Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Miał rację - z sukienkami to ona nie miała głębokiej relacji. Może czasami ubrała jakąś od świetnie, jednak nawet wtedy przez większość czasu były to łaszki pożyczone od Tessy. Jo nie należała do tych kobiecych. wolała postawić na wygodę niż prezencję, za co już nie jeden raz spotkała się z mocną krytyką, jednak całe szczęście za każdym razem spływało to po niej jak po kaczce. Nie przejmowała się opinią większości. Lata w bidulu nauczyły ją wielu rzeczy, a jedną z nich była właśnie głęboka praktyka czystego wyjebanizmu. Bo przecież gdyby brała na siebie każdą krytykę, skończyłaby pewnie gorzej niż własna matka, bo gorzej to już się chyba nie dało.
To prawda, nie noszę — przytaknęła, przyglądając mu się uważnie. Trochę jednak propsowała te całe wyszywanki. Imponowała jej oryginalność, a w swoim niewielkim gronie ludzi, których przez swoje życie zdążyła poznać, zdecydowanie nikt nie miał takich ani podobnych zajawek. — Ale zawsze możesz mi udziergać jakiś fajny szaliczek, albo spodenki — rzuciła żartobliwie, jednak nie obraźliwie. Serio, totalnie przyjęłaby taki skromny podarunek. Zawsze to jakieś dziesięć dolców w kieszeni, nie? A wychodziło mu to chyba całkiem nieźle. Nie raz widziała sisterke Goldsworthy (bo przecież Calie juz nie ma xd) w pięknych, oryginalnych sukienkach, więc jeśli była to robota Otisa, miał się chłopak czym pochwalić.
A i teraz Jolene również miała się czym pochwalić, bo nie wiem, czy jeszcze pamiętamy z poprzedniego posta, ale jebaniutka trafiła do kosza, zdobywając dla swojej jednoosobowej drużyny cały, wielki PUNKT i tym samym wygrywając ustawiony wcześnie zakład. No chyba nie muszę nawet wspominać, że cieszyła się niczym pięcioletnie dziecko, dostając wymarzone lody, po zjedzeniu wielkiego talerza brukselki. Bo tak właśnie było. Tak się cieszyła. Czy celny rzut był czystym przypadkiem? Najprawdopodobniej, jednak to nie było tutaj istotne.
No nie mogę. Serio trafiłam! — uśmiechnęła się głupio, czując jak sztywne ramiona Otisa, otulają ją w pasie. Był to chyba pierwszy moment w historii ich znajomości, kiedy ich ciała świadomie i dobrowolnie zetknęły się ze sobą, nie rozpoczynając tym kolejnej słownej bitwy. A i przez kręgosłup Jo przebiegł niewielki prąd ciepła, jednak wystarczająco szybko minął, by ta zdążyła się nim nawet przejąć. Odsunęła się delikatnie, spoglądając cała zadowolona w turkusowe oczy Otisa — Masujesz mi plerki!!! — wyśpiewała, wykonując niewielki taniej triumfu, by już po chwili zostać ZEPCHNIĘTĄ na bok, przez wielkie łapsko przeciwnika. Prychnęła głośno pod nosem i z wciąż zadziorną miną stanęła w bezpiecznej odległości i zarzuciła dłonie na biodra.
Szczerze? Była pewna, że trafi. Przecież trafiał prawie za każdym razem. Nie ważne czy zaraz spod kosza, czy też z drugiego końca boiska - piłka nie opuszczała obręczy, jednak w tym konkretnym przypadku los mu nie sprzyjał. I chyba nie muszę nawet pisać, że Jo nie byłaby sobą, gdyby nie podłapała tematu.
No nie mogę — ruszyła w jego kierunku. — Król kosza, wielki Otis Jordan, guru i patron pomarańczowych piłek NIE TRAFIŁ! OCZOM NIE WIERZĘ — nabijała się, to fakt. Ale no przecież nie mogła się powstrzymać. Taka okazja była jedna na milion, a skoro zakład to zakład, nie mogła przejść obok tego obojętnie. Pobiegłam zadowolona w stronę krzaków, żeby wygrzebać piłkę i kozłując (już nawet całkiem ładnie i rytmicznie), wróciła przed chłopaka. — Nie martw się, jak mi zrobisz dobry masaż to i tak cię namaluje! — zaproponowała (chyba całkiem fair) układ, po czym ponownie i kompletnie mimowolnie wymalowała na twarzy ten charakterystyczny cwaniacki uśmieszek.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie tworzył ubrań od postaw, tylko je przerabiał. Tam coś dodał, tutaj coś naszył, gdzie indziej połączył dwa różne gatunki materiałów i serio takie modyfikacje potrafiły całkowicie odmienić wygląd ubrania. I rzeczywiście jego siostry, a Otis miał ich aż trzy, nigdy nie narzekały na jego projekty i nosiły je z dumą. Niezależnie od tego czy były to sukienki, czy kraciaste koszule i zwykłe t-shirty. Mimo to, nie był skłonny, żeby obdarować Jolene takim podarunkiem, bo to, że na chwilę zakopali topór wojenny nie oznaczało, że zostaną przyjaciółmi. Nie zostaną nimi. Choćby skały srały i mury pękały, nic takiego nie będzie miało miejsca. Obecna liczba bliskich znajomych zupełnie mu wystarczała i w najbliższym czasie nie miał zamiaru jej powiększać. A nawet jakby, to Jolene z Rudd's była ostatnią osobą, o której by pomyślał.
Trafiła, pieprzona farciara, ale nie miało to nic wspólnego z umiejętnościami. A on? Jemu po po prostu nie sprzyjało szczęście. Może to słaba aura, może ciśnienie atmosferyczne nie takie, a może to zwyczajnie nie był jego dzień, bo wszystkie rzuty wychodziły mu mocno średnio i triki nie szły po jego myśli.
