psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- To jedna z moich chcic oprócz żelków. – Przed wiadomo czym a co było comiesięczną zmorą kobiet. Terrell wtedy nabierała większej ochoty niż zwykle i gdyby mogła to robiłaby to non stop, jakby była jakaś niewyżyta. Nie jej wina. Tak już miała, bo przecież musiała się zaspokoić na tych parę dni laby i braku większej ochoty, która dopadała ją znów pod koniec okresu i świat ponownie był piękny. Jednak nie o chcicach Joan rozmawiały ani tak naprawdę o zaspokajaniu potrzeb. Wolała skupić się na Warren i jej zachowaniu oraz nagłej zmianie. Nadal czuła, że nie dostała pełnej odpowiedzi, jakby gdzieś tam w całej historii istniała niewypełniona luka, ale nie będzie bardziej naciskać zwłaszcza, że większość wyjaśnienia uzyskała. Może nawet całe i niepotrzebnie doszukiwała się w tym wszystkim czegoś jeszcze.
Wiedziała, że temat ex narzeczonej był trudny, ale skoro kobieta pojawiła się na horyzoncie, to nie mogły tego ignorować. Terrell – owszem – mogła, ale byłaby suką robiąc coś takiego. Żyjąc pod jednym dachem udając, że nic się nie dzieje i wszystko było w porządku. Nie było. Z opowieści Warren wynikało, że zadziało się gorzej niż przypuszczała. Mia była niezłym graczem i najwyraźniej miała sporo zapału planując to wszystko, co do tej pory zrobiła i co kazała uczynić Prii. Zmartwiła się na wieść o konieczności wyciśnięcia informacji ze Świstaka i nieco ulżyło jej o możliwej eliminacji Grega, który był cięty na Warren. Wszystko miało swoje plusy i minusy, lecz niestety w tej całym równaniu chyba wciąż było więcej tego drugiego niż pierwszego.
- Skoro nie będzie Grega i Świstak też niczego nie zleci to czy.. będziesz musiała pracować dla Mii? – Na to wychodziło chyba, że czegoś nie wiedziała. Na przykład o innych zleceniodawcach, ale skoro Argentynka planowała przejąć tutejszy rynek to nie było mowy aby Warren robiła coś na boku. Wtedy i ją zechciałaby wyeliminować. Może tego nie zrobi – z sentymentu, o ile go miała – ale tak czy siak będzie wisieć na karku przemytniczki i być może nigdy nie da spokoju.
- To akurat się nie zmieniło. – Warren nie była wygadana, co być może miało związek z jej uwielbieniem kontroli, którą stosowała również na samej sobie. To musiało być uciążliwe, ale o tym Joan nie wspomniała, bo na swój sposób przez lata robiła to samo. Kontrolowała informacje na swój temat okłamując ludzi wokoło, o tym co robiła, czym wcześniej się zajmowała i skąd pochodziła. – Ciężko mi w to uwierzyć, ale przyjmę to za pewnik udając, że wcale nie próbujesz mi słodzić w ramach przeprosin. – Za zajście w łazience, o czym przecież mogły od razy pogadać w wannie bez tworzenia nagłej chłodnej atmosfery. – Chociaż co do jednego masz rację. Mam powalający urok. – Wolną dłonią znacząc dotknęła swojej piersi, bo właśnie o tym konkretnym uroku mówiła znów delikatnie się uśmiechając. – Kurczę, ty też coś musisz mieć, skoro się na ciebie nie obraziłam. – Wiadomo za co i aż się wyprostowała, jakby dopiero teraz to odkryła i że nagle była słabsza o tę jedną moc ogromnego focha. Spojrzała do góry, teatralnie politowała się nad sobą i znów powróciła wzrokiem na Prie bardzo szybko poważniejąc. – Wiesz, twój dom jest jak nasza cela w więzieniu. Z tym, że więzieniem dla mnie jest cała Australia a tu.. – Wcale nie uważała tego za złą metaforę. Owszem, więzienie było parszywym miejscem, ale ich cela należała do tych punktów, do którego Joan z chęcią wracała a nawet nie chciała wychodzić. – Gdyby nie to, że być może kiedyś Perth mnie dopadnie i gdyby to całe miejsce – gdyby ten cholerny kraj nie miał mnie za kryminalistkę a miasto za największe zło – to bym została. – Tylko, że nie chciała przez cały czas żyć w niepewności. Wciąż oglądać się za siebie albo uważać, żeby przypadkiem policja się do niej nie przypierdoliła. Nie czuła się już bezpiecznie. Nigdy tak nie było, dlatego musiała wyjechać i odszukać spokój, bo przecież nie mogła całego życia spędzić w chatce w Tingaree.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Wolałabym odciąć sobie rękę, niż pracować dla tej żmii - stwierdziła bez wahania, na możliwość wykonywania zleceń w imieniu byłej narzeczonej. Leah byłaby z niej dumna. W tak ryzykownym biznesie nie wchodziło się dwa razy do tej samej rzeki, szczególnie takiej z piraniami. To by oznaczało pewną śmierć i doszczętną utratę reputacji. Nie ma mowy, aby Mia zrobiła z niej swoją zabawkę.
