aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1

Blanche Fitzgerald nie była normalna. Albo dobra, nie, inaczej. Blanche Fitzgerald była dziwna. Z wielu bardzo różnych powodów. Powodów, z których doskonale zdawała sobie sprawę ale nad którymi nie zamierzała pracować. Odpowiadało jej bycie dziwną. LUBIŁA być dziwna. Inna sprawa, że nie zawsze te powody faktycznie przez innych były uważane za dziwne. No bo czy można nazwać dziwnym fakt, że po roku nieobecności w Lorne Bay, pierwsze swoje kroki skierowała do rodzinnego baru? I to bynajmniej wcale nie po to, żeby przywitać się za stęsknionym (yhy) rodzeństwem. W pierwszej kolejności powinna pójść do Morpheusa, skoro w planach miała chamskie wbicie mu się na chatę. Nie. Z walizkami, prosto z dworca polazła do Moonlight Bar, by oznajmić swój powrót najważniejszej osobie w swoim życiu - Billie Winfield. I to wcale nie tak, że jej własny bliźniak albo reszta rozlicznego rodzeństwa nie byli dla niej ważni, po prostu… Billie miała szczególne miejsce w jej sercu. Jakby, poważnie, nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby zamieszkać w jednym mieszkaniu z Blanche. A Billie przeżyła z nią całe studia i lata po studiach. I nawet ten rok, kiedy wróciły z Perth do Lorne Bay. Przeżywały razem swoje wzloty i upadki (nierzadko spowodowane upojeniem alkoholowym) a Blanche czasami zastanawiała się czy to przypadkiem Billie nie jest jej bliźniaczką. Oczywiście zaraz robiło jej się głupio i przykro z powodu Morpheusa i zaraz do niego dzwoniła, co nieco uspokajało jej sumienie kiedy okazywało się, że nadal jest między nimi ten słynny bliźniaczy szósty zmysł. Czy tam siódmy. Nie wiem.
- Witaj Lorne Bay! - wydarła się, ledwo przekroczywszy próg Moonlight. Otworzyła przy tym drzwi gwałtownie na oścież, cudem nie wywalając wychodzącego właśnie gościa. Którego przeprosiła oczywiście bardzo miło, kiedy już się zreflektowała, że gdyby nie jego szybki refleks to by właśnie został znokautowany. Na szczęście żadnego jej rodzeństwa nie było, bo by pewnie dostała za to po uszach (zaraz po gorącym powitaniu oczywiście). Była za to Billie, którą rozpoznała od razu. I na której widok zaczęła piszczeć a potem podbiegła, żeby zapewne rzucić się na najlepszą przyjaciółkę. Wiedziała doskonale, że Winfield odwzajemni jej darcie ryja. Przecież wiadomo było, że robiła to specjalnie.

