aktor — na urlopie zdrowotnym
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Pozostanie nam po nas przynajmniej wzruszenie.
Kuśtykał z żalem przez zainfekowany pustką korytarz.
Stuk, stuk, stuk.
Odgłosy uderzających o ceramiczną podłogę kul niosły się echem po ośrodku. Przystanął obok na wpół żywej paprotki (ktoś zmyślnie skierował jej suche, martwe liście do progu ściany, by wzbudzić mylne wrażenie, że tak jak i cały ten ośrodek, a raczej jego pacjenci — wcale nie umiera) a następnie wyjrzał przez okno. Ernest już czekał. Tam gdzie zwykle, tak jak zwykle. Nerwowo przecierał dłonią włosy, być może w efekcie przyzwyczajenia, a nie prawdziwej potrzeby, zerkając co jakiś czas na tarczę zegarka. Za pierwszym razem przyszedł tu za nim, do środka — bardziej nerwowo, jakoś kłopotliwie, bo wtedy jeszcze Uriel niczego nie pamiętał — ale teraz, kiedy w te ich spotkania wkradła się rutyna, Uriel był w stanie przekonać go, że czekanie na parkingu będzie rozsądniejsze. Wciąż nie czuł się odpowiednio z koniecznością proszenia kogoś o pomoc, jak i wciąż nie czuł się komfortowo w obecności własnego brata; nie z powodu jakichś własnych uprzedzeń, lecz dlatego, że pamięć jego wciąż nie zamierzała wyjawić mu jakkolwiek ważnego szczegółu przeszłości. Było mu więc po prostu głupio. Tak po ludzku i prawdziwie, bo kiedy Ernest wypytywał go o to i tamto, Uriel nie miał pojęcia, czym mógłby się zrewanżować. Odczuwał ból wobec faktu, iż jego własny brat jest kimś zupełnie mu obcym. Odczuwał równoczesne zawstydzenie, kiedy zmuszony był prosić go o pomoc, a tej potrzebował dość sporo, na przykład — w każdy czwartek, po wizycie kontrolnej u lekarzy i kolejnych, nieprzynoszących nowych (dobrych) wieści badaniach. Ernest nie protestował — przywoził go do Cairns i odwoził do Lorne Bay — a choć Uriel nie był pewien, czy brat go w duchu nie przeklina, mimo wszystko uwielbiał wszystkie te chwile, które mogli spędzić razem.
Tym bardziej, że w podarowanych mu przez Mollie rodzinnych pamiątkach (ich ciotka do serca wzięła sobie odnalezienie sposobu na to, by przywrócić mu pamięć) znalazł się ich wspólny — Uriela (napisanego z błędem - Urriella) i Ernesta (podpisanego jako Ernie) dziennik morskich (?) podróży z czasu, gdy mieli po czternaście lat, co do którego Uriel miał kilka pytań. Uśmiechnął się więc; co prawda zaplanowane rozmowy zostały zniekształcone widmem telefonu, który przed momentem rozdzwonił się w jego kieszeni, ale zamierzał myśleć pozytywnie.
Mimo braku dobrych wieści.
Mimo nogi, w której być może nigdy nie miał już odzyskać sprawności.
Na dworze zjawił się po piętnastu minutach; słońce prażyło, ale z południa nadciągały groźne, burzowe chmury. — Matka do mnie dzwoniła — oznajmił ponuro, nie widząc sensu w zatajaniu przed bratem tej informacji. Może już wiedział? Może zdążyła go uprzedzić? W każdym razie — dobrze im tu przecież było bez niej. Bo jej przyjazd oznaczał lawinę dziennikarzy, fotografów i niezręcznych pytań, przed którymi obaj w Lorne Bay się schowali.

ernest wordsworth
ambitny krab
-
-
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie umiał pozbierać kawałków swojego życia i złożyć ich w trwałą, niekłująca oka kompozycję. Miał wrażenie, że wszystko rozpadało mu się w dłoniach, że nie umiał wrócić na odpowiednie tory. Dryfował w jakimś dziwnym stanie pomiędzy tym co było, a tym co może być.
Ale się starał - bo wciąż miał dla kogo.
Porzucił swoją naiwną wizję wielkiej miłości, która zarezerwowana była jedynie dla stronic powieści i dramatów wychodzących spod twórców romantyzmu, ale nie miała prawa zaistnieć w rzeczywistości. Poświęcił się więc dwóm osobom, które jeszcze potrzebowały go w swoim życiu, które nie umiały jeszcze patrzeć na niego przez pryzmat jego błędów, ale starały się dostrzegać jego całokształt? Dlatego o umówionej porze stał na parkingu przed ośrodkiem, biodrami opierając się o samochód. Co jakiś czas - prawdopodobnie już z przyzwyczajenia - palcami przeczesywał włosy, potrząsał nadgarstkiem, na którym luźno zaciśnięty był stary zegarek na skórzanym pasku. Prezent od wujostwa, który otrzymał na zakończenie liceum. Pamiętał ten dzień, słońce prażyło podobnie, promienie słońca plątały się między pasmami włosów. Od wypadku te wspomnienia pozostawiały za sobą posmak goryczy. Bo już nie mógł ich w pełni dzielić ze swoim bratem. Te chwile miały być jedynie opowieścią snutą dla ich teraźniejszych wersji siebie, ale kto wie czy kiedykolwiek Uriel będzie w stanie odnaleźć uczucie związane z tym dniem. Albo każdym innym, który niegdyś niósł dla nich obu wielką wartość?
To nie miało znaczenia - tak mu mówił.
To nie mogło mieć znaczenia, bo niezależnie od tego, czy Uriel pamiętał, Ernest przechowywał te wszystkie chwile dla nich obu.
To nie miało znaczenia bo wciąż byli braćmi, wciąż mieli być dla siebie wsparciem. Być może Uriel nie wiedział nawet ile robił samą swoją obecnością dla Ernesta, który codziennie walczył, aby nie ugiąć się pod ciężarem własnych wyrzutów sumienia.
Poza tym mieli jeszcze wiele czasu na stworzenie nowych wspomnień, które miały zostać z nimi na dłużej. Jak chociażby rozmowy podczas ich cotygodniowych wizyt w Cairns - wcale nie musieli skupiać się na celu, skoro czasem najważniejsza była podróż.
Oderwał się od maski auta, gdy sylwetka brata pojawiła się na tle zachodzącej burzowymi chmurami scenerii. Czy to zły znak? Nie musiał długo się zastanawiać. Nabrał ciężko powietrza w płuca i bez zastanowienia skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, jakby sam chciał dodać sobie otuchy. Nie miał siły na jej odwiedziny. Nie dość, że matka potrafiła przytłoczyć swoim charakterem to jeszcze przynosiła za sobą widmo atencji, której teraz nie potrzebował. - Nie mów, że zamierza wpaść z wizytą - złapał się ostatniej nadziei, która przypominała raczej brzytwę utrzymującą się na tafli wody niżeli koło ratunkowe. Wypuścił ciężko powietrze z ust i obszedł samochód od strony kierowcy, żeby otworzyć mu drzwi - na szczęście rodzinny samochód miał sporo przestrzeni i ułatwiał im te wszystkie podróże. - Kocham ją, ale nie jest to teraz potrzebne, wiesz? Ta atencja, którą ze sobą przywozi - bo oto oni; genialne w swoim artyzmie bliźnięta, jeden z nich mające problemy z pamięcią i zmagający się z poważnymi konsekwencjami medycznymi, a drugi samotny ojciec, którego była żona popadła w alkoholizm.

uriel wordsworth
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
ODPOWIEDZ