malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Trzeba było w końcu nazwać pewne rzeczy po imieniu - Desiree stała się jego nową codziennością i to tak naturalnie, że cały proces śmignął im obojgu jakby zupełnie niezauważony. W domu powoli zaczął bywać właściwie gościem - i z pewną dozą zdziwienia przyjmował, że w żaden sposób nie dziwiło to żony - tyle jego czasu i energii pochłaniało spędzanie czasu (jak i również odpowiednia wszystkiego organizacja) z jego ulubioną blondynką. Pozwalali sobie też na coraz więcej i nie ograniczali się jedynie do ich tajemniczego mieszkania. Dosyć otwarcie zatem pojawiali się w różnych miejscach (przecież nie mogli już chyba trafić gorzej niż na najbliższą kumpelę i kuzynkę Aspen). Na pewien wyjątek zapowiadał się więc chyba ten weekend, który póki co zupełnie leniwie spędzali w - tych nie do końca swoich - czterech ścianach. Przyzwyczaił się już do niej. Do dźwięku jej głosu, zapachu jej ulubionych perfum, tej nieznośnej czarnej jak noc kawy, którą piła rano (dla niego zupełnie nieakceptowalnej) i wszystkich tych jej porannych babskich rytuałów, dzięki którym on mógł spać odrobinę dłużej.
Dlatego pewnego rodzaju zdziwienie wywołał w nim jej poranny humor. A dokładniej - raczej jego brak. Leżał wyciągnięty na łóżku i obserwował jej narastającą irytację. Wszystko, zupełnie jakby się na biedną Desi uwzięło, było nie tak, nie takie, nie w tym miejscu, za mało, za dużo, generalnie - źle. Westchnął sobie, nawet trochę tym rozbawiony, bo przecież nie od dziś wiedział że musi być ciężko być kobietą. Zgramolił się więc po cichu - co by jak najmniej rzucać się w oczy i przypadkiem nie przenieść tej złości na siebie - z łóżka i ruszył do kuchni. Miał nadzieję, że może jakimś drobnym gestem uda mu się poprawić jej humor. Śmiało zakładał, że zna ją na tyle dobrze, że kawa na start udanego dnia będzie odpowiednia. I owszem, była, przez chwilę. Między Bogiem a prawdą sama zainteresowana nawet nie zdążyła jej spróbować. Zupełnie tak, jakby zapach nieszczęsnego czarnego jak noc bądź smoła napoju był dziś dla niej tak obrzydliwy, że wywołał mdłości - kontynuując w temacie tego, jak wszystko się na biedną Desiree uwziąć mogło. Z tym, że sam Flann nie urodził się wczoraj. Dosyć sprawnie dodał dwa do dwóch: te wszystkie humory i poranne mdłości może i owszem, mogły być ciągiem zupełnie niefortunnych zdarzeń, ale mogły być też po prostu tym co przydarzyć się może wyłącznie kobiecie. Czyli ciążą.
Dorwał w końcu Desi w łazience i wstępnie, zupełnie jeszcze bezpiecznie zapytał:
- Już dobrze? - ale widząc w jej spojrzeniu to coś wiedział bez pudła, że ich myśli krążą wokół tego samego tematu. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował w czubek głowy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że przed nimi pierwsza z poważnych rozmów, na dodatek tych niekoniecznie chcianych. Jak i pewnie ta, póki co całkiem ewentualna, ciąża.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Zainteresowanie biologią od czwartej klasy. Kółka i konkursy z anatomii człowieka. Wreszcie studia medyczne, którym niestraszna była nawet kostnica z ciałami, które budziły naturalne obrzydzenie i zarówno ciekawość. Potem praktyka lekarska, podczas której przedawkowała kawę kilkukrotnie i kilka razy niemal spowodowała wypadek zasypiając za kółkiem. Desiree może i już nie była lekarzem, ale medycynę miała w genach i we krwi i to dlatego szybko się domyśliła, co jej jest.
Poprawka, bo przecież diagnozowano ludzi chorych, a ona nie cierpiała na żadną dolegliwość. Była zdrowa i to na tyle, że Matka Natura nagle uznała, że będzie świetną matką.
Zupełnie jakby była ślepa na jej ostatni debiut w tej roli, zakończony fiaskiem.
Dużo wody musiało upłynąć, by podchodziła do tego tak spokojnie, a śmierć syna nie budziła w niej automatycznej obojętności. Teraz zaś nie o nim myślała, gdy siedziała w łazience i czuła, że po plecach spływa jej pot. Bardziej zastanawiała się nad prozą- kiedy ostatnio miała okres i nad poezją- do cholery jak oni sobie poradzą?!
Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie wiedziała jacy oni, a choć może to budziło niesmak, nie miała możliwości sprawdzenia, kto jest ojcem. Albo czy w ogóle jest w ciąży, bo czuła, że dosłownie przyrosła do tych płytek i pierwszy raz nie mogła zdzierżyć tego, że są takie krzywe i bure i w ogóle Flann miał rację- Desi była cała na NIE.
Być może w opozycji do testu ciążowego, który nagle mógł być pozytywny. Jeszcze jednak tego nie sprawdzała, więc postanowiła ignorować swoją medyczną wiedzę i zwyczajnie skupić się na przeciwdziałaniu…Cholera, zwymiotowała znowu i właśnie taką, ocierającą się i zupełnie brzydką znalazł ją jej chłopak. Bo nie, aż cierpła jej skóra na myśl o tym, że może w tym momencie potencjalnego ojca swojego dziecka nazwać kochankiem.
- Nie całuj mnie, pachnę jak jakaś kanalizacja - mruknęła, ale trochę wbrew temu wtuliła się w jego pierś czując, że jedynie jego spokojny ton może uciszyć jej natrętne myśli. Nic nie było dobrze, wręcz cała orkiestra grała, że jest źle i wiedziała, że odczytuje to z jej spojrzenia, gdy wreszcie podniosła głowę. Co więcej, i on na nią również tak patrzył, co w innych okolicznościach sprawiłoby jej frajdę, bo rozumieli się bez słów, ale obecnie… Chyba chciała, żeby jego myśli nie podążały w tym samym kierunku, bo to już nie była histeria, a mocne podejrzenie. - Muszę iść do apteki - zdecydowała i odkleiła się od niego, by wreszcie się ruszyć, ale brak śniadania i chyba osłabienie zrobiły swoje, bo zatoczyła się przy ścianie jak pijana.
Cholera, tak słaba nie była od…pierwszej ciąży. Witaj w piekle, Desiree.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Całkiem niedawno rozmawiali o tym, że przydałoby się im trochę spokoju. Po początkach ich relacji utrzymywanych w wielkiej konspiracji, całej tej energii traconej na ukrywaniu się najlepiej jak umieli, potem fajerwerkach w postaci Walentynek spędzonych z najdroższą sercu jego żony kuzynką (i znacznie mniej drogim mężem rzeczonej), liczyli na to, że wszystko w końcu poukłada się na tyle, że choć odrobinę będą mogli mieć spokój.
Dobre sobie. Nigdy nie wierzył w jakąś moc cudownej siły wyższej, która sprawiedliwie rządzi i dzieli, wyrównując rachunki dobrych i złych uczynków. Teraz stał jednak w tej nieszczęsnej futrynie, przyglądając zmarnowanej jak nigdy wcześniej Desi i zastanawiał się, czy to jakaś specyficzna kara losu czy coś jeszcze innego. Długo jednak nie mógł tego roztrząsać, bo zdawał sobie sprawę, że z ich dwojga to teraz ona jest w gorszym położeniu, musiał być więc teraz wsparciem właśnie dla niej. Przytulił ją do siebie mocno, gładząc przez chwilę delikatnie po plecach. Zwykle pewnie odpowiadałby właśnie coś w stylu a skąd przekonanie, że pojawiłem się w tym celu?, dzisiaj wyjątkowo nie było mu jednak do żartów, cmoknął ją więc jedynie w czubek głowy. Zbierał myśli, nie chciał zarzucić byle jakim frazesem.
Widocznie to ostatnie przychodziło dużo łatwiej samej Desiree. Dziewczyna szybko bowiem zebrała się w sobie, odsunęła od niego i z pewnym gotowym planem ruszyła przed siebie. Daleko co prawda nie uszła, okazało się że jest na tyle osłabiona, że wcale nie będzie to takie proste.
- Hej, hej, hej - zdążył tylko rzucić, asekurując ją w miarę możliwości na tyle, by nie zaprzyjaźniała się ze ścianą zbyt mocno. Przyciągnął ją do siebie ponownie i fachowym okiem stwierdził: - Na razie to pójdziesz co najwyżej usiąść albo poleżeć. Chodź - i na tyle, na ile mu pozwoliła pomógł jej bezpiecznie ulokować się w jakimś wygodnym miejscu. Między Bogiem a prawdą nie wiedział do końca co ma teraz mówić czy robić, jak się zachowywać żeby pomagać a nie przeszkadzać. I między Bogiem a prawdą po raz pierwszy w życiu zdawał sobie z tego sprawę, zwykle w końcu byłoby mu wszystko jedno. Aż tak się zmienił dzięki (przez?) Desi. - Potrzebujesz czegoś? Wody? - może i działał odrobinę po omacku, nieba w końcu chciałby jej uchylić, ale na ten moment nie wiedział co może zrobić więcej. Usiadł sobie koło niej i złapał ją za rękę.
- Pochwaliłaś ostatnio ten nasz cudowny spokój, co? - uśmiechnął się jakoś tak... wspierająco? W głowie jednak miał zupełny kocioł myśli. Czy nawet będąc w kimś tak zakochanym, jak oni w sobie wzajemnie, po jakimś pół roku znajomości można spokojniej reagować na wiadomość o ewentualnej ciąży, o wspólnym (choć może i niekoniecznie) dziecku? Chyba przerastało go właśnie, że na to można być kiedykolwiek gotowym. Przygarnął ją do siebie delikatnie i czule zapytał: - Choć trochę lepiej? - Desi wcześniej była blada jak ściana, a i epizod w którym nie mogła zrobić dosłownie kilku kroków kroków był mocno niepokojący. Przyglądał się jej teraz więc badawczo, jakby szukając jakichkolwiek oznak, że wszystko ma się ku dobremu.
Bo ma, prawda?
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Była tak daleka od spokoju jak tylko się dało i wiedziała, że to zasługa tej pieprzonej niepewności, która obecnie szargała wszystkimi jej nerwami. Zupełnie jakby fakt, że wnętrzności miała w rozsypce nie wystarczał. Musiała jeszcze doświadczać tego piekła na ziemi, zwanego diagnozowaniem się na podstawie samych obaw. Może i Desi daleka była od wpisywania swoich objawów w wujka google (przynajmniej wiedziała, że nie ma raka), ale przecież była lekarką i to całkiem dobrą.
Zresztą chyba każda kobieta, zwłaszcza taka, która już rodziła, odczuwała pewne symptomy, wskazujące na to jak jest źle. A było bardzo i nie dało się tego ukryć przed Flannem, nawet jeśli pozornie to ona była tą bardziej poukładaną i nakierowaną na działanie. Przywilej chirurga- umiała w momencie zebrać się do kupy, odstawić wszelkie prywatne animozje i działać. Również teraz, gdy sprawa dotyczyła chyba najbardziej prywatnej kwestii w jej życiu postanowiła na chwilę zastygnąć w tym przerażeniu i nie dać dojść do głosu podejrzeniom, które skutecznie rujnowały jej psychikę.
Zresztą, czy po stracie kilkuletniego dziecka można mieć jeszcze cokolwiek bardziej zrujnowane?
Najwyraźniej jednak głowa odpuściła, ale ciało zareagowało po swojemu i mało brakowało, a osunęłaby się bezwładnie po ścianie.
- To tylko zawrót głowy - Flann musiał przywyknąć, że sypia z lekarką i zawsze będzie bagatelizowała nawet najbardziej poważne objawy. Miarą jej szacunku do niego było to, że jednak nie protestowała i dała się odprowadzić na kanapę, która nieco wirowała w jej głowie.Tak, po prostu było jej słabo, pewnie to było związane z ciśnieniem, pogodą, słabą kondycją, może wyczekiwanym przez nią okresem, bo nie było możliwości, żeby Desiree była w ciąży. Tej myśli do siebie nie dopuszczała i gdyby na świecie istniało jakieś myślenie życzeniowe to właśnie krwawiłaby i wszystko byłoby po staremu.
Najwyraźniej jednak nie miała takiej mocy sprawczej, bo mdłości nie ustępowały, a propozycję wypicia choćby łyka wody przyjęła litościwym milczeniem. Miłość miłością, ale malarz nie chciałby jej zobaczyć po tym jak przełknie cokolwiek, tego była pewna.
- Powinnam się domyślić, że wszechświat w końcu da nam do wiwatu. W końcu to nie tak, że jesteśmy porządni, co? - odwzajemniła z trudem uśmiech i spojrzała na ich splecione ręce. Ostatnio faktycznie wszystko się uspokoiło i naprawdę liczyła na to, że wszystko, łącznie z jej związkiem ułoży się w jedną całość, a obecnie zaś poczuła jak z każdej strony napierają na nią ogromne ściany i każda usiłuje ją zgnieść. Wrażenie to było tak namacalne, że w końcu przymknęła oczy i oparła się o kanapę.
- Flann, ja chyba jestem w ciąży - wypowiedziała w końcu te słowa, te, o których oboje myśleli już od kilku minut. Musiały one w końcu paść i tylko to chyba podtrzymywało ją na duchu, bo przecież to jeszcze nic pewnego. Póki nie zrobi testu to mogą sobie tak gdybać, a przecież i tak potem trzeba wykonać badania krwi i podjąć jakąś decyzję.
Otworzyła wreszcie oczy i spojrzała na niego szukając tym razem w jego wzroku jakiejś odpowiedzi, bo sama miała tylko szereg niewłaściwych badań. Żadne z nich nie przyniosłoby jej ukojenia.
