właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
d z i e s i ę ć



Załamanie pogody, które przeszło nad miasteczkiem uprzedniego wieczora nie wyrządziło co prawda żadnych szkód materialnych na terenach jego rodziny oraz u pobliskich sąsiadów, jednak ucieczka czworonoga, spłoszonego nasilonym wiatrem i grzmotami, była czymś, co nie pozwalało brunetowi zmrużyć oka. Gdy tylko zorientował się, że pies zniknął, nie zwracając uwagi na uleny deszcz, wyszedł z domu i szukał go w pobliskich jamach. Popytał też sąsiadów, jednak żaden z tropów nie doprowadził go do Willow. Gdy zaczęło się ściemniać, a jego ubrania przemoczone były do cna, wrócił do domu i wraz z Reenie zaczął informować bliskich i znajomych,by ci zwrócili uwagę na błądzącego po ulicach miasta psa.
Pół nocy siedział w oknie i czuwał przy telefonie, gdyż stres związany z ucieczką suki sprawiał, że żołądek podchodził mu do gardła. Był związany z tym zwierzakiem i nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji w której suka owczarka australijskiego błądzi miesiącami po ulicach bądź kończy pod kołami auta. Tutejsza okolica nie była dla niej bezpieczna, o czym zresztą sam Milo zdążył się przekonać po spotkaniu z wielkim, wygłodniałym niedźwiedziem. Musiał ją znaleźć, za wszelką cenę.
Gdy młodsza siostra dobudziła go na kanapie, ocknął się zdezorientowany i zobaczył przed swoim nosem jajecznice, którą mu przygotowała. Nie zdarzało się to często, jednak szybko pojął, że starała się mu pomóc. Spał zaledwie trzy godziny, a i czekał go dzień pełen poszukiwań, dlatego potrzebował zdrowego posiłku. Zdołał napełnić żołądek, wskoczył pod szybki prysznic i osuszając swe ciemne loki ręcznikiem, usłyszał dochodzący z dołu dźwięk dzwonka do drzwi. Gdy w połowie schodów, drzwi otworzyła Reenie, dostrzegł spanikowaną Ell, która drżącym głosem oznajmiła im, że znalazła Willow ale pies potrzebował pomocy. Brunet od razu zbiegł po schodach i w pospiechu chwycił jedynie za telefon, portfel i kluczę od furgonetki. Podążył za dziewczyną, która wskazała mu miejsce nieopodal jej domu, gdzie pod drzewem leżała suka.
Gdy ją dostrzegł z trudem powstrzymał cisnące mus się do oczu łzy. Wyglądało na to, że zapuściła się w stronę ulicy i uderzył w nią jakiś pojazd. Nie miał czasu zastanawiać się nad tym dlaczego kierowca nie spróbował udzielić psu pomocy, więc ostrożnie podniósł psa by wziąć go na ręce i poprosił sąsiadkę by z nim pojechała. Wsadzili psa do wozu i ruszyli prosto w stronę pobliskiej kliniki weterynaryjnej. Na miejscu nie musieli czekać na pomoc, bo weterynarze od razu przyjęli psa i zabrali ją do gabinetu. Po po pól godziny udało im się zrobić prześwietlenie i ustalić, że miała kilka złamań i doznała krwotoku wewnętrznego, który czym prędzej chcieli zatrzymać. Gdy weterynarz wrócił do salę operacyjną, został z Ell na korytarzu i odwracając się do niej tyłem, ułożył dłonie na karku i zacisnął mocno powieki. Co jeśli nie dopilnował zbyt dobrze tego by pies był bezpieczny w taka pogodę? Nie potrafił wyobrazić sobie chwili w której zmuszony będzie pożegnać i uśpić psa. Najpewniej jego serce nigdy nie pękło na tyle drobnych kawałków.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
018.

Ell – pierwszy raz w życiu – wykazała się p r z e z o r n o ś c i ą! Było to do niej całkowicie niepodobne, ale naprawdę przygotowała się na ewentualność załamania pogody. Wierzyła, że ocaliła rodową chatkę oraz współlokatorów! A wszystko dzięki z a k l ę c i u oraz ochronnym a m u l e t o m, które otrzymała w prezencie od miejscowej szamanki. Powtarzała sobie, by przypadkiem nie zapomnieć, że powinna jak najszybciej odwiedzić starszą kobietę (o najbardziej inteligentnym spojrzeniu, jakie w życiu widziała) aby szczerze podziękować za udzieloną pomoc. Bez tego nieocenionego wsparcia dach prawdopodobnie załamałby się pod ciężarem zbierającej się na nim wody deszczowej, drewniane fundamenty zadrżałyby u podstaw, a ziemista działka zmieniłaby się w błotnistą pułapkę. Na szczęście żaden zły scenariusz się nie ziścił. Wraz z Suzie mogły spać spokojnie. Przynajmniej do czasu, aż do ich drzwi nie załomotali sąsiedzi, aby powiadomić o ucieczce spłoszonego czworonoga.
