asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie była pewna, czy bardziej chciało jej się spać, czy wymiotować, ale jednocześnie czuła, że i jedno i drugie stanowi wyzwanie, któremu nie sprosta. Jakby coś blokowało te potrzeby i dlatego tak trwała pomiędzy nimi, nie decydując się na nic. Z resztą póki co jeszcze z trudem ogarniała, że obok jest Jonathan.
- Smutno... chciałam się potulkać - mruknęła, chyba nawet do końca nie wiedząc co mu mówi. Poza tym, gdy kazał jej na siebie spojrzeć, nie podjęła takiej próby. Przełknęła jedynie ślinę, bo już sama chęć odezwania się stanowiła wyzwanie. - Zaraz... jeszcze troszkę... będę nie patrzeć - wyjaśniła, jak ona to widzi, bo zapomniała po drodze, jakie mięśnie odpowiedzialne są za powieki. Głowa ulatywała jej na bok, więc nie było szans, by zrozumiała, że w pomieszczeniu znalazł się ktoś jeszcze. Nawet jej panika nie miała teraz jak się przebić do głosu.
- Yhmm - odpowiedziała gdy Jonathan zapytał, czy go słyszy. Głupie pytanie, oczywiście, że słyszała, po prostu była zmęczona, stres też swoje pewnie zrobił. - Do domu? - nie łapała do końca sensu jego wypowiedzi. Nawet nie wiedziała w tamtym momencie czym jest EKG czy kroplówka. Głowa poleciała jej do boku, jak tylko znalazła się na wózku inwalidzkim.
- Czwarta pracownia EKG jest wolna - powiedział jakiś głos, którego Marianne nie mogłaby przypisać do konkretnego człowieka nawet jakby chciała. - Sale są mocno przepełnione, więc nie znajdziemy prywatnej, ale możemy przewieźć aparaturę do pańskiego gabinetu, dyrektorze - zaproponowała, w akompaniamencie ich kroków. Mari natomiast próbowała zrozumieć ich sens... słów, nie kroków, kroki całkiem rozumiała. Ktoś powiedział, że załatwi przenośną aparaturę, ktoś otworzył jakieś drzwi. Już nie siedziała, tylko leżała, czując, jak rozpinają jej guziczki od sukienki, ale wciąż nie miała jeszcze siły. Nie wiedziała nawet ile czasu trwało i chyba ostatecznie rzeczywiście odpłynęła, bo kontakt z otoczeniem złapała ponownie dopiero w chwili, w której poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach zgięcia łokcia.
- Ajć - jęknęła, marszcząc nos i w końcu otworzyła oczy. Znów była w gabinecie Jonathana, a raczej... nie pamiętała kompletnie, że jakiś czas temu ją z niego zabrali. - Umm... szłam do łazienki - zauważyła ospale, patrząc na pielęgniarkę i na stojącego nad nią Jonathana. Powinna się bać bo zerknęła na dół i zrozumiała, że podpinają ją do kroplówki... ale była taka otępiała.
- Podaliśmy pani coś na wzmocnienie domięśniowo, a tu będą sobie powoli spływać dodatkowe leki - wyjaśniła kobieta, zaklejając plastrem wenflon. - Trochę nas pani wszystkich przestraszyła... w szczególności dyrektora, ale teraz będzie już dobrze. Podpięliśmy aparaturę, ale proszę się nie obawiać, to tylko tak kontrolnie - dodała ciepło, po czym Mari zrozumiała, że faktycznie ma przyklejone do ciała elektrody, a za oparciem kanapy stoi monitor. - Możemy założyć jeszcze taką piżamkę - sięgnęła po pakunek, ale Mari pokręciła głową na boki.
- Nie trzeba - osłoniła się za to kołdrą, czując pewnego rodzaju ukłucie wstydu, ale nie miała siły na jakieś większe reakcje. Poza tym musieli jej też podawać w tej kroplówce coś uspokajającego.
- Rozumiem... zostawię was już. Panie doktorze, w razie potrzeby proszę dzwonić do dyżurki - zerknęła w końcu na Jonathana, a potem podniosła się, zabrała kilka rzeczy i życząc im dobrej nocy, opuściła gabinet. Zapadła chwila ciszy, aż Mari nie odnalazła w głowie jakiś odpowiednich słów.
