gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy nigdy nie planował powrotu na stałe do rodzinnego miasta. Nie inaczej było i tym razem. Wszystkie informacje o potencjalnym zabójcy Isabelle, na jakie do tej pory się natknął i które skrzętnie gromadził w pudle schowanym w bagażniku swojego forda, wskazywały na to, że ów zabójca znowu zmierza wzdłuż wschodniego wybrzeża na północ. Jeremy absolutnie nie łudził się, że poszukiwany przez niego mężczyzna to właśnie w Queensland osiedli się na stałe i będzie czekał, aż ktoś w końcu wywęszy miejsce jego pobytu. Uznał jednak, że Lorne Bay będzie dobrą bazą wypadową w okolice - dopóki trop nie zaprowadzi go znowu do innego stanu.
Miał opory przed pojawieniem się przed drzwiami rodzinnej farmy. Nie chciał wynajmować niczego na szybko, skoro tak naprawdę mogło się okazać, że z dnia na dzień będzie musiał znowu opuścić Lorne. Nie mógł jednak nie przeceniać możliwości noclegu w ciepłm łóżku i stałego dostępu do bieżącej wody. Tak, plan było dobry, ale do jego realizacji potrzebował jeszcze dodatkowego czynnika - zgody Eve.
W ostatnich miesiącach ich kontakt był sporadyczny (co i tak było dość eufemistycznym nazwaniem sprawy) i Jeremy nawet słowem nie wspomniał o tym, że znowu wraca. Liczył się z tym, że siostra może zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale co mu szkodziło spróbować? Prawdę mówiąc, nie był nawet pewien, czy wróciła już z odwyku. Z Sue Ann miał zawsze poprawne relacje, więc w razie czego stanowiła ona jego plan B.
Nie pomylił się - to właśnie Sue Ann otworzyła mu drzwi. Po kilku grzecznościowych zdaniach, jakie z nią wymienił, wywnioskował że Eve wróciła już do siebie, ale obecnie załatwiała jakieś sprawy na mieście. Siedząc już w domu zjadł obiad przyszykowany przez przyszywaną ciotkę obiad, opowiadając jej skróconą i pełną niedomówień historię tego, gdzie przebywał w ostatnich miesiącach. O nic nie dopytywała i nie ciągnęła go za język, mimo że wyraźnie wyczuwał, że nie wierzy w te jego "wszystko gra" powtarzane jak mantra.
Wpatrywał się przez okno w salonie na halę za domem, w której Eve prowadziła swój ośrodek, kiedy usłyszał dobiegający z korytarza głos Eve rozmawiającej z Sue Ann.
- Ta hala - wskazał głową na obserwowany przez siebie budynek, kiedy wyczuł że nie był już sam w pomieszczeniu. - Pewnie wydajesz krocie na jej ogrzewanie zimą - stwierdził zupełnie tak, jak gdyby wiedzieli się już rano przy śniadaniu i jego obecność tutaj nie była niczym dziwnym. - Pamiętam, jak jeszcze parę lat temu cała tamta część miała być dopiero remntowana. Na ile psów obecnie masz przyszykowane kojce? - jak gdyby nigdy nic kontynuował temat i dopiero teraz odwrócił się w stronę siostry, posyłając jej słaby uśmiech. - Cześć. Miała być niespodzianka, ale pewnie moje auto przed garażem mnie zdradziło - dodał, choć wcale nie miał zamiaru wyskakiwać tu zza kanapy, by ujrzeć zaskocozną minę siostry.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ciężko było określić, w jakim punkcie się znalazła. Nadal miała problem z akceptacją słabości, jaką się odznaczyła tych parę miesięcy temu. Jak bardzo utrata paru bliskich osób wpłynęła na jej osobę przywołując w pamięci tragiczne chwile związane z Isabelle oraz oddziałem w wojsku. Myśli samobójcze pojawiły się znienacka, co śmiało mogła określić cechą nabytą od ojca. Miała je już tuż po powrocie z wojny, ale uporała się z tym, aż do czasu. To była jak piętrząca się fala, kula śnieżna po drodze zbierające swe żniwa. W ciągu krótkiego czasu nawarstwiło się wiele nieprzyjemnych spraw, z którymi – jak się okazało – nie umiała sobie poradzić. Dopadła ją depresja, powróciły ataki PTSD i wszystko prawie skończyło się na skrzyżowaniu, w które zamierzała samodzielnie wjechać na czerwonym świetle. W ostatniej chwili zahamowała, lecz do tragedii i tak miało dojść. Kierowca autobusu jadącego za nią dostał zawału i z impetem uderzył w auto. Wielki wóz razem z jej autem wjechał na skrzyżowanie fundując Lorne Bay karambol, którego nie było od ładnych paru lat. Paxton trafiła do szpitala; osłabiona i obolała wreszcie przyznała, że miała problem. Na szczęście obyło się bez nałogów, ale w głowie miała taki bajzel, że musiała zrobić coś, co kosztowało ją wiele wysiłku – zadzwoniła do matki. Tylko tę kobietę było stać aby zafundować Eve długi pobyt w ośrodku z dala od pracy i wszystkiego innego.
To ją wciąż bolało. Wiedziała, że prędzej czy później zapłaci za ten gest wykonany w kierunku rodzicielki, ale starała się o tym nie myśleć. Pragnęła na nowo wdrożyć się w pracę, wniknąć w to miasto i wreszcie podejmować dobre decyzje. Zaczęła od wyznania prawdy Everleigh, a raczej wypowiedzenia na głos tego, co od dawna chodziło jej po głowie. Stwierdziła coś oczywistego. Coś, o czym żadna nie wspominała a co okazało się prawdą skutkującą miłymi chwilami.
To była pierwsza dobra rzecz, którą uzyskała po leczeniu.
Teraz – prawdopodobnie – miała dostać kolejną.
Samochód brata rozpoznała od razu. Nie zmienił go, od kiedy widzieli się ostatnio, dlatego długo wahała się przed wejściem do domu. Miała ochotę zawrócić, ale przypomniała sobie nieznośny głos terapeuty, któremu choć była wdzięczna, to czasami szczerze go nienawidziła.
Nie pozwól aby strach przed stratą odebrał ci to co może być dobre.
