Managerka — Riley Hotel
35 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#2

Zacznijmy od tego, że wcale nie potrzebowała urlopu, by wpaść spontanicznie do ulubionego baru w najbliższej okolicy i napić się piwa lub też nierzadko mocniejszego trunku. Nie potrzebowała go nawet do tego, by okazyjnie się spić i wracać do domu zygzakiem. Potrafiła łączyć ze sobą życie towarzyskie i pracę managerki hotelu, która niejednokrotnie wymagała od niej spontanicznego poświęcenia planów, bo trzeba było gasić pożar, który ktoś wywołał podczas jej nieobecności. Generalnie zarządzanie ludźmi nie było łatwym zadaniem. Przede wszystkim trzeba było mieć kontrolę nad sobą samym i wiedzieć na przykład, po którym kieliszku odmówić, by na drugi dzień być w stanie logicznie myśleć. Audrey natomiast, co można było wywnioskować z pierwszych zdań (albo i nie), kończyła właśnie urlop, podczas którego nie musiała się z niczym hamować. Albo przynajmniej z rzeczami, na które na co dzień nie może do końca sobie pozwolić. Teraz mogła upić się do momentu, w którym urwie jej się film, na przykład. Co tu dużo mówić, zamierzała sobie z tej okazji skorzystać. Problem polegał na tym, że nie za bardzo miała z kim. I to nie tak, że nikogo nie znała. Po prostu nikt nie miał czasu na to, by jej w tym towarzyszyć. Nikt, nawet Deborah, co trochę złamało Audrey serce ale gdyby ktoś pytał, to oczywiście wszystko w klasie. Bo w życiu trzeba mieć twardą dupę a nie załamywać się tym, że twoja najlepsza przyjaciółka nie ma czasu iść się z tobą nawalić. Wyszła więc sama w nadziei na zawarcie nowych znajomości. I proszę. Wystarczyło tylko, by przekroczyła próg Moonlight Bar. Gdzieś w rogu, zupełnie niedostrzeżony przez innych gości, siedział sobie Chris Haynes. Cóż, mogła się domyślić, że istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że właśnie jego tutaj spotka ale z drugiej strony, mógł wybrać dzisiaj inne miejsce na nocne picie. O. Ten to na pewno nie posiadał umiejętności powiedzenia sobie dość. A przynajmniej tak postrzegała go Audrey, bo co tutaj dużo ukrywać, nie widziała go nigdy w innym otoczeniu jak puby i zapełniające stolik kufle z piwem. Prawda, że też nigdy nie zabiegali o swoje towarzystwo. Nie mieli do siebie kontaktu. Rozmawiali tylko przy okazji spontanicznego spotkania się przy alkoholu. Uśmiechnęła się szeroko, do siebie oczywiście, bo mężczyzna chyba jej nie zauważył. Odwiesiła płaszcz na wieszak, podeszła do baru a potem z zamówionymi szotami podeszła do stolika, przy którym siedział Chris.
- Mam nadzieję, że chociaż ty mi nie odmówisz - powiedziała zamiast przywitania. Postawiła tacę z szotami na stole i popatrzyła na nie wymownie, poruszając brwiami w zachęcającym geście. Nie musiał z nią pić wódki jeśli nie chciał. Nie miała problemu z tym, żeby pić sama. Wystarczyło jej tak naprawdę, że po prostu ma towarzystwo, a to przy jakim trunku ostatecznie Haynes zostanie zupełnie jej nie obchodziło.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Miał wrażenie, że upijanie jest po części dolą prawdziwego pisarza. W końcu przy odmiennych stanach świadomości jego wyobraźnia szalała, a on w cugle zaprzęgał samego szatana, by mu służył. Oczywiście wszystko miało swoją cenę i w środowisku dał się poznać nie tylko jako alkoholik, ale seryjny poligamista, ale starał się nie brać tego do siebie bardzo. W końcu wydawał książkę.
Słowa te budziły w nim taki sam entuzjazm jak wówczas, gdy miał jakieś dwadzieścia lat i udało mu się zrobić to po raz pierwszy. Teraz na progu czterdziestki kolejne wydanie (a zdaniem jego agentki bestseller) smakowało jeszcze bardziej, więc z radością postanowił to świętować.
Tyle, że zapomniał, że jego dziewczyna nie wytrzymała życia z kapryśnym pisarzyną i postanowiła poszukać swojego szczęścia na nieznanych wodach. Dla jednych brzmiało to jak sequel Piratów z Karaibów, ale to było jego własne życie, pisane chyba przez jakiegoś ubogiego scenarzystę. Właśnie tak czuł się Chris Haynes, gdy siedział w kącie i sączył piwo. Nikt nie pisał się w świętowanie w dzień powszedni, więc postanowił pić sam. Właściwie to nic się nie zmieniło odkąd był po prostu szarym alkoholikiem. Teraz tylko na koncie miał kolejną książkę i związek, który okazał się niewypałem. Można było powiedzieć, że wrócił więc do korzeni i że wszystko zatoczyło koło. Pewnie w jego kryminałach tak zacząłby główny bohater, a dumanie nad szklaneczką przerwałby telefon od śledczych, że znaleźli jakieś ciało.
