabrał rzeczy, a następnie wszedł do łazienki, gdzie spędził następne dziesięć minut. Opuścił ją w luźnych, dresowych szortach i gładkim t-shircie, na który ściekały pojedyncze krople, ociekające z jego wilgotnych loków.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Westchnęła cicho, przynajmniej w taki sposób mogąc podkreślić, że niekoniecznie cieszyło ją to uziemienie. Oczywiście nie chodziło o Lennarta, a o jej zasady, jak na przykład tą, która mówiła, że nie wypada zostawać na noc w mieszkaniu praktycznie obcego mężczyzny. No dobrze, nie był obcy, ale też zdecydowanie nie znali się na tyle, by takie nocowanie w głowie Laurissy wyglądało odpowiednio.
- No dokładnie tak jak mówisz, może nawet by ci podziękował - pokiwała głową z uznaniem, bo tak ładnie to wszystko zaplanował. Oczywiście zgrywała się, ale utrzymywała pozory powagi, jakby rzeczywiście brała ten scenariusz pod uwagę. Naturalnie siłą rzeczy zaczynała oswajać się z myślą, że tu zostanie. - Rzadko bywasz w domu, co? W sensie wiem... jesteś podróżnikiem, pamiętam, to było głupie pytanie - zmieszała się delikatnie, bo po części skupiała się na rozmowie, po części próbowała zdobyć dla siebie kolejną kawę. Zastygła w pół ruchu, kiedy wspomniał o jakiejś innej odmianie i rzeczywiście po chwili sięgnęła po zielone opakowanie. - Masz dobrą kawę, więc zdecydowanie nie powinnam narzekać na to przetrzymywanie mnie w roli zakładnika - zażartowała, pytając na pewno przy tym, czy i jemu zrobić gorący napój, bo może i była z zamożnej rodziny, ale jednak wychowano ją odpowiednio. Może i nie czułaby się aż tak swobodnie, ale jednak trochę już tu siedziała i kofeinowe uzależnienie wzięło nad nią górę. Skinęła mu jeszcze głową, delikatnie ją przy tym przechylając, bo oczywiście ona nie rozumiała, co w tym śmiesznego, ale jak się przebierze i nie przeziębi, to najważniejsze.
- Niegrzecznym? - zatrzymała się i wyprostowała jak struna, mierząc w niego spojrzeniem. Laurissa była naprawdę dobrze wychowaną kobietą, kulturalną i opanowaną, ale... ale kiedy ktoś próbował traktować ją z troską, co ona oczywiście natychmiast demonizowała do rangi protekcjonalności, natychmiast przybierała zdecydowaną postawę, która miała pokazać wszystkim, jak to ona świetnie sobie radę daje i na pewno nie należy jej w kaszę dmuchać. - To nie żadne życie na krawędzi i wybacz, ale nie widziałam, żeby na ścianie ci wisiał jakiś dyplom inspektora geodety, czy kto tam się zajmuje klifami - mruknęła, zaplatając ręce pod biustem i przenosząc ciężar ciała na jedną, wysuniętą do boku nogę, by cała jej postawa mówiła, jaka to nie jest silna. - Najmocniej przepraszam, że nie mdleję w obliczu sytuacji, w której ktoś chce mnie ratować, kiedy ja doskonale potrafię o siebie zadbać - przewróciła oczami, a potem zerknęła na najbliższe okno, o które nadal obijały się krople deszczu, Chwilę tak patrzyła by zaraz przeczesać włosy dłońmi.
- Nie możesz tak robić, Lennart - mruknęła, a brew jej przy tym drgnęła. Czuła, że nie rozumiał, co miała na myśli, więc westchnęła cichutko i sięgnęła po kawę. - Prawić mi morałów, a zaraz potem uśmiechać się tak ciepło... czuję się wtedy, jak najgorszy sort niewdzięcznic - zauważyła, popijając kilka łyków. Nie chciała być nie miła, miała nadzieję, że on o tym wiedział. Po prostu też była zestresowana tym wszystkim i ostatnio mocno jej się nawarstwiały problemy, a przy tym była w obcym kraju i wszystko było nie takie, jak być powinno.