Donoghue przejęła się zgubą. Od kiedy zamieszkała w chatce po dziadkach (nie mogło przejść jej przez gardło, że tak naprawdę była to chatka po starszej siostrze) dyskretnie dokarmiała uroczą suczkę, która na jej widok zawsze machała sterczącym ogonkiem. Z tego powodu była gotowa ruszyć na poszukiwania choćby w środku nocy, lecz r o z s ą d e k w postaci blondwłosej współlokatorki odwiódł ją od tego. A skoro wciąż pozostawała bezrobotna, wstała o świcie i zamiast do pracy, wyszła szukać zwierzęcia.
Nie zwracała uwagi na upływający czas, lecz była w stanie przysiąc, że wraz z Milo dotarli do kliniki w mgnieniu oka. Tam weterynarze natychmiast zajęli się rannym psem, którego pełne cierpienia kwilenie łamało Ell serce. Najtrudniejsze było oczekiwanie na pierwsze informacje. Bezradność również nie pomagała, bo chociaż zrobili wszystko, by pomoc zwierzęciu została udzielona jak najszybciej, oboje czuli, że to mogło być zbyt mało. Nie chciała myśleć o tym, co stałoby się, gdyby znalazła suczkę godzinę lub dwie godziny później.
Jednakże odczuwane przez Ell emocje nie mogły równać się z tym, co przeżywał Milo. Widziała zmartwienie w jego oczach i absolutnie nie dziwiła się łzom, które w nich błyszczały. Bardzo chciała go wesprzeć! Zetrzeć z jego twarzy widoczne napięcie. Niestety nie wiedziała, jak mogłaby to zrobić. I czy w ogóle była w stanie to osiągnąć.
— Jestem pewna, że nic jej nie będzie, wiesz? — zapewniła, chcąc go pocieszyć. Ton głosu zdradzał jednak, że sama również stresowała się stanem operowanej suczki, która prawdopodobnie będzie potrzebowała długiej rekonwalescencji, by wrócić do pełni sił. Stojąc za Milo, położyła mu dłoń na ramieniu, jakby mogła w ten sposób dodać mu otuchy. — Pamiętasz, jak w dzieciństwie znosiłeś z moją siostrą wszystkie zranione patki do kliniki? Halle puszyła się jak paw za każdym razem, gdy dzwonili przekazać dobre wieści. Nigdy w nich nie wątpiła. W końcu to same tęgie głowy — paplała. Nerwowe sytuacje sprawiły, że nie potrafił się zamknąć.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Zabezpieczenie domu przed burzą było podstawową czynnością do której tutejsza społeczność nawykła w momencie osiedlenia się w tych lasach. Domy nie były tak solidne jak te betonowe, budowane w miasteczku, a otaczające ich stare, wysokie drzewa w każdej chwili mogły spaść na teren działki bądź na sam dom. Dotychczas każdy radził sobie jak mógł, jednak nawet ciągle, nie wiadomo jak dokładne i drogie modernizacje nie sprawią, że dom stanie się niezniszczalny. Nikogo jednak nie było stać na postawienie nowego, solidnego domu.
Fairweather winił się za to, że przeoczył moment w którym czworonóg wydostał się z domu i nie zabezpieczył drzwi wyjściowych równie mocno co elewacji i okien. Na dworze panowała wichura, gleba była podmokła, a las nie był w tym momencie bezpiecznym miejscem ani dla człowieka ani dla zwierzęta. Willow była mądrym psem, jednak nie był pewien czy potrafiłaby sobie poradzić sama w takich okolicznościach.
Teraz, gdy udało się odnaleźć zwierzaka wcale nie był spokojniejszy. Krążył po korytarzu, nie wiedząc czy powinien cokolwiek mówić reszcie rodziny. Zdołał jedynie napisać do Reenie po dotarciu do kliniki, jednak nie był gotów na żadną dłuższą rozmowę. Nie miał też żadnych informacji o stanie zdrowia psa. Było ź l e.
Skąd wiesz? Ma połamane żebra i doszło do krwotoku.. — odparł, spoglądając na nią. Był spanikowany jak nigdy wcześniej; nawet spotkanie z niedźwiedziem i noc spędzona w jaskini nie wpłynęły na niego w taki sposób. — Powinienem jej przypilnować ale.. nigdy wcześniej nie uciekała podczas burzy — dodał, wplatając palce w skręcone kosmyki włosów. Wciąż niespokojnie krążył w te i wew te.