- No nie zesraj się - skarcił ją, przewracając przy tym oczami. - Zrobię ci ten masaż, zgodnie z umową - człowiekiem był honorowym, więc nie miał zamiaru wycofywać się z układu tylko dlatego, że go przegrał. Musiał przyjąć to na klatę, jak prawdziwy facet. Tata zadbał o to, żeby Otis nauczył się godnie ponosić porażki, bo każda przegrana kształtowała charakter. - Przyznaj, że po prostu chcesz zostawić sobie na pamiątkę mój obraz i wpatrywać się w niego przed snem - w jego głos wdarła się nutka rozbawienia, ale wcale nie zdziwiłby się, gdyby Jolene na niego leciała. Prawda była taka, że Otis mógł podobać się dziewczynom, przynajmniej do momentu aż nie zorientowały się, jaki był z niego debil i jak niewielką wiedzę posiadał.
Jej uśmiech był najbardziej irytującym uśmiechem świata. Naprawdę niewiele rzeczy tak go drażniło. Tak, nie było niczego gorszego od poplątanych słuchawek, gryzących metek przy bokserkach, wstawania skoro świt i uniesionych w cwaniackim uśmieszku kącików ust Jolene z Rudd's.
- To co? Masować cię czy dalej będziesz tak się popisywać? - łypnął na nią spode łba, gdy ponownie zaczęła odbijać piłkę o betonową nawierzchnię. Serio chciał mieć to już za sobą. Może nie połamie jej żadnych kręgów, bo siostry miały w zwyczaju powtarzać, że ich brat nie miał żadnego wyczucia w ugniataniu pleców i po chwili rezygnowały z jego usług. Nie podobało im się? No trudno, przecież nie będzie się narzucał. Tym bardziej, że to one zawsze BŁAGAŁY GO o rozmasowywanie ramion. Jezu, baby były takie niezdecydowane. Ale to tak niezdecydowane, że trzeba mieć naprawdę ogromny podkład cierpliwości do tych ich wszystkich odchyłów i zmiany zdań.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
NiE zEsRaJ sIę, nIe ZeSrAj SiĘ — powtórzyła zaraz po nim, używając najlepszego głosu do przedrzeźniania, na jaki tylko było ją stać (coś w stylu Daenerys Targaryen Rastarefjan i tych wszystkich memów, w którym parodiuje Dżona Snoła). Jednak co się jej dziwić, na takie głupie odzywki, odpowiadać można było tylko również durnymi. Jak widać słownik Otisa zatrzymał się na szkole podstawowej i patrząc na jego wiek, zapewne już nic nie dało się z tym zrobić. Był oficjalnie i nieodwracalnie skazany na porażkę umysłową, a to akurat już nie był jej problem. — Zawsze jesteś taki dupkowaty, kiedy przegrywasz? — dodała po chwili, przyglądając mu się z bliska. Głowa wykręciła nieco w lewo, dla lepszego widoku, a oczy nieco zmrużały. Nie mogła go rozgryźć. Ich cała znajomość wyglądała jak jedna, wielka pierdolona sinusoida. Raz na górze raz na dole, chociaż w ich przypadku, zdecydowanie większość czasu jednak na dole. Jednego dnia bywał najbardziej irytującym człowiekiem, stąpającym po tej planecie, drugiego zaś pomagał jej nie umrzeć na środku kibla podczas randomowej domówki. Mieszał jej w głowie. Zazwyczaj od razu wiedziała, czy kogoś lubi, czy nie. Czarne i białe. Tak lubiła najbardziej. Jednak przy nim z jakiegoś głupiego, niewytłumaczalnego powodu ciągle zmieniała zdanie. I chociaż odpowiedź wciąż lawirowała bardziej pod szlabanem nie, tak czasami, kiedy rozmawiali jak ludzie, jego rokowania unosiły się nieznacznie w górę, pozostawiając głupi mętlik. A potem znowu Otis otwierał usta i lądował na jebanym dnie.
Wpatrywać się w niego przed snem? — powtórzyła ewidentnie rozbawiona, prychając głośno i kozłując co jakiś czas piłką, tak żeby po prostu w rękach nie siedziała. — Jak mam być szczera to bardziej myślałam, że oprawie i sprzedam na aukcji ‘sie pomaga’ kropka com. Za taką twarz to kwota na leczenie uzbierałaby się w mgnieniu oka — odpowiedziała ostrą ripostą, uśmiechając się głupio. No co? W końcu sam zaczął, a Jolene przecież dłużna nigdy nie pozostawała. Nie niestety na tej płaszczyźnie mieli do siebie zbyt podobne charaktery, które zetknięte ze sobą kumulowały niekończącą się karuzele śmiechu i ripostek.
No pewnie, że masować. Nie myśl sobie, że cię to ominie — ukazała szereg białych zębów, po czym w pełni zadowolona, wciąż szczycąca się swoją jednorazową wygraną, ruszyła w kierunku wielkiego pniaka. Przycupła na trawie, usadzając się wygodnie i odkładając piłkę na bok, czekała na przyjście swojego prywatnego masażysty.
To co, co jeszcze fajnego lubisz robić poza ubieraniem swoich sióstr? — spytała po chwili ciszy, gdy w ten w końcu usadowił się tuż za nią. Rozluźniła ramiona, i przymknęła powoli oczy, gdy (o dziwo przyjemne) męskie dłonie, zacisnęły się na jej ramionach. Kurwa. Cała pospinana była dziewczyna, zdecydowanie przyda jej się małe rozluźniono.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Po prostu przyfarciło ci się, bo masz więcej szczęścia niż rozumu - odburknął, bo potrafił przegrywać i godnie ponosił porażki. Całe jego życie wyglądało w podobny sposób, ale nie lubił, kiedy ktoś napawał się swoim zwycięstwem i szczycił się nim dookoła. A Jolene z Rudd's to w ogóle zachowywała się, jakby właśnie wygrała drugą kadencję prezydencką w Stanach Zjednoczonych. Wielkie halo, raz trafiła piłką do kosza i przypisywała sobie zasługi, jednocześnie nabijając się z Otisa. Oka za oko, ząb za ząb i skoro ona była złośliwa, on nie zamierzał pozostawać dłużny.
Działała mu na nerwy. Po prostu jej nie znosił. Nie czuł do niej ani grama sympatii, mimo że nie pozwolił jej umrzeć w łazience na domówce. Tylko, że nie była pieprzonym wyjątkiem, bo również nie pozwoliłby wyzionąć ducha żulowi spod monopolowego, więc Jolene w żadnym stopniu nie powinna czuć się wyróżniona.
Wywrócił oczami na kolejne docinki, choć miał ogromną ochotę odpysknąć. Wiedział jednak, że czasem nie odpowiadanie na złośliwości wychodziło na dobre, a ignorowanie doskwierało bardziej niż jakiekolwiek słowa, nawet te uszczypliwe.
Ruszył za nią i również zajął miejsce na przewalonym drzewie, siadając na nim okrakiem. Był zwarty i gotowy do wykonania swojej kary za przegraną, ale nie miał z tym problemów. Umiał przegrywać, miał trzy siostry, w tym dwie starsze, a wieczorne rozgrywki w Monopoly prawie rozbiły ich rodzinę.
- Spoko, nie mam zamiaru się z tego wymigiwać - zapewnił i naciągnął na siebie koszulkę, żeby tak nie świecić nagim torsem i żeby Jolene z Rudd's nie doszła, gdyby jego klatka piersiowa znajdowała się zbyt blisko jej pleców. - Jakby było za mocno, to mów - miał duże, silne dłonie i niekiedy brakowało mu wyczucia, więc nie chciał skręcić jej karku ani powybijać barków. - Jest okej? - dopytał na wszelki wypadek, zjeżdżając dłońmi wzdłuż jej kręgosłupa i naciskając palcami na najbardziej wystające kręgi.
Otis lubił robić dużo rzeczy, ale to nie oznaczało, że zacznie się zwierzać dziewczynie ze swoich zainteresowań. Na jej pytanie, wzruszył lekko ramionami, czego i tak nie mogła widzieć, bo siedziała na pniu odwrócona do niego plecami.
- Na pewno nie lubię z tobą gadać - powiedział niemiło, jak to miał w zwyczaju, kiedy próbowali poprowadzić jakąkolwiek konwersację. To znaczy, ona próbowała, on nawet się nie starał. - Bo ciebie nie lubię. A poza tym trochę słucham muzyki, trochę czytam. Nic specjalnego, jeśli już musisz wiedzieć - dodał z przekąsem i chciał jeszcze wtrącić, że w jego zainteresowaniach nie było nic, czym mógłby jej zaimponować, ale ostatecznie dał sobie spokój. Przecież nawet nie chciał wzbudzać w niej podziwu, zupełnie mu na tym nie zależało. - A ty co lubisz robić? Oprócz malowania, pyskowania i zachodzenia ludziom za skórę? - nie, żeby Otis był ciekaw, ale na razie utknął z Jolene na dużym pniaku, więc musiał jakoś umilić sobie czas, a bycie dla niej niemiłym wychodziło mu całkiem naturalnie.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
— Jest okej — powtórzyła tuż po nim, kiedy wzdłuż kręgosłupa rozciągnął się przyjemny prąd. Mało kiedy pozwalała sobie na przyjemności w postaci płatnych masaży, faceta też nie miała, więc nie często doświadczała takich ekscesów. A szkoda, bo zdecydowanie mogłaby się do tego przyzwyczaić.
Otis ewidentnie nie był w tej dziedzinie wielkim specjalistą, co dało się wyczuć w szorstkich, mało płynnych ruchach aktualnie w okolicy obojczyka. — Nie jest najgorzej, jak na faceta — dodała zgodnie z prawdą. Bo przecież tajemnica to nie była żadna - laski po prostu miały o wiele lepsze wyczucie i robiły to sto razy lepiej. I nie było w tym nic złego. Przecież to nie tak, że przy narodzinach można było wybrać sobie płeć i grupę docelową.
Na odpowiedź o zainteresowaniach skrzywiła się lekko, przewracając oczami i od razu żałując, że w ogóle spytała. Bo po chuj? Po co sprawdzić rozmowę? Po co interesować się drugim człowiekiem? Westchnęła, zbierając się w sobie z całych sił, by puścić to bokiem i jakoś zignorować.
Prawda jednak była taka, że nie do końca to wszystko rozumiała. Skoro tak bardzo jej nie lubił (poprawka: nie znosił), nie rozumiała trochę dlaczego zaprosił ją do wspólnej rozgrywki i spędzania razem czasu? Gdyby ona kogoś nienawidziła, ostatnią rzeczą, jaką chciałaby robić, było przebywanie w tej samej strefie oddechowej co ta druga. No kurwa. I zdecydowanie w jego przypadku wolałaby wtedy po prostu porzucać sobie sama. Na pewno dałoby jej to więcej frajdy niż użeranie się z kimś, kto irytuje.