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Nie, to nie był przymusowy areszt domowy. W każdej chwili, dziewczyna mogła opuścić jego mieszkanie, gdyż nie zamierzał ubezwłasnowolniać dorosłej kobiety, która miała całkowite prawo decydować o swoim losie. W zasadzie decydowała na świadome zagrożenie życia ale co u licha miał uczynić? Stanąć w drzwiach by uniemożliwić jej wyjście? Przypiąć ją do kaloryfera? Matko, jeszcze by go w Uwadze puścili.
Za rzadko. Właściwie przyzwyczaiłem się do życia poza domem i znacznie ciężej jest teraz do niego wracać aniżeli opuszczać go na długie miesiące — odparł szczerze, nie widząc ostatnimi czasy zbyt wielu powodów do pozostania w mieście. Lubił otaczać się ludźmi, więc to w redakcji czuł się najlepiej ale przecież samą pracą człowiek nie żyje, prawda? Cieszył się, że pojawiła mu się możliwość małej współpracy z Gem i pomoc przy założeniu jej fundacji.
Jeśli dzięki tej kawie masz być bezpieczna, to proszę. Faszeruj się kofeiną do woli, najwyżej będę ściągał cię z sufitu — zażartował, dziwiąc się, że po trzech kubkach stała jeszcze w miejscu. Nie uważał by było to rozsądne ale najwyraźniej brunetka lubiła szkodzić sama sobie. Nie czuł się w żaden sposób upoważniony do tego by czegokolwiek jej bronić - nawet we własnym mieszkaniu. Przynajmniej miał kogo nią poczęstować. — I wcale cię nie przetrzymuje. Staram się jedynie przetłumaczyć ci, że powrót do domu to głupota. Przynajmniej w najbliższych godzinach — dodał, lecz upór dziewczyny wydawał się murem nie do przeskoczenia.
Miała racje. Nie był żadnym inspektorem i niewiele wiedział o zapadających się klifach w jej dzielnicy ale nie bagatelizował alertów i zaleceń s p e c j a l i s t ó w. Chciał jedynie zapewnić mieszkańcom pomoc, bo miał wrażenie, że tylko do tego się nadawał. Gdyby zdecydowała się na opuszczenie jego mieszkania, najpewniej uznałby to za własną porażkę, bo w ostatnim czasie marnie szło mu dbanie o innych. Nie chciał kolejny raz dać plamy - tak jak to było z Heather. — Rozumiem. Jesteś odważna, niezależna i do tej pory radziłaś sobie bez niczyjej pomocy. W takim razie proszę bardzo, możesz wracać do siebie — wzruszył ramionami i zacisnął palce na blacie, testując odrobinę jej zaradność. Nie chciał obchodzić się z nią jak z jajkiem ani narzucać się aż nad to, dlatego wiedział, że w pewnym momencie musiał odpuścić. Wierzył jednak, że Soriente przeanalizuje sytuacje i po prostu ją przeczeka. Czy jego towarzystwo było aż tak kiepskie? — Robić jak? — parsknął śmiechem i ściągnął brwi, nie do końca wiedząc co miała na myśli — Daj spokój. Napij się kawy i nie wymyślaj — odparł w końcu, jeszcze przed samym pójściem pod prysznic.
Gdy wrócił z łazienki, cieszył się faktem, że nie zdecydowała się opuścić jego mieszkania. Wszedł w głąb salonu i usiadł wygodnie na fotelu, tuż obok kanapy na której siedziała z kubkiem i książką w dłoni.