- Bardzo się wystraszyłeś? - zapytała, pocierając przy tym oczy. - Skaszaniłam nam znów wieczór - dodała, próbując się podnieść przynajmniej do pozycji półleżącej. Osłoniła się przy tym bardziej kołdrą i skrzywiła delikatnie, czując dyskomfort w okolicy kroplówki. Nienawidziła tego, ale była tu z Joną, w jego gabinecie i bardziej niż przerażona, czuła się winna. - Niewiele pamiętam - przyznała. - Przytuliłbyś mnie? - poprosiła, bo zgrywała spokojną, leki w tym pomagały, panika jej nie atakowała w sposób typowy dla Marianne, ale wciąż była przerażona i niesamowicie zagubiona w tym wszystkim. Jednocześnie jednak brała odpowiedzialność za całą tę akcję i wiedziała, że dziś on też był wyczerpany. - Trzeba było jednak zgodzić się na ten seks, jak proponowałam... teraz z kablami nie damy rady - spróbowała więc zażartować, jakkolwiek nie było to absurdalne.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Jonathan potarł nadgarstek, po tym jak zdjął z niego zegarek. Zrobiło się naprawdę późno, a przez ostatnie wydarzenia, stracił poczucie czasu. Przyjemna cisza, chociaż nadal przerywana pracą aparatury monitorującej serce Marianne, nastała w gabinecie po tym jak ostatnia pielęgniarka z niego wyszła.
- Boję się o ciebie nieustannie, Marysiu - odpowiedział, aczkolwiek w jego głosie dało się wyłapać znaczące zmęczenie. Nie sądził, że ta chwilowa bezmoc jakiej doświadczyła rudowłosa zakończy się tak nieprzyjemnym wieczorem. - Daj spokój - dodał, bo nie lubił jak się obwiniała. - Poza tym i tak było już kiepsko, bo zostaliśmy w szpitalu - przypomniał, jakby zapomniała, a przecież noc w tym miejscu nie mogła być dla Marianne w żaden sposób przyjemną. - Zasłabłaś, a potem co chwila odpływałaś, więc nic dziwnego, ale spokojnie, twojemu życiu nic nie zagrażało. Po prostu musisz się bardziej oszczędzać, wiesz? - Wspomniał, a gdy zapytała, czy by ją przytulił uśmiechnął się delikatnie. Przysiadł na krawędzi materaca, zdejmując z siebie buty, po czym zajął miejsce przy boku rudowłosej, obejmując ją ramieniem. Skłamałby mówiąc, że nie był wyczerpany. W zasadzie adrenalina i stres sprawiały, że nadal jakoś udawało mu się zachować trzeźwość umysłu. - Tak, trzeba było - zaśmiał się cicho, wtulając brodę w czubek głowy Chambers. Z jednej strony Jona starał się sobie samemu wmówić, że wszystko jest już w porządku, a z drugiej nieustannie, cichy głosik szeptał mu o tym jak słaby organizm ma Marianne. Jak łatwo będzie jej teraz zrobić sobie krzywdę i jak poważnym obciążeniem dla jej serca będzie stawała się ciąże z każdym kolejnym tygodniem.
- Marysiu chyba już czas abyś przyznała przed samą sobą, że nie możesz dalej żyć jak kiedyś. Każda aktywność fizyczna, stres, obciążenie, zaniedbanie, będzie odbijać się na twoim zdrowiu ze zdwojoną siłą, bo twoje serce pracuje dla dwóch - zaczął mówić, a chociaż zwykle ograniczał się do krótkich wypowiedzi, tym razem pozwolił sobie na znacznie dłuższy monolog. - Nawet nie będę ciebie o to prosił tym razem. Po prostu musisz zmienić swoje podejście, bo inaczej sama wiesz co się stanie. Nie chcę ciebie straszyć, ale nie dam rady na każdym kroku ciebie pilnować, musisz sama to zrozumieć - dokończył.
