asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Myśl o tym, że siedzi z jasnowidzem naprawdę ją podekscytowała, może nawet za bardzo, bo serce zaczęło jej bić szybciej, ale jak to ona, standardowo to zignorowała. To Jona był od wychwytywania takich sytuacji, a że aktualnie go nie było, to trudno. Za bardzo skupiła się na myśleniu o tym, co taki jasnowidz mógł jeszcze zrobić i dlatego też, kiedy Octavian przyznał, że nim nie jest, zrobiło jej się naprawdę przykro.
- Nie mów, że nie istnieją, widziałam w telewizji takich... po prostu szkoda, że ty do nich nie należysz- westchnęła zdradzając, że naprawdę tego żałuje. Fajnie byłoby jakiegoś poznać, tylko że przy tym wyjaśnienia Otto były teraz jeszcze bardziej zagmatwane. - Czyta? - zmarszczyła nos, by po chwilowej analizie pochylić się nad stołem. - Nie miej mi tego za złe, ale trochę dziwny jesteś i chyba nie do końca ciebie rozumiem - oczywiście nie chciała go obrazić, ani nic z tych rzeczy, ale takie były fakty. Mówił o rzeczach, których kompletnie nie rozumiała i nie wiedziała już, czy ją obraża, czy nie. - Mówisz, że się obkłaczyłam? Cholera... chciałam zrobić na tobie dobre wrażenie - jęknęła próbując ściągnąć z siebie włosy, które teraz udało jej się zlokalizować na własnej garderobie. Z jednej strony rozumiała, że Otto jest dobrym obserwatorem, ale z drugiej nadal nie łapała wszystkiego tak, jakby chciała. Przynajmniej na tym etapie już była pewna, że nie rozmawia z jasnowidzem. Chciała dowiedzieć się więcej, zdobyć jakąś wiedzę, ale nim skonstruowała pytanie, Octavian zdążył zadać własne i to z gatunku takich, na które Marianne wcale odpowiadać nie chciała. Przygryzła więc wargę, zerkając do boku.
- Tego już nie jesteś w stanie przeczytać? - zażartowała, odsuwając z twarzy kosmyk rudych włosów. - Nic szczególnego, ani ma tyle ciekawego by o tym opowiadać- wzruszyła ramionami, uśmiechając się przepraszająco. W zasadzie na rękę jej było rozmawiać z kimś, kto nie wiedział o jej stanie. To nie było mądre, a raczej było nieodpowiedzialne, ale Mari czas chciała poudawać, że nie pamięta o chorobie. Teraz chciała udawać, że nic jej nie jest i skoro rozmawiała z kimś, kto nie wiedział, jak bliska śmierci jest, nie chciała zmieniać atmosfery. Temat Jonathana wydawał się jej więc o wiele bardziej atrakcyjny.
- Pokłóciliście się? Nie chciałbyś tego naprawić? - zaczęła z tej strony, chociaż sklamalaby mówiąc, że nie była zawiedziona jego reakcją. - Myślę, że Jonathan potrzebuje teraz przyjaciela, takiego mądrego, który go zrozumie i wierzę, że ty taki jesteś...wiesz, nie tak dawno został dyrektorem szpitala, a przy tym ma dużo innych problemów na głowie i chciałabym, żeby miał z kim o tym rozmawiać- wyjaśniła mu swój sposób widzenia, w nadziei, że to jakoś naprowadzi Octavianq na jego role w całym tym planie. - Mógłbyś przyjść może do nas na kolację? Do mnie nawet... wiesz, nazwałeś mnie Mari , czyli jesteśmy już przyjaciółmi- przypomniała mu, by nie zdążył odmówić i wrzuciłam do ust kawałek ciastka, by zaraz popić go kawa. Nie chciała wychodzić tego spotkania z niczym, a tu wychodziło, że między Octavianem, a Jonathanem doszło do czegoś, co zakończyło Och dość silną przyjaźń.

Octavian Beveridge
Synergolog || Wykładowca — James Cook University
41 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spojrzał ostatni raz na zdjęcie opatrzone słowami "To Twoja córka", po czym wsunął je między stronnice czytanej przez siebie książki. Długi lot niebawem miał dobiec końca, zabierając Otto do domu, gdzie mógł rozpocząć życie na nowo.