- Mam dwa sposoby na rozwiązanie tego problemu. Nie będę się chować po kątach i dawać sobą pomiatać.
Mogła spróbować skontaktować się z Leah. Jeśli ktoś wiedział, jak pozbyć się Argentynki, była to właśnie ta kobieta. Nawet jeśli miałaby nie odbierać telefonu przez tydzień, warto było próbować, aż do skutku.
To wcale nie tak, że komplementowała Joan tylko po to, aby ją przeprosić.
- I tak bym ci słodziła, bo nie jestem ślepa - podkreśliła oczywistą oczywistość, z którą Terrell nie mogła się nie zgodzić. Doskonale znała wartość swojej urody i wiedziała, jak ją wykorzystać. Pria nawet nie próbowała się przed tym bronić. Z góry znajdowała się na przegranej pozycji i nie było sensu z tym walczyć.
- Może… - na pewno też „coś” w sobie miała, o czym Joan mogłaby powiedzieć nieco więcej, gdyby tylko miała na to ochotę. Obie wiedziały, jak zdobyć uwagę pewnych osób, jednak w ostatnim czasie Warren nie zawracała sobie głowy oglądaniem się za innymi przedstawicielkami płci pięknej. Jedna z nich, którą gościła w swoim domu, w całości kupiła sobie jej uwagę, czego nie trudno się domyślić.
Słysząc porównania Australii do więzienia, przysunęła się bliżej, od prawego boku Terrell. Dłonią, którą trzymała przy tej drugiej, powiodła nieco dalej, ostatecznie zatrzymując ją przy talii kobiety, powodując tym samym przesunięcie ręki Joan na własne przedramię.
- Nie musisz tego mówić - wyszeptała nad jej ramieniem, niespiesznie przesuwając palcami po materiale ubrania. Czemu Terrell miałaby zostać w tej dziurze zabitej dechami? Jej brat stąd wyjechał, dom praktycznie sprzedała, więc cóż innego mogłoby ja tutaj trzymać? Rozumiała to; na swój sposób potrafiła powiązać chęć wyjazdu z brakiem perspektyw, ale… czy na pewno musiała opuszczać całą Australię? Ten kontynent to cos więcej, niż mała, nadbrzeżna mieścina i garść uprzedzonych ludzi.
- Nie pozwoliłabym żadnemu pieprzonemu „Perth” cię dopaść - dodała po chwili ciszy, szukając drugiego spojrzenia, od którego dzieliło ją kilka centymetrów. Nie bała się skorumpowanych gliniarzy, zawistnych ludzi czy pozerskich gangsterów. Miała doświadczenie w robieniu ich w konia i... Joan też co nieco wiedziała o tym, jak poruszać się między nimi. Tworzyła jednak tysiąc wymówek, aby tylko raz na zawsze wynieść się z kontynentu. Z podobnym nastawieniem, Warren już dawno siedziałaby na jakichś Seszelach, albo innej, zapomnianej wyspie, gdzie handel wymienny to główna waluta. Nie mogłaby od tak się zawinąć. To oznaczałoby ostateczne poddanie się, względem systemu sprawiedliwości, skorumpowanych kretynów i całej reszcie przestępczej śmietanki. To jak dziękowanie swojemu oprawcy za napaść. Wiele doświadczyła w swoim życiu i wciąż mierzyła się z surowym wzrokiem mieszkańców Lorne, zaszytych w pięknych domach, na ładnych dzielnicach. Siedziała za kratkami za rzekomy udział w grupie przestępczej, odpowiedzialnej za śmierć policjantów. Według prostego ludu, miała na rękach krew i była tym „nieciekawym środowiskiem”, przed którym chroniło się młodzież. Oberwało się również samej ciotce, wujowi i kuzynom, bo była częścią ich rodziny. Miała dużo powodów, aby się zmyć, ale zamiast tego została, bo nie chciała dawać draniom satysfakcji. Być może Joan również mogłaby spojrzeć na to z tej perspektywy; wreszcie uwolnić się od tej zależności od innych, której nie cierpiała. Potrzebowała tylko odpowiedniego bodźca, motywującego do działania.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Czy któreś z tych rozwiązań jest miłe i przyjemne? – zapytała z nutką ironii w głosie, bo obie dobrze znały odpowiedź i to było okrutne w życiu, w którym człowiek starał się jakoś przetrwać. Nie dopytywała na czym polegały ów opcje. Nie żeby to ją nie interesowało, ale czuła, że Warren jeszcze musiała się z nimi przespać; zastanowić i przeanalizować pod kątem tego, co uważała za najlepsze. Terrell nie wypowie się na ten temat. Nie znała całego systemu przemytniczego ani co faktycznie byłoby dobre dla Prii nie licząc rzucenia tego w cholerą. To zdecydowanie byłaby najlepsza i najbezpieczniejsza opcja, ale wtedy hajs by się nie zgadzał a to niestety stanowiło spory problem biorąc pod uwagę to, że Warren starała się pomagać również cioci Aubree.
