prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Dick Remington

Nigdy nie rozumiała fenomenu tych wielkich, rodzinnych obiadków. Im wszyscy byli starsi, tym odbywały się coraz rzadziej, ale pewne rzeczy były niezmienne - matka była zbyt pochłonięta mężem numer cztery (albo już numer pięć?) by zaszczycić ich towarzystwo obecnością, ojciec zachwycał się jedynie swoją kolejną żoną, która dopiero co wczoraj nabyła możliwość legalnego zakupu alkoholu, bowiem wyhaczył ją chyba w klasie któregoś z młodszych synów... Ci rozmawiali jedynie ze sobą, a Elle i Dick pojawiali się tylko od wielkiego dzwonu, szczęśliwie jakoś naprzemiennie, nie doprowadzając tym samym do rodzinnego skandalu z morderstwem w tle.

Żadna zmiana nie chciała ich zaszczycić swoją obecnością i nie rezerwowała sobie jednak na dziś miejsca, więc sama Michelle od samego rana skrupulatnie pracowała nad tym, by objawić się szanownej rodzince w swojej zupełnie doskonałej roli idealnej i spełnionej żony. W długiej, szyfonowej sukience wydawała się tak niewinna i nieszkodliwa jak to tylko było możliwe, bardziej jakby na to rodzinne spotkanie wyciągnęli ją prosto z urlopu. Nie było przecież tak, że wręcz całymi latami zbierała informacje, którymi może wywołać odpowiedni dyskomfort u wszystkich zebranych przy tym stole. Nie, skąd, nie idealna Michelle. Patricia, tą od Guccich - odpowiedzialnych dzisiaj za jej sukienkę - chyba by aż jej dziś przyklasnęła. Bo dobre to wszystko sobie. Aż się sama do siebie uśmiechała teraz w lustrze. Że te ich wszystkie szafy są jeszcze w stanie utrzymywać tyle trupów.

Przez długi czas zdawała sobie świetnie sprawę z tego, że jest w domu sama. Nie można przecież było szanować cudzego czasu i nawet tutaj trzeba było się odpowiednio spóźnić. W końcu jednak postanowiła zrobić chociaż mały rekonesans, dom był w końcu olbrzymi, mogła przeoczyć czyjeś przybycie. Powoli schodziła że schodów, jak te wszystkie wymuskane gówniary na jakimś balu debiutantek. Nie zarejestrowała niczyjej obecności, mogła zachwycać się więc sama sobą. I robiła to w najlepsze, a kiedy w końcu zatrzymała się na ostatnim schodku, jej wszystkie ukryte moce odpowiedzialne za bycie wiedźmą chyba skrzyknęły się na najwyższych wręcz obrotach, bo drzwi się otworzyły i oto stali teraz ze sobą twarzą w twarz. Ona. I Richard. Choć temu drugiemu, przynajmniej jeśli wierzył w piekło, objawiał się raczej diabeł i to we własnej osobie. Zaszczyciła go swoim podłym uśmieszkiem, wyraźnie rozbawiona całą sytuacją.
- Dzień dobry, panie komendancie - i co by nie było, że nie doceniała zaszczytów, które przecież i tak załatwił mu tatuś, nawet potaknęła delikatnie głową. W dość nonszalancki sposób oparła się o balustradę i teatralnie się rozejrzała. Nie musiała nawet się specjalnie wysilać czy robić większych researchy by wiedzieć, że ta jego pieprzona idiotka chyba już ostatecznie postradała zmysły i została jego żoną. Układ był w przypadku tak randomowej dwójki wręcz śmieszny, i mocno się teraz starała nie roześmiać, kryjąc się za dość pobłażliwym uśmiechem. Szybko jednak skojarzyła fakty i nawet ona sama uznała, że próżno w tym domu wyglądać Atwoodówny po jej słynnych już w pewnych kręgach, raczej nazbyt bezpośrednich komentarzach dotyczących Remingtona seniora, a raczej jego ledwo co pełnoletniej żony. Musiała to przyznać - dziewucha okazywała się mieć całkiem niezłe jaja, by po czymś takim wżeniać się w tą popieprzoną rodzinkę, ale na tytuł ulubionej synowej nie miała co liczyć. - Żona się już poznała i dała sobie spokój? - próbowała powtarzać jak mantrę, że powinna się opamiętać, ale nie było to takie łatwe kiedy po prostu nie mogła się powstrzymać.
powitalny kokos
m
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Spał tej nocy wyjątkowo kiepsko. Poprawka, zasnął jak kamień po spełnieniu jednego ze swoich małżeńskich obowiązków (choć to wcale cnotliwe i pod kołdrą nie było), ale prześladowały go kataklizmy w koszmarach. Ciągle przed czymś uciekał- były potwory, demony, dużo ognia i nie dość, że czuł się jak na jednej z akcji to na dodatek przegrywał, bo zanim zdołał uratować z pożaru ofiary to rozpływały się i znikały. Nie mógł nawet przestać ich szukać, więc wreszcie rozczarowany przenosił się do innego świata w którym również trwała nieskończona pożoga.
