Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pierwszy dzień w nowym domu spędził na nic nierobieniu. Cisza panująca dookoła działała na niego kojąco po tych dwóch dość zakręconych, skomplikowanych i nieco nerwowych tygodniach. A szczególnie po tym jednym popołudniu, kiedy znowu coś poszło nie tak. Kiedy wszystko poszło nie tak. Większość czasu przesiedział na kanapie w salonie, bezmyślnie przeskakując między kolejnymi kanałami telewizyjnymi, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby go zainteresować na tyle, by kolejne wciśnięcie przycisku w pilocie, nie było konieczne. Sporo myślał też o tym, jak wszystko się zmieniało, jak niektóre decyzje wpływały na codzienność i jak łatwo było zatracić się we własnych pragnieniach, porzucając dotychczas narzucone sobie zasady. Zaskakiwało go również to, z jaką łatwością przychodziło mu odnalezienie w sobie tych uśpionych ludzkich odruchów, jakimi były słabości, bliżej nieokreślone uczucia i wyobrażenia związane z nią. Leighton zaprzątała mu głowę każdego dnia bez względu na to, czy nie odzywali się do ciebie, czy przegadywali kolejną godzinę przez telefon, poruszając każdy temat, który tylko przyszedł im do głowy. Zaprzątała jego myśli, kiedy była obok, jak i wtedy, kiedy byli osobno. Od spotkania w restauracji, nie było chwili, w której nie myślał o tym, jak wynagrodzić jej to, że zachował się tak wrednie, choć wcale na to nie zasłużyła.
Oświecenie przyszło, gdy na kolejne trzy dni zaszył się w sypialni ze swoim podręcznym szkicownikiem. Od dawna nie malował po to, by na tym zarabiać i wystawiać swoje dzieła w największych galeriach i na najlepszych wernisażach, ale prawdą było, że sztuka już zawsze miała mu towarzyszyć i często, kiedy targały nim rozmaite emocje, tworzył dla siebie. Nie mogło być inaczej, skoro była nieodłącznym elementem jego życia od chwili, w której zaczął stawiać pierwsze kroki i świadomie interesować się otaczającym go światem. Kreśląc kolejne linie na kartce papieru, tworząc cienie, które miały nadać wyrazu temu, co powstawało z jego głowy, zdecydował się nie przepraszać kolejny raz, a zrobić coś, co oczyściłoby atmosferę i pokazało Wyatt, że mu zależało. Na niej, na nich, na tej relacji, współpracy i tym, by atmosfera między nimi była jak najlepsza. Żeby mogli się częściej śmiać niż kłócić, żeby mogli ze sobą normalnie rozmawiać. Problem tkwił tylko w tym, że nie był pewny tego, czy zgodzi się na spotkanie, dlatego pokusił się o drobny podstęp i zaprosił ją w celu omówienia interesów – to nie do końca było zaś kłamstwem, bo… Przecież miał w tym swój interes.
Gdy kolejnego popołudnia czekał na Leighton, powiedzieć, że się nie stresował, to nie powiedzieć nic. Stresował się tym, jak zareaguje, kiedy zrozumie, że nie chodziło o interesy zawodowe, a przede wszystkim tym, czy nie popełni kolejnego błędu, który pogorszy atmosferę. Rozkładając poduszki na podłodze i pilnując, by popcorn wysypany na patelnię, który przyprawił odrobiną masła i soli nie przypalił się, zerkał co chwilę na zegar wiszący na ścianie w salonie i niewielkie pudełeczko położone na komodzie. Godzina, na którą się umówili, zbliżała się nieubłaganie. Chwilę przed tym, jak rozległ się dzwonek przy drzwiach, zdążył poprawić kołnierzyk swojej koszuli i narzucić na ramiona marynarkę jednego z lepszych garniturów, jakie zabrał ze sobą z Włoch.
Dzień dobry – odezwał się, gdy otworzył drzwi, napotykając wzrok Leighton. Ton wiele nie odbiegał od tego, którego używał, ilekroć chodziło o służbowe spotkania, jednak tym razem nie mógł zapanować nad tym, że głos lekko mu zadrżał w obecności kobiety. – Rozgość się – dodał, zapraszając ją gestem ręki do środka, usilnie powstrzymując od tego, by nie przytulić jej na powitanie i nie musnąć wargami kącika jej ust. Nie chciał się narzucać, a przede wszystkim chciał wybadać to, jaki miała nastrój, by na starcie nie spalić swojego planu i atmosfery dla tego spotkania. Jednym ze sposobów na sprawdzenie, czy była w nastroju i czy wyrażała minimum chęci do pogodzenia się, miało być zaproszenie jej do salonu, który nie wyglądał jak miejsce, w którym mieli rozmawiać o interesach, a raczej tak, jakby miała się w nim odbyć pierwsza randka dwojga małolatów, dla których koce, poduszki rozwalone po podłodze i przysłonięte okna, przez które przebijały się stłumione promienie słoneczne, było wymarzoną atmosferą prowadzącą do tego, żeby spotkanie było udane. – Napijesz się czegoś?

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
17.

Panująca między nią a Brunem cisza była przybijająca. Nawet gdyby bardzo jej na tym zależało, we wspomnieniach nie umiałaby odnaleźć momentu podobnego do tego, jaki przyszło dzielić im obecnie. Pojawiające się między nimi sprzeczki i różnice zdań nigdy nie niosły ze sobą tak trwałych uszczerbków na kontynuowanej od lat relacji. Kłócili się często i raczej intensywnie, co nie mogło dziwić przy tak wybuchowych, twardych charakterach, ale równie szybko byli w stanie odnaleźć wspólną płaszczyznę i wypracować satysfakcjonujący dla każdej ze stron kompromis. Tym razem było inaczej, co Leighton odbierała jako pierwszą konsekwencję podjętych przed kilkoma dniami decyzji. Gdyby wciąż byli tylko agentem i malarką, sytuacja z kawiarni albo nie miałaby miejsca w ogóle, albo nie niosłaby ze sobą tak przykrych rezultatów. Gdyby trzymali się zawodowego charakteru swojej znajomości, dziś ona nie chodziłaby zirytowana każdym, najdrobniejszym nawet niepowodzeniem czy nieplanowanym zdarzeniem. Skoro jednak łączyła ich przyjaźń, którą świadomie i z premedytacją wystawili na próbę, wszystko bolało jakby bardziej.
Jedynym plusem tej sytuacji - o ile tak można było to nazwać - było to, że kłótnia z Brunem odblokowała w Leighton sferę odpowiedzialną za malowanie. Już tamtego dnia, po tej cholernej kłótni najpierw w kawiarni, potem na chodniku, od razu po powrocie do domu przebrała się w wygodniejsze rzeczy i zaszyła się w niewielkiej pracowni, w której spędziła długie godziny. Początkowo na przygotowanym płótnie pojawiły się bliżej nieokreślone, raczej przypadkowe plamy, ale wraz z upływającym czasem wszystko zaczęło nabierać kształtu, który Wyatt ostatecznie określiłaby mianem satysfakcjonującego. To był pierwszy od dawna namalowany obraz. I chociaż nie miała pojęcia, czy był on czymś, co zdecydowałaby się pokazać szerszej publiczności, to jednak była z siebie dumna. Zadowolenie nie trwało jednak długo, bo przecież żadna sztuka nie była warta milczenia, które przeciągnęło się na kolejny i jeszcze następny dzień. Brunetka z nieskrywanym utęsknieniem zerkała na telefon, przeglądała wiadomości jakby w nadziei, że być może jakąś przegapiła, wielokrotnie przyglądała się numerowi Bruna, ale ani razu nie odważyła się na połączenie.
