pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
W tej całej drodze, która prowadziła mężczyznę do całkowitej kapitulacji, względem Anabelle zastanawiający był również jeden fakt. Czy podążając tą drugą przestał pożądać Deonne? W jakiej roli, po tamtej wspólnej nocy ją stawiał? Czy stała się dla niego wybrakowana? Bo w pewien sposób tak właśnie się czuła, kiedy ostatecznie odeszły wszystkie pierwsze emocje, po poznaniu prawdy - kiedy została zupełnie sama, przebywając w czterech ścianach. Dopadła ją samozwańcza krytyka; w pewnym stopniu zaczęła siebie za to nienawidzić, spoglądanie we własne odbicie stanowiło dla niej trudność, musiała pogodzić się z akceptacją swojego ciała. Na nowo je pokochać. Decyzja Korvena wyrządziła w jej psychice o wiele więcej szkód, niż całkowicie zdewastowany brak zaufania. Dochodziło do tego również obrzydzenie - nim, tamtą - oraz swoją głupią naiwnością. Najgorsze jednak w tej okazałej sytuacji było to, że poniekąd ją rozumiała, odnajdywała w tym całym chaosie sens... albowiem Dea wiedziała, co to oznacza pragnąć Eamona Korvena.
Kiwnęła twierdząco głową, to było zabawne, ona zostawiła je aby po nie wrócić, on nie mówił jej o nich, aby wróciła. Sprawiało to wrażenie urokliwego, na swój pokręcony sposób, nawet czułego - we wszystkim co się pomiędzy nimi działo, zawsze potrafili odnaleźć preteksty, by móc się ze sobą spotkać. Z wypowiedzi arystokraty wyciągnęła kolejny wniosek, jeżeli przełożył należące do Britton przedmioty do pokoju gościnnego, to oznaczało, że tej nocy właśnie tam zagości. To nie tak, żeby jakoś upierała, walczyła o wspólne łoże, lecz wyobrażała sobie to troszeczkę inaczej, rozmowy podczas leżenia obok siebie, czy ramię w ramię, czy usilnego wtulania się w swoje ciała - niegdyś stanowiły dla pisarki najlepsze zakończenie dnia. Dawno tego nie było, dawno też nie byli tak spokojni - idący obok siebie. Może jednak będą potrafili być przyjaciółmi? Któż wie.
Idąc wzdłuż ścieżki, co jakiś czas zerkała w stronę towarzysza. Pozwalała mu mówić, opowiedzieć o swoich przygodach, możliwościach oraz spełnianiu marzeń. Czuła w tej chwili dumę, ciepło - czego wcale nie ukrywała uśmiechając się po każdym zdaniu mężczyzny. Cieszyła się, że w końcu zerwał z zaszufladkowaniem podwójnego wdowca, że odkrywał piękno życia, wolności. Kiedyś też to czuła, chłonąc magię natury - odczuwając podniecenie względem kolejnej podróży, poznawaniu ludzi i ich kultury. W każdym państwie, mieście - mógł pozostawić cząstkę siebie. Trochę mu zazdrościła, a po trochu pragnęła znajdować się wtedy w pobliżu. Może w tym wszystkim odnajdzie cel - poczuję się finalnie pełny. - Wyobrażam Cię sobie w białej koszuli, siedzącego na ganku w domu przy plaży, jak wiatr rozwiewa Ci te krucze loki i jak pełen pasji zaczytujesz się w Mickiewicza. - przechyliła łepetynę, pozwalając sobie na dłuższe spojrzenie, była w nim czułość i emocjonalne porozumienie. - Brzmi to niezwykle tajemniczo. - stwierdziła przymarszczając czoło, jakby w tej krótkiej wypowiedzi detektywa odnalazła nową zagadkę - nowy trop - nową formę zainteresowania. - Pamiętasz co mówiła? - dostrzegła, że go to gryzło - widziała w nim poczucie zawodu, nie można zaprzeczyć, iż Korven był dobrym śledczym, przeszłość jej ukazała, że wręcz doskonałym, zwłaszcza, że potrafił przechytrzyć agenta FBI. - Hej, kochanie... - trochę się zapędziła, nie przemyślała swojej wypowiedzi, jednak miała nadzieję, że oboje zignorują te niedopatrzenie przejęzyczenie. - Spójrz na mnie. Wiem, że chciałbyś ochronić wszystkich, lecz nie każdy jest gotowy zostać uratowany. - kąciki ust delikatnie się podniosły. - Ale jeżeli chcesz ją odnaleźć, zrobisz to. Jestem tego pewna. - gdyby kiedykolwiek czegoś potrzebował, rady czy funduszy była gotowa go wesprzeć.
Cichy chichot wydostał się z pomiędzy ust pisarki, spojrzała na niego z troszeczkę większym rozczuleniem. - Ohhhhh, Boże. - rzuciła niespodziewanie, przygryzając dolną wargę. - Myślę, że nie tyle co Maeve liczy się z Twoim zdaniem, to jest na tyle inteligentna, że wyczułaby w tej kwestii spisek. Może rzeczywiście się w niej kochał? A nie jeden przyzna, że ciężko jest z Tobą rywalizować. - idealny detektyw-arystokrata-buntownik, która potrafi się oprzeć? - Nie martw się o nią, gdyby było „coś na rzeczy” zniszczyłaby go z podwójną siłą. A jak na razie mym skromnym zdaniem, wydają się szczęśliwi. - co miałaby innego powiedzieć, nie dane było blondynce poznać wybranka serca Brighton.
- Hmmm... - rozpoczęta myśl i zastanowienie dłuższe, niż zwykle - w końcu zawsze wiedziała co mówić. - Jest piękna. - rzuciła. - Peter wykonuję dobrą robotę dotrzymując mi towarzystwa. - wyznała zgodnie z prawdą. - I chyba mam koleżankę? Sama wiem, w tym wieku ciężko jest wyczuć. Pracuję w kawiarni, często tam wpadam w środku tygodnia. Zastanawiałam się nawet nad tym, czy nie pójść do pracy. Zwykłe kelnerowanie dałoby mi możliwość chociażby zamienienia z ludźmi więcej słów. - odrobinę się żaliła, nic w tym dziwnego - jeżeli przez większość czasu odczuwała głęboką samotność. - Chciałabym powiedzieć Ci więcej, ale naprawdę poniekąd wieje tam nudą. - było w tym trochę racji, ale przecież czy nie o to chodziło detektywowi gdy wysyłał ją do tej dziury, zwanej inaczej Lorne Bay?
- O, dotarliśmy, nawet tego nie poczułam. - cóż, rozmowy z brunetem stanowiły tak ciekawą formę, że ciężko było później odnaleźć się w czasie. - Myślisz, że Martha śpi? - albo wyczekuję w kuchni wchodząc w rolę każdej martwiącej się mamy o swoje dzieci po nocy.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Eamon wytaczał własne drogi. Taka jest prawda. Nie podążał ani za Aną ani za Deą. Dlatego właśnie równie często błądził. Chodzenie za kimś nigdy nie wyszło mu na dobre, acz samotne krążenie podług ulotnych kaprysów bądź pomysłów (tych lepszych jak i gorszych) też nie dawało nazbyt pozytywnych skutków. Jeżeli komukolwiek czegoś brakowało to na pewno detektywowi. Dałoby się spisać całą listę owych braków. Nie miał taktu, cierpiał na deficyt empatii, nie posiadał w sobie zbyt wiele ciepła. Gdyby tak wszystko zebrać do kupy okazałoby się, iż wcale nie jest dobrym materiałem na partnera. Jego zdrada okazałaby się wydarzeniem do przewidzenia.
Pod dostatkiem miał jednak zdrowego rozsądku i dlatego też nie zamierzał spać z panną Britton w jednym łóżku. Co prawda wydawało się jakby obydwoje byli samotni; ale gdyby do czegokolwiek doszło na pewno z większą trudnością przyszłoby pożegnanie. Coś by się zaczęło. Coś co mieli definitywnie zakończyć. Cykl został przerwany i wyglądało na to, że świetnie im było bez siebie. Deonne otrzymała szansę na nowe życie a Eamon...? Cóż, on zdawał się rozkwitać na skrzydłach koczowniczego trybu życia. Chyba urodził się, by zostać nomadem.
Wcale nie skończył z metką podwójnego wdowca. Taką, niestety, nosi się na piersi do samego końca. Ale, na swój sposób, Korven pogodził się z przeszłością i zwyczajnie próbował czerpać jakąkolwiek radość z teraźniejszości. Nie wychodziło mu to najgorzej.