Nic więc dziwnego, że wreszcie koło trzeciej pożegnał się z wizją zdrowego snu i postanowił pójść pobiegać. Na szczęście dawne sny wyparowały z jego świadomości po spojrzeniu w lustro (naprawdę to działało) i nawet zapomniał o tym, by zapytać Divinę przy najbliższej sposobności co to wszystko ma znaczyć. W końcu w Biblii zdarzały się jakieś prorocze sny, a Dick łapał się na myśleniu, że skoro już się nawrócił, to pewnie Bóg będzie osobiście do niego przemawiał. W końcu nie był byle kim, prawda?
Wszystkie tego typu konotacje rozwiała jednak wiadomość od ojca, w której znalazło się zaproszenie i jednocześnie groźba. Jak się okazało, mieli zjeść razem obiad, bo córeczka marnotrawna postanowiła zaszczycić ich podłą mieścinę. Wszystkie jego koszmary okazały się cudownym proroctwem, oznajmującym żałośnie, że szatan jest w mieście i pewnie już knuje, co przemycić w swojej torebeczce od YSL. Tak właściwie Bozia mogła postarać się o lepszą symbolikę, bo doskonale wiedział, że wizyta jego siostry brzmi jak zapowiedź nadejścia Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Nie było w tym nic niespotykanego, że najpierw stanowczo odrzucił to zaproszenie na bratanie się z wrogiem. Dopiero delikatna sugestia o ukróceniu jego specjalnego funduszu sprawiła, że się zawahał. Po pożyczce od Harriet brakowało mu drobnych i nie powinien narażać się na tego typu zagrożenia.
Zresztą instynkt podpowiadał mu nieomylnie, że lepiej jest wiedzieć, co ta kur… ukochana siostrzyczka układa w swojej głowie. Łączyły go z nią same najlepsze wspomnienia, tak nieodłączne, że tego dnia dosłownie stawał na głowie, by nie przyćpać.
Swędział go nos, ciało nagle przestało go słychać i jak w gorączce wyszedł w końcu na balkon, by zapalić papierosa. Całe szczęście, że na to w toku swojej rekonwalescencji było go stać. Nagle też zatęsknił za swoją żoną, którą całkiem prewencyjnie zostawił w domu. Z tą małpą nigdy nie było nic wiadomo i chyba jako jedyny nie dał się nabrać na tę ugrzecznioną wersję, którą usiłowała im sprzedać przez lata.
Dick wiedział i również zdawał sobie sprawę, że spotka się z nią, gdy będzie wracał. Spojrzał w górę, a jego wzrok przykuła idealna idiotka, która w szeleszczącej sukni pragnęła mu pokazać, że jest o kilka poziomów wyżej.
Ta rywalizacja, nieodłączna w każdym rodzeństwie u nich przybierała wręcz skalę obsesji. Tak żałosnej, że zaczynał fantazjować jak pastwi się nad jej zwłokami.
- Tak witasz ukochanego brata? A może straciłem ten tytuł po tym jak mi obciągnęłaś? - zadrwił i nie pozwalał jej górować ani chwilę dłużej. Ruszył po schodach do góry poprawiając mankiet swojego oksfordzkiego sweterka, w którym wyglądał jak dobrze ułożony mężczyzna, nadal bez obrączki na palcu. - Widzę, że wiedziesz wyjątkowe żałosne życie, skoro interesujesz się czyimś ślubem. Ten cały Logan czy jak mu tam jest finansistą? Od kiedy pieprzy waszą gosposię? - on za to cudownie niczego nie był świadomy, ale musiał z nią pogrywać.
Wszystko było lepsze niż przyznanie, że jej powrót mógł znowu wszystko rozpieprzyć. W końcu to ona odpowiadała za jego upadek i ona doprowadzała go przez to do białej gorączki właśnie teraz, gdy najbardziej tęsknił za kokainą.

michelle macmillan
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Dick Remington

Nie urodziła się wczoraj, spodziewać się więc mogła, że przeciwnik będzie przynajmniej próbował podejmować grę w tej ich (nierównej bardzo niestety, sorki braciszku) walce, więc gdy faktycznie miało to miejsce, na jej ślicznej, doskonałej buźce pojawiła się jedynie kpiąca mina. Firmowy uśmieszek numer trzy, ze specjalną dedykacją dla Richarda Remingtona.
