Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Spoglądał tępym wzrokiem w stronę odpływu, gdzie znikała ubarwiona krwią strużka wody. Zmywał z knykci wspomnienia czynów, których dopuścił się w porywie niepochamowanego gniewu, zdając sobie sprawę z tego, że od lat nie czuł takich emocji. Owszem bywał porywczy, a przemoc stała się jego narzędziem komunikacji, ale zwykle potrzebował konkretniejszych bodźców by zadziałać tak impulsywnie. Było więc jasnym dla niego, że pozwolił na to aby Divina zajęła miejsce w jego życiu, którego nikt nigdy więcej zajmować nie powinien. Rozszalałe emocje nie pozwalały mu zebrać myśli na przemian karmiąc go wściekłością, frustracją i gniewem. Wiedział więc, że w tym stanie jakiekolwiek rozmowy z Diviną nie będą miały sensu. Tylko pogorszy wszystko, a i tak odnosił wrażenie, że rozbił w drobny mak ich kruchą rzeczywistość. Nie znaczyło to jednak tego, że po pewnym czasie nie szukał z nia kontaktu, ale telefon milczał, a on nie miał w sobie na tyle pokory, aby spróbować wybrać numer Jaspera. nawet jak wiedział, że Norwood była z nim. Te myśli zaś zaczęły nabywać go strachem i obawą o to, że nie uda mu się ponownie zlepić tego co zniszczył. Z jednej strony byłoby to cudownym rozwiązaniem, uwalniającym Divinę od jego osoby, zdejmującej z niej całe niebezpieczeństwo, pozwalającym wrócić do swojego mizernego życia. Z drugiej nie chciał na to pozwolić, bo co ona posiadała? Co miała? Nawet jeśli zniknąłby z jej życia to co pozostawało jej samej? Tak starał się tłumaczyć sam sobie to co czuł. Starając się skupić tylko na Divinie, na tym co dla niej dobre, na tym jak ją chronić, jednocześnie pomijając to jak cholernie za nią tęsknił. Bał się, że nie usłyszy nigdy więcej jak w ciemną noc jej cichy szept wypowiada jego imię; bał się, że nie poczuje delikatnych palców przesuwających się po jego skroni, gdy leżał obok udając śpiącego; bał się, że nie zaśnie nigdy więcej słysząc jej muzykę, kojącą zmysły i ujarzmiającą zszargane nerwy. Bał się ją stracić, bo poza nią nie posiadał w tym zasranym życiu niczego dobrego.
Na przemian więc zwalczał w sobie wściekłość, żal i chęć postawienia na swoim, gdy raz po raz Divina nie chciała go posłuchać i wrócić do domu. Znów nie umiał zasnąć, więc spędzał noce w Shadow, aby dopiero nad ranem, zaznać odrobiny snu, gdy odurzony narkotykami umysł wreszcie się poddawał. Nie chciał ciągnąć tego w nieskończoność, a przy tym nie rozumiał dlaczego Norwood nadal z nim pogrywała. Musiał więc wreszcie postawić na swoim, zakończyć ten bezsensowny cykl i zmierzyć się z tym czego się obawiał. Co także go frustrowało. Nie chciał być tak słabym. Było mu dobrze nie czując tego wszystkiego co ostatecznie przyprowadziło go przed zmierzchem na cmentarz szukając Diviny.
Przeczuwał to gdzie może ją odnaleźć. Już kiedyś spotkał ją w tym miejscu, opłakującą zmarłą matkę. Tym razem było tak samo. Pochylona nad starym nagrobkiem dopiero po chwili zorientowała się, że znalazł się w jej pobliżu. Nathaniel stał kilka metrów za nią, czekając w milczeniu, aż go zauważy. Z drugiej strony, gdy wreszcie ich spojrzenia się spotkały i tak nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. Milczał więc jeszcze przez moment, lustrując jej drobną sylwetkę swoim błekitnym spojrzeniem, po czym postąpił o krok.
- V, nie chcę żebyś się mnie bała - to było pierwsze co przyszło mu na myśl i co nie brzmiało jak ckliwa próba przekonania jej do tego, aby z nim wróciła. Nie był też gotów na to, by zacząć od przeprosin, bo te przychodziły mu z wielkim trudem. Jednak przez ten cały czas w głowie wciąż rozbrzmiewały mu jej słowa o tym, że nie chce czuć lęku wobec niego. On też tego nie chciał, już nie... Chociaż na początku niczego tak nie pragnął jak dostrzec przerażenie w jej oczach. Teraz ten widok jego samego przerażał.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
51.

Ostatnią noc spędziła u Jaspera, ale nie zmrużyła oka nawet na minutę. Kiedy tylko on i Pearl się obudzili, oznajmiła, że chciałaby udać się do kościoła i chętnie zrobi to sama. Wiedziała, że poprzedniej nocy blondynka rozmawiała z Nathanielem, tłumacząc mu, że Divina nie jest jeszcze gotowa na rozmowę. Faktycznie nie była, ale cały czas na nowo i na nowo przeżywała to, co zaszło między gangsterem, a jej ochroniarzem. Wychodziło na to, że cała ta przemoc miała miejsce z jej powodu, a ona... ona nigdy nie chciała być powodem, dla którego ktoś miałby cierpieć. Przez Hawthorne'a tak się stało i potrzebowała to sobie przemyśleć. Udała się więc do świątyni i przy organach spędziła cały dzień, aż do nocy, kiedy to chciała wrócić do własnego domku. Zdążyła jednak dojść do bramy kościelnej, gdy za jej progiem stanęło dwóch mężczyzn, których pochodzenie poznała od razu.
- Szef kazał panią przywieźć do posiadłości, gdy już nie będzie pani chciała przebywać w kościele - oznajmił jeden z nich, zerkając to na Divinę, to na Jaspera.
- Chciałam wrócić do siebie - wyjaśniła, nieco zaskoczona tą sytuacją, a nieznajomi, a raczej znani jej jedynie z widzenia, spojrzeli po sobie.
- To raczej nie wchodzi w grę, panno Norwood - wiedziała, jak ma to rozumieć. Zacisnęła usta w cienką linię, chwilę się zastanawiając, jak obejść to zachowanie, ale ostatecznie zrozumiała, że odpowiedź jest tylko jedna.
- W takim razie zostanę w Kościele - odwróciła się na pięcie i ponownie wróciła do świątyni. Tłumaczyła Jasperowi, że może ją zostawić, w końcu ludzie Hawthorne'a i tak otaczali teren, ale Ainsworth nie słuchał. Następnego ranka Pearl przyniosła im coś do jedzenie, jednak Divina nie miała apetytu. Czuła się raczej kiepsko, spała nie najlepiej i nie miała co robić, bo zrezygnowała z grania po to, aby Jasper mógł się zdrzemnąć. Sama więc mogła na nowo katować się myślami. Jay mówił, że powinni wrócić, Pearl też uważała, że robi sobie samej krzywdę, ale Divina jeszcze nie słuchała. Prawda była jednak taka, że sama nie wiedziała, co powinna zrobić i tak długo, jak kryła się w murach kościoła, tak długo wierzyła, że nie musi podejmować żadnej decyzji.