Zaśmiał się w odpowiedzi na poetycki opis jaki zaserwowała mu pisarka. – Szczerze? Tak to trochę wygląda. – nagle uderzyła w niego tęsknota za małą wysepką, nieco pochmurnym; lecz bezustannie ciepłym klimatem. Może właśnie tam powinien szukać ostatniej przystani? Rzucić kotwicę i kupić wynajmowany domek? Zapomnieć o Londynie, o Lynmouth i dziedzictwie. Stać się kimkolwiek by zechciał. Chociażby mieszkającym w samotności, tajemniczym obcokrajowcem; który z czasem stałby się po prostu „tutejszym”. Tubylcem. Idea otrzymania tytułu tubylca czyniła serca śledczego nieco lżejszym... – Tak... Zapisałem z pamięci kilka rzeczy. Mówiła coś o kwiatkach i motylach. Cytowała francuską poezję. – zmarszczył czoło w zastanowieniu. – Nie potrafię się skupić. I wiem, wiem... Nie jestem Chrystusem. Nawet gdybym miał szansę nim zostać – hard pass. Nie planuję nikogo szukać. – siedziała mu w głowie i tyle. Prawdopodobnie zafiksował się na nieistniejącej zagadce.
- Oh, Dea... Nie zrozumiałaś mnie. Absolutnie się o nią nie martwię. John miał na jej punkcie prawdziwą obsesję. Nie lubię go, i tyle. – nie musiał, dzięki Bogu.
Na prędką relację z Australii Korven czekał cały rok i nie wiadomo czy przytrafi mu się kolejna; więc spijał z ust rozmówczyni każde słowo. – Tylko Peter? – pytanie zdawało się retoryczne, aczkolwiek było w nim coś... nietypowego. Jak gdyby Eamon spodziewał się innej odpowiedzi. Albo raczej nie spodziewał, lecz sądził; iż istnieje inna odpowiedź poza: „Tak, tylko Peter.” – Nie dzieje się nic niepokojącego? – Deonne musi mu wybaczyć skupienie na tym konkretnym aspekcie. – Miło, że masz koleżankę. Jak jej na imię? – wiedział, ale i tak pytał. Z grzeczności. – Ludzie powinni nauczyć się doceniać „nudę”. – tym samym zakończył temat. Na razie. Bo stuprocentowo czekało blondynkę małe przesłuchanie.
- Martha? Pewnie pojechała do siebie. – kątem oka ciemna tęczówka zlustrowała Deonne. Brunet zastanawiał się czy eks partnerka wciąż pamięta jakie zwyczaje panują w posiadłości. Czy spodziewa się służby, ogrodnika i gospodyni? Czy zapomniała, że po wykonanej pracy wracają do swoich domów umiejscowionych w ciasnym miasteczku jakie wyrosłoby im przed oczyma gdyby szli dalej wzdłuż drogi? – Jest zbyt cicho. – otworzywszy przed Britton skrzypiące drzwi furtki, Eamon zagwizdał i jak na zawołanie, naraz rozległo się wściekłe szczekanie. Zza rogu wyskoczył czekoladowy doberman. Zatrzymał się, jeszcze przez moment ujadał po czym rzucił pędem w kierunku właściciela. Z psa bojowego w przeciągu sekundy zamienił się w kolankowego milusia. Wskakiwał na detektywa, skomlał domagając się odrobiny drapania za uchem. – Wejdźmy do środka. Będzie padało. – nad ich głowami, rzeczywiście, powoli rozkwitała granatowa plama. Jej macki z wolna rozdzierały niebo na dwie połówki. Umknęli z imprezy w odpowiednim momencie, tuż przed burzą.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Nie wymierzała wtedy zasad dotyczących związków. Od samego początku byli inni, ich relacja latami przeistaczała się w bliższą, choć wcale nie powinna. Eamon miał za zadanie odnaleźć jej męża, „wskazać drogę” i gdy to się ziści odejść. Nie planowała się w nim zakochać, nie zamierzała przekraczać granic - ani przebijać się przez emocjonalny mur detektywa. Wynajęła go licząc, że odzyska dla niej tamte życie; lecz on stworzył zupełnie nowe. Od podstaw, wspólnie budowali własne uczucia. Nie wiedziała kiedy zaczęła go pragnąć, a kiedy owe pragnienie zamieniło się w większą troskę. Obustronnie. Co by się stało, gdyby powiedział jej wtedy prawdę? Zanim pozwoliła mu wejść do swojego serca i ciała. Wykonał wymierzone mu zadanie wychwycił Oldmana - by później to ukryć, zataić rzeczywistość - zatrzeć wszystkie ślady. Nigdy nie oczekiwała od niego bycia idealnym - ale w wyznaczonym terenie wykopał o wiele więcej dziur, zbyt wiele się wydarzyło, iż ostatecznie przestawała mieć potrzebę aby wiecznie ją ratował.
Zawsze łatwo jest odejść, (Dea doskonale to wiedziała); uciec przed swoim przeznaczeniem, rozpocząć wszystko na nowo. Bez żadnej łatki, wspomnień czy chęci uratowania przeszłości. W innym miejscu, tam gdzie nikt nie rozpozna, nie pyta - każdy żyję chwilą i stara się zapomnieć o tym co kiedykolwiek się wydarzyło. Korven miał to szansę, ona również ją uzyskała - w Lorne Bay mogła stać się kimkolwiek zapragnęła. Włoszką, której sprzed dwóch laty umarł mąż. Szkotką, która dopiero co się rozwiodła i zdecydowała się na przeznaczyć wszystkie oszczędności na podróże. Amerykanką - która dla kaprysu zapragnęła zamieszkać w Australii. Równie dobrze mogła być stąd, córką kogokolwiek z nieprawego łoża, która domaga się fortuny - a także nikim ukrywającą się po wszystkich kątach świata. Wcale nie musiała zostać Deonne Britton - pisarką, która wydała książkę o seryjnym mordercy, choć przez lata nie zauważyła, że ma drugiego przy boku. Finnick wciąż nie został oczyszczony z zarzutów - nadal gnił odsiadywał dożywotni wyrok pozbawienia wolności w Seattle'owskim więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Mogła być wolna, ale tego nie zrobiła, bez względu na te wszystkie blizny, pozostawała sobą. Musiała, bo inaczej dzielił ją jedynie krok od szaleństwa. - Lubię Cię w takim wydaniu. - stwierdziła, a rozgłos śmiechu mężczyzny zaraził również ją. Śmiała się cicho, ale dzięki powstawało w niej ciepłe uczucie. Dzisiaj chciała zapamiętać każdą chwilę, w końcu już w Berrylane zarzekali sobie, ze to ostateczne pożegnanie. Przyjeżdżając złamała ten pakt, lecz miała nadzieję, że detektyw nie będzie gniewał się zbyt długo. - Jeżeli chcesz zapisz mi to, postaram się poszukać w swoich tomach wierszy, gdy wrócę do Lorne Bay. Poproszę Petera, aby przekazał Ci tą wiadomość. - może i się nie przyzna, w końcu nie czytała mu w myślach, jednak jeśli gryzła go sprawa z młodziutką Francuzką, chciała mu pomóc. Uratować go od kolejnego obłędu. - W porządku, przecież nic na siłę. - wzruszyła bezradnie ramionami.
- To teraz ja zaczynam się o nią martwić. - wypowiedziała dane słowa z lekkim wyrzutem, rzecz jasna nie na niego, jednakże w kwestii całej sytuacji. - Myślisz, że dopiął swego? - obsesja była najgorszą formą jaka mogła narodzić się w głowie dziedzica. Maeve była inteligentna, lecz bardzo możliwe, że nigdy nie miała styczności z podobnym nurtem zachowania. Trzeba mu się przyjrzeć. Zanotowała w umyślę.
- Na razie, tylko Peter. - odpowiedziała delikatnie uśmiechając się na myśl o niesfornym śledczym, poniekąd zabawny był fakt, że tak różne od siebie osoby - jak Korven i Northon mogą tworzyć znajomych. - Nie, chwilowo nie. Chociaż targa mną dziwne uczucie, jakbym czekała na strzał. Jakby to było nieuniknione. - skwitowała, marszcząc przy tym czoło. - Spokój czasami nie jest najlepszą zaletą. - bo zawsze może coś się wydarzyć, coś co zrujnuję cały wybudowany porządek. - Grianne, wydaję się bardzo miła. - dodała, ponownie rzucając arystokracie spojrzenie. - Nic poza tym. - ponieważ w tej kwestii naprawdę go posłuchała. Nie rzucała się w oczy, nie wychylała - większość czasu przesiadywała w swojej willi - niekiedy wyczekując na kolejne instrukcję.