W więzieniu zauważyła jak Warren działała na kobiety. Czasami wystarczyło jedno spojrzenie i już miała kogo chciała. Nie chodziło tylko o wygląd, ale także energię która ją wyróżniała. Pomimo obicia paru mord i bycia surową, wobec tych których trzeba, Pria emanowała swoistą troską.
- Wiesz, że byłaś i jesteś – Co za tragedia. W życiu Joan była tylko jedno osoba, która.. – jedyną osobą, która się o mnie troszczy? – Prychnęła z pogardą do swego życia. Miała brata, ale z nim już nie utrzymywała kontaktu, od kiedy trafiła do poprawczaka. Teraz trochę się poprawiło, ale mimo wszystko Terrell już nie czuła tej troski, którą obdarzali z Hyde’m kiedy byli dziećmi. – Tak szczerze. – A nie za profity. – A ja cię zawiodłam, co? – Zabrzmiało jak pytanie, ale wcale nim nie było. Joan zrobiła minę, jakby już swoje wiedziała, bo tak było. Czuła, że zawiodła. Tym, że się z nią nie skontaktowała i że ostatecznie skończyła w takim fachu a nie innym. Że jako dziewiętnastolatka nie była mądrzejsza i nie przewidziała kłamstw rodziny zastępczej i że do całkiem niedawna żyła w relacji wątpliwej moralnie (sponsorowana przez żonatego chłopa).
- Ale chcę – wtrąciła łagodnie, bo – Chcę byś zrozumiała. – Motywy i intencje, którymi się kierowała podejmując taką a nie inną decyzję, która zapadła w Perth. Kierowała się wieloma czynnikami, które ją do tego motywowały a głównymi były te przedstawione, co sprowadzało się również do chociażby trudności w znalezieniu pracy (bo z telefonu zaufania nie było kokosów a pracę w ośrodku w Perth załatwił jej ówczesny sponsor). Myślała też o tym, że przez całe życie była w pewien sposób uwięziona. Najpierw w okropnym rodzinnym domu, potem w zakładach zamkniętych, a na koniec wylądowała na ulicy zależna od portfeli innych. Nigdy nie przypuszczała, że się od tego uwolni. Sądziła, że prędzej umrze zastrzelona przez zazdrosną żonę jakiegoś kochanka niż uda jej się wyrwać z tego światka. A jednak – udało się – i pragnęła zobaczyć coś więcej.
Wreszcie była wolna i miała środki, żeby z tej wolności skorzystać.
- A ja nie mogę pozwolić, żebyś przez to ucierpiała. – Wierzyła, że istniały marne szanse aby ktokolwiek z Perth jej szukał, ale był ten malutki procent biorący pod uwagę ego pewnych osób i ich upartość, która kiedyś mogła się objawić (bo mieli taki kaprys). Wszystko się mogło wydarzyć, dlatego wolała żeby nikt inny przy tym nie ucierpiał. To były jej sprawy. Kiepski dobór znajomych, chociaż wtedy sądziła, że ten otwierał przed nią nowe drzwi. – Masz swoje własne Perth na głowie. – Mówiąc to miała na myśli Mie, co podkreśliła delikatnym smutnym uśmiechem.
Westchnęła i pochyliła się w kierunku kobiety pokrętnie opierając czoło w okolicach jej skroni.