Śmiesznie trochę. Sama była przekonana, że w ciągu ostatnich kilku spotkań naprawdę przeszli z czystej nienawiści na naturalny grunt, a po kilku wymienionych żartach nawet na stronę minimalnej sympatii. Myliła się jednak. Głupia była. Zresztą jak zawsze. Wkręcała sobie swoje racje, a potem zdziwiona, że życie kopnęło ją w dupe. Zupełnie, jak w tamtej chwili, kiedy dłonie Otisa masowały jej pospinane plecy, przywołując przyjemne uczucie, w tym samym czasie sycząc jadem prosto w ust.
Nie czaję — rzuciła w końcu, nie potrafiąc się powstrzymać. Energicznie wyszarpała ramię z męskiego uścisku, po czym odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni, by już po chwili unieść rozgniewane spojrzenie w okolice turkusowych oczu. — Skoro tak bardzo mnie nie lubisz, po co w ogóle teraz tu siedzisz, co? — spytała z pretensją. Nie miała nawet ochoty silić się na znośny ton. Bo po co? Przecież on i tak już dawno przekreślił całą tą żałosną nieznajomość, podkreślając przy każdej okazji, jak bardzo jej nie znosił. — Po co zaprosiłeś mnie go grania, bo po siliłeś się, żeby nauczyć mnie rzucać i całą tą szkopkę, skoro nie pałasz do mnie nawet odrobiną jebanej sympatii i tak bardzo drażni cię moje towarzystwo? — wpatrywała się w niego wyczekująco, (niepotrzebnie) doszukując się błysku oczy jakieś prawdy dla odmiany. Czegoś, co świadczyłoby, że może jeszcze kiedyś porozmawiają jak normalni ludzie. Na marne. Gówno tam było. Śmierdzące, pieprzone gówno.
Bez sensu, mruknęła bardziej w myślach i pod nosem niż faktycznie do niego, po czym kręcąc głową z niedowierzania, zaczęła zbierać swoje cztery litery z gałęzi, na której siedzili.
W takim razie pozwól, że damn upust twojemu cierpieniu — rzuciła oschle, a następnie czym prędzej podeszła do niewielkiego worka na sznurku, by spakować graty. Była zła. Może niepotrzebnie, ale była. Miała żal do chłopaka, którego z jakiegoś powodu po prostu nie potrafiła ukryć. Wstała na równe nogi, szarpiąc za jeden ze sznurków, powodując tym samym niespodziewane wysunięcie się pudełka z węgielkami, które OCZYWIŚCIE jak na złość, rozsypały się po podłodze, przedłużając ta niezręczną sytuację. — Kurwa — przeklnęła pod nosem, zabierając się do sprzątania, nie mogąc się doczekać, aż wróci do domu. Do diabła z takim spędzaniem czasu.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Wszyscy jego kumple go wystawili, a prawda była taka, że gra w pojedynkę nie sprawiała najmniejszej satysfakcji. Dlatego zaproponował Jolene wspólne rzucanie do kosza. Tylko, że gra z nią wcale nie była lepsza, a wręcz stała się irytująca, do czego przyczyniało się zachowanie dziewczyny. Nie znosił jej, bo przy niej stawał się gburem, a na co dzień wcale taki nie był. Nie obrażał nikogo, nie pluł jadem, nie kpił bezustannie ze słów innych ludzi. To nie był on. Ale przy niej odpalał się i odpowiadał na każdą zaczepkę, nie pozostając dłużnym docinkom. Nie umiał się powstrzymać, właśnie tak działała mu na nerwy. Może gdyby ona chociaż na moment przestała być tak do szpiku kości irytująca, Otis umiałby pokazać się z lepszej strony. A tak to odbijał piłeczkę, a kiedy na chwilę robiło się dosyć miło, ona znowu otwierała gębę i dopierdalała do pieca.
- Nie miałem z kim grać, okej? - przerwał masaż i odsunął się od niej na bezpieczną odległość. - Gdyby tam siedział ktoś inny, to też bym go zaprosił. Tak cię to boli, że nie zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi? Wiecznie masz o wszystko pretensję, ciągle coś ci nie pasuje i kręcisz nosem. Z tobą nie da się normalnie rozmawiać, bo jesteś wredna, zawsze twoje musi być na wierzchu i ciągle mnie obrażasz. Nie dziw się, że za tobą nie przepadam - rozłożył bezradnie ręce, bo nie mógł nic poradzić na to, że dziewczyna zachowywała się tak, jakby miała niedojebanie mózgowe. Dobra, on też nie był święty, wielu rzeczy nie rozumiał i nie grzeszył mądrością, ale nigdy nie miał problemów z zawieraniem znajomości. Jakoś z Jo potrafił godzina rozmawiać przez telefon i pisać jej miłe rzeczy, ale ona nie była taka hej do przodu i chyba zależało jej, żeby ich relacja wyglądała zdrowo. Jasne, czasem sobie żartowali, ale bez większych złośliwości.
Obserwował, jak Jolene z Rudd's wstaje z pnia drzewa i zaczyna wciskać rzeczy do plecaka. W pierwszym momencie miał zamiar to zignorować, ale z drugiej pomyślał, że chyba nieco się zagalopował z tym umoralnianiem.
- Najlepiej zawinąć swoje rzeczy i uciec - pokręcił głową, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że takie zachowanie było co najmniej dziecinne. I jakby ją to w najmniejszym stopniu obchodziło. - Nie zapomnij o łopatce i wiaderku - dodał, trochę kąśliwie, ale najwyraźniej dziewczyna nie dorosła do prowadzenia konwersacji. Ale co się dziwić, na pewno była kilka lat młodsza od niego. To znaczy, Otis nie wiedział tego na sto procent, ale nie podejrzewał ją o to, że mogła dorównywać mu wiekiem.