Kiwnęła głową wkradając się do środka, doberman najpierw zainteresowany właścicielem nie zwracał uwagi na blondynkę; dopiero po dłuższej chwili skupił na niej swoje obwąchiwanie - przypomniał sobie merdając ochoczo ogonkiem. Ukucnęła dłonią przesuwając po pyszczku psiny. - Hej złociutki. - pod koniec musnęła wargami jego główkę, by ostatecznie się podnieść. - Wezmę prysznic. Chyba go bardzo potrzebuję. - uśmiechnęła się, a spojrzenie zlokalizowało oczy mężczyzny. Jej za to wypowiadały ciche: pozwolisz? - Zrobisz nam kolację? - podczas imprezy konsumowała jedynie alkohol - teraz dopadł ją bezczelny głód.
Po chwili zniknęła z otoczenia obojga chłopców wchodząc do wielkiej, marmurowej łazienki. Ściągnęła z siebie sukienkę, decydując się ostatecznie na wannę - musiała wymoczyć swoje obdarte stopy przez te cholerne buty.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Uciec było łatwo; odejść już znacznie trudniej. Głęboko w duszy właśnie dlatego Eamon sabotował ich związek i dopuścił się zdrady. Był zbyt szczęśliwy a jego straumatyzowana dupa czuła dyskomfort siedząc w dobrej, zdrowej relacji. Zapewne również z owego względu nie schował papierów dotyczących odnalezienia Oldmana w głębiny swojej torby. Wystawił je na samym wierzchu, wyłącznie wyczekiwały na odnalezienie. Korven nie umiał odnaleźć się w czymś pięknym. Nie uważał, by zasługiwał na kolejną szansę takiego typu. Obawiał się następnmego złamanego serca – bez względu czy należałoby do niego czy partnerki. Nieważne czy zostałby ofiarą czy katem; miał dosyć zatapiania się w poczuciu; że „jest okej” po to, by za chwilkę przeznaczenie płatało figla i wymuszał ponowne rozpoczynanie na nowo. Detektyw nie zliczyłby tych „świeżych startów” jakie zafundował mu los. Bał się szansy z panną Britton bo gdzieś za rogiem kryło się rozczarowanie. Śmierć.

Eamon nie miał w planach robienia kolacji. Martha okazała się jednak niezawodna. Choć podkreślał, by niczego nie gotowała i nalegał; aby wzięła sobie wolne – znalazł na stole zamknięte pod szklanym kloszem, świeżo wypieczone drożdżowe ciasto. Pozostało mu więc nastawić wodę na herbaty i opaść na wiklinowy fotel postawiony na werandzie, przy tylnym wejściu do ogrodu. Obok jego nóg lgnął Sebastien. Było tak, jakby nigdy nie rozstali się z Deą. Ten sam wiatr i rześkie powietrze wypełniające przestrzeń wilgocią; ten sam rechot żab w pobliskim stawie krajobrazowym. Ten sam spokój wypełniający niespokojną zwykle duszę.
Jedna, dwie, osiem... Po dziesięciu minutach runęła kurtyna deszczu. Brunet kompletnie zapomniał o wściekłym czajniku, którego piski wypełniały kuchnię i hol wysokimi dźwiękami. W umyśle Korvena panował sztorm – acz przynoszący ulgę i układający chaotyczne myśli w regularne, wysokie fale. Przemywały wszystkie nieczystości i wyrzucały je poza brzegi umysłu. – Nigdy więcej, Bastien. – mruknąwszy położył dłoń na chudej, kościstej główce psiego towarzysza. Doberman chrapnął w pół-śnie odrobinkę głośniej. Chciał dać znać, że wciąż tkwi w świecie żywych i wciąż wiernie słucha. – Nie chcę żadnych więcej chrzcin ani wesel; więc zawrzyjmy oficjalny pakt. – palcami podrapał za opadłym, miękkim uchem. – Żadnych kobiet. Takich na stałe. Żadnych kobiet na stałe. – mimowolnie zerknął przez ramię, by upewnić się; iż szept nie doszedł do żadnych damskich uszu. Byli sami – on i Sebastien. Lojalni kompani.
Śledczy wolał nie rozważać do czego doprowadzi niespodziewana wizyta Dei. Wciąż łączyło ich cholernie wiele. Nadal serce biło mu przy niej w nieregularnych odstępach czasu. Równocześnie, usilnie i z powodzeniem starał się zgrywać neutralnego i zobojętniałego na wdzięki pisarki. Co było przeraźliwie trudne. Jedynym czego chciał to wejść na górę i dołączyć do niej pod prysznicem. Zamiast tego ruszył ku schodom i dopiero na dole z ręką na balustradzie nasłuchiwał. Woda gdzieś na piętrze bezustannie szumiała. Krok po kroku dotarł na górę. Rozejrzał się dokoła i wydał z piersi lekkie westchnienie. Drzwi do sypialni gościnnej były delikatnie uchylone. Czyżby zostawiła je otwarte z premedytacją? Kusiła go? Sprawdzała?
Ominął je, po drodze ciągnąc za klamkę; by zatrzasnąć sobie drogę do grzechu i ruszył do głównego pokoju. Tam zrzucił przepoconą marynarkę i sam wszedł pod strugi gorącej wody. Stał pod nimi może ze trzy minutki. Szybko wymknął się spod prysznica i włożył na wilgotne ciało standardowy, domowy zestaw w którym widziały go wyłącznie partnerki. Szary dres z szarym podkoszulkiem. W takim komplecie wrócił na dół. Wciągnął Sebastiena do środka, przymknął oszklone, ogrodowe drzwi i zaraz znowu był w kuchni. Ponownie rozpoczął gotowanie wody. Dei wciąż nie było. Boże, czy na przedstawicielki płci pięknej zawsze trzeba było czekać...? Czekoladowe oczy odnalazły wciśniętą pomiędzy doniczki na parapecie książkę. Wysłużony, kieszonkowy format okładki przedstawiał pirata z bujną kasztanową fryzurą. Wisiał w dziwnej pozycji jedną ręką łapiąc za zwisającą z okrętu linę - drugą podtrzymując mdlejącą mu w ramionach, cycatą brunetkę o alabastrowej karnacji. Na przodzie wielki napis gotycką czcionką obwieszczał tytuł dzieła: Objęcie Pirata z serii Miłości na statku. - Dobry Boże, Martho... - delikatnie rozbawiony, lecz w większości skonsternowany preferowaną przez gosposię lekturą przerzucił strony. Oczy wyszły mu z orbit. Obrócił się na pięcie i... oto stała przed nim blondynka. Był zbyt zajęty czytaniem zaznaczonych przez kogoś fragmentów. - Słuchaj tego... Czułam jak jego kordzik wsuwa się pod mój gorset i po chwili jęczałam i błagałam; aby tego nie robił. Kapitan Fallon.... Liczyłem na Fallusa. ...rozciął materiał. Resztki mojego odzienia opadły na deski kajuty. - Nie chcę, ale chcę. - powiedziałam zgodnie z prawdą... Na litość boską czy to naprawdę kobiece fantazje? - z niedowierzaniem wbił w Britton zdezorientowane spojrzenie. Zaraz jednak wrócił do tańczenia wzrokiem po kartkach. Ciemne ślepia poruszały się bardzo prędko a twarz śledczego odmalowywała coraz większe zniesmaczenie. - Wreszcie wbił we mnie swój kordelas. Był najdłuższym dowódcą jakiego kiedykolwiek miałam. Nie czytałaś tego chłamu, prawda? Nigdy...? Jesteś ponad to...? - patrzył na nią błagalnie. Czajnik znów zapiszczał. Znowu był ignorowany. Biedny czajnik.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Czekała?
Poniekąd tak; gdy jej nagie ciało zanurzało się po szyję w wodzie - zerkała na drzwi - w wyobrażeniu widząc jak się otwierają i jak stoi w nich on; jak po chwili oddają się rozkoszy w uniesieniach. Tylko, że nie przyszedł - pozostał na dole tworząc pomiędzy nimi jeszcze większą barierę. W końcu przestała czekać, zupełnie oddając się przyjemności kąpieli. Lubiła przebywać w wannie, wtedy w umyśle naradzały się wszelakie scenariusze pięknej przyszłości. Wtedy odpoczywała, odsuwała od siebie nieprzyjemne myśli - łazienka zazwyczaj pozostawała jej azylem. Tutaj mogła zapomnieć, odżyć - pozostać sobą, odpowiedzieć sama sobie na najbardziej nurtujące ją pytania. Nie miało to znaczenia, że znajdowała się teraz jego. Znała ją dość dobrze. Przyzwyczaiła się do jej chłodnego wystroju. Zwłaszcza, że jeszcze nie tak dawno, mogła stać się również jej. Gdyby wtedy zapytał prawdopodobnie byliby dawno po ślubie.