Nawet nie próbował podejmować z Marianne dyskusji o tym, że ci jasnowidzowie, o których wspominała, byli doskonałymi oszustami, którzy stosowali podobne do Octaviana sztuczki z tym wyjątkiem, że nie szło im to tak łatwo jak jemu. Poza tym nigdy nie podawali nic konkretnego, a same domysły, zaś Otto niekiedy bezbłędnie podawał szczegółowe informacje, tylko na podstawie tego co widział, a nie wiedział. Jednakże czuł, że gdyby podważył słowa Chambers, mogłaby między nimi wywrzeć się zażarta dyskusja, a Octavian ciekaw był tego z jakich powodów rudowłosa w ogóle do niego przyszła, a nie jej opinii na temat kłamców z telewizji.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która tak o mnie myśli, ale należysz do wąskiego grona ludzi, którzy powiedzieli o tym wprost, dziekuję - skomentował jej słowa, pełne szczerości, na którą nie każdego byłoby stać. - Zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie, Mari. Naprawdę chciałbym dowiedzieć się więcej o tobie, ale chyba chciałaś porozmawiać o kimś innym - dodał, aby ponownie powrócić do tematu Jonathana, który tak go intrygował. Choroba kobiety, była dobrym ku temu początkiem, a po jej reakcji dość jasno wywnioskować, że kłamała. Przycichła, odwróciła spojrzenie i zdecydowanie nie mówiła z przekonaniem, do którego zdążyła już Octaviana przyzwyczaić.
- Kłamiesz - powiedział wprost. - Myślałem, że będziesz ze mną nadal szczera, a właśnie powiedziałaś coś, co jest nieprawdą - dodał, bo wdzięczny był za jej bezpośredniość, a tu nagle takie niemiłe rozczarowanie. - Jesteś młoda, ale trafiłaś pod opiekę kardiochirurga. To nie świadczy o niczym dobrym, ani błahym. Nosisz ze sobą leki, a przede wszystkim przyszłaś mnie szukać, bo coś Jonę dręczy, a znam go na tyle, aby wiedzieć, że nadmiar pracy i planowany ślub raczej nie wprawiłyby go w tak podły nastrój, aby jego przyszła narzeczona zaczęła mu szukać przyjaciół sprzed lat. No i właśnie kilka czerwonych plam pojawiło się na twoim dekolcie, bo ciebie chyba zestresowałem. Przepraszam, może odetchnij i napij się wody? - Zagadnął prędko, bo nie chciałby być odpowiedzialny za doprowadzenie narzeczonej Jonathana do jakiejś kryzysowej sytuacji.
Z jednej strony Otto zaczął się faktycznie zastanawiać nad tym, czy siedząca na przeciwko niego kobieta przypadkiem nie stoi nad grobem i w obawie o swojego ukochanego nie szuka jakiejś formy pomocy dla niego. Z drugiej zaś jej pozytywne nastawienie i radość dostrzegalna na twarzy, gdy wspominała Wainwirghta przeczyły temu, aby była pogodzona z wizją opuszczenia go.
- Nie, chyba nie - odpowiedział, aczkolwiek sam nie miał pojęcia jak sklasyfikować powinien konflikt, który powstał między nim, a Jonathanem. - To skomplikowane i nie do końca wiem jak mógłbym ci to wyjaśnić. Powiedzmy, że go zawiodłem i to bardzo - oznajmił, bo wcale nie miał zamiaru siebie wybielać. Wiedział co zrobił, a raczej czego nie zrobił i musiał stawić temu czoła. - Martwi się o ciebie, prawda? - Zapytał wprost, chociaż już wcześniej też sugerował to w swojej wypowiedzi. - Urocza jesteś, wiesz? Potrafisz zaskarbić sobie ludzką sympatie i to bez wątpienia, skoro sam Jonathan ci uległ, ale... Nie sądzę, aby był to dobry pomysł. Nie chciałbym naruszać prywatności Jony, a jestem przekonany co do tego, czy on chciałby mnie ponownie spotkać, a co dopiero u siebie gościć - dodał, bo nie tylko zdrowy rozsądek i wyrozumiałość, ale też odpowiednie maniery mocno zakorzenione były w Octavianie. Poniekąd pod tym względem byli z Jonathanem bardzo do siebie podobni, bo żaden z nich nie czuł się komfortowo z chwili, w której stawiano ich w niejasnej i nietypowej sytuacji.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Zaśmiała się serdecznie, kiedy Octavian jej podziękował i zaraz pokręciła głową na boki.