Tym większe było jej zaskoczenie, kiedy odezwał się on. Nie do końca wiedziała, jakie dokładnie interesy mogliby omówić, skoro oficjalnie jej zastój twórczy wciąż trwał, ale nie mogła i zwyczajnie nie chciała pozwolić sobie na lekceważący stosunek do tego aspektu swojego życia.
Umówionego dnia, o ustalonej godzinie pojawiła się zatem pod willą, która ponownie zrobiła na niej tak samo ogromne wrażenie, jak za pierwszym razem. Ubrana w białą, zwiewną, acz wciąż elegancką sukienkę, rozejrzała się po ogromnym ganku i dopiero wtedy nacisnęła dzwonek.
Dobry wieczór – odpowiedziała krótko, mierząc mężczyznę uważnym wzrokiem. W normalnych okolicznościach z pewnością ustosunkowałaby się do jego aktualnego stroju - nie było przecież żadną tajemnicą to, że bardzo lubiła mężczyzn w garniturach.
Nie miała pojęcia, co przygotował i w gruncie rzeczy nawet się nad tym nie zastanawiała. Chciała tylko mieć to spotkanie jak najszybciej z głowy. – Nie, dziękuję – odparła, kiedy znaleźli się w domu i ruszyli w kierunku nie tak dawno oglądanego salonu. Zastany w nim widok był niespodzianką, ale Leighton nie chciała uzewnętrznić się z żadną przelatującą właśnie przez jej głowę myślą.
Nie będę zabierać ci czasu, skoro masz jakieś plany na wieczór – skwitowała, odwracając wzrok od stosu koców oraz poduszek i skupiając spojrzenie na wysokości męskiej twarzy. – Co to za sprawa, która nie mogła poczekać? – zagaiła, nawiązując tym samym do przeprowadzonej niedawno przez telefon rozmowy.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bruno wcale nie chciał przerywać tej ciszy pierwszy. Nie chciał jej pokazywać, że za każdym razem, kiedy coś nie szło po ich myśli i zaczynali się kłócić, jej obojętność była czymś, co mogło mieć miejsce. Chciała tego czy nie, tkwili w tym razem, a on nie chciał stać się tym, który za każdym razem będzie wyciągał rękę na zgodę jako pierwszy, bo leżało to w interesie ich obojga. W rzeczywistości nie tak łatwo było się tego trzymać, bo tęsknota przeszywała na wskroś, podobnie jak obawa o to, że każdy kolejny stracony dzień, doprowadzi do utraty wszystkiego, co mieli, co budowali latami, ale również co budowali od zaledwie kilku dni - naprawdę udanych, przyjemnych i takich, które chciało się powtarzać, bo nie mogli sobie wówczas niczego zarzucić. Na szczęście był dorosły i chociaż kłótnie mu się nie podobały, to wiedział, że życie nie zawsze było kolorowe i choćby stawali na głowie, to będą się kłócić, bo czasami tak bywało...
Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem ci w niczym i nie musiałaś zmieniać planów? – zapytał, sięgając dłonią do karku, jakby faktycznie był zakłopotany tym, że mógł jej pokrzyżować jakieś plany. Nie był. Pod tym względem, teraz, w takich okolicznościach, gdzie naprawienie atmosfery stało się priorytetem, Bruno stał się małym egoistą i miał gdzieś wszystko inne, co mogło zaprzątać jej głowę tego popołudnia i wieczora. O ile tylko jakiś wieczór miał być. Dystans był bowiem wyczuwalny i brał pod uwagę możliwość, w której po rozgryzieniu go, dałaby mu do zrozumienia, że wciąż była zła i potrzeba było czegoś więcej, by udowodnił, że żałował swojego zachowania i tego, że to ich poróżniło.
Przez jedną ulotną chwilę, mogła dopatrzyć się tego, jak przez jego twarz przemknął cień skonsternowania jej słowami. Bruno nie potrzebował jednak wiele czasu na to, by zrozumieć, że odnosiła się do tego, co zastała w salonie. Nie musiała mu również tłumaczyć tego, jak to odebrała, bo jej spojrzenie mówiło wszystko, a on zaśmiał się w duchu, gdy zrozumiał, że jego plan został odebrany nie tak, jak powinien, co otwierało mu furtkę do tego, by trochę pograć na czas i spróbować naprawić atmosferę w zupełnie inny sposób, zamiast mierzyć się z zarzutami, że ściągnął ją do siebie podstępem.
To jest ta sprawa – wskazał na stos poduszek, uśmiechając się niewinnie. – Jesteś kobietą, przyjaźnimy się, pomyślałem, że mi doradzisz – podjął się wyjaśnień, podchodząc do kanapy. – Umówiłem się ze świetną dziewczyną i liczę na to, że spędzimy miło czas. Pomyślałem, że warto byłoby stworzyć jakąś przyjemną atmosferę, ale nie jestem przekonany, czy wyszło tak, jak chciałem – stwierdził, obrzucając przygotowaną przestrzeń wzrokiem. – Z jednej strony wydaje się dość... Dziecinne? A z drugiej nie chciałem uderzać w pospolite świeczki, muzykę i ten sztywny klimat, który pasuje do randki z prawdziwego zdarzenia. Raczej chciałem postawić na swobodę, bo nie jestem pewny, jak ta znajomość się potoczy – dodał, ponownie przenosząc wzrok na brunetkę, która miał nadzieję, że podzieli się z nim swoją opinią o tym, co miała okazję zobaczyć na własne oczy, ale zaraz skierował się do kuchni, by dać jej czas do spokojnej oceny, namysłu i analizy jego słów. Po nalaniu wody z cytryną do dwóch szklanek wrócił do salonu, jedną podając Wyatt.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może wytrzymają tych kilka minut spóźnienia. O ile się streścisz – odparła krótko, tonem rzeczowym na tyle, że był on zupełnie do niej niepodobny. Leighton nie sądziła, że rozmijanie się z prawdą mogłoby przyjść jej z tak ogromną łatwością, ale pragnienie zagrania Brunowi na nosie okazała się najlepszą siłą napędową i motywacją, przed którą nie była w stanie się obronić. Nie przewidywała na ten wieczór niczego konkretnego. To miał być kolejny, samotny, nieco nudny wieczór przed telewizorem, który w ostatnich dniach był jej jedynym towarzyszem doli i niedoli. Shepherd nie musiał jednak o tym wiedzieć, a ona skrupulatnie tę niewiedzę wykorzystywała, nawet jeżeli była to zagrywka poniżej pasa.
Wyatt nigdy nie czuła potrzeby wzbudzenia w kimkolwiek zazdrości. Prawdą było, że rzadko docierała z kimkolwiek do tego etapu znajomości, co było w pełni zrozumiałe, skoro ograniczała się raczej do przelotnych, niezobowiązujących relacji. Podróżniczy, nieco bardziej koczowniczy tryb życia nie ułatwiał tworzenia więzi, która mogłaby przetrwać kryzysy sprowokowane przez czas i odległość. Paradoksalnie też nigdy nie brała pod uwagę tego, że jednym z niewielu stałych punktów w jej życiu był Bruno. Tym bardziej bolała więc świadomość, że teraz, kiedy w końcu byli blisko, pojawiły się na ich wspólnej drodze przeszkody z pozoru banalne, ale w rzeczywistości trudne do przeskoczenia.
Aha – przytaknęła krótko, rozglądając się dookoła. Salon przypominał teraz scenerię rodem z komedii romantycznej, ale Leighton odpowiednio wcześnie ugryzła się w język, toteż żaden złośliwy komentarz nie ujrzał światła dziennego i nie dotarł do męskich uszu. Zamiast tego Bruno mógł usłyszeć przeciągłe, przepełnione lekką nutą irytacji westchnięcie. Nigdy nie podejrzewałaby go o zachowania mogące zyskać miano romantycznych i to jeszcze w odniesieniu do kobiety, która pojawiła się znikąd, o której nie wspominał, która przed kilkoma dniami nie istniała i...