- Muszę zrobić test -dodała wreszcie i to muszę to było zadanie dla niego, skoro nie pozwolił jej iść do apteki.
Gdzie, do cholery, im się tak pokomplikowało?


Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Powinien się pewnie liczyć z tym, że przyjdzie taki moment, że jakiś upierdliwy typ tam na górze, ten sam który każdego jednego dnia tak ochoczo steruje ludzkością, wpadnie akurat między nich i postanowi na swój sposób wyrównać rachunki. Desiree bowiem miała rację, w końcu to nie tak że jesteśmy porządni było chyba ich hasłem przewodnim a najwyraźniej w takich okolicznościach przyrody nie można było mówić o permanentnym szczęściu.
- Tylko - powtórzył za nią z pewnym przekąsem. Owszem, w pewien sposób przyzwyczaił się już do tego, że związał się z panią doktor i jej się nigdy nic złego nie dzieje, choćby wpisywało się w to nawet odpadnięcie jakieś części ciała. Westchnął lekko. - Raczej t y l k o ledwo trzymasz się na nogach. Chodź, musisz odpocząć - pytanie teraz brzmiało, czy od takiej sytuacji można w ogóle odpocząć? Przecież nie było na tym świecie takich cudów, żeby się móc ot tak wymiksować od nawet dosyć jeszcze ewentualnej ciąży. Na swój sposób więc cieszył się, że tak łatwo przyszło mu zgarnięcie jej z tej łazienki na kanapę. Zajął sobie w końcu miejsce obok niej i przygarnął ją mocno do siebie, gładząc najpierw po ramieniu a potem trochę po włosach. Czy chciał ją w ten sposób jakoś, choć trochę uspokoić? Owszem, ale w tym wszystkim również odrobinę egoistycznie uspokajał i siebie.
- Wiesz - zaczął spokojnie. Zamierzał w ogóle być teraz mocno spokojny i opanowany, doszedł do wniosków że właśnie tego bowiem potrzebuje Desi. - Mam wrażenie, że im lepiej zaczyna się między nami układać, zawsze będzie działo się coś, żeby przypadkiem nie było za dobrze. To ta śmieszna karma? - w końcu nie raz i nie dwa każde z nich słyszało pewnie, że nie buduje się szczęścia na nieszczęściu innych i takie inne bla bla bla. Nigdy jednak nie sądził, jak mocno będzie to w niego uderzać, kiedy sam postanowi w końcu zawalczyć o swoje prywatne szczęście. Wróć, i c h prywatne szczęście.
Na jej pytanie o ciążę jedynie pokiwał twierdząco głową. Nie trzeba było przecież mieć żadnego medycznego wykształcenia, żeby połączyć w jedną całość ciąg pewnych objawów, na dodatek wykończonych tak spektakularnym porankiem jak ten.
- Nie wyglądasz na specjalnie zadowoloną z tego powodu - starał się póki co ocenić dosyć neutralnie, ale między Bogiem a prawdą to nie rozmawiali przecież o posiadaniu dzieci, na ten moment nie wiedział więc nawet czy Desi chce owe mieć, i czy cokolwiek w tym temacie chciałaby planować. Czy powinien jednak od razu przechodzić do kolejnych, dosyć intymnych pytań? Zakładał dość śmiało, że owszem, byli w końcu dla siebie najbliższymi osobami, z kim więc miał o tym rozmawiać? - Nie chcesz w niej być, hm? - jeśli bowiem miałoby być inaczej, najwyraźniej okazałoby się że Flann nie znał się wcale na kobietach. Nie mógł być tego jednak w stu procentach pewny, w końcu hormony i cała reszta ciążowych fajerwerków robiły różne rzeczy. Zanim jednak usłyszał odpowiedź, został dość bezpośrednio wypchnięty... na zakupy?
- Zaraz jakiś kupię. Chcesz jechać ze mną do tej apteki? Nie chciałbym zostawiać cię samej - i owszem, był to w tym momencie przejaw najwyższej wręcz troski.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Nie wiedziała nawet czy wierzy w kogoś na górze, więc trudno było stwierdzić czy to działanie siły wyższej czy własnej niefrasobliwości. Gdy pierwszy szok minął, jak to lekarka zaczęła szukać przyczyny swojego odmiennego stanu i faktu, w którym momencie tabletki antykoncepcyjne mogły tak zawieść. Sama diagnoza to jedno, ale musiała poznać przyczynę i wiedziała, że po części jest to najwyraźniej jej wina.
Powinna zasugerować mu podwójne zabezpieczenie, gdy złapała przeziębienie, ale w końcu byli zakochani i uważali, że nic złego nie może się stać. O ile to było jego dziecko, bo równie dobrze to James… który brał od niej co chciał bez pytania. Od takich podejrzeń aż robiło jej się niedobrze i cieszyła się, że ma obok siebie to silne ramię Flanna, które przypominało jej, że nie jest w tym wszystkim sama.
Tyle, że to jej ciało zostało zaatakowane i zainfekowane i to ona czuła się winna tej całej sytuacji. Przy całym uczuciu do mężczyzny wiedziała jednocześnie, że jest poniekąd samotna i choć mało być osób tak zaprawionych w kryzysach jak Desiree, obecnie czuła, że nieco ją to wszystko przerasta.
Przy nim jednak starała się uśmiechać.
- Z tą karmą to błędne założenie, wiesz? Zazwyczaj oznacza ona karmę po śmierci, w kolejnym wcieleniu, więc najwyżej zostaniemy jakimiś żuczkami po śmierci, o ile jest coś takiego jak reinkarnacja - tak po prawdzie nie wiedziała nawet na jaką cholerę mu to mówi i jaki to ma związek z faktem, że jest w ciąży, ale tak naprawdę mówiła po to, by mówić i na chwilę odrzucić te wszystkie niedorzeczne myśli.
Powracały one jednak jak bumerang i trzeba było wreszcie zmierzyć się z własnymi emocjami w stosunku do tego stanu. Bezpośrednie pytania Flanna domagały się jasnej odpowiedzi, tyle że dla niej to wszystko nie było aż tak proste.
- Nie chciałam mieć dzieci po tym wszystkim. Wydawało mi się, że już tego drugi raz nie zniosę - wyjaśniła więc cicho. - Teraz… To nie jest za dobry czas na ciążę. Masz żonę, ja mam kogoś, nie możemy zaczynać życia od wpadki - tyle, że mówiąc to zdała sobie sprawę, że nigdy tak serio nie rozmawiali o tym, że on odejdzie od żony. Po części z każdym kolejnym słowem zaczynała się obawiać, że po prostu ją zostawi, bo nadal był żonaty i ona wobec niego nie miała żadnych praw.
Ta myśl zaś raziła ją jak piorunem i była znacznie bardziej bolesna niż zawroty głowy i mdłości. Ta myśl sprawiła, zresztą, że na moment chciała zostać sama, by się przygotować do tego, że ją porzuci. Gdy jednak zaproponował jej wspólny spacer do apteki, skinęła głową.