Dziękuje, że mi dziś pomogłaś z sąsiadami. Rozgarnięcie tych wszystkich spanikowanych ludzi to nie lada wyczyn. Są jedak tak samo uparci jak ty ale wnioskuje, że to rodzinne — uśmiechnął się i ułożył kark na oparciu, pozwalając sobie na to by na krótką chwilę przymknąć powieki. To był cholernie intensywny dzień i mocno tego potrzebował.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Pokiwała głową na znak, że rozumie jego podejście, chociaż w zasadzie nie rozumiała. Od śmierci Lyama rzadko kiedy opuszczała Francję, ten wyjazd miał być dla niej rewolucją. Na całe szczęście potrafiła powołać się na inne przykłady, niż swój własny.
- Remy też kiedyś stale był w tych swoich podróżach, sądziłam, że nigdy nie osiądzie w jednym miejscu, a tym czasem Lorne zatrzymało go na dłużej - mruknęła, chociaż mówienie o kuzynie, z którym aktualnie była tak skłócona, jednak nie należało do najlepszych pomysłów.
Parsknęła tylko cichym śmiechem, nie mówiąc nic więcej odnośnie kawy. Zwyczajnie przystanęła na jego propozycję i wróciła do przyrządzania kolejnego kubka, wierząc, że na nim jeszcze nie skończy. Chyba miała ten problem, że nie traktowała tego napoju, jako źródła energii i też, mimo wyższego wykształcenia, nie dbała o to, jak kofeina wpływała na jej organizm. Czerpała przyjemność z każdego kubka i była gotowa na zawał, jeśli ten miał przez to nastąpić. Czym było życie, jeśli nie ciągłym obcowaniem z ryzykiem?
- A mimo to nie zabrałeś do siebie każdej napotkanej w Pearl Lagune osoby - wypomniała mu, nie mogąc się powstrzymać, a zaraz po tych słowach, uniosła kubek do swoich ust, pociągając pierwszy łyczek. - Nie mów o mnie tak, jakby te cechy były czymś złym - burknęła, nabierając nieco powietrza w poliki. - Zapewniam, że gdybym nie liczyła się z twoją opinią, już by mnie tu dawno nie było - dodała, unosząc nieco nos, jakby taką postawą chciała sobie dodać więcej animuszu. Nawet nie wiedziała, że na kilka chwil zatrzymała powietrze w płucach, uświadomił jej to dopiero moment, gdy westchnęła dokładnie w chwili, w której on parsknął śmiechem. - Nie wiem czy to ta pogoda, czy ty, ale zdecydowanie potrafisz zafundować rozmówcy wycieczkę emocjonalną podczas rozmowy... już sama nie wiem, czy jestem wdzięczna, czy wkurzona - zauważyła, ale mimo to sama też parsknęła, nie wierząc w jakim kierunku to wszystko zmierzało. Ostatecznie też wcale nie potrafiła się na niego złościć, bo w żaden sposób sobie na to nie zasłużył, a ona nie należała do niesprawiedliwych osób. Wypiła więc pół kubka kawy w czasie, w którym on brał prysznic i nie planowała równocześnie swojej spektakularnej ucieczki. Raczej oswajała się z myślą, że tu zostanie.
- Nie ma za co... Wiesz, planuję zostać prokuratorem, więc pomaganie innym powinnam mieć opanowane - uniosła odrobinę kąciki ust i przymknęła książkę, którą czytała pod jego krótką nieobecność. - Możliwe, upór rzeczywiście przejawia większość osób w mojej rodzinie - nawet nie tylko ci jej przedstawiciele, w których płynęła ta sama krew. - Aczkolwiek sam nie jesteś lepszy, wiesz? Nie dość, że uparty, to jeszcze z syndromem bohatera... łatwo skrzywdzić takie osoby - odbiła nieco piłeczkę, mrużąc przy tym oczy, chociaż w rzeczywistości nie miała niczego złego na myśli. Głównie przez to, że samą siebie też mogłaby określić tymi słowami.