Uwielbiał tę beztroskę, którą emanowała Marianne. Kochał ją za energię i spontaniczność, ale czasem przychodziły momenty, w których Chambers przesadzała. Była dla siebie samej zagrożeniem, a niestety Jona nie mógł, ale też i nie chciał wiecznie jej kontrolować. Musiała sama dojść do pewnych wniosków, a skoro zależało jej na tym, aby donosić ciążę i go nie straszyć to może chociaż odrobina rozsądku zakradnie się do tej jej rudej główki.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Też była wyczerpana, ale to w sumie nie najgorzej tylko przez to nie miała siły na panikę, ani oburzanie się tym, że nie ma na sobie sukienki.
- To niedobrze... nie możesz być takim tchórzem, Jona - zauważyła, uśmiechając się do niego ciepło, chociaż była w tym też jakaś niepewność. - Czyli uznajemy, że gdybyś się zgodził, abym wróciła do domu, byłoby lepiej? - nie mogła się powstrzymać przed tym, by sobie z niego trochę nie pożartować. Zależało jej, żeby chociaż po części rozładować napięcie, nawet jeśli była świadoma zarówno elektrod na swoim ciele, jak i kroplówki. Chciała tych pierwszych się pozbyć już teraz, ale uznała, że może lepiej nie drażnić Jony. Pokiwała jeszcze głową, słysząc co się z nią działo, ale bardziej skupiona była na tym, by już się koło niej znalazł. Wtuliła się więc w jego ciało i przymknęła oczy pozwalając sobie na odrobinę spokoju. Chciała jakoś skomentować jego słowa, ale nie zdążyła przed tym, gdy rozpoczął trochę typowy dla siebie wykład.
- To niesprawiedliwe... nie zrobiłam dzisiaj niczego złego - przyznała, bo czuła się tak, jakby znów zawiodła na całej linii. - Byłam w szpitalu, jak chciałeś... to nie jest życie takie, jak kiedyś. Nie wiem co jeszcze mogłabym ograniczyć, chyba siedzieć na dupie przez cały czas, ale przecież wiesz, że to niemożliwe - mruknęła, by po chwili wziąć większy wdech. - Po prostu to był stresujący dzień i trochę się zmęczyłam... to nic, powiedzieliście, że wszystko jest dobrze i czuję się całkiem spoko teraz - przekonała go, naprawdę nie chcąc dokładać mu zmartwień czy problemów. Tym bardziej, że miał dużo na głowie w szpitalu. Zdecydowanie wolała go wspierać, niż ciągnąć w dół. - A teraz się rozbierz, albo załatw dla mnie jakąś koszulkę... chociaż zdecydowanie wolę twoją nagą klatę, jeśli mam zapomnieć, że śpię w szpitalu... no, a w tym okablowaniu będzie niełatwo, więc ściągaj to - poleciła, zmieniając nieco temat i dłonią bezczelnie znalazła krawędź lekarskiego stroju, by zaraz wsunąć paluchy pod nią i zacząć podwijać materiał. Jej ruchy były powolne, bo nie miała wystarczająco energii, ale jakoś udało jej się z pomocą pozbyć tej części garderoby i zaraz po tym docisnąć usta do jego ramienia. - Kocham cię mocno i chcę się teraz tulić - wyjaśniła, w końcu kładąc głowę na swojej poduszce. Sugestywnie też patrzyła na tą obok, ale poczekała, że Jonathan zgasi światła. W mieście nie było aż tak ciemno, ale na tyle, by nie przeszkadzało to w spaniu. - Powiem ci, że w takich warunkach mogłabym się nawet przyzwyczaić do kroplówek - wyszeptała, bo jakoś tak odruchowo obniżyła głos, gdy położył się już obok przy zgaszonym świetle, a ona mogła dłońmi gładzić jego tors. - Oczywiście teoretycznie, nie będziemy tego sprawdzać - podkreśliła jeszcze dla pewności, przybliżając się na tyle, by mogła na jego obojczykach złożyć kilka delikatnych pocałunków, sunąc przy tym nosem po jego skórze.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Niestety niesprawiedliwość towarzyszyła ich związkowi praktycznie od samego początku. Może w jakiś delikatny sposób przeplatała się z rzeczywistością, w której żyło każde z nich, bo zdecydowanie dzieliła ich spora różnica, którą do teraz niełatwo było zatrzeć. Jednak nie w tym aspekcie uwidaczniało się to najbardziej, bo dobra materialne, pochodzenie i wykształcenie były niczym w obliczu choroby jaka dotknęła ich oboje. I owszem to Marianne była nią bezpośrednio dotknięta, ale jej stan zdrowia równie mocno wpływał Na Jonathana, dla którego obecnie Chambers była najważniejszym człowiekiem na świecie.