Na wzmiankę o Halle, wrócił wspomnieniami do chwil, kiedy ratowali ranne zwierzęta, odstawiając je do kliniki. Byli samozwańczą strażą leśną, która zajmowała się każdym, potrzebującym pomocy stworzeniem. — Tak ale sama słyszałaś. Nie dają gwarancji, że z tego wyjdzie. Złamane skrzydełko albo zwichnięta łapka to mały miki — odpowiedział i w końcu zajął miejsce na jednym z krzesełek, które stało pod ścianą. Podparł łokcie na kolanach i wpatrywał się w podłogę przez krótką chwilę. Podniósł jednak wzrok i spojrzał na nią. — Jak ją znalazłaś? I co robiłaś w lesie w taką pogodę? — zapytał w końcu.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Współlokatorka z pewnością nie zgodziłaby się z opinią, którą Ell z łatwością uznała za coś pewnego i niepodważalnego. Trochę jakby próbowała udawać, że wcale nie zapłaciła z trudem wyskrobanych pieniędzy Bradley’owi, który przez długie tygodnie zmagał się z p o w a ż n y m i usterkami dręczącymi starą chatkę. Co – niewątpliwie – powinno jej przypomnieć, że wielkimi krokami nadchodził czas, kiedy zostanie bez grosza! A jeśli w konsekwencji niepłacenia rachunków odetną im prąd? Lub dostęp do wody? Tak, poza podziękowaniem szamance, powinna poprosić o stworzenie amuletu przyciągającego pieniądze lub drzewko, na którym rosłyby dolarowe kwiaty.
Bardzo chętnie podzieliłaby się swoimi planami z Milo, lecz wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumiała, że to nie jest odpowiedni moment na pogaduszki o szamańskich gadżetach. Przejmowała się jego smutkiem, sama również czując wzbierający się w środku niepokój. Ell reagowała na każdy dostrzeżony przejaw agresji – bez zastanowienia wmieszałaby się między bijących się ludzi, robiąc im wykład o skuteczności dyplomatycznego rozwiązywania sporów (najlepiej przy akompaniamencie kilku butelek s i a r c z a n e g o wina). Jednak to krzywda zwierząt – niewinnych i bezbronnych – bolała najdotkliwiej.
— Bo Willow zajmują się specjaliści. Nie pozwolą, by się im wymknęła, jestem pewna — mówiła, jednocześnie potakując głową, jakby mogła w ten sposób przelać na niego własne przekonania. — Musisz zachować optymizm i wierzyć, że się uda. Dobra energia jest bardzo ważna, tak, bardzo ważna — dodała, nie przestając kiwać głową, od czego zaczął boleć ją kark.
Westchnęła ze smutkiem, kiedy zaczął się obwiniać. Nic gorszego od zarzucania sobie win nie mogło przyjść mu do głowy! Och, jakże ją to denerwowało. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się lekko. Poszła za nim, zachowując się jak jego c i e ń. Gdy usiadł, kucnęła przed jego krzesełkiem.
— Przecież to nie była twoja wina, głuptasie. Pewnie się wystraszyła, a ucieczkę potraktowała jako obronę. Winny jest ten, kto zostawił ją na poboczu! Prawdziwy śmieć — warknęła, krzyżując ramiona. O mało się przy tym nie wywróciła, bo zachowanie równowagi w takiej pozycji nie było proste.
— Po prostu poszłam jej szukać — rzuciła, lekko zaskoczona tym pytaniem, bo odpowiedź na nią uznała za oczywistą oczywistość. — Chyba nie myślałeś, że będę czekać bezczynnie. Gdyby nie Suzie, pewnie poszłabym od razu, ale uparła się, żebym przeczekała największy deszcz w domu — dodała, wyraźnie niezadowolona, wręcz marudna. Kochała Suzie z całego serca, ale kiedy robiła coś takiego, udając o d p o w i e d z i a l n ą, miała ochotę urwać jej blondwłosą głowę. W dodatku pewnie farbowaną!

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Chciał podzielać jej pewność do do specjalistów prowadzących operacje czworonoga, jednak w całych tych nerwach, które bezpardonowo zapanowały nad jego ciałem i umysłem, nie chciał robić sobie złudnej nadziei. Utrata psa była dla niego czymś z czym nie potrafiłby sobie poradzić i bolała znacznie bardziej aniżeli zerwanie z dziewczyną czy inne, równie nieprzyjemne doświadczenia. Willow była członkiem rodziny i bał się, że jego uwaga mogła kosztować sukę życie.
Nie wiemy jak długo musiała cierpieć zanim ją znalazłaś i czy nie zjawiliśmy się tu za późno. Mogłem szukać jej dłużej ale poddałem się gdy się ściemniło.. — odparł widocznie udręczony, winiąc się za wszystko to co spotkało zwierzaka. To on był jego właścicielem i ponosił za niego odpowiedzialność. — Będę optymistyczny, gdy dostane dobre wieści od lekarzy — mruknął, wypuszczając nerwowo powietrze. Nie dopuszczał do siebie pozytywnych scenariuszy, pogłębiając się w coraz to większym smutku i przede wszystkim s t r a c h u.
Poniekąd wiedział, że dzisiejszy specjaliści mają większa sposobność, wiedzę i technologię by pomagać zwierzętom nawet w takiej ubogiej okolicy jak lasy Tingaree, jednak gdy chodziło o zdrowie jego psa, nie myślał racjonalnie. Obawiał się, że robią za mało bądź coś przeoczą.