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Nie jestem pewien czy byłbym w stanie zrezygnować z podróży na dobre. Lorne to mój dom ale taka stagnacja mi chyba nie służy — odparł, marszcząc nos i kręcąc głową bez przekonania — Ale kiedyś, gdy przyjdzie mi zakładać rodzinę, będę musiał poświęcić jedną ze swych pasji. Przynajmniej na jakiś czas — dodał, wybiegając odrobinę w przyszłość, która teraz, była bardziej niepewna niż kiedykolwiek wcześniej. Póki co zrujnował wszelkie szanse na zbudowanie stabilnego związku i odsunął się od wizji stworzenia rodziny. Nie przeczył jednak temu, że marzył o powrotach do domu w których czekałaby na niego kochająca i stęskniona żona, a pod ich nogami kręciłaby się gromadka dzieci. Zamiast jednak przybliżać się do realizacji tego marzenia, mężczyzna jedynie się cofał.
Halsworth rzadko kiedy zwracał uwagę na zagrożenia, które mogłyby dotyczyć jego osoby, skupiając się głównie na tym by rozwiązywać problemy innych ludzi. W stu procentach angażował się we wszelkie akcje charytatywne i wolontariaty, które miałyby poprawić jakość życia obcych mu ludzi i zwierząt, zapominając o czymś takim jak szkodliwość kofeiny, tytoniu czy innych substancji spożywanych codziennie. Po powrocie z podróży wykonywał wszelkie badania, jednak na tym kończyło się dbanie o własne zdrowie. Nie lubił poświęcać czasu samemu sobie, gdy mógł wykorzystać go w znacznie pożyteczniejszy sposób.
Wyobrażasz sobie połowę dzielnicy w tym niewielkim mieszkaniu? Musiałem wybrać jedną, tę najbardziej upartą osobę, która mogłaby stanowić zagrożenie dla samej siebie — zażartował i uśmiechnął się ciepło, nawet nie starając się koloryzować całej tej sytuacji, która miała miejsce na ulicy. Była kuzynką jego kumpla, więc to jasne, że ruszył jej z bezinteresowną pomocą, choć zrobił by to dla każdej, potrzebującej osoby. Reszta mieszkańców jednak chętniej stosowała się do zaleceń służb aniżeli sama Soriente, robiąca zakupy podczas huraganu.
Dla mnie to bez znaczenia. Nie musisz być mi wdzięczna, a jeśli masz ochotę, możesz dalej marudzić i wkurzać się bez celu. Ważne, że jesteś bezpieczna — wzruszył ramionami, niespecjalnie poruszony jej słowami. Ignorował jej niezadowolenie i naprawdę nie zamierzał się przejmować tym, że mogła w pewnym stopniu mieć mu za złe jego chęć pomocy. Miała oczywiście prawo zadecydować inaczej i dał jej możliwość podjęcia tej decyzji ale nie omieszkał także wyrazić własnej opinii na temat tak lekkomyślnego zachowania.
Nie uważam się za bohatera. Na pewno sama zachowałabyś się w ten sposób, gdybym to ja był w potrzebie — zerknął na nią sugestywnie, nie mając tak naprawdę pewności co do wypowiedzianych przez siebie słów — Przynajmniej staram się w to wierzyć — dodał, spoglądając w jej stronę. Nie znali się zbyt dobrze, a i ona nie miała obowiązku sprowadzania do domu każdego, napotkanego na ulicy człowieka.
Jesteś głodna? Co prawda dostawa w tych warunkach odpada ale może znajdzie się coś w lodówce poza światłem — zasugerował, czując łaskotanie w żołądku. Nie jadł zbyt wiele, gdyż niemalże cały dzień spędził w terenie.


Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Uniosła odrobinę brwi, a kubek z kawą zamarzł jej przed twarzą.
- Bierzesz już teraz pod uwagę takie plany? Z założeniem rodziny? - zaintrygowało ją to całkiem, ponieważ mieszkał sam i był podróżnikiem. Tacy nie zawsze myśleli o ułożeniu sobie życia, a raczej o ciągłej niepewności, która dostarczała im wrażeń. Może nie wypadało pytać, ale było to silniejsze od niej.