- Flann? - zapytała jeszcze i wreszcie zacisnęła dłonie na jego ramieniu. Nie wiedziała jak sformułować prośbę o to, by jednak dał jej szansę i nie porzucał ją tylko dlatego, że była tak cholernie nieodpowiedzialna i zaszła w ciążę.
- Dobrze, pójdę się ubrać - nie dokończyła swojej myśli i ruszyła do łazienki czując, że zniesie absolutnie wszystko poza jego stratą, a to było nieuniknione.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Wszystkie te myśli, które teraz tak śmiało kłębiły się w jego głowie - o ewentualnej ciąży, jeszcze bardziej ewentualnym dziecku, o tym że nawet nie mają pewności że to on jest jego ojcem, a w końcu o tym jakie są inne z tej sytuacji wyjścia - robiły właśnie z jego mózgu sieczkę. Ostatni wręcz pasztet, przez który sam czuł się zagubiony i na swój sposób poirytowany. Nie mogli być w końcu aż tak złymi ludźmi, żeby karać ich aż takim mieszaniem w ich wspólnym życiu za sam fakt tego, że (co prawda dosyć bezczelnie) próbowali być po prostu szczęśliwi.
- Och, zdecydowanie tego w tym momencie potrzebowałem - żachnął się, wywracając przy tym oczami w tak przerysowany sposób, że chyba oczywiste stawało się to, że zaczynał żartować. - Poczuć się niewykształcony i malutki - dodał w uzupełnieniu dla pierwszej części swojej wypowiedzi, po czym się delikatnie i niezbyt głośno roześmiał. Przyciągnął ją do siebie mocniej i pocałował ze swoistym rozmachem w czubek głowy, odrobinę psując jej przy tym - i tak co prawda będącą w niezłym nieładzie artystycznym - fryzurę.
Szybko jednak przyszło mu spoważnieć. Owszem, z tym całym - choć nadal wciąż ewentualnym - odmiennym stanem Desi nie było im specjalnie po drodze, wróć: nie było im w ogóle po drodze. Nie chciał jednak by miała go za jakiegoś ostatniego potwora, który w takim momencie widzi tylko jedno rozwiązanie. Albo nie daj Boże, bierze nogi za pas. Przez moment więc pewnie panowała między nimi cisza, ale kiedy tylko udało mu się złapać jej spojrzenie, zaczął z całą możliwą troską i czułością, do której był tylko zdolny.
- Kochanie, ja nie chcę żebyś się czuła do czegokolwiek zmuszana. Wszystko możemy sobie jakoś ułożyć - jakoś niestety było słowem-kluczem, i gdyby jednak zdecydowali się to dziecko wspólnie wychowywać, wymagałoby tak wielkiego wywracania swoich żyć do góry nogami, że nie wiedział czy udałoby się im to przeżyć, nadal zostając przy tym parą.
I może znali się krótko, a ich romans wybuchł ogniście niczym jedna z tych na moment rozbłyskających gwiazd, ale miał w ostatnim czasie wrażenie, że nikogo nie zna lepiej od niej. I że ona jest tą osobą, która najlepiej zna jego. Widział więc, że to zmartwienie rysujące się na jej twarzy. I wiedział, że stoi za nim coś więcej niż sam fakt tego, że ciąża jest ostatnim czego chciała dla siebie Desiree. Gdy więc zawisło między nimi jego imię, rzucone w formie pytania przez jego blondynkę, odpowiedział szybko:
- O co chodzi? - licząc że nadają na tych samych falach na tyle, że Desi będzie wiedziała o jakie co on w tym momencie pyta. Zanim jednak odpowiedzi się doczekał, blondynka poderwała się z kanapy z konkretnym zamiarem wyszykowania, by ruszyć wspólnie do apteki. Wiedział, że dziewczyna nadal jest słaba, więc jakoś wręcz odruchowo poderwał się za nią, pytając troskliwie:
- Pomóc ci z czymś?
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
W którymś momencie ich romans stał się bardzo na serio. Nie odnotowała tego faktu od razu, bo przecież to nie było tak, że napis na ścianie wieszczył, że zakochała się w swoim kochanku. Nie było też fanfar ani wielkiego objawienia, meteoryty nie spadały z nieba. Po prostu tak się stało i gdzieś codzienność stała się nieznośna bez udziału w niej Flanna. Sama zaś ona, zazwyczaj bardzo samodzielna i niezależna stała się bezbronna bez jego towarzystwa. Momentami też fakt wkurzał ją niesamowicie, w innych chwilach zaś po prostu rozczulał.
Obecnie… Przerażał i to śmiertelnie, bo siedzieli sobie oboje i dywagowali o karmie, podczas gdy gdzieś w jej łonie (anatomicznie mogła podać dokładną lokalizację) rosło sobie nowe życie. Na tyle bezczelnie, że przejęło jej ciało bez żadnego pozwolenia sprawiając, że walczyła z mdłościami, zawrotami głowy i hormonami, które na przemian nakazywały jej szukanie bliskości z potencjalnym ojcem dziecka (o ile to on) i jednocześnie go odrzucały, bo miał żonę i zaraz ich porzuci. Ta karuzela zdawała się nie mieć końca, a biedna Desi choć po części rozumiała co się z nią dzieje, mimo wszystko nie mogła opanować chemicznej gospodarki swojego ciała, które szykowało się do wielkich przemian.
Dlatego żachnęła się i pokręciła głową.
- Tak, bo akurat ja mam cię za maluczkiego - ale nie pozwoliła mu się odsunąć, wreszcie wtuliła głowę w jego szyję starając się dojść ze sobą do porządku. Syzyfowa to była praca, bo nim się obejrzała, znowu w centrum uwagi znalazła się jej ciąża, a raczej ciężar decyzji, który powracał do nich jak bumerang. Każda z nich zdawała się być tak samo trudna, więc zaciskała magicznie dłonie, by okazało się, że żadnego dziecka nie ma.
- Co sobie ułożymy? - zapytała wprost, bo Desiree nigdy nie była kobietą, która zbytnio owija w bawełnę. - Masz żonę, pamiętasz? Będziesz wpadać tak jak teraz, by zobaczyć się z dzieckiem? A jeśli to nawet nie twoje dziecko? - wypowiedziała w końcu te słowa i zakryła twarz dłońmi. - On mnie zabije… jego też… - te urwane wypowiedzi może byłyby zwykłą histerią, gdyby nie fakt, że gdy podniosła głowę, mógł zobaczyć na jej twarzy wymalowane wręcz przerażenie. Coś tu bardzo nie grało i nie bez powodu zbyt nerwowo zaciskała palce na własnych nadgarstkach.
Może od tego powinna zacząć, a nie od gdybania czy zostaną razem? Tak postąpiłby każdy racjonalny człowiek, a ona nawet zakochana należała do ludzi trzeźwo myślących. Albo tak się jej zdawało, bo gdy zapytał wprost, odrzuciła potrzebę opowiedzenia mu o tym jak się James nad nią znęca i postanowiła zadać mu całkiem inne pytanie.