Kurwa ale powinienem pilnować jej gdy szalała burza, a jeśli uciekła to powinienem szukać jej całą noc. Co ja powiem swojej rodzinie, gdy zapytają jak do tego doszło? Że czekałem na nią aż sama wróci? — spojrzał w bok, gdy usiadła tuz obok na plastikowym krzesełku, nie przyjmując do wiadomości tego, że nie powinien brać winy na siebie. Wiedziała jednak, że był uparty jak osioł i ciężko było mu cokolwiek przegadać; przecież tak samo było z Auden, choć w tym przypadku ciężko było o czynniki uniewinniające bruneta.
Widzisz? Nawet ty nie dałaś za wygraną i jej szukałaś — westchnął cięzko i schował twarz w dłoniach, czując się jeszcze gorzej. Był jej jednak cholernie wdzięczny i dopiero teraz przypomniał sobie, że winien był jej podziękowania. — Jestem twoim dozgonnym dłużnikiem napra.. — wymamrotał i ponownie na nią spojrzał, jednak urwal zdanie w połowie, bo z gabinetu wybiegła asystentka, która przebiegła przez wąski korytarz.
Co się dzieje? — spanikował od razu i podniósł się, próbując uzyskać jakąkolwiek odpowiedź od kobiety. Ta jednak kazała mu czekać. — Coś jest nie tak, Ell, czuję to. Dlaczego oni milczą? — odparł nerwowo, a jego oczy zaszkliły się.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Śmierć była n i e o d w r a c a l n a. Zdaniem Ell właśnie to było w niej najbardziej przerażające. Lubiła więc wierzyć, że była nowym początkiem, zwiastunem czegoś niedającego się zrozumieć, lecz z pewnością nie była końcem. Być może – względem daleko posuniętych odkryć naukowych – była w błędzie, a po śmierci czekała jedynie pustka, jednakże zaakceptowanie tego nie wchodziło w grę. Nie, kiedy mogła wyobrażać sobie, że jeszcze kiedyś spotka siostrę. Rozstanie? Zakończona przyjaźń? Były bolesne, to prawda, ale stanowiły świadomy wybór, który można było zmienić.
— Przeczesywanie lasów nocą w czasie deszczu to głupi pomysł — stwierdziła, chcąc powiedzieć coś r o z s ą d n e g o, mimo że jej narwana dusza rozumiała jego wewnętrzną zgryzotę. Nie mogła mieć pewności, ponieważ Suzie była przekonująca, zabraniając jej wychodzenia w największą wichurę, lecz podejrzewała, że byłaby zdolna wymknąć się ukradkiem, gdyby chodziło o jej własne zwierzę. Z drugiej strony psina należącą do Fairweatherów była jej bliska. Czy więc w jakimś stopniu zawiodła, nie starając się bardziej? — Najważniejsze, że się znalazła. Przeszłości nie zmienisz, choćbyś bardzo tego chciał, więc zadręczanie się nie ma sensu — mówiła, próbując dotrzeć do niego i złagodzić poczucie winy, którym nie powinien się obrzucać. Nie pomagał tym ani sobie, ani Willow, która w tym momencie potrzebowała pozytywnych wibracji. — To dokładnie tak, jak z ratownikami czy strażakami, wiesz? Oni zawsze powtarzają, że najważniejsze jest bezpieczeństwo ratownika, bo martwy nikomu nie pomoże — dodała, uważając, że zabłysnęła znajomością tajemnej wiedzy, podając mu na tacy naprawdę sensowy argument. Wystarczyło jednak, że spojrzała mu w oczy i natychmiast zrozumiała, że cokolwiek nie mówiła, to nie docierało do jego szarych komórek, zamkniętych na jakąkolwiek l o g i k ę.
Wodziła za nim spojrzeniem pełnym niepokoju. W tym momencie, wiedząc, że suka była w najlepszych rękach, zaczynała bardziej niż o nią, martwić się o Milo. Katował się.
Przebiegająca obok nich, ubrana w biały fartuch splamiony odrobiną krwi, asystentka, nie pomogła. Przeciwnie, jeszcze bardziej wzburzyła Milo. Gdy zerwał się z krzesła, Ell odruchowo również wstała. Wszystko stanęło na głowie, a ona nie miała cienia pomysłu, jak to naprawić. Zaczynała się frustrować, a to prowadziło do złości. Złości na okrutny los najdotkliwiej doświadczający dobrych ludzi.
Poszła w ślad za Milo, przewracając oczami na słowa kobiety, która kazała im czekać. Naprawdę? Naprawdę nie mogła powiedzieć niczego innego? Choćby odrobinę budującego? Dostrzegłszy łzy w oczach chłopaka, o mało sama nie zaczęła płakać – czuła się cholernie bezradna wobec emocji, które go przygniatały i choć bardzo chciała mu pomóc, nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Była w tym beznadziejna. Najgorsza.