Żadnego dzwonka jednak nie było i już był o krok od wezwania taksówki (bo co za dużo to niezdrowo), gdy czyjś głos wyrwał go z kleszczy samotności. Audrey. W jego pijackim umyśle musiało dojść do sporego ruchu szarych komórek, by z potopu twarzy rozpoznał tę jedną i przypasował jej odpowiednią biografię. Wróć, aż tyle o tym dziewczęciu nie wiedział, bo przecież picie rekreacyjnie w swoim towarzystwie nie można było nazwać przyjaźnią. Mimo wszystko jednak nie mógł stwierdzić, że nie darzy jej sympatią. Wręcz przeciwnie, w zalewie kobiet, które rościły sobie do niego prawo bądź (co gorsza) zakochiwały się w nim beznadziejnie, ta kobieta była jak powiew świeżego powietrza. Nigdy od niego nie wymagała jakichś deklaracji i po części rozumiała najlepiej, że jest podłym alkoholikiem, który przy okazji rucha napalone na jego wygląd panienki. Niczym więcej i niczym szczególnym.
Nic więc dziwnego, że na jej propozycję uśmiechnął się całkiem szeroko i od razu wychylił dwa szoty zgadzając się nawet na to, by zamienić szlachetną whisky na podłą, ale szybciej działającą wódkę.
Wszystko mu było jedno. Potrzebował się całkiem złajdaczyć i wybierał do tego jak najlepsze towarzystwo.
- Jak się sprawy mają? - zapytał kurtuazyjnie wcale nie zaczynając spotkania od przechwalania się, że wydał jakąś książkę. Nie wiedział nawet czy jakąkolwiek przeczytała do końca czy może zasnęła w połowie.

Audrey Blanchard
zdolny delfin
enchante #8234
Managerka — Riley Hotel
35 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ciężko było jej jednoznacznie stwierdzić, jakim człowiekiem był Chris Haynes. Osobiście nie miała problemu w tym, żeby się z nim dogadać. Podejrzewała, że dogaduje się z nim lepiej niż ktokolwiek mu bliższy. Być może dlatego, że znali się… okazjonalnie? Może raczej widywali się okazjonalnie, o. To bardziej pasuje. Nie wciskali się z butami w swoje życie i tak właściwie to nie za wiele o sobie wiedzieli. Audrey pasował taki układ, miała wrażenie, że Chrisowi także. Był dla niej nieinwazyjnym alkoholikiem. Nie budził jej nad ranem, nawalony wracając do domu. Nie obiecywał gruszek na wierzbie. Nie wmawiał, że będzie inaczej niż jest. Był uzależnionym od alkoholu człowiekiem, z którym spędzała zaledwie kilka godzin wieczorem, kilka dni w tygodniu albo raczej miesiącu, bo sama też nie miała aż tak dużo czasu żeby regularnie przychodzić do baru. Tak więc nie, nie znali się prawie w ogóle a mimo wszystko Audrey potrafiła stwierdzić, że w bliższym obcowaniu Haynes mógł być trudnym człowiekiem. Zresztą, czy ona chciała poznawać go aż tak blisko? Nie, żeby go nie lubiła, bo budził jej sympatię, po prostu… Była egoistką. Lubiła swoje życie takie jakie było. Lubiła to, że zmartwienia codziennego życia udało jej się ograniczyć do minimum. I na pewno nie chciałaby dokładać ich sobie w postaci pijącego czynnie alkoholika, który nie jest w stanie ogarnąć swojego życia, nieważne jak bardzo chamsko by to nie brzmiało. Nie miała zamiaru brać odpowiedzialności za czyny innego dorosłego człowieka, a wiedziała doskonale, że tak by się stało, gdyby zachowała się jak te wszystkie panienki, które beznadziejnie i bez nadziei się w nim zakochiwały. Znaczy, nadzieja pewnie jakaś na początku była ale pewnie szybko odchodziła. Zresztą, ona sama nie była od niego lepsza. Nie była uzależniona od szkodliwych używek, to prawda. Nie właziła do łóżka każdemu facetowi, który się nawinie, to też prawda. Była za to cholernie ambitna i zawsze na pierwszym miejscu stawiała siebie i karierę. Piastowała stołek o jeden niżej niż właścicielka Riley Hotel. Sama zarządzała ogromną kupą ludzi. Sama utrzymywała wszystko w ryzach, nie mogła pozwolić sobie na żadne rozpraszacze. Dlatego też, prywatne życie z Audrey nie należało do łatwych. Pierwsze miłosne porażki bardzo ją bolały, ale w końcu postawiła na niezobowiązujące relacje i wcale na takie rozwiązanie nie narzekała.
Uśmiechnęła się szeroko kiedy wychylił od razu dwa szoty i poszła jego śladem. Nie dawała mu alkoholu specjalnie. Nawet jeśli wiedziała, że ma z nim problem, to nie było jej zadanie żeby go z tego wyciągnąć. Mogła co najwyżej zakończyć ich libację gdyby stwierdziła, że Chris przekracza linię.
Wzruszyła ramionami.
- Kończy mi się urlop. Ale nie narzekam, lubię swoją pracę. Pamiętasz Steve’a, nie? No to już go nie ma. Zaczął przebąkiwać coś o poważnym związku, więc musiałam puścić go wolno - o właśnie. Nie znali się za bardzo właśnie dlatego, że głównie gadali o takich bieżących, nie znaczących za wiele dla nich sprawach zamiast o tym, co ich w świecie boli i jakie było ich dzieciństwo.