- Och, jej - niby całkiem udanie nawet wychodziło jej takie zdziwienie i chyba gdzieś obok realnego przejęcia to leżało. - Jest aż tak źle, że musisz rozpamiętywać przypadkowego loda sprzed piętnastu lat? - z tą piętnastką to strzelała odrobinę przypadkową liczbą, ale na Boga - o ile ten w ogóle istniał - przecież nikt nie odliczał od tego momentu lat czy miesięcy. - Biedaczysko - posłała w jego stronę wymuszoną, smutną minkę, coś w rodzaju tych podkówek którymi uraczają wszystkich dzieci, jeśli chcą poprawić ludziom humor, kiedy im smutno. Michelle wiedziała, ta świadomość wręcz paliła ją pod skórą, że jedyne jednak co miałoby teraz pozytywny wpływ na nastój towarzyszącego jej Dicka to jej rychły wyjazd z Lorne Bay. Ewentualnie śmierć w naprawdę paskudnych okolicznościach. Wcale nie było jej szkoda, że w najbliższym czasie ani jedno, ani drugie się nie spełni i chłopina będzie jej jeszcze miał bardziej niż dosyć.
- Od kiedy to się tak o mnie troszczysz? - zapytała, po czym aż prychnęła dosyć ironicznym śmiechem, zupełnie tak jakby troska innego członka rodziny niż ojciec miała ją brzydzić czy coś w tym stylu. Nie zamierzała dać się podejść i w jakikolwiek sposób komentować tego, czy i co dzieje się tam, gdzie jej życie jest dobre i ułożone, a ona sama jest idealną, przykładną żoną. - Ale wiesz, ten pomysł z gosposią wydaje się wcale nie głupi, ale w t w o i m przypadku - klasnęła bezgłośnie w ręce. Gdyby tylko wiedziała, że ta pieprzona idiotka zupełnie niezmiennie jest dla jej ukochanego braciszka tak delikatnym tematem, to wpadłaby tu wcześniej. W ramach relaksu, w momencie kiedy ledwo co rusz wyschnął na złożonych na akcie ślubu podpisach. To dopiero byłaby zabawa! - Podpytaj ojca, na pewno będzie miał odpowiedni kontakt. Wraz z r e f e r e n c j a m i - po raz kolejny obdarzyła Richarda kpiącym uśmieszkiem. W przeciwieństwie do jego ufnej żonki nie była skończoną kretynką wierząca w dozgonną wierność takich osobowości jak ich tatusiowie, zresztą w temacie mężów również nie powinno być inaczej. Bo naprawdę dziewczyna musiała być ostatnią idiotką, jeśli wierzyła że za kilka lat jej ukochany mąż nie pójdzie w ślady swojego szanownego ojca i nie wymieni jej na rocznik, który w dniu ich ślubu został dopiero co poczęty. - Albo teścia. To już ten moment kiedy mówisz do niego tato? - wyszczerzyła się kpiąco. Moment na to pytanie był wręcz w punkt, bo sam zainteresowany ją właśnie mijał. Skorzystała więc z okazji i przyjrzała mu się raczej badająco. - Nieźle wyglądasz - pokusiła się nawet o komplement, ale sam zainteresowany powinien być już przyzwyczajony, że takowy nie zwiastuje niczego, zupełnie niczego dobrego. - Ile to już bez? C h o c i a ż z trzy miesiące? - tym razem wbiła szpilkę w drugą miłość drogiego Remingtona, czyli równie drogą kokainę. To musiało być całkiem zabawne, żyć w takim toksycznym trójkącie. Najpierw to koka zabrała mu tą blond idiotkę, teraz blond idiotka zabierała mu kokę. Dicka ten układ musiał zżerać żywcem.
Westchnęła zadowolona. Nie spodziewała się, że to będzie tak łatwe, że znajdzie sobie ofiarę tak doskonałą, jakby była jej prywatną laleczką voodoo, nad którą będzie mogła p a s t w i ć się wręcz bez końca.
powitalny kokos
m
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Powinna być na tyle świadoma, że przynajmniej wiedział o niej znacznie więcej niż część rodziny i przez to był wygranym. Doskonale znał się na jej anielskiej buźce, która przypominała raczej anglosaskie laleczki. Tyle, że w przeciwieństwie do nich jego ukochana siostrzyczka (choć nie łączyły ich żadne więzy krwi) przypominała raczej żądną krwi harpię, którą nudziły zwyczajne relacje ludzkie. Poniekąd Dick nawet był w stanie jej współczuć, bo on doskonale odnajdywał się w obojętności i ze wzruszeniem ramion przyjmował całe życie, zaś ona… Cóż, można by rzec, że ciągle poszukiwała i był przekonany, że właśnie z tego powodu znalazła się u ich wspólnego tatusia.