- To życie mi się nie udało, Prii. Totalnie je skopałam. – Wyrzuciła z siebie coś podobnego do krótkiego śmiechu. – Żałuje tak wielu rzeczy, że.. eh, nawet tego, że zepsułam ci humor w łazience. – Nieświadomie, ale to zrobiła sądząc, że czyni dobrze bo przecież obie tego chciały (przynajmniej na początku i w pierwszych aktach).

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nic, co było związane z Mią nie było proste i przyjemne; przynajmniej od pewnego czasu. Kobieta zabrnęła za bardzo w ten ryzykowny biznes, chociaż wyjazd na Fidżi miał być ich punktem, od którego zaczną powoli uniezależniać się od szkodliwego środowiska. Mia sama się na to zgodziła, jednak wyszło na to, że nieoczekiwanie zmieniła zdanie.
Ludzie tacy właśnie są. Zmienni.
- Tym razem muszę wybrać najbardziej skuteczne - takie, po którym będzie mogła jakoś uporządkować swoje życie i oderwać od niewygodnych osób. Wcale wiele by nie straciła, gdyby w pełni przerzuciła się na inny fach, kończąc tym samym z nielegalnym przerzutem towarów. Mogłaby w pełni poświęcić się pracy przy łodziach, albo wejść w komercyjne loty awionetkami.
Miała przecież dużo możliwości, nad którymi pracowała całe życie.
- A może byłaś we mnie zapatrzona tak bardzo, że nie dostrzegałaś całej reszty? - zasugerowała, niby to przypadkiem, w ramach pewnej hipotezy. Bardzo doceniała te słowa, które jednak nakładały na nią pewną dozę odpowiedzialności. Jeśli tylko ona troszczyła się o Joan, to tym bardziej powinna mieć na nią oko. Upewnić się, że na pewno podejmie słuszne decyzje i nie wpakuje się po drodze w pułapkę zmajstrowaną przez nieciekawe osoby z przeszłości.
- Nie mów tak - poprosiła łagodnie, słysząc, jak to bardzo Joan ją zawiodła. Obie podjęły kiedyś decyzje wątpliwie moralnie. Musiały się mierzyć z konsekwencjami, brać odpowiedzialność za swoje czyny, bez dodatkowego zadręczania się.
Skłamałaby, gdyby uznała, że powrót Joan nie wprowadził do jej życia zamieszania. Doskonale wiedziała, jakie uczucie to w niej budziło, ale też nie chciała w całości narzucać się dawnej, więziennej współlokatorce. Jeśli chciała ruszyć dalej i zostawić Australię za sobą, kim była, aby ją przed tym powstrzymywać?
- To twoje decyzje - podkreśliła, bo doskonale rozumiała motywy i wielkie plany, związane z opuszczeniem rodzinnych stron. - Jeśli czujesz, że jest to właściwe rozwiązanie, powinnaś się go trzymać. Nie musisz mi się tłumaczyć.
A jeśli miała wątpliwości, to… może powinna dokładnie zastanowić się, przed czym tak naprawdę uciekała. Czy rzeczywiście rozchodziło się o niebezpieczne persony i uprzedzonych obywateli czy może o własną osobę. Ucieczka przed sobą samym nigdy nie kończyła się dobrze. W takich przypadkach o wiele ważniejsze było przepracowanie tematu, a Terrell, pomimo doświadczenia w psychologii, zaniedbywała ważną część swojej osobowości.
- Myślę, że mnie nie doceniasz - uznała, pewnym tonem, bo nie sądziła, aby jakiś ganster za dychę z Perth dał radę ją sprzątnąć. Nie takie rzeczy już przeżyła. Ba, nie tak dawno temu przemknęła przez całe pole bitwy w Europie Wschodniej, działając w pojedynkę, a to już o czymś świadczyło.
- Poradziłabym sobie. Obie byśmy sobie poradziły.
Joan miała te swoje psychologiczne gierki, a Warren całą resztę; to mogłoby się udać. Nie chciała jednak na siłę zmuszać Terrell do zemsty na oprawcach. Skoro nie czuła się na siłach i wolała po prostu uciec, należało jej na to pozwolić.
- Jeszcze nie przeżyłaś go całego - poprawiła, chłonąc ten przyjemny moment bliskości. - Nie za szybko wydajesz werdykt?
Delikatnie, zaczepnie przesunęła głowę, nie odrywając jej jednak od Joan. Lubiła takie chwile i chciała ją nieco przedłużyć, zanim Terrell sama zechce się wycofać.
- Myślałam, że już to wyjaśniłyśmy - nie chowała urazy po tym nieporozumieniu w łazience. Nie było to nic innego, jak ponowne zapoznawanie, po dłuższym czasie rozłąki. Z resztą, pod kątem intymnych preferencji nigdy wcześniej się nie znały. Przynajmniej Warren niewiele wiedziała o upodobaniach Joan, bo wtedy ta ich rzekomo nie miała.
- Co cię martwi?
Coś najwyraźniej nie dawało jej spokoju, a przecież powinna być podekscytowana zbliżającym wyjazdem, po otrzymaniu pieniędzy od nabywcy domu.
Powoli przesunęła dłoń na policzek Joan, chcąc w ten sposób zachęcić ją do małych zwierzeń. Była tu po to, aby ją wysłuchać i całą sobą dawała to do zrozumienia.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Wcale nie za szybko. Czuje, że umrę młodo. – Chyba kiedyś o tym wspomniała i to nie tak, że była pesymistką. Po prostu to czuła. Gdzieś tam w środku tkwiła w niej pewna forma intuicji, z którą się pogodziła. Nie miała nic przeciwko. Na samą myśl o starości dostawała ciarek, dlatego nie miałaby nic przeciwko gdyby pożyła jeszcze z dziesięć albo może dwadzieścia lat. Tak, to nadal uważała za „młody wiek”; wystarczający aby nie być niedołężną staruszką, której pójście na zakupy zajmuje pół dnia. Nie widziała się w tej formie i nawet nie chciała.
- Co nie oznacza, że się nie przejmuje. – Nie było na to magicznego sposobu. Nawet po rozmowie nie dało się pstryknąć palcami, żeby emocje przeminęły. Musiały się przetrawić i ostać a to trochę zajmowało. Po wyjaśnieniu sobie sprawy nie tak długo niż przewidywano, ale jednak. Temat był świeży i nadal w niektórych miejscach skwierczał.
- Nic. – Oderwała głowę od tej drugiej, ale nie odsunęła się za daleko. – Ja tylko.. – Szewc bez butów chodził a terapeuta wcale nie stosował się do własnych zaleceń dawnych pacjentom. To dlatego psycholodzy również chodzili do innych psychologów, bo na własne życie nie dało się spojrzeć obiektywnie. Nie w tak przenikliwy sposób. - Lubię to. Lubię nas – przyznała cicho i opuściła spojrzenie na nogi Warren. – Nie znoszę trzymać cię na dystans. To nienaturalne. – Wzdrygnęła się i ukradkiem zerknęła w jaśniejsze oczy. – Tylko, że.. nie chcę cię zranić. – Zranić jej i także samej siebie. – Pieniądze, które dostanę oznaczają nowe możliwości a ja chce z nich skorzystać. Chce zobaczyć coś więcej, zwiedzić świat, poznać nowe kultury i spróbować jedzenia. Doświadczyć czegoś więcej, co ty już masz za sobą. – Warren już się wyszalała. Sama mówiła, że zwiedziła z ex narzeczoną kawał świat i super. Miała wtedy ku temu sposobność i środki finansowe, które właśnie przydarzyły się Joan. Dostanie szansę, bo to nie była mała kasa i jasne, że nie wyda całości na byle co, ale część mogła przeznaczyć właśnie na to. Na wolność i swobodę.
- Zrobię to, Prii. – Już dawno to postanowiła i ani przez chwilę się nie wahała. Przełożenie wyjazdu z powodu Mii nie oznaczało całkowitej rezygnacji, ale o tym Warren nie wiedziała. – Potrzebuje tego, ale też potrzebuje ciebie i wiem, że te dwie sprawy się nie krzyżują. Że to byłoby samolubne chcąc mieć je obie najpierw zbliżając się do ciebie, a potem wyjeżdżając. – Nie mogła mieć ciastka i zjeść ciasto. Być w obu miejscach na raz. – Powinnaś to wiedzieć – To co czuła i myślała Joan. – żeby móc podjąć decyzję. – Terrell mogłaby to zrobić za nią i na przykład po prostu się wyprowadzić (do pustego domu brata), ale wtedy odebrałaby Prii prawo wyboru. Była dorosła. Powinna móc decydować za samą siebie. – Nadal chce być ci bliska, ale jeśli wolisz, żebym się wyprowadziła, co znacznie ułatwiłoby dystans w pewnych sprawach, to zrozumiem. - Nie brała pod uwagę całkowitego odcięcia się od Prii. Musiała mieć ją na oku aż sprawa z Mią się ustabilizuje. W grę jednak wchodziło coś więcej niż przyjaźń, lecz jak Joan powiedziała, nie chciała zranić Warren, przez swoją stanowczą i jednocześnie znaczącą życiowo decyzje.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
W trakcie całego życia nauczyła się nie traktować wszystkich słów poważnie. Nie wyolbrzymiała ich, nie nadawała im ładunku emocjonalnego, przez który później nie szło spać w nocy. To nie prowadziło do niczego dobrego i chociaż poprzez rozmowę można było nakreślić pewne sytuacje, to czyny liczyły się bardziej.