- Ale, ale! À propos pracy. Chyba widziałam w którejś księgarni twoją nową książkę - uśmiechnęła się szeroko i wypiła kolejnego szota. Nie śledziła nowości na rynku wydawniczym. Akurat to był naprawdę przypadek, że zerknęła wtedy na witrynę księgarni.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Do stwierdzenia faktu, że jest trudnym człowiekiem wystarczyła jedynie znajomość kronik plotkarskich, które najpierw z uporem maniaka zachwycały się jego małżeństwem i tym jaką kochaną rodzinkę tworzą z pieskiem, a potem same wieszały na nim psy, bo zdarzyło się zdradzić żonę. Podejrzewał, że tego typu strony redagują kobiety, bo nikt inny nie pisałby tak emocjonalnych artykułów o fakcie, że okazał się zwykłą szują. Nie sądził jednak, że w tej Australii to wszyscy tacy porządni i romans z młodziutką dziewczyną odbije się echem na jego karierze. Nie przypuszczał też, że skończy się transplantacją twarzy i że rozwód z polubownym przyznaniem się do winy zakończy się jego ubóstwem.
Kilka lat później zaś można było rzec, że powtarza stare błędy, bo zdradził swoją dziewczynę z następną małolatą i choć obecnie promocja książki miała się świetnie, tylko czekał na moment, gdy jakaś siła wyższa się o niego upomni. Może tym razem obleją go kwasem? Skąd on do cholery, weźmie kolejną twarz?
Nic więc dziwnego, że tego typu ponure rozważania kończyły się u niego solidną porcją alkoholu, która okazywała się być pierwszą tego wieczoru. Nie przypuszczał w końcu, że będzie miał towarzystwo, ale przyjmował je ochoczo. Może dlatego szanował Audrey, bo nie próbowała wściubiać nosa w coś co jej tak naprawdę nie dotyczyło. Miał wrażenie, że nawet jeśli przyjaciele wybrali stronę Alaski w tym sporze i stracił już wszystkich, więc na gwałt potrzebował sojusznika, a ten wydawał mu się całkiem zacny.
- RIP Steve, byłeś porządnym facetem, ale okazałeś się miękką fają - podniósł kieliszek do góry w imieniu nieszczęśnika, któremu przyszło zakochać się w Blanchard. - Pamiętasz Alaskę? Straciłem panowanie nad sobą i zaliczyłem studentkę w hotelu - brzmiało to trochę nieprawdziwie, bo przecież on jej nie zaliczył po prostu raz, pod wpływem alkoholu i przypadku. Nie, z Sage uprawiali seks całą noc, a potem dał jej swój numer. Nie zadzwoniła, więc chyba związek był do odratowania, ale po kłótni… Cóż, mógł jedynie powtórzyć się i powiedzieć, że Lockwood również spoczywała w pokoju po ich związkowym piekle. W innych okolicznościach nawet by jej pożałował, ale jej wyprowadzka udowodniła mu, że była jeszcze niedojrzała. Nie zamierzał jednak roztrząsać tego związku (albo jego braku), skoro szoty korciły, a oni sami mieli znacznie ciekawsze tematy do omówienia.
Na przykład, jego nową książkę.
Zdecydowanie musiał przyznać, że jest narcyzem i był zakochany w swojej twórczości, nawet jeśli nie była najwyższych lotów.
- A tak, wróciłem do pisania. Trwa promocja. Jak tak dalej pójdzie to znowu będę bogaty i sławny - odrzekł i zaśmiał się. To u niego była okazja do jeszcze większych imprez, orgii, używek i korzystania z życia w celu zbierania nowych materiałów. Mimo wszystko uświadomił sobie, że i tak tęskniłby za tymi kieliszkami z Audrey i wymienianiem informacji, które nie miały już najmniejszego znaczenia.
W końcu aż tak głęboko sobie w psychice nie kopali.

Audrey Blanchard
zdolny delfin
enchante #8234
Managerka — Riley Hotel
35 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prawda. Aczkolwiek Audrey nie czytywała żadnych kronik plotkarskich, nieważne w postaci papierowej czy w Internecie. Nie miała na takie głupoty czasu… No dobra, CZASEM przewinęła jej się jedna czy druga plotka o jakiejś sławie, ale po kilku minutach nie pamiętała już nawet co tam było napisane. Jasne, wiedziała o miłosnych przeżyciach Chrisa, o transplantacji twarzy też. Tylko nie czerpała tej wiedzy z plotkarskich artykułów. Sam jej o wszystkim mówił, na tych rzadkich popijawach. Nawet nie była do końca pewna czy pamiętał o wszystkim, o czym wspomniał. Zresztą, jaka to była różnica. Nie oceniała jego, ani jego życia czy życiowych decyzji. Przyjmowała do wiadomości jak było i dalej żyła swoim własnym życiem. I tak, było to dla niej wygodne, nawet bardzo. Nieprzejmowanie się problemami obcych ludzi zdecydowanie bardziej ułatwiało jej funkcjonowanie w świecie.
Parsknęła śmiechem, ale ochoczo podchwyciła toast, wychylając kolejne dwa kieliszki szotów. Ile ona ich w ogóle przyniosła do tego stolika? Nie pamiętała.
- Hmm… To ta co jeździ po świecie? - Zapytała dla upewnienia i wzruszyła ramionami.
- Wiesz jak to mówią. Dziewczyna nie ściana, można przesunąć - parsknęła zupełnie niekontrolowanym śmiechem, który znaczył ni mniej ni więcej jak to, że alkohol powoli zaczynał robić swoje. Nie miała za mocnej głowy do alkoholu to po pierwsze. A po drugie piła jednego za drugim, bo… No bo się chciała po prostu upić. Może nie kompletnie zeszmacić ale chciała zobaczyć lekkie wirowanie przed oczami. A jeśli ostatecznie urwie jej się film, no to cóż. Życie.