Najgorsze było jednak to, że mimo świadomości, czego dopuścił się Nathaniel, tęskniła za nim. W każdej sekundzie, odkąd opuściła jego posiadłość. Dwie noce spędziła bez niego i czuła, że dzisiejsza była taka sama. Tego dnia ponownie trochę płakała, poza tym była naprawdę wyczerpana. Mięśnie bolały ją od braku snu, ale uważała, że to jej rodzaj pokuty. Zostawiła Jaspera przed kościołem, a sama ruszyła na cmentarz, na grób matki, który prezentował się nawet nędzniej, niż kiedyś. Podczas swojej pierwszej wizyty tutaj, po postrzale, odkryła, że ktoś zbił kamienną płytę. Ta upadła więc treścią do dołu i była zbyt ciężka by ona, czy nawet Jasper ją podnieśli, a spory fragment w rogu odpadł o kilka centymetrów obok. Mimo to teraz próbowała umyć wszystko i strącić ewentualne paproszki, kiedy to dotarło do niej, że nie jest sama. Nie musiała patrzeć, by wiedzieć kto za nią stoi. Poczuła nawet jakiś żal do Jaspera, że jej nie ostrzegł. Póki co jedynie patrzyła na Nathaniela, a kiedy odezwał się pierwszy, ona sama nie otworzyła ust. Nadal patrzyła i miała świadomość tego, co się z nią działo. Miała prawo być zła, miała prawo się tu chować i potępiać jego zachowanie... a mimo to widząc go tutaj, czuła, że jakaś część niej cieszy się z jego obecności. Milczenie pewnie było już dla niego niewygodne. Przetrzymała go w nim długą chwilę, z tą swoją pozbawioną emocji twarzą, by ostatecznie cicho westchnąć.
- Nie boję się ciebie. Nigdy się ciebie nie bałam - przypomniała mu, bo kiedyś wręcz pragnął zobaczyć strach w jej ciemnych oczach, teraz otoczonych wyraźnym sinym cieniem. - Boję się natomiast tego, do czego jesteś zdolny. Nie chcę, żebyś krzywdził innych - wyjaśniła, zaciskając dłoń w pięść. To wszystko mocno ją przerastało. - A już na pewno, żebyś zrobił to z mojego powodu... mówisz na mnie V i lubiłam myśleć, że to takie przypomnienie, żebyś nie zabijał, nie krzywdził, ale byłam głupia, prawda? - miała być silna, a przynajmniej pozbawiona emocji, tak jak kiedyś. Kiedyś było to takie łatwe, przed wszystkimi było to takie łatwe. Dlaczego więc nie przed nim? Już nie... poczuła więc, jak broda jej drży, a potem zmęczone oczy na nowo zaszły łzami. Nie umiała ich powstrzymywać, ale nie odwróciła od niego wzroku. - Obiecasz mi, że już tego nie zrobisz? - zapytała, czując się tak, jakby stała na krawędzi, jakby jej nadzieje ledwo już przędły, szukając na siłę powodu, by usprawiedliwić to, że jednocześnie wiedziała, jakim jest człowiekiem, a mimo to... czuła do niego to wszystko, co nawet teraz sprawiało, że serce biło jej szybciej, że chciała skrócić dystans między nimi i wybaczyć mu z miejsca. Nigdy wcześniej nikt inny nie mieszał tak w jej uczuciach, jak Nathaniel i nawet nie mając porównania, wiedziała co może być tego przyczyną.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Kochał ją. Kochał ją od dawna i dlatego pozwalał na to, aby zawładnęła jego życiem, przepełniała swoją osobą każdą myśl, determinowała to w jaki sposób postępował. Gdyby było inaczej nie poświęciłby tylu ludzi, tyle czasu, tyle stresu tylko po to, aby ją odnaleźć i ponownie zapewnić bezpieczeństwo. Nie pobiłby Jaspera, gdyby nie szargały nim emocje na jakie nigdy nie chciał sobie pozwalać, ale sam nieustannie robił wszystko, aby je w sobie rozbudzić. Jego własną decyzją było zbliżenie się do Diviny, pozwolenie na to, aby ona także zbliżyła się do niego tak, jak od dawna nikt tego nie robił. To wszystko miało swoje konsekwencje, a on obecnie z pełną świadomością je ponosił nie chcąc rezygnować z tych uczuć, nawet jak przerażała go ich siła.
- Divino... - Nie wiedział, co miałby jej odpowiedzieć na te słowa. Tak jak stanął przed nią pełen nadziei na to, że uda mu się naprawić to co spierdolił, tak zwątpił w swoje możliwości. Uświadomił sobie, że od dawna trzymał Norwood w pięknej bańce, budując w jej oczach obraz człowieka, którym tak naprawdę nie był. Może i przy niej potrafił zdjąć maskę bezwzględnego i surowego egoisty, ale nie zmieniało to niczego, bo gdy tylko Diviny nie było obok, na powrót podnosił gardę nieustannie walcząc o to co posiadał i zbudował. Nie umiał funkcjonować inaczej, nawet tego nie potrafił i chociaż chciałby uszczęśliwić ją składając obietnicę, wiedział, że byłaby ona bez pokrycia. Byłaby tylko pięknymi słowami, które chciałaby usłyszeć. - Nie chcę krzywdzić ciebie - przyznał, bo ze wszystkich grzechów jakie popełnił, te odnoszące się wobec Diviny były dla niego najcięższe i niewybaczalne. Najwidoczniej skrzywdzenie Ainswortha także się do nich zaliczało, bo ochroniarz zaczął pełnić w jej życiu rolę kogoś o wiele ważniejszego i dopiero teraz Nathaniel widział to jak mocno się do siebie zbliżyli. - Czego nie zrobię? - Nie mógł nic obiecać, szukał więc sposobu, aby pokierować rozmową inaczej. Poza tym nie odnajdywał się w takich dramatycznych chwilach. Czuł się w nich zmieszany, a taka niepewność od razu przeradzała się w nim w frustrację i gniew. Ten zaś oscylował gdzieś wokół osoby Jaspera, bo chociaż Nathaniel nie przyzna się do tego nawet przed sobą samym, chyba zazdrosny był o to z jaką łatwością Ainsworth porozumiewał się z Norwood, jak prosto przychodziło mu dotarcie do niej, gdy on krążył wokół każdego tematu z niepewnością. A wszystko przez to, że bał się odsłonić karty, pokazać co naprawdę czuł, bo przecież w jego świecie okazanie jakiejkolwiek słabości było nie do przyjęcia. Lawirował więc wokół Diviny, wiecznie bojąc się powiedzieć cokolwiek wprost i... I Jasper miał w tym zupełną rację, chociaż nie miał pojęcia jak wielkie znaczenie mogły mieć jego słowa.