- Nie robisz nic złego, Marysiu. Nigdy nie robisz nic złego, a po prostu nie słuchasz swojego organizmu. Dobrze wiem, że chciała byś żyć normalnie, tak jak kiedyś, ale nie możesz... Z czasem nawet umycie się, czy ubranie będzie stanowiło dla ciebie wyzwanie, bo niestety w twoim przypadku ciąża będzie o wiele większym obciążeniem i ograniczeniem aniżeli w przypadku zdrowej osoby - wyjaśnił, starając się zabrzmieć po ludzku, ale niestety trochę doktora Wainwrighta wkradło się do jego wypowiedzi. - Cieszę się, że czujesz się już lepiej w takim razie. Na tym się skupmy, dobrze? - Dodał zaraz, bo faktycznie wolał, aby ten wieczór przestał być tak przesycony obawami i strachem. Zarzucał sobie to, że w ogóle znaleźli się w szpitalu, ale pewnie i tak chciałby tutaj przyjechać, a wtedy Marysia byłaby sama w domu. Nie wiadomo, czy też poczułaby się kiepsko, czy może uniknęła by tego zasłabnięcia, ale z dwojga złego dobrze wyszło, że akurat znajdowali się na miejscu. - Przyznam szczerze, że przez te twoje sugestie i bezpośrednie prośby zaczynam żałować, że jednak nie zostaliśmy dziś w łóżku z rana - zażartował, bo faktycznie Marysia kusiła go tego dnia kilku krotnie, pomimo swojego nienajlepszego samopoczucia. Oczywiście nie miał zamiaru oponować i kilka minut później leżał już w pościeli, obejmując jej nagie ciało ramieniem i delektując się spokojem, którego pewnie nie będzie mu dane zaznać zbyt długo. - Ja Ciebie też kocham. Najbardziej na świecie i wiem, że czasem przesadzam, ale wolę się z tobą posprzeczać aniżeli przypinać do ciebie kabelki, jak ty to mówisz - skomentował słowa rudowłosej, po czym ucałował jej czoło. Palcami bezwiednie wodził, po jej łopatkach i ramionach, a przy tym przymknął oczy, bo chciał chociaż odrobinę się wyciszyć. Tego dnia cały czas musiał być spokojny i opanowany, a to kosztowało go niesamowicie wiele energii, bo tak naprawdę w środku płonął z nerwów, ale nie chciał nikomu dać tego po sobie poznać. - Nie myśl teraz o tym, powiedz mi lepiej o tej niesprawiedliwej bajce, którą opowiedziałaś dzieciom z onkologii - mruknął, nadal mając przymknięte powieki. W zasadzie to wcale go to nie interesowało, ale nie pierwszy raz odnajdywał ukojenie w słuchaniu słowotoku Chambers. Niby go to irytowało, bo w nosie miał co wydarzyło się w serialu jaki Marysia śledziła z zapartym tchem, albo jakie plotki krążą po ich kancelarii.. Wiedział jednak, że ona potrzebowała się wygadać, a on z czasem zrozumiał jak bardzo lubił te wieczory, w których zamiast studiować jakieś medyczne artykuły słuchał o jakimś dziwnym romansie. Tej nocy chciał też o tym posłuchać. Na moment, chociaż myślami przenieść się do ich sypialni i poudawać, że nic i nikt nie może przerwać im tej intymnej chwili.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Wiele dobrego mogłaby powiedzieć o Jonathanie, ale zdecydowanie nie był on najlepszy w podnoszeniu na duchu. Pikanie nieco więc przyspieszyło, nie jakoś przerażająco, ale na tyle, by Mari utwierdziła się w przekonaniu, że te przyssawki to odzieranie z prywatności. Nie mniej jednak nie na tym teraz chciała się skupić, a na słowach Wainwrighta.