- Czekaj, czekaj, czekaj, bo ja za mało przyniosłam! - Zawołała oburzona na samą siebie i zaraz zgrabnie (jeszcze) zeszła z krzesła i podeszła do baru. Tym razem przyszła za nią jedna z barmanek, bo zamiast jednej tacy szotów wzięła dwie.
- No. Teraz nie muszę co chwilę wstawać po więcej - uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie z siebie zadowolona i ponownie umościła się wygodnie przy stoliku. Warto wspomnieć, że kilka szotów z pierwszej tacki jeszcze im zostało.
- Zachęć mnie do jej kupienia - rzuciła nagle. To nie było nawet pytanie czy w ogóle Chris chciałby to zrobić. Lubiła słuchać kiedy inni mówili o swoich pasjach, a tym niewątpliwie było dla niego pisanie historii. Uniosła jedną brew do góry w prowokacyjnym geście, który w założeniu miał go zachęcić do podjęcia rękawicy.
Kolejny szot wylądował w jej gardle.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Cóż, historie opowiadane po pijaku nie liczyły się zbytnio. Uważał, że i tak oboje nie pamiętają następnego dnia o tym wszystkim, zresztą Audrey nie wyglądała na taką, która kiedyś sprzeda jego skandalizujące życie dziennikarzom i doprowadzi do wydania jego biografii. Musiał być szczery- na pewno nie byliby tym szczególnie zainteresowani, bo może i kiedyś był Chrisem Haynesem i cokolwiek znaczył, obecnie był marnym pisarzyną na dnie, który wróciłby do łask… gdyby tylko wziął ślub z Kim albo Kendall. Właściwie to nawet nie miałby nic przeciwko, ale jakoś nie było okazji, więc musiał zadowolić się faktem, że największe skandale w swoim życiu już przeszedł i cokolwiek jej opowiadał było pieśnią absolutnej przeszłości.
Jego związek też. Wprawdzie za Alaską tęsknił, bo była usposobieniem jego marzeń o normalności, ale przecież bez żadnego zawahania ją zdradzał. To chyba nie był symptom pełnego oddania, prawda?
- Dziewczynę przesunąłem po ścianie - parsknął więc lekko. - Szkoda tylko, że to nie była moja dziewczyna. Wtedy może miałoby to sens. Rzuciła mnie jednak dlatego, że na nią nakrzyczałem. Znaj tu logikę… - nie dane mu jednak było dokończyć, bo zaraz jego przyjaciółka od picia znalazła dobry powód, by powrócić do baru.
W sumie jak zaczną roztrząsać swoje przeszłe i obecne związki to tacka z szotami wejdzie gładko. Uśmiechnął się, gdy wróciła i zatarł rączki z czystej radości.
- To co, za te wszystkie idiotyczne relacje, które nie miały szansy rozkwitnąć, bo jesteśmy psychicznie niedostosowani? - wziął szota i uniósł kieliszek w geście toastu. W tej chwili mógłby nawet i ją kochać, bo tak wszystko mu było jedno, choć przecież na trzeźwo mu to przejdzie. Mógłby podać milion powodów, dla których nie rzucił jeszcze picia i palenia, ale najbardziej doskonałym był fakt, że lekko wstawiony był najbardziej sobą. Nie musiał wtedy się krygować odnośnie tego, że bywa zdradzającym skurwysynem i przez większość życia nie umiał zbudować żadnego, stałego związku.
Zaśmiał się jednak szczerze i niemal zakrztusił alkoholem, gdy poprosiła go, żeby zareklamował swoją książkę. W imię czego? W imię nowej fanki jego prozy, która przecież przy wybitnej nawet nie stała? Oddanej adoratorki głównego wątku miłosnego, który sączył kłamstwa o tym, że zdarzają się związki do końca życia? A może była już aż tak wstawiona?
- Na sześćset pięćdziesiąt trzeciej scenie opisuję jak facet jara się dziewczyną i wyobraża sobie ją nago. Podczas tej sceny myślałem o tobie i pisało się naprawdę gładko - rzucił półżartem, półserio i nie mogła wiedzieć czy tak było, czy ta scena w ogóle jest zawarta w tym dziele.
Przynajmniej jednak skłonił ją do sprawdzenia tego w rzeczywistości, a miał nadzieję, że trafi na podłego księgarza, który nie pozwoli jej czytać tego przed kupieniem.


Audrey Blanchard
zdolny delfin
enchante #8234
Managerka — Riley Hotel
35 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jej znajomość z Chrisem z pewnością spaliłaby na panewce, gdyby Audrey przejmowała się życiem obcych jej ludzi chociaż w jednej czwartej tak, jak przejmowała się własnym. Dlatego była idealną osobą do powierzenia sekretu. Nie dlatego, że była idealnym ich powiernikiem. Trzymała gębę na kłódkę, bo jej te sekrety zwyczajnie nie obchodziły. Nie miała absolutnie żadnej radości z opowiadania ich innym. Tania sensacja nie była dla niej. Mogłabym zaryzykować nawet stwierdzenie, że właściwie żadna sensacja nie była dla niej. Gdyby po Lorne Bay rozeszła się wieść o seryjnym mordercy, obeszłoby ją to dokładnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Inna sprawa, gdyby taki morderca miał zagrażać bezpośrednio jej siostrze czy innym bliskim jej osobom. Generalnie, trudno jej było otworzyć się w pełni na nowych ludzi, nie mówiąc o próbie pozbycia się postawy nic mnie nie obchodzi, mam wszystko w dupie. Ciężko jej było utrzymać nowe znajomości. Zresztą, twierdziła, że ich nie potrzebuje. Miała stałe grono swoich ludzi, którzy znali ją ze wszystkich stron i tyle jej wystarczyło. Obstawiała, że Chris jest taki sam, dlatego tak dobrze się dogadywali kiedy już wpadli na siebie w barze. Bo żadne z nich nie wpierdalało się drugiemu w strefę komfortu.