- Dziesięć – odpowiedziała beznamiętnie, na razie nie wdając się w szczegóły tego, że nigdy tylu psów na raz nie przyjmowała. To byłoby za dużo jak na jedną osobę, ale może kiedyś dorobi się pracownika (o ile komuś zaufa w tej kwestii).
Trzymała dystans i bacznie zlustrowała go wzrokiem. Nieco się zmienił. Nabrał ciała (pewnie mięśni) i czas dołożył mu kolejnych zmarszczek świadczących o zmartwieniach i ciężkiej pracy. Eve nie potrafiła określić co teraz czuła. Była zaskoczona, może trochę szczęśliwa, że znów widziała brata, ale też bardzo ostrożna, bo to mogła być szybka jednorazowa wizyta tuż przed kolejnym wyjazdem.
- Przyjechałeś znów robić mi wyrzuty? – zapytała, bo ich ostatnie spotkanie nie skończyło się dobrze. Oboje byli zafiksowani na temat sprawy siostry, ale Jeremy liczył na uwagę starszej. Na wspólne spędzenie czasu bez ślęczenia nad aktami różnych spraw zabitych dziewczynek. Pragnął odmiany – przynajmniej na chwilę – czego Eve mu nie dała i nawet nie chciała.
- Eve, wysłuchaj go. – Sue Ann nie bała się wtrącić ani tym bardziej nie kryła się przed ostrym spojrzeniem Paxton. Nie pierwszy raz się z nim spotkała i nie pierwszy z nim zwyciężała.
- Wybacz. Zapędziłam się. – Dała się ponieść emocjom na widok brata, którego nie umiała tak po prostu uściskać. Nie żeby nie chciała. Po prostu nie miała tego w nawyku (ot, oboje nie mieli dobrego przykładu w rodzinie). – Chcesz coś do picia? – Postawiła na podstawową grzeczność, która brzmiała tak sztywno, jakby serio ktoś wetknął w jej tyłek długi kij. – Oh, kompletnie nie wiem co powiedzieć, więc po prostu powiedź co tutaj robisz. – Nie zamierzała siadać. Nie czuła się odprężona (jeszcze nie) na tyle, żeby móc swobodnie rozmawiać z bratem jednocześnie wylegując się na kanapie w pseudo salonie.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Pomimo, że rodzeństwo Paxton utrzymywało ze sobą kontakt - dosłownie - od święta, Jeremy wiedział o problemach Eve. Nie o wszystkich, bo siostra w rozmowie z matką pewnie przefiltrowała część informacji. Nie mógł powiedzieć, że przyjechał do Lorne Bay jako kochający brat, który w obliczu nowych traum postanowił wesprzeć siostrę. Pobudki miał zgoła inne, nie czuł się też zresztą odpowiednią osobą do podtrzymywania kogoś na duchu. Sam miał mnóstwo nieprzepracowanych spraw i problemów, z którymi sam zapewnie powinien udać się do specjalisty i czego konsekwentnie od lat nie robił. Nie był typem faceta skłonego opowiadać mądremu panu z notesem o swoich przejściach na przestrzeni ostatnich lat. Jako człowiek czuł się zepsuty i nie widział dla siebie żadnego ratunku. W tym więc Eve miała tę przewagę, że przynajmniej próbowała. A jeśli człowiek próbuje, to gdzieś w głębi wciąż mu zależy. Sam nie potrafił u siebie tej woli walki odnaleźć. Niemniej jednak, kiedy usłyszał od Alex (nie był w stanie mówić o kobiecie per matka) o telefonie od Eve, wiedział że nie jest dobrze. Martwił się. I musiał przyznać, że pomimo okoliczności odczuwał uglę, że wciąż był w stanie coś czuć.
Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniła. Być może wraz z upływem czasu nieco wyostrzyły jej się rysy twarzy - a być może wrażenie to potęgowała jej pełna nieufności postawa. Darował sobie przytulanki czy całusy na powitanie - nie był człowiekiem, który dążył do jakichkolwiek czułości, czekał więc aż Eve wydusi z siebie coś więcej.
- Znów? Mówisz tak, jakbym był tutaj częstym gościem - odparł z lekką ironią. Tak, ostatnia wizyta w rodzinnych stronach nie przebiegała tak, jak Jeremy sobie to wyobrażał. Przez długi czas miał wrażenie, że ze starszą siostrą łączą go już tylko zebrane w pudłach dokumenty i wycinki dotyczące Isabelle. Choć sam nigdy nie porzucił tej obsesji, był wtedy ciekaw, czy oprócz wspólnej traumy mieliby przynajmniej o czym porozmawiać przy piwie.
- To nic. Poradzimy sobie - dwa ostatnie słowa skierował do Sue Ann i skinął w jej kierunku głową na znak, że może zostawić ich samych bez obaw, że zaczną sobie skakać do gardeł. Nie miał pewności, czy faktycznie tak będzie, choć coś podpowiadało mu, że byli już po prostu za starzy na typowe dla rodzeństwa przepychanki. - Może być szklanka whisky z lodem - odparł, po czym sam opadł na jeden z foteli.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się Eve w milczeniu, zastanawiając się czy jednak decyzja o powrocie do Lorne byłą dobrym pomysłem. Co tutaj robił? Oprócz obsesyjnego podążania za mordercą Isabelle, którym w tym momencie mógł być w drodze na drugi koniec kraju?
- Nie chcę burzyć twojego spokoju ani wchodzić ci z butami w życie - zaczął z zupełnie innej strony. - Wiesz, wystarczyło mi spojrzenie przez okno żebym wiedział, że idziesz po swoje i nie bierzesz jeńców - dodał, co miało być wyrazem podziwu. - Ale wiem też o twoich ostatnich problemach. Chciałem się upewnić, że doszłaś do siebie - dodał, postanawiając że drugą bombę - prawdopodobny powrót człowieka, który zniszczył ich rodzinę - zostawi na później, nie wiedząc zresztą jaki obecnie Eve miała stosunek do sprawy. Nie chciał z kolei wyskakiwać z żadnym "przejeżdżałem" albo "odwiedzam znajomych", bo tych w swoim życiu nie miał prawie w ogóle. Nie wspominał również nic o powrocie na stałe, bo sam nie był jeszcze pewien, czy będzie w stanie na nowo związać swoje życie z Lorne Bay.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Kupiła sobie czas. Poszła do kuchni i starała się ogarnąć emocje targające nią na widok brata. Umyślnie dłużyła wszystkie czynności, którymi było wyjęcie dwóch szklanek i nalanie do jednej whisky, zaś do drugiej wody. Bardzo chciała, ale nie mogła pić alkoholu. Przy aktualnie branych lekach jakakolwiek dawka procentów skończy się trzydniowym kacem, którego powinna unikać. Nie mogła też pozwolić aby wizyta Jeremy’ego tak bardzo na nią wpłynęła. Musiała nauczyć się przepracowywać to w inny sposób i choć rzadko upijała się w sztok (ze względu na pracę) to alkohol zawsze był dobrym pomysłem przy tych najgorszych chwilach. Kto myśli inaczej spada na drzewo.