- Ty też? - uniosła brwi, darując sobie dramatyczne zaprzeczanie joanowemu twierdzeniu. Przeczucia nie zawsze się sprawdzały, a czasami były jedynie życzeniem, które ktoś uroił sobie w głowie. Cóż, z drugiej strony nikt nie zakaże Terrell umrzeć młodo: pod tym względem Australia była całkiem liberalna.
- Ja dałabym sobie… plus minut piętnaście lat. Prędzej poproszę o eutanazję, niż założę pieluchy dla starych ludzi.
Wolałaby gryźć piach, niż być w pełni zależną od drugiego człowieka. Poza tym, starzy ludzie nie zawsze byli mądrością narodu. Większość dziadów popadała na stare lata w skrajności i urojenia, nieadekwatne do rzeczywistości.
- Widzisz, zgrałyśmy się. I to bez żadnych słów.
Nie przerażało jej młode umieranie, ani inne, losowe wypadki. Zawsze starała się znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji, mieszczące się w danych ramach. Rozwiązania ekstremalne to już konieczność.
Nie musiała trzymać jej na dystans. To, co razem robiły, mówiło samo za siebie. Nie potrzebowały nawet konkretnych słów, aby nakreślić coś, co tkwiło w oczywistych czynach.
Nie sądziła również, aby Joan potrafiła ją dogłębnie zranić. Przerobiła już podobne sytuacje w życiu, więc i teraz nie nastawiała się na szczęśliwe zakończenie, o którym za czasów odsiadki w więzieniu zdarzało jej się fantazjować. Realia bardzo szybko weryfikowały takie pragnienia, a emocje im towarzyszące to jedynie reakcje wydzielane przez mózg. Jakby się nad tym zastanowić, procesy chemiczne zachodzące w ciele, kontrolowały ich myśli.
Lubię nas, ale jest coś co lubię bardziej.
Dlaczego Terrell nie ubrała swoich słów w taki bezpośredni sposób? To oszczędziłoby jej podchodów i wielkiego dylematu, co powinna wybrać.
- Istnieje jeszcze wiele krajów, w których nie byłam - można więc uznać, że nie zamknęła za sobą drzwi, prowadzących do odległych krain i kultur. W ciągu życia chciała ich zobaczyć jak najwięcej i pomimo licznych wyjazdów, jeszcze nie zaspokoiła swojej ciekawości. W pracy zwykle kursowała między tymi samymi państwami, a wypady do tych oddalonych nieco bardziej, traktowała już bardziej w ramach wycieczki krajoznawczej.
Już wcześniej oswajała się z myślą, że Joan po prostu wyjedzie i być może nigdy w te strony nie wróci. Nie podobało jej się to. Gdyby tylko miała podstawy do zatrzymania Joan w miejscu, zrobiłaby to. Wychodziło jednak na to, że miała za mało argumentów przetargowych i sama nie była dostatecznym argumentem. Cóż, to nic nowego w jej życiu. Nawet, jeśli początkowo wszystko grało i jakoś funkcjonowało, ostatecznie druga strona oznajmiała, że to jednak nie jest to. Czemu teraz miałoby być inaczej?
- Jaką decyzję? - dopytała, bo Terrell znów mówiła szyfrem. Gdyby mierzyła się z dylematem, chociażby tym, związanym z goszczeniem Joan we własnym domu, powiedziałaby o tym wprost. Nie chciała tego zmieniać. Miała nadzieję, że Terrell, również. Przynajmniej do punktu ostatecznego, po którym zgodnie z założeniami, będą musiały się pożegnać.
- Dlaczego miałybyśmy się dystansować?
Nie chciała skazywać Terrell na dodatkowe koszta, związane z „wyrzuceniem jej z domku”. Joan wcale nie zabierała jej przestrzeni i raczej pozytywnie działała na podświadomość Warren. Sam fakt, że ktoś czekał na nią w domu był wystarczający, aby przetrzymać tu kobietę, o którą nigdy nie przestała się troszczyć. Z resztą, gdyby Joan chciała się wyprowadzić, już by to zrobiła, zżerana przez wyrzuty sumienia. Wychodziło jednak na to, że obydwu stronom pasował taki układ.