- Związki nie są nikomu do życia potrzebne - zawtórowała mu i podsunęła w stronę Chrisa swój kieliszek, jakby mieli zaraz się nimi stuknąć. Co oczywiście nie nastąpiło, bo to nie były butelki z piwem a Audrey nie chciała żeby ani jedna kropla z jej cennego trunku znalazła się na stoliku. Zdecydowanie bardziej wolała żeby całość znalazła się w jej osobistym żołądku. Nie była alkoholiczką. Potrafiła kontrolować ilość wlewanego w siebie alkoholu, tak samo jak nie odczuwała potrzeby codziennego picia. Lubiła natomiast się bawić, dlatego rzadko kiedy odmawiała przyjaciółkom wyjść na miasto. Właściwie to nie odmawiała im nigdy. Różnie kończyły się takie wypady. Zdarzało się, że urywał jej się film w trakcie zabawy i na drugi dzień nie pamiętała nic. Było też kulturalne picie, podczas którego się upiła owszem, ale nie miała dziur w pamięci. Zdarzyło jej się raz czy dwa wypić tyle, że nie zakręciło jej się nawet w głowie, ale nie powtórzyła już więcej tego precedensu, bo wcale się dobrze nie bawiła. Aczkolwiek oglądanie całej pijanej ferajny będąc prawie trzeźwym było całkiem zabawnym doświadczeniem.
- I dlatego nie powinieneś spotykać się z małolatami - stwierdziła poniewczasie, nawiązując do poprzedniej rozmowy. Dobrze, nie wiedziała co takiego Chris wykrzyczał Alasce, że ta z nim zerwała. W ogóle nic nie wiedziała o ich relacji i o tym, jak między nimi było. Ale zerwać, bo ktoś na mnie nakrzyczał? Serio?
Patrzyła na niego i nawet nie próbowała ukrywać podekscytowania jakie czaiło się w jej wzroku, kiedy czekała na opowieść. I tak dokładnie, miała zamiar zrzucić winę za swoje zachowanie na alkohol. Nikt jej nie zabroni. Tak samo jak nic nie mogło powstrzymać rozczarowania na twarzy Blanchard, w które zamieniło się wcześniejsze podekscytowanie. Nic nie mogło też powstrzymać szczerego śmiechu, który wyrwał jej się z gardła sekundę później.
- Jesteś pewny, że to nie o tej studentce myślałeś? - sięgnęła po kolejnego szota, kiedy się w końcu uspokoiła. Nie kwestionowała tego, że taka scena faktycznie w książce istnieje. Nie wiedziała jeszcze czy będzie to sprawdzać. Natomiast ani przez sekundę nie uwierzyła mu, że podczas pisania myślał wtedy o niej.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Tak naprawdę musiał cenić w Audrey właśnie tę postawę, bo przecież mimo deklaracji, że jest mu dobrze tak jak jest to wszyscy próbowali wkręcić go w nowy związek bądź jakąkolwiek inną relację. Czasami miał wrażenie, że niektórzy liczyli na to, że zejdzie się z żoną i będą sobie żyli długo i szczęśliwie. Często usiłował nawet namówić Ever do tego powrotu, ale wiedział, że prędzej czy później znowu by ją zdradził. Chris Haynes mógł być naprawdę świetnym przyjacielem i kompanem do picia, ale związki wymagały innego rodzaju pracy. Tego, który obecnie był dla niego nieosiągalny, bo nadal przepadał wprost za jednorazowymi przygodami.
Zdecydowanie łatwiej było rozpiąć przed kimś rozporek niż dać się poznać razem ze wszystkimi demonami, które wyglądały przed kieliszek. Nie pochylał się nad nimi zbytnio i po prostu opróżniał kolejne naczynia parskając, gdy z jej ust wyszło coś tak oczywistego i w gruncie rzeczy nieprawdziwego.
- Ależ nie. Są ludzie, którzy uwielbiają związki, zobowiązania, bycie tylko dla siebie. Znam takich - zaśmiał się, bo przecież jego była dałaby się pokroić za tego typu sielankę. Tak bardzo, że nie zauważała jego depresji czy alkoholizmu. Póki mogła kreować sobie idealny związek to wszystko było w porządku, nawet jeśli to był fałsz. - Ja czy ty… Jesteśmy zbyt niezależni, by pakować nas w takie sztywne ramy. Chciałbym żyć w trójkącie, wiesz? - i nie precyzował czy byłyby to dwie kobiety czy dwóch mężczyzn. Był na tyle otwarty na nowe doświadczenie, że nawet taką Sage mógłby się łaskawie dzielić. Jeszcze nie znalazł jeszcze amatorów tego typu życia plus jego agent zabiłby go, gdyby przemienił się w takiego skandalistę. Najwyraźniej po latach absolutnego rozpasania erotycznego teraz w modzie były historie o porządnych ludziach. W tym starciu przegrywał od razu, bo daleko mu było do takiego ewenementu.