I wtedy doznała olśnienia.
Zamiast odpowiedzieć na rzucone przez niego pytanie – i tak nie znała właściwiej odpowiedzi – ścisnęła jego ramię, tuż nad łokciem, wbijając w nie palce dostatecznie mocno, by to poczuł. Jednocześnie uniosła ku niemu głowę, zadzierając brodę tak wysoko, jak tylko była w stanie. A następnie go pocałowała. Pocałunek był wyraźny, odrobinę natarczywy i całkowicie niepasujący do sytuacji, a jednak wydawał się naturalny. Jakby całe życie nie robiła nic innego, poza odnajdowaniem jego ust. Liczyła, że w ten sposób odwróci jego uwagę. Zmieni kierunek jego myśli, choć na chwilę dając mu odpocząć od wyrzutów sumienia związanych z operowanym zwierzakiem. Nie wzięła pod uwagę, że mogła w ten sposób poszerzyć listę rzeczy, które zaprzątały mu głowę, powodując w niej większy bałagan.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Gdyby znaleźli się w innych okolicznościach, najpewniej przyznałby jej rację. Jeśli to jej zwierzak zniknąłby na całą noc, najpewniej sam wybił by jej z głowy pomysł biegania po lesie, jednak teraz, kiedy suka znajdowała się na stole operacyjnym, wierzył, że mógł zrobić więcej by tej ciężkiej sytuacji zapobiec; by oszczędzić jej cierpienia na które sam ją skazał.
Ell, jestem ci cholernie wdzięczny za twoją pomoc i za to, że tu przyjechałaś, choć wcale nie musiałaś ale teraz, takie ponoszące na duchu gadki wcale na mnie nie działają — odparł w końcu, czując, że rozmowa znacznie bardziej go stresowała i drażniła. Nie chciał być niegrzeczny, zwłaszcza względem kogoś, komu zawdzięczał tak wiele, jednak ostatnie czego potrzebował to silenie się na wymianę zdań, bądź słuchanie o tym, że nie ponosił winy za to co spotkało Willow. Nic co by powiedziała, nie mogło zmniejszyć jego wyrzutów sumienia - przynajmniej dopóki lekarz nie poinformuje jej o zakończonej operacji i poprawie zdrowa psa. Albo przynajmniej realnych szansach na przeżycie.
Dopiero gdy poplamiona krwią pielęgniarka przemknęła przez korytarz, głos sąsiadki ucichł. Brak odpowiedzi ze strony kobiety doprowadził go do jeszcze gorszego stanu, który całkowicie przejął kontrole nad jego ciałem i umysłem. Nie czuł wstydu, gdy pojedyncze łzy spłynęły po jego policzku, choć starał się zapanować nad tym by nie wybuchnąć pod wpływem tak wielu emocji i strachu. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała coraz to szybciej, powodując, że chłopakowi robiło się słabo. Właśnie wtedy, wyrwała go z całkowitej ciemności dziewczyna, która stanowczym ruchem szarpnęła go za rękę i zmusiła go do skupienia swej uwagi na niej. Choćby na chwilę.
Pocałunek nie tylko go zaskoczył ale także pozwolił mu oderwać myśli od sali operacyjnej, na której o życie walczyła jego wierna, czworonożna przyjaciółka. Może to zwykła potrzeba bliskości i ból sprawiły, że nie oderwał od niej swych ust? Może wdzięczność? A może dlatego, że usta sąsiadki smakowały jak letni wieczór na Dominikanie? W chwili zapomnienia, swymi lekko drżącymi dłońmi objął jej delikatną twarz i przekierował każdą targającą nim emocje w pocałunek.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Ukradkiem wywróciła oczami, powstrzymując chęć skrzyżowania rąk oraz głośnego prychnięcia. Przecież próbowała p o m ó c! Zarówno zwierzęciu, któremu udało się zapewnić opiekę weterynaryjną, jak również jemu – pogrążonemu w głupiej złości na samego siebie. Czasami zapominała, jak bardzo był uparty. I gdyby nie to, że szczerze przejmowała się stanem operowanej Willow, wygłosiłaby tyradę na temat niesprawiedliwości z jaką Milo podchodził do zapewnianego mu wsparcia! Z drugiej strony… Powinna była go zrozumieć. Po śmierci siostry dręczyło ją olbrzymie poczucie winy. I choć było ono całkowicie bezpodstawne, Ell przez długie miesiące zastanawiała się, czy gdyby była wówczas w domu, zamiast włóczyć się po świecie, zdołałby wpłynąć na bieg wydarzeń. Wprawdzie w tamtym okresie mierzyła się z własnymi problemami, decydując się na przerwanie przypadkowej ciąży, lecz istniało prawdopodobieństwo, że będąc w Lorne Bay wszystko potoczyłoby się inaczej. Lepiej.
Teraz też mogła postąpić l e p i e j.