W środku pozostała o wiele dłużej, niż z początku zamierzała. Skóra pisarki, odrobinę się zmarszczyła - był to idealny znak, aby wynurzyć się na powszechnie. Kto wie, może w „innym życiu” była syrenką, dziesięcioletnie Dea na pewno tego by chciała. Ku zaskoczeniu, w sypialni gościnnej znajdowało się o wiele więcej rzeczy, niż trzy sukienki przewieszone na wieszaku. Kupił? Czy rzeczywiście tyle zostawiła? Kremy, kilka fiolek z perfumami - oraz kapcie. Ostatecznie zdecydowała się narzucić na siebie szarą koszulkę, jego - ukradła ją praktycznie na samym początku ich bliższej relacji - lub lepsza inna wersja. Pożyczyła do oddania na „świętego nigdy.” Wiedział, że uwielbiała w niej spać. Podobne gesty zawsze ją rozczulały, lecz ten należał do niezwykle wyjątkowych. Wcale nie musiał tego robić, to niesamowite, że zapamiętywał niektóre tak osobiste sytuację.
Większość czasu starała się go rozgryźć, odnaleźć w oczach Korvena prawdę; zawsze pozostawał dla niej taką zagadką, nawet dzisiaj po pięciu latach - ciężko było go odgadnąć. Niekiedy wydawało się blondynce, że już wie - iż nauczyła się czytać mu w myślach, lecz wtedy nachodziło wielkie „bum” i automatycznie przestawała być wszystkiego pewna.
Na dole zaprezentowała się praktycznie niecałą później - brakowało zaledwie kilka minut, może z pięć? Na głowie blondynki znajdował się ręcznik. Wyglądał on niczym kokon, idąc do kuchni jej bose stopy pozostawiały za sobą mokre ślady. Nie wiedziała czego może się spodziewać, w ciągu dwóch minionych godzin wydarzyło się tak wiele. Najpierw zaatakowała jego przestrzeń osobistą, wymuszając tu i teraz cała ona; następnie powróciły dawne, przykre wspomnienia. By zaledwie kwadrans później zachowywać się jak para zakochana w sobie po uszy. To było takie dziwne i czasami irytujące, że postanowiła się zatrzymać. Spojrzała na drzwi wyjściowe - powinna uciec? Bo co ją czekało za tymi szklanymi? Narosła obawa, może Eamon miał rację - może rzeczywiście przyjazd tu był błędem. A co jeżeli nie? I coś odmieni?
Podeszła do okna, wyjrzała - padało; jakby oberwała się chmura. Cała Anglia i te cholerne wysokie ciśnienie. A może to nie ono dokuczało pisarce? A zupełnie inny czynnik pochłaniający całą energię?
Rozchyliła drzwi. Posłuchaj tego... Błękitne tęczówki przesunęły się po twarzy bruneta, a kąciki ust uniosły w efekcie rozbawienia. Czym się martwiła, jeśli przebywanie z nim było tak naturalne? Jakby wcale się nie rozstali, jakby nie istniał fakt, że przez większość czasu „rzucali się sobie do gardeł.” Oczy mu zabłysły i to był ten moment, gdzie znowu zapragnęła przejąć kontrolę i sprawić aby całkowicie skapitulować. Jednak niczego nie zrobiła, a w tęczówkach dziennikarki pojawiła się iskra - by ostatecznie zacząć się wyraziście śmiać, dawno takiej scenerii u nich nie było. Miła odmiana. - Ojjj, chyba mi się wydaję, że odnalazłam tutaj największego fana. - uśmiechnęła się podchodząc bliżej i wskakując na blat tuż za nim. Z głowy ściągnęła ręcznik przecierając włosy, lecz z niektórych kosmyków wciąż opadały krople. - Nieee.... - zaczęła mierząc sylwetkę mężczyzny dość bezczelnym spojrzeniem. - Moje serce nadal należy do Federico... - przyznała wciąż rozbawiona, a twarz Britton oblała się delikatnym rumieńcem. - Jego wielkie jabłka obijają o moją pusię, gdy wchodzi we mnie swoim drągalem. Zaczynam krzyczeć. - Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze! - on nie przestaję, oboje szczytujemy i teraz już wiem, że od jutra będę żoną mafiosy. - wyrecytowała z idealną powagą, nawet na moment jej usta nie zaprezentowały się w uśmiechu. - Widzisz... nie różnię się tak bardzo... - skwitowała dłoń wyciągając ku niemu. - Pokaż. Podejdź.
Biedny czajnik piszczał w oddali. Zapomnieli o nim, lub za bardzo skupili się na sobie.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Zapytany nie pamietałby czyje perfumy leżały w drugiej sypialnii. Dei? Any? Anabelle również gościła w Lynmouth. Ten jeden, jedyny raz zabrał ją na wieś jeszcze wtedy łudząc się; iż robi to z czysto przyjacielskich pobudek. Tak, oszukiwał samego siebie. Od początku. Martha nie przepadała za tlenioną blondynką; która zdawała się lekko zadzierać nosa. Anka była co prawda niesamowicie elegancka, wyrafinowana i elokwentna niemniej towarzystwo panny Britton wspomagało proces powolnego odczłowieczania posępnego śledczego. Razem zachowywali się i mówili niczym postacie wyjęte z gotyckiem powieści bądź ożywione manekiny. Rozluźniał się przy niej, rzecz jasna i chociaż lepiej byłoby zaprzeczyć lubił mieć Bellę za kompankę. Symultanicznie stawał się przy niej coraz bardziej zdystansowany do rzeczywistości. Chłodny. Deonne natomiast wyzwalała w nim to, co ludzkie. Śmiał się, chodził na spacery, jadł z kimś śniadania i niekiedy nawet rezygnował z nadmiaru pracy. Odnajdywał w sercu resztki tego, co uznawał za kompletnie stracone. Dziennikarka pielęgnowała owe odruchy, pomagała im w dojrzewaniu. Bez niej Korven zapadał się w limbo pomiędzy dwoma wersjami siebie.
W zasadzie Korven potrzebował kogoś przy boku. Postać zdolną załagadzać codzienne bóle. Nieważne czy w tę czy w tamtą stronę, kobieta w jego rzeczywistości była mu niczym kompas. Zarówno w sprawach codziennych jak i moralnych.
Wiadomo od kogo moralności uczyć sie nie będzie. Od fanek zboczonych książeczek. Ze zdegustowaniem wbił w rozmówczynię niezadowolone spojrzenie. – Wiem, że żartujesz; ale nawet tak nie żartuj. Obrażasz moją inteligencję. – jak można nie być seksistą w przynajmniej minimalnym sensie; kiedy przedstawicielki płci pięknej paradowały niczym z Biblią z podobnego rodzaju chłamem? Z każdym jej kolejnym słowem wykrzywiał się coraz bardziej i bardziej; aż grymas na obliczu Korvena upodabniał go do wściekłego goblina rodem z książki Tolkiena. Ostatecznie ciałem Brytyjczyka wzdrygnęło jakby pragnął zrzucić z siebie każde zasłyszane słowo. Nie wyszło, nadal miał pod powiekami sceny z życia napalonych piratek czy innych wariatek. – Będę miał koszmary. – wyszeptał przekonany o własnych słowach. W absolutnie najgorszym wypadku w swych marach okaże się tą lejącą przez ramiona barbarzyńcy damą w opałach.