Wróciła z dwoma szklankami, z czego jedną podała bratu. Wciąż nie chciała siadać. Z jakiegoś powodu czuła potrzebę ucieczki, bo prędzej czy później oboje zaczną trudne tematy; wrócą do wspomnień albo do swych zabliźnionych ran. Obawiała się tego. Nie była gotowa, jakby czas faktycznie pozwolił człowiekowi przygotować się do podobnych rozmów, ale na pewno czułaby się lepiej gdyby zawczasu wiedziała o przyjeździe Jeremy’ego.
- Już zaburzyłeś. – Nie zamierzała kłamać, ale on czułaby to samo gdyby Eve złożyła mu niezapowiedzianą wizytę. Z dala od siebie stworzyli namiastkę czegoś, co nazywali swoim własnym życiem i szczerze powiedziawszy wyszło im to gorzej niż ich matce robiącej teraz wielką karierę.
- Na tyle na ile może to zrobić człowiek szalony. – Obiecała komuś, że nie będzie nazywać się wariatką, ale niektóre rzeczy należało nazywać po imieniu. Okłamywanie samego siebie to kolejny krok do szaleństwa, którego Paxton wolała uniknąć; przynajmniej na kolejnych parę lat.
Upiła łyk wody na moment patrząc za okno. Pomyślała o dniach spędzonych w ośrodku. Jak pod wpływem terapii otworzyły się drzwi a wraz z nimi wypadły demony. Nasiliły się koszmary i ataki PTSD, czego efektem był zniszczony w szale pokój. Ogromny stres wiercący dziurę w głowie potrafił odebrać rozum i ten na moment przepadł, ale szybko wrócił na miejsce wraz z wniosek, na który Eve od razu nie wpadła.
- Skąd o tym wiesz? – Czyżby dzwonił i rozmawiał z Sue Ann? Tylko ona wiedziała o wyjeździe Paxton. Ona i.. – Od NIEJ. – Wbiła spojrzenie w brata i w złości zacisnęła szczękę. Uważała matkę za najgorszą osobę na świecie. Nigdy nikomu o niej nie opowiadała a jeśli już to zawsze mówiła w czasie przeszłym tak, jakby kobieta nie żyła; bo tak właśnie było. Alexandra umarła w dniu, kiedy postanowiła odejść od rodziny pogrążonej w smutku. – Rozmawiałeś z nią? Jak mogłeś?! – warknęła poirytowana ani na chwilę nie czując się hipokrytką. Swój jedyny telefon do matki uważała za zło konieczne. Za coś, od czego zależało jej zdrowie psychiczne.
Odłożyła szklankę i nerwowo przeszła się po salonie.
Jeszcze mi powiedz, że regularnie spotykacie się na kawce albo wyjeżdżacie razem na wakacje? – Poczuła się zdradzona. Za młodu oboje czuli ogromną złość do matki za to co zrobiła. Eve sądziła, że mieli niepisany pakt trzymania się z dala od tej kobiety, ale jedno z nich się wyłamało. Technicznie to dwa, ale Eve nie zamierzała się bratać z rodzicielką. – I co? Plotkujecie o mnie, jak to spieprzyłam sobie życie? Kurwa – Jeremy – zostawiła nas. – Czemu musiała mu o tym przypominać? – Zostawiła, kiedy najbardziej jej potrzebowaliśmy i nie przyjechała na pogrzeb ojca. – Słynna gwiazda tymi czynami mówiła wprost, że miała ich głęboko w dupie. – Czemu się z nią spotykasz? Czemu..? – Dopiero teraz poczuła, że miała zaszklone od łez oczy. Głos się jej załamał a ramiona opadły, bo choć nie mieli z bratem najlepszego kontaktu, to poczuła właśnie, że straciła go na dobre. Że matka go przekabaciła na swoją stronę i już nigdy nie będą mieli okazji aby cokolwiek naprawić.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Choć pobyt Eve w kuchni przeciągał się z minuty na minutę, Jeremy cierpliwie czekał na siostrę w salonie. Przez dłuższą chwilę wodził wzrokiem po półkach, na których walały się sterty książek i na których na próżno było szukać jakichkolwiek rodzinnych pamiątek, świadczących o tym, że niegdyś mieszkała tutaj pięcioosobowa rodzina. Sam również nie należał do sentymentalnych osób, a jedyną pamiątką przypominającą mu o tym, że nigdyś Paxtonowie byli pełną rodziną, była fotografia zrobiona parę miesięcy przed zaginięciem Isabelle i którą trzymał w samochodowym schowku. Resztą przedmiotów upamiętniajacych ten fakt były stare wycinki z gazet, które obecnie bardziej stanowiły materiał dowodowy niż cokolwiek związanego z rodzinnymi relacjami.
Przyjął szklankę i od razu upił łyka alkoholu. Miał wrażenie, że Eve liczyła po cichu na to, że zamkną rozmowę w dwóch zdaniach, po których Jeremy stwierdzi że jednak nie ma czego szukać w Lorne Bay. Obawiał się tego, jak siostra zareaguje na fakt, że w zasadzie chciałby zatrzymać się w tym domu na najbliższe dni, może tygodnie. Czuł się jak intruz, co zresztą potwierdzały jej słowa o zburzonym spokoju, które jednak przyjął z pokorą.
- Szalony czy zdeterminowany? - uniósł lekko brew. Był chyba ostatnią osobą, która mogłaby zarzcać jej obłęd. Nawet wtedy, kiedy oboje obsesyjnie badali sprawę Isabelle, do tego stopnia że zupełnie się w tym zatracili, Jeremy wciąż widział w siostrze po prostu skrzywdzonego człowieka. Skrzywdzonego przez niedojrzałą matkę, ojca którego pokonały jego własne demony i skurwiela, który po dziś dzień był nieuchwytny.