- Raczej nie masz za co dziękować, to nawet nie brzmiało dobrze, ale no, nauczyłam się już, że wy, mądrzy ludzie macie swoje dziwactwa - wyjaśniła, wierząc, że tymi słowami ukryje nieco fakt, że jej poprzednie słowa mogły brzmieć dość sucho. Oczywiście wciąż mówiła je ona, więc nawet w najbardziej suchej wersji wypadały pozytywnie, jednak Mari naprawdę zależało na zrobieniu dobrego wrażenia na blondynie. - Naprawdę wielkie? Jezu, kamień z serca, bo poznawałam już z otoczenia Jony takich fą fi fą, co mieli ze mną problem... kiedyś byłam z nim na takim bankiecie, nie, że bida, ale takim jak z filmów, że rozdawali szampana i wszyscy wyglądali pięknie, ale jakiś buc zepsuł mi wieczór, więc cieszę się, że ty sam nie jesteś bucem - pochwaliła, bo nie kłamała, gdy mówiła, że naprawdę ją to cieszyło. Miała pięćdziesiąt procent szans, że trafi na przyjemnego gościa. Zależało więc jej by utrzymać dobre wrażenie i wcale nie chciała go zepsuć kłamstwem, z resztą nigdy nie była dobrym kłamcą.
- Nie psuj nam tego spotkania, Otto! - jęknęła w odpowiedzi na jego słowa i szybko przyłożyła dłoń do swojego dekoltu, by ukryć te plamy, o których wspomniał. Z resztą zarumieniły jej się poliki i prawdę mówiąc niekoniecznie chciała słuchać analizy na temat swojego zdrowia, ani aby to stało się tematem spotkania. Wolała, gdy ludzie nie wiedzieli, że w zasadzie to cały czas tańczy nad swoim grobem i ryzykuje żyjąc swoim najlepszym życiem. - To czy jestem chora czy nie jestem, nie ma znaczenia. Chciałabym rozmawiać o Jonathanie, skupmy się na nim, o mnie się nie martw, mam się totalnie świetnie, a leki noszę, bo jak ich ostatnio nie wzięłam, dostałam taką burę od Jony, jakbym co najmniej kogoś zabiła - poskarżyła się mu, licząc na to, że znajdzie w nim oparcie, albo przynajmniej Octavian kiedyś tam w przyszłości - Mari planowała dalekobieżnie - będzie stawał po jej stronie, gdy Wainwright zacznie Jonathanować. Z tego też względu chciała zrozumieć dlaczego ze sobą nie rozmawiają, ale póki co rozumiała tylko tyle, że nic nie wie.
- Zawiodłeś? Uff, czyli to nie kłótnia? No to rozwiążemy to, Otto! Ja go zawodzę średnio siedem razy na tydzień, a jakoś ze mną wytrzymuje - wyszczerzyła się wesoło, tylko po to, by zaraz spojrzeć na niego spode łba, jakby z naganą. - O nie, nie, znów pytasz o mnie, a musimy rozmawiać o Jonathanie... on lubi się martwić, całkiem niepotrzebnie, więc pomartwmy się teraz trochę o niego - zaproponowała z tej strony, mając najdzieje, że jeszcze jakaś chwilę uda jej się uniknąć odpowiedzi, chociaż pewnie nie zdawała sobie sprawy, jaką frustrację mógł budzić brak informacji, gdy zwykle czyta się z ludzi tak wiele. - Och przestań, bo się zarumienię - zachochotała filuternie, machając dłonią w powietrzu. - To jest doskonały pomysł! Proszę, daj się namówić, skoro mam już Twoją sympatie, że nie powinieneś mi odmawiać, wiesz? Ja wszystko ogarnę, ale byłoby nam bardzo miło, gdybyś nas odwiedził. Pokazałabym ci naszego Gacusia, a Jona zrobiłby coś pycha do jedzenia... proszę - na ostatnie słowo położyła już większy nacisk, patrząc mu prosto w oczy. - Poza tym to nie Jonathan uległ mi, a ja jemu... Był z początku straszną paskudą i bardzo brzydko mnie traktował, więc obiecuję, że nie pozwolę mu kręcić nosem na naszą kolację - ułożyła nawet jedną dłoń na sercu, a drugą podniosła, by jasnym było, że nie żartuje. Zaraz jednak sięgnęła po widelczyk, bo przecież jej ciasto nie powinno na nią zbyt długo czekać.