- Możemy pójść w drugą stronę - zaproponowała, przesuwając głowę tak, aby zaczepić nosem o ten drugi. - Spędzałybyśmy razem tak dużo czasu, że w końcu miałabyś mnie dość.
Wtedy rozłąka przyszłaby bezboleśnie, a Joan wreszcie odetchnęłaby z ulgą, uwalniając się od zaborczej baby.
- Co ty na to? - wyszeptała prawie do ucha, przesuwając wargi na policzek, z którego zabrała dłoń. Ok, druga połowa w łazience trochę im nie wyszła, ale to w niczym nie przeszkadzało. Mogły spróbować jeszcze raz, szczególnie, że Pria zdecydowanie powinna się zrewanżować za swoje niezapowiedziane odruchy.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- A ja nie byłam w żadnym. - Czy żałowała? Tak. Na pewno też nie śniłaby o wyjazdach gdyby nie perspektywa sprzedaży domu. Bez tego, nie byłoby jej stać na podróże i na pewno by o nich nie myślała. Gdy jednak nadarzyła się okazja, zaczęła snuć plany i tworzyć kolejne marzenia, których nigdy nie brała pod uwagę. Teraz mogła i chciała z nich skorzystać, bo obawiała się, że to jedyna okazja. Że jak teraz tego nie zrobi to później wszystko przepadnie i wpadnie w kłopoty albo znów weźmie na siebie czyjąś winę i pójdzie do więzienia (bo takiego miała stajla). Trochę też zazdrościła Warren, bo mimo wszystko udało jej się zobaczyć wiele, nawet jeśli nie miała łatwo a ona.. ona się kurwiła na ulicy. Co za żenada.
- Jeśli chcesz, żebym się wyprowadziła – wyjaśniła wprost, bo cały czas o tej decyzji mówiła. Nie chciała się narzucać Prii. Dobrze, trochę chciała, ale zrozumiałaby gdyby kobieta uznała, że ze względu na wyjazd Terrell woli się w nic nie pakować. O to właśnie chodziło. To miała na myśli Joan mówiąc o zranieniu Warren i przy okazji też samej siebie. W głębi duszy chciałaby mieć te dwie rzeczy na raz, ale nie mogła i trzymała się tego, co postanowiła już dawno w Perth, kiedy obudziła się w szpitalu. To była decyzja ważna. Zapadła pod wpływem możliwej śmierci i była czymś na czym jej zależało. To wreszcie była jedna z tych dobrych decyzji, które podjęła dla siebie w ramach nagrody za to co zrobiła w przeszłości. Poszła za brata do poprawczaka i teraz pragnęła wolności, którą nareszcie miała w zasięgu rąk.
- Dobrze wiesz. – To się wiązało z poprzednią odpowiedzią i z całą resztą, o której wspomniała Joan. Albo wnikały w to dalej albo się dystansowały, żeby się wzajemnie chronić, a raczej własne uczucia. Jak wspomniała Terrell, nie chciała nikogo ranić i jasno opisała swoje stanowisko. Wiedziała co zrobi. Wyjedzie. Czuła w duszy, że musiała to zrobić. Że to pomoże jej spojrzeć na świat inaczej niż do tej pory. Uwolnić się od toksycznego związku, który miała z Australią, a raczej z Lorne Bay i z Perth.
Zamknęła oczy i westchnęła, bo czuła, że te wszystkie słowa od bardzo dawna zalegały jej na wątrobie. Z jednej strony chciała być blisko Prii a z drugiej trochę tego unikała, bo przecież wiedziała, co zrobi potem. Co zrobi za jakiś czas, gdy wreszcie dostanie pieniądze.. cóż, gdy wreszcie Warren załatwi sprawę z Mią, bo przecież dom już sprzedała, ale nie mogła zostawić kobiety w trakcie tego całego szajsu.
Mruknęła pytająco zastanawiając się na czym druga strona miałaby polegać, a potem uśmiechnęła się pod nosem nie spodziewając się takiej propozycji.
- Albo to ty miałabyś dość mnie. – Bo Terrell w praktyce prawie nigdzie się nie ruszała. Nie czuła się swobodnie, żeby chodzić albo jeździć po mieście, kiedy nie musiała (bardzo pilnie), więc tego nie robiła w efekcie całe dnie przesiadując w domku Warren. Na dłuższą metę to da w kość im obu.
Przymknęła oczy śmiałe ruchy z drugiej strony, której nie mogła się oprzeć. Przełknęła ślinę zbyt głośno niż to wskazane, co Pria na pewno usłyszała.