- Poniosły mnie emocje i lęk o to, że coś mogło ci się stać. Wiem, że nie pojmujesz tego i dla ciebie to żadne wytłumaczenie, ale to jedyne co mogę powiedzieć, abyś chociaż odrobinę zrozumiała. Przepraszam, że byłaś tego świadkiem - dodał po chwili, nadal jednak nie potrafiąc powiedzieć wprost tego, co chciała usłyszeć. Zrobił więc moment przerwy, odwrócił gdzieś spojrzenie do boku i dopiero, gdy ponownie wrócił nim do Norwood, zrozumiał, że nie ma innego wyjścia. - Przepraszam, że go uderzyłem - dokończył, kompletnie nie wiedząc jak odnaleźć się w tej nietypowej dla siebie chwili.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Kiedyś cały czas spędzała samotnie, a teraz, kiedy przez ostatnie dwa dni go nie widziała, nie potrafiła się w tym odnaleźć. Zabawne, jak szybko człowiek może przyzwyczaić się do całkiem nowych realiów, chociaż to raczej tragiczne, jak potem boli, gdy te ponownie ulegną zmianie. Nie była pewna, jak ma się odnaleźć w tej sytuacji, bo część niej cieszyła się, że go widzi, a część pamiętała, że powinna być na niego zła. Może nie zła, bo złość jeszcze nie należała do najbardziej znanych jej emocji, ale na pewno zawiedziona.
- Więc nie krzywdź - odpowiedziała cicho, dłonią pospiesznie ścierając łzy, które pociekły jej po twarzy. Rozejrzała się przy tym dookoła, jakby chciała się upewnić, czy ktoś do nich dołączy, ale na cmentarzy byli jedynie we dwójkę. - Nie uderzysz już nigdy Jaspera - wyjaśniła co miała na myśli i pod wpływem tych słów zacisnęła dłoń w pięść. - To mój przyjaciel i przeze mnie cierpiał. Kiedyś mówiłeś, że udowodnisz mi, że nie jestem przeklęta... a jednak ludzie, którzy się do mnie zbliżą, nadal cierpią - wyrzuciła z siebie nieco nieskładnie, zdradzając więcej emocji, niż powinna, ale nie potrafiła nad nimi panować. Poza tym była wykończona, dwie bezsenne noce w niekoniecznie sprzyjających warunkach i ogrom stresu, jak i niepewności... Pewnie pierwszy raz od dawna przypominała teraz starą wersję siebie, nie tą, która odżyła w willi Hawthorne'a. Bolała ją głowa i chciało jej się pić, marzyła nawet o kąpieli w wannie, chociaż kiedyś kompletnie nie kojarzyła tego z niczym miłym. Nie w czasach, gdy zmuszona była korzystać z nie najczyściejszej, zimnej wody w zardzewiałej wannie, której powierzchnia drażniła skórę. Mimo to byłaby gotowa pozostać w kościele nawet tydzień, gdyby było trzeba, nie skarżąc się i nie ulegając wygodom. Bo to nie o nie miało chodzić, a o Nathaniela. Czekała więc na to, co jej powie, nie przejmując się ciszą, w tej kwestii była bardzo cierpliwa, a kiedy w końcu zaczął mówić... przymknęła oczy, opuchnięte od ciągłego płakania. Powinna była pewnie od razu coś powiedzieć, ale znów pozwoliła sobie na dłuższą, może nawet niewygodną chwilę milczenia.
- Przepraszasz szczerze? - zapytała niby, ale zaraz... zaraz i tak musiała dodać kolejne słowa, nie dając mu przestrzeni na odpowiedź. - Jeśli tak, to ci wybaczam - odpowiedziała, bo to było wiadome od początku, wiedziała to jeszcze w chwili, gdy wyprowadzał ciosy w stronę Jaspera. To, że mu wybaczy. - Ale chyba powinieneś przeprosić też Jaspera - zauważyła, ponownie unosząc dłonie do polików, by zetrzeć z twarzy łzy. Po tym, jak próbowała jakoś zająć się zdewastowanym grobem matki, ręce miała zakurzone i w zetknięciu ze słoną wodą najpewniej nieświadomie rozsmarowała sobie kurz po twarzy. Ta i tak już ją cała szczypała, więc nawet nie pomyślała, jak musi wyglądać. - I może... nie chciałbyś się wyspowiadać? - zapytała, trąc jeszcze mocniej oczy, ale też po to, by nie musieć na niego patrzeć, gdy to mówiła. Długo o tym wszystkim myślała. - Gdybyś zrobił te dwie rzeczy, nie byłabym zła - wyjaśniła, chociaż mówienie o złości w jej przypadku... pewnie dla kogoś takiego jak Nathaniel wydawało się śmieszne. Sama Divina naturalnie tak tego nie odbierała.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Karał się widokiem łez spływających po divinowym policzku. Z wielkim trudem powstrzymywał się od tego by do niej podejść, ale wiedział, że jeszcze nie może; nie wiedział tylko dlaczego? Czy to on sam sobie zabraniał, czy może czuł, że to sama Divina nie życzyła sobie, aby póki co zbliżał się do niej. Ostatecznie przecież unikała go przez ostatnie dwa dni i nie robiła tego bez powodu.
- Nie cierpią przez ciebie, V - postąpił o krok, ale nic więcej. Nie skomentował też bezpośrednio jej słów odnośnie Jaspera, bo nie wiedział co miałby powiedzieć. Nie chciał więcej zachować się w taki sposób, ale na dobrą sprawę pojęcia nie miał, czy doprowadzony do ostateczności, ponownie nie rzuciłby się na Ainswortha z pięściami. Przemoc była językiem, który najlepiej rozumiał i wcale nie tak łatwo było mu nad nim zapanować/ - I nie jesteś przeklęta. To ja sprowadzam na ciebie nieszczęście - przyznał, chociaż było to dla niego niezwykle trudne. Przyznawanie się do jakichkolwiek błędów nie leżało w jego naturze. Unikał sytuacji, w których mógłby zawieść, a teraz otwarcie mówił o tym, że sam sprawił Divinie tyle cierpienia. - Przeze mnie jesteś zmuszona posiadać ochronę, przeze mnie nie możesz swobodnie poruszać się po Lorne Bay i przeze mnie teraz płaczesz - dokończył, czując jak każdy mięsień w jego ramionach się napina, bo przez to co mówił, musiał jakoś odreagować i tylko nerwowe zaciskanie pięści jakoś mu pomagało zapanować nad sobą.
Przeprosił szczerze, więc gdy zapytała nie oderwał od niej spojrzenia, ani na sekundę. Skinął lekko głową, czekając na to co zrobi Divina, bo sam nie potrafił nadal ruszyć się z miejsca, jakby tylko od niej zależało to jak dalej potoczy się ta sytuacja.