Omiótł dziewczynę uważnym wzrokiem, by koniec końców wyciągając rękę z książką. Gdy ją zabrała natychmiastowo zwrócił się w stronę kuchenki. Rozlewał wodę do kubków powoli, ceremonialnie. Przez cały czas myśląc o tym, że Deaonne ma na sobie jego koszulkę. Walczyły w nim dwa przeczucia – jedno, że wszystko jest tak jak zawsze być powinno. Drugie nadskakiwało rozdzierając bruneta złymi przeczuciami. To nie mogło skończyć się dobrze. Obydwoje wiedzieli: finał w postaci „i żyli długo i szczęśliwie” nie jest im przeznaczony. – Dlaczego akurat mafiozo? Obrzydliwe. – jeden z pękatych, szerokich kubków wylądował przy udzie pisarki. – Potem dziwicie się, że powstaje coś takiego jak seksizm. „Nie różnię się tak bardzo...” Od innych? Sama wbijasz własnej płci szpilę. Kiedy ja czytałem Dostojewskiego albo przynajmniej Kaczora Donalda Ty wgłębiałaś się w opisy stosunków. Na dodatek niezbyt dobre opisy. Sam napisałbym to lepiej. – z tonu głosu arystokraty wynikało, iż był tego stuprocentowo pewien. – W sumie, jak tak teraz się zastanawiam... Z mojego życia można by zrobić jakiegoś pornola dla zwyroli. – było w tym sporo prawdy. Skoro powstawały rzeczy typu Sin City życiorys Korvena idealnie zrobiłby za inspirację do kolejnego scenariusza z tej ambitnej półki. – Pewnego razu, nieoczekiwanie, wróciłam do jego życia. Musiałam spędzić noc w jego posiadłości. Chciałam być nieśmiała, ale skończyłam na kolanach, błagając o jego angielską kiełbaskę. Wybacz. – ostatnie słowo wyrzucił już znad kubka. Żartował a powaga z jaką wypowiedział „angielską kiełbaskę” czyniła dowcip Eamona tym zabawniejszym. Cały czas wyglądał jak gdyby dyskutowali o polityce. Nie wiadomo czy zaróżowione policzki były skutkiem ulatującego z naparu gorąca czy nie. – Rozpadało się. – zwinna, strategiczna zmiana tematu. Detektyw kiwnął brodą ku oknu bo przecież nie dało się wcale słyszeć kaskady grubych kropli uderzających o szybę. - Obawiam się, że nie mam niczego do zaoferowania poza ciastem. Tylko tyle udało mi się upichcić w przeciągu godziny. - rozbawienie poruszyło kącikami jego warg.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Rzeczywiście, było w tym coś niebezpiecznego. Nieme gesty, w postaci założenia jego koszuli. Ciche westchnięcia, znaczące zerknięcia. Niby nie robili nic, a jednak bezustannie tkwiło w nich napięcie. Dziwna forma uporczywej chęci pozostania w ich chwili. Deonne wiedziała, że Anabelle też tu była - przyznał się powiedział jej o tym, gdy wspólnie zajmowali niegdysiejszy gabinet jego ojca. Nie była wtedy zła, przecież niczego sobie nie obiecywali. Jednakże wyjazd do Lynmouth wiele w nich zmienił, po powrocie do Berrylane rozpoczęli zupełnie inny rozdział, wydawać się mogło, że pokochali się jeszcze bardziej. Dziś za to zastanawiała się ile miał tu kobiet, ile z nich prezentowało się w podobnej manierze oraz ile naiwnie wierzyło, że gdy pokazywał im swój świat - zarazem odkrywał cząstkę siebie. Była jedną z nich, czy na tle ich przeszłości w jakiś sposób się wyróżniała? To nie tak, że oczekiwała odpowiedzi - w danym momencie szargały nią skrajne emocje. Jedna część pragnęła wchłaniać się metodę jego wyrachowania. Druga zaś odkrywała przysłowiowe „czerwone flagi.”
Rozbawienie nadal w nich tkwiło, wcale nie przypadkowe zerknięcia zamieniały się w te pewniejsze, na swój sposób rozkoszne. W oczach Dei wciąż pojawiały się iskierki. Byli teraz tacy prawdziwi, przed nikim nie musieli udawać. - Mogłabym Ci zaproponować bajkę na dobranoc i sprawdzić czy nie ma potwora pod łóżkiem, lub w szafie... - tęczówki ponownie jej zabłysły, świadomie przymrużyła powieki. - ...ale jesteś dużym chłopcem i na pewno sobie poradzisz. - skwitowała, a gdy książka znalazła się w jej dłoniach, przez krótką skupiła na niej swoją uwagę. Przekartkowała parę stron by zaraz ułożyć ją na swych kolanach.
- Obrzydliwe to jest przesiadywanie w czterech ścianach i wgapianie się w ekran jak biedna kobieta przez czterdzieści minut poniża się, by jeden taki zwyrol odczuł odrobinę satysfakcji. - stwierdziła przechylając łepetynę na bok. - W Twojej religii nazywają to samogwałtem. - rzuciła, nie można ukryć faktu, że gdy byli razem sporo czytała o katolicyzmie. Wiedziała ile dla niego znaczy wiara, dlatego postanowiła ją poznać - kiedy nad ich związkiem zawisły chmury i się rozstali nie poprzestała. Takie oddanie wierze, było na swój sposób interesujące - nie rozpoznawała w swych czynach niczego więcej, ale może została przy tym - aby w pewnym stopniu znajdować się bliżej niego. Ciężko jest zrozumieć, niektóre zachowania.
- Fakt, erotyki są czasem odzwierciedleniem naszych pragnień. - mruknęła, decydując się nie nazywać ich chłamem. - Ale co ma do tego seksizm? - kiedy postawił kubek obok, chwyciła za uchwyt i przysunęła do ust. Herbata była zbyt gorąca, więc dmuchnęła by pokosztować jedynie odrobinę. Również patrzyła na niego zza kubka. - To są jedynie fantazję i zanim coś powiesz, tak niektórzy chcą wprowadzić je we własne życie. - nie da się ukryć, że ludzie - dokładnie tak jak wszystkie ssaki; są skonstruowane do reprodukcji. Jedynie człowiek i delfin odnajdują w tym procesie zabawę. - Nie mówię tutaj za wszystkie kobiety... - zaznaczyła. - Ale często pragniemy zmieniać mężczyzn... - zastanowiła się unosząc palec w górze. - Choć nie, my chcemy być przyczyną ich zmiany. „Damy w opałach” lub inne wszelakie formy. Dlatego w tych opowieściach pojawiają się mafiosy, władcy wszechświata. Kapitanowie. - wskazała na książkę. - Albo arystokraci. - uśmiechnęła się, troszeczkę szerzej. - Najczęściej są źli do szpiku kości, zabijają, nienawidzą i wtedy odnajdują je. Zwykłe dziewczęta, chodzące po świecie i cieszące się z niego. Są dla nich nowością. Taki Massimo, Christian, Federico, czy nawet Edward w rzeczywistości by nie przetrwał. - odpowiedziała, stawiając kubek obok swojego uda. - Takie książki nie zostają z nami na dłużej, są zaledwie chwilą, w której chcemy coś poczuć w okolicy podbrzusza, a później odkładamy je na miejsce zupełnie o nich zapominając. - ponownie na niego popatrzyła, w pewnym sensie odczuwając dumę ze swoich wypowiedzi. Każdy widział to inaczej, dlatego nie upierała się by przekonać go do swojego zdania. Czyżby?
Znowu się zaśmiała - tym razem głośniej, budząc przy tym rozłożonego na podłodze Sebastiena, spojrzał na nich - tak znacząco, jakby doskonale wiedział o czym rozmawiają. - Musiałbyś zagrać sam siebie, abym obejrzała. - za dużo, przesadziła? Za wiele ukazała? Dlatego uciekła wzrokiem, najpierw na psa - następnie na stojący za nim czajnik.
Słuchała słów śledczego, cały czas chichocząc - wiedziała, że mówił teraz o niej, niespecjalnie się wysilał, aby to ukryć. Nie skomentowała, ponieważ nie zdążyła - powracając spojrzeniem do twarzy detektywa. - W Anglii ciężko natrafić na dobrą pogodę. - poszła za nim w natychmiastowej zmianie tematu, choć w podświadomości, nadal istniał poprzedni. - Jestem tak głodna, że zjadłabym teraz wszystko. - poza tym, słodkości na kolację? Idealnie! - ...nawet angielską kiełbasę. - Bum! Zeskoczyła z blatu.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Czy zabieranie kobiet do Lynmouth naprawdę powinno być postrzegane jako „czerwona flaga”? Jeżeli byłaby to sztuczka mająca na celu sprawić, by kobieta czuła się wyjątkowa – wyjątkową nie będąc; wtedy tak. Gdyby brunet usiłował tymi wizytami zrobić na kimś wrażenie celem późniejszego wciągnięcia dziewczyny do łóżka; też. Ale w momencie zapraszania kochanek lub przyjaciółek Korvenem nie rządziły nikczemne pobudki. Ponadto, nie było tych dziewcząt aż tak wiele. Możnaby zliczyć je na palcach jednej ręki. Wniosek jest więc taki, że nawet jeśli gościł w letniej rezydencji więcej niż jedną; wszystkie były mu na swój sposób bliskie bądź szczególne. Lynmouth nie było bazą wypadkową a detektywowi daleko do tytułu gracza – serc łamacza. A i za każdym razem, kiedy przypadkowo łamał komuś serduszko równocześnie i jego własne zdawało się kruszyć. Niekiedy manipulant, od święta gaslighter; ale swoje uczucia miał.