Poprawka, jego stary nawet nie miał z nią niczego wspólnego poza sympatią, którą okazywał jej na wyrost. Można by rzec, że była jedną z tych podrabianych marionetek, które na dodatek szczekały w jednym rytmie.
- Jest tak źle, że musiałaś tu zjechać? - odbił pałeczkę, gdyby jej się nie nudziło w tym piekle, z którego przyszła to pewnie by nie zaszczyciła ich wizytą. Nadal jednak w najlepsze mąciła, psuła i zaburzała jego świeżo odzyskany błogostan.
- Ja zawsze dbałem o twoje dobro, więc czemu nie zapakujesz swoich kopytek i nie uciekniesz do tego ideału? - im bardziej przedstawiała wizję idealnego domu, tym bardziej mu to śmierdziało. Może i nie był lotny, ale zbyt dobrze znał tę czarownicę, by wiedzieć, że takie jak ona nie prowadzą perfekcyjnego życia. Takie jak ona potrafiły tylko w odpowiednim momencie wszystko przykryć ładnym dywanem, który zakryje odpowiednie plamy zniewagi po zdradzie i całej reszcie.
- I serio? Myślisz, że rusza mnie to, że mój ojciec jest kurwiarzem? Proszę cię, Mia, oboje wiemy, że zdradził tylko twoją matkę - i tu miał pewną satysfakcję, nie tylko z nazywania jej w sposób tak trywialny, ale i tego, że jego matka może i była ćpunką, ale nie została znieważona przez starego ojczulka. Zostawił ją dla dobra odwyku, nie dla innej dupy. W przypadku macochy numer dwa… Cóż, najwyraźniej szybko się tatusiowi znudziła i takie samo fatum zawisło nad tą blondynką, która może i teraz przyodziewała się w strojne szatki, ale nie dało się ukryć, że już czas ją posunął w lata i nie budziła w nim absolutnie niczego poza politowaniem.
- To już ten moment, by cię uświadomić, że nie zaprosimy cię na ślub - wzruszył ramionami i przez chwilę przez jego myśl przemknęła niedorzeczna myśl, że gdyby się postarał to zepchnąłby jej przez balustradę na sam dół, a we wszystkich telenowelach to był nieoceniony sposób na skręcenie karku.
Uśmiechnął się tak promiennie do tej myśli, że nawet jej próba wejścia szpilkami od Choo w najbardziej intymny fragment jego życia przeszła bez echa.
- Odliczam dni do twojego wyjazdu - i nachylił się i pocałował ją w policzek jak przystało na jakże kochającego brata. Następnym razem będzie to pocałunek już po śmierci.

michelle macmillan
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Dick Remington

Czasami jeszcze po dziś dzień była zdziwiona, jak łatwo przychodziło mężczyznom kupowanie tego jej cudownego, grzecznego wcielenia. Nieważne czy to ojciec, czy poczciwy stary Atwood, czy będący księciem w jej bajce małżonek - wszyscy jak jeden mąż zdawali się wręcz nie dopuszczać do siebie takiej opcji, że Michelle mogłaby się nie okazać wcale takim dobrym człowiekiem na jakiego od lat pozuje. Bo między Bogiem a prawdą to ostatnie, co realnie można o niej powiedzieć.
- Cóż, niektórzy mają pracę. P r a w d z i w ą - i pewnie mogłaby się puszyć w tym temacie jeszcze dłużej k jeszcze bardziej, ale akurat tutaj zdawała sobie sprawę, że jechali z szanownym braciszkiem na jednym wózku - zapisy w ich CV nie byłyby w końcu tak spektakularne, gdyby nie ich kochany tatuś. Postanowiła się więc bezpiecznie z takiego nijakiego dla niej tematu wycofać, a na dickową zaczepkę o jej ideale tylko ni to prychnęła, ni to syknęła. Odezwał się autorytet w sprawach kreowania rodzinnego szczęścia. Richard Remington, specjalista w temacie utrzymywania małżeńskiego status quo w temacie jest nam dobrze. Ten sam, który właśnie udaje że wcale nie jest żonaty. Na tą myśl o mało nie wybuchnęła śmiechem, choć równie dobrze mogłaby wywrócić mocno oczami, w geście zupełnego braku szacunku. W główkach się poprzewracało.
- Oooch, Ricky - Dick nie słyszał tego zdrobnienia pewnie już z trzydzieści lat, ale blondynka nie mogła się wręcz powstrzymać. Nie za tą nieszczęsną Mię. Co to w ogóle za imię dla plebsu? - Ojca, teścia, siebie samego, wszystko jedno. To jak uświęcona tradycja, nie omija nikogo - wzruszyła ramionami. Naprawdę napatrzyłam się na wszystkie te "szczęśliwe związki" w ich towarzystwie na tyle skuteczne, że wręcz bez pudła mogła kreować taki ich wizerunek. Może i odrobinę zbyt stereotypowy, ale co ona biedna mogła zrobić, kiedy że świecą można było szukać tych naprawdę kochających się, a co dopiero wiernych? Przecież to nie jej wina, że całe środowisko było takie zepsute. Zaczęło się jeszcze dużo wcześniej niż ona sama postanowiła się w nim objawić. Za pomocą swojej matki i jej wątpliwej moralności zresztą.