Widząc, że węgliki wysypały się z pudełka, Goldsworthy bez słowa podszedł bliżej i zaczął je zbierać, brudząc sobie przy tym palce. Mógł jej nie lubić, owszem. Mógł nie darzyć jej sympatią, a jej towarzystwo traktować jako ostateczną ostateczność, ale dalej pozostawał przy tym człowiekiem, który służy innym pomocą. Tak było w łazience na domówce, gdy dziewczyna schodziła na jego oczach i tak było teraz, kiedy akcesoria do szkicowania rozsypały się na ziemi pod ławką. A potem podał dziewczynie, uśmiechając się przy tym niewymuszenie i całkiem szczerze, jednak nie oczekiwał, że ta zrozumieć, że złośliwość rodzi złośliwość. Ale jeżeli jakimś cudem to nastąpi, zanim zacznie oczekiwać zmian w zachowaniu innych, niech najpierw popracuje nad sobą.
- I to nie tak, że cię nie znoszę - mruknął po dłuższej chwili milczenia, po czym poprawił sobie pod pachą piłkę do kosza, którą zgarnąć z betonowej nawierzchni, gdy prostował się do pozycji stojącej. - Po prostu wkurzasz mnie. Jesteś jak taki ratlerek. Ujadasz i ujadasz tylko po to, żeby zwrócono na ciebie uwagę - Otis miał wrażenie, że dziewczyna tym sposobem próbowała okazać swoją wyższość, pomimo niskiego wzrostu. Chciała zostać zauważona, ale nie miała siły przebicia, więc paplała, co jej ślina na język przyniosła. Mógł nie mieć racji, ale w jego oczach właśnie tak wyglądała.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Miała go dość. Miała go szczerze, niepodważalnie dość. Nie dość, że wiecznie tylko pluł jadem na lewo i prawo, to jeszcze na samym końcu zrzucał wszystko na nią. Że to z nią jest coś nie tak, że to ona niemiła, że ona ujada, że ona zaczęła… normalnie powodów nie było końca. I jak jeszcze kilkanaście minut temu myślała, że ten dzień wcale jednak nie zakończy się tak wielką porażką, tak w momencie pakowania łachmanów do plecaczka była już pewna, że grubo się pomyliła.
Dobra, skończ już, okej? — uniosła na moment głowę, zaprzestając zbierania rozsypanych węgielków. Kurwa, że to akurat teraz musiało się wyjebać i rozproszyć po całej trawie. — Załapałam: pretensjonalna, wredna, dziecinna… ogólnie nienawidzisz. Git — podsumowała jego pieprzony monolog jeszcze sprzed chwili i wróciła do poprzedniej czynności. Nawet nie chciało jej się z nim gadać. Prawda była taka, że z tej dwójki nigdy nie będzie nawet głupiej znajomości, nie wspominając już o przyjaźni, choćby skały srały, krowy zaczęły latać, a Nancy została bi i zakochała się w Robin, a potem żyły długo i szczęśliwie. Nie było nawet takiej opcji. Kątem oka obserwowała, jak listonosz podchodzi nieco bliżej i chyba (bo przecież z nim to już nigdy nie wiadomo) usiłował pomóc jej ze zbieraniną.
A ty co robisz? — spytała ironicznie, bo przecież skoro łapał do reki czarne kawałki węgla, a następnie wrzucał je do piórniczka, to wielu potencjalnych odpowiedzi nie było. — Nie fatyguj sie — wyrwała mu to, co trzymał, po czym dokończyła sama i wstała na równe nogi. Jolene była dumna baran i uparta jak kozioł, ostatnie czego potrzebowała to pieprzonej litości do kogoś, kto jeszcze chwile temu jawnie powiedział, jak bardzo jej nie lubi. Już miała zbierać się do ucieczki, kiedy ten znowu zaczął ujadać.
Ujadam, wkurzam i co jeszcze? — przewróciła oczami już serio zmęczona tym powtarzającym się pierdoleniem. Podeszła nieco bliżej chłopaka, starając się nie dać po sobie poznać, że jednak ta ostatnia część zdania może faktycznie nieco ją poruszyła. Próbujesz tylko zwrócić na siebie uwagę, przypomniała sobie krzyki ojczyma sprzed dobrych kilkunastu lat, a później sióstr z ośrodka, kiedy wykonywała jakieś przewinienia, a wszyscy współwinowajcy jak zwykle umywali ręce, zwalając wszystko na nią. I może faktycznie to robiła. Może przez większość czasu rzeczywiście desperacko walczyła o choć odrobinkę uwagi w tym zasranym świecie. Może nieświadomie łaknęła choć odrobinkę atencji, nie zważając na to, czy sutek był pozytywny, czy negatywny. Ważne, że był. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po jej ciele na przykre wspomnienia. Dość już miała tej całej gadki, dobry humor wyparował już z niego do ostatniego procenta. Uniosła spojrzenie na znajomy turkus. — Serio, Otis. Jedyne co kurwa potrafisz, to wytykanie cudzych niedoskonałości i rzeczy, które cię wkurwiają. Sprawia ci to jakąś głupią satysfakcję, co? — próbowała wyszukać jakiegoś oznaki łagodności na jego twarzy, jednak bezskutecznie. — No tak myślałam. Dobra, nic tu po mnie. Dzięki za grę. Cześć — i nie czekała już na nic. Odwróciła się na pięcie i po prostu sobie poszła. Ta rozmowa i tak nie miała sensu, a jeszcze trochę i zapewne skoczyliby sobie do jebanych gardeł.

/ zt x2
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
torakochirurg — cairns hospital
34 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Kilka miesięcy temu wzięła rozwód, ale nie wróciła do Melbourne, bo wiąże ją kontrakt, który podpisała ze szpitalem w Cairns. Dlatego ugrzęzła. I zaczęła robić kolejną specjalizację, by zabić czas. Lub siebie.