-Serio...? Na jakim świecie żyjesz? Gwiazdy porno często lubią swoją pracę. Większość z nich na pewno. To takie słodkie, że nadal ktoś wierzy w mit upadłej gwiazdki porno; którą zmuszają do obciągania za pieniądze. – wywrócił oczyma. – W Australii prostytucja jest legalna, wiedziałaś? Dziwki mają ubezpieczenie zdrowotne, odchodzi im na emeryturkę... Żyjemy w XXI wieku, Dea. Nie w czasach średniowiecza. – nawet parsknął śmiechem bo teorie sprzed dekad zdawały się na swój sposób urocze. Deonne – wojownicza księżniczka wojująca o osoby absolutnie niepotrzebujące ochrony. – Wiem jak to nazywają. Zmierzasz do czegoś? – prawa brew pomknęła mu ku górze. – Zawsze musicie wciskać religię w każdą rozmowę. Robić przytyki bo noszę krzyżyk i chodzę do kościoła. No tak, masturbacja to grzech. Nazywamy to samogwałtem. Liczę, że ten komentarz ma jakąś sensowną puentę? – owszem, zalewała go irytacja. Tak, w istotnie wpisywał się w szereg wiernych katolików. Nie zamierzał pozwalać, by ktokolwiek atakował jego wiarę bądź używał jej jako losowego argumentu „przeciw”. Nieważne czy Dea czy sama (jeszcze wtedy) królowa Elżbieta. Więc czekał co starała się udowodnić.
- Wszystko? Jeżeli siedzicie i zaczytujecie się w kapitanie Fallusie... – ręką machnął w stronę książki. – ...nie dziwcie się, że później nie jesteście traktowane na poważnie. Generalizuję, wiem. Ale pozwalam sobie na generalizację, skoro sama się jej dopuściłaś sugerując; że „nie jesteś taka inna” od pozostałych. – wyciągnąwszy herbacianego szczura, torebkę wrzucił do jednej z doniczek. Upił łyk, oparł tyłek o krawędź szafki a drugą dłoń wcisnął do kieszeni dresu. – Właśnie, fantazje. Chodzi o jakość, charakter tych fantazji. Kogo tu mamy? – przekręciwszy głowę zerknął na okładkę harlequinna. – Damę w opałach, którą piraci przerzucają z rąk do rąk. A raczej z kutasa na kutasa. A ona „chce, ale nie chce”... Daj spokój... O czym my w ogóle dyskutujemy? Kiedy facet ma fantazje przynajmniej w większości stoi w roli tego dominującego. – zdecydowanie kupi Marthcie lepszą lekturę.
Słysząc jak Britton kontynuuje odstawił kubek i w podekscytowaniu klasnął w dłonie. – Dokładnie! Kolejna brednia! Żaden prawdziwy mafiozo, arystokrata czy inna szycha nie „zmieniłaby się” dla słabej, lejącej przez ręce nieznajomej. I powtórnie mam nadzieję, że żartujesz... Ci brutalni bohaterowie nie przetrwaliby bez łagodnej, potykającej się o swoje nogi ciepłej kluchy? – skoro ona nie chciała, to Eamon odstawił szklany klosz na bok i oderwał sobie kawałek ciasta. – No, najwyraźniej nie zapominacie. Wygląda jakbyś mogła mi tu zaraz zacytować całe 50 twarzy Greya co do linijki. – zrobił krótką pauzę na kolejny kawałek drożdżowego. Gdyby wrócił, gdyby zaczął tu mieszkać prędko przybrałby na wadze.
Dopiero, kiedy wspomniała o kiełbasce lekko przymrużył ślepia wpatrując się w błękitne oczy. Czuł się zbyt swobodnie, zbyt normalnie i ludzko. Przez tych parę chwil nie był smutnym, smętnym, przerysowanym niby postać z filmu noir śledczym o mrocznej przeszłości. Był roztargnionym, zapracowanym Eamonem. Z włosami pływającymi wokół uśmiechniętej buzi, zmarszczkami roszącymi skórę wokół wygiętych w łuk ust. Z iskierkami w ślepiach. – Deonne, jeżeli chcesz zrobić mi loda nie musisz o to specjalnie prosić ani czynić podchodów. – zrobił zachęcającą minę zanim nie złapał za ucho kubka i nie upił następnego łyczka.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Nie odzwierciedlała pobytu kobiet w Lynmouth jako „czerwonej flagi.” Zastanawiała się jedynie nad całym aspektem jego wyczynów. Poza tym, nie dało się uniknąć wrażenia, że Deonne lubiła być postrzegana jako „wyjątkowa” - może brzmiało to samolubnie i trochę śmierdziało hipokryzją. Jednak wyróżnianie się z tłumu stanowiło dla niej wysoką wartość, wniosek? Była zaledwie tylko człowiekiem, również popełniającym błędy - niekiedy większe, niekiedy mniejsze. Może właśnie dlatego, tak łatwo potrafiła przybrać rolę wojowniczki - o własne zdanie, cele czy zasady. To głównie wliczało w nich podobieństwo, żadne z nich nigdy nie umiało odpuścić.
Prychnęła, wymownie - wywracając przy tym teatralnie oczyma. - Nie powiedziałam, że tego nie lubią. Nie wkładaj mi słów do ust. - wtrąciła przebiegle, całą swoją uwagę koncentrując na mężczyźnie. - Napomknęłam, że może być to jedynie uwłaczające. Świadomość, że muszą tak zarabiać na swoje życie. Nie pierwszy raz słyszy się o handlu ludźmi. Ten temat żyję od dziesiątków lat. - niewolnictwa, harówy, przedwczesnej śmierci z wycieńczenia. - Te młode dziewczyny przyjeżdżają z przeróżnych zakątków świata. A w ich oczach tkwi kłamstwo perspektywy na lepsze życie. - Polki, Ukrainki lub inne ze słowiańskimi rysami, wszelakie niespełna dwudziestoletnie dziewczęta pojawiają się w nieznanym dla nich kraju, by zaznać wygody. Najczęściej prawda okazuję się zupełnie inna, oddają swoje ciała, aby później przeistoczyło się to w brak postrzegania swojej wartości. Przechodzą na drogę uzależnień, nienawiści a w najgorszych przypadkach śmierci. - Można też iść tropem, że „seks jest fajny” i czego tu nie lubić? - wyrzuciła rozkładając ręce w bezradnym geście. Chciał dyskutować? Niech dyskutują.
- Nie miało to na celu obrażenia Cię lub zaatakowania. - zaczęła, unosząc jedną brew wyżej, dostrzegła jego irytację, dlatego ton głosu pisarki odrobinę się zmienił. Stał się delikatniejszy. - Sugerujesz, że czytanie erotyków jest obrzydliwe, ale walenie konia do pornola to po prostu normalka i każdy powinien to zaakceptować? - być może się nie zrozumieli, być może każde z nich odebrało inaczej ten atak.
- Nie rozśmieszaj mnie... - w tej danej chwili to blondynkę zalała fala grozy, musiała aż skupić swą uwagę na kubku obok, bo narosła w niech rzeczywista chęć przemówienia mu do rozumu; jeżeli nie słownie to siłą. - To są tylko fantazję, każdy może mieć je takie jakie tylko zapragnie. Nie musisz im uwłaczać, aby udowodnić jak nad nimi górujesz. - w ostatecznie złapała za kubek przysuwając do ust i przechylając w ten o to sposób wymuszając przerwę bo suszy ją od pierdolenia, hahahaha potrzebowała przepić tą sytuację. Przedmiot został odstawiony z powrotem na blat. Rywalizacja spojrzeń automatycznie powróciła. - Cały świat jest fantazją mężczyzn. - począwszy od budynków, poprzez ulicę - pozajmowane tereny, a nawet granice państw. Oni tworzyli, by później rujnować - niszczyć i na nowo naprawiać. Niekończąca się pętla. Koniec wydawał się nieunikniony. Powinni oddać pałeczkę, pozwolić przejąć je kobietom - one nie wszczęłyby wojen - po prostu by się na siebie obraziły.