Octavian Beveridge
Synergolog || Wykładowca — James Cook University
41 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spojrzał ostatni raz na zdjęcie opatrzone słowami "To Twoja córka", po czym wsunął je między stronnice czytanej przez siebie książki. Długi lot niebawem miał dobiec końca, zabierając Otto do domu, gdzie mógł rozpocząć życie na nowo.
Już po tej krótkiej rozmowie, Octavian był wstanie przyznać, że Marianne miała niecodzienną i niezwykle ciekawą osobowość. Pojęcia nie miał jak mogła pokochać tak poważnego i gburowatego człowieka jakim był Jonathan, ale najwidoczniej tak samo jak on w niej, tak i ona w nim dostrzegała coś więcej poza tą wierzchnią skorupą. Trzeba przyznać, że sama Chambers, nawet jeśli biły od niej przyjemne wibracje, miała specyficzne podejście do obowiązującego kodu kulturowego. Niekoniecznie przejmowała się niepisanymi zasadami i dość śmiało dzieliła przemyśleniami, które swoją szczerością bardziej pasowały do rozmowy z bliskim znajomym, lub przyjacielem, a nie nowo poznaną osobą. Jednak wszystko to miało swój urok i Otto także mu uległ.
- A ja cieszę się w takim razie, że nie masz mnie za "buca" - odniósł się chociaż odrobinę do jej słów, bo troszeczkę przygniatała go ta wylewność, ale z drugiej strony nie miał nic przeciwko temu, aby dzieliła się z nim tym, co uważała za słuszne. Po prostu sam Beveridge niekoniecznie należał do osób otwartych, chociaż znał się doskonale na kontaktach między ludzkich i sposobie komunikacji. - Jak mamy się zaprzyjaźnić to wolałbym, abyś mnie nie zbywała takimi wymówkami. Nosisz leki, bo ich potrzebujesz, dlatego Jonathan robi ci problemy, gdy ich zapominasz - oznajmił, nieco poważniejszym tonem, bo autentycznie przejął się tym, co ewentualnie mogło dolegać młodej kobiecie. Tym bardziej, że jak przypuszczał były to sprawy kardiologiczne, a nie zwykły niedobór witamin.
- To nie to samo Mari, zawiodłem go, gdy mnie potrzebował - wyznał, chociaż wcale nie lubił wracać wspomnieniami do tamtych lat. Przesiadywał wtedy na co dzień w Europie, a Jona właśnie wrócił z Kabulu i niekoniecznie był w najlepszym zdrowiu psychicznym, ale zamiast do niego, zgłosił się do kochanki, którą w sumie sam Otto mu podsunął. Pearl zaś skontaktowała się z Beveridgem, a on mimo wszystko nie przyleciał do Lorne Bay. Usprawiedliwiał się zawodowymi zobowiązaniami, a jedyne co mógł zrobić to zaoferować pomoc w znalezieniu specjalisty dla Jonathana. Potem odbyli niezbyt przyjemną konwersację i na tym wszystko ucichło. Sam Otto nie miał pojęcia, czy Mari w ogóle cokolwiek wiedziała o tej historii, więc wolał nie zdradzać szczegółów, ale nie zamierzał też siebie wybielać, bo doskonale zdawał sobie sprawę o wielkości swojej winy. - Jakoś ciężko mi uwierzyć w to, że Jonathan mógłby coś robić bez potrzeby - mruknął, obdarzając rudowłosą dość znaczącym spojrzeniem. Zaraz potem Octavian wysłuchał namów Chambers i naprawdę nie czuł się komfortowo z tym, aby tak bezczelnie nagle wkroczyć w życie Wainwirghta i to jeszcze z powodu jego narzeczonej, a nie ingerencji samego Jonathana. Z drugiej strony kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie brakowało mu przyjaciela, bo nie bez przyczyny to jemu dedykował swoją pierwszą książkę. - Powiedzmy, że jestem skłonny się zgodzić, ale chcę czegoś w zamian - odpowiedział wreszcie, bo przecież emocje i zaangażowanie Marianne zasługiwały na sukces. - Wiem już, że jesteś chora i to pewnie Jona ciebie zdiagnozował, a słuchając tego jak traktujesz sprawę swojej choroby, pewnie mocno się nią stresuje za was dwoje. Nie jesteś jednak chora od wczoraj, więc dzieje się coś jeszcze, co Jonathana przytłacza i ty to ukrywasz. Mogę wiele się domyśleć, ale nie jestem jasnowidzem, więc powiesz mi prawdę, albo nie poznam Gacusia - oświadczył. Czy był to szantaż? Możliwe, ale raczej transakcja wymienna. Marianne przyszła do niego w jednym celu i miała szanse go osiągnąć, a on przy okazji chciał tylko dowiedzieć się czegoś co pewnie i tak ostatecznie wyszło by na jaw, ale nie chciał poddać się bez walki. Chociaż bez dwóch zdań Chambers była naprawdę godnym przeciwnikiem i tak naprawdę już z nim wygrała.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Marianne szczerze wierzyła w to, że mogłaby dogadać się z każdym. Nie traciła czasu na robienie sobie wrogów i nikt się nie musiał przy niej szczególnie wysilać, bo na własne barki brała zadanie podtrzymania rozmowy. Tutaj też tak było. Dobrze więc, że Otto temu uległ, bo nie przewidziała planu na okoliczność, w której uważałby on ją za nieznośną i nie miał ochoty na jej towarzystwo.