008.

Dostając od byłego męża wytyczne dotyczące miejsca spotkania, odetchnęła z ulgą. Nie była to żadna restauracja, w której poziom skrępowania i niezręczności mógłby przewyższyć dopuszczalną skalę. Wprawdzie zdążyła już wziąć taką opcję pod uwagę i wybrać sukienkę, która jednocześnie mówiłaby „patrz, co straciłeś” oraz „ewidentnie się nie przejmuję”, jednakże konieczność zachowania kreacji na inną okazję wcale jej nie zmartwiła. Zmartwiła się za to w chwili, której wiecznie niezdecydowane myśli naprowadziły ją na inny trop. Mianowicie Noel zaczęło dręczyć przekonanie, że Gabe wybrał boisko do koszykówki, aby udowodnić byłej żonie, że nie współdzieliła z nim pasji – idealny powód do rozwodu. Nie potrafiła grać w koszykówkę, ledwie znała podstawowe zasady, a gdyby zapytano ją, o liczbę graczy jednocześnie znajdujących się w obszarze punktowym, nie znałaby odpowiedzi. Zdarzało się, że r a z e m oglądali w telewizji mecze jego ulubionych drużyn. On śledził wynik, a ona w tym czasie – siedząc obok niego na kanapie – przeglądała czasopisma medyczne, w których opisywano najciekawsze przypadki i najbardziej innowacyjne sposoby leczenia. Lubiła te wieczory. Wprawdzie jedynie udawała zaangażowanie w grę, ale przynajmniej miała męża blisko siebie i mogła obserwować, z jakim zapałem kibicował dorosłym mężczyznom biegającym za jedną piłką. A gdy jego faworyci przegrywali, cóż, mogła odpowiednio go pocieszyć. Przed rocznicą zaplanowała poświęcić jeden wieczór na przejrzenie encyklopedii sportu – youtube’a – gdzie z pewnością znalazłaby skrócony zapis zasad, ale nie znalazła na to czasu.
Dlatego, zjawiając się kilka minut po umówionej godzinie na boisku we Fluorite View, była całkowicie nieprzygotowana. Samo to napawało ją frustracją. Czuła niepewność i niewielkie rozdrażnienie. Wszystko dlatego, że nie miała pojęcia, na czym polegała ta gra.
Gabe stał przodem do kosza i sprawnie wrzucał do niego piłkę. Niespiesznie podeszła do niego i stanęła obok, wpatrując się w wysoko zawieszoną tarczę.
— Każda kobieta marzy o spędzeniu rocznicy ślubu w sportowym ubraniu i piłką w ręce — stwierdziła bez urazy, za to odrobinę zaczepnie. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki. — Odwdzięczasz mi się za te wszystkie razy, kiedy nie potrafiłam przypomnieć sobie nazwy twojej ulubionej drużyny? — wolała się upewnić czy przyjście tutaj było karą, czy jednak zamierzali względnie miło spędzić czas.

Gabe Flemming
rządzi i uczy surfingu — surf shop
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
009.

love games
{outfit}
Mogła nie mieć go za najlepszego męża, z czym wcale nie zamierzał się kłócić; mogła uważać również, że jego intencje nie były właściwe, ale kiedy proponował jej to spotkanie, kiedy stwierdził, że mogli spędzić tę rocznicę razem, wcale nie wychodził z tą propozycją po to, aby jej dopiec. Nie chciał rozdrapywać nadal świeżych ran, a jedynie sprawdzić, czy nadal byli w stanie przebywać ze sobą we względnie miłej atmosferze. Odkąd bawili się w ten sposób minęło wiele czasu – zdecydowanie zbyt wiele, co rzeczywiście mogło przyczynić się do rozpadu ich małżeństwa. Nie chodziło jednak o to, że nie współdzielili ze sobą pasji – ostatecznie byli przecież osobnymi jednostkami, które także potrzebowały czegoś dla siebie. Dla niego tym czymś była koszykówka, dla Noel? Prawdopodobnie wszystko, co wiązało się z pracą i trzymało ją z dala od niego.
Dziś nie zamierzał wracać do tego, co było między nimi złe. Nie zamierzał przypominać jej, że im się nie poukładało, ponieważ bardziej zależało mu na czymś przeciwnym. Jedyne, względem czego miał wątpliwości to to, czy jego była żona będzie w stanie podzielić jego entuzjazm. Czy zdoła znaleźć w tej zabawie coś, co i na jej twarzy wywoła uśmiech. Miał szczerą nadzieję, że właśnie to osiągnie tym spotkaniem, a jednocześnie starał się nie mieć względem niego zbyt dużych oczekiwań. Dlaczego? Dlatego, że wiedział już, jak smakowało rozczarowanie, a przecież to jedno wyjście nie miało wcale pchnąć ich znów w swoje ramiona. To kosztowałoby ich znacznie więcej pracy, której raczej nie byli gotowi się podjąć. Nie znaczy to jednak, że nie tęsknił.