- Tak, małolaty tylko do seksu. Do związku niekoniecznie - zgodził się z nią, jak wspomniał wcześniej, już postanowił na dobre odciąć się od tego chłamu, zwanego szukaniem prawdziwych zobowiązań. Te przecież zawsze kończyły się absolutną klęską, więc nie zamierzał już nikogo szukać. Gdy potrzebował inteligentnej rozmowy z dorosłą to zawsze mógł obalić butelkę z nią, zaś inne potrzeby zaspokajał za pomocą napalonych studentek, które leciały na jego urok osobisty i muskuły.
Oczywiście to pierwsze mógł od razu skreślić, bo zamiast zareklamować swoją książkę musiał nieco uderzyć do Audrey. Platonicznie, bo przecież już zdążył określić, że ma inny target i w ogóle nie zamierzał naruszać zasad ich znajomości, ale mimo wszystko jak ten gówniarz nie potrafił się powstrzymać przed tego typu konkurami. Brzmiało to dość żałośnie, ale musiała mu wybaczyć, zwłaszcza że sam zaczął się śmiać.
- Nie fantazjuję o gówniarach. Po prostu je mam - wzruszył ramionami i choć powinno go tknąć, że Alaska zafundowała mu maszynę do pisania, teraz mógł tylko przejść nad tym obojętnie. Nie był idealnym partnerem i dobrze zrobiła zostawiając go, więc śmiało mógł teraz patrzeć w oczy Blanchard i przyznawać skąd czerpał swoją inspirację.
- Mówię, że o tobie - powtórzył ciszej i wziął szota do ust, by przepić to pijackie wyznanie. Taki z niego pieprzony romantyk.

Audrey Blanchard
zdolny delfin
enchante #8234
Managerka — Riley Hotel
35 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie należała do osób, które agresją rozwiązują problemy. Czasem jednak miała ochotę potrząsnąć osobami, które pomimo licznych uwag i dobitnych stwierdzeń, że ich pomoc nie jest mile widziana, nadal wtrącały się w jej życie. Może niekoniecznie notorycznie wciskały ją w randki w ciemno z nadzieją, że kiedyś w końcu ktoś przypadnie Audrey do gustu na tyle, że postawi go na pierwszym miejscu. Irytowały ją same komentarze na ten temat. Raz nawet usłyszała, że zaraz skończy czterdzieści lat i jej termin przydatności do rodzenia dzieci się skończy. Serio. Rozumiała, że komuś może się nie podobać jej styl życia i uważać, że jako kobiecie szczytem jej marzeń powinno być dobre zamążpójście i urodzenie dzieci, ale istniały chyba jakieś granice, prawda? Nie była święta, zdarzało jej się powiedzieć komuś niemiłe rzeczy. Różnica polegała na tym, że nie była przy tym tak prymitywnie chamska.
- Proszę cię. Uwielbiają związki, bo nie potrafią żyć sami dla siebie. Łączenie się w pary i płodzenie dzieci jest tak głęboko zakorzenione w naszej naturze, że mało komu przechodzi przez myśl, by być samemu - odpowiedziała, może nieco zbyt agresywnie niż było to potrzebne, pamiętajmy jednak, że już wlała w siebie znaczną ilość szotów zdecydowanie za szybko niż faktycznie powinna. W tym momencie nie potrafiłaby nawet powiedzieć dlaczego przybrała taki ton. Wszystko co mówiła było jednak prawdą, bo cóż, dokładnie tak myślała. Wierzyła, że właśnie o to chodzi. Że ludzie nie potrafią docenić czasu, jaki mogą spędzić sami ze sobą. Lubiła towarzystwo innych ludzi, oczywiście, że tak. Często odwiedzała swoją młodszą siostrę, jeszcze częściej wychodziła na miasto ze znajomymi. Przecież jej praca polegała głównie na kontakcie z drugim człowiekiem. A mimo to, w zaciszu własnego apartamentu jakoś nie tęskniła za obecnością innego żywego obiektu. I nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego tak było. Miała trzydzieści pięć lat i jak do tej pory nie udało jej się znaleźć nikogo, za kim tęskniłaby siedząc samotnie we własnych czterech ścianach.
- Trójkąt brzmi nieźle, aczkolwiek obawiałabym się tego czego obawiam się w tradycyjnych związkach. Nieważne ile osób jest w relacji, ktoś zawsze za mocno się zaangażuje. I katastrofa gotowa - pokiwała na własne słowa, jakby odkryła właśnie najnowszą rzecz świata. Dobra, może i nie była ekspertką od związków zważywszy na fakt, że żaden z jej dotychczasowych nie przetrwał więcej niż pół roku, ale chyba mogła wyciągać wnioski z własnego, indywidualnego doświadczenia, nie? A że momentami lubiła generalizować to zupełnie inna sprawa.