- Planujesz ją kiedyś zostawić? - nie rozmawiali nigdy o tym i nigdy też tego od niego nie wymagała. Ewentualna ciąża tego również nie zmieniała, ale Desi musiała się przygotować na to, że może zawsze być tą trzecią, a to nie był status, który by w jakikolwiek sposób zadowolił.
Nie teraz, nie, gdy wiedziała, że jest w nim zakochana, choć żadne deklaracje między nimi nie padły. I chyba nie była gotowa też na jego odpowiedź, bo poderwała się, by się ubrać.
- Nie - od razu usadziła go z powrotem i spojrzała na niego z góry. - Po prostu przemyśl moje pytanie, a ja pójdę poszukać czegoś wygodnego - i ruszyła do sypialni, gdzie miała kilka ubrań, choć żadne z nich nie nadawało się na tego typu okazję.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Zastanawiał się właśnie mocno, jak doszło do tego, że jakakolwiek kobieta mogła tak wiele zmienić jedynie swoim pojawieniem się w jego życiu. Był gotowy na standardowy pakiet zachowań, czyli najpierw panika, a potem ucieczka. W kwestii uczciwości małżeńskiej był i może ostatnim (typowym?) zdradzającym hipokrytą, jednak kiedy przychodziło do uczciwości ze sobą, grał w otwarte karty. Flann Rohrbach był nieznośnym, teraz już dorosłym, bananowym dzieciakiem opakowanym jedynie w trochę bardziej wymyślne ubranko, w końcu bycie artystą dawało przyzwolenie na więcej. Mógł mieć więc te swoje humory, potrzebę bycia w centrum uwagi, zamiłowanie do pięknych kobiet i strach przed zobowiązaniami, one w końcu wielkiemu twórcy przystoją. Nikt nie śmiał się przez całe lata odezwać, bo nie zakłóca się procesu twórczego.
Wystarczyło jednak, by na jego orbicie pojawiła się Desiree i był w stanie się od tego wszystkiego odciąć. Zaskakiwał sam siebie w tym momencie, jego mózg może i owszem, lasował się właśnie na ostateczny pasztet od nadmiaru wrażeń, ale nie było w tym krzty paniki. Albo chęci opuszczenia imprezy w angielskim stylu, bo cokolwiek miało pójść nie po ich myśli. Wręcz przeciwnie, przyciskał ją do siebie mocno i szukał każdej drogi by móc ją wesprzeć.
- Nie pogniewałbym się - wzruszył lekko ramionami, jakby w tym aspekcie było mu delikatnie mówiąc wszystko jedno. Do końca nie było to prawdą, bo on sam po prostu się liczył z tym, że w kwestii edukacji z tą swoją nieszczęsną magisterką ze sztuki (to nawet brzmi niedorzecznie) nie miał żadnego podjazdu do Des, która w końcu była lekarką. Pewnie wskazywałby ją za najmądrzejszą z kobiet, które zna.
Zdał sobie jednak również sprawę z tego, że do tej pory ich związek był krainą mlekiem i miodem płynącą, mieli względny spokój, byli szczęśliwi, chyba nawet pokłócić na poważnie się nie zdążyli. Teraz jednak, kiedy Desi tak wprost wywaliła te rzeczy jedna po drugiej, poczuł się gdzieś w środku głęboko rozgniewany. Nie, nie jej reakcją, bo akurat za nią nie mógł jej przecież winić. Wszystko inne jednak mógł, odsądzał więc w myślach od czci i wiary wiele rzeczy. Choćby to po co w ogóle była mu ta żona. Albo czemu los nie może być dla nich łaskawszy. Bo jednak obejść się mógł odrobinę delikatniej.
- Hej, posłuchaj mnie - zaczął więc w końcu pewnie i poważnie, śmiało zakładał że może sobie na to pozwolić bo huragan emocji targający nim co chwilę, odrobinę się uspokoił. - Nie wiem jeszcze do końca jak to zrobię, jak to zrobimy, ale nie zamierzam być dożywotnio tylko opcją b, typkiem tylko od weekendów - zabrzmiało przykro? Tak też mu się zrobiło. Im bardziej zdawał sobie sprawę z tego jak cholernie bardzo mu na niej zależy, tym było mu ciężej. - Kocham cię - to powiedział akurat z taką mocą, że nie mogło być nieprawdą. I milczał tak długo aż w końcu udało mu się spojrzeć jej prosto w oczy. - Nie planowałem nigdy posiadania dzieci, ale jeśli tylko ze mną wytrzymasz i będziesz chciała je mieć, obiecuję że to mocno przemyślę i pewnie jak będzie trzeba to zrobię ci i choćby trójkę. M u s i m y sobie poukładać to wszystko co jest poza nami, teraz... mam wrażenie że to nie jest jeszcze właściwy moment i że ty po prostu tego nie chcesz - on również nie należał bowiem do tych co owijają w bawełnę, ale sam się chyba dziś po sobie takich słów nie spodziewał. I pewnie właśnie roztrząsałby to we własnej głowie, kiedy zauważył to co się z jego ukochaną dzieje. Zsunął się delikatnie z kanapy i ukucnął przed nią, łapiąc ją delikatnie za dłonie i próbując uspokoić jej dłonie, powoli, bardzo powoli prostując palec za palcem, by nie wciskała paznokci tak dotkliwie w nadgarstki. Widział jej przerażenie i miał wrażenie, że chyba zrozumiał o co chodzi więc spoważniał w dosłownie ułamku chwili do takiego stopnia, że Desi takiego Flanna chyba jeszcze nie znała.
- Co się dzieje? - przecież nie mógł pozwolić bazować sobie jedynie na domysłach? Mimo wszystko czuł, jak gdzieś tam w środku odpala mu się jakaś ostateczna wręcz wściekłość. Może i próbowałby formułować swoje pytanie jakoś delikatniej, cokolwiek dodać, ale wtedy inicjatywa wyszła jeszcze od jego ulubionej blondynki.
Czy planował odejść od swojej żony? Owszem. Jeśli miałby być szczery, kiedy dopiero zaczynał swoją relację z Desi, miał jeszcze nadzieję że tamto się samo jakoś magicznie naprawi. Że on znajdzie sens ich związku (miłości?), przypomni sobie czemu się akurat w tamtej kobiecie zakochał i dlaczego przez tyle lat to jednak działało. Czas leciał, a on czuł się coraz bardziej odstawiony na boczny tor. I coraz bardziej zastanawiał się czy kiedykolwiek Aspen kochał. Bo przecież ludzie nie zmieniają się nigdy aż tak bardzo, prawdą? Jeśli tak, to nie był w stanie uwierzyć, że mógł pokochać kogoś tak mocno zapatrzonego w siebie. Kogoś, kto odtrąca swoją najbliższą osobę w momencie, kiedy ta zaczyna się witać z dnem. Doszedł do takiego momentu, w którym wiedział, że miłość i pełne zrozumienie odnalazł w te ślicznej blondynce, na którą właśnie patrzył i ostatnim świństwem byłaby próba jakiekolwiek nielojalności względem jej osoby. A za taką uzbawałby dalsze tkwienie w małżeństwie, dla którego nigdy nie było szansy na happy end.