- Oho, no i kto to mówi? Popatrz ile o mnie już wiesz, a ja o tobie nic i to ty domagasz się kolejnych informacji. W takim razie ty też mi coś powiedz... nie wiem, masz żonę, męża, dziecko? - wymieniła, ani myśląc rozmawiać z nim teraz o swojej chorobie. Poza tym faktycznie uważała, że skoro on chciał o niej wiedzieć więcej w celach zaprzyjaźnienia się, to ona też mogła wiedzieć co nieco o nim. No i rzeczywiście była ciekawa na jakim etapie życia jest Octavian.
- W takim razie uwierz mi, gdy mówię, że teraz ciebie potrzebuje i nie zawiedź go po raz kolejny - wlepiła w niego wzrok i na moment spoważniała, pierwszy raz od początku ich znajomości, nie uśmiechając się już wcale. Chciała, żeby wiedział, że nie żartowała, chociaż pewnie sam by to sobie z niej wyczytał. - Może zmienił się na tym polu? Jest mocno przewrażliwiony na moim punkcie - wyjaśniła, nie chcąc też w ten temat ponownie wchodzić. Nie przyszła tu, by rozmawiać o sobie. Chciała rozmawiać o Jonathanie i to o niego zadbać. Uważała, że powinna się tym zająć, bo sam Wainwright nikogo o pomoc nie poprosi, a ona... ona niebawem może nie być w stanie dłużej mu pomagać. Kiedy zaś próbowała z nim o tym rozmawiać, reagował agresją... jej jedyną nadzieją było więc zawiązanie komitywy z Octavianem.
- Strasznie cię tyłek szczypie, jak czegoś nie wiesz, co? - przewróciła oczami, słysząc te jego warunki, po czym wróciła do jedzonego przez siebie ciastka. Na spokojnie sobie przeżuła, popiła kawą. Nie spieszyła się z dodawaniem niczego więcej, musiała to przeanalizować, bo nie podobała jej się propozycja Octaviana. - Nie zamierzam kupować Jonathanowi przyjaciół informacjami, sądziłam, że będziesz chciał mu pomóc dla niego, a nie, żeby dowiedzieć się czegoś o mnie - zagrała trochę nieczysto, ale nie lubiła, gdy ktoś nią manipulował, bo sama nie potrafiła w takie rzeczy i wiedziała, że jest podatna jak plastelina na podobne ataki. Westchnęła jednak, nie ukrywając tego, jak bardzo jej się nie podoba ten temat. - Potrzebuję przeszczepu... i już z nim samym było fifty fifty, że przeżyję... nie będę ci wchodzić w nudne i dramatyczne szczegóły - przez chwilę chciała tłumaczyć, że podejrzewano nowotwór, który ją dyskwalifikował, że przez to za późno została wpisana na listę, a w dodatku... w między czasie doszła ciąża. - Po prostu przez to i pewne dodatkowe powody jest relatywnie niska szansa, że dożyję końca roku... wiem, że proszę o wiele i być może to niesprawiedliwe, ale nie chcę, żeby on był z tym wszystkim sam - zakończyła grzebiąc widelczykiem w cieście. Obawiała się, że teraz w ogóle Otto nie będzie chciał z nią rozmawiać, dlatego trochę nieładnie wolała ukrywać pewne informacje.