- Znowu przekręcasz moje słowa. Uważam, że podobne historię, w rzeczywistości nie mieliby racji bytu. To śmieszne, jeżeli mielibyśmy przywołać choćby tego pieprzonego Christiana Greya i przeistoczyć go w tym świecie. Nie istnieją tacy ludzie. - wyrzuciła z siebie, jeden raz pstrykając palcem. - A poza tym czy słyszałeś kiedykolwiek kobietę, która w kryzysowej sytuacji pyta mężczyznę „o mój Boże, co ja mam teraz zrobić?” - w danej chwili nawet zaimponowała scenę, ukazała detektywowi swój talent aktorski. Czy jej wyszło? Sam musiał ocenić. - Stara się samoistnie zwalczać swoje problemy. Sam powiedziałeś, że żyjemy w XXI wieku. - jak śpiewała Marylin Monroe, mężczyźni wcale nie muszą być potrzebni, to „diamonds are a girl's best friend.”
Patrzyła na niego, w milczeniu przesuwała spojrzeniem od początku głowy, po sam koniec sylwetki. Ze spokojem, powolnie podeszła - z dłoni zabierając mu kubek i odstawiając za niego. Błękit tęczówek skupił się na czarnych ślepiach, a długie palce zaczęły rozwiązywać sznurek od dresów mężczyzny, nawet kucnęła wykonując popularny ruch pożalsięboże tik-tokerek czy też influencerek - zdjęła z nadgarstka gumkę i związała swoje włosy w niesforny kok. Wracając do poprzedniej pozycji. - Wiem, że chcesz. - szepnęła praktycznie w jego usta, bo wymusiła aby się nimi stykali. - Ale wolałabym na odwrót. - lisi uśmiech powrócił, kiedy położyła dłoń na jego ramieniu, używając odrobiny siły, bo pchnąć go w dół.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
- Handel... Zaraz, zaraz... Dea czy Ty dostałaś gorączki od tej mżawki co nas złapała? W jaki sposób przeszliśmy z tematu porno do handlu ludźmi? Gdzie niby przyjeżdżają? Ze swojej kuchni do salonu? Kojarzysz stronę OnlyFans? Dosyć o niej głośno. Mało kto aktualnie wyjeżdża poza własne cztery ściany, żeby robić porno. Myślisz, że... Właściwie który kraj uważasz za posiadający monopol na pornografię? – z sarkastycznym zaciekawieniem przysunął palce do brody. Zaraz jednak zapomniał o prowokacyjnej pozie i podrapał się lekko po policzku. Dziwnie tak, bez zarostu. W duchu przeklinał również własną chęć debatowania na absolutnie każdy temat. A raczej nie tyle chęć co głęboką potrzebę udowodnienia ludziom; że się mylą. Zawsze się mylili. Zapewne było to swego rodzaju zboczenie zawodowe. Płacono mu za dociekanie prawdy i w pewnym momencie łapał się na pomyśle; iż posiadał całą niewidzialną walizkę uniwersalnych prawd. – I nie pytaj mnie skąd tyle o tym wiem; to wiedza całkowicie powszechna. – Korven natomiast musiał wiedzieć. Przynajmniej cokolwiek na jakikolwiek temat. – W seksie? Wielu rzeczy. Nie każdy seks jest fajny. – skrzyżowawszy ręce na wysokości klatki piersiowej detektyw zmierzył Deonne uważnym wzrokiem. Ona miała w życiu takie szczęście? Każdy pędzel, który dała w sobie zamoczyć okazał się wielkim kordelasem gwarantującym doznania na poziomie? Przez intruzyjne myśli skrzywił się jeszcze mocniej. – W którym momencie oceniłem oglądanie porno? – przez ułamki sekund ściągał brwi na poważnie rozmyślając czy zdarzyło się coś podobnego. Czy przyrównał jedno do drugiego bądź wydał opinię oceniającą to drugie. Nie, nic nie przychodziło mu do łba.
- Gdyby świat był naszą fantazją mniej by było kobiecego pierdolenia i przypuszczeń a więcej faktów i konkretów. – jak na szowinistę przystało osąd wydał stanowczym, nie znoszącym sprzeciwu tonem. Z ciężkim sercem, ale tak; takie miał poglądy Eamon Korven. Zdecydowanie nie wchodził w poczet feministów. Stał murem za przedstawicielkami płci pięknej, niemniej w umyśle wytatuowany posiadał jasny podział na role. Za partnerkę czuł się odpowiedzialny. Lubił się o nią troszczyć i czuć; iż dziewczyna oddaje mu w zamiar ciepło. Chętnie widywał kobiety na stanowiskach kierowniczych, chociaż gdzieś w sercu zakład; że fachu nauczyły się od faceta. W polityce, podobnie jak surowy ojciec, stawiał jednak grubą granicę. Jesteście zbyt emocjonalne. – czy nie tak mawiał Arthur do Very? Wówczas młodziutki EJ nie cierpiał taty za takie teksty względem matki. Dorosły Korven pół-świadomie kopiował ojcowski mindset.
Parę uderzeń serca wahał się, ale musiał zwyciężyć. – Tak. Jakiś czas temu, gdy siedziałem w Paryżu, do mojego biura przyszła pewna blondyna. Była w kryzysowej sytuacji. Nie wiedziała co zrobić. Poprosiła o pomoc. Zapłaciła mi za tę pomoc i dzięki mnie pozbyła się problemu.brzmi znajomo?
Wpatrywał się w nią już wiedząc, że do żadnego lodzika nie dojdzie. Zbyt dobrze znał pannę Britton by wywalić swojego kapitana Fallona na wierzch i czekać na zbawienie. Wpatrywał się w nią, śmiał do siebie; gdy sunęła w dół i z irytacją, aczkolwiek parsknął; gdy to jego starała się rzucić na kolana. Przez chwilkę tkwił w służalczej pozycji wpatrując się w górę – w spojrzenie błękitnych oczu. – Niewdzięcznica. – mruknął finalnie, by gwałtownie objąć Deę w udach i przerzucić sobie przez ramię. Ręcznik upadł z jasnych pukli na podłogę. – Ja pozwalam jej przespać się w moim domu. Piękę jej placek drożdżowy. Robię herbatkę... Daj takiej palec, weźmie całą... – tutaj, przebywszy drogę do salonu zrzucił pisarkę na szeroką kanapę. Wisząc nad nią wbijał oczy w niebieskie ślepia. Zastygł w owej pozycji. Nie wyrywał się z marazmu przez czasu sprawiający wrażenie całych wieków. Wreszcie złączył ich usta w pocałunku. Impulsywnym, nagłym. Z każdą upływającą sekundą nabierającym miękkości oraz łagodności. Prawą dłoń zsunął na smukłą szyję na której delikatnie zacisnął palce. Pragnął znacznie więcej niż to. Pragnął... zbyt wiele. Choć zdążył już obcałować jej żuchwę i drugą rękę wsuwać pod koszulkę, pomiędzy nogi – równie gwałtownie się odsunął. Tym razem ciemne oczęta wydawały się niemalże przestraszone. – Nie, nie, nie... – pokręcił głową, jak gdyby w desperacji próbie zaznaczenia swojego stanowiska. – Nie. – nie odrzucał jej. Odrzucał ich. Jako parę, jako dwójkę. Nigdy nie skończyłoby się wyłącznie na jednej nocy – nie z nią. Nie mogli wrócić do tego, co było. Nie istniał powrót. - Nie psujmy tego, co nam zostało. - brzmiał niemalże błagalnie. Nie pozostało im wiele. Eamon cenił te resztki i opłakiwałby braki.

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Jasne tęczówki zaszły jej mgłą. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś jej zarzucał swoje zdanie - nawet gdy niekoniecznie miała rację. Oczywiście nie w tym przypadku, bo niezależnie od łączącej ich relacji, kochała wręcz ubóstwiała postawić na swoim. - Przeszliśmy, bo chciałam. - proste, wypowiedziane z szeroką irytacją zdanie. - I wcale nie oszalałam. - zaznaczyła unosząc wskazujący palec. - Po prostu takie historię wciąż mają miejsce, to że istnieją pornograficzne strony, nie likwiduje wymienionych przeze mnie przestępstw. - skwitowała, podobnie jak on krzyżując ręce, przez moment nawet wydawać się mogło, że troszeczkę się zapętliła, że nie mogła odnaleźć w myślach początku ich rozmowy, wszystko szło tak szybko, natychmiastowo przeradzało się w słowną wojnę. Dyskusja przestała istnieć w ich szeregach, powracali do formy wszystko albo nic. Tak jak kiedyś, kiedy jeszcze się nie odkryli, kiedy świat był dla nich taki prosty. Gdy szli ramię w ramię, bez względu na sprzeczki szanując swoje poglądy.