- Nie sądziłam, że ty nadal.. – Drgnęła bardzo delikatnie tak, że w trakcie wypowiedzi musnęła wargami o te drugie. – .. jesteś chętna? – dokończyła i niespodziewanie odsunęła głowę chcąc bezpośrednio spojrzeć na Warren. – Pójdziemy na górę? – zapytała ostrożnie mając na myśli sypialnie, w której mogły robić wszystko, nawet się przytulać albo po prostu zdrzemnąć/zasnąć (bo pogubiłam się w porach dnia) blisko siebie, jak to czasami robiły w więzieniu.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Mogła zabrać Terrell do innego kraju czy raczej na inną wyspę, przy pomocy swojej niezawodnej łodzi i imponujących umiejętności żeglarskich. Podejrzewała jednak, że w tych wspomnianych podróżach, Joan chciała doświadczyć zabytków, porządnych hoteli i ciekawych znajomości. Jakaś indonezyjska wiocha nie brzmiałaby równie atrakcyjnie, na tle ambitnych planów pani psycholog.
- Nie chcę - sprecyzowała bezpośrednio, aby Terrell nie miała wątpliwości.
Wola zostać świadomą masochistką, bo nie skazałaby Joan na ponowne okupowanie mało bezpiecznego, motelowego pokoju, albo samochodu, w którym nie było szans na włączenie ogrzewania przez całą noc (a zbliżała się jesień). Trochę przesadzała, bo w Australii nie doświadczało się pełnych uroków zimy, którą poznała w Europie, nie mniej, powodzie i obfite opady były jak najbardziej prawdziwe i nieobliczalne. Nie wspominając już o podejrzanych typach, kręcących się po Sapphire River.
Czy dystans rzeczywiście zadziałałby w ich przypadku na korzyść? Warren zdecydowanie tak nie sądziła. Nie mogłaby tak po prostu się odciąć, chyba, że byłaby to ostateczna decyzja, preferowana przez Joan. Przy takich okolicznościach nie obyłoby się jednak bez zgrzytów i gorzkich słów.
Dobrze wiesz.
Wiedziała, ale chciała to usłyszeć bezpośrednio z ust Joan. Chciała wiedzieć, że jest w tym coś prawdziwego; że nie bawią się w jakieś małe podchody, których koniec końców obie się wyprą. Gdyby Terrell się do nich nie przyznała, Warren zrobiłaby to samo. Nie potrzebowała wyszukanych komplikacji życiowych, na tym progu wiekowym. Etap beztroskich zabaw miała już raczej za sobą i chociaż wciąż lubiła stawiać przed sobą wyzwania, nie wiązały się one z relacjami międzyludzkimi.
Albo coś po prostu się działo, albo nie; szkoda wysiłków na coś, co miało się nigdy nie wydarzyć.
Nieznacznie pokręciła głową, unosząc delikatnie kącik ust ku górze.
- Nie sądzę żebym miała - przyznała szczerze, z bliska wpatrując się w ciemne oczy. - Nawet po takim czasie.
Który sama określiła mianem dużego. Nie powinna mówić nic więcej. To mogłoby ją nakierować na zbyt osobiste zeznania, którymi nie chciała wprowadzać większego zamieszania. Wiedziała, jaki cel miała Joan i dodatkowe komplikowanie go nie przyniosłoby niczego dobrego (przynajmniej zdaniem Prii).
Korciło ją, żeby odwdzięczyć się tym małym trąceniem ustami o te drugie, lecz wizja dalszego działania już przejęła jej myśli. Ten jeden dyskretny dotyk wystarczył, aby na nowo rozpalić ciało, zakryte przez narzucone ubrania.
- Powinnam ci wynagrodzić ten mały zgrzyt sprzed kilku chwil, nie uważasz?
Oczywiście, że obie tak uważały. Warren jedynie szkoda było ciepłej herbatki, stygnącej na drewnianym blacie. Musiała wziąć przynajmniej dwa łyki, po których znów przysunęła się do Joan, chwytając za jej rękę.
- Chodź.
Nie musiały się z niczym spieszyć. Miały dla siebie całą resztę nocy, a nawet rana, o ile obie wyrażą taką chęć. Przy okazji Pria, zamierzała zasugerować Terrell wspólne dzielenie sypialni, skoro nadal miały ze sobą mieszkać. Kanapa w dłuższej perspektywie była niewygodna, a Warren zamierzała przecież dbać o plecy swojej ulubionej przyjaciółki.

/zt x2
Joan D. Terrell
ODPOWIEDZ