I choć nie miała pewności czy pocałunek jakkolwiek pomoże, uznała, że taka próba odwrócenia jego uwagi od napięcia i emocji związanych z cierpiącym zwierzęciem będzie lepsza od kopnięcia w piszczel lub nawrzeszczenia na niego na środku poczekalni.
Nie myliła się.
To nie był ich pierwszy pocałunek, jednak żaden wcześniejszy nie smakował podobnie. Ten miał być d y w e r s j ą; desperacką próbą wyrwania chłopaka z przejmującej nad nim kontrolę paniki. Stał się elektryzujący. Ell czuła go w koniuszkach palców i tym razem to ona zaczęła bać się, że za moment ugną się pod nią kolana. Dopiero gdy ich usta się rozłączyły i wreszcie mogła złapać oddech, rozchyliła powieki i ujrzała na jego policzku łzę. Oprzytomniała. Uśmiechnęła się szeroko – odrobinę zwycięsko – by rezolutnym tonem ogłosić: — Na szczęście język służy nie tylko do wygłaszania motywujących gadek — stwierdziła. Przez chwilę nawet ona zapomniała o operacji. Głowę wypełniły dawne wspomnienia oraz szum podniecenia, który musiała zdusić. Delikatnym ruchem starła łzy z jego policzków.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Poprzednie pocałunki były skutkiem pijackich wojaży, których następnego dnia musiał się wstydzić. Nigdy nie czuł się dobrze z faktem, że pod wpływem alkoholu, dwukrotnie zdradził swą dziewczynę z siostrą zmarłej przyjaciółki. Fakt faktem, Ell zawsze była w jego życiu obecna - jako młodsza siostra Halle, lubiła kręcić się pod ich nogami, gdy razem biegali po lesie lub gdy zaprzyjaźniła się z Mabel i bywała w jego domu znacznie częściej niż on sam. Nigdy wcześniej nie spojrzał na nią jak na obiekt pożądania, co zmieniło się dopiero, gdy wlał w siebie zbyt dużą ilość wysoko procentowych trunków. Wtedy jego hamulce puściły, a szaleństwo zawróciło mu w głowie. Z jakiegoś powodu, pragnął jej wtedy bardziej aniżeli Auden, którą jak przecież twierdził k o c h a ł.
Może to po prostu chęć poczucia adrenaliny związanej z krótkim, wakacyjnym romansem?
Teraz, gdy ich usta się złączyły, nie potrzebowali alkoholu. Ten pocałunek znacznie różnił się od poprzednich, przepełnionych pożądaniem zbliżeń, jednak wcale nie był gorszy. Pozwolił mu na chwilę wytchnienia oraz spowolnienie przyspieszonego oddechu, który za kilka chwil przerodziłby się w atak paniki. Towarzyszące mu emocje sprawiły, że był musnął jej wargi z większą intensywnością, jak gdyby chciał w ten sposób zrzucić z siebie cały ten, parujący z niego chaos.
Gdy się od siebie odkleili, spojrzał na nią, a po jego policzku można było dostrzec ścieżkę, którą przed momentem opłynęła jedna z łez. Nie chciał się przed nią rozklejać ani okazywać słabości, jednak gdy chodziło o jego bliskich, nie dbał o ocenę innych. Zrobił by wszystko by zapobiec ich utracie.
Widząc jej uśmiech, wypuścił nerwowo powietrze z ust, starając się uspokoić. Skupiał się na roześmianych ustach, które z jakiegoś powodu miał ochotę ponownie musnąć. Słysząc jej komentarz parsknął śmiechem i pociągnął nosem, doceniając fakt, że za wszelką cenę starała się go odrobinę rozweselić.
To było naprawdę miłe — odparł, czując, że powinna kontynuować ten pocałunek do momentu, gdy dostaną od weterynarza jakąś pozytywną wieść — Myślisz, że mogłabyś to powtórzyć? — zapytał pół żartem, pół serio, nie mając tak naprawdę nic przeciwko temu by trwało to odrobinę dłużej.