- Zagrożenie dla samej siebie - prychnęła przewracając oczami. Nie zrobiła tego jednak ze złością, chyba i jej po tym całym dniu przydałaby się odrobina humoru i dystansu. - Jak na to, że występujesz tu w roli bohatera, coraz bardziej wzbiera we mnie ochota, by ciebie kopnąć - ostrzegła go grzecznie, kręcąc przy tym głową na boki. Oczywiście była damą, więc nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo. A przynajmniej jeszcze mu nie groziło, bo nie wiadomo, jak to będzie wyglądało później. Póki co miała jednak poczucie, że o ile ją dopadała frustracja, o tyle sam Lennard był zdecydowanie rozluźniony. Kompletnie przy tym się nie przejmował jej ewentualnym niezadowoleniem.
- W twoich ustach brzmię, jak jakaś paskudna maruda - wypomniała mu, wzdychając przy tym cicho i sięgnęła po książkę, którą wcześniej czytała. Niejako musiała pogodzić się z faktem, że ta sprawa jest przegrana, nawet jeśli niekoniecznie lubiła grać rolę panny w opresji. - Całe szczęście dość dobrze panuję nad swoimi emocjami - zauważyła, bo nawet jeśli w głowie nadal przeżywała to wszystko, to na zewnątrz wracał dość profesjonalny spokój, który przynajmniej jak na razie udało jej się osiągnąć. Nie przeczytała jednak ani jednego zdania, zamiast tego znów krzyżując z nim spojrzenia. Przechyliła przy tym głowę i w jej wyrazie było coś zbliżonego do politowania. - Proszę cię, nie pakuj mi do głowy pięknych morałów... nie pozwoliłbyś mi się zachować w taki sposób, bo tak jak ja nie chcę wierzyć, że byłam w potrzebie, tak pewnie ty sam nie uznałbyś, że w niej jesteś. Wy mężczyźni macie ten przywilej, że gdy mówicie, że ogarniacie, to ludzie wam wierzą - podzieliła się z nim swoją opinią i sięgnęła ponownie po kubek kawy, by wypić z niego odrobinę. Odruchowo spojrzała też w kierunku aneksu kuchennego, zastanawiając się wnikliwie nad tym, czy była głodna. Zdarzało jej się zapominać o posiłkach na rzecz papierosów i kawy, które niwelowały łaknienie. - Dostosuję się do ciebie, ale nie musisz się stresować z mojego powodu, gdybyś jednak miał pustą lodówkę - oznajmiła i zaraz uśmiechnęła się mimowolnie, z dość złośliwym wyrazem. - Zaproponowałabym, że pójdę do sklepu, ale pewnie nie byłbyś zadowolony z tego pomysłu - mruknęła, bo w końcu tak na siebie trafili i jakimś cudem wylądowali w tej sytuacji.

lennart halsworth
Felietonista i podróżnik — The Cairns Post
39 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Po tym jak zostawił narzeczoną dla kobiety, którą poznał podczas jednej z misji w Ghanie, jest święcie przekonany, że afrykańska wiedźma rzuciła na niego klątwę. Nie ma ani narzeczonej ani miłości swego życia, bo ta zginęła w wypadku samochodowym kilka dni po powrocie z Afryki.