billie winfield
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Te wcześniejsze zmiany za barem w Moonlight zdecydowanie nie należały do jej ulubionych. Rozpowiadała to wszem i wobec, na wszystkie strony, kiedy tylko mogła i oferując swoją gotowość do nawet dwa razy dłuższej pracy, byle tylko odbywała się w godzinach wieczorno-nocnych. Ba! Mogła nawet zamykać tę knajpę dzień w dzień byle tylko nie musieć zbyt często wysiadywać tu w okolicach wczesnego popołudnia, gdy jedynie stali klienci przychodzili tu na kawę, ciastko i ewentualnie frytki lub piwo sączone w samotnym kącie, tym samym już od dekad. A gdzie radosne śpiewy? Gdzie dramaty? Intensywne emocje? Filozoficzne dysputy i burdy wszczynane z najbardziej błahych powodów, spotęgowanych procentami, od których krew buzowała i stawała się znacznie bardziej gorąca? Gdzie tańce, żarty, swoboda…?
Westchnęła głośno znad własnej filiżanki z kawą (wyjątkowo nie doprawionej czymś mocniejszym, w tak leniwe popołudnia to nie miało sensu, bo alkohol zamiast rozbudzać humor tylko usypiał) i skrzywiła się wymownie, gdy coś rozdarło się od wejścia. Niby narzekała na przesadny spokój, ale żeby tak od razu głośno piszcz…
- BLAAANCHEEE! – głośny, entuzjastyczny okrzyk wyrwał jej się sam, kiedy tylko zobaczyła, skąd wziął się ten jazgot przy drzwiach wejściowych. W jednej chwili przestał wydawać jej się aż tak irytujący. Blanche znana była z tego, że potrafiła zaznaczyć swoją obecnośc w dobitny sposób, który ciężko było pomylić z każdym innym, a Billie – jako jej najlepsza przyjaciółka – doskonale zdawała sobie z tego sprawę i zdołała do tego przez lata przywyknąć. Zwłaszcza że sama nie należała do najbardziej spokojnych i zrównoważonych osób pod słońcem. Może nie oznajmiała radosnym okrzykiem swojego przyjścia do każdego miejsca, ale po krótkim czasie dało się zauważyć, ze w nim była. Gust nie bez powodu porównywał ją do tornada.
Odstawiła swoją filiżankę, żeby wyleźć zza baru i odpowiedzieć na uścisk i pewnie kilka razy nawet podskoczyły, piszcząc, jakby miały lat trzynaście, nie trzydzieści. Potem poklepała Blanche kilka razy po plecach, zanim zdecydowała, że dosyć tego dobrego. Ostatecznie wylewne okazywanie uczuć nie do końca było w jej stylu – o ile nie był to gniew, wiadomo, bo zagniewana bywała wręcz aż za bardzo wylewna. - Toż to mała Blanche wróciła do Lorne Bay – dodała jeszcze, szczerząc się głupkowato w jej stronę. Trzeba to było uczcić, nie?

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wiedziała, że Billie jej nie zawiedzie. Nie to, co jej własne, wychowane na własnej piersi rodzeństwo. Tak, nadal miała pretensje o to, że przestali pytać kiedy wróci. Billie co prawda również tego nie robiła, ale jej potrafiła wybaczyć wszystko, bo cóż… To BILLIE. Naprawdę nie potrafiła inaczej wytłumaczyć, dlaczego dla swojej psiapsi nie była tak surowa jak dla osobistego brata bliźniaka chociażby. Bo tak, takie zachowanie ze strony Morpheusa zabolało ją najbardziej. Nawet jeśli to ona wyjechała na inny kontynent i rozbiła jego biedne serce na milion kawałków. Nigdy by się do tego nie przyznała nikomu nawet samej sobie, że powrót do ukochanego miasta niesamowicie ją stresował. I to nie dlatego, że nie wiedziała jak zareagują jej bliscy, bo pod tym względem nie musiała się przecież niczego obawiać. Najbardziej stresowało ją to, kogo w pierwszej kolejności powinna odwiedzić i jak to wszystko zorganizować, żeby nikt nie poczuł się pokrzywdzony i odtrącony. I to było dziwne, bo przecież ona miała w dupie takie rzeczy! Znaczy jasne, nie robiła innym specjalnie przykrości ale do cholery, nie była jedną z tych osób, które na każdym kroku wszystko analizują! Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale między innymi dlatego na pierwszy ogień poszła Billie. Bo z Winfield było najswobodniej, nieważne jak bardzo kochała swoje rodzeństwo.
- Jeszcze nie - wyjęczała niczym męczennica, po czym przykleiła się Billie na dosłownie kilka sekund, by przed odklejeniem przycisnąć ją jeszcze mocno do siebie, jakby chciała ją zgnieść. Stęskniła się cholernie, a Billie wcale nie musiała być wylewna. Blanche spokojnie wystarczyła za nie dwie.
- Mogę już powiedzieć, że widziałam w życiu więcej niż ty, więc nie jestem wcale taka mała - odpowiedziała tonem starego mędrca. Pyszczenie wychodziło jej zupełnie naturalnie, tak samo jak pełen wyższości ton i protekcjonalne poklepywanie po ramieniu. Które oczywiście były przedstawione za bardzo teatralnie, by można było brać je na poważnie. Oprócz pyskowania. Pyskowanie zawsze było na poważnie.
- Dobra, a tak poważnie. Co pijemy? - wyszczerzyła się szeroko, kiedy siadała na stołku barowym. Bo to wcale nie tak, że południa jeszcze nie było, a Winfield była w pracy.

billie winfield
ODPOWIEDZ