Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Długie lata unikał Lorne Bay. Nawet jeśli spora część jego życia spędzonego z Lucille odbywała się poza granicami miasteczka, to ono od zawsze, ściśle kojarzyło mu się tylko z nią. Po śmieci żony bywał tutaj niezwykle rzadko, tylko gdy potrzebował, tylko gdy musiał. Dopiero niedawno zdał sobie sprawę z tego jak zmęczony jest tym bezustannym uciekaniem od koszmarów przeszłości. Wmawianiem sobie, że po latach żałoby i terapiach ma już wszystko za sobą, że rozpoczął nowe życie, zupełnie inne od tego jakie posiadał zanim Lu odeszła. Pogodził się z tym, że należy wreszcie zdjąć maskę. Chociaż przez kilka chwil pobyć tylko sobą, bez metek, tytułów, walki... I jak na ironie to właśnie Lorne Bay stało się jego bezpieczną przystanią, zakupiona winnica oazą, której nie chciał plugawić swoim fałszywym i płytkim życiem.
Tamtego wieczoru chciał po prostu odpocząć, oglądając mecz w barze i spotykając się z kilkoma nowopoznanymi znajomymi, z którymi relacja nie zobowiązywała go do niczego. Którzy nie wiedzieli o nim zbyt wiele i nie zadawali zbędnych pytań. Dla których był po prostu Tonym, nowym właścicielem winnicy. Nie wspominał nic o zamordowanej żonie, o swojej posadzie w kancelarii, o niczym co od razu mogłoby go wrzucić do jednaj z szuflad, w jakich przebywał od dawna. I miał taki zwyczajny, prosty człowiek napić się piwa, ale wtedy wśród tłumu dostrzegł ją.
Z początku starał się ignorować obecność Soriente, uznając, że jak los będzie mu sprzyjał to nie pozna go w kraciastej koszuli i czapce z daszkiem. Tylko, że sam nieustannie wodził za nią wzrokiem, a podły głosik kazał mu mieć ją na oku. Ewidentnie było z nią coś nie tak. Zwykle elegancja i powab wręcz emanowały z jej postury. Tamtego wieczora wydawała się być przygaszona i zagubiona, a jej zmartwiona twarz pozbawiona blasku.
Mógł ją zignorować. Odpuścić sobie ten jeden raz, ale nie potrafił. Podłe podszepty nakazywały mu ją zagadnąć i wykorzystać sytuację "smutnej panny" siedzącej przy barze.
- Prawie nie poznałem ciebie bez eleganckiego żakietu na ramionach - rzucił, gdy z nutką nonszalancji oparł się o bar obok Laurissy. Zerknął ukradkiem na puste szkło po drinku, którego sączyła, po czym złapał spojrzeniem barmana i poprosił o jeszcze jedną kolejkę. - Nie wyglądasz na taką, która potrzebuje by ktoś postawił jej drinka - dodał zaraz, po czym nie pytając o zgodę, po prostu zajął miejsce obok.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
9.

Była perfekcjonistką. Od śmierci matki skupioną na tym, by nie sprawiać nikomu problemów, nie przynosić zawodów, a jedynie zdobywać uznanie otoczenia. Już nie pamiętała, jak to było opuścić odrobinę sztywne ramy, jakie sobie narzucała i jakie wydawało jej się, dają jej prawo sądzić, że może mieszać się w życie innych, tak długo, jak czyni to dla ich dobra. