kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Trochę dopadła go karma, bo zdecydowanie Cami pozwalała mu poczuć jak to jest, kiedy ktoś traktuje go przedmiotowo. Zwłaszcza na początku, kiedy bezczelnie podkradła mu jedzenie, ubrania i zrzucała na niego płacenie wszystkich rachunków. No dobra, ostatnie się nie zmieniło akurat w jej przypadku… ale oj tam, detale. No dobra, nic się nie zmieniło. Niemniej no czy odkąd wprowadziła się do niego w ogóle kogoś poruchał? Czy może skutecznie odwracała jego uwagę od amorów i przedmiotowego traktowania kobiet? No jakaś karma to tu na pewno była in the making, okej.
No i biorąc pod uwagę, że Boris był zbirem i mordercą to tak, Luke wygrywał w tym zestawieniu, calm your pants.
- I by me, świetnie, w końcu załapałeś! - odpyskowała, chociaż teraz to już sama nie wiedziała, czy to było naprawdę to czego chciała. Bo naprawdę to… trochę ją ciekawiło co to dla niego znaczyło i czy faktycznie mieli to już z głowy, czy… czy… NO TO NIE BYŁO MIEJSCE NA TAKIE ROZKMINY.
- Nie nie, nikt tu nic nie ciągnie, żadnego ciągnięcia, jesteśmy w rozklekotanym samolocie w drodze do chuj wie czego, a tobie tylko dupy w głowie! - podsumowała, bo oczywiście, że chciała zrzucić na niego całą winę, najlepiej za wszystko. Poza tym ona się tylko skarżyła, tak, a mogła się skarżyć z jego winy, to wszystko ma sens, okej!
- No bla bla bla - przytaknęła, a potem jeszcze mu język pokazała, bo oczywiście że tak. Oboje mieli po pięć lat, przynajmniej mentalnie.
- Już zwiedziliśmy luk bagażowy - odpowiedziała z prychnięciem, ale takim nie oburzonym, a rozbawiony,, bo halo, oczywiście że to idealny czas na dirty talk. Cami była znakomita w dirty talk, niby czemu miała tak dobrą karierę w sekstelefonie? A no właśnie. She knew how to work blue.
- Rozumiem że mówisz do swojego rozporka? - odbiła zgrabnie pałeczkę, bo skoro ona by ją miała, to przecież on też. Ruchali się w końcu dopiero co, a Luke nie do końca zadbał o zabezpieczenie.
- Sam ściemniasz - prychnęła, a potem zrobiła obrażoną minę. I dopiero kiedy znalazł się tuż obok, najpierw wzniosła oczy ku niebu, a potem spojrzała na niego trochę z niechęcią.
- Nie miałam żadnych mężów - prychnęła, a potem westchnęła ciężko. - Boris ma różne interesy i kałasznikowy. I miał dużo starego złota, jakąś zastawę, jakiś wazon… no miał tego pełno, okej, nie zbiedniał bez nich - wzruszyła lekko ramionami. A potem rzuciła mu wkurzone spojrzenie. - Ale z ciebie cholerny dupek - podsumowała, a potem go pocałowała, bo skoro zaraz mają zginąć, a on i tak przyturlał się tuż obok, to… jolo?
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Poruchać poruchał, zresztą Cami pewnie nie raz mijała rano w kuchni jakąś jego pannę, do której już nigdy potem się nie odezwał. A Luke z kolei przybijał piątki z jej fagasami i wszystko grało, do czasu. No bo tak, odkąd w ich mieszkaniu zaczęły dziać się te wszystkie niestworzone rzeczy między nimi, to ciężko było Luke'owi skupić uwagę na kimś innym, bo okazywało się, że wszystkie te dziewuchy były jakieś... letnie. Niby fajnie, bo się nie poparzysz ani nie zmarzniesz, ale Luke był jednak żądny ognia, prawdziwego pożaru w swoim życiu. No i dostał ogień w postaci dziewczynki z zapałkami, ale nie tam żadnej biednej i niewinnej, tylko nieobliczalnej piromanki...
- No i zajebiście, dobrze że mamy jasność sytuacji - podsumował, ale ta jasność wcale go nie cieszyła. Bo dla niego... no, miło by było to powtórzyć. Raz, dwa... ewentualnie siedem.. albo jeszcze wiele razy. Ale też żeby nie powtarzała tego z nikim innym.
- No z tym ciągnięciem to przemyśl, przynajmniej mielibyśmy jakąś uciechę z tego że zerwałaś tę taśmę z ust - rzucił z niewinnym uśmieszkiem, a potem zmarszczył brwi. - Nie dupy, tylko jedna, konkretna - twoja - zdementował, no bo co to za oskarżenia ja się pytam. Myślał tylko o jej tyłku i jej nogach oplecionych wokół jego szyi, gdzie tu jeszcze miejsce na inne dupy by się znalazło, to ja nie wiem.
- Podobno chciałaś już zostawić ten temat - prychnął, udając oburzenie, bo pech chciał, że akurat go rozbawiła. Przez moment walczył ze swoją mimiką, zaciskając usta w wąską kreskę, byleby tylko się nie roześmiać, aż w końcu nie wytrzymał. - W twoim luku było chociaż ciepło, miękko i wilgotność powietrza była dużo wyższa - wyrzucił z siebie niemal jednym tchem i zaczął się śmiać ze swojego tekstu. Happy kiddo, dawać mu te grabki.
- Jeśli sprzedałaś mi coś od niego, to Cię zamorduję - oznajmił, bo owszem, nie zadbał o zabezpieczenie. Ale plis, kto miał wtedy czas lecieć po portfel w poszukiwaniu gumek? I ogólnie uważam, że jeśli Cami wróci z Rosji niezapłodniona, to powinni zagrać na loterii, serio.
I w tym momencie należy wskazać, że Luke w wielu kwestiach typowym typem i kiedy słyszał, że lasce chodzi "O NIC", to uznawał, że dupie naprawdę o nic nie chodzi. Tak samo tutaj, kiedy Cami stwierdziła, że nie miała żadnych mężów, to Luke uznał że nie miała ani kiedyś, ani teraz. Więc tak, przyjął wersję, że może i zwiała od jakiegoś typa, a skoro zwiała, to musiał reprezentować sobą jakiś poziom zjebania.
- Boris - prychnął. - Boris. Co to w ogóle za imię - zmarszczył brwi. - Kałasznikowy... Ale tylko je ma, czy czasami też używa? - uniósł pytająco brew. - Tylko mi nie mów, że za to złoto opłacałaś czynsz - westchnął, bo jeśli tak i złota już nie było... to mogli mieć problem. O którym pomyśli może później, bo kiedy poczuł na wargach jej usta, początkowo nieco zdezorientowany zamarł, by po chwili kompletnie oddać się pocałunkowi i skupiając się jedynie na nim, starając się dobrze zapamiętać każdą jedną sekundę tej chwili. - A z ciebie nieobliczalna wariatka. Kurwa, jak ja ciebie nie znoszę, to nie masz pojęcia - wysapał w przerwie między pocałunkami. - Dlaczego ty mi to robisz? - spytał nagle szeptem patrząc jej prosto w oczy, gdy ich twarze dzieliły milimetry. Naprawdę zaczął dostrzegać to widmo śmierci, zwłaszcza że całym ciałem poczuł nagle, że samolot zaczyna wyraźnie obniżać wysokość i nie zostało im wiele czasu.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że be careful what you wish for i nie było chyba słów, które bywały bardziej prawdziwe, zwłaszcza w przypadku takich osób jak Cami i Luke. Ich życie w końcu nie było takie złe, ale jednak mieli w nim sporo szczęścia i własnych, kiepskich decyzji gdzieś po drodze. Oboje mieli też swoją karmę nad głowami, która postanowiła się na nich odegrać najwyraźniej właśnie w taki sposób, krzyżując ich losy i… no doszło do spięcia. A raczej wielu spięć, no były iskry, ale jednocześnie niebezpieczne. Dobra, już się rozproszyłam i sama nie wiem co pierdole.
- O tak, pomyśl tylko jak przyjemnie będzie kiedy zaczną się turbulencje. Będziesz śpiewać ładnym sopranem - odwarknęła mu, bo halo, to w sumie było niebezpieczne z wielu powodów! Nie chciała żeby teraz takie fantazje jej podrzucał, bo robiło się trochę jakby dziwnie niebezpiecznie, kiedy zaczynali poruszać temat ich seksu. No… niebezpiecznie, kusząco, pociągająco… niebezpiecznie totalnie. Zwłaszcza, że on rzuca głupi tekst o dupie, a jej się ciepło robi z tego powodu. No pojebana akcja z każdej strony. A już najbardziej od tej z dupy. I dupny humor się odpalił, boże ale ja psuje nastrój. Dzisiaj tak cały dzień, to nadmiar cukru w krwi po tych wszystkich świątecznych serniczkach.
- Po pierwsze, luk bagażowy to był taki żart i oznaczał anal, po drugie z twoim ojcem. Co ja zrobię, masz w rodzinie odważnego odkrywcę - odpowiedziała bezczelnie, unosząc lekko brew i psując jego dobry humor. Oh Ron, jak ty wszystko umiesz zepsuć!
- A może to ty mi sprzedałeś, co? Nie zgrywaj cnotki, ściany nie są takie grube - odwarknęła, bo halo, co to za głupie teksty! Poza tym była dorosła, badała się regularnie, pewnie już kiedyś miała różne tarapaty tego typu, wiedziała że leki są dla ludzi. Chociaż mało kiedy jej się zdarzało być tak nieostrożną, zwykle była po prostu zajebiście pijana… ale… no mało kiedy, okej. Zwłaszcza odkąd skończyła 16 lat.
Akurat już powinien się dawno nauczyć, że Cami nigdy nie chodzi o to, o co się wydaje, że jej chodzi. I właściwie to nikt, nawet ona tego nie wie, więc w sumie jest fifty fifty szans, że się trafi, co że się nie trafi. Albo że się trafi w to co jej się wydaje, no co w sumie też jest loterią samą w sobie. O tak, Luke ma przekichane i to nie przez to że właśnie leciał do Rosji bez paszportu i świadków.
- Luke, ,co to w ogóle za imię - odbiła pałeczkę - Luke, Lucas - dodała jeszcze, dla sprecyzowania, bo pewnie kradła mu kiedyś dwudziestki i zobaczyła nazwisko. Ciekawe czy on znał jej prawdziwe imię, było w końcu dość nietypowe. A podpisywała się jako Cami, bo co za różnica.
- Chodzi z nimi na mani pedi, bo są takim świetnym towarzystwem - wywróciła oczami. - Mamy problem - ale dodała, już nieco poważniej. Bo tak, nie chciała żeby zrobił coś głupiego i go zabili, bo… no nie chciała żeby umarł. A już zwłaszcza z jej winy.
- Weź daj mi spokój, przecież wiem w którym są lombardzie! - wywróciła oczami, bo miała wszystko pod kontrolą. Tak jakby. Za kogo on ją miał? Właściwie nie chciała się nad tym zastanawiać, bo do tej pory i tak (według niej) miał ją za dziwkę i pasożyta, więc gorzej być nie mogło. No dobra, jednak mogło.
Dlatego jolo, one last kiss przed śmiercią. Tyle że wcale nie, bo chciała być blisko niego, nawet jeśli jak tylko się odezwał, pożałowała.
- Bo próbuję ci sprzedać komplet nowych garnków i materace z owczej wełny - wzniosła oczy ku niebu, a potem wzięła i go ugryzła w szyję, dość lekko, ale jednak. Rzuciła mu wkurzone spojrzenie, a potem ono złagodniało, zrobiło się bardziej zagubione, niepewne.. i w końcu wyrwało ją z tego dziwnego momentu uczucie, że spadają w dół.
- Kurwa mać, lądujemy. Okej Luke, nie daj się zabić, bo wtedy wezmę i cię zamorduje, okej? - uniosła brwi, a potem wzięła kilka głębszych wdechów. A kiedy samolot z mocną turbulencją w końcu wylądował, obok nich znowu pojawiło się aż sześciu drabów. Kilku z nich rozpoznała z ulicy.
- Wy cholerne kutafony, co to ma znaczyć, tknijcie mnie, jego lub psa, to was babuszka nie pozna! - odpowiedziała nieco łamanym rosyjskim, pewnie pomyliła ze dwa słowa, ale przynajmniej dwóch z nich nieco się speszyło. - wciąż jestem jego żoną, wy ośle dupy - dodała, starając się brzmieć groźnie i pewnie siebie. Jak na babę bez majtek. I pewnie dlatego jeden z nich jak ją podniósł, zarzucił jej jakieś futro na ramiona, zanim nie poprowadzili ich w stronę kolejnych pięciu drabów na płycie lotniska. Kupa mięsa, wielkie brzuchy, owłosione klaty i wąsy. Rosja jak się patrzy. Następnie wpakowali ich do samochodu, Cami na tylne siedzenie, Luke’a do bagażnika, razem z małym Harrym. Cami miała nadzieję, że wciąż żywym….
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
No cóż, Luke mógł do upadłego odbijać piłeczki rzucane przez Cami (i zapewne vice versa). Po prostu nie umiał odpuszczać, dlatego gadkę o obciąganiu skomentowałby pewnie w ten sposób, że gdyby się rozbili to Cami i tak by tego nie poczuła, bo wcześniej by się zadławiła. Na żart o analu z kolei pewnie obruszyłby się twierdząc, że Cam jak wszystkie inne panny na pewno jest mocna tylko w gadce, a jak człowiek kulturalnie zaproponuje to nagle każda zaczyna się oburzać i krzyczeć, że nieee, bo boli. W końcu gdyby nie miał tej cholernej potrzeby, żeby to do niego należało ostatnie słowo, to nie byłoby go tutaj. Mógł przecież olać Cami po ruchaniu - skoro wyszła, to najwyraźniej z nieznanych mu przyczyn nie chciała z nim przebywać ani minuty dłużej w jednym mieszkaniu. Ale nie, musiał wybiec za nią żeby jej jeszcze nagadać. Więc tak - Luke nie opanował sztuki odpuszczania czegokolwiek, co było związane z Cami, więc nic dziwnego że od kłótni tak płynnie przeszli do całowania i Luke ani trochę nie oponował, pomimo że parę godzin wcześniej praktycznie jej wykrzyczał, że z nią kończy. Swoją drogą ciekawe, czy słyszała to jego desperackie closure.
Prawie płynnie przechodząc do tu i teraz wspomnę tylko, że Luke nie znał pełnego imienia Cami, ale jak tylko je pozna to mogę zagwarantować, że będzie miał ubaw do końca życia - i to dosłownie, bo pewnie przez swoje śmieszki długo on nie pożyje.
Do rzeczy więc. Kiedy Cami powiedziała z poważną miną, że mają problem, po raz pierwszy poczuł że NAPRAWDĘ mają problem. Jej dotychczasowe zbywanie tematu było dobrą tarczą ochronną i aż pożałował, że tak ją dociskał. Ale z drugiej strony, dla takiego last kissa warto było. Było w nim dużo strachu i niepewności przez całą tą sytuację, ale też ogrom namiętności, a nawet pewnej tęsknoty i Luke bardzo żałował, że miał związane ręce, bo z pewnością poszłyby one w ruch tu i tam, z naciskiem na tam.
- Następnym razem od razu przedstaw ofertę zamiast robić taki cyrk - odparł prychając, mając na myśli to że trzeba było go od razu przeruchać, w pierwszym tygodniu wspólnego mieszkania, zamiast tak mącić mu w głowie i dawać milion sygnałów, z których każdy się wzajemnie wykluczał. - Oszalałaś!? - syknął kiedy go ugryzła, choć prawdę mówiąc było to dla niego przyjemne i nawet trochę go zagilgotało, w końcu usta Cami na jego szyi zawsze na propsie. - No nienormalna - podsumował jeszcze, totalnie dziwnie się czując kiedy jeszcze przez chwilę przyglądała mu się tym zagubionym wzrokiem. Nawet otworzył lekko usta, bo oczywiście chciał jeszcze coś dodać... ale ostatecznie przyłapał się na tym że pierwszy raz od bardzo dawna ma przy lasce kompletną pustkę w głowie. Ale taką prawdziwą, nie mówię tu teraz o tym przeciągu we łbie który ma na co dzień.
- Lepiej martw się o siebie, mała. Nic mi nie będzie, potrafię o siebie zadbać - odparł pewnie. - Jak tylko będziesz miała okazję, bierz psa i wiej - dodał jeszcze ciszej, tuż przed tym jak zgarnęło ich stado tych rosyjskich niedźwiedzi... którzy najwyraźniej wystraszli się laski mniejszej od nich o parę głów i ważącej tyle, co noga jednego z nich.
- Co im powiedziałaś? - spytał kiedy szli po płycie lotniska, ze zdezoriantowaniem patrząc jak te rosyjskie kupy mięsa ubierały ją w futro, a następnie zaprosili do auta, jego z kolei wrzucając, mimo wielu protestów, do bagażnika. Tam Luke miał chociaż towarzystwo miał doborowe i nawet pogadał trochę do Harry'ego łagodnym głosem, żeby uspokoić piszczącego psiaka. Kiedy auto się zatrzymało, ułożył się tak aby mógł skopać po mordzie tego, kto się nad nim zaraz pojawi. I owszem, zakopał jakiemuś tęgiemu oprychowi, ale typ miał na sobie tyle warstw skóry, tłuszczu i dywanu na całym ciele, że niewiele to dało i za chwilę został wyciągnięty z bagażnika za fraki. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się już do światła, wzrokiem odszukał Cami, której nikt nie trzymał - co było kolejnym sygnałem, że coś tu nie grało. Czuł to wszystkimi zmysłami, ale jakoś wcale nie potrafił połączyć wszystkich elementów układanki. Albo po prostu bardzo, bardzo nie chciał dopuścić do siebie prawdy.
- Cami. Hej! - krzyknął do niej, żeby zwróciła na niego uwagę. - Masz u nich jakieś szczególne względy jak na byłą laskę jednego z nich z lepkimi rączkami - skomentował, podejrzliwie jej się przyglądając, kiedy zaczęli iść w stronę ogromnej posiadłości. Luke'a prowadzili parę kroków za Cami, jej wciąż nikt nie ważył się dotknąć. Był coraz bardziej wkurwiony i zdezorientowany, co chwilę też szarpał się na znak, że nie będzie tu robił za potulne bydło.