- Ojej, do tego przynajmniej dojdzie? - zapytała z wyraźną troską. W końcu po odwołanym weselu jego szanownej żony emocje nie opadły chyba jeszcze do teraz, jej ojciec prawie nie dostał jakiegoś wylewu, odwoływanie wszystkiego trwało tygodniami, a dziewczyna - jak przystało w końcu na te idealne, wychuchane bananowe dzieci - postanowiła się jedynie rozmyślić. Kto bogatemu zabroni zrobić to drugi raz? Michelle pomoże to odwołać choćby w ramach wolontariatu.
Kiedy cmoknął ją w policzek, szybko się wytarla jakby była to największa obraza jaką mógł jej zafundować. I rzuciła mu jakieś karcące spojrzenie, odrobinę wszystkim zdegustowana.
- Gdzie się spieszysz - zganiła go, wyraźnie zdziwiona. A kiedy znowu udało się jej złapać jego uwagę, dodała: - Mam na myśli, że nikogo jeszcze nie ma. Nie, że licząc zgubiłbyś się przy trzydziestu - i wyszczerzyła się głupkowato, na swój sposób dumna z siebie i swojej zaczepki rodem z piaskownicy. Cóż, może i Remington był wyjątkowo wdzięcznym królikiem doświadczalnym, na którym można było trenować jak wiele jest w stanie wytrzymać facet, ale nadal trudno było mu też odmówić, że nieciezko mieć do niego pewną słabość. Chyba więc po części rozumiała tą jego pieprzoną idiotkę, że się znowu postanowiła z nim zadawać.
powitalny kokos
m
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie byli rodzeństwem i nie łączyły ich żadne więzy krwi, ale musiał przyznać, że po części nadawali kiedyś na jednych falach. Nie chodziło nawet o jakąś wzajemną sympatię, bo przecież wśród rodziny jest ona czasami towarem deficytowym. Bardziej o fakt, że pomiędzy naturalną rywalizacją po części się rozumieli.
Przez co był chyba jedynym z mężczyzn, który nie do końca nabierał się na jej słodką buzię aniołka i nienaganne maniery. Pod ich płaszczykiem skrywała osobowość równie paskudną jak ta Dicka i pewnie jeszcze bardziej groźną. Z prostej przyczyny, po nim jednak ludzie wiedzieli czego można się spodziewać, zaś ona… Mogła skończyć każdego w jedwabnych rękawiczkach, co sprawiało, że sam Remington marzył jedynie o tym, by powróciła do Europy i przestała się bawić ludźmi jak marionetkami.
Znał ją jednak na tyle, by wiedzieć, że dopiero się rozkręca.
- Cóż, niektórzy ratują życie, a nie bronią zwyroli, bo tatuś im zafundował studia. Och, to nawet nie jest twój tatuś - poprawił się, choć znał przykrą prawdę. Dla starego Remingtona ona była bardziej córką niż on kiedykolwiek synem. W tym momencie zabolało go to tak bardzo, że zaczął fantazjować o tym jak skręca jej kark i zostaje z niej tylko ta ładna powłoka ze śmiesznie przekrzywioną główką jak u lalki. Często widywał takie przypadki podczas ratowania ludzi z wypadków i zazwyczaj robił wszystko, by jak najszybciej o nich zapomnieć, ale nie teraz. Aktualnie rozkoszował się wręcz wizją tej panienki w rozkładzie. Pewnie to nie było ani trochę chrześcijańskie, ale nie mógł się powstrzymać. Poza tym pomarzyć każdemu wolno, prawda?
Przewrócił oczami na jej Ricky’ego. Brzmiało to jako gospodarz jakiegoś zjebanego talk- show, a nie po to ojciec mu dał imiona za Szekspirem, żeby teraz ta panienka je przekręcała.
- Tradycje są po to, by je łamać, siostrzyczko. Nie każdy musi być podłą szmatą jak ty - przynajmniej w tej jednej kwestii był od niej lepszy. Nie zdradziłby nigdy Ainsley, ba, żadnej kobiety nie zdradzał i choć powinien być z tego dumny, odczuwał jedynie większy wstręt do własnego ojca. Dało się skończyć związek bez tego typu akcji, ale najwyraźniej jego stary nigdy do tego nie dorósł. Może dlatego dogadywał się tak dobrze z tą harpią, która przyjechała tutaj rozszarpać jego małżeństwo.