Poczekał jednak ze swoim komentarzem do momentu, w którym przebrana Desiree pojawiła się znowu na tyle blisko, by wszystko do niej dotarło.
- Tak - odpowiedział pewnie, na dodatek zgodnie z prawdą. Wiedział, że im szybciej tym lepiej - choć może i pośpiech złym doradcą bywał - ale za moment graniczny opracował wesele kuzynki Aspen, wcześniej raczej przyjaciółki, choć śmiał się teraz czasem sam do siebie, że Desi nie bierze jeńców i odbiła dziewczynie również i ją. - Chcę z nią porozmawiać po tym nieszczęsnym ślubie. Nie potrzebujemy skandalu - a znając tą całą popieprzoną rodzinkę tym właśnie okazałby się nagły rozwód, który przykryłby pewnie rozgłosem nawet i samo wesele, a aż taką świnią chyba nie był. Choć chyba to słowo klucz, bo naprawdę był coraz bliższy temu, by wyprowadzić się z domu z dnia na dzień. Nic go tam przecież nie trzymało, prawda?
- Już, gotowa? - zapytał jednak w końcu, zupełnie tak jakby nie było to oczywiste.
Choć wątpił że na pewne wieści g o t o w i wcale nie byli.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Dopiero ta sytuacja skłoniła ją do przemyśleń. Wcześniej można rzec, że absolutnie szła z prądem wiążąc się z mężczyzną, którego los postawił na swojej drodze. Nigdy nie przejawiała wiary w jakąś mityczną siłą wyższą, która zsyła na nią określonych ludzi, ale przyglądając się Flannowi musiała odnieść wrażenie, że ich spotkanie było tak przypadkowe, że musiało być przez kogoś zaplanowane. Paradoks, ale gdy tak zastanowić się głębiej… Co mogło połączyć ją z artystą? Gdyby nie to spotkanie na pustej drodze w Noc Duchów to pewnie nie mieliby szansy się zobaczyć. Ba, Flann był przecież szanowaną personą w świecie sztuki, a ona nigdy nie trudziła się, by choćby przejrzeć rubrykę artystyczną w porannej gazecie, którą czytała między jedną, a drugą operacją.
Szanse na zetknięcie się ich światów były wręcz zerowe, zresztą Desiree nawet mając go na swoim stole operacyjnym pewnie prędzej pokłóciłaby się z nim o jakąś niesubordynację, którą przejawiał od zawsze, a nie… Była nim zauroczona. Tu jednak zadziałała magia i choć nie lubiła tego słowa, wyczuwała w tym również jakiś element przeznaczenia, pchający ich do siebie z tak wielką siłą, że nie mogli się jej oprzeć.
Sama ta myśl wydawała się jej niedorzeczna, bo przecież należała do kobiet trzeźwo myślących, więc powinna raczej opierać się na fakcie, że zwyczajnie chcieli się ze sobą przespać i zaiskrzyło, a nie dorabiać do tego miliona teorii. Nie mogła się jednak przed tym powstrzymać, zupełnie jakby mężczyzna swoim pojawieniem się przywracał jej wiarę w to, co naturalnie pogrzebała w toku kolejnych rozczarowań. Ich ślady nadal nosiła na swoich nadgarstkach jak te obrączki, świadczące o tym, że nie powinna się wychylać i snuć swojego szczęśliwego zakończenia z kochankiem. A jednak to robiła- świadomie bądź mniej projektowała wizję idealnego domu gdzieś na przedmieściach, powrotu z dyżuru i Flanna, malującego w swojej pracowni. Normalności, gdzie nie musiałaby się obawiać każdego, głośnego kroku czy śmiechu. Może znowu nauczyłaby się śmiać całą sobą, a nie uśmiechać tak jak do tej pory?
Od tego typu wizji zawsze koniec końców robiło jej się smutno, bo w tej bajce książę miał już piękną żonę, z którą budował swój domek na przedmieściach, a ona nadal unikała prasy bulwarowej. Tym razem świadomie, by nie natknąć się na ich piękny obrazek małżeńskiego szczęścia, które wykluczało to dla Desi. Nie rozczulała się jednak nad sobą nadto. Każdy miał rolę do spełnienia w tym dramacie, a jej, choć cicha i przypisana zwykle do dublerki nie była taka najgorsza.
Nie, gdy Flann stał obok i mogła wierzyć, że zostanie tym razem na dłużej. Wydzierała go jej, kawałek po kawałku, łapczywie, ślepo i teraz też musiały paść słowa, które zabrzmiały jak chory wyrzut, choć to nie był winien tej całej popieprzonej sytuacji. Była gotowa nawet go przeprosić, że była taka niemądra (nawet z tym medycznym wykształceniem), ale zatrzymał ją i wypowiedział te słowa, które każda dziewczyna pragnie usłyszeć.
I Desi do nich się zaliczyła, choć nie było to ani trochę współczesne bądź oryginalne.
Mimo tego uśmiechnęła się i po raz pierwszy miała ochotę zacząć się zwyczajnie śmiać i nie z niego, a do niego, by pokazać mu całą swoją miłość, którą do tej pory tak zachłannie chowała na później. W końcu nigdy nie miała pewności czy to ich spotkanie nie jest tym ostatnim, tym, na którym zdecyduje o powrocie do żony. Tymczasem jednak mówił, że ją kocha i te słowa były jak zaporą, która zatrzymała kolejne- te bardziej paskudne, choć i konieczne. Chciała na moment się od nich oderwać i skupić na brzmieniu tych, które były wyznaniem.
- Ja ciebie też kocham - oznajmiła jednak prosto, zupełnie jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. W środku mogła rozgrywać się wielka feta z orkiestrą, ale Desiree nigdy nie była dobra w manifestowaniu swoich uczuć. Przynajmniej nie za pomocą słów, bo patrzyła na niego tak jakby rozumiał doskonale wszystko. Wiedziała, że w tym jest najlepszy. Ta krótka chwila, wymiana spojrzeń, zaklepanie czegoś, co przecież oboje wiedzieli od momentu spotkania się w tym deszczu. Zakochali się w sobie i wreszcie wypowiedzieli te słowa głośno, choć wiedziała, że kryje się za tym znacznie więcej i to więcej też wymaga dyskusji.
- Nie mówiłam ci jeszcze, ale chciałam… chcę wrócić do szpitala. Nie mogę być w ciąży, jeśli chcę skończyć rezydenturę. Przerabiałam to już i to nie jest dobry moment na założenie rodziny - przyznała mu rację. Nie chciała tego dziecka, nie teraz, być może nigdy, ale nie uważała, by musieli nad tym teraz się zastanawiać. W końcu jeszcze na dobrą sprawę nie stali się parą z prawdziwego zdarzenia, a przeszkody piętrzyły się przed nimi w zaskakującym tempie i nie zawierały tylko jej żony. To właśnie ten strach, ta panika ją zupełnie rozbiła i skłoniła Flanna, by wreszcie ukucnął przy niej. Spojrzała na niego i pokręciła głową.