- Ja i Jasper dogadamy się na własnych warunkach - stwierdził, bo doskonale wiedział, że Divina nie byłaby wstanie pojąć reguł świata, w jakim i on i Ainsworth zdawali się bezbłędnie odnajdywać. Owszem, przekonany był o tym, że Jasper nie wyluzuje od razu i będzie potrzebował czasu, aby za każdym razem, gdy znajdzie się w jego pobliżu nie chcieć zrewanżować się za to pobicie, ale ostatecznie wszystko wróci do normy. Musi, bo tak to po prostu funkcjonowało. - V, naprawdę nie chcę, abyś była na mnie zła, ale nie wyspowiadam się. Nie jestem katolikiem, a poza tym... - Zrobił chwilę przerwy, bo jednak rozbawiła go ta idealistyczna wizja Norwood, w której on na kolanach miałby żałować popełnionych czynów. - Mogę się wyspowiadać tylko tobie, ale wątpię, że po tym będziesz wstanie patrzeć na mnie tak jak teraz - dokończył.
Jeszcze przez moment zwklekał, ale wreszcie dostrzegł w spojrzeniu Diviny coś, co pozwoliło mu pokonać dzielący ich dystans.
- Przepraszam za to, - rzekł, ostrożnie ścierając palcami łzę spływającą po policzku Norwood. - I za to też - dodał, gdy zrobił to samo po drugiej stronie. - To najgorsza kara - dokończył i objął z czułością jej twarz, by złożyć na czole Diviny pocałunek. Przymknął przy tym powieki i dopiero, gdy ponownie je otworzył dostrzegł, że tuż za dziewczyną leży rozbita płyta nagrobna. - Co to? - Mruknął, przesuwając się delikatnie. - Co się stało? - Spytał, jakby Norwood mogła mu cokolwiek odpowiedzieć, ale przecież ostatnie miesiące spędziła w jego domu, więc jak mogłaby znać odpowiedź.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie wiedziała już, co ją bardziej bolało, to, że Nathaniel uderzył Jaspera, czy może ich kłótnia sama w sobie, fakt, że odwróciła się od niego, gdy ją wołał i prosił, że przez dwa dni odmawiała z nim kontaktu i nie opuszczała terenu kościoła, wiedząc doskonale, że tylko tutaj nie grozi jej natychmiastowe spotkanie z gangsterem.
- Mówisz mi tak, żebym się lepiej poczuła, ale Jasper był na mnie zły... na mnie, chociaż w życiu świadomie bym go nie skrzywdziła - nie chciała pozwolić mu, by z taką łatwością zamydlił jej oczy. Przynajmniej te dwa dni uświadomiły jej, że naprawdę była zbyt łatwowierna. Nie tędy droga - to z kolei pomyślała po raz pierwszy o trzeciej w nocy, wygrywając na organach jakąś posępną pieśń. - Nie przypisuj sobie tej roli... nieszczęście w moim życiu gościło na długo przed tobą - ponownie się z nim nie zgodziła, czując, że to właśnie ten moment, w którym powinna zacząć to robić, w którym czuła, że może czasem wyrazić swoją opinie, odmienną od tej, którą prezentował jej rozmówca. Zaraz jednak otworzyła nieco szerzej załzawione oczy i wlepiła w niego spojrzenie pełne nadziei, odruchowo robiąc przy tym niewielki krok w jego kierunku. - Mogłabym poruszać się swobodnie, gdybyś tylko na to pozwolił... Nathanielu, byłam na spacerze i wróciłam cało i to był dobry dzień, miałam ci tyle do powiedzenia, byłam naprawdę szczęśliwa... tak mogłoby być częściej - wyłożyła mu, jak ten dzień, w który pobił Jaspera, wyglądał z jej perspektywy, wierząc, że w ten sposób dotrze do Hawthorne'a i w końcu porozmawiają szczerze o pewnych kwestiach. Inna sprawa, że ani miejsce, ani też jej zmęczenie, za bardzo takim rozmowom nie sprzyjały. Oczy szczypały ją niemiłosiernie, ramiona miała lekko zgarbione, ale jak zwykle, ani myślała się skarżyć.
- Co jest złego w przeproszeniu go? - ściągnęła na moment brwi, nie rozumiejąc dlaczego tak bardzo odmawiał wszystkiego, co ludzkie. Owszem, nie rozumiała jego świata, ledwo rozumiała ten swój własny, bo od zawsze spychano ją na margines. Tutaj z kolei każdy stawiał ją przed faktami, ale nikt nie tracił czasu na tłumaczenia, a potem mieli pretensje do niej, że czegoś nie rozumie, była tym zmęczona. - Myślisz, że odwróciłabym się od ciebie, gdybym poznała prawdę? - zapytała zaraz. - Wiem, że robiłeś złe rzeczy, a mimo to tu jestem... bo wierzę, że potrafisz być dobry - wyjaśniła, nie wahając się ani na moment. Naprawę wierzyła, że w Nathanielu jest dużo dobra, że ma szasnę go uratować. Inaczej by jej nie pomógł, nie opiekował się nią, nie podszedł teraz, by ją przeprosić i zetrzeć jej łzy. Kiedy tak dotykał jej polika, uświadomiła sobie, jak bardzo tęskniła za jego dotykiem... za tym, że ktoś nie brzydził się przed kontaktem fizycznym z jej skórą. Że komuś może nawet jej bliskość sprawiała przyjemność.
- Karą miała być cisza z mojej strony... nie łzy - zauważyła, przymykając na moment oczy, ale kiedy złożył na jej czole pocałunek, coś w niej pękło i nagle załkała żałośniej, nie będąc w stanie nad tym zapanować. Bo wiedziała, że Nathaniel zachował się źle, a mimo to brakowało jej go i teraz, gdy znów był blisko, zrozumiała to nawet silniej. Płacz był więc nieunikniony, a przez to na początku nie zrozumiała o co Hawthorne ją pyta. - Nie wiem... Jasper mówi, że ktoś musiał mocno pchnąć płytę albo kopnąć i wyrwał takie śruby na których mocowany był pomnik.... próbowałam ją ponieść, ale była za ciężka - próbowała nad sobą zapanować, ale słowa te przerywał jej płaszcz, bo jeszcze się nie odnalazła w tej sytuacji. Przy okazji nie myślała o tym, jak głupio musi brzmieć, tłumacząc, że nie była w stanie podnieść płyty, która pewnie ważyła z dwieście kilogramów i prędzej trzech mężczyzn dałoby jej radę.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Szczerze denerwowała go wiara Diviny w to, że jest przeklęta i w jakiś sposób wciąż karana przez swojego Pana. Po pierwsze był to stek bzdur, a po drugie jako wierząca osoba, nie powinna pozwalać sobie na taki sposób myślenia. Westchnął więc cicho, dając upust swojej irytacji tylko w ten sposób, bo nie czuł się w pozycji, by zamanifestować go inaczej, przynajmniej nie mógł tego zrobić, póki nadal między nimi sytuacja była wciąż niejasna.