Wyatt uśmiechnęła się pod nosem.
I co w związku z tym? – dopytała, choć tak naprawdę nawet nie oczekiwała odpowiedzi. Bardzo chciała wierzyć w to, że pozory utrzymywanej obojętności były wiarygodne na tyle, by Bruno nie zdołał rozszyfrować ani jej zamiarów, ani tego, że po prostu wiedziała. – Bardzo uroczo. Nie zapomnij tylko włączyć jakiegoś ckliwego filmu – skomentowała z niekoniecznie szczerym uznaniem. Odebrawszy od niego szklankę z wodą, zrobiła niewielkiego łyka. – Mam nadzieję, że zdążyłeś zmienić pościel w sypialni na górze – dodała po krótkiej pauzie, tym razem pozwalając sobie na nieco bardziej złośliwy uśmiech i równie wymowne spojrzenie. Ten dom już chyba zawsze miał się jej kojarzyć z tamtym konkretnym dniem. To przecież wtedy zmieniło się dosłownie wszystko. Nie była pewna, czy wtedy też wspomniane wszystko nie runęło niczym domek ułożony z kart, ale ponieważ to Shepherd był inicjatorem kolejnej, rozgrywanej w podobnych okolicznościach gry, Leighton nie zamierzała uciekać przed wykonaniem własnego ruchu.
Po to mnie ściągnąłeś? Żebym oceniła klimat? W skali romantyczności daję siedem na dziesięć, a teraz wybacz – zaczęła, oddając mu szklankę z piciem w niby pośpiechu; czas naglił, chociaż wcale nie dlatego, że miała na ten wieczór inne zobowiązania – ale moje plany czekają. Idziemy na kolację, a ja mam ochotę na owoce morza i czekoladowy deser – zakomunikowała, posyłając mu łagodny, w odgórnym założeniu zupełnie niewinny uśmiech, choć gest ten nijak nie współgrał z jej teoretycznymi planami na ten wieczór i wybranym menu, które również było całkowicie nieprzypadkowe.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Polecasz jakiś? Wiesz, że ja miałbym wybierać, padłoby na horrory albo kryminały, a nie chcę, żeby uciekła — zapytał, ciągnąc temat mimo bijącej z Leighton obojętności, której w ogóle nie łykał. Nie chciało mu się wierzyć, że po tym w s z y s t k i m, z taką łatwością mogła przejść do dystansu i zobojętnienia względem niego. I nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że może tylko on nie potrafił pogodzić się z tym, że poprzedni tydzień był prawie idealny, a teraz wszystko miało się zmienić na gorsze w myśl jej początkowych obaw.
To była pierwsza rzecz, którą zrobiłem po wprowadzeniu się. Musiałem się pozbyć zapachu twoich perfum, zaczynało mnie od niego kręcić w nosie – odparł, odwzajemniając ten złośliwy uśmiech, jakim go obdarzyła. Wcale nie kręciło go w nosie, a pościel zmienił z bólem serca, nie chcąc spać w tej, która nie wiadomo, przez kogo była używana wcześniej i jak długo leżała i kurzyła się, zanim zdecydował się wynająć ten dom. – Jak nie wierzysz, wyjrzyj za okno, suszy się w ogrodzie – dodał, wskazując na drzwi prowadzące na taras, by śmiało ruszyła w ich kierunku, jeśli tylko miała ochotę zweryfikować jego słowa i utwierdzić się w tym, że nie zasypiał w tej pościeli od trzech nocy, oddając się sentymentom i tęsknotom niczym zagubiony szczeniak.
Nie potrzebował do tego pościeli. Wystarczyły wspomnienia, które uderzały w niego, ilekroć wchodził do sypialni i ilekroć przed zaśnięciem spoglądał na drzwi, przy których toczyli swoją ryzykowną grę.
Przecież przed chwilą powiedziałem, że liczę na przyjacielską radę, bo wnioskuję, że w najlepszym wypadku, zostaniemy przyjaciółmi. Jeśli jestem w błędzie i zostałem zdegradowany do agenta bez zadatków na chociażby kumpla, to mnie z niego wyprowadź – mruknął, wzruszając ramionami i patrząc na nią badawczo, bo...
Co jeśli faktycznie tak jest?
Złośliwa myśl zagościła w jego głowie, ale miejsca ustąpiło jej dość szybko zaciekawienie, związane z kolejnymi słowami Wyatt. Nie brał pod uwagę tego, że mogła go przejrzeć, za to był święcie przekonany o tym, że ona również ściemniała.
Och, widzę, że jakiś burżuj ma szczęście, że dałaś się zaprosić na randkę – rzucił zobojętniałym tonem. – Więc chyba nie będę cię zatrzymywać. Zresztą moja randka też czeka, muszę przygotować przekąski, a potem kolację. Ciekawe, bo też wybrałem owoce morza – dodał, zerkając w stronę kuchni, gdzie w lodówce czekały na niego składniki potrzebne do przygotowania kolacji, która miała być jednym z punktów oczyszczania atmosfery w myśl tego, że przez żołądek do... serca porozumienia. Zwłaszcza że wiedział, iż podobnie jak on, uwielbiała owoce morza. Nie zliczyłby razów, kiedy odwiedzali restauracje i pozwalali sobie na rozmaite makarony z ich dodatkiem, czy nawet coś bardziej wykwintnego, gdy odnosili zawodowy sukces, jak na przykład homar.
A właśnie. Jeszcze jedno pytanie i jesteś wolna – dodał po chwili, podchodząc do komody, z której zabrał pudełeczko. – Pomyślałem o tym, co mówiłaś w kawiarni. Przejrzałem kilka zdjęć w sieci i nie powiem, te damskie krawaty są niczego sobie. Myślisz, że ten, który jej kupiłem, jest wystarczająco kompatybilny ze mną? – zapytał, otwierając pudełko, by mogła sięgnąć do jego zawartości i dokonać kolejnej oceny. Tym razem tej jednoznacznej, w której nie było miejsca na żadne gierki, a która miał nadzieję, że zweryfikuje to, na czym właściwie stali. Decyzja była zaś spontaniczna, bo chociaż czuł, że Leighton pogrywała z nim tak, jak on pogrywał z nią, to cień niepewności wciąż snuł się po jego głowie, a przede wszystkim sercu, które wybijało nierówny rytm, gdy gardło ściskało się na samą myśl o tym, że być może naprawdę miała w planach inne spotkanie z kimś, z kim nie musiałaby się obawiać konsekwencji, z kim łączyłaby ją jasna relacja, jakiej nie komplikowałyby zawodowe powiązania...

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Horror – odpowiedziała krótko, w myślach karcąc się za zdecydowanie zbyt szybką reakcję. Zupełnie tak, jak gdyby kierowała się w tym stwierdzeniu własnymi upodobaniami, a nie ewentualnymi rozważaniami na temat tego, jak wspólne oglądanie czegoś strasznego mogłoby doprowadzić do prawdopodobnie pożądanej sytuacji, w której gość Bruna postanowiłby się do niego przytulić pod wpływem napiętej, przepełnionej obawami atmosfery. Ona by tak zrobiła i wiedziała, że taki wybór filmu by zadziałał, ale przecież skoro nie chodziło o nią, to Shepherd miał wolną rękę.
Zrobisz, co uznasz za słuszne. Jak zawsze – dodała, raz jeszcze starając się utrzymać ton swojego głosu na odpowiednio obojętnym poziomie i jednocześnie celowo nawiązując do sytuacji sprzed kilku dni, kiedy w kawiarni uraczyła go bardzo podobnie brzmiącym stwierdzeniem. Zawsze stawiał na swoim, robił, co chciał, nie przejmował się praktycznie niczym.