- Najpierw rozwiążmy jeden problem, co? - ton jej głosu był niemal błagalny, bo powoli zaczynała sobie zdawać sprawę, że jeśli on kiedykolwiek dowie się o Jamesie to może się to skończyć tragicznie. Jej plan, który zakładał, że poradzi sobie sama rozsypał się niemal jak domek z kart, a jeszcze nie miała żadnej opcji B. Poza tym była w ciąży. Ta myśl powracała falami i uderzała w nią powodując, że hormony buzowały jak szalone i zmuszały ją do zadawania tak niewygodnych pytań jak to o rozwód. Obiecywała sobie, że nie będzie jedną z tych kochanek, które drążą ciągle sprawę rozstania ze swoim partnerem, ale najwyraźniej wystarczyło ją zapłodnić, a stawała się tak cholernie emocjonalna.
Nawet odpowiedź Flanna sprawiła, że zadrżała, bo akurat termin wesela był terminem krótkim, wypisanym na zaproszeniu, które jej dostarczono. Po części uważała to za wyborny żart Remingtonów, a po części sądziła, że spędzi wieczór tortur obserwując swojego chłopaka z żoną.
- Masz rację. Nie powinniśmy im niszczyć tego dnia - uśmiechnęła się z przekąsem, bo i tak to wszystko było niezłą komedią. - Zaprosili mnie, Ainsley mnie zaprosiła na ten pieprzony ślub - wyjaśniła mu wreszcie swoje zachowanie i pokręciła głową. Nie wiedziała nawet czy powinna w tej szopce uczestniczyć, a powinna niedługo to potwierdzić. Jak i swoje obawy, bo przecież jeszcze musiała umówić się na terminację ciąży.
Kiwnęła więc głową, gdy wreszcie była już ubrana i gotowa na prawdę. Albo przynajmniej starała się być dzielna, gdy podchodziła do niego i łapała go za rękę.
- Cieszę się, że cię poznałam, wiesz? Że z całego tego świata to właśnie ty okazałeś się altruistą i zechciałeś mi pomóc - wyjawiła mu ciszej, ale miała wrażenie, że za rzadko mu ostatnio mówiła jak był dla niej ważny i jak bardzo to spotkanie odmieniło jej życie. Samo kocham cię mogło nie wystarczyć, gdy widziała z czym Flann ostatnio się zmaga. Nieprzewidywalna ciąża zaś była ostatnim gwoździem do trumny.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Nigdy nie spodziewałby się chyba, że usłyszane od drugiej strony kocham cię będzie dla niego tak ważnym wyznaniem. Tak bardzo będzie tego potrzebował i tak bardzo będzie mogło to zmienić jego życie. Coraz śmielej bowiem dochodził do wniosku, że może i ich relacja była od samego jej zarania czymś złym - w końcu dla obojga było to budowanie swojego szczęścia kosztem ich wieloletnich partnerów - ale w głębokim poważaniu miałby to, co inni o tym sądzą. Desiree okazała się być tą osobą, tą kobietą dzięki wyłącznie której w ostatnim czasie ostatecznie nie zwariował, albo nie poddał się tej beznadziei, która tak wygodnie rozgościła się w jego życiu. W przeciwieństwie do jego żony, na którą powinien móc liczyć, ale niestety nie mógł. Pewnie był to pewien rodzaj sztampy - zła ślubna i dobra kochanka, na pewien sposób go to nawet bawiło, ale na pewno nie do czasu, kiedy docierało do niego, że w tym układzie nic nie jest na wyrost.
Mimo wszystko, nie mógł się powstrzymać i gdy wypowiedziała te słowa odpowiedział delikatnie:
- Wiem to, wiem - i cmoknął ją delikatnie w skroń. Musiałby być kompletnie ślepym by tego nie widzieć - Desiree w końcu realnie troszczyła i martwiła się o niego, była zainteresowana jego skromną osobą (i nie mam tu na myśli jedynie seksualnego aspektu) i jego życiem - czy to twórczością, czy przeszłością, żadne z pytań mu jednak nie przeszkadzało. Czuł się czasami zakłopotany, bo nie wiedział czy będzie jej mógł odpowiedzieć takim samym typem atencji, ale starał się jak mógł. Był to też pewien rodzaj wdzięczności za to, że dzięki niej wracala mu wiara w jakiekolwiek związki - przecież po popisach jakie odstawiała jego obojętna jak skała i zimna jak lód małżonka, to nawet święty straciłby cierpliwość.
Na jej wyznanie o chęci powrotu do szpitala, uśmiechnął się jednak szerzej. Pamiętał jej wyznania o tym, jak jej rodzinny dramat zmienił wszystko, jak straciła do swojej pracy całe serce i zamieniła to na... cokolwiek innego było idealnym określeniem. Cieszył się więc. Cieszył się tym, że w końcu udało odnaleźć się jej pewien spokój, który zapewniał takie jak ten powrót możliwości.
- Wiedziałem, że tak będzie - stwierdził z całą możliwą pewnością. Naprawdę to wiedział. - Czy mam się więc zacząć obawiać o to, że niebawem zabraknie ci dla mnie czasu? - niby pozwolił sobie na żart, ale jednak z tyłu głowy gdzieś kotłowała się myśl o tym, jak wszystko będzie mogło się zmienić. Ogólnie wiele rzeczy powinno - i zapewne w końcu to się stanie - się zmienić. To było jak pewnego rodzaju ukłucie zazdrości, jakby zupełnie nagle przypomniał sobie o jakimś dziecięcym wręcz egoizmie, a te przeklęte artystyczne serce i dusza o byciu w centrum uwagi. Ale spokojnie, poradzi sobie i z tym, w końcu jest dorosłym i dojrzałym mężczyzną. Prawda?
Jej najpierw rozwiążmy jeden problem jednak realnie go zaniepokoiło.
- Wydaje mi się, że to jest nadal ten j e d e n problem? - pewnie nie powinien drążyć. Pewnie powinien pokiwać twierdząco głową i zostawić temat na później, na kiedy indziej. Wszystko jednak do tego stopnia przestało mu się składać w jedną całość, że ośmielił się zapytać. Na swój sposób jednak czuł, że zaczyna stąpać po kruchym lodzie tematu, którego nie poruszali zbyt często - w końcu zwykle zbyt pochłonięci byli sobą wzajemnie, by roztrząsać sprawy dotyczące czy to jego żony, czy jej partnera. Może więc był to w końcu czas najwyższy?
Pieprzony ślub. Aż trochę parsknął śmiechem. Nie rozumiał fenomenu brania drugiego ślubu, ale przecież nie jemu to było oceniać. Jemu samemu w końcu nawet po tylko jednym niespecjalnie cokolwiek w małżeństwie wychodziło, najwyraźniej w odróżnieniu od dwójki tych bananowych dzieciaków. Choć chyba się nie spodziewał, że ośmielą się zaprosić Desiree.