- Był zły, bo... Bo mówimy do ciebie jedną rzecz, a ty nas nie słuchasz i nie wiem, czy robisz to, bo nie rozumiesz, czy uważasz, że wiesz lepiej - burknął, jednak nie potrafiąc w pełni zapanować nad emocjami, bo wspomnienie o jej lekkomyślności wzbudziło w nim ponownie lęk i strach. - Tak ci wpojono - dodał, oczywiści nadal broniąc własnego zdania i za punkt honoru biorąc sobie udowodnienie Divinie tego, że jej przeklęty los dobiegł końca. - Nie możesz poruszać się swobodnie, rozumiesz?! Odebrałem ci tę możliwość odkąd stałaś się dla mnie zbyt ważna - uniósł lekko głos, gdy wypowiadał pierwsze zdanie i dopiero potem nieco spuścił z tonu, ale nadal nie był w pełni spokojnym. - Ten jeden raz był po prostu kompletnym przypadkiem, bo nikt się tego nie spodziewał, ale jeśli ktoś zechce ciebie skrzywdzić to szybko uda mu się ciebie znaleźć; w kościele, tutaj na cmentarzu, czy w drodze do mnie. - Odwrócił na moment spojrzenie, jakby zbierał myśli i starał się znaleźć lepsze słowa, by przekazać to co chciał powiedzieć. Poza tym przygniatało go to co zrobił tej dziewczynie, bo mógł ją trzymać od siebie z daleka i nigdy nie pozwolić na to, aby stała się Królem na jego szachownicy. - Więc jedyne co mogę zrobić, aby zadość uczynić ci to na co sam ciebie skazałem, to zapewnić ci bezpieczeństwo - dodał, ponownie wracając do niej spojrzeniem. - Wybacz - mruknął cicho, a potem wreszcie znalazł się przy Divinie, bo nie mógł dłużej znosić widoku łez płynących po jej polikach.
- Cisza była torturą, ale to łzy bolą bardziej - wyszeptał, wtulając usta w czubek jej głowy, gdy załkała głośniej. Zamknął ją więc w ramionach, zdając sobie sprawę z tego jak cholernie tęsknił za tym uczuciem. Nie miał pojęcia czemu to właśnie w tej, niepozornej istocie odnalazł wszystko to, czego brakowało mu w życiu, ale nie chciał tego zmieniać. W pewien sposób była do niego podobna i chyba dlatego potrafił otworzyć się przed nią bardziej niż przed innymi. Chciał ją zabrać z tego miejsca. Sprawić, że znikną obydwoje w swoim własnym świecie, do którego nikt z zewnątrz nie miał prawa się dostać. Sam potrzebował jej ramion, głosu i ciepła, ale gdy miał to zaproponować, jego wzrok przyciągnął zniszczony nagrobek i po prostu nie umiał tego zignorować. Nie umiał, bo wiedział, że poza tym starym pomnikiem, w życiu Diviny nie było wiele cenniejszych rzeczy.
Odsunął się delikatnie i spojrzał na Norwood z lekką konsternacją wymalowaną na twarzy.
- No tak... Była za ciężka - powtórzył, ujmując twarz Norwood w dłonie, by złożyć na jej nosie i czole dwa, krótkie i czułe pocałunki, po czym odszedł na bok, by lepiej przyjrzeć się zniszczonej płycie. - Naprawimy to, a raczej postawimy nowy nagrobek, ale to potem - mruknął, kucając, aby lepiej przyjrzeć się uszkodzeniem. Bez cienie wahania mógł stwierdzić, że ktoś specjalnie uszkodził nagrobek, ale nie chciał poruszać tego tematu z Diviną. Dość w ostatnim czasie się wycierpiała. Była wychudzona, jej twarz nakreślało zmęczenie i smutek, a do tego zdecydowanie potrzebowała odpoczynku. A fakt, że miała na sobie zbyt duże ubrania należące zapewne do Ainswortha, dodawał jej marnemu obrazkowi jeszcze więcej tragizmu. - Teraz potrzebujesz wrócić do domu. Wyglądasz jakbyś nie spała od kilku dni - dodał, wstając, by znów znaleźć się przy niej. - Bo wrócisz ze mną, prawda? - Spytał, ponownie stając tuż na przeciwko niej i szczerze wierząc w to, że mu nie odmówi. Zresztą nie pozwoliłby jej kolejnej nocy spędzić w Kościele, ale zdecydowanie wolał, aby sama zechciała z nim pójść, niżby miał ją do tego zmusić.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Niekoniecznie była gotowa uwierzyć w słowa Nathaniela dotyczące tego, dlaczego Jasper był zły. Może w jakiejś części było to słuszne, a jednak wiedziała, że głównym powodem złości było samo to, że został dotkliwie pobity, a to z kolei miało miejsce z powodu Diviny. Słowem, wciąż miała czuć się winna, bo gdyby nie ona Nathaniel nie podniósłby na jej przyjaciela ręki.
- To i tak nie byl powód, by go bić. Wciąż nie powiedziałeś, że już tego nie zrobisz - przypomniała mu spokojnie, ale niestrudzenie. O swoim nieszczęściu natomiast nie chciała już wspominać. Akurat to wiedziała już od dawna, bo gdzieś od początku ich znajomości - Nathaniel nie wierzył w to, aby Divina była przeklęta. Mógł myć naocznym świadkiem sytuacji, które przyciągała do siebie, a mimo to uważał, że ma po prostu pecha. Na chwilę zamilkła, głównie przez to, że Hawthorne podniósł głos i wyraźnie się podenerwował. Pozwoliła mu więc mówić, czekając z własnym stanowiskiem tak długo, jak było trzeba, w końcu nie chciała mu wchodzić w słowo.
- Nie oczekuję od ciebie, że będziesz zapewniał mi bezpieczeństw - wspomniała w końcu, zaciskając ostrożnie dłonie w pieści. - Rozumiem, że ktoś może próbować mnie skrzywdzić przez ciebie, ale nie żałuję, że uratowałam Ci życie. Nie będę tego żałowała nawet, gdy ktoś faktycznie mnie skrzywdzi, bo jestem gotowa wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i zdać się na łaskę Pana - wyjaśniła, poniekąd ciesząc się z tego, że w końcu mogli poruszyć ten temat. Zwykle nie miała jak przedstawić mu swoje stanowisko w tej sprawie, a kiedy krzywiła się na ochronę, wmawiano jej, że nie rozumie zagrożenia. - Dlatego jestem gotowa ryzykować... nigdy nie uważałam, że musisz mi coś zadość uczynić w postaci ochrony - chciała to jeszcze podkreślić, czując, że może właśnie w tym był problem. Nathaniel sądził, że Divina oczekuje po nim wzięcia odpowiedzialności za jej czyny... oczywiście że tak nie było.