Nie jest tajemnicą, że z roku na rok jesteśmy starsi i od czasu do czasu, potrzebujemy osiąść na własnej kanapie by odpocząć. Ja mam tutaj rodzinę i jeszcze do niedawna byłem w związku, więc pomimo nawału pracy, wracałem na tak długo jak tylko się dało — wyjaśnił po krótce, rozumiejąc Remigiusa, który zrezygnował z życia po wsi nogi na rzecz stabilizacji i domu. Prawdą było, że choć Lennart tęsknił za domem to i tak chętnie pakował swe walizki na każda kolejną podróż. Nie lubił pożegnań i rozstawać się na tak długo z Kelly, jednak kochał to co robił i nie wyobrażał sobie innego życia. Gdyby jednak sytuacja wymagała powrotu i dłuższego urlopu w Lorne, gotów byłby odstawić swą prace na długi plan. Najpewniej mocno pokrzyżowałoby to pracę redakcji w której pracował ale planował przecież mieć dzieci i chciał angażować się w życie rodzinne. Może i Soriente zatrzymała wizja stagnacji?
Bo nie każda jest kuzynką mojego kumpla. Poza tym, myślisz, że któryś z twoich sąsiadów zgodziłby się na to by jechać gdzieś z obcym facetem? — uniósł brew ku górze i pokręcił głowa przecząco. Nie musiała doszukiwać się drugiego dna w jego zachowaniu - najzwyczajniej w świecie chciał jej pomóc ale jeśli przeszkadzało jej to w jakiś sposób, to nie zamierzał się narzucać. Dla niego, zaoferowanie pomocy znajomemu było na porządku dziennym ale skąd mogła to wiedzieć, skoro mieli za sobą zaledwie jedno spotkanie? — Oczywiście, że nie są czymś złym. Szanuje kobiety, potrafiące radzić sobie w pojedynkę i starają się być w życiu niezależne ale czasem trzeba przyjąć ofertę pomocy od drugiej osoby. Nie stawisz przecież czoła żywiołowi — wyjaśnił, nie chcąc by omylnie odebrała jego słowa. Sam także lubił niezależność i nie polegał zbyt często na innych, jednak wiedział, że niekiedy nie należało się spierać i skorzystać z pomocy drugiej osoby, jak choćby teraz. Gdyby to jego dom miał się osunąć wraz z klifem, nie sprzeciwiał by się nakazom służb i czym prędzej starałby się znaleźć bezpieczne miejsce. Nie uważał by świadczyło to o braku samodzielnego radzenia sobie z problemami lub jego słabości.
Nie musisz być wdzięczna i jeśli chcesz, możesz być wkurzona. Tak jak mówiłem, nie jesteś więźniem i możesz opuścić moje mieszkanie w każdej chwili. Pytanie czy jesteś świadoma tego co ci grozi, jeśli zdecydujesz się wrócić do siebie? — zapytał, chcąc mieć pewność, że brunetka rozumiała zaistniała sytuację. Nie chciał tez odgrywać roli czarnego charakteru i robić z siebie wroga w jej oczach, dlatego jasno podkreślił, że mogła samodzielnie zdecydować o tym co zamierzała zrobić. Wiedział, że zrobił co mógł, by zagwarantować jej bezpieczeństwo i nie mógł wymagać od siebie więcej.
Zaśmiał się pod nosem i podniósł powieki, nie odrywając się od oparcia kanapy.
Jeszcze pomyślę, że się o mnie martwisz — odparł, przechylając głowę na bok by móc na nią spojrzeć — I ciesz się, że nie poznałaś mojego rodzeństwa. Cechą wspólną naszych rodzin niewątpliwie jest upór i tego nie da się wyplenić — wzruszył leniwie ramionami i uśmiechnął się. Może byli do siebie bardziej podobni niż myśleli?
Dziewczyna spędziła w jego mieszkaniu kolejne dwie godziny, skupiając się na czytaniu jednej z dorwanych na jego szafce książek i ku ich zdziwieniu, pod jego drzwiami zjawił się Remigius, który cały i zdrowy postanowił odebrać kuzynkę od przyjaciela. Lenny nie byłby sobą, gdyby nie zaproponował mu by i ten przeczekał pogodę u niego ale ulewa zaczynała ustępować, a wkrótce potem służby pozwoliły mieszkańcom na powrót do swych domów.


zt <3
Laurissa Soriente

Laurissa Soriente
ODPOWIEDZ