Tego był pewien i po części nawet kręciło go to, że tak alergicznie reaguje na Ainsley. Podejrzewał, że i jego żona na myśl o powrocie siostry marnotrawnej zareagowałaby tak samo. Miała wszelkie powody, by utopić tę idiotkę i Dick powoli skłaniał się ku temu planu. Z You wiedział, że nic nie cementuje małżeństwa tak dobrze jak wspólne kopanie grobu, więc można by rzec, że byli umówieni.
- Dobra, czego chcesz? - on za to nie zamierzał się z nią patyczkować i najchętniej faktycznie uciekłby z tego miejsca, ale jej groteskowe wytarcie jego całusa rozbawiło go na tyle, że postanowił przeczekać. Usiadł na szezlongu i spojrzał na nią wyczekująco. - I tak, zapomniałem, że mam w rodzinie geniusza. Nadal wciągasz kreski po kryjomu czy częstujesz kochankę męża? - zapytał z uśmiechem.
Z tej pozycji leniwego obserwatora nawet ona nie była mu straszna.

michelle macmillan
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+ Dick Remington

Jeszcze lecąc tutaj, naprawdę solidnie zapierała się przed samą sobą, że nie pozwoli tym swoim przeklętym morderczym wręcz instynktom wziąć nad sobą góry i z taką radością pozwolić swojej skromnej osobie tępić akurat jej ukochanego braciszka. Nie było w końcu tak, że był jedyną osobą tutaj na miejscu, którą mogła trochę pomęczyć, wiedzę o ludziach przecież miała doprawdy sporą, znajomości jeszcze większe. Mogła znaleźć sobie jakieś wyzwanie, coś ekstra, zupełnie - jak mawia gównażeria - epickiego. Problem polegał na tym, że może i mogli się wzajemnie zapierać, ale w gruncie rzeczy byli do siebie z Dickiem podobni. I dlatego chyba tak dobrze wychodziło im zwalczanie tego drugiego. I mogła się zarzekać, solennie sobie obiecywać i przysięgać, ale po prostu nie mogła się powstrzymać. Nie, kiedy w przeciwieństwie do Remingtona miała w zanadrzu jego najczulszy punkt. Żywy, na dwóch nogach, blond, ten który kochał do szaleństwa, tak banalnie wręcz łatwy do ustrzelenia.
Aż się sama do siebie uśmiechnęła na tę myśl. Była zupełnie wręcz rozkoszna.
- Tatuś zafundował ci studia - zaczęła go przedrzeźniać, z całym tym jego angielsko-zalatującym akcencikiem, naleciałym cholera jedna wie czy bardziej od ojca czy od, pożal się Boże, żony. - Nie zbiedniał. Ale już żeby załatwić twój stołek to chyba obciągnął burmistrzowi, a nie wygląda specjalnie na takiego który lubi takie zabawy. Powinieneś być wdzięczny - jak ogólnie bowiem wiadomo, kochającą córeczką bywała tylko w obecności tatusia (od biedy jeszcze również przy Atwoodzie, bo może i był wyjątkowo wręcz poczciwy, ale nie ufała mu w kwestii niedoniesienia o pewnych rzeczach), więc gdy tylko rzeczonego nie było nigdzie na horyzoncie, pozwalała sobie czasem choćby na i tak personalne wycieczki. - I nie musisz mi schlebiać. W firmie od udawania, że zwyrole wcale nimi nie są jest twój szanowny teść. Ale chyba zdążyłeś się już o tym przekonać osobiście? - śmieszki śmieszkami ale teraz popatrzyła już na niego z wyjątkową wręcz powagą. Mógł ją może i mieć za zupełnie nieszkodliwą, ale ona przy całej swojej popapranej wyjątkowo osobowości miała jeszcze coś ekstra. Szczęście do bycia w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Wiedziała więc o klientach - nawet tych nieistniejących w żadnych dokumentach, jak choćby Remingtonowie - naprawdę sporo i Dick musiałby być ostatecznie już chyba szalony by pozwalać jej za dużo z tym zrobić. Czy rozkoszowała się teraz jego nietęgą raczej miną? - Co, Atwood okazał się parę razy zaskakująco przydatny? - rozkoszowała, owszem, jak najlepszym deserem. - A tak odsądzałeś faceta od czci i wiary - kiedy się przecież rozstawałał z tą swoją blond idiotką, nie oszczędził w nienawiści chyba żadnego członka jej rodziny. Wtedy było to całkiem zabawne, z czasem jednak - chyba wyłącznie jeszcze bardziej. Naprawdę chciałaby dożyć momentu, w którym Richard będzie się zwracał do jej szefa per tato. To byłby najdoskonalszy plot twist tej historii.