W jego ramionach poczuła się trochę tak, jakby w końcu mogła odpocząć, przynajmniej na kilka oddechów. Trudno powiedzieć, żeby z miejsca się uspokoiła, ale faktycznie zaczęło to zmierzać ku dobremu. W jego ramionach zeozumiala, że było jej chłodno. W Australii temperatury są wysokie, a mimo marzła do momentu, w którym ją przytulił, otaczając swoim zapachem, od którego przyspieszona akcją serca w końcu wracała do normy. Tego też jej brakowało i nagle znikąd poczuła jak wraca do niej ignorowane zmęczenie. Jak szepce do ucha, że mogłaby zasnąć tu i teraz, póki ma go obok. Dobrze, że nie posłuchała, skoro Nathaniel zainteresował się nagrobkiem.
Mimo płaczu, zmęczenia i ich małego lub dużego konfliktu, poczuła, jak się rumieni w chwili, w której pocałował ją w nos. Niw pamiętała by kiedyś zrobił coś takiego i była zafascynowanq tym, jaki ten gest ma na nią wpływ.
- Nagrobki są bardzo drogie... możemy spróbować podnieś tę tablicę i może betonem dokleić ten odłamany róg- zaproponowała, bo skoro Nathaniel wyraził chęć pomocy, to Dovina była gotowa beż problemu wdrożyć go w swój własny plan. Naturalnie ten nie obejmował zakupów, bo aktualny stan majątkowy Norwood nie prezentował się zbyt imponująco. Zagapiła się więc na płytę, zawieszając beż problemu... to zmęczenie jej w tym pomagało, ale też przez to spojrzała na niego nieprzytomnie, gdy się ponownie odezwał stając przed nią.
- Przez dom nie masz na myśli mojego w lesie, prawda? - te słowa nie były w żaden sposób podszyte aluzja, nie chodziło jej też o to, że do swojej chatki chciałby wrócić. Po prostu chciała się upewnic, czy dobrze go rozumiała. Czy według Nathaniela też miała prawo określać jego wille mianem swojego domu. Trochę się tego bała, jak zawsze pokorą kazała jej się dopytać, ale nie miało być to jedyną kwestią, która wzbudzi jej wątpliwości. Przynajmniej przestała płakać, a na jej przemęczonej twarzy pojawiła się konsternacja. - Nie wiem czy powinnam już z tobą wracać... prawdę mówiąc to mój pierwszy raz, kiedy daje komuś nauczkę - przyznała zgodnie z prawdą, zastanawiając się nad tą kwestią dość dotkliwie. - Gdy to sobie planowałam, podejrzewałam że potrwa to dłużej, ale wtedy nie sadzilam, że do mnie tu przyjedziesz... bardzo to dla mnie trudne. Nie mam za sobą innych konfliktów- wspomniała mu od razu, bo część niej pragnęła wrócić z Nathanielm gdziekolwiek, wziąć ciepła kąpiel i pójść spać, ale drugą część przypominała, że ta nauka miała być z korzyścią dla Hawthorne'a.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Uparła się przy tym, aby obiecał jej coś, czego nie chciał obiecywać, bo przecież nie mógł nadać żadnemu ze swoich ludzi immunitetu w jej imię. To po pierwsze, a po drugie wcale nie był pewnym, czy pewnego dnia znów nie wkurwi się na Ainswortha i nie wyładuje na nim swojej złości, zamiast na Norwood, gdy ta po raz kolejny postanowi zniknąć bez śladu. Znał siebie, wiedział w jakim żyje świecie i doskonale zadawał sobie sprawę z tego, że z dnia na dzień nic nagle się nie zmieni.
- I nie powiem - odparł krótko, układając przy tym usta w wąską linię, bo jednak nie miał ochoty dłużej polemizować nad tą kwestią. Wiedział, że zrobił źle, wiedział, że to skrzywdziło Divinę, przeprosił, ale nie miał zamiaru się korzyć, bo takim człowiekiem nigdy nie był. Nie był tego nauczony, nie potrafił tak postąpić i jednocześnie wciąż uważał, że miał też prawdo się wkurwić, bo jej zniknięcie dla niego było czymś niesamowicie trudnym do zniesienia, gdy ona zaś skupiała się tylko na tym co miało miejsce po jej powrocie. - Kurwa, ale ja nie jestem! - Warknął, machając przy tym dłonią, bo milion razy wałkowali ten temat, a Norwood i tak swoje. - Nie chcę, abyś była narażona na niebezpieczeństwo i w chuju mam, czy uważasz to za rekompensatę za to co dla mnie zrobiłaś, czy też nie. Mogę ci być do grobu wdzięczny za uratowanie mi życia, ale to jak pragnę ciebie chronić zależy nie tylko od tego. Więc przestań wreszcie wmawiać mi, że to nic takiego i sobie poradzisz, bo pojęcia nie masz o czym mówisz, V - wyrzucił z siebie te słowa, nie sądząc, że stać go na takie emocje, po tym gdy przyszedł tutaj bojąc się, że już nigdy więcej Norwood nie spojrzy na niego tak jak przedtem. Nie umiał jednak wiecznie udawać rozkochanego w niej chłopca, bo nawet jeśli kierowały nim uczucia to były one niejednorodną mieszanką. Tak samo jak pragnął jej bliskości i szczęścia, tak samo tworzył się na myśl o tym, że mogłaby przytrafić jej się coś złego. Ona sama zaś kompletnie nie rozumiała jego słów, wciąż patrząc na wszystko z własnej perspektywy, jakby wszystko to co mówił uważała za niemające odniesienia do rzeczywistości mrzonki. - Gdy zniknęłaś byłem przerażony, rozumiesz? Przerażony - powtórzył, po raz ostatni mając nadzieję, że jego słowa do niej dotrą.
Ochłonął dopiero w chwili, w której mógł zamknąć ramiona na jej drobnym ciele. Przez ostatnie dni bał się, że już nigdy nie poczuje jej delikatnego dotyku, smukłych palców przesuwających się z niepewnością po jego plecach, zaciskających na materiale koszuli, zdradzających, że ona też potrzebowała tej bliskości.