Myśl ta okazała się dużo bardziej dotkliwa, niż Leighton byłaby w stanie przyznać, dlatego wyraźnie spochmurniała. Nie rozumiała, czemu miała służyć stworzona - znów - szopka. Miała wrażenie, że o ile gierka podczas oglądania tej posiadłości przyniosła ze sobą ogromne pokłady frajdy, o tyle każda kolejna tylko pogarszała ich relację. Nie było w tym radości i swobody, a ukryte wyrzuty, pozory tego, kim chcieli być w oczach drugiej osoby, budowanie niepewności i napięcia, którego wybuch miał fatalne skutki.
Dobrze wiedzieć. Właśnie zamówiłam ich spory zapas – skomentowała uszczypliwie, choć coraz trudniej było jej zapanować nad drżeniem głosu, warg, całego ciała. Denerwowała się, a postawa Bruna zwyczajnie ją raniła. Nawet jeżeli rozmowa dotyczyła tylko głupich perfum, to jednak z precyzją dobierane słowa w stu procentach spełniały swoją funkcję, raniąc ją i pozostawiając po sobie stały ślad w sercu.
Nienawidziła rozmawiać z nim w ten sposób, a każda kolejna minuta tego spotkania uświadamiała jej, że dotychczasowe obawy z jej strony były w pełni uzasadnione. Nie powinni byli przekraczać granicy, pozwalać sobie na coś więcej, naiwnie wierzyć, że łączenie biznesu z prywatą mogłoby przynieść skutki inne niż tylko katastrofalne.
Może tak byłoby najlepiej – skwitowała krótko, znów patrząc mu w oczy. Zabrzmiało to brutalnie, ale pozostawało wyznaniem całkowicie szczerym. Z pewnymi myślami Leighton borykała się od kilku dni; od chwili opuszczenia kawiarni i uświadomienia sobie, że byli beznadziejni w tych około romantycznych sprawach - nawet jeżeli podtrzymywali, że ich relacja miałaby pozostać tą bez zobowiązań. W praktyce było to trudne do zrealizowania i Wyatt zastanawiała się, czy faktycznie nie byłoby lepiej, aby wrócili do samych początków swojej relacji; bez wspólnych wyjść, imprez, bez spoufalania się. Wtedy było dużo łatwiej. Bez niepewności, żalu, zazdrości, którą odczuwała nawet teraz; nawet w momencie, w którym doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie było żadnej innej kobiety, żadnej randki, żadnej osoby, na którą czekał. Że nie było nikogo poza nią. Tak samo zresztą, jak nie było nikogo poza nim.
W takim razie smacznego. – Była zmęczona. Tą sytuacją, tą rozmową, udawaniem, że żadne z tych wyznań nie robiło na niej wrażenia. Czuła, że to wszystko było tylko farsą stworzoną na potrzebę chwili, ale złośliwy głos z tyłu głowy wciąż podpowiadał, że wcale nie musiało być; że Bruno naprawdę mógł się z kimś umówić, że to wszystko zostało zorganizowane nie dla niej, ale dla jakiejś innej osoby, że lada moment w drzwiach jego domu mogła pojawić się kobieta, z którą może po prostu byłoby mu łatwiej przejść przez wszystkie etapy. Że mógł pojawić się ktoś, kto nie był powodem tak wielu problemów i rozterek.
Westchnęła ciężko, ruszając za nim w stronę komody. Z uwagą, ale i swego rodzaju zniecierpliwieniem czekała na rozwój wydarzeń, choć to przecież wcale nie tak, że spieszyła się na arcyważną randkę. Chciała już tylko wrócić do domu, rzucić się na łóżko i rozpłakać w najlepsze - byle tylko nie stało się to na jego oczach.
Zamiast tego spuściła wzrok, skupiając go na znajdującym się w pudełeczku dodatku. Z jednej strony chciała się roześmiać. Uznać to za nawiązanie do ich ostatniego spotkania i kupionego mu przez nią prezentu. Pragnęła skomentować to w przekorny, typowy dla nich sposób, a potem faktycznie sprawdzić, czy oba krawaty do siebie pasowały. Z drugiej zaś miała wrażenie, że grunt osuwał się jej spod nóg, a ciało otulało intensywne, niemożliwe do pokonania zmęczenie.
Myślę, że będzie zachwycona – podsumowała i to w sposób - ku własnemu zaskoczeniu - bardzo spokojny. Uśmiechnąwszy się do mężczyzny, oddała mu pudełko.
Miłego wieczoru, Bruno – dodała, pociągając nosem i ruszając w stronę drzwi.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnął się lekko, usatysfakcjonowany tą odpowiedzią, którą odebrał za coś na wzór wyrażenia zgody na to, by doszli do porozumienia. Całkowicie nieświadomy tego, co rozgrywało się w kobiecej głowie i w jej sercu, dostrzegł zielone światło. Nieświadomy tego, jak wielki błąd popełniał, pozwalając sobie na takie założenia. Dla niego oczywiste było to, że musiała zrozumieć. Chodziło przecież o coś, co do tej pory ich łączyło. Filmy, kolacje, owoce morza.
Tym większe było niezrozumienie, jakie go ogarnęło, gdy z łatwością wyłapał moment, w którym jej wargi zadrżały, podobnie jak głos i cała sylwetka. Perfumy traciły na znaczeniu z każdą kolejną reakcją Leighton. Z każdym kolejnym słowem. Z każdym ciężkim oddechem i westchnięciem. Nawet jej spojrzenie, które zrównała z tym jego, dawało głośno do zrozumienia, że coś było nie tak. Bardzo nie tak.
Może tak byłoby lepiej. Zabolało. Myślał, że zmierzają w dobrym kierunku, a to tylko kolejna z ich słownych gier, jakie tylko oni byli w stanie zrozumieć. Czy mógł się aż tak mylić, skoro ona całą swoją postawą wyrażała zwątpienie, smutek i zmęczenie? Ten cholerny krawat miał być jednoznacznym sygnałem, wyrażającym to, jakie Bruno miał zamiary, zapraszając ją do siebie, a zamiast tego...
Co się dzieje, Leighton?
Nie rozumiesz?

Żadne z pytań nie padło na głos, gdy wbijał wzrok w materiał kolorystycznie oddający dokładnie kolor sukienki, którą miała na sobie przed trzema dniami, gdy pojawiła się w kawiarni. Odkładając pudełko na bok, wbił wzrok w plecy Wyatt. Przez głowę przeleciało mu wiele myśli. Od tych, które nakazywały mu ją zatrzymać, zaprzestać tych gierek i jak sądził niewinnych złośliwości, po te, które mówiły, by pozwolił jej odejść i zdegradować ich relację do czysto zawodowej. Jednak dźwięk tego, jak pociągała nosem, chwytał go za serce, tłamsząc, raniąc i uświadamiając, że to był zły moment na takie zagrywki. Że może w ogóle powinni z nich zrezygnować, do czasu, aż nie nabiorą pewności względem tego, czego chcą i czy mogą iść razem przez życie prywatne.
Mała... – rzucił cicho, ale wiedział, że w tej niemal ogłuszającej ciszy, jaka zapanowała w domu, była w stanie usłyszeć to jedno słowo, którym do tej pory nie zwykł się do niej zwracać. – Nie rozumiesz? – zapytał nieco głośniej, zachrypniętym głosem. Nie chciał kolejny raz jej zatrzymywać w tak gwałtowny sposób, jak zrobił to przed kawiarnią. Nie chciał kolejny raz przepraszać, nie uważając, by tym razem zrobił coś złego.
Myślał, że rozumiała. Że ten cholerny krawat będzie wystarczającym sygnałem, że nie było nikogo.