- Który to ten cały Boris? - spytał jej, a kiedy wypowiadał to imię nie dało się nie słyszeć w jego głosie odrazy. - Ten? - wskazał głową na największego i najbardziej owłosionego z nich, pomimo że nie czuć było żadnego napięcia między nim a Cami, niczego co mogłoby wskazywać na to że kiedyś byli kochankami.
- Zamknij wreszcie mordę - wydusił w końcu jeden z nich, chyba jedyny w całej republice który jakiekolwiek słowa po angielsku.
- O jednak mieliście lekcje angielskiego w tym lesie? A uczyli was tam co to znaczy takie magiczne słowo "Wypierdalaj"? - no cóż, jeśli Luke zginie z ręki Borisa, to jest spora szansa na to że zabije go własną głupota i ten cholerny brak instynktu samozachowawczego.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Działało to oczywiście w dwie strony, Cami też nie zamierzała zostawać mu ostatniego słowa, zwłaszcza że miała już na swoim koncie same spektakularne wyjścia. A przynajmniej dwa, chyba po akcji w łazience to jemu udało się mieć ostatnie słowo, a nie jej, ale to i tak dwa do jednego. No i za akcję z majtkami to na pewno dostała z dziesięć punktów bonusowych, bo to przecież było pure slay queen moment. Szkoda że teraz nie miała takiej przewagi, nie mogła obudzić w sobie McGyvera i wylądować tym samolotem. Albo… no nie wiem co, Larę Croft? Ona by pewnie stworzyła jakiś spadochron i wyskoczyła badassowo, ale tu nie wiedzieli gdzie by wylądowali. Skoro to był samolot gangstera, to pewnie jakoś super legalny przelot to nie był. Zresztą no jezu, porywali dwóch australijczyków (wcale nie chciałam napisać amerykanów, skąd, musiałam glob w swojej głowie właśnie odwrócić i przeplanować, żeby ogarnąć że wcale nie lecą nad Atlantykiem), no więc bardzo możliwe, że by wylądowali w innym oceanie albo na jakimś wypizdowiu… a biorąc pod uwagę wysepki po drodze, jeszcze by trafili na jakąś dziką z kanibalami i dopiero byłby przypał!
I jezu aż się prosisz o odbicie pałeczki, że fakt, penisa Luke;a można nie poczuć, oh god, I’m so mean. To znaczy nie ja, ale Cami. Dobra nieważne, bo znowu jebnę elaborat, wystarczy tego, do roboty, skupić się żołnierzu, baczność! Dobra, może nie baczność u Luke’a, bo jeszcze rosjanie będą się z niego śmiać, że się podjarał byciem związanym i wrzucaniem do bagażnika… ok, staph just staphhh.
Pewnie słyszała, że coś tam krzyczał, ale nie wszystkiego jego słowa do niej doleciały. Miała w końcu w swojej głowie gonitwę własnych szalonych myśli, niewielki atak paniki, Albo wręcz całkiem spory, ale nie ma to jak porwanie, żeby człowieka z niego nagle wyrwać. I to, że go pocałowała chyba też jej teraz mocno pomogło przed kolejnym atakiem paniki, bo naprawde nie wiedziała czego się spodziewać. Robiła dobrą minę do złej gry, ale jaką miała pewność, że Boris w ogóle się z nimi zobaczy? Będzie negocjować? Może właśnie sprzedawał ją do burdelu albo na narządy? Nie mieli na swoim koncie wielkiego love story, mógł ją sprzątnąć z czystej zemsty i.. nie myśleć o niej więcej. Złoto też mógł przecież sam wyśledzić. Ale nie chciała pokazywać przed Lukiem, że nie wie co sie stanie i że się boi. I to, że faktycznie zostawili ją w spokoju było względnie pocieszające…
- Że są zjebani - odpowiedziała, chociaż nie do końca była to prawda. Powiedziała to też na tyle cicho, żeby tamci nie usłyszeli. W trakcie jazdy analizowała ich opcje, możliwości i zastanawiała się, jak to rozegrać, żeby nic się nikomu nie stało. Ale kiedy wysiadła, miała pustkę w głowie. Spojrzała na Luke’a, a potem zmarszczyła brwi. - Nie martw się, też jesteś na pewno w ich typie - rzuciła zirytowana, a potem poszła razem z nimi, uznając że nie mają innej opcji. Byli u Borisa. Nie było gdzie uciekać.. a sama oczywiście nie zamierzała uciekać z psem, teraz niesionym przez jednego z drabów
- Uważaj z nim, to pies, nawet jeśli nie widać. Bo jest podobny do Twojej matki - rzuciła zanim się powstrzymała, a potem spojrzała na Luke;a.
- Nie, nie ten - odpowiedziała spięta, no i do tego zmarznięta, bo kurde zimno tu było! A kiedy Luke zaczął pyskować, jeden z nich przywalił mu w brzuch z pięści. - Ej zostaw go, bo popamiętasz…. - ofuczała go, ale wtedy nagle przerwał jej znajomy głos. Boris mówiący, że przecież nie krzywdzimy gości jego żony i zapytał Cami po rosyjsku kim jest ten wymoczek. Oczywiście ona musiała przełknąć stres i strach, zanim nie spojrzała na swojego męża. Dobrze się trzymał. - On tylko mieszka w pokoju obok ze swoim psem, ale jak stąd nie wróci, na pewno zauważą jego nieobecność, Boris - odpowiedziała, kompletnie nie wiedząc jak to rozegrać. - mogłeś zadzwoni… - zaczęła, ale nie dokończyła, bo Boris podszedł bliżej, po czym złapał ją mocno i boleśnie za włosy, podciągając jej twarz w górę w ten sposób i przypominając jej, że zabrała mu coś i muszą o czymś porozmawiać. Jak mąż z żoną. A potem pociągnął ją za sobą do środka, zostawiając Luke’a i psa z drabami, którzy zabrali go do śmierdzącej piwnicy.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
No wyjście po akcji z majtkami Luke zapamiętał sobie baaardzo dobrze, i to nie ze względu na to, że ucierpiał wtedy fizycznie. Psychicznie trochę też, bo well, trochę tam odjebali grę wstępną, po której robi się inne rzeczy, a nie obserwuje jak laska wychodzi. Póki co na froncie z Cami Luke ponosił same straty, nie ma co! A wyspa z kanibalowi Luke'owi nie straszna, sam miał na to zadatki, bo chętnie schrupałby Cami w sosie własnym wink wink.