Kiedy Eve rozgryzła, skąd posiadał informacje na temat jej stanu zdrowia, przez dłuższą chwilę milczał. Spodziewał się po Eve takiej reakcji, dlatego najpierw dał jej się wykrzyczeć i wyrzucić z siebie całą złość na wspomnienie o matce. Mógł co prawda ukrywać przed siostrą swoje kontakty z Alex, ale jednocześnie miał silne przekonanie, że mimo wszystko jego i Eve łączyła silna więź. Cóż, trochę odważna teza biorąc pod uwagę fakt, że ich ostatnie kontakty były sporadyczne i od obojga z nich bił mocny mocny dystans. Niemniej jednak Jeremy nie miał na świecie nikogo innego, a między nim a Eve padło już tyle gorzkich słów, że uznał że ta szczerość w jakiś sposób jej się po prostu należy.
- Eve, do cholery, myślisz, że o tym nie wiem? Że stworzyłem sobie w głowie jakąś iluzję, że matka wyjechała w jakimś szlachetnym celu, a tak naprawdę zawsze o nas myślała i co roku pojawia się na grobie ojca? - wybuchnął, odkładając szklankę z whisky a jedną z półek. - Wyjechała, bo była... jest pieprzoną egoistką, która wolała spierdolić stąd jak szczur i zostawić nas samych sobie. Wiem o tym i nie musisz mi tego uświadamiać - prychnął, po czym dał sobie chwilę na ochłonięcie, biorąc głęboki oddech. - Tak, rozmawiałem z nią. Przez parę ostatnich lat, kiedy jeździłem z miasta do miasta wzdłuż wybrzeża, czasami natrafiałem na jej spotkania autorskie. Pojawiałem się na kilku, wiesz po co? Żeby nie zapomniała, jaką pizdą była parę lat temu - kiedy po raz pierwszy pojawił się - z czystej ciekawości - na takim spotkaniu, początkowo nie chciał się ujawniać. Siedział w tylnim rzędzie i po prostu obserwował jej grę aktorską, podczas której wcielała się w bezkompromisową, ale jednocześnie otwartą i bardzo ludzką pisarkę. Alex jednak zauważyła syna. Widok jej miny sprawił, że Jeremy już wiedział, że był dla niej demonem przeszłości w tym jej ułożonym świecie pełnym obłudy.
- To nigdy nie były spotkania przy kawie i odwalanie jakiegoś nic niewnoszącego small talku, nic z tych rzeczy. Mówiłem jej, co u mnie, a sama dobrze wiesz, że nigdy nie było u mnie dobrze - dodał, podchodząc nieznacznie do siostry. - To kurewsko niesprawiedliwe, że ma takie życie, kiedy my tkwiliśmy w gównie po uszy. I bardzo chciałbym wierzyć, że pomogła Ci finansowo właśnie przez te spotkania - dodał, choć wcale nie był tego taki pewien, czy matkę w końcu ruszyło sumienie i dlatego zgodziła się pomóc Eve, czy po prostu była to dla niej tak nieznaczna kwota, że w zasadzie równie dobrze mogła ją ot tak oddać jakiemuś randomowemu potrzebuącemu.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ciężko powiedzieć, czy bardziej gniewała się na Jeremy’ego czy na matkę, do której złość rosła z każdą kolejną sekundą życia. Na to nie było limitu. Rozczarowanie i żal rozprzestrzeniały się aż w głowie Paxton powstało przekonanie, że rodzicielka nie żyje.
Tak ją traktowała; jak martwą osobę. Jak kogoś, kto nie miał prawa istnieć a samo wspomnienie jej imienia niemiłosiernie bolało. Można więc sobie wyobrazić co Eve czuła decydując się na telefon do matki. Jak wielkie to było poświęcenie i że wolałaby wskoczyć w ogień albo uciąć sobie rękę niż na nowo przeżywać moment oczekiwania aż asystentka łaskawie połączy ją z Alexandrą.
Była szalona, ale też zdeterminowana, o czym świadczył tamten czyn.
Co do tego Jeremy miał rację.
- Skąd mam wiedzieć? Prawie ze sobą nie rozmawiamy! – wtrąciła w jego słowa, gdy ze złością pytał, czy Eve miała go za naiwniaka wybielającego postać matki. Nie miała pojęcia co myśleć ani jak tak naprawdę postąpiłby brat, bo nie mieli ze sobą kontaktu.
Wybuchła, bo to było naturalne w momencie przywołania Alexandry do rozmowy i zarazem w jej głowie powstały kolejne teorie spiskowe, jakoby brat potajemnie spotkając się z rodzicielką chciał jej wybaczyć, a potem by sobie przyklasnęli i żyli jak szczęśliwa rodzinka.
Zacisnęła szczękę czując jak cała płonie, ale nie od namiętnych pocałunków ani przyjemnego dotyku a przez gniew, bo mówili o matce. O tej cholernej suce, która ich zostawiła na pastwę losu karmiąc Eve w przekonaniu, że nie była warta miłości matki. Żadne z nich nie było.
- Boje się, że miała w tym swój cel – przyznała cicho opuszczając wzrok na dół i nie mogąc już dłużej stać (choć wcześniej nie sądziła, że usiedzi) ciężko opadła na kanapę. Oparła łokcie o uda a twarz schowała w dłoniach czując do siebie ogromny żal za ten jeden cholerny telefon do matki. Jasne, dzięki temu pojechała do ośrodka, w którym doszła do siebie – ale za jaką cenę? – Chyba próbowała dać mi do zrozumienia, że próbuje kupić moją miłość. – Czy matkę tknęło sumienie? Ciężko powiedzieć. Być może uznała, że kiedyś jej dorosłe dzieci będą domagać się swego, a nawet umyślnie zrobią jej zły PR przytaczając historię, o której sama nigdy nie mówiła. Ba, ani razu (w ani jednym wywiadzie) nie wspomniała, że miała rodzinę. – Nie chciałam dopuszczać tego do świadomości, ale obawiam się, że pewnego dnia tu wpadnie i powie jak bardzo mi pomogła, więc mogłabym sobie darować dziecię fochy. – Oczywiście, że jej nienawiść nie była dziecięcym fochem, ale tak właśnie wyobrażała sobie zjawienie się Alexandry być może sądzącej, że jej dzieci przesadzały. Kto wie co siedziało w głowie tej kobiety? – A ja nie miałam wyboru. – Wyprostowała się odsłaniając twarz wyraźnie zmartwioną możliwością pojawienia się Keagan u jej progu. – Albo to albo skończyłabym w piachu, chociaż uwierz, że tę drugą opcję uważałam za o wiele lepszą. – Pełna rezygnacji spojrzała na brata. Nagle z osoby, która była gotowa chronić siebie i swego domu stała się zdruzgotaną kobietą. Nie. Wcale się nie załamywała i nie przeżywała nawrotu depresji. Po prostu terapie co nieco nauczyły ją, że przed niektórymi osobami powinna się otwierać i nie zawsze musiała udawać, że była niezwyciężona.