Chwycił piłkę, która przed kilkoma sekundami przemknęła przez obręcz kosza, a później odbił ją kilkukrotnie od podłoża i obrócił się w stronę brunetki z zawadiackim uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Nie chciałaś upijać się w samotności, na kolację też byś ze mną nie poszła, więc chyba musisz jakoś przeżyć to, że dzisiaj trochę się spocisz - oznajmił, po czym poruszył zaczepnie brwiami i rzucił piłką w jej stronę w taki sposób, aby na spokojnie mogła ją złapać. - Pomyślałem po prostu, że wykorzystam twój upór i czegoś w końcu cię nauczę. No chyba, że wymiękasz i boisz się, że się skompromitujesz - dodał, po czym skrzyżował ramiona na piersi. Tak, podpuszczał ją i próbował sprowokować do tego, aby weszła w tę niewinną konkurencję. Myślami cofnął się odruchowo w stronę tych chwil, kiedy nie byli jeszcze nawet zaręczeni i z czystą przyjemnością bawili się w swoim towarzystwie w ten sposób. Tęsknił za tym, ale czy jeszcze miał szansę to odnowić? Nie miał bladego pojęcia.

torakochirurg — cairns hospital
34 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Kilka miesięcy temu wzięła rozwód, ale nie wróciła do Melbourne, bo wiąże ją kontrakt, który podpisała ze szpitalem w Cairns. Dlatego ugrzęzła. I zaczęła robić kolejną specjalizację, by zabić czas. Lub siebie.
Zauważyła, że wyglądał młodziej; z piłką, którą sprawnie odbijał o betonowe boisko, z czapką, której daszek odrobinę się przekrzywił, gdy podskoczył, by pochwycić piłkę, która przeleciała przez obręcz, a przede wszystkim ze szczerym uśmiechem i widoczną w oczach chęcią podjęcia rywalizacji. Ten widok sprawił, że serce Noel zabiło boleśnie, wystukując rytm podyktowany tęsknotą. Być może przez mgnienie oka widać było malujące się na jej twarzy zasępienie, ale pozbyła się go prędko, przywdziewając uśmiech pełen nieautentycznej dumy; nie mając umiejętności, zamierzała przynajmniej p o z o r o w a ć swoją pewność siebie. Robiła tak zawsze, gdy nie chciała zostać pokonaną. Zupełnie, jakby sfingowany uśmiech mógł zastąpić umiejętności. Nie mógł – to oczywiste. Ale gra na zwłokę, chwytanie się drobnych oszustw oraz wykorzystywanie innych atutów mogło zdziałać cuda. Szkoda tylko, że nie wypadało, by sięgała po najskuteczniejszą broń, jaką miała w swoim arsenale, mianowicie uwodzenie. To niegdyś doskonale odwracało uwagę Gabe’a, ale teraz prawdopodobnie wywołałoby jedynie większy dystans.
Czujnie obserwowała jego poczynania, by nie przegapić momentu, w którym poda jej piłkę, a gdy on nastąpił, mocno ją chwyciła. Kilka razy obróciła ją w dłoniach, poznając jej chropowatą fakturę. Tylko co właściwie powinna z nią zrobić?
— To nie w porządku, że wybrałeś dyscyplinę, w której jesteś znacznie ode mnie lepszy, Fleming — odgryzła się, próbując zignorować zawadiacki uśmiech, który pojawił się na jego ustach. Nie zamierzała też wspominać o sukience oraz przygotowaniu do wspólnej kolacji. Nie chciała wyjść na desperatkę łaknącą romantycznych przeżyć ze swoim byłym mężem. Nawet jeśli taka była prawda, po co miała odkrywać karty?
Cisnęło jej się na usta, by odpowiedzieć, że nauczył ją, by nikomu nie ufała, ale ugryzła się w język i posłała mu jedynie kąśliwy uśmieszek. — Więc ucz mnie — odparł i odrzuciła mu piłkę. Noel nie bała się wyzwań. Przeciwnie, była gotowa podjąć rękawice, pomimo zerowego doświadczenia. Tak, Gabe wiedział, że nie trzeba było wiele, aby skutecznie ją podejść.
— Ale to musi podlegać testowi, inaczej nie przekonamy się, czy jesteś dobrym nauczycielem — zauważyła rozsądnie. — Na koniec musisz wymyślić jakiś sprawdzian. Jeśli zdam, wygrywasz, jeśli nie zdam, przegrywasz — zaproponowała, mając nadzieję, że mężczyzna nie zorientuje się, że przedstawione zasady nie miały wiele sensu i z góry stawiały go na przegranej pozycji. Tylko tak mogła wywieść go w pole.

Gabe Flemming
rządzi i uczy surfingu — surf shop
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Mogła nie zdawać sobie z tego sprawy, ale kiedyś właśnie dlatego wciągał ją w sytuacje, w których nie czuła się komfortowo. Wybierał rozrywki, na których zupełnie się nie znała, ponieważ doskonale wiedział, jak wówczas postępowała. On z kolei był na tyle uzależniony od jej bliskości – na tyle oczarowany nią samą, iż nie potrafił odmówić sobie tego rodzaju zagrywek. Łaknął jej zainteresowania, a jeśli te drobne i przy okazji też całkowicie niewinne podstępy zbliżały go do dostania tego, czego akurat potrzebował, nie czuł się z tego powodu winny. Warto jednak nadmienić, że w ten sposób działało to kiedyś, a dziś już dawno powinien zapomnieć o stosowaniu podobnej taktyki. Jakiekolwiek sztuczki Noel miała do zaoferowania, te nie były już przeznaczone dla niego, ponieważ sam zrezygnował z nic w momencie, w którym skupił swoje zainteresowanie na innej kobiecie. Z tego powodu nadal było mu wstyd, ale starał się nie myśleć o tym w jej obecności. Naprawdę chciał, aby dziś spędzili ze sobą miło czas i choć jeden raz nie rozpamiętywali tego, co zawiodło w ich małżeństwie – nie rozpamiętywali tego, jak on sam zawiódł, kiedy to nie na nią postawił wszystkie karty.