- Nie myśl o tym teraz. Zajmiemy się tym później. Naprawimy to - uciął, nie chcąc dyskutować z nią na temat nagrobka dla jej matki akurat w tamtej chwili. - Nie mam - przyznał zgodnie z prawdą, bo chata w lesie, którą Divina nadal nazywała domem, wedle Nathaniela powinna już dawno zostać zburzona i zniszczona. Nikt, nigdy nie powinien mieszkać w takich warunkach, w jakich Divina spędziła prawie całe swoje życie. - Jeśli chcesz nadal się na mnie gniewać, możesz to robić - odparł, odsuwając się od niej na krok, może dwa, ale nadal jedną z dłoni nie puszczając jej wątłych palców, którymi bawił się delikatnie. - Tylko nie męcz dłużej samej siebie. Potrzebujesz snu, kąpieli i porządnego jedzenia. Wróć ze mną do domu i tam kontunuuj swoją karę wobec mnie, skoro uważasz, że nadal na nią zasługuję - dodał, będąc przekonanym o tym, że czegokolwiek Divina by nie postanowiła, nie było szans na to, aby pozwolił jej kolejną noc spędzić w tym miejscu szkodząc samej sobie.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Ona także zacisnęła usta w równą linię, czując, że nie to chciała od niego usłyszeć. Jednocześnie wcale nie była zaskoczona jego odpowiedzią. Dlaczego miałby składać jej jakąkolwiek obietnicę? Może jednak Jasper nie miał racji z tym jej rozdawaniem kart, a raczej od początku nie wierzyła, że byłoby to jakkolwiek możliwe. Chciała jeszcze się kłócić, wspomnieć o tym, że Jasper jest dla niej ważny i boli ją myśl, że mieliby się ze sobą nie dogadywać, ale na jakiś czas zwyczajnie zabrakło jej słów. Była zmęczona. Wykończona wręcz, a przy tych wszystkich jej postanowieniach, najzwyczajniej w świecie cieszyła się, że ma go obok. To z kolei budziło w niej tak głęboki dysonans, bo nie wiedziała już, jak ma się w tym odnaleźć. W potrzebie egzekwowania sprawiedliwości i posiadania go obok. Próbowała się jakoś ustosunkować, ale gdy ona składała wątki, Nathaniel nagle wybuchnął gniewem, którego nie mogła przewidzieć. Aż podskoczyła, kiedy zaczął wykrzykiwać te wszystkie rzeczy. Jak zwykle nie przebierał w słowach, przez co jeszcze bardziej zostawała w tyle. W pierwszej chwili chciała podjąć próbę zrównania się z nim, ale kiedy powiedział, że był przerażony... coś w niej pękło.
- Przepraszam - wyszeptała cicho, chociaż to on miał tej nocy przepraszać, a ona miała ewentualnie mu wybaczyć. A raczej na pewno, bo tak było po chrześcijańsku, chociaż to teraz stanowiło najmniejszą rolę. Wyrzuty sumienia nie były czymś, co planowała na ten moment, ale dopadły ją szybciej, niż mogła przypuszczać. - Nie chciałam, żebyś przeze mnie się bał - dodała szczerze, marszcząc odrobinę brwi. - Wiem o czym mówię... mimo wszystko. Nie denerwuj się - uniosła dłoń, jakby chciała go już zawczasu uspokoić. - Nigdy nie bałam się śmierci, przecież wiesz... - dodała ciszej, ostrożnie, jakby wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie, albo może oswaja bestię. - Może... może znajdziemy jakiś złoty środek? Nauczymy się o tym lepiej rozmawiać? Bez krzyku? - zaproponowała, chociaż teraz nie zamierzała już tego egzekwować. Po tej rozmowie już w ogóle czuła, jak słaba była i dopiero, gdy mogła oprzeć ciężar ciała na jego ramionach, poczuła, że jej mięśnie się rozluźniają, a jednocześnie zrozumiała, jakie były ciężkie. - Ale to nie teraz... teraz na trochę odpuszczę, żebyś mógł się uspokoić - wyjaśniła szeptem, cichutko jeszcze łkając, ale wyciszając się w jego ramionach, gdy dłonią sama sunęła po jego plecach. Jak mogła czuć się tak bezpiecznie przy człowieku, który dopuścił się tylu złych czynów? Który był tak przepełniony złością? Nie wiedziała, ale nie umiała powstrzymać serca, które przy nim biło całkiem innym rytmem, jakby było w końcu w miejscu, do którego należało. Pokręciła więc tylko głową, dochodząc do wniosku, że mu zaufa w kwestii nagrobka... bo przerastało ją to wszystko i nie miała siły dźwigać tego sama. Całe życie dźwigała, więc może ten jeden raz mogła się czymś z kimś podzielić, skoro... sam jej to oferował. Ten jeden raz chciała skorzystać z takiej oferty, wierząc, że ma do tego prawo.
- Jak miałabym kontynuować tam karę? - wolną dłonią przetarła oczy, z których już nie płynęły łzy. Szczypały jednak niemiłosiernie, a to, że wsadziła w nie rękaw Jasperowej bluzy, wcale nie pomagało. - Kiedy tak stawiasz sprawę, trudno mi myśleć o karaniu ciebie - przyznała zgodnie z prawdą, wzdychając pod nosem. Dawanie komuś nauczki nie było łatwe. - Z drugiej strony, gdybym teraz wróciła do kościoła... byłoby to nienaturalne - podzieliła się z nim swoimi wątpliwościami, bo chociaż kara dotyczyła jego, nie miała nikogo innego, kto mógłby jej doradzić. Sama też spojrzała na swoje dłonie, teraz widząc lekko połamane i starte paznokcie, które były pamiątką po jej żenującej próbie podniesienia tej kamiennej płyty. Nigdy w całym swoim życiu, a przynajmniej odkąd pamiętała, nie przejmowała się nawet w najmniejszej mierze tym, jak wyglądała. Nigdy. Sądziła, że po pierwsze jest człowiekiem upadłym, a po drugie... wszystko jej jedno. Mimo to teraz, nagle, w sposób tak nowy dla siebie, cofnęła dłoń, zabierając ją z jego uścisku. Nie wiedziała, które z nich jest tym bardziej zaskoczona. - Pewnie znów wyglądam okropnie - wyrzuciła równie niespodziewanie, jak niespodziewane było cofnięcie ręki i poczuła, że mimo zmęczenia i rozbicia, zarumieniła się delikatnie. - Nie lubisz, gdy tak wyglądam... chociaż, może to chociaż jest karą - zamieszała się delikatnie, ale to też dlatego, że była zmęczona, a przy tym ten jej strajk kościelny sprawił, że zaczęła dostrzegać więcej swoich uczuć, takich o jakie nigdy by siebie nie podejrzewała. Uniosła spojrzenie na jego oczy, jakby się chciała upewnić i nie było wątpliwości co do tego, ile ten człowiek dla niej znaczył. - Czujesz się ukarany, Nathanielu? Od tego zależy, czy wrócę z tobą, czy do kościoła... - wyjaśniła, nie spuszczając z niego podkrążonych oczu i trochę bezmyślnie, w pełnym napięciu, zaczęła przygryzać to dolną wargę, to policzek, zdradzając jeszcze bardziej, jak nie panowała aktualnie nad emocjami.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie oczekiwał od niej przeprosin, więc gdy te padły był tym zaskoczony. Nathaniel nigdy nie ukrywał swojej porywczości, która zwykle przybierała na sile, gdy odczuwał emocje jakich nie był w stanie na spokojnie przekalkulować. Samo wspomnienie strachu, który poczuł dowiadując się o zniknięciu Norwood wystarczyło więc, aby uniósł głos i wyrzucił z siebie całą obawę.