- Przepraszam. – Raz jeszcze. – To myśl o niej działa na mnie jak czerwona płachta na byka. – Rykoszetem dostało się bratu. Ba, dostawało przez te wszystkie lata. Nie tylko z powodu matki, ale także obsesji/chęci złapania mordercy siostry. – Cholera. Przyznaj J., że pierwszy raz w tak krótkim czasie aż dwukrotnie usłyszałeś ode mnie przeprosiny. – Bo była upartą bestią i nie przepraszała za byle co. Teraz jednak najwyraźniej zależało jej na relacji z bratem, nawet jeśli od samego początku wydawało się, że było inaczej. Że jak do tej pory mogłaby żyć bez niego.
Z ciężkim wydechem odchyliła plecy do tyłu opierając się na kanapie.
- Czy te spotkania jakoś ci pomogły? - Umyślnie bezosobowo wspomniała o spotkaniach tak, jakby Jeremy widywał się z duchami a nie żyjącą osobą. Im mniej mówiła o matce tym lepiej, ale wciąż była ciekawa, czy te wszystkie wspomniane wizyty podczas promocji książek jakkolwiek pomogły Jeremy'emu wygrzebać się z dołka albo poradzić sobie z gniewem.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Milczał, kiedy Eve wykrzyczała niechlubną prawdę o ich relacjach. Choć oboje wiedzieli, że tego kontaktu praktycznie nie było, po wypowiedzeniu przez siostrę tych słów na głos Jeremy poczuł niewygodne ukłucie. Może nawet coś na kształ wyrzutów sumienia? Uznał jednak, że to nie czas na przeglądanie bilingów i dyskusję o tym, kto z ich dwójki odzywał się rzadziej. Może kiedyś to przegadają i powiedzą sobie na głos czego od siebie oczekują? A może zakopią - znowu - ten niewygodny temat i już nigdy do niego nie powrócą.
- Posłuchaj... Wiem, że musiało być Ci cholernie ciężko w ogóle sięgając po słuchawkę i wykręcając ten cholerny numer, ale liczy się wynik. Najważniejsze, że doszłaś do siebie, tak? - sam przysiadł na stoliku kawowym znajdującym się tuż przy kanapie. Próbował nawiązać z Eve kontakt wzrokowy, co po chwili odpuścił gdy siostra schowała twarz w dłoniach. Wiedział, jaką gamę negatywnych emocji wywoływało u Eve samo wspomnienie o Alex, jednak musiał przyznać że dawno nie widział siostry w stanie takiego wzburzenia. Do nienawiści i pogardy dołączyły zapewne wyrzuty sumienia, że wzięła od matki kasę, że w ogóle musiała skierować do niej jakąkolwiek prośbę.
- To tylko pieniądze. Spłacimy ją, tak żebyś nie musiała czuć się jej niczego winna i mogła poszczuć psami, kiedy się tu pojawi - zapewnił, celowo używając liczby mnogiej. Nie miał pojęcia jak obecnie kształtowała się sytuacja finansowa Eve, ale czuł że w starciu z matką muszą działać razem. Jeremy miał oszczędności. Całkiem spore oszczędności, głównie w gotówce, bo przecież gdyby zechciał wpłacić je na konto i po prostu zrobić matce przelew, musiałby je najpierw porządnie przeprać. Nie wiedział też ile dokładnie matka zapłaciła za pobyt Eve w ośrodku, ale jeśli będzie trzeba, zacznie zbierać dodatkowe zlecenia. - Wiem, że nie odzywałabyś się do niej, gdybyś nie miała dobrego powodu - dodał, starając się jeszcze nieco uspokoić wyrzuty sumienia siostry. Darował sobie pogadankę o tym, że zdrowie jest najważniejsze, bo większej oczywistości chyba nie mógłby w tym momencie wypowiedzieć.
- Przestań, nie przepraszaj - odparł rozmasowując sobie skronie, a następnie roześmiał się słysząc jej kolejne słowa. - To całkiem miła odmiana, ale nie rób tego za często - posłał jej słaby uśmiech. Dla Jera nie tylko przepraszanie, ale też przyjmowanie przeprosin od kogoś innego nie było komfortową sytuacją. Przyzwyczajony był jednak do dostawania batów przez całe swoje życie. - Dalej chodzisz na terapię? To tam robią na Tobie te eksperymenty? - unisół pytająco brew, wciąż słabo się do niej uśmiechając. Nie miał na myśli niczego złego - był po prostu ciekaw, czy te lekkie zmiany w jej nastawieniu były już zakończonym procesem, czy może doczeka się kolejnych przeprosin w przeciągu paru kolejnych dni.
Przez dłuższą chwilę milaczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. Podobnie jak słowa Eve o ich znikomym kontakcie, tak to pytanie sprawiło że coś musiało paść głośno, wybrzmieć, żeby ten ciężar miał gdzieś swoje ujście.