Octavian Beveridge
Synergolog || Wykładowca — James Cook University
41 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Spojrzał ostatni raz na zdjęcie opatrzone słowami "To Twoja córka", po czym wsunął je między stronnice czytanej przez siebie książki. Długi lot niebawem miał dobiec końca, zabierając Otto do domu, gdzie mógł rozpocząć życie na nowo.
Osobowość Marianne robiła na Octavianie niesamowite wrażenie. W tym zakłamanym i bezdusznym świecie, gdzie większość ludzi nie potrafiła patrzeć dalej niż koniec własnego nosa, Mari wydawała się istnym diamentem. Szczera, sympatyczna, łagodna i nawet jeśli interesowna to tylko w dobrej wierze. Zresztą nie tylko swoimi słowami przekonywała Otta o wartości jaką posiada, ale też tym co mógł wyczytać z mowy jej ciała, drobnych gestów, ubioru i całej tej chaotycznej otoczki jaka jej towarzyszyła.
I chociaż wydawała się też nieco roztargniona i gapowata, to nie można było jej odmówić sprytu.
- Szanuję to, że cenisz sobie sprawiedliwość. W takim wypadku, faktycznie, jestem ci winny pewne informacje - zaczął aczkolwiek było mu niespieszno do opowiadania o swoich życiowo-socjalnych porażkach. - Rozwiodłem się rok temu, była żona została w Europie - zaczął, starając się brzmieć tak, jakby ta sprawa była już dla niego martwa i nie robiła żadnego wrażenia. - I od niedawna... - Wspomnienie o Belindzie nie przyszło mu jednak z taką lekkością. - I mam córkę - wyznał, chociaż musiał przyznać przed samym sobą, że naprawdę dziwnie smakowały mu te słowa na języku.
I tak z jednego mało komfortowego tematu przeszli do następnego. Wspominanie lat, w których obecność Octaviana w życiu Wainwirghta była znikoma, czego efektem był rozpad ich przyjaźni, było bolesne. Więc z wielkim zaskoczeniem Beveridge słuchał wypowiedzi Marysi o tym, że skoro chodzi tylko o "zawiedzenie" Jony to jeszcze nic nie jest przesądzone.
- Może kogoś potrzebuje, ale nie mnie - mruknął, nadal nie przekonany co do tego, czy jego ponowne pojawienie się w życiu dawnego przyjaciela ma jakikolwiek sens. Prawdopodobnie dobroduszna Marysia wykreowała w swojej głowie scenariusz, w którym udaje jej się pojednać dawnych znajomych i wszystko kończy się happy endem. Tylko, że Wainwirght nawet w jednej trzeciej nie był tak otwartym człowiekiem jak rudowłosa. Sam Octavian natomiast także sporo przeszedł i prawdopodobnie zmienił na tyle, aby swoim obecnym jestestwem wcale nie pasować Jonie. Dlatego Otto wciąż okazywał pewne wycofanie, ale z drugiej strony trochę kusiła go wizje tego, aby móc chociażby pomówić z Jonathanem twarzą w twarz. Dlatego dalej toczył tę rozmowę, wypytywał Marianne o jej osobę, aż wreszcie dostał to czego chciał.
- Sęk w tym, że ja wiem i widzę, że coś jest na rzeczy - oznajmił. - I z reguły dowiaduję się o wszystkim czego chcę. Ty w tym wypadku możesz zadecydować kiedy to nastąpi i czy sama mi pomożesz, czy mam zrobić to na własną rękę - wyjaśnił jak sprawa się ma, bo faktycznie jak już coś wyłapał to potem tylko szukał upewnienia, że jego domysły są prawidłowe i nie mijają się z prawdą. Dlatego przygotowany był na wysłuchanie historii związanej z chorobą Marianne, ale nie spodziewał się, że będzie ona aż tak dramatyczna. Jednak przeliczył się co do tej cudownej otoczki jaką Chambers rozsiewała wokół siebie. Za paską lekko ducha skrywał się ludzki dramat i nawet jeśli rudowłosa starała się robić dobrą minę do złej gry, także w jej oczach, Otto po raz pierwszy od początku ich spotkania, dostrzegł strach.