Nikogo poza nią.
Spokojnym krokiem ruszył za nią, zatrzymując się w bezpiecznej odległości od Leighton, by nie czuła się na starcie osaczona jego osobą. Sam chyba też potrzebował tej przestrzeni, bo w tym momencie czuł, że nogi miał jak z waty, serce zaś podchodziło mu do gardła, gdy psotny głosik z tyłu głowy nakazywał uważnie dobierać słowa, by nie palnąć czegoś, co mogłoby zostać odebrane opacznie.
Jest jedna kobieta – podjął, nie spiesząc się z wypowiadaniem słów, które cisnęły mu się na usta. – Jedna, którą szczerze się zainteresowałem – dodał, stawiając niepewny krok w jej stronę. – Jedyna, z którą chcę oglądać horrory – postawił kolejny krok – i jedyna, którą chcę zapraszać na randki z oceną siedem na dziesięć – przyznał wraz z kolejnym krokiem, przystając jednak we wciąż bezpiecznej odległości. Pełne bezradności spojrzenie zatrzymał na jej plecach, jednocześnie chcąc podejść, objąć ją i tym jednym gestem dać jej poczucie bezpieczeństwa i nieme zapewnienie, że była tylko ona. Nie zrobił tego, bo wciąż cisnęło mu się na język wiele słów, które nie powinny paść, ale które postrzegał jako to, co miało być złotym środkiem na to, by w końcu poczuli normalność. By poczuli się pewnie w tej sinusoidzie emocji. – Jedyną kobietą, z którą chcę się spotykać, jesteś ty Leighton. I do diabła, wiem, że nie tak miało to wyglądać, że miało być bez zobowiązań, ale... – urwał, zagryzając na moment wargę.
Ale co, Bruno?
Jedno zadane samemu sobie pytanie, wzburzyło falę emocji.
Leighton była kobietą, która zasługiwała na spokój, na świadomość, że była jedyna, że była ważna jak nic innego. Na stabilizację i pewność względem kolejnego dnia. Na szacunek i szczerość. Nie na złośliwości, głupie dogryzki, niezobowiązujący seks, który po którymś z kolei partnerze odbiłby się głośnym echem na jej samoocenie. Zasługiwała też na troskę i zapewnienie, że był ktoś, na kogo mogła liczyć, kiedy było dobrze, jak i wtedy, kiedy wszystko wokół wydawało się walić w gruzy. Bruno wielu rzeczy w swoim życiu nie był pewny, choć nie dawał tego po sobie poznać. Po uczuciowej płaszczyźnie poruszał się jak kulawy po bieżni. Kiedyś się zawiódł i zamknął się na uczucia. Chciał być samowystarczalny, bo tak było łatwiej i wygodniej. Wtedy pojawiła się ona, z biegiem czasu wywracając cały jego światopogląd do góry nogami. Wyrwała go z życiowego obłędu, w którym uparcie doszukiwał się kolejnych rozczarowań. Wyrwała go ze szponów nieufności, wzbudzając zaufanie, na które niewielu mogło liczyć. Sprawiła, że otworzył się na tę relację, dopuścił ją do siebie w roli przyjaciółki, wychodząc poza sztywne ramy zawodowe. Doprowadzała do tego, że robiło mu się ciepło na sercu, gdy szczerze się przy nim śmiała, że wywoływała u niego uśmiech, kiedy udało mu się ją czymś rozbawić i że odczuwał smutek, kiedy dostrzegał go w jej oczach. Do życia budziła ból, kiedy ją ranił - ten, który towarzyszył mu po rozstaniu w kawiarni i ten, który odczuwał teraz, wiedząc, że był powodem jej smutku, ale też uczucia, które sprawiały, że chciał walczyć. O nią. Bez względu na to, jak długo miałaby ta walka trwać.
Te wszystkie romanse i przelotne flirty, nigdy nie zastąpią tego, co czuję, kiedy chcę być obok ciebie, kiedy pragnę z tobą grzeszyć, kiedy mam ochotę strzelić się w pysk, za to, że cię nieumyślnie zraniłem, ani nawet tego, że kiedy jesteś obok, to moje myśli wybiegają w przyszłość, nie zważając na to, że to miała być tylko przyjaźń z bonusem... – odezwał się w końcu, stawiając kolejne kroki, by stanąć przed Leighton. – Nikt, nie będzie tobą, Leighton. O nikogo nie chcę się troszczyć tak, jak o ciebie. Z nikim nie chcę się śmiać, bać i wściekać na świat, tak jak z tobą – podsumował, opuszczając bezradnie ramiona, choć dłonie same rwały się w jej stronę, by jej dotknąć, by ją zatrzymać i żeby chwycić ją, przyciągnąć do siebie, zamknąć w ramionach i już z nich nie wypuszczać.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Być może tu leżał cały problem; w braku zrozumienia, którego umiejętność mogli zatracić w wyniku dzielącej ich odległości, kilku tygodni rozłąki, a może błędnego przeświadczenia, że takowe kiedykolwiek udało się im wypracować. Leighton nie miała pojęcia, która z tych teorii mogłaby odnaleźć odzwierciedlenie w rzeczywistości i stać się powodem tak ciężkiej, napiętej atmosfery. Z drugiej strony nie uważała, by ta wiedza jakkolwiek im pomogła, bo sytuacja wydawała się wystarczająco kiepska.
Mimo to Wyatt zatrzymała się. Wpatrując się w znajdujące się nieopodal drzwi, toczyła wewnętrzną walkę z samą sobą; z tym, co pragnęła zrobić a co faktycznie zrobić powinna. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że należało przekroczyć próg, wsiąść do taksówki i wrócić do tego, było wcześniej, gdy trzymali się odgórnie narzuconych, bardzo sztywnych reguł, w których myśl łączyły ich kontakty czysto zawodowe. Serce z kolei - ewidentnie rozochocone kilkoma ostatnimi dniami, wszystkimi chwilami słabości i wymienionymi gestami oraz spojrzeniami - sugerowało, że przecież żadna relacja nie była idealna i że w każdej było miejsce na momenty takie jak ten obecny; że przychodził czas zwątpienia, niepewności, wątpliwości względem przyszłości.
Nie chciała, by ich historia zakończyła się w ten sposób. Nie chciała żadnego końca - nawet tego szczęśliwego. Pragnęła, by to, co mieli obecnie, trwało jak najdłużej, niosąc ze sobą ogrom wszystkich możliwych emocji. Wiedziała, że nie byli w stanie uniknąć złości, zazdrości, może nawet chwilowego zmęczenia swoim towarzystwem. To były przecież odczucia zupełnie normalne, całkowicie ludzkie i oni mieli do nich stuprocentowe prawo.
Im więcej Bruno mówił, tym mocniej ona chciała się rozpłakać i tym bardziej zależało jej na tym, by znów znaleźć się w jego ramionach. To nie tak miało wyglądać. Celowo zaproponowała układ tego typu, bo wydawało się jej, że będzie łatwiej - bez zaangażowania, zobowiązań, bez ryzyka złamania sobie serca. Teraz jednak wcale nie była pewna słuszności swojego wyboru, bo sama myśl o innej kobiecie w jego życiu doprowadzała ją do szału. Gdy zatem wyznał to wszystko, czuła ulgę, ale i niemożliwą do opisania satysfakcję, nawet jeśli pośród całej gamy reakcji ta wydawała się najmniej odpowiednią. Ale owszem - cieszyła się.
To właśnie pod wpływem tej radości odwróciła się przodem do Bruna, ostatecznie rezygnując z pomysłu ucieczki - zarówno tej dosłownej, z jego domu, jak i tej przenośnej, bo przecież wcale nie zamierzała wzbraniać się przed tym, co ich połączyło.