Chciałaby mieć takie szczęście, żeby każdy stosunek, który kiedykolwiek przeżyła (dosłownie!) był tak dobry, że mogłaby je rozpamiętywać w nieskończoność - każdy z osobna. Nie posiadała niestety takich doświadczeń, szczególnie te pierwsze bądź szalone razy wciąż wprawiały w niej dyskomfort oraz wstrząsy obrzydzenia. Sobą. Mężczyznami. Kiedyś usłyszała, że łatwiej jest z kobietą, bo każda kobieta wie, czego chcę druga kobieta, lecz taki scenariusz jej nie odpowiadał. A zapewne byłoby prościej, przynajmniej w kwestiach uczuciowych. - Oceniłeś. - upierała się. - Nie mam skrinów z naszej rozmowy, aby Ci to udowodnić. Może następnym razem powinnam zapisywać wszystko co powiesz? Wtedy może ta Twoja twarzyczka dostałaby w końcu olśnienia. - wyrzuciła; czując, że jeszcze chwila, jedno zdanie a po prostu wyjdzie z siebie.
- Potrafisz być czasem chujem, wiesz? - zadane pytanie raczej nie oczekiwało odpowiedzi. Dla Britton był to stanowczy fakt. Może nie chodziła na demonstrację, nie biegała z wielkim bilbordem wokół siedziby prezydenta. Nie wymyślała żadnych wpadających w pamięć haseł, ale w głębi siebie czuła się feministką. Jako blondynka i amerykana nie po raz pierwszy (i zapewne nie ostatni) spotkała się z szowinistycznym nastawieniem. Głośna, głupia - rozpieszczona panienka - nie widząca nic więcej poza swoim zreperowanym noskiem. Niezmiernie wkurwiał ją fakt, że za każdym razem musiała udowadniać swoją inteligencję, lub że po prostu nie zagubi się na prostej drodze. Śmieszne, lecz bardzo prawdziwe. Eamon nie mógł mieć styczności z podobnym nurtem zachowania przez społeczeństwo. Nie tylko to, że był mężczyzną odwzorowywało respekt ludzi względem niego. Były też inne czynniki, dzięki którym bezproblemowo ludzie darzyli go szacunkiem. Prowadził własną firmę i urodził się w usytuowanej rodzinie. Błękitność krwi oraz jasna karnacja mówiła sama za siebie. Biały mężczyzna z przywilejami.
Tak.
Zmarszczyła automatycznie brwi, to nie tak, że nie spodobał jej się kontekst wypowiedzi. Bardziej zrozumienie, że wygrał tą zagrywkę. Karty zostały rozdane. Przegrała i musiała to zaakceptować. Dlatego nie skomentowała wypowiedzi detektywa, tylko rzuciła mu spojrzenie pełne dezaprobaty. Jak mógł wyciągnąć argument Finnicka? Nie było sposobu, aby odebrała ten atak.
Kolejny przebieg zdarzeń, był ewidentnie po jej myśli. W końcu od samego początku kusiła, prowokowała - przedzierała się przez wszystkie możliwe opcję, aby do tego doszło. Chociaż to ona wolała dojść. Opadając na kanapę bacznie obserwowała jego rysy twarzy, wiedziała, że on też tego pragnął. Mimowolnie w pierwszym odruchu próbowała pozbyć się jego spodni, jakby cierpliwość zupełnie z niej wyparowała i pragnęła, aby ich ciała połączyły się w ruchach rozkoszy. Przymknęła powieki w momencie oddając się w przypływie jego dotyku. Doskonale wiedział co robić, by poczuła narastające libido. Ewidentnie nie spodobało jej się jego gwałtowne odsunięcie, bo w pierwszej kolejności położyła dłonie na plecach Korvena by ponownie go do siebie docisnąć. - Nie. - Tak... - słowa wyszeptane, by zaraz złączyć ich wargi w kolejnym pocałunku, mocnym - apetycznym. Była niczym w transie, bo przejmowała kontrolę gdy on tego nie robił. Smukła dłoń blondynki prawie została wciśnięta pod jego koszulkę, za spodnie - póki nie usłyszała tych wyniszczających słów.
Oczy ponownie spojrzały w jego. Warga zadrżała gdy się zsuwał, lecz ona wciąż leżała. Pozwalając by ta chwila, w której prawie siebie mieli zniknęła. - Mam jechać do hotelu? - poczuła, że powinna kiedy w końcu usiadła siwą koszulką zasłaniając swe uda.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Wygrał. Rzeczywiście będąc na tyle wielkim „chujem”, aby ów wygrała wypełniła mu ciało ciepłem przyjemnej satysfakcji. Cieszył się zwycięstwem, nawet jeśli zmienił miłą rozmowę w napiętą debatę oksfordzką. Przyparł blondynkę do muru, rzucał argumentami jak gdyby byli postawionymi przeciwko sobie na sali sądowej, walczącymi zaciekle prawnikami. Pomimo gniewu jaki dostrzegał w Dei cieszył się ze zwycięstwa. Wiedział jak poradzić sobie ze złością blondynki. O dziwo, znacznie trudniej przychodziło mu opanowanie własnego rozeźlenia. Nie bywał agresywny, niemniej wściekłość niejednokrotnie brała nad nim górę. Oczy zachodziły mu wtedy mgłą, głos stawał się chłodny i matowy, bez wyrazu. Dystansował się od przyczyny swojego niezadowolenia – szczególnie, gdy była osobą. Milczeniem wymierzał karę od której dotkliwsze byłyby tylko jadowite słowa. W świecie Korvena partnerka wiecznie musiała wykazywać się inteligencją. W przeciwnym razie brunet prędko tracił zainteresowanie. Nawet pierwsza małżonka – wesoła, bladziutka, delikatna niczym porcelana Różyczka chociaż z pozoru sprawiała wrażenie naiwnej, niewinnej; po bliższym poznaniu szybciutko zezwalała wyjść na wierzch prawdziwej naturze. Była inteligentna, niekiedy mściwa oraz okrutna; logiczna, samolubna, bezwzględna w dyskusjach. W zależności od kontekstu oraz okoliczności każda spośród wymienionych cech wydawała się Eamonowi godna podziwu. Dlatego tak mocno uwielbiał mroczniejszą stronę panny Britton. Zaciętość, bezczelność, błyskotliwość. Ponieważ taka właśnie była w jego oczach – cwana, wygadana, pyskata, ciekawska. Mógłby wyliczać niemalże w nieskończoność.
Mam jechać do hotelu? Zacisnąwszy wargi pokręcił łepetyną. Potrzebował jeszcze chwilki, żeby opanować emocje i zastanowić się nad tym czego właściwie chciał. Proste pytanie. Chciał kontynuować. Zdjąć z niej koszulkę, sunąć dłońmi po znajomym ciele, kochać się na kanapie a później zanieść Deonne na górę i zrobić to po raz kolejny. Ale nie powinien.
Gdy żegnali się na lotnisku i patrzył jak dziennikarka wylatuje do Australii obiecał sobie, że na tym kończy się ich kontakt. Z daleka od siebie byli znacznie bezpieczniejsi. Plus - nie musieli się bezustannie kłócić. Być może była to trochę droga na skróty? Bo nade wszystko wyjazdem pisarka usunęła z ich drogi największą spośród tajemnic. Otóż, „pechowa” para nie musiała rozwiązywać najtrudniejszej zagadki – jak być ze sobą, żeby się nie pozabijać? Jak naprawić coś, co bezustannie szło w rozsypkę? Tak prezentował się związek Dei i Eamona. Istniały momenty oddechu, przyjemne zwykle kilkudniowe pauzy pomiędzy awanturami; niemniej pomiędzy tą dwójką zawsze szalał jakiś pożar. Zdrada, przeszłość, sekrety. Niekiedy zdawało się, że dotarli do mety; ale koniec końców jedna sprawa łączyła się z kolejną i tak do samego finalis owej smutnej symfonii.
Nie, zostań. – następna przerwa w wypowiedzi. Za oknem rozszalała się burza. Gdzieś w pobliżu huknął grzmot. Z kuchni wydobył się psich łap uderzających o kafelki. Naraz Sebastien mignął na granicy zasięgu spojrzenia słusznie decydując się na przetransportowanie na bezpieczne piętro. – Po prostu... Nie jest łatwo. Rozumiesz? – ona zdecydowanie nie ułatwiała. - Jutro Cię odwiozę.

Eamon Korven
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
ODPOWIEDZ