- Przeraża mnie ta wizja, Jonathan - przyznała bez bicia, poważniejąc przy tym. - Nie wyobrażam sobie, że miałabym być tak niedołężna... przecież to jakiś absurd - umycie się i ubranie miałoby stanowić dla niej kłopot? Pamiętała jak bardzo się pokłócili w dzień, w który wróciła ze szpitala, a jej rodzice powiedzieli jej, że kredyt został spłacony nie tylko za bieżący miesiąc. Wtedy, gdy w ferworze awantury opadła na zdrowiu, Jonathan zaniósł ją do łóżka i rzeczywiście nie umiała nawet ściągnąć spodni. Minęło od tamtego czasu wiele miesięcy, a wciąż był w niej jeszcze wstyd za tamtą sytuację, gdy musiała go prosić o pomoc w tej czynności. Wcale nie chciała wracać do takich doświadczeń. - Chciałabym się upić, wiesz? - rzuciła nagle i wiedziała, jak głupio to brzmi, ale kompletnie się tym nie przejmowała. Nie była pijaczką, ale tylko ktoś, komu nagle powiedzieli, że z dnia na dzień ma ograniczyć alkohol, zabawę, cukier i inne lubiane przez siebie aspekty życia, mógł zrozumieć, co jej doskwierało. - Miałam ostatnio taki sen, że byłam w barze i strasznie się spiłam, bo była jakaś promocja... i tańczyłam na ladzie, a w tle leciał mecz... i wiesz, to było takie dziwne, jak się obudziłam, bo nigdy nie sądziłam, że akurat coś takiego znajdzie się poza moim zasięgiem - uniosła kącik ust do góry, ale nie było w tym zbyt wiele wesołości, a wzrok jej był nieobecny i skierowany byle gdzie. Pokiwała głową na jego propozycję, ale chociaż to ona powiedziała, że czuje się lepiej, zrobiła to głównie po to, aby go uspokoić i nie miała pewności, czy nie kłamała.
- Akurat tego to nie żałuję, nie kupiłabym trampek na promie, gdybyśmy zostali w łóżku - przypomniała mu, bo to przecież przez jej okazyjne zakupy znaleźli się w końcu w tym aktualnym położeniu. To nie było najlepsze, ale kiedy się już koło niej położył, nie było też znowu tak najgorzej. Nawet jeśli nadal wszystko ją stresowało, to przy tym zmęczenie jako tako to trzymało w ryzach. - Mógłbyś odpiąć te kabelki... nie są najwygodniejsze - zasugerowała, bo nie dość, że podpięto jej kilka elektrod do klatki piersiowej, to jeszcze ta kroplówka. Gdyby nie była aż tak zmęczona, pewnie zauważyłaby, że to całkiem nieprzyzwoite, że leży pół naga w jego gabinecie, ale cóż... brakowało jej świadomości na takie spostrzeżenia.
- Mówmy o nich dzieci, a nie dzieci z onkologii - poprosiła, a potem faktycznie opowiedziała mu bajkę o księżniczce - wybrance słońca i złym czarnoksiężniku, którego lodowe serce pod koniec księżniczka stopiła swoim świetlistym pocałunkiem. Trochę w tej opowieści się plątała, trochę gubiła wątek. W pewnym momencie zamknęła oczy, jeszcze kontynuując. Kilka informacji powiedziała parokrotnie, a potem, zanim odpłynęła całkowicie, nieoczekiwanie z bajki przeszła na mówienie o tym, że mogliby w domu w moździerzu rozgnieść orzechy laskowe i mieliby wtedy taką orzechową posypkę, którą na przykład mogliby posypać coś czekoladowego. Potem była już tylko ciemność i jak na szpital całkiem spokojna noc dla Marianne. Spała znacznie dłużej, niż zwykle, ale jej organizm naprawdę był wymęczony. Nie wiedziała kiedy Jona wyszedł, kiedy wrócić, kiedy wyszedł znów...