Jeśli chciałeś mnie wkurzyć, to ci się udało – skomentowała z grymasem widocznie odmalowanym na twarzy. Nie miała pojęcia, co miał na celu przygotowany przez niego teatrzyk, ale jednocześnie sama nie pozostawała bez winy. Gdyby nie zmęczenie przedłużającym się między nimi milczeniem, być może sama postanowiłaby ciągnąć grę związaną z wyimaginowaną randką, podczas której miałaby zajadać się owocami morza w towarzystwie jakiegoś pochodzącego z równie wysokich sfer buca. Nie oznaczało to jednak, że zamierzała tak po prostu odpuścić; nie byłaby sobą, gdyby nie wtrącane trzy grosze. – Myślę, że jestem w stanie... odwołać swoje spotkanie – odparła z teatralną łaską, wzdychając przy tym ciężko, by Shepherd miał świadomość, jak ogromny był to krok i poświęcenie, które wiązało się wyłącznie z jego osobą. Utrzymanie powagi było jednak cholernie trudne, dlatego ciche parsknięcie śmiechem okazało się naturalnym następstwem.
Leighton wykonała krok do przodu, co skutecznie zbliżyło ją do Bruna, a dzięki temu mogła po prostu przylgnąć do jego sylwetki i objąć ramionami jego pas.
Przepraszam za to, co wydarzyło się w kawiarni. – W kawiarni, poza nią i na długo po jej opuszczeniu. Nie chciała się kłócić. Nie o takie głupoty. I zdecydowanie nie zamierzała pozwolić, by te jakkolwiek ich poróżniły, skoro ostatecznie ich intencje były jak najlepsze i każdej ze stron zależało na dobru tej drugiej osoby. – Bardzo chętnie obejrzę z tobą horror, zjem owoce morza i założę krawat. O ile te propozycje są wciąż aktualne? – dopytała, odchylając się nieznacznie w celu zerknięcia na męską twarz. Nawet jeżeli zaczepki wychodziły im niezwykle dobrze, to jednak tego wieczoru Wyatt była gotowa na dobre z nich zrezygnować i zamiast tego po prostu spędzić razem miło wieczór.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdy się odwróciła, czuł, jak napięcie ustępuje uldze. Mógł mówić dalej, pytać, zapewniać, ale coś w jej oczach sugerowało mu, że nie było w tym najmniejszego sensu, bo Leighton zrozumiała i podzielała to, co powiedział. Że właśnie to było tym, co musiała usłyszeć, żeby wiedzieć, na czym stali.
Nie miałem takiego zamiaru – zaprzeczył. Przez myśl nie przeszło mu to, że mógłby ją tego dnia wkurzać z premedytacją, kiedy i bez tego atmosfera była, delikatnie mówiąc, beznadziejna. – Wymyśliłem te interesy, bo myślałem, że dalej się wściekasz i jeśli zaproszę cię ot tak, to odmówisz – przyznał, zagryzając lekko wnętrze policzka. Może było to tchórzostwo, niewłaściwe dla tego, ile miał lat, ale naprawdę obawiał się tego, że wtedy w kawiarni przekreślił swoim impulsywnym zachowaniem wszystko. Nawet teraz bał się, że błędne założenie, że podłapała grę słów, mogłoby nieść za sobą przykre konsekwencje, mimo tego, że kolejny raz otworzył się przed nią bardziej niż powinien... Bardziej niż chciał. – A potem ciągnąłem ten kiepski żart o randce, bo myślałem, że mnie przejrzałaś i... że wszystko jest między nami okej i oboje się zgrywamy – dodał, trochę zły na siebie za to, że to ciągnął, kiedy ona najwyraźniej odebrała to inaczej i uwierzyła w to, że mógłby sobie w zaledwie kilka dni znaleźć inny obiekt zainteresowania. Bruno wiedział, że nawet jeśli tak by się stało, to byłaby bardzo krótka przygoda. Chciał czy nie, widziałby w innej Leighton. Porównywałby, myślami byłby tam, gdzie nie powinien, a gdyby przyszło co do czego, wycofałby się, bo to nie byłoby to, czego naprawdę potrzebował, pragnął i do czego dążył.
Myślę, że jeśli byś go nie odwołała, nie miałbym oporów przed oddaniem się w ręce policji raz jeszcze, tym razem za pobicie konkurencji – rzucił pół żartem, pół serio. Nie zamierzał nikogo bić, ściągać na siebie problemów w obcym miejscu, gdzie nawet nie mógł liczyć na wsparcie swojego prawnika ani znajomych. Poza tym nie chciał takim ruchem nadwyrężyć już i tak kruchej relacji z Leighton, którą z taką łatwością sobie komplikowali niedopowiedzeniami, pretensjami i... udawaniem? On komplikował udawaniem, bo przez ostatni tydzień udawał, że bycie przyjacielem, który mógł ją mieć na czas bliżej nieokreślony, było szczytem jego marzeń. Nie było. A on był piekielnie zazdrosny, co zrozumiał tego dnia, kiedy próbowała mu wmówić, że jednak był ktoś. – Nie martw się, będę trzymał ręce przy sobie, ale nie powiem, że podoba mi się wizja, że mogłabyś być z kimś innym – westchnął, uśmiechając się blado. Chyba tak mógł podsumować wszystko to, co jej powiedział do tej pory, by nadać ostatecznego wyrazu własnemu podejściu względem niej i tej relacji.
Przestań, nie zrobiłaś nic, za co powinnaś przepraszać– upomniał ją, oplatając ramionami i przytulając . Przeprosiny ze strony Leighton, zdaniem Bruno były jednak zbędne, bo nie miała złych zamiarów, a chciała jedynie pomóc. To on zachował się jak ostatni frajer, wyładowując na niej swoją frustrację i zazdrość, do której nawet nie potrafił przyznać się do tej pory na głos. – Zależy od tego... – odezwał się, wpatrując się w jej twarz, oczy, które wyrażały wiele emocji i policzki, które wciąż były przez te emocje pokryte rumieńcami, świadczącymi o tym, ile nerwów kosztowało ją to, jak miotali się między tym, co właściwe, tym co złe, tym czego powinni się trzymać, a czego pragnęli – czy zaakceptujesz to, że jestem zazdrosny nawet wtedy, kiedy wciskasz mi kit, że masz jakąś randkę? I tego, czy nie masz nic przeciwko temu, żeby zapomnieć, że to tylko bonus, który rodzi więcej problemów niż pozytywów – dodał, jedną z dłoni układając na szyi Leighton i przesuwając opuszkami po miękkiej skórze, przesunął ją na kark, by palce wsunąć we włosy Wyatt i przyciągnąć ją bliżej siebie, zmuszając tym samym do tego, żeby przystanęła na palcach. Pochyliwszy się nieco, zbliżył swoją twarz do tej jej, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów od jej ust, które owiewał swoim ciepłym oddechem, odmawiając jej i sobie pocałunku, którym mogliby rozwiać wszelkie wątpliwości, a przede wszystkim tę paskudną atmosferę, która wracała do nich niczym bumerang.