Omiótł ją spojrzeniem, ciekaw tego, czy przypadkiem nie każe mu jednak spadać. Coś podpowiadało mu, że w kwestii jej uporu niewiele się zmieniło. Wydawało mu się, że skoro się tutaj pojawiła, nie odpuści tak łatwo i podejmie się tego wyzwania, nawet jeżeli w ten sposób musiałaby przyznać, że z czymś sobie nie radziła. Nie było to przecież nic, o czym on jeszcze nie wiedział, prawda? - Mieliśmy do dyspozycji to, albo krojenie czyjegoś brzucha na czas, ale obawiam się, że w tym drugim przypadku moglibyśmy skupić na sobie zbyt wiele spojrzeń - odparł głupawo, a kącik jego ust powędrował jeszcze wyżej. Droczył się z nią, to oczywiste. Chwilę później grymas na jego twarzy jeszcze bardziej się poszerzył – tak, był zadowolony z powodu tego, że podjęła wyzwanie, ale zanim przeszedł do nauki, chcąc odrobinę się przed nią popisać, zgrabnym rzutem cisnął piłkę do kosza. Złapał ją znów i obrócił się do brunetki przodem. - A jeśli wygram, jaka będzie nagroda? - zapytał, a jedna z jego brwi powędrowała ku górze. Jeśli mieli zrobić z tego konkurencję, któreś z nich musiało wyjść z tego z jakimś trofeum, o co on zamierzał teraz zabiegać. Najwyraźniej zwęszył w tym jakąś okazję dla siebie, ponieważ kącik jego ust znów wygiął się w uśmiechu. - Pokaż, co potrafisz - poprosił, po czym kolejny raz tego wieczora rzucił w jej kierunku piłkę. Domyślał się, że odkąd nie byli razem, jej styczność z koszykówką była jeszcze mniejsza, ale może mimo to mogła czymś go zaskoczyć? Nie byłby to przecież pierwszy raz, gdy do czegoś takiego doprowadziła.

torakochirurg — cairns hospital
34 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Kilka miesięcy temu wzięła rozwód, ale nie wróciła do Melbourne, bo wiąże ją kontrakt, który podpisała ze szpitalem w Cairns. Dlatego ugrzęzła. I zaczęła robić kolejną specjalizację, by zabić czas. Lub siebie.
Życie miało w swojej ofercie mnogość atrakcji, ale Noel – zaangażowawszy się w naukę – wcale nie chciała się z nią zapoznawać. Tak uparcie powtarzała sobie, że dopiero osiągnąwszy wyznaczony cel, będzie mogła skupić się na przyjemnościach, że naprawdę w to uwierzyła. Wszystko się zmieniło, gdy poznała Gabe’a. Przy nim życie wydawało się łatwiejsze. Czas płynął szybciej, a jednocześnie miała nieodparte wrażenie, że doba się wydłużała, a oni w m a g i c z n y sposób zyskiwali dla siebie więcej godzin. To był niezapomniany okres. Niestety przeminął. Pojawiły się poważne obowiązki, trudne do podjęcia decyzje. Oczy, które swoimi staraniami Gabe zdołał otworzyć, Noel ponownie zamknęła. Mimo stawianego oporu zmieniła się, równocześnie zmieniając ich codzienność w koszmar, z którego mężczyzna wybudził się dopiero w ramionach innej kobiety. Wzbraniała się przed dokuczliwymi wspomnieniami, chcąc skupić się na chwili obecnej, jednak wkradały się, próbując zniszczyć – i tak chwiejny – nastrój.
Gdy wspomniał o rozkrajaniu ludzkiego ciała, mimowolnie spojrzała na jego brzuch, wzrokiem sugerującym, że rozpłatanie go i wyrwanie mu serca, mogłoby sprawić jej osobliwą przyjemność. Prędko jednak starła z ust podstępny uśmieszek i potrząsnęła głową, udając, że poprawia włosy, a tak naprawdę uwalniała się od ustawicznie naprzykrzających się myśli. Zaklaskała mozolnie, obserwując jego koszykarskie popisy. Wyglądało, że upływ czasu nie robił na nim wrażenia, a jego ciało wciąż zachowywało młodzieńczą sprawność; na to nigdy nie mogła narzekać. — Co powiesz na darmową kolanoskopię? Zdajesz sobie sprawę, że rak jelita to jedna z najczęstszych przyczyn zgonów wśród mężczyzn? Wykonam ją osobiście i obiecuję, że będę d e l i k a t n a — zaproponowała, uśmiechając się przebiegle. Zabieg nie był przyjemny, ale ważny pod względem profilaktycznym!
Przechwyciła piłkę i zdjęła spojrzenie z byłego męża, którego kolejne uśmiechy mieszały jej w głowie. Skupiła się natomiast na wysoko zawieszonym koszu, powtarzając sobie, że to przecież nic skomplikowanego, wystarczy rzucić. Ugięła kolana – próbowała przypomnieć sobie wskazówki, jakich w szkole średniej udzielali nauczyciele – uniosła piłkę do góry, celując w obręcz wymalowaną na tarczy. W końcu rzuciła, ale nieskutecznie. Piłka odbiła się od obręczy i popędziła w róg boiska. — Szlag! — zaklęła niezadowolona, śledząc tor piłki. — Ona jest trefna, prawda? — zasugerowała, wyczuwając podstęp. Nie było możliwości, by nie trafiła! Zebrała piłkę z ziemi i raz jeszcze przyjęła pozę wyciągniętą z lekcji wychowania fizycznego, jednak gdy wzięła zamach, piłka przeleciała obok kosza. — Dobra, twoja kolej — mruknęła sfrustrowana niepowodzeniem. Powinna była przewidzieć, że właśnie tak będzie to wyglądało – jak seria niefortunnych zdarzeń.

Gabe Flemming
ODPOWIEDZ