- Która godzina? - robił coś na komputerze, gdy otworzyła oczy. Prawdę mówiąc wcale nie czuła się wypoczęta i niekoniecznie jej się to podobało.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Jonathana bardziej przerażało to jak Marianne poradzi sobie z ograniczeniami, które prędzej czy później będzie musiała zaakceptować, bo wypieranie się nic nie da. Obawiał się tego jak odbije się to na ich związku, bo już po pierwszej operacji nie było wesoło, a przecież to była tylko rozgrzewka, przed wyzwaniami jakie przed nimi stały.
- Wiem, ale ten absur niebawem stanie się rzeczywistością, słońce, ale spokojnie poradzimy sobie, zobaczysz - zapewnił ją na tyle na ile potrafił, chociaż rzucanie słów na wiatr nigdy nie leżało w jego naturze, ale musiał nauczyć się odpuszczać to swoje pełne zasad i ograniczeń zachowanie, dla dobre ich związku. - Nie wątpię - przyznał, bo po pierwsze właściwie poznał lepiej Marianne tylko dzięki temu, że lubiła imprezować i kiedyś przesadziła z alkoholem przez co to ona, a nie jego brat, przyjechał by zabrać jej pijaną osobę do domu. Po drugie zaś, sam niekiedy nie radził sobie ze wszystkim i chwila ukojenia jaką dawało zmożenie alkoholem naprawdę pomagała, a Mari nie mogła póki co nawet o tym pomyśleć. - Właściwie to chyba dobrze, że takie uciechy są już poza twoim zasięgiem, bo nie brzmi to jak najrozsądniejsza forma spędzania wolnego czasu - Jonathan jonathanował jak zwykle, ale po chwili zastanowienia i głębszym oddechu pozwolił sobie dodać jeszcze kilka słów. - Ale jak dobrze pójdzie jeszcze kiedyś będziesz mogła się upić.
Trampki Marysi były kością niezgody w tych wszystkich wydarzeniach minionego dnia, więc Jona już odpuścił dalsze komentowała tej sprawy. Pewnie niepotrzebnie znów wkroczyliby na kwestie związane z promocjami, które tak cholernie uwielbiała Chambers, a które doprowadzały Wainwighta do białej gorączki, bo uważał, że przecenione towary pewnie są gorszej jakości i nie zasługują na pełną cenę, bo posiadają jakieś defekty. Ogólnie lepszym rozwiązaniem była cisza i zgadzanie się z Marianne dopóki nie zasnęła.
Jona przespał większość nocy, ale już koło piątej rano rozbudziły go promienie słońca wpadające do gabinetu. Wstał więc, a po kilku minutach wyszedł, aby zapoznać się z tym co działo się w szpitalu. Do siebie wrócił kilka godzin później, licząc na to, że Marysia nadal będzie spała. Zajął się papierkową robotą i dopiero wtedy Chambers otworzyła oczy.
- Dziewiąta trzynaście - odpowiedział, po czym odwrócił wzrok od komputera. Uśmiechnął się widząc zaspaną twarz Mari, którą okalała burza rudych, rozczochranych włosów. Lubił ten widok. - Jak się czujesz? - Nie było poranka, podczas którego nie zadałby tego pytania. - Długo i głęboko spałaś, to dobrze - dodał, gdy już wstał i po kilku krokach przysiadł na materacu, aby móc potem pochylić się nad Chambers i złożyć pocałunek na jej czole. - Ładnie wyglądasz - wyznał, bo w jego oczach Mari prezentowała się przeuroczo i dokładnie tak, jak lubił najbardziej. Tym bardziej, że podczas snu kołdra, którą była przykryta, zsunęła się nieznacznie odsłaniając jej wdzięki. - Nawet bardzo - mruknął, ponownie składając pocałunek, ale tym razem na jej nosku, przy czym dłoń zacisnął na jednej z jej piersi. - Chyba możemy pozbyć się już tej aparatury - dodał, niby udając, że to z tego powodu jego palce zaczęły sunąć po skórze rudowłosej, chociaż niekoniecznie w sposób na jaki powinien pozwalać sobie szanowany lekarz.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie godziła się na rzeczywistość, w której miałaby być niedołężna. Nawet nie chciała o tym myśleć, więc nie komentowała już słów Jonathana. Uważała, że po prostu przesadza i nie docenia jej możliwości.