Wiedział, że Leighton zrozumie sugestie. Nie wiedział jednak, czy była w stanie zaakceptować to, że nie potrafił być przyjacielem z bonusami, bo nie współgrało to z siłą przyciągania, jaką odczuwał, kiedy była obok, ale też wtedy, kiedy była daleko, a telefon nieznośnie milczał.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś zaprosił mnie ot tak – przyznała bez ogródek, tym razem świadomie rezygnując z żartów i głupich zagrywek, a stawiając na podyktowaną powagą sytuacji szczerość. Początkowo nie brała pod uwagę możliwości, w której dzisiejsze zaproszenie zostało wystosowane z powodu uknutego przez Bruna podstępu. Sądziła, że naprawdę wydarzyło się coś, co wymagało omówienia sprawy w cztery oczy, bez pomocy internetu czy jakichkolwiek komunikatorów. Myśl, że mogło to być zwyczajną farsą, zakiełkowała najpierw w taksówce, a potem w momencie, w którym Shepherd zaczął opowiadać o swoich planach na wieczór i pokazywać, co zdołał przygotować w związku ze swoją umówioną randką. Nie przeszkodziło jej to jednak w dopuszczeniu do głosu emocji takich jak złość czy zazdrość, z czego z perspektywy czasu wcale nie była dumna. Sama zaproponowała układ, w którym dzielona bliskość i fizyczna przyjemność byłyby tylko dodatkiem do dobrze prosperującej przyjaźni i jeszcze lepiej działającej współpracy na obszarze biznesowym. Nie miała pojęcia, kiedy dokładnie zatarła się granica między tymi wszystkimi rzeczami. – Przejrzałam. Albo wydawało mi się, że przejrzałam, dlatego zaczęłam mówić o kolacji, owocach morza i czekoladzie – wyjaśniła, marszcząc nos. Może gdyby zatrzymali się w tym momencie, wszystko faktycznie dałoby obrócić się w żart, z którego mogliby się śmiać gdzieś między kolejno wymienianymi pocałunkami. Sprawy poszły jednak w zupełnie innym kierunku i chociaż tłumaczenie sobie tego nawzajem wydawało się zbędne, to jednak Leighton wolała to zrobić i zapobiegawczo oczyścić atmosferę. – Ale potem zwątpiłam i pomyślałam, że może naprawdę...Jesteś z kimś umówiony. Masz plany. Postarałeś się dla kogoś innego. Żaden z tych pomysłów nie ujrzał światła dziennego i nie padł na głos, ale Wyatt miała wrażenie, że Shepherd i tak wiedział, co miała na myśli.
Nie wiem, czy tym razem tak szybko by cię wypuścili – zauważyła, spoglądając na niego ze swego rodzaju pożałowaniem. Wolałaby, aby unikał policjantów i komisariatów, bo domyślała się, że echo tamtego wieczoru wciąż odbijało się miejscowym funkcjonariuszom czkawką. I chociaż dla nich była to swego rodzaju chwila przełomowa, to jednak Leighton dużo bardziej preferowała momenty takie jak ten; gdy obydwoje byli trzeźwi i w pełni odpowiedzialni za swoje słowa oraz czyny. – Że mogłabym być z kimś na kolacji czy że mogłabym być z kimś w ogóle? – dopytała, unosząc brew. Granica między tymi dwiema sytuacjami była ogromna, ale brunetka była przekonana, że Shepherd był w stanie zrozumieć ukrytą między słowami sugestię względem tego, co pragnęła usłyszeć.
I chyba sama była tym zaskoczona, bo nigdy nie przyszłoby jej do głowy, by swoje szczęście uzależniać od obecności jakiegokolwiek mężczyzny i że perspektywa bycia czyjąś mogłaby na stale zadomowić się w jej głowie oraz sercu i - co najdziwniejsze - tak bardzo się jej spodobać.
Targujesz się ze mną? – westchnęła przeciągle, zgodnie z męską sugestią zadzierając głowę w celu doprowadzenia do spotkania ich oczu. W jej własnych Bruno mógł dostrzec resztki czającego się smutku i obserwować, jak szybko został on wyparty przez wewnętrzny spokój, zadowolenie i... iskierkę, która świadczyła o emocjach dużo intensywniejszych, dla których upustu bardzo chętnie poszukałaby w toku zajęć dużo ciekawszych, niż kolejna bezsensowna sprzeczka. Zwłaszcza, że miała pełną świadomość tego, jak zaprawionym w boju i nieugiętym negocjatorem był Bruno. – Czy ty właśnie pytasz mnie o chodzenie, Shepherd? – dopytała, choć była to ostatnia rzecz, którą zdążyła zrobić.
Ciche westchnięcie wyrwało się spomiędzy jej warg zupełnie niekontrolowanie, a tak gwałtownie zmniejszona odległość sprowokowała kobiece serce do wybicia szybszego, donośniejszego rytmu. Jej oddech niebezpiecznie się spłycił, a całe ciało pokryło się gęsią skórką, kiedy przez kolejne sekundy trwali w bezruchu, niejako czekając na ruch drugiej strony. Wszystko rozciągnęło się w czasie, a im więcej go upływało, tym większe było napięcie kumulujące się w ciele Leighton. Miała wrażenie, że świat wirował, a jego epicentrum stały się najpierw oczy Bruna, a następnie usta, które - odważnie, niemal bezczelnie - musnęła swoimi, dając mu tym samym niemą odpowiedź. Rozumiała wszystko i była skłonna zaakceptować pewne warunki, nawet jeżeli omówili je w sposób bardzo pobieżny i nie byłaby zaskoczona, gdyby cała sytuacja wymagała doprecyzowania w momencie nieco bardziej im sprzyjającym. Obecnie bowiem wszystko dotyczyło emocji, które buzowały i czekały na wybuch, do którego Wyatt świadomie doprowadziła, pogłębiając pocałunek.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wiesz, jesteśmy beznadziejni w te około romantyczne sprawy i pół środki – zaśmiał się, kręcąc głową. Nie chcieli stawiać solidnego kroku do przodu w obawie o to, że wszystko zniszczą. Postawili na półśrodki, które zaczęły mijać się z celem, bo nie były wystarczająco satysfakcjonujące, a do tego wzbudzały emocje, które nie powinny mieć miejsca, uświadamiając ich w tym, że to wcale nie było to, co mogłoby im wystarczyć.
Myślę, że mógłby być z tym mały problem – zgodził się z nią, kiwając lekko głową. Na szczęście naprawdę nie spieszyło mu się na komisariat, a tym bardziej do celi w areszcie. Tamtej wizyty jeszcze do końca nie przełknął, więc kolejna zdecydowanie była zbędna.
Że mogłabyś być z kimś innym – mruknął w niezadowoleniu, bo nawet sama perspektywa takiej sytuacji sprawiała, że ściskało go w gardle. – I że mogłabyś być z kimś na kolacji, która prowadziłaby do... – urwał, bo nie bardzo wiedział, jak miał to nazwać. Randek? Podrywów? Flirtu? Niezobowiązującego seksu? Kolejny raz musiała wywnioskować, co miał na myśli, gdy nie potrafił ubrać tego w słowa, jednocześnie dopuszczając do siebie świadomość, że był to jasno określony zakres kolacji. Nie był przecież aż tak zaborczy, by rościć sobie prawo do zazdrości o kolację z przyjacielem czy dobrym znajomym. Ufał jej. I wierzył temu, co czuła i okazywała w mniej lub bardziej dosadny sposób.
Może trochę – przyznał, nie chcąc ukrywać, że chyba jednak wolał stawiać sprawy jasno, bez owijania w bawełnę, bez kręcenia się wokół tematu, bez gierek, udawania i wmawiania sobie wzajemnie, że niektóre decyzje były wystarczające i w pełni satysfakcjonujące. Byli dorośli. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że przyjaźnie z bonusami niosły za sobą ryzyko. Nie zobowiązywały do niczego, dawały prawo do korzystania z życia nie tylko ze sobą, ale również z innymi. Mógłby zapytać, po co im to było, skoro tak szybko posmakowali uczucia zazdrości i pierwszych nieporozumień wynikających z niepewności względem tego, co planowała ta druga osoba, ale nie czuł takiej potrzeby. Wszystko, co stało się tego dnia i każde słowo, które padło, dawało mu do zrozumienia, że Leighton również przynajmniej przez moment pomyślała o tym, czy coś, co miało być pozbawione zobowiązań, nie okazało się tą komplikacją, której bali się najbardziej.