- A ja za grosz ci nie wierzę. Nie pamiętasz nawet jak wyglądam bez ubrania - wypaliła, dokładnie w tym samym czasie co Chris wlewając kolejnego szota do gardła. Okej, zdecydowanie za szybko je w siebie wlewała. I nawet nie miała zamiaru do niczego go namawiać ani się narzucać. W tym momencie mogłaby mu nawet opowiedzieć najbardziej żenującą rzecz z własnego życia i serdecznie by się przy tym śmiała.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Chris wiedział, że on jako mężczyzna jest pod tym względem absolutnie uprzywilejowany. W końcu nikt nie liczył mu czasu przydatności jako rodzica, a rekordziści potrafili płodzić dzieci bliżej siedemdziesiątki. Wszystko było więc przed nim, a na razie mógł się spełniać jako ceniony pisarz. Inna sprawa, że przecież nigdy nie marzyła mu się gromadka dzieci i wystarczyło, że razem z byłą żoną dzielili opiekę nad psem. Bachor, nawet ten najbardziej uroczy mógłby jedynie namieszać w jego powrocie na szczyt bestsellerów. Musiał więc podziękować sobie za odprawienie Alaski, bo mimo wszystko podejrzewał, że pewnego dnia obudzi i stwierdzi, że macierzyństwo jest jej pisane.
Haynesowi zaś pisana była nieustanna przygoda, choć jak większość hipokrytów rozpatrywał ją w ramach spotykania się z ledwo pełnoletnimi dziewczynami (chłopcy też mogli być) i niekończących się imprezach, nie zaś w odkrywaniu kolejnych lądów.
Wszystko jednak było lepsze od tak szumnej wersji rodzinki plus, w której oprócz psa jest jęcząca żona i dwójka denerwujących brzdąców.
- Dają ci popalić z komentarzami, co? - zapytał, bo w jej słowach dało się odnaleźć dużo pogardy do tego porządku świata. Ta zazwyczaj zaś brała się z faktu, że ludzie chętnie wytykali błędy innym, zupełnie jakby mieli przeżyć za nich życie. To wszystko sprawiało, że Chris omal nie rzucił się na kolana, by dziękować Bogu, że jest facetem i nikt (poza jego zgryźliwą byłą) nie zarzuci mu tego, że jest sam i woli posuwać kobiety zamiast się z nimi żenić.
Poza tym fakt, jego komentarze na ten temat mogłyby być tak niegrzeczne, że każdemu prędko by się ich odechciało.
- Jestem znany z tego, że dziewczyny nawet po jednej nocy ze mną się angażują - zażartował, bo im więcej alkoholu tym humor mu się poprawiał i nie zamierzał skupiać się na wiwisekcji swoich niepowodzeń miłosnych. Zatrzymał ją dłonią, bo był w stu procentach przekonany, że zacznie protestować. - Nie mówiłem o tobie, bo ty akurat mnie nie pamiętasz, przez co mój urok nie zdążył należycie zadziałać - wyjaśnił jej bardzo dokładnie i zaśmiał się, bo ich myśli dryfowały w dokładnie tym samym kierunku.
Przywilej ludzi znających się całkiem dobrze albo na tyle pijanych, by nadawać na jednych falach.
- Ależ oczywiście, że ja cię pamiętam… częściowo, bo to czego nie pamiętałem to sobie rzetelnie dopowiedziałem - parsknął, posiłkował się wspomnieniami, fantazjami i całą resztą rzeczy, o których chętnie jej opowie jak opróżni kolejnego szota. - Tym sposobem możesz mówić koleżankom, że znany pisarz o tobie marzy, ale ty mu nie ulegniesz - snuł dalej śmiejąc się coraz głośniej, bo każda mu kiedyś uległa. Nikt by w to nie uwierzył.
Tak, Chris Haynes był pieprzonym narcyzem.

Audrey Blanchard
zdolny delfin
enchante #8234
Managerka — Riley Hotel
35 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Audrey nigdy nie czuła, że chce się spełniać jako matka gromadki dzieci. Nie czuła tego nawet w przypadku posiadania jednego dziecka. Jasne, lubiła dzieci swoich przyjaciółek i nie miała żadnych trudności w spędzaniu z nimi czasu. Nie potrafiła za bardzo wyobrazić sobie, by mogła spędzić z nimi więcej niż kilka godzin na raz. Przerażała ją wizja wychowania takiego malucha na dorosłego człowieka i fakt, że gdyby wyrosło na złego człowieka, to będzie jej wina i porażka jako matki. A czego jak czego, ale porażek nienawidziła najbardziej. Dlatego starała się nie popełniać błędów, chociaż błędy czyniły ludzi bardziej… Cóż, bardziej ludzkimi. Prawdopodobnie był to powód, dla którego nie potrafiła z nikim nawiązać dłuższej relacji damsko-męskiej. Dobra, jednym z wielu powodów, nad którymi nie ma sensu się w tym momencie rozwodzić. W każdym razie, jeśli instynkt macierzyński nie dopadł jej w wieku lat trzydziestu pięciu, nie sądziła żeby dopadł ją kiedykolwiek.
- Nawet nie masz pojęcia. W moim wieku powinnam mieć już męża i przynajmniej dwójkę dzieci - zaczęła przedrzeźniać te wszystkie wszechwiedzące babcie albo mamusie z dziećmi.
- I co to ma być w ogóle, że jest sobie facet, który zalicza laskę za laską i nikt go dziwkarzem nie nazwie, tylko wszyscy są wow super, ale ma powodzenie. A jak kobieta woli jednorazowy seks, bo nie po drodze jej do stałego związku, to od razu jest szmatą - dużo było jadu w jej głosie i nawet nie próbowała ukrywać swojej agresywnej postawy. Mogła to zrzucić na stopień upojenia alkoholowego, ale prawda była taka, że naprawdę nie mogła zdzierżyć takiej postawy. Tylko normalnie potrafiła nad swoją wrogością zapanować. Bo to nie było tak, że słyszała takie komentarze pod swoim adresem. Z tego co wiedziała, nikt tak nawet o niej nie myślał.