- Przestań mówić w mojej obecności o tym, że śmierć ci jest obojętna! - Znów syknął, bo nawet jeśli Divina go uspokajała to ponownie swoimi słowami sprawiła, że niepokój zagościł w jego sercu. - Znajdziemy go jak zrozumiesz w końcu, że nie ma dla mnie gorszej kary od myśli o tym, że mogłabyś zniknąć - dodał, bo nic nie piekliło go bardziej od tej obojętności, z którą Norwood wypowiadała się na temat swojej śmierci. Z jednej strony wkurwiało go to jak sama siebie traktowała, a z drugiej, że wciąż nie pojmowała jak ważne była dla niego. W swoich założeniach w ogóle nie brała pod wgląd jego uczuć, tego co robił, jakby nadal było jej to obojętne, bo ten Hiobowy żywot, który prowadziła był dla niej bardziej kuszący od wizji bycia przy nim. Przez własne przemyślania zacisnął mocniej ramiona na jej drobnym ciele, ale nie powiedział o tym co go dręczyło. Nie miał na to sił, ona także wydawała się już powoli przygasać, wycieńczona wydarzeniami ostatnich dni. Chciał ją po prostu zabrać do domu i samemu odpocząć.
- Jak będziesz wciąż uważać, że jest mi obojętne co się z tobą dzieje to będziesz mnie karać w nieskończoność - zdobył się jednak na tych kilka słów, ale zabarwił je lekkim tonem, odejmując ciężaru jaki sam czuł w sobie na ich brzmienie. Chciał załagodzić atmosferę, a tak naprawdę chciał już opuścić to okropne miejsce, bo chociaż Nellie tutaj nie było, zawsze cień jej osoby majaczył gdzieś z tyłu jego głowy, gdy przebywał na cmentarnej ziemi. - Divino? - Spytał, gdy Norwood cofnęła nagle dłoń. Dopiero po jej słowach, Hawhtorne faktycznie przyjrzał się lepiej temu jak poranione były jej smukłe palce. To, że sama była ubrudzona ziemią, zmęczona i wymizerniała dostrzegł już na samym początku. Faktycznie ten widok był także karą. - Jedną z najboleśniejszych - przyznał więc, bo cierpiał za każdym razem, gdy działa jej się krzywda, jednocześnie obwiniając samego siebie o hipokryzję, bo przecież kiedyś on sam chciał by drżała przed nim z przerażenia. - Nie wrócisz do tego kościoła chociaż miałbym ciebie stąd zabrać siłą - pogroził, bo mimo swojej uległości względem niej, nie lubił gdy pogrywano z nim zbyt długo. Uważał przy tym, że wyznał jej już wystarczająco wiele i powinna sama z siebie pójść z nim... A przynajmniej na to liczył, bo nie miał pojęcia jak poradziłby sobie z frustracją po odrzuceniu jego uczuć. - I niczego się tak nie boję, jak tego, że mnie zmusisz bym tak postąpił. Więc tak, czuję się ukarany, V - dodał, samemu nie ogrywając wzroku od jej ciemnych oczu i czekając z nadzieją na to, że zaraz poczuje w wyciągniętej ku niej dłoni, dotyk jej zimnych palców.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Sądziła, że uda jej się go z miejsca uspokoić, ale chyba jednak nie doceniała tego, z jaką łatwością Nathaniel potrafił się denerwować. Westchnęła więc cicho, mimo, że on podniósł głos.
- Nie jest mi obojętna... już nie jest, ale się jej nie obawiam - wyjaśniła mimo wszystko, chociaż wiedziała, a raczej czuła, że większość osób na jej miejscu, w obliczu gniewu Nathaniela, zdecydowałoby się po prostu na milczenie, co najwyżej potakiwanie. - Naprawdę sądzisz, że nie zaczynam w to wierzyć? - przechyliła delikatnie głowę, ignorując to, że mimo ciężkiej atmosfery serce zabiło jej szybciej, z powodu jego jednoznacznego wyznania. - Gdybym tego nie rozumiała... nie uciekłabym tutaj - dodała ciszej, bo zaczynała pozwalać sobie na myśl o tym, że jej obecność była dla Nathaniela tak samo ważna, jak jego dla niej. Bo jeśli czegoś się bała przez ten czas spędzony w osobności, to właśnie tego, że dla niego nie będzie to żadną stratą, że to on z niej tak po prostu zrezygnuje i skaże ją na zapomnienie. Nie sądziła natomiast, że zależy mu tak bardzo na tym, by była świadoma tego, jak ważna dla niego jest. Zwyczajnie się bała zawierzyć temu w pełni, ale nawet pomimo tego strachu, z każdym dniem umacniała się w poczuciu, że to co ich łączy, nie jest chwilowe.
- Karanie ciebie w nieskończoność byłoby okrutne - zauważyła pod nosem, chowając uparcie dłonie w rękawach bluzy. Zerknęła na niego dopiero, gdy wypowiedział jej imię, a przy tym poczuła wyrzuty sumienia, zaczynając się zastanawiać nad tym, czy może nie skrzywdziła go za bardzo. Co było absurdalne, bo on nawet nie planował przeprosić Jaspera za to, że zmasakrował mu twarz. Gubiła się już w tym wszystkim, a zmęczenie nie pomagało. Jego groźby też nieszczególnie. - To byłoby niegrzeczne... musielibyśmy się znów na siebie pogniewać, a ja już nie mam siły się na ciebie złościć. Bardzo mnie to wyczerpało - zmarszczyła odrobinę czoło, po czym na moment zerknęła w stronę kościoła, nie będąc w stanie ocenić, czy naprawdę Nathaniel zabrałby ją stąd wbrew jej woli. Jasper też był tym zmęczony, a nie chciał zostawić jej samej, a sama Divina wcale nie znosiła tego lepiej. - Wrócę z tobą - wyciągnęła w końcu rękę i wsunęła ją w jego ciepły uścisk. Nim jednak oddalili się w stronę bramy, zabrała z grobu sztuczną chryzantemę, która tam leżała i podciągnęła trochę spodnie, żeby się nie wywrócić o materiał. Zatrzymali się przy Jasperze, by powiedzieć mu, że wraca z Nathanielem, a potem ruszyli w stronę bramy, gdzie czekał duży samochód, którym jeszcze Divina nie jechała. Bez pomocy Nathaniela nawet by do niego nie weszła, a jako, że oboje usiedli z tyłu, poczuła się w nim trochę swobodniej. - Czy teraz między nami jest dobrze? - zapytała niepewnie, gdy ruszyli z miejsca, a cisza sprawiała, że zmęczenie bardziej ją zmogło. Przytulne siedzenie też miało na nią swój naciski najpierw na zakręcie opadła na jego ramię, a potem, chociaż była przytomna, zjechała nieco niżej, nawet nie będąc świadomą tego, że zwinęła się w kłębek obok, okładając głowę na jego kolanie. Centymetr po centymetrze. - Bałam się, że mnie porzucisz - przyznała, przymykając na chwilę oczy.

Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