- Żona musi być dumna, że mąż z takim szacunkiem odnosi się do kobiet - rzuciła całkiem nonszalancko. Takie teksty nie robiły na niej zupełnie żadnego wrażenia, można śmiało zakładać że spływały jak po kaczce. Ciężko zresztą byłoby chyba Dickowi znaleźć na ten moment jakikolwiek temat, którym ją jakoś bardziej ruszy. Za dobrze się bawiła, żeby czymkolwiek zacząć się teraz przejmować.
- A skad to ponure założenie że c z e g o ś chcę? - zapytała zadziornie, sadzając swój zgrabny tyłek na kawałku jakiegoś wolnego fotela na przeciwko niego. Zarzuciła nogę na nogę i zaczęła jedną z nich delikatnie machać, jakby w ten sposób okazując zniecierpliwienie. Zniecierpliwienie towarzystwem akurat Richarda.
Tematu kokainy postanowiła nie poruszać. Wszystko przecież należy odpowiednio dozować - kiedy wyczerpie się jej już oręż w postaci świeżo upieczonej pani Remington (czy tylko dla niej to brzmi niedorzecznie?), wyciągnie cięższą artylerię. Trochę jak w szachach - próbowała sobie nawet przypomnieć czy akurat Dick umie w nie grać. Ciekawym mogłoby się okazać, czy byłby w stanie poświęcić swoją królową.
powitalny kokos
m
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Powinna być dumna z siebie, bo większość ludzi, których znał, traktował z absolutną obojętnością. Zawdzięczał to służbie strażackiej, która skutecznie wyleczyła go z ludzkich odruchów. Podejrzewał nawet, że znieczuliła go tak bardzo, że nie bez powodu szukał potem ukojenia w kokainie. Zawsze przynajmniej wówczas coś czuł, a tego przez lata mu brakowało. Dopiero z czasem zrozumiał, że po zerwaniu z Ainsley nie mógł dopuścić się do zatracenia w swoich emocjach. Gdyby tak zrobił to nie przetrwałby tego zerwania bez utraty zmysłów. Ten pstryczek wyłączenia emocji zadziałał niemal bezbłędnie jak u wampirów poza jednym wyjątkiem.
To właśnie ona, jego siostra z piekła rodem była wówczas zapalnikiem tak silnym, że do dziś nie rozumiał jakim cudem nie zrzucił jej wówczas z okna. Nienawidził ją tak bardzo, że wydychał ten hejt w powietrzu razem z papierosowym dymem. Dla niego ta emocja była jak tlen i pozwalała mu przetrwać okres, podczas którego nie potrafił oddychać bez Atwood. To, że teraz do siebie wrócili, była jak jedna z tych nowoczesnych terapii tlenowych- wiedział, że wszystko będzie dobrze, ale jednocześnie tyle było niewiadomych. Jedna z nich właśnie jak bumerang powracała do jego życia i musiał przyznać, że wkurzała go tym absolutnie.
Poprawka, wkurwiała.
Znał ją na tyle, by wiedzieć jednak, że każde jego zawahanie lub próbę morderstwa weźmie za dobrą monetę, więc musiał się pilnować, nawet jeśli do końca życia miał żałować, że nie zgładził tego pomiotu szatańskiego, gdy była słodkim berbeciem. Dał się zwieść pozorom i teraz za karę musiał odbywać te milutkie konwersacje.
- Myślę, że wolał obciągać burmistrzowi niż pieprzyć twoją suchą matkę. To macie rodzinne - zauważył i wzruszył ramionami. Mógł odhaczać punkty według których będzie go znieważać i pewnie wygrałby w alko-grze. Najbardziej jednak obawiał się jej powiązań z rodziną Ainsley. Podejrzewał, że jego ojciec jest kretynem, skoro nosił wszystko w jednym koszyku, ale na tę refleksję było już za późno. W końcu poczciwy stary nigdy nie przypuszczał, że znowu zejdą się i na dodatek wezmą ślub, więc rodzina Atwoodów była mu całkiem obojętna. Najwyraźniej jednak jego poczciwa siostrunia jak przystało na szczura dogryzła się do odpowiednich akt i teraz zamierzała go nimi w kółko szantażować.
Wybornie, po prostu jeszcze tego brakowało mu w tym cyrku szybkiego małżeństwa i planowania teraz wesela na skromne czterysta osób.