W tej samej chwili, na korytarzu pojawił się chirurg, który przywołał go do siebie. Fairweather bez zwłoki, wyminął dziewczynę i zbliżył się do niego, czując, że żołądek znów podchodzi mu do gardła. — Zatrzymaliśmy krwawienie, a złamane żebro nie zagraża zdrowiu Willow. Czeka ją długa rekonwalescencja ale jesteśmy dobrej myśli. Gdy się wybudzi, zadzwonimy do Pana i umówimy dalsze leczenie. Teraz zalecam odrobinę odpoczynku — odparł spokojnym, lecz stanowczym głosem starszy mężczyzna. Milo od razu odetchnął z ulgą i odwrócił się w stronę Ell, by posłać jej wdzięczny uśmiech. — Dziękuje doktorze, bardzo dziękuje — odpowiedział i ułożył ręce na biodrach, czując jak całe to przejęcie uchodzi z niego jak powietrze z balonika.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Nie przypuszczała, że dziecięce zauroczenie starszym sąsiadem, kolegą siostry, w którą Ell wpatrywała się z uwielbieniem, a nawet fascynacją, zostanie z nią na tak długie lata. Bo czy d z i e c i ę c e zauroczenie nie powinno skończyć się w chwili, w której przestaje się być dzieckiem? W rzeczywistości okazało się to znacznie bardziej skomplikowane. Ilekroć Milo odwiedzał rodzinne strony, Ell zerkała na niego, nie przestając być denerwującą, młodszą siostrą. Przez lata zaczepianie go stało się dla niej czymś naturalnym, odruchowym. I choć udawała, że to tylko zabawa, tak naprawdę bardzo, bardzo chciała przekonać się, jak wyglądałoby spędzenie nocy w jego ramionach. Kiedy to wreszcie się stało, nie miło dla niej znaczenia, że byli nietrzeźwi, ani że Milo był w związku z inną dziewczyną. Miała to w nosie. Liczyło się dla niej wyłącznie to, że wreszcie dopięła swego, że zdobyła chłopaka, który nie znikał z jej głowy przez lata. To, co naprawdę ją zaskoczyło to fakt, że chciała w i ę c e j. Nie rozumiała, dlaczego Milo nie znikał? Powinien był wyparować z jej myśli, bo przecież zaspokoiła ciekawość! A mimo to wracał jak natrętna mucha. Seksowna mucha.
Jego łez nie traktowała jak objawu słabości. Były dowodem na to, że mu zależało, co było pozytywną cechą.
— M i ł e to mogą być całuski od cioteczki, która nie widziała cię od dekady i postanowiła wyżyć się na twoich pucołowatych policzkach — fuknęła, bagatelizując ich pocałunek. Bo przecież nie miał nic oznaczać. Był jedynie próbą ukojenia emocji rozrywających ciało chłopaka. Niczym więcej. Prawda? — To miało być namiętne. Jak te wszystkie wzniosłe sceny kończące filmy romantyczne. W ogóle się nie znasz — mruknęła, udając urażoną, choć w rzeczywistości pocałunek bardzo się jej podobał. Podobał jej się bardziej niż chciałaby to przyznać, lecz nie przed nim, a przed sobą.
Pojawienie się chirurga pomogło. Ell wróciła do rzeczywistości, przypominając sobie, że to wszystko było niczym więcej niż środkiem do celu.
Uśmiechnęła się ciepło, z wyraźną ulgą, kiedy usłyszeli dobre widomości. Przyjęła je z wdzięcznością, tym większą, że Milo wreszcie miał się uspokoić, a jego strach złagodnieć.
— Mówiłam, że będzie dobrze, mówiłam! — zawołała, wracając do swojego lekkiego, radosnego tonu. Do tego momentu żadne z nich nie mogło mieć pewności, że Willow wyzdrowieje. Teraz nabierali przekonana, że wszystko skończy się dobrze. — Powinieneś wrócić do domu. Przebrać się i wykąpać, bo szczerze mówiąc, pachniesz mało zachęcająco. Więc nie licz na powtórkę — dodała odrobinkę uszczypliwie, lecz z dozą żartu błąkającą się w uśmiechu.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Dziecięce zauroczenia pojawiały się i znikały, a sam Fairweather najpewniej nigdy nie wyszedł poza to ulotne uczucie. Był tak naprawdę w jednym, trwającym latami związku, jednak popełnione przez niego błędy mocno utwierdzał go w przekonaniu, że nie był nigdy szczerze zakochany i oddany jednej osobie. Gdyby tak było, nie myślał by nawet o tym by przespać się z inną kobieta, tym bardziej dwa razy! I nie, w żadnym wypadku nie tłumaczyło to jego zachowań, jednak teraz już wiedział, że to czego doświadczył dotychczas, nijak się miało do tego co mógł doświadczyć przy właściwej osobie. Nie chciał jednak podejmować pochopnych decyzji i pakować się w coś, co przypominałoby jedynie miłość, bo nie chciał już nikogo więcej ranić. Nie był już dzieckiem, więc i o dziecięcym zauroczeniu nie było mowy.
Wyszedłem z wprawy — wzruszył ramionami i uśmiechnął się delikatnie, próbując wytłumaczyć się ze swego nierozgarnięcia. Mógł oczywiście wytłumaczyć się sytuacją związaną z Willow ale na dobrą sprawę - kiedy ostatnio choćby trzymał w swych objęciach dziewczynę? Auden odeszła miesiące temu, a i przed ich rozstaniem był sam jak palec, skupiając się na swej pracy w Cairns. — Było namiętnie i przyjemnie, bez dwóch zdań — poprawił się i przepełniony szeregiem różnych emocji zwilżył językiem usta. Nie do końca rozumiał to co wydarzyło się przed momentem, jednak gdy ich usta rozłączyły się, brunet zapragnął ich na nowo. Potrzebował zając czymś myśli, a całowanie sąsiadki okazało się idealnym rozwiązaniem jego problemu.