- Nie - odparł prostując się. - Miałem nadzieję, że tak będzie, ale może oprócz chwilowej satysfakcji nie odczułem niczego więcej - przyznał. Widok zaskoczonej twarzy matki był wart tego wyjścia z cienia, natomiast Jeremy musiał sam przed sobą przyznać, że nie miał z tego innych wymiernych korzyści. - Chciałem zrobić tę cholerną krucjatę, ale skutek jest taki, że przyłożyłem sobie rozgrzany pogrzebacz prosto na stare rany. Nawet jeśli wywołałem w niej jakieś wyrzuty sumienia, to ona dalej żyje tak, jak żyła. Nie zrujnowało to jej świata, być może jedynie myśli o nas czasem podczas nocnych przemyśleń z szampanem na swoim tarasie. Nie tego chciałem - westchnął, bo nie łatwo było mu przyznać się do tego, że być może popełnił błąd. - Myślisz, że straciłem czas? - wymierzył jej pytające spojrzenie.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Eve nie prosiła o pomoc. Była typową zosią samosią, która radziła sobie w pojedynkę. Proszenie kogoś o wsparcie nie było czymś naturalnym. Nie przywykła do tego. Mogła pomagać, udzielać rad (niekoniecznie trafnych), ale okazywanie słabości w formie słów „Nie radzę sobie” było dla niej katorgą. Czymś, z czym ciężko było jej się pogodzić, a to jeszcze bardziej wzmacniało przekaz w jak ogromnej desperacji była decydując się na telefon do matki. To była dla niej osobista porażka, do której nie przyznała się nawet Everleigh, a przecież to przed nią otwierała się tak naprawdę. To jej powiedziała wprost, że ma problem i co zamierzała zrobić na skrzyżowaniu. Czy było Paxton wstyd? Owszem, ale w głębi duszy czuła, że przed Haynes mogła to zrobić i jak na razie nie żałowała swej decyzji. Właściwie tamta chwila jedynie przekonała ją w założeniu, że Ever naprawdę była jej bliska (a czego wcześniej nie chciała dopuścić do świadomości).
- Podobno przeprosiny to dobry nowy początek. – Czy coś w tym rodzaju, o czym wspominał terapeuta a co Eve starała się stosować. Przynajmniej teraz tego próbowała, a trzeba przyznać, że łatwo nie było. – Myślisz, że na niego zasłużyliśmy? – Nadzieja, to też coś co wstrzyknięto w nią podczas aż dwumiesięcznego pobytu w placówce. – Na ten cholerny nowy początek – sprecyzowała swoje pytanie niepewnie patrząc na brata. Pomimo złości, którą czuła nie uważała go za całkowicie winnego. Wiedziała, że miała swój udział w ich braku kontaktu. Ba, to ona była najstarsza i w takim układzie powinna być tą mądrzejszą, która przeprosi i naprawi. Niestety nie była, ale mało kto o tym wiedział (bo mało kto znał jej życie osobiste).
- Rzadziej, ale tak – przytaknęła na pytanie o terapie. – Nadal biorę leki. – Głównie z ich powodu powinna być pod stałą obserwacją psychiatry, co nie zmieniało faktu, że musiała też prowadzić z nim rzetelne rozmowy na temat swego stanu psychicznego. Nawet jeśli czuła się lepiej, to powinna być pod kontrolą, co zaniedbała po powrocie z armii. Teraz też mogła, ale zamierzała nieco bardziej się postarać i chyba dobrze jej to wychodziło.
Przełknęła ślinę czując gorzkość słów Jeremy’ego. Wolałaby usłyszeć, że matka cierpiała albo każdego dnia widząc syna szalała nocami płacząc do poduszki. Naprawdę by tego chciała; świadomości, że rodzicielka cierpi z powodu swego postępku. Nigdy jednak nie miała odwagi aby samej się co do tego przekonać. Nie. To nie odwaga a rozsądna decyzja, którą ostatnio zaburzyła decydując się na kontakt tylko po to aby pożyczyć cholerne pieniądze.
- Jesteś dorosły – Nie przypominała tego tylko jemu, ale również samej sobie. Oboje byli dorośli. – Zrobiłeś to, co wtedy uważałeś za słuszne i.. sama nie wiem Jer, czy straciłeś czas? – odbiła piłeczkę, bo to ona powinien ocenić skutek swych czynów. Czy żałował, że jeździł na spotkania wielkiej autorki bestsellerów? Czy zmarnował czas albo szansę na coś innego? – Czy wkurza mnie, że ją widywałeś? Jak cholera – Niedawno dosłownie to okazała. – bo w pierwszej chwili poczułam się zdradzona, ale byłabym hipokrytką pozwalając aby złość przejęła nade mną górę. – Nie zawsze nad tym panowała. Bywała zbyt uparta aby odpuścić, lecz tym razem złapała za wodze, bo zależało jej na bratu. – Nie rozmawiajmy o niej. – Pokiwała głową na boki wreszcie na dłużej zwieszając spojrzenie na bracie. – Czemu tak naprawdę przyjechałeś? – Poza sprawdzeniem jej stanu psychicznego, czego nie negowała, ale byli rodziną i czuła że za tym wszystkim kryło się coś jeszcze. Może Jeremy wpadł w kłopoty albo chciał zaprosić ją na swój ślub?

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
- Jeśli wierzyć w te wszystkie bzdety wypisywane w poradnikach przez samozwańczych trenerów rozwoju osobistego, to tak - posłał jej słaby uśmiech. Czasami kiedy stołował się na stacjach benzynowych przeglądał takie głupawe pismaki, w których tego typu ludzie mówili ci jak masz żyć. - Ale osobiście uważam, że jesteśmy kowalami własnego losu, więc wszystko jest tak naprawdę tylko w naszych rękach - dodał. Czuł ulgę widząc, że dość niepewnie, ale jednak wyrażała chęć próby odbudowania ich relacji. Przyjeżdżając tu był przygotowany tak naprawdę na wszystko - również na to, że siostra w ogóle nie będzie chciała z nim rozmawiać i pozamyka mu przed nosem drzwi na cztery spusty.
Przytaknął lekko głową na słowa o lekach. Nie chciał komentować tego faktu żadnym "To dobrze" ani dopytywać o szczegóły - grunt, że pozwoliła sobie pomóc dopuszczając do siebie specjalistów, co pewnie było dla niej cholernie trudne.
- Wiem jedynie tyle, że cholernie żałowałbym, gdybym tego nie zrobił - odparł po chwili namysłu, kiedy Eve zmusiła go do odpowiedzenia samemu sobie na to pytanie. - Ale nie było też tak, że planowałem to od dłuższego czasu i tylko czekałem, aż Alex pojawi się gdzieś w pobliżu. Kiedy zobaczyłem na przystanku plakat promujący to jej wystąpienie, zadziałałem impulsywnie - wyjaśnił, bo przecież nie śnił o matce po nocach ani też za nią nie tęksnił. Prawdę mówiąc, na becną chwilę traktował ją raczej jak daleką znajomą sprzed lat, niż jak członka rodziny. Rodziny, która zresztą rozpadła się między innymi przez nią.