Hah no widzę, że coraz lepsze te nasze żarciki, skoro je trzeba tłumaczyć! Otóż uwaga, tłumaczę - Cami nie poczułaby gdyby się rozbili samolotem, bo nie dożyłaby tego momentu wcześniej umierając dławiąc się pytonem Luke'a. Proszę, nie ma za co. Mistrzynie wyrafinowanego humoru znowu w akcji!
No dobrze, dobrze, zanim się zapędzę za bardzo, lecimy z koksem. Luke być może wydawał się być nieco bardziej opanowany niż Cami, bo nie do końca zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Tak naprawdę tym lepiej dla nich, bo gdyby wiedział, że jednak lecą na spotkanie z mężem Cami, to pewnie kompletnie straciłby panowanie nad sobą i wyczyniał totalne głupoty. Powiedzenie, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz miało tu totalnie zastosowanie. Przynajmniej na ten moment, mimo tych wszystkich kłótni i zgryźliwości, trzymał sztamę z Cami i grał z nią do jednej bramki. Kiedy już znaleźli się poza autem, Luke na szybko rozkminiał opcje, jakie mają. Ucieczka póki co nie wchodziła w grę, zresztą musieliby go najpierw czymś wyswobodzić z więzów.
- To który? - dopytywał, a kiedy po pyskówce, w jaką wdał się z jednym z goryli oberwał z pięści w brzuch, jęknął i zgiął się w pasie z bólu, przez krótką chwilę nie mogąc złapać oddechu. No cóż, miał swoją odpowiedź na rozkminę, czy dałby radę któremuś z nich. Niepewnie podniósł głowę, kiedy usłyszał kolejny męski głos... i już wiedział, że to nie tamtem, ani nawet nie tamten niedźwiedź. Stał przed nimi Boris we własnej osobie. Biła od niego władczość, pewność siebie i cóż, zupełnie nie przypominał ludzi, którzy dla niego pracowali. Luke poczuł złość, bo istniała duża szansa, że facet nie był jednym z tych półgłówków, którzy ich tutaj zaciągnęli.
Zerkał zdezorientowany to na Cami, to na Borisa, kompletnie nie rozumiejąc ani jednego słowa. Za to kiedy mężczyzna użył wobec Cami siły, przez ułamek sekundy patrzył na to zszkowany, by następnie zacząć się z całej siły wyrywać gorylowi, który go trzymał, nie bacząc na ból który sam wciąż odczuwał.
- Ty skurwielu! Jeszcze raz ją tknij, to cię zajebię! - zaczął krzyczeć. - Puszczaj ją, ty chuju, słyszysz!? - dalej krzyczał i wyrywał się, nawet już wtedy kiedy stracił Cami i Borisa z oczu. Przez całą drogę do piwnicy krzyczał i wierzgał się, a kiedy znalazł się z Harrym w piwnicy, przez jeszcze długi czas kopał z całej siły w metalowe drzwi. Był wkurwiony i śmiertelnie przerażony jednocześnie. W końcu ciężko oddychając usiadł pod ścianą, nie mogąc wyrzucić z głowy brutalnych obrazków Borisa robiącego krzywdę Cami. Nie miał pojęcia ile czasu spędził w takim bezruchu, ale w końcu drzwi otworzyły się i do piwnicy została wepchnęta Cami. Luke od razu zerwał się z miejsca i po chwili był już przy niej.
- Hej - odezwał się łagodnie, uważnie jej się przyglądając, szukając na jej ciele oznak przemocy. - Co on ci zrobił? - spytał, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy. - Hej, spójrz na mnie. Zajebię skurwiela, słyszysz? - and he meant that. Był w takim stanie, że jeśli tylko miałby sposobność, to sprzątnąłby Borisa z tego świata bez mrugnięcia okiem. - O czym rozmawialiście? Puści nas, czy...? - wolał nawet nie kończyć pytania.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Poziom żartów zaczyna zamiatać o muliste dno na dnie oceanu, już dawno zniknęło światło z pola widzenia. I szansa na polepszenie sytuacji. Mam nadzieje, że żaden kripi stalker nie śledzi też z pełną uwagą i tej gry, zamiast swojego smutnego życia, bo zepsuje nam opinie publikując to w konfach hejterów. No ale, tu były poważne sprawy i poważne zmartwienie na głowie tej dwójki, uwięzionej na dalekim kontynencie, blisko Syberii, no na pewno dupy im nieźle marzły! Zwłaszcza ta Cami, która nie miała na sobie żadnej ochrony, odmrozi sobie pośladek albo wilka złapie.. i to nie takiego obronnego. Harry też był bobaskiem, a nie psem obronnym, a Luke… no Luke chciałby być psem obronnym tutaj, ale wszyscy dobrze wiemy, że i rosyjscy gangsterzy i kanibale by zrobili z niego co najwyżej szaszłyka lub rolmopsa. Z Cami też.. no chyba że by sobie uciekła, a jak wiadomo, miała w tym świetne doświadczenie! Teraz jednak oczywiście że nie zamierzała tu zostawić Luke’a ani psa, co było dziwne i typowo nie w jej stylu, bo przecież zawsze z łatwością zostawiała za sobą obowiązki, obietnice i ludzi.
Aczkolwiek no żaden z jej niedokończonych ślubów nie zagrażał niczyjemu życiu, co nie, więc może trochę sytuacja nie do końca taka sama.
Tak, Boris był atrakcyjny, świetnie zbudowany i był ultimate bad boyem, który no kręcił ją wtedy i kręcił ją teraz, no przecież nie ma co kłamać, był atrakcyjny, okej. Ale teraz akurat Cami chciała tylko zakończyć z nim.. no wszystko, najlepiej małżeństwo. A żeby to zrobić, musiała z nim pogadać. I wiedziała, że trochę to zajmie i że nie będzie to łatwe.
Kiedy wróciła do piwnicy, minęło kilka godzin, a za oknem zrobiło się ciemno. Weszła do piwnicy razem z drabami, jeden z nich zostawił im na podłodze tacę z wódką, wodą, połową chleba i talerzem ze śledziami, Drugi rzucił im dwa koce, zamykając za nimi drzwi.