- Ta twoja Ainsley... - urwał, bo właśnie zdał sobie sprawę z tego, że Desi to jednak nie bierze jeńców. Nie dość, że z taką śmiałością i łatwością sprzątnęła Aspen sprzed nosa jej męża (czyli jego skromną osobę), to teraz zagarniała jeszcze najlepszą przyjaciółkę. - Ta dziewucha to pieprzony diabeł - czyli typowy przedstawiciel ich porąbanej rodzinki. Wiedział w czym żona różniła się od reszty towarzystwa - Aspen po prostu chyba nie miała w sobie tego genu, hm... podłości? Co było jednak przykre, mógł się on okazać jej w tym momencie nad wyraz aż potrzebny.
- Wiesz, daleko mi do altruisty - uśmiechnął sie zadziornie. - Mogłem mieć zgoła inne pobudki - dodał minimalnie rozbawiony - bo do śmiechu mu w końcu nadal nie było - i cmoknął ją delikatnie w szyję. W innych okolicznościach przyrody pewnie już całkiem śmiało jego dłonie próbowałyby się dostać pod jej ubranie, wyjątkowo jednak okazja raczej do bliskości nie zachęcała. - Gotowa? - zmienił więc temat, pytając całkiem całkiem czule i wyciągnął rękę w jej stronę, jakby w ten sposób mógł ją zachęcić do ich wspólnej wyprawy. Tej, która mogła zmienić tak wiele.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Powtarzanie przez Flanna frazy wiem jeszcze kiedyś mogłoby ją urazić, ale obecnie uśmiechała się całkiem szeroko. Nie zmieniła się aż tak bardzo i żałoba nie minęła tak po prostu, ale przy nim wszystko znowu wydawało się możliwe. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś będzie odczuwać cały rój motyli, krążących w jej ciele, ale najwyraźniej wystarczyło spotkać tego odpowiedniego mężczyznę, a zmieniało się dosłownie wszystko.
Nie wątpiła przecież, że z nich wszystkich to malarz jest najbardziej idealnym partnerem dla niej. To okoliczności od początku były dla nich niesprzyjające i w to określenie bez trudu wrzucała nawet jego żonę, która zdecydowanie nie była świadoma rozpadu jej małżeństwa. A może była i robiła to z premedytacją?
Do Desi nie docierało jak można było dać odejść takiemu mężczyźnie. Mogła oczywiście winić siebie za ten romans i nieskomplikowany niczym (początkowo) seks, ale już zdążyła i poznać Flanna i wiedziała, że to wszystko nie jest takie proste. Nie z nim. Dlatego starała się jak mogła, by zapewnić mu przestrzeń, choć obecnie sama miała wrażenie, że rozlatuje się na milion małych kawałków.
James był lekarzem. Jeśli tylko zauważy objawy tak jak ona to nie będzie czasu na aborcję, na przemyślenie tego, będzie tylko… Zacisnęła powieki, by odgonić te wszystkie ponure myśli, bo przecież on powiedział, że ją kocha. Głupcy mówili, że miłość wystarczy. Desiree dodawała z przekąsem, że tlen też się przyda, ale dziś oddychała jedynie dla niego. Ta świadomość ją przerażała i budowała jednocześnie.
- Mówił ci ktoś, że jesteś za pewny siebie? - uśmiechnęła się delikatnie i pokręciła głową. Mogłaby bez końca opowiadać o tym dlaczego go uwielbia i jak jest szczęśliwa, że go znalazła, ale po raz pierwszy wiedziała, że słowa nie zastąpią spojrzeń, jakie w swoją stronę kierowali. Jeśli to nie była pewność to do cholery, co nią było?
To jak z zawodem lekarza. Od zawsze wiedziała, że to jej droga życiowa i dlatego teraz traktowała ten powrót jako oczywistość. Wcześniej uciekała od Jamesa, od kontaktu z nim i od zapachu śmierci, który subtelnie przypominał jej o straconym dziecku. Teraz razem z Flannem miała siłę na zmierzenie się z tym terrorem. Przewróciła więc oczami na ten jego brak czasu.
- Z tego co pamiętam, jesteś artystą i pewnie będziesz zamykać się w swojej pracowni bez końca, więc ja dla równowagi będę operować - zauważyła rozbawiona i choć nie wyglądała na taką, nie mogła się doczekać zanurzenia się ponownie w ludzkich wnętrznościach. Dla niego była delikatna i czuła, ale na sali operacyjnej zamieniała się w prawdziwe zwierzę, łaknące krwi i flaków. Wiedziała, że będzie tęsknić za tą adrenaliną, ale nie sądziła, że tak bardzo. Właśnie z tego powodu dziecko zdawało się być najgorszą opcją. Na szczęście jako lekarz widziała ten wybór bardzo wyraźnie i nie obawiała się wyrzutów sumienia.
Musiała jednak przyznać, że nie sądziła nigdy, że będą tutaj siedzieć i gdybać o swojej przyszłości, zupełnie jakby jakąś przed sobą mieli. Jakby ona była w normalnym związku... Ta myśl uderzała ją coraz częściej i sprawiała, że z strachu cała drżała. Nie sądziła przecież, że on po prostu się tak jej zrzeknie. Snuła swój piękny sen o życiu z ukochanym mężczyźnie, a jak cień podążał za nią jej oprawca.
To dlatego nie była gotowa na tę rozmowę i cmoknęła go pojednawczo w usta.
- Nie przejmuj się mną. Jestem trochę... - przerażona? - rozhisteryzowana przez te hormony. Wszystko się ułoży po tym ślubie -obiecała i nie kłamała, bo bardzo chciała, by wreszcie wszystko było w porządku. Nie wierzyła w żadną siłą sprawczą, ale mogliby im odpuścić już to całe potępienie za to, że się kochali.
Zaśmiała się na jego komentarz o Ainsley, bo jak na diabła dziewczyna była całkiem miła, a ona na złych ludziach się znała.
- Nie każdy kto cię nie lubi, jest diabłem, wiesz o tym? - trochę się z niego naigrywała, ale szybko przeszła jej na to ochota, gdy ujął ją w swoje ramiona i poczuła jego usta na swojej szyi. Altruista czy nie, uwielbiała tego mężczyznę, a jego dotyk wywoływał u niej nadal ciarki na ciele. Nawet teraz, na progu strasznych wieści nie mogła powstrzymać się przed leniwym uśmiechem. - Mówisz, że przepisuję historię, a ty chciałeś mnie jedynie zaliczyć? - poprawiła się i właśnie tam by została, w tej ich nieskomplikowanej opowieści w której po prostu by się kochali.
Nie w aptece. Nie w domu, gdy już wrócili z testem i wreszcie nie w łazience, gdy pokazały się dwie kreski, a ona przekazała mu ten wyrok bez słowa i bez łez w niebieskich oczach.
Wiedziała przecież wcześniej i teraz pozostawało tylko rozwiązać jak najszybciej tę sytuację, choć pluła sobie w brodę, że do niej dopuściła.
Powrotu do niewinności jednak nie przewidywano.

k o n i e c
Flann Rohrbach
ODPOWIEDZ