- Rozważałem, czy w ogóle ci o tym mówić - przyznał szczerze. Obawiał się, czy to wyznanie nie przekreśli ich szansy na dogadanie się. Ale ryzyko, że Eve i tak się dowie i wtedy już naprawdę utraciliby resztki więzi, było zbyt duże. Był przekonany, że gdyby zataił swoje spotkania z matką, Eve nie byłaby w stanie mu tego wybaczyć.
Zaśmiał się lekko pod nosem, kiedy Eve spytała o prawdziwy powód jego przyjazdu. Zdaje się, że mimo wszystko Eve znała go zbyt dobrze, by mógł ukryć prawdziwe intencje. Usiadł wygodniej i spoważniał, przez dłuższą chwilę zastanawiając się, od czego w ogóle powinien zacząć. I czy Eve była gotowa, aby to usłyszeć.
- On wrócił - odezwał się w końcu, rozmasowując sobie skronie. - Znowu jest w Queensland - dodał spoglądając na Eve i czekając na jej reakcję. Nie musiał dodawać, skąd to wie - w okolicy odnaleziono kolejną dziewczynkę, która została wykorzystana i zamordowana w bestialski sposób. - Wszystko wskazuje na to, że znowu podąża wschodnim wybrzeżem na północ. To może być nasza szansa, Eve - dodał spokojnym, stonowanym głosem, by nie brzmieć jak szaleniec. Ale czy skutek nie był odwrotny? Czy to nie prawdziwi wariaci potrafią mówić bez żadnych emocji o tym, że chcieliby kogoś dorwać i dokonać zemsty? Bo dokładnie to Jeremy chciał przekazać siostrze między wierszami.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Kolejny sekret albo ogromna bomba? Paxton nie była pewna, czy to udźwignie, bo już czuła, że to coś poważnego. Dlatego wyprostowała plecy i napięła mięśnie, jakby szykowała się na silny cios. Na coś, na co jeszcze nie była gotowa. Dopiero co wróciła z leczenia i nadal brała leki. Powinna unikać kolejnych tak silnych zachwiań emocjonalnych a trzeba przyznać, że sama rozmowa o matce do takich należała. Do tego wszystkiego miała jeszcze usłyszeć informację o mordercy ich siostry?
Czy ten burdel kiedyś się skończy? Czy choć raz mogła liczyć na spokój trwający dłużej niż tydzień?
On wrócił.
Bum!
Gwałtowny ścisk w klatce nie pozwolił jej wziąć wdechu. Nie dusiła się, ale czuła jak serce jej staje i na parę sekund zamierają wszystkie funkcje życiowe. Zaraz po tym usłyszała nieznośny pisk w uszach echem odbijające się wokół kolejnych słów Jeremy’ego.
Niedługo przed wypadkiem postanowiła odłożyć sprawę Isabelli. Nie na zawsze, ale na pewien czas, żeby całkowicie nie oszaleć. Obyło się bez tego, bo i tak zwariowała, ale dała sobie czas oraz chwile na odpuszczenie (bo jakby nie było terroryzowała się myślą o dorwaniu sukinsyna).
- Szansa. Kurwa – Jer – mówisz o zabiciu faceta. – Jasne, że domyślała się jego intencji. Sama przez jakiś czas nosiła podobne i gdzieś w głębi duszy nadal do tego dążyła, a jednak wolałaby znaleźć nieco inne rozwiązanie. – Skąd w ogóle pewność, że to na pewno on? Minęło w chuj czasu. Równie dobrze ten sukinsyn już dawno mógł umrzeć. – Nie chciała tego. Wolałaby, aby żył i poniósł odpowiedzialność za wszystko co zrobił, ale coraz mniej potrafiła uwierzyć w prawdziwą sprawiedliwość.
- Ja pierdolę. – Tyle lat szukała gościa a ten nagle postanowił wrócić na ich tereny? Sądził, że już go tutaj nie szukali? A może zrobił to specjalnie.
Eve pochyliła się do przodu i znów schowała twarz w dłoniach. Miała ochotę przypomnieć bratu, czemu ostatnio tak mocno się pokłócili. On twierdził, że miała obsesję i nic poza śmiercią Isabelli nie miało znaczenia a teraz sam wracał do Lorne Bay z TAKIMI nowinami. Łatwo byłoby rzucić mu tym w twarz, ale miała dość walki. Bicia się ze wszystkimi dookoła i przede wszystkim z losem, który wcale ich nie oszczędzał.
- Parę miesięcy temu – Odsłoniła twarz i spojrzała na Jeremy’ego. – pewna osoba zapytała mnie co zrobię, kiedy znajdę tego skurwiela. Byłam pewna, że go zabiję. Szczerze czułam to całą komórką swego ciała i czuje teraz. – Aż ją rwało, ale.. – Ale czasami myślę sobie, że to cholernie samolubne, bo co z innymi rodzinami? Co z ludźmi, którzy stracili swoje córki albo siostry? Oni nigdy się nie dowiedzą, że morderca ich bliskiej osoby właśnie zdechł i już nikogo innego nie zabije. Nadal będą żyć w niepewności, cierpieniu i żalu. Będą sączyć jad i myśleć o zemście, kiedy tak naprawdę mogliby już sobie odpuścić. - Ona na przykład chciałaby wiedzieć, gdyby facet jednak zdechł na zawał albo został złapany przez kogoś innego i trzepnięty łopatą. - Więc nie wiem Jeremy, czy zabicie go to takie dobre rozwiązanie. - Dla nich może tak, ale cała reszta będzie się zadręczać marząc o sprawiedliwości, której nigdy nie uzyskają, bo się o niej nie dowiedzą.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Nieznacznie przytaknął głową, kiedy Eve nazwała rzeczy po imieniu. Zabójstwo. W zestawieniu z "szansą" brzmiało co najmniej groteskowo i abstrakcyjnie. Ale miał w sobie to pragnienie zemsty od lat, pragnienie którego nigdy nie udało mu się wyciszyć. Dojrzewało w nim, a on starannie o nie dbał, użyźniając informacjami i pogłoskami o kolejnych morderstwach dziewczynek.