- Hej - odpowiedziała, krzywiąc się nieco. Byli w Rosji, oczywiście że tutaj nie obowiązywały zasady dżentelmeńskie. Warga Cami była wyraźnie rozbita i krwawiła, nos też miała zaczerwieniony. Wyciągnęła z rękawa najpierw nóż do otwierania listów, a potem kawał kiełbasy, który ukradła ze stołu i teraz porwała go na kawałki i dała Harry’emu. - Jedz mały, musisz mieć dużo siły żeby poodgryzać im wszystkim tyłki - rzuciła do psa, na razie zostawiając pytania luke’a bez odpowiedzi. A jak już z tym skończyła, rozcięła swoje więzy i zabrała się za uwalnianie Luke’a. - Nie zabije nas, bo w Australii została Irina, która najwyraźniej siedziała w wazie, którą zastawiłam - odpowiedziała w końcu - problem jest tylko taki, że nie wypuści nas żebyśmy ją odzyskali - dodała, nie zastanawiając się, że człowiek w wazie musi brzmieć dla Luke'a bardzo makabrycznie i niejasno.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Najgorsze jest to, że mnie te żarty bawią... A przed naszymi grami powinna pojawiać się jakaś tabliczka ostrzegawcza "Nie wchodzić". Zupełnie jak przed Cami heheh. I fakt, Luke starał się być tym psem obronnym, wilkiem nawet, ale taki wilk ma raczej kiepskie szanse w starciu z bandą niedźwiedzi. Zwłaszcza, że każdy jeden wyglądał jakby od małego kąpał się w shake'u z odżywką białkową i wciągał nosem kreatynę. No i ten Boris, ten cholerny good lookin' Boris. Wyglądał kompletnie inaczej niż w wizji Luke'a, co jeszcze bardziej go podkurwiło w tym wszystkim, bo dobrze wiedział jak się zazwyczaj kończą spotkania z hot byłymi. O ile nie jest się damskim bokserem, który musiał przemocą wobec kobiet okazywać swoją wyższość i pompować męskość. Pewnie miał małego i musiał w ten sposób reperować swoje ego. A najgorsze, że niektóre kobiety i tak na to leciały, czując misę i licząc że naprawią takiego bad boya. W każdym razie Luke miał nadzieję, że Cami jednak nie była jedną z tych kobiet.
Kiedy dostrzegł krwawiącą wargę Cami, znowu poczuł falę wkurwienia. Cierpliwie poczekał, aż nakarmi psa, po czym poczuł ulgę mogąc się wreszcie wyswobodzić w więzów. Rozmasował nadgarstki, a następnie wziął jeden z kocy i zarzucił go Cami na plecy, aby mogła się nim opleść. Delikatnie ujął dłonią jej twarz i lekko uniósł jej podbródek, żeby móc lepiej przyjrzeć się jej krwawiącej wardze. Chwycił za wódkę, poczym lekko polał nią ranę, by ją oskazić.
- Co? - zmarszczył brwi, kiedy dotarło do niego co właśnie powiedziała. - Kim jest kurwa Irina? I co robi w... - nie dokończył, bo właśnie dotarła do niego makabryczność sytuacji. - Sprzątnął ją i umieścił w wazonie? - uniósł pytająco brew. Klapnął sobie na tyłku na przeciwko niej w taki sposób, że Cami była między jego nogami. To wszystko brzmiało źle, bardzo źle.
- Skoro nie chce nas puścić to co, planuje ją tu sprowadzić siłą umysłu? Przecież w Australii jest w pizdę lombardów, wieki miną zanim odnajdzie ten właściwy - stwierdził. - No chyba, że mu powiedziałaś, w którym ją zastawiłaś - dodał zerkając na nią niepewnie. Nawet by się nie zdziwił, bo wyobrażał sobie, że pięść Borisa ma ogromną moc perswazji i pewnie potrafi wyciągać z ludzi wiele, wieeeeele informacji. Ale z drugiej strony, jeśli by mu powiedziała, to prawdopodobnie oboje już robili za pokarm dla rybek. Albo skończyli w wazie, jak Irina na obczyźnie...
- Ten Boris... - zaczął po chwili, zastanawiając się czy chce brnąć w ten temat. Gadka o jej byłym facecie, który lada moment może wydać rozkaz ich zamordowania może nie była najlepszą opcją na spędzenie ostatnich godzin życia. Ale zanim sam sobie odpowiedział na to pytanie, już kontynuował temat. - Był damskim bokserem już wtedy, kiedy z nim byłaś? - zerknął na nią, odkładając butelkę z wódką.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Tak, nie przeczę, dobrze się czasem bardzo zniżyć poziomem! Lepiej w końcu mieć niskich lotów żarty, niż niskich lotów poczucie własnej wartości, smutne życie wśród mułu lub dno zamiast przyzwoitości. Nie żeby Luke i Cami jakoś specjalnie przyzwoitością grzeszyli, zdecydowanie przed spodniami tej parki powinna być tabliczka, że wchodzenie grozi nie wiem, śmiercią, czy jakieś inne scary words. No bo się wpakowali i to totalnie beznadziejnie, ale Cami musiała przyznać, że odczuwała ulgę, że Luke żyje i nic mu nie zrobili poza tamtym jednym ciosem. No i trochę się pewnie spocił przez te szarpanie się, oboje potrzebowali desperacko prysznica. I nowych czystych gaci.
- Ale jak wejdą udawaj że jesteś dalej związany - pouczyła go jeszcze, kiedy te więzy ściągała, bo przecież musieli udawać bezbronnych, specjalnie podkradła nóż, żeby dać im jakąś przewagę. Chociaż małą. A kiedy Luke bawił się w doktor Żywago (nigdy tego nie widziałam don’t judge), pacnęła go w łeb [/b]- ej to boli [/b]- skrzywiła się, bo czemu jej nawet nie ostrzegł co zamierza! A potem sobie walnęła trochę tej wódki, żeby jakoś… no złagodzić wkurwienie i wszystko.