- Wiesz, że skoro jestem klientem waszej kancelarii obowiązuje cię tajemnica zawodowa, prawda? Śmieszne, że to ja muszę cię pouczać, a nie skończyłem tego twojego Harvardu - zadrwił z uśmiechem i od razu wyciągnął telefon. W chwilach takich jak ta, sms do żony potrafił sprawić cuda. Na całe szczęście dzięki temu ominęła go ta cała jej szopka z zajmowaniem miejsca. W takich chwilach wyglądała jak jakaś oblubienica szatana, a on naprawdę miał dość fantazji o tym, że po prostu ją dźga widelcem do indyka podczas rodzinnego spotkania. To zapewne też Atwood by wyciszył za odpowiednią sumę pieniędzy. Wprawdzie byłoby to ostatni raz, gdyby jego tatuś się do niego odezwał, ale Dick wiedział, że naprawdę warto. Widok swojej umiłowanej siostry nie tylko budził w nim instynkty mordercy, ale i sprawiał, że robiło mu się zdecydowanie niedobrze. Schował telefon i spojrzał na nią.
- Stąd, że nasz umiłowany tatuś niedługo kopnie w kalendarz, więc powoli zleciały się sępy - odpowiedział i mało brakowało, a zakrzyknąłby: niespodzianka. Tego ta mała wywłoka akurat nie wiedziała i ta wiedza sprawiała, że rosło mu niebotycznie ego. Nie była taka przewidująca jak zawsze myślała.

michelle macmillan
prawnik — atwood llp
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najgorszym człowiekiem świata została, bo lubi najwyższe progi, wielkie pieniądze i władzę. Ale paragrafy i przepisy ją nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.
+Dick Remington

Gdyby wiedziała, jak zupełnie nieszkodliwym przeciwnikiem stał się na przestrzeni ostatnich lat Dick, to wszelkie zapieranie się, że tym razem go nie tknie, wynikałyby wyłącznie z tego powodu. Nie rozczulałaby się przecież, że może chłopu już wystarczy. Że może sobie życie układa. Pewnie gdyby była dobrym człowiekiem, tak by do tego podeszła. Ale nie była i nic się w tym temacie nie zapowiadało na zmianę, siedziała więc przed nim w najlepsze, z przyklejonym wręcz uśmieszkiem zadowolenia. I czekała na więcej.
- Spadek formy, tylko na tyle cię stać? - prychnęła w końcu, jakby mówiła o czymś co napawa ją największą wręcz odrazą. Mimo to mimika jej twarzy wcale się nie zmieniła. Ona za to miała w zanadrzu jeszcze całkiem sporo. I to przecież nie tak, że prosił się o wszystko sam? Wróć, no może jednak prosiła ją o to nieostrożność ich ojca. Przecież to, że to akurat stary Atwood miałby w razie czego reprezentować interesy Dicka, to najbardziej doskonały plot twist w historii. Scenarzyści netflixowych hitów by tego nie wymyślili.
- Ty naprawdę myślałeś, że byłabym w stanie choćby pomyśleć o poświęceniu prawa wykonywania zawodu, by oświecić twoją żonę wiedzą na temat tego jakim potworem jest jej mąż? - aż się zaśmiała nawet trochę. Dobre sobie. Pewnie i powinny się w niej odezwać jakiekolwiek uczucia związane z solidarnością jajników, ale... po co? Nie była w stanie uwierzyć, że ich ojciec czy Atwood senior nie wiedzą o tym całym pożal się Boże ślubie. Skoro jednak jeszcze żaden tego zakończyć choćby nie próbował, najwyżej albo bardzo mocno wierzyli w to, że Dick się zmienił (dobre, kurwa, sobie), albo dla własnych spokoju i wygody, byli w stanie poświęcić tą biedną dziewczynę. Generalnie to nie było jej wcale czego zazdrościć.
- Ale już jej tatuś... Wiesz, on może dosyć swobodnie rozmawiać we własnym domu, z członkami własnej rodziny o najbardziej frapujących sprawach. Oczywiście bez szczegółów w typie nazwiska, ale przecież to całkiem inteligentna dziewczyna, prawda? - niby zapytała go bezpośrednio, jednak nawet na niego nie spojrzała, bardziej zajęta wygładzaniem materiału swojej sukienki, zmierzwionego nazbyt gdzieś na kolanie.
Wzrok podniosła dopiero o informacji na temat 'kopnięcia w kalendarz'. Fakt faktem, Remington nie należał do najmłodszych na tym padole łez, ale żeby od razu nieborakowi tak źle życzyć?
- Stara śpiewka, że ściągnęła mnie tu kasa? - zaśmiała się w głos. - Dzięki, swojej własnej mam za dużo. Ty się też widzę zabezpieczyłeś odpowiednio sytuowaną małżonką, po co więc marnotrawisz swój czas? - spojrzała podejrzliwie, choć poczuła jasno, że właśnie nastąpił moment, w którym Dick Remington rzucił jej rękawicę. Pojedynek będzie co prawda wyjątkowo podły, bo o majątek staruszka, ale czy akurat Michelle mogła się o cokolwiek w tym temacie martwić? Zostawi biedaka bez niczego, to było bardziej niż pewne.
powitalny kokos
m
ODPOWIEDZ