- Nie wiem co powiedzieć - przyznał szczerze, a chociaż podobno znał się na ludziach i mógł się pochwalić dyplomem z psychologii, po prostu na pewne życiowe sytuacje nic nie mogło go przygotować. Współczuł rudowłosej, a jednocześnie zaczął też myśleć o Jonathanie i także względem niego czuć smutek i współczucie. Każde z nich nagle stało się odbiorcą emocji, których Octavian od dawna w sobie nie odczuwał. - Jest mi przykro - dodał, po czym po prostu położył dłoń na ręce Chambers, bo przez tą rozmowę na moment przestała zajadać się swoim deserem. - Chciałbym, aby twoje słowa nie pokryły się z rzeczywistością - oznajmił, szukając jakichkolwiek wyrazów, by dodać otuchy rudowłosej, ale przecież takie nie istniały. Po prostu potrzebował sam to przepracować, a z czasem też poznać więcej szczegółów, bo te na pewno pomogłyby mu lepiej zrozumieć co się dzieje. - Kiedy planujesz tę kolację? - Zapytał, bo sprawa była przesądzona. Cokolwiek by się nie działo, Octavian tym razem nie mógł zawieść Jonathana. Nie po raz kolejny.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Ucieszyło ją to, że Octavian nie planował owijać w bawełnę i zaraz podzielił się z nią kilkoma informacjami dotyczącymi jego osoby. Wszystkie odnotowała w pamięci, ale prawdę mówiąc nieszczególnie przypadły jej niektóre ze szczegółów jego wypowiedzi.
- Ojej, przykro mi z powodu rozwodu - nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Poza tym ta kwestia zaraz wywołała w niej chęć do zadawania kolejnych pytań, ale dookoła było pełno studentów, więc nawet ona, nieszczególnie taktowna, potrafiła wyczuć, że z tymi lepiej poczekać. Tym bardziej, że wierzyła, że na ich zadanie niebawem będzie miała okazję.
- Czyli się na niego wypinasz? Dlaczego niby nie ciebie? Przyjaźniliście się, a on - znasz go - ma małe szanse na zbudowanie jakiejś nowej przyjaźni od podstaw - zauważyła, bo owszem, kochała Jonathana, ale też przez to była świadoma tego, jakim trudnym był człowiekiem. Niezbyt łatwo było wkupić się w jego łaski, a jeszcze trudniej samemu go polubić, przedzierając się przez chłód i gburowatość.
- Oho, czyli jesteś aż tak mną zainteresowany, że chciałbyś się dowiedzieć czegoś na własną rękę?! - wycelowała na niego paluchem, jakby chciała go przyłapać na gorącym uczynku. Prawdę mówiąc chciała chyba po prostu przeciągnąć tą zabawną atmosferę, zanim będzie ją musiała faktycznie zniszczyć prawdą o swoim zdrowiu. Nie chciała tego mówić, ale czuła, że musi i cóż... nawet bez zdolności jakie wykazywał Octavian, była pewna, że niełatwo było mu przyjąć te rewelacje.
- To to ten... Jona też tego by chciał, więc macie już wspólny temat do rozmowy - zażartowała koślawo, nawet jeśli ta chwila nie sprzyjała dowcipkowaniu. Wcale nie chciała go dołować, ale oczy otworzyły jej się szerzej, gdy zapytał o kolację. - Wszystko dopasujemy tak, żeby ci pasowało! - odpowiedziała z entuzjazmem. Wyciągnęła też zaraz swoją komórkę. - Moglibyśmy się wymienić numerami, a ja podałabym ci szczegóły. Wiesz, ze mną to nie problem, muszę wieczorami siedzieć w domu, ale Jona różnie ma dyżury - gadała, jak najęta, jakby wcale chwilę temu nie przyznała się do tego, że najpewniej zmierza w kierunku dość młodej śmierci. - Nie pożałujesz! Jona świetnie gotuje, a ja nie wprowadzam wcale jakiejś ciężkiej atmosfery! No i poznasz Gacusia - uśmiechnęła się szeroko, czując, jak obezwładnia ją ulga. Teraz należało jedynie poinformować o tym wszystkim Jonathana, ale przecież z tym sobie poradzi. Najtrudniejsze zadanie miała za sobą i co nie zdarzało jej się często - zakończyła swoją misję sukcesem.

<koniec> :twerk:

Octavian Beveridge
ODPOWIEDZ