- To jego ciotka - odpowiedziała, a potem wzniosła oczy ku niebu - tak Luke, przywiozłam wazę z gulaszem z cioci - wywróciła oczami - jej prochy tam są, spalone, a nie zmielone, okej. Prochy, nie wiedziałam, myślałam że to tylko głupi wazon, który od niej dostał, a nie że to ona - podniosła brwi. Jej rosyjski nie był aż taki super dobry, ale tego nie zamierzała mu mówić, bo przecież udawała że ma tutaj przewagę. A potem zmrużyła oczy, przez moment analizując ich sytuację.
- Nie wiem, póki co chce nas nastraszyć i złamać - odpowiedziała, a potem westchnęła - i nie jestem pewna w którym dokładnie był, ale oczywiście że mu kurde nie powiedziałam, że sprzedałam Irinę. Jak ktoś ją odsprzedał, zgubił albo rozsypał? Nie mogę ryzykować - odpowiedziała, oczywiście już mając plan wykorzystania jakiegoś popiołu z kominka lub z odkurzacza kurzu, żeby udawał Irinę, jeśli prawdziwej coś się stało. A potem pociągnęła nosem i spojrzała na śledzia.. robiąc jedno ble i biorąc tylko kawałek chleba, żeby coś zjeść. Zmarszczyła brwi, a potem spojrzała na Luke;a.
- To Rosja, tutaj idziesz do więzienia za bycie gejem, a jak nie lejesz żony to mówią, że jej wątroba gnije - podsumowała, bo zapominał chyba na jakim gównianym landzie wylądowali. - Poza tym jakie byłaś, nie rób z tego życiowego love story, byłam na wakacjach, dałam się ponieść, siwucha była mocna, śliwowica jeszcze mocniejsza, ani się obejrzałam miałam jebany wianek na głowie, z którym potem spierdalałam po weselu - wywróciła oczami. - Idź lepiej próbuj tym nożem otworzyć tamto okno, przydaj się na coś - dodała, bo halo, mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż kwestię jej i Borisa. I ups, chyba mu właśnie potwierdziła, że jednak są małżeństwem, ale nie za bardzo teraz wiedziała jak to odkręcić.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
No i tu wchodzimy na te drażliwe tematy, bo fakt, nawet po seksie nie wzięli odświeżającego prysznica. Co razem daje już pewnie ze trzy dobry bez mycia się, więc tak, byli tylko ludźmi więc fiołkami od nich nie pachniało. A Cami dobrze wiedziała, gdzie szukać swoich czystych gaci, wystarczyło tylko przełknąć dumę i poprosić Luke'a, żeby pokazał co tam chowa w kieszeni spodni. Mmmm świeże majty, kuszące, nie?
- Przecież wiem, może i nikt mnie regularnie nie porywa, ale oglądam filmy, okej - prychnął, a kiedy poczuł pacnięcie, wymierzył jej surowe spojrzenie. - Spokój, dziewucho, próbuję Ci tu pomóc. Zajebiście źle to wygląda, więc zrób mi tę przyjemność i oszczędzaj swoje delikatne dłonie na coś innego - skarcił ją, ale też uniósł zaczepnie brew. Luke just being Luke, temat przyjemności musiał się tu gdzieś przewinąć.
- Czyli... zajebałaś typowi wazon z prochami jego ciotki i sprzedałaś do lombardu? - podsumował krzywiąc się, wyobrażając sobie nawet jak Boris przepuszcza ciotkę przez maszynkę do mięsa. Z dwojga złego prochy były jednak dużo bardziej humanitarne. Zakładając, że kiedy trafiła do pieca, to już nie żyła... - Kurwa, Cami, to najbardziej pojebana historia, jaką słyszałem - nawet się roześmiał pod nosem. No cóż, nie ulegało wątpliwościom, że z Cami ubaw miał zapewniony do końca życia. Albo do kolejnej kłótni, kiedy się na siebie znowu poobrażają.
- I myśli, że gdzie ją trzymasz? Pewnie już nam splądrowali mieszkanie i wiedzą, że nie tam - stwierdził, odbierając od niej butelkę i sam upił spory łyk wódki, po którym natychmiast zaczął kasłać. - Ja pierdolę, co to kurwa jest? Ile to ma procent, dwieście? - skrzywił się, bo mimo że alkoholu za kołnierz to nigdy nie wylewał, tak ruska wódka była jakimś nowym alkoholowym levelem wtajemniczenia. No i też sięgnął po zagrychę, wolał już tego jebiącego śledzia niż ten posmak wódy.
I tak słuchał jej kolejnych słów wpierdalając tego śledzia i nawet poczuł lekki spokój, kiedy powiedziała, że to żadna tam wielka miłość. Ale no niestety, wyłapał jej ostatnie zdanie, które rzuciła zanim kazała mu ruszyć w stronę okna. Spojrzał na nią unosząc wysoko brwi.
- Czekaj, kurwa, po weselu? Cami, Ty wzięłaś z nim ślub? - spytał, choć już dobrze znał odpowiedź. - Nie, nie wierzę... - rzucił śledziem z powrotem na talerz, wymierzając jej ostre spojrzenie. Następnie wstał i zaczął przechadzać się z nerwów po piwnicy, rozmasowując sobie skronie. Domyślał się, że było to pierwsze spotkanie Borisa i Cami od tego ślubu, więc cóż, nadal związani byli węzłem małżeńskim. - Ja pierdolę, dziewczyno, co jest z tobą nie tak!? - krzyknął wreszcie, obracając się w jej kierunku. - Spytałem cię wprost, tam w samolocie, czy jesteś mężątką! No ja pierdolę, do kurwy nędzy! - i tak krzyczał i krzyczał, kiedy uświadomił sobie, że w tym wszystkim najbardziej nie bolał go fakt zaobrączkowania Cami, ale to że skłamała mu prosto w twarz.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
O tak, czyste gacie były obiecujące, ale jednak najpierw Cami nie pogardziłaby jakimś prysznicem bo w tej chwili to brzmiało jak najwspanialsza fantazja świata. Prysznic, najlepiej gorący i jedzenie, chociażby taki maczek zwykły. Czy co tam jest australijskim odpowiednikiem tej sieciówki.
- To się skup, bo to ten moment w filmie kiedy będziemy stąd spierdalać - zauważyła, bo oczywiście że zamierzała działać, a nie tylko czekać na cud. Była królową ucieczki, najwyższy czas skorzystać ze swoich wspaniałych talentów.