Wraz z jego końcem, przyszła pora na dobre wieści, którymi podzielił się z nimi weterynarz prowadzący operacje jego psa. Jakby jeden pocałunek odgonił wszystkie zwisające nad nim chmury.
Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam ci się odwdzięczyć. Gdyby nie ty, nie znalazłbym jej, a ona nie dostałaby szansy na ratunek — odparł i czując ulgę na sercu, objął ją ramionami i mocno uścisnął. Ogromnie mu pomogła i wiedział, że bez niej by sobie nie poradził - ani w lesie, ani tutaj. Odkleił się jednak od niej i poruszył nosem, próbując wyłapać pierwsze oznaki nieświeżości. Cholernie potrzebował prysznica i własnej poduszki, jednak zanim zamierzał poddać się tym czynnościom, uśmiechnął się zawadiacko.
A wrócisz tam ze mną? Nie chce być sam — odparł odważnie, jak gdyby wydarzenia sprzed chwili popaliły mu wszystkie styki. Potrzebował rozładować się emocje i teraz, gdy zasmakował jej ust po latach, zapragnął więcej. Nie dbał o przeszłość ani Auden, która była jego BYŁĄ dziewczyną. Cieszył się tym, że Willow przeżyła operacje i odczuwał ogromną wdzięczność, której bądź co bądź, był też winien dziewczynie. — Albo możemy jechać do ciebie — powiedział bezpośrednio, zrzucając jej się na chatę. Aktualnie nie miało dla niego znaczenia to gdzie wylądują - chciał mieć jednak pewność, że dziewczyna zostanie przy nim — Później chce wrócić do kliniki by odebrać Willow — dodał, sięgając do kieszeni po telefon, by zerknąć na godzinę.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Długo t ł u m a c z y ł powody, przez które nie mógł poddać się jej zalotom. Te – nie ukrywajmy – były bardzo zmyślne i niejednokrotnie przekraczały granicę przyzwoitości wyznaczane przez normalnych ludzi. W końcu naprawdę pojęła, co przez te wszystkie miesiące nieustannie próbował jej powiedzieć – n i e. Zaakceptowanie tego nie było łatwe. Poniekąd wiązało się z poczuciem doznanej p o r a ż k i, co dodatkowo dołowało Donoghue. Tak czy inaczej, zaczęła traktować Milo, jak p r z y j a c i e l a. Takiego, który mógłby bezustannie paradować przed nią bez ubrania, lecz wciąż przyjaciela, których granic nie powinno się przekraczać. Szczerze przejęła się więc dotykającą go tragedią. Potrącone, porzucone i zagubione zwierzę zdawało się mocno poturbować jego ducha i nie mogła pozwolić – jako oddana p r z y j a c i ó ł k a – by został z tym sam. Wsparcie, Ell! Wsparcie, nie seks! Jakież to wszystko było skomplikowane! Byłoby łatwiej, gdyby to wszystko dało się połączyć? Czy to nie było możliwe? Przecież ludzie godzili się na przyjaźń okraszoną seksem? Miała przeczucie, że to najlepszy układ, jaki mógł spotkać człowieka. Marzenie!
— Nie tłumacz się — rzuciła, udając niewzruszoną jego wyjaśnieniami. — Lepiej zacznij chodzić na prawdziwe randki, bo okaże się, że Auden była twoją pierwszą i ostatnią dziewczyną. A szkoda, żebyś się marnował. Bo będziesz miał piękne dzieci — mówiła, próbując wrócić do ich standardowych przekomarzanek, w których zdecydowanie nie było miejsca na n a m i ę t n e pocałunki.
— Mam kilka pomysłów — stwierdziła, wymownie poruszając brawami. Lecz jeśli Milo czekał na pomysły podobne do tych, które pojawiały się w jej głowie jeszcze pół roku temu, będzie musiał pogodzić się z rozczarowaniem. — Mógłbyś na przykład naprawić płot przy ogródku po babci! — rzuciła, mając w zanadrzu całą bardzo długą listę napraw, które wciąż czekały w kolejce. Jeśli chciał się odwdzięczyć, znajdzie sposób.
Skrzyżowała ramiona, przyglądając mu się bacznie, z uwagą i lekko zmarszczonymi brwiami. Węszyła zasadzkę. — Mój cudowny sąsiedzie. Ty jedziesz się wykąpać, ja potrzebuję snu. Przypominam, że zerwałam się z ciepłego łóżka o świcie, by pomóc w poszukiwaniach Willow. Resztę dnia zamierzam gnić w pościeli i niczym się nie przejmować — wyjaśniła, absolutnie nie podejrzewając, że Fairweather sugerował coś więcej niż wspólne spędzanie czasu w oczekiwaniu na telefon z kliniki, oznaczający, że można już odebrać suczkę. — Założę się też, że Mabel czeka na informacje — dodała, pamiętając o tym, że nie tylko on przejmował się losem psa.

milo fairweather
ODPOWIEDZ