Raczej o wyłączność – mruknął, dość szybko dopuszczając do siebie myśl, że było to jedno, a to samo. Bycie ze sobą wiązało się z wyłącznością. Koniec z flirtami, z randkami, z aplikacjami, które miały zagwarantować spędzenie wieczoru w towarzystwie kogoś innego. A byli chyba na tak niepewnym gruncie, że wypadało zacząć nazywać rzeczy po imieniu. I chciał to doprecyzować, ale jego uwagę skutecznie rozproszyła bliskość brunetki i jej westchnięcie, które tak przyjemnie popieściło jego zmysł słuchu.
Pozostanie obojętnym na ten cichy dźwięk, było zadaniem niewykonalnym. Wystarczył on bowiem do tego, by Bruno uparcie sunął wzrokiem po twarzy Leighton, nie będąc w stanie skupić się tylko na jej oczach lub ustach. Sunął spojrzeniem po każdym fragmencie - jej roziskrzonym spojrzeniu, kuszących ustach, zarumienionych policzkach, a nawet spuścił wzrok, by móc zatrzymać się na jej unoszącej się z każdym oddechem klatce piersiowej. Wiele rzeczy przemknęło mu w tym czasie przez głowę. Wiele było takich, które miał ochotę zrobić tu i teraz, ale oczekiwanie na to wszystko, było czymś, w czym mógł trwać, bo niosło za sobą nieopisany spokój, ale też rozkoszne napięcie, które eskalowało, kiedy to właśnie Leighton wykonała pierwszy ruch i złączyła swoje usta z tymi jego, tak spragnionymi jej miękkich warg. Te zaś uwielbił sobie przez tych kilka dni, kiedy nie odmawiał sobie zaczepnych buziaków, ale też tych intensywniejszych pocałunków, które nie prowadziły do niczego, ale były jedną z lepszych form na spędzenie razem kilku minut w ciszy, bez zainteresowania filmami, rozmową, czy tym, co działo się za oknem i drzwiami jej mieszkania. Odwzajemnił więc pocałunek, dając kolejny raz upust emocjom, lecz tym razem tym dobrym, które miał szczerą nadzieję, że będą gościć w ich wspólnej codzienności o wiele częściej. Odpowiadał na każdy ruch jej języka, na każde muśnięcie jej ust. Zatracał się w tym, gdy jego dłonie raz jeszcze rozpoczęły wędrówkę po jej ciele, sięgając pośladków, za które chwycił Leighton, dociskając jej biodra do swoich. Chciał, by była jeszcze bliżej. Tak blisko, jak tylko mogła.
Czy to znaczy, że jesteś tylko moja? – zapytał, oddychając ciężko, kiedy na krótki moment oderwał się od jej ust, by zaczerpnąć nieco tlenu. – I że... powinniśmy zacząć naszą pierwszą oficjalną randkę? – dodał z psotnym błyskiem w oku, zaraz przenosząc wzrok ponad jej ramieniem na przygotowane w salonie poduszki, gotów stanąć na wysokości zadania, by ten dzień na długo zapadł im w pamięć i zapoczątkował coś nowego i lepszego.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Flirtu? Pocałunku? Seksu? – dokończyła za niego z brwią uniesioną w pełnym zainteresowania geście. Nie musiał wprawdzie odpowiadać, przytakiwać czy zaprzeczać, wszak jego nastawienie wydawało się dość oczywiste. I to wcale nie tak, że Wyatt uważała je za coś złego. Przeciwnie - myśl, że był zazdrosny o rzeczy pozornie tak banalne, była cholernie przyjemna i miło łechtała kobiece ego, nawet jeżeli o poziom jego zadowolenia Bruno skrupulatnie dbał od momentu, w którym ich usta spotkały się po raz pierwszy, a on na głos przed nią i - chyba przede wszystkim - przed samym sobą przyznał, jak ważna dla niego była.
Trochę ją bawiło a trochę przerażało to, jak ślepa przez te wszystkie lata pozostawała i jak nieostrożnie podchodziła do znajomości, która okazała się odpowiedzią na wszystkie zadawane sobie pytania, na przeżywane rozterki i doświadczane na tle uczuciowym niepowodzenia. Choć Bruno był w jej życiu osobą niezwykle ważną, to nigdy nie pomyślałaby o tym, aby spojrzeć na niego w sposób inny niż ten, którym obdarzało się współpracownika i przyjaciela. Teraz, gdy mieli za sobą tak intensywny czas, czuła się tak, jak gdyby z rąk wymknęło się jej kilka lat życia. Może gdyby do pewnych wniosków doszli wcześniej, dziś nie musieliby przeżywać tak wielu emocji. Z drugiej jednak strony może po prostu musieli do tej wiedzy dojrzeć?
O wyłączność – powtórzyła za nim, kiwając głową na znak zrozumienia. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że otrzymywała tego typu propozycje często. Właściwie nie pamiętała, kiedy ostatnio była czyjąkolwiek dziewczyną i kiedy ktoś miał ją na wyłączność. Przelotne romanse, niezobowiązujące randki, jednorazowy flirt i jeszcze bardziej okazjonalny seks - te wszystkie elementy towarzyszyły jej przez naprawdę długi czas, a liczne podróże i koncentracja na rozwoju własnej kariery sprawiły, że niemal zapomniała, jakie właściwie uczucie towarzyszyło człowiekowi, gdy był czyjś.
Ona przekonywała się o tym po raz pierwszy od dawna i przed samą sobą musiała przyznać, że było to doświadczenie bardzo miłe; znaleźć się w ramionach osoby, dla której było się kimś ważnym, całować kogoś pod wpływem emocji takich jak zaufanie i przywiązanie, nie zaś jedynie z powodu narastającego w ciele pożądania (choć i ono towarzyszyło jej w tej chwili), być razem dla samego bycia, bez żadnych ukrytych intencji i celów, które w domyśle miały przynieść liczne profity. Miło było po prostu trwać, nie spieszyć się, cieszyć się momentem, w którym oddech był coraz płytszy, serce pracowało coraz szybciej, a rumieńce na policzkach stawały się jeszcze bardziej dostrzegalne, zwłaszcza gdy dłonie Bruna poruszały się po jej ciele coraz odważniej, na nowo zaznajamiając się z każdą krągłością.
Jestem – przytaknęła cicho, tak naprawdę nawet nie dając mu sposobności do tego, by odsunął się na odległość większą, niż było to konieczne. Chociaż Leighton bardzo nie chciała wyjść na ignorantkę i pozostawić bez echa tak liczne, staranne przygotowania, które miały nadać temu spotkaniu idealną, romantyczną atmosferę, to jednak chyba nie była w stanie tak po prostu podjąć decyzji o tym, by odejść od Bruna i najzwyczajniej w świecie usiąść na stosie koców i poduszek w celu skupienia swojej uwagi na wybranym w ramach nocnego maratonu horrorze. Nie było tajemnicą, że lubiła, kiedy był tak blisko, kiedy ją całował, kiedy sprawiał, że drżała pod wpływem każdego, najdrobniejszego dotyku. – A czy wyłączymy światło i obejrzymy najstraszniejszy film, żebym miała wymówkę i mogła bez końca się do ciebie przytulać? – zasugerowała, po omacku odnajdując jego dłonie, których palce splotła z własnymi, ciągnąc go w stronę salonu. Po drodze zdążyła jedynie odłożyć na jedną z komód swoją torebkę i zsunąć ze stóp buty, by na sam koniec - właściwie tuż przed samą metą ich krótkiego spaceru - znów zainicjować przeciągły, żarliwy pocałunek.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
ODPOWIEDZ