Oczywiście, że chciała zaprotestować. No zdarzyło im się kiedyś po pijaku spędzić ze sobą noc, ale przecież to nic nie znaczyło. Nie należała do tych kobiet, które angażują się… Kiedykolwiek.
- Skąd wiesz, że nie pamiętam? - Uśmiechnęła się kącikiem ust i uniosła jedną brew do góry. Okej, może pamiętała tylko urywki, ale też nie było tak, że kiedy wylądowali w łóżku urwał jej się film i w pamięci miała tylko czarną plamę i nic więcej. Co więcej, pamiętała na tyle by móc stwierdzić czy jej się podobało czy nie. Podobało, było jej dobrze. Ale czy chciałaby to powtórzyć? Z Chrisem wolała raczej rozmawiać i nawzajem się prowokować niż faktycznie przejść od słów do czynów.
- I nawet nie będę musiała kłamać - kolejny szot wylądował w jej przełyku. Również się zaśmiała, jednak z nieco innych powodów niż Haynes. Nie, nie zamierzała mu ulegać. Możliwe, że sama rozbawiła się tą myślą. Zresztą, nie czuła nawet by Chris do tego dążył. Obydwoje byli tak przekonani o swoich racjach, że nie widziała nigdzie zagrożenia.
- Ale muszę przyznać, że jesteś dobry. Teraz już muszę kupić tę twoją książkę i ją przeczytać - zdobyła się nawet na to, by subtelnie puścić do niego oko. Nikt nie wiedział czy mówiła serio, nawet sama Audrey.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Przypuszczał, że gdyby dalej był żonaty to pewnie jakoś naturalnie pojawiłyby się dzieci. Wprawdzie odkładał je w małżeństwie w nieskończoność- po tej książce, po tej trasie, to nie jest najlepszy czas- ale Ever była raczej osobą, która postawiłaby na swoim, niezależnie od jego pragnień. Poza tym miał wrażenie, że czasami do pewnych rzeczy musiał zostać lekko przymuszony, bo jego status lekkoducha sprawiał, że trudno mu było początkowo zająć się nawet własnym psem.
To był banał, ale posiadając właściwą kobietę u swojego boku i nie rozwalając małżeństwa mógłby nawet pewnego pięknego dnia zostać ojcem. Tyle, że sporo wody upłynęło od tego czasu i dziś był już przekonany, że nie było na świecie kobiety, która zmusiłaby go do bycia tatą. Chyba, że w tym erotycznym wydaniu, bo kiedyś mógłby być świetnym sugar daddym, o ile oczywiście nie będzie wtedy zajęty własnymi bachorami uroczymi dziećmi. Rozumiał więc Audrey i jej niechęć do macierzyństwa bardzo dobrze. Najgorsze było jednak to, że jej się niedługo miał skończyć czas, podczas gdy taki Haynes miał nieograniczone możliwości.
- Powiedz im, że zamroziłaś jajeczka i czekasz na tego wybranego. To łatwiejsze niż przekonywanie ich wszystkich, że macierzyństwo nie jest ci pisane - poradził jej z całego serca, bo mogła siłować się z tymi idiotami bez końca, a i tak sprowadziliby ją do swojego poziomu. Uśmiechnął się, gdy przedstawiła mu kolejną prawdę życiową i kiwnął głową.
- Faceci są po prostu bardziej terytorialni niż psy i lubią czuć, że pierwsi zdobywają kobietę. To dlatego wmówili im, że posiadanie wielu partnerów seksualnych jest złe. Jak dla mnie to żadna przeszkoda. Lubię, gdy dziewczyna wie co robi, te grzeczne bywają śmiertelnie nudne - zaśmiał się, bo alkohol mimo wszystko dobrze wchodził, nawet dla takiego starego wyjadacza jak Chris, który już niejedno w życiu wypił. Niezależnie od wszystkiego naprawdę jednak rozchodziło się o towarzystwo, które było całkiem wyborne.
Dla takich rozmów zaś nie było warto angażować się w kolejny numerek. Kobiet do łóżka miał na pęczki, zaś znajomi od kieliszka wykruszali się w ekspresowym tempie. Większość po prostu zakładała rodziny i dopadała ich gorączka zwana ustatkowaniem się. Tej zarazy Chris strzegł się jak dżumy, choć ostatnio przecież próbował z kimś zamieszkać.
Ta próba była jednak tak niewarta wzmianki jak ich seks, skoro Audrey nie straciła potem dla niego głowy.
- Trochę jednak będziesz musiała zmyślać, bo aż tak za tobą się nie uganiam - uściślił drocząc się z nią, bo przecież jeszcze nie był na etapie pogoni za czymś, czego dobrze nie pamiętał.
Szoty za to mieli za to wyborne, choć ostatniego nieco rozlał i obserwował właśnie jak struga kolorowego płynu znika pod stołem.
- Widzisz, to właśnie nazywa się dobry marketing. Jest tak osobisty, że od razu trafia do klienta - wyszczerzył się, choć nie wiedział czy chce by przeczytała jego dzieło. Miewał lepsze, zdecydowanie, a to była szmira dla kur domowych, a Audrey do tego gatunku nie należała.

Audrey Blanchard
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