- Jeszcze kiedyś... do dupy takie pocieszenie - mruknęła, chociaż ewidentnie łapała ją już senność. Próbowała się trzymać świadomości, ale jej organizm zapalczywie w tym temacie z nią walczył. - Jestem za młoda, by żyć w abstynencji - wyjaśniła mu, już przymykając oczy, a potem była tylko ciemność. Jej pierwsze promienie słońca nie przeszkadzały. Mimo to po przebudzeniu sądziła, że było wcześniej, bo jej organizm nie czuł się zbyt wypoczętym.
- Całkiem całkiem - odpowiedziała na jego słowa, przecierając oczy. Bez okularów i soczewek nie widziała najlepiej. W dodatku chciała też chociaż trochę ujarzmić swoje włosy, bo nawet bez patrzenia w lustro domyślała się, jak wyglądają. - Nie chwaląc się, w spaniu jestem mistrzem - zażartowała głupio, kiedy Jona pochwalił jakość jej snu. Sama nie wiedziała jednak, co powinna myśleć o tym, że najchętniej dalej by pospała. Wolała nie mówić o tym na głos, póki nie było takiej potrzeby, a już w szczególności nie chciała psuć chwili, gdy Wainwright znalazł się obok. - W tych kablach? Czy może w samych majtkach, będąc w twoim gabinecie? Wiesz tak pytam, by poznać twoje preferencje - zaśmiała się krótko, zaczesując kosmyk włosów za ucho, chociaż ten za moment i tak miał się stamtąd uwolnić. Przygryzła przy tym wargę, zerkając w dół, na dłoń Jonathana zaciśniętą delikatnie na jej ciele. Wzdłuż kręgosłupa przebiegły jej przyjemne dreszcze i przynajmniej na moment przestała się martwić swoim zmęczeniem. - Też tak myślę... już wczoraj zawadzała - zauważyła, delikatnie spinając mięśnie ud. W zasadzie nie dbała teraz o aparaturę, bo serce biło jej znacznie szybciej przez to bezwstydne zachowanie Wainwrighta. No, a jak jej już biło, to ekran też dość dosadnie to pokazywał. Widziała, jak Jona zerknął na monitor i przysięgłaby, że się z niej zaśmiał. - Nienawidzę tego - burknęła. - Nie patrz - dodała pospiesznie i pocałowała go, by skupił swoją uwagę na niej, co w naturalny sposób sprawiło, że jej puls jeszcze bardziej przyspieszył. Szybko jednak przestała myśleć o tym, jakie to głupie, że aparatura wszystko zdradza... nawet kabelki aż tak jej nie przeszkadzały, gdy Jona ruchem sprawił, że ponownie się położyła, a jego dłoń z jej piersi zaczęła zjeżdżać znacznie niżej, wsuwając się pod pościel. Przełknęła ślinę przymykając oczy, a nawet spomiędzy jej warg wydostało się już pierwsze westchnienie zadowolenia, gdy pager zawył żałośnie, skupiając na sobie ich uwagę. Widziała wahanie, z resztą poczuła je nawet bardziej, niż dostrzegła, gdy palce mężczyzny zamarły.
- Wiem, że musisz iść - mruknęła, wypuszczając powietrze z płuc. - Nic się nie dzieje, Jona... leć, idź być doktorem Wainwrightem, a ja poczekam - uniosła się na ramionach i cmoknęła go w usta, by już po chwili patrzeć, jak wychodził. Faktycznie chciała czekać, ale ostatecznie nawet nie wiedziała kiedy znów zasnęła... i gdy się obudziła, był już wieczór. Jonathan wyjaśnił jej, że przespała cały dzień i chociaż udawał, widziała, że był tym zmartwiony. Powiedział, że spędzą w szpitalu jeszcze jedną noc i tym razem... nie kłóciła się. Dotarło też do niej, że nadal ma na sobie elektrody i zmieniono jej kroplówkę na nową. Było to... niespodziewane, ale zamiast się sprzeczać, spróbowała coś zjeść i znów odpłynęła, a następnego dnia faktycznie wrócili już do ich apartamentu i jakoś udało im się pożegnać z koszmarem, jakim dla Chambers był ten pobyt w szpitalu.

jonathan wainwright
<koniec> :grave:
ODPOWIEDZ