rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dziennik Nef Cunningham. Waga: jedno małe ciało i dwa opakowania chińszczyzny na wynos. Opakowań na wynos ogółem od początku tygodnia: 17. Wypite kieliszki wina: łatwiej liczyć w butelkach. Nieodebranych połączeń: ostatnim razem gdy patrzyła na ekran było powyżej trzydziestu.

Smród dogorywającej od kilku dni kaczki po pekińsku, nacierał natrętnymi falami drażniąc jej nozdrza. Nie pozwalał zasnąć, choć tłumiony stertą brudnych, styropianowych opakowań. Jedna prosta czynność pozwoliłaby jej raz na zawsze rozwiązać ten niewielki problem, ale na drodze stała niebywała przeszkoda. Należałoby wtedy ubrać się (co było nawet wykonalne, patrząc na stertę zwiniętych w kłębek bluz, leżących pod stolikiem kawowym), zebrać śmieci (to zajęłoby trochę czasu, ale w końcu przypomniałaby sobie kolor podłogi) i wyjść na zewnątrz do altany śmietnikowej. To zaś nie wchodziło w rachubę. Mogłaby to zrobić pod osłoną nocy żeby nikogo nie spotkać, ale tak się składa, że w godzinach późno popołudniowych najczęściej leżała zakryta kocem, tuląc do siebie butelkę wina. Byle jakiego, ważne żeby klepało. Istniała też opcja, aby rankiem, przejść ukradkiem korytarzem, unikając wścibskich par oczu, ale wtedy również była niedysponowana, tłumacząc się potwornym bólem głowy. Popołudniowe wyjścia zaś były zarezerwowane jedynie dla nielicznych wypadów do sklepu, kiedy dostawa pod drzwi zawiodła.
Duże, wygodne łóżko w sypialni, pokrywała cienka warstwa zużytych chusteczek i paczek po czipsach. Wokół stały na wygnaniu puste butelki po winie, natomiast sprawca całego rozgardiaszu skrył się pod miękkim kocem, drugiej świeżości, usilnie próbując odgrodzić się od rozpościerającego smrodu za pomocą puchatego materiału, przyciśniętego do nosa. Jedną ręką, kurczowo manewrowała pilotem, który zbuntował się na jej rozkaz zmiany kanału. Baterie wołały o wymianę, ale ich głos zanikał wśród innych nawoływań, chociażby ze strony pękającego w szwach śmietnika.
Nawet dźwięk otwierających się drzwi, nie przykuł jej uwagi, pozwalając dalej tkwić w depresyjnym marazmie. Zresztą nie spodziewała się niczyjej wizyty. Musiało jej się przesłyszeć. Ale długie, głośne imię (i to jej własne!), rozbrzmiało w jej uszach, niemalże doprowadzając do rozsadzenia bębenków, bo te przyzwyczaiły się już do wszechogarniającej ciszy, przerywanej jedynie słabym pomrukiem telewizora.
Nie raczyła nawet podnieść wzroku na delikwenta, wciąż tkwiąc w bezpiecznej, puchatej komorze, którą sobie zbudowała. Jęknęła w myślach, ostatni raz zwracając się do nieistniejącego Boga żeby dał znak jej, niewiernej i spełnił jedyną rzecz o jaką śmie go prosić. Niech pozwoli jej zniknąć. Stać się niewidzialną. Cokolwiek byleby nie musiała stawać do konfrontacji, bo aż za dobrze wiedziała z czym to się wiąże. Trzydzieści dwa nieodebrane połączenia. I wszystkie z dzisiaj.
- Szyszłaź naladź mi wina? To źwiednie, bo mi zię skońdżyło - wybełkotała z twarzą wciśniętą w poduszkę, na pierwsze, głośne "Neeef", które do niej dotarło. Było już późne popołudnie, dlatego była w trakcie suszenia kolejnej, smutnej butelki wina. Nie była nawet bardzo pijana. Może lekko wstawiona i szturmem nadciągała czkawka, ale pozwoliła, aby język zwiotczał. Stary, niezawodny w wielu przypadkach trik, miał raz na zawsze zniechęcić intruza ( a w zasadzie intruzkę), przed dalszym wdawaniem się w interakcje.
- NIHDZIE NIE IDE - tym razem wyraziła się jasno i stanowczo. Na krótkie wspomnienie co to za dzień i dlaczego był tak wyjątkowy, zadrżała w środku. Kobieca sylwetka niezrażona dotychczasowym utyskiwaniem pijanej Nef, stała cały czas w tym samym miejscu. Uznawszy, że tak łatwo nie odpuści, uniosła się wreszcie do pozycji siedzącej i zmierzyła wzrokiem swoją najlepszą przyjaciółkę. Opakowanie chusteczek, które miała pod ręką, poszybowało w jej stronę.
- Pierdol się - mruknęła krótko, krzyżując ręce na piersiach. Jej usta zacisnęły się w wąską linię, a oczy gdyby mogły, spopieliłyby ją, zanim po raz trzeci jego język uderzy o podniebienie w kulminacyjnym Ne-ef.
- Wiesz gdzie są drzwi, prawda? Tooo, bez obrazy, ale najlepiej jakbyś przez nie wyszła, bo JA nigdzie się nie wybieram - fuknęła gniewnie, opadając z powrotem na kanapę. Złapała za dwa końce koca i owinęła się nim na znak protestu przed jakąkolwiek formą doprowadzenia się do porządku. Serce jej zabiło dwa razy (a może cztery?) nieco szybciej niż wcześniej, kiedy chwilowy smutek przyćmił jej spojrzenie. W innej sytuacji ucieszyłaby się na jej widok, ale nie w dniu w którym każdy oczekiwał od niej, że ubierze czarną sukienkę i będzie się godnie prezentować w kościele i na cmentarzu, jakby w ciągu ostatnich dni nie rozsypała się już milion razy, zdając sobie sprawę z tego, że jej ojciec nie żyje.

pam burnett
ambitny krab
nick autora
noah