- Sam wyglądasz zajebiście źle - odpyskowała mu - nie połamali ci żeber? - dopytała jeszcze, bo przecież widziała jak oberwał, a jak mu zaraz żebro przebije płuco, to będą mieć problem. Niby każdy gangster ma weterynarza na swoich usługach, żeby działać w takich momentach, ale wątpiła, że Boris wezwie pomoc dla Luke’a. I potem pacnęła go raz jeszcze, ale już delikatniej, bo no zdenerwował ją.
- Przestaniesz się w końcu czepiać? Dzięki Irinie wciąż żyjemy - wywróciła oczami, bo no Luke tutaj dramatyzował, a ona była cholernie zmęczona i miała dość. A do tego było jej niedobrze. Poza tym miała dość tego, że Luke ją cały czas oceniał za coś, co zrobiła z głupoty i w przeszłości. I właśnie dlatego nigdy nie mówiła prawdy, prowadziła do samych problemów!
- Cieszę się, że się dobrze bawisz na tej wycieczce - uniosła brwi, ale też prychnęła sobie krótko jak się już tak śmiał. To było trochę zaraźliwe, no odrobinę.
- Tak podejrzewam, czeka nas niezłe sprzątanie… jak uda nam się wrócić - westchnęła cicho. A potem uniosła brwi. - To Rosja, tutaj woda ma procenty, więc nie piją wódki poniżej 80. Śliwowica do tego nieźle rozgrzewa - dodała, a potem lekko zmarszczyła nos i też się jeszcze napiła, krzywiąc nieco. A potem napiła się wody, po czym nalała jej trochę na talerz i dała Harryemu, żeby się napił. Przytuliła go zaraz potem do piersi, głaszcząc uspokajająco i chowając pod kocem.
- Luke, kurwa, zamknij się - warknęła, bo ostatnie czego potrzebowali to zwracanie uwagi strażników. A potem wzięła jednego śledzia i po prostu rzuciła nim w Luke’a - a ja potwierdziłam, więc teraz zajmij się tym jebanym oknem i na coś się przydaj - odwarknęła, zbyt wkurwiona że ją oceniał, krytykował, że miał rację, że… że patrzył na nią teraz inaczej. Dlatego wstała i sama wzięła ten nóż, żeby spróbować otworzyć im drogę do wolności.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Oh, staph you, komplemenciaro - wywrócił oczami, a następnie zmarszczył brwi. - Jest okej. Nie uderzył aż tak mocno - skłamał, bo choć wciąż czuł ból od uderzenia które takie lekkie nie było, to nie chciał tu wychodzić na mięczaka. Nie słaniał się tu, mógł chodzić, więc mógł śmiało udawać, że wszystko gra.
- Ej! - warknął, kiedy znowu go uderzyła. - Och, świętej pamięci Irino, dziękujemy Ci za możliwość zjedzenia tego śmierdzącego śledzia i czerstwego chleba, niech Ci waza lekką będzie - rzucił w eter niczym modlitwę przed wigilijną kolacją.
Co do oceniania, to paradoksalnie Luke byłby w stanie ją zrozumieć, gdyby od początku wyłożyła kawę na ławę. Sam narobił w życiu wiele głupot i potrafił być wyrozumiały dla głupot innych ludzi, ale z Cami był ten problem, że ciągle coś kręciła i tylko wzbudzała tym jego irytację. Co chwila wychodziły nowe smaczki i Luke z kolei był zmęczony tym ciągłym domyślaniem się i wyciąganiem z niej informacji. A wystarczyłoby, gdyby choć jeden raz przyznała na głos, że zjebała, zamiast obwiniać za wszystko Luke'a i opierdalać go za każdym razem, kiedy próbował być dla niej odrobinę miły. Z jego perspektywy Cami po prostu nie pozwalała mu do siebie dotrzeć.
- Wrócimy, kocico - odparł nieco poważniejąc po ich krótkim napadzie śmieszków i nawet na moment położył swoją dłoń na jej dłoni, posyłając jej delikatny uśmiech. - Czuję to w powietrzu. Oh, wait, to jednak wciąż zepsuty śledź - zmarszczył brwi, a następnie wysłuchał opowieści Cami o Rosji, ciekawych jakby nie było. - Długo tutaj byłaś? - spytał po chwili, zdając sobie sprawę, że w sumie nigdy nie odbyli spokojnej rozmowy na temat swoich przygód. Wielu rzeczy razem jeszcze nie robili oprócz kłócenia się, gier wstępnych i ruchania.
Jej kolejna zjeba podziałała na niego jak płachta na byka. Na szczęście zdążył zrobić unik przed atakiem śledziowym, bo i tak sam już wystarczająco śmierdział, żeby go dodatkowo znakować!
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz dziewczyno? Niczego nie potwierdziłaś, powiedziałaś, że uciekłaś sprzed ołtarza i że nie miałaś żadnych mężów, skłamałaś mi prosto w twarz - warknął znowu, ale tym razem nieco ciszej. - Nie, dawaj to - odebrał jej nóż, a następnie po prostu ją objął, podniósł i przestawił ją w jej kąt. Jego był ten po przeciwległej stronie pokoju, tak właśnie sobie postanowił. A zabrał się za okno, bo potrzebował się na czymś wyżyć i dłubanie przy tym cholernym oknie mogło się tu całkiem dobrze sprawdzić.
- Czy cokolwiek z tej historii jest w ogóle prawdą? Ta cała Irina, istniała w ogóle czy to kolejne Twoje kłamstwo? - warknął na nią zza ramienia, próbując w międzyczasie zdziałać coś z tym cholernym oknem. Szło mu fatalnie, bo raz że nie mógł się skupić, dwa że za bardzo trzęsły mu się z nerwów dłonie. Po chwili coś go tknęło, więc przerwał pracę i odwrócił się w jej stronę. - I powiedziałaś mu, że kim jestem? Na pewno o to pytał - zwrócił się do niej oschle. Był już tak cholernie zmęczony jej zagraniami i tym że czuł że traktuje go jak śmiecia, że nie potrafił patrzeć na nią jak na laskę, która gdzieś się w tym wszystkim pogubiła, ale na kogoś kto z premedytacją grał mu na nosie przez cały ten czas.
ODPOWIEDZ