- Nie, Eve, nie ma mowy o pomyłce. To ten sam modus operandi, ten sam od lat - odparł natychmiast. - Ostatnią ofiarą była dwunastolatka, porwana w drodze ze szkoły, znaleziona parę dni później martwa i porzucona przy drodze w okolicach Wooroonooran - mówił cicho i spokojnie, ważąc każde słowo - miał wrażenie, że od tego, jak to wszystko przedstawi siostrze, zależał sens jego powrotu w rodzinne strony. I sens jego dalszego życia, bo poszukiwania mordercy Isabelle na tyle wryły się w jego życie, że niemal stały się częścią jego osobowości i tego, kim był.
Będąc jeszcze w trasie Jeremy wielokrotnie zastanawiał się, jakim szlakiem kieruje się mężczyzna, który zniszył im życie. Czy wybierał przypadkowe miasta? Czy miał w nich jakieś rodzinne powiązania? A może pochodził z zupełnie innej części kraju? Miał wiele teorii, ale żadnej nigdy nie udało mu się potwierdzić. Wcale nie czuł, że jest o wiele bliżej do rozwiązania zagadki, niż tych paręnaście lat temu.
- Może poczuł się na tyle pewnie, że uznał że może wrócić. Że może znowu zagrać miejscowej policji na nosie - dodał, widząc jak siostra bije się z własnymi myślami. Owszem, jeszcze nie tak dawno temu to on był tym, którzy stwierdził że gonią własny ogon i że moża pora odpuścić. Był kurewsko zmęczony poszukiwaniami i tym, że w zasadzie jego życie skończyło się, zanim tak naprawdę na dobre się zaczęło. Miał przelotne myśli o tym, że pora rzucić to wszystko z cholerę i zacząć wreszcie żyć własnym życiem. Wtedy to Eve była tą, która za wszelką cenę nie chciała odpuszczać, dziś to Jeremy był na jej miejscu.
- Eve, myślisz, że jesteśmy jedynymi, którym to przyszło do głowy? - uniósł pytająco brew. - Jeżeli nie zrobilibyśmy tego my, prędzej czy później znalazłby go i dorwał ktoś inny. I wtedy to my będziemy żyli w tej niepewności i żalu i nikt się na nas nawet nie obejrzy - stwierdził, a następnie wstał i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. Prawdę mówiąc, nie na taką reakcję siostry liczył. Poczuł nawet lekką złość, może nawet rozczarowanie? Rozczarowanie tym, że znowu rozmijają się w swoim podejściu do sprawy, zupełnie tak jak ostatnim razem. - Eve, błagam, tylko mi nie mów, że powinniśmy poczekać, aż policja zacznie łączyć wątki i grzecznie wpakuje tego skurwiela do pierdla - położył ramiona na oparciu kanapy, pochylając się lekko do przodu i wpatrując się w siostrę. - Tutejsze gliny na pewno już dawno mają tę sprawę w archiwum, zakopaną pod tysiącem innych nierozwiązanych staroci. Wybacz, ale ja już dawno przestałem mieć mrzonki o sprawiedliwości, bo ona, kurwa, nie istnieje - podsumował gorzko.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Minęło tyle lat. – Nic dziwnego, że morderca mógł poczuć się pewnie, bo na bank wiele osób już o nim zapomniało. Paxton widziała akta innych zgonów w Australii. Dzięki współpracy z policją miała do nich dostęp (bardziej w ramach przysługi), ale rzadko zdarzało się aby podobne zdarzenia miały miejsce w jednej okolicy. Ten - ktokolwiek to robił – był w ciągłym ruchu i co gorsza Eve zaczęła podejrzewać, że Australia to nie jedyne żerowisko tego skurwiela. Luki pomiędzy morderstwami były nieregularne a to mogło oznaczać, że w międzyczasie był gdzie indziej, co niestety częściowo potwierdziła jej dawna znajoma. Czy powinna mówić o tym Jeremy’emu?
- W dupie mam, co zrobiliby inni. Myślę o tym, jakbym sama chciała aby to było zrobione. – Nie obchodził ją egoizm innych ludzi ani to jakimi szujami by się okazali. Nie chciała być nimi a sobą. Osobą, która marzyła aby zwyrol dostał za swoje, ale też żeby ona o tym wiedziała. Żeby miała co do tego stuprocentową pewność. Byłaby bardzo wdzięczna, gdyby pewnego dnia znalazła anonimowy list z tekstem w stylu „Pozbyłem się skurwiela, który zabił waszą siostrę”. To byłby koniec. Wreszcie spokój.
Właśnie taką osobą chciałaby być, która podarowałaby innym spokój.
- Jezu, Jeremy. Luzuj bokserki. Ja tylko głośno myślę. – Nie wyrażała skrajnej opinii a jedynie wspomniała, że „czasami sobie myśli”, bo tak było. Miewała takie zrywy, że chciałaby to załatwić inaczej nie kierując się pierwotnym instynktem zabij albo zgiń.Nie mówię o angażowaniu policji – podkreśliła dla pewności, żeby brat przestał się o to czepiać. Jasne, pracując jako przewodnik psów specjalistycznych współpracowała z policją i innymi służbami, ale nie uważała się za osobę z prostym kręgosłupem moralnym. Naginała zasady i prawo, bo w życiu nic nie było czarno białe jak ta cała rozmowa, która osobom trzecim brzmiałaby na abstrakcyjną i szaloną. – Chodzi mi bardziej o to, że może jest jakiś sposób aby odpowiednie osoby się o tym dowiedziały. – O śmierci zwyrola a nie, że to oni przyłożyli do tego rękę. – Może jest sposób aby zmusić go do gadania i to nagramy? Mozę zbiera pieprzone trofea albo po prostu napiszemy do rodzin list z załączonym zdjęciem zwłok tego gnoja. – Pieprzona kurwa niespodzianka!
Z tyłu swej głowy nie mogła uwierzyć, że o tym rozmawiali, ale taka była rzeczywistość i fakt; Eve im dłużej żywiła urazę do mordercy siostry tym bardziej przekonana była co do swej chęci pozbycia się gościa. Raz na zawsze. Tylko, że nie mogłaby o tym rozmawiać ze wszystkimi. Ba, poczuła ciarki na samą myśl o tym, że teraz jawnie z bratem rozmawiała o zamordowaniu kogoś, kiedy od niedawna zaczęła spotykać się z policjantką z wydziały narkotykowego. To pieprzone ironia losu. Coś czego nie mogła przeskoczyć, bo z żadnej z tych rzeczy nie chciała rezygnować.

Jeremy Paxton
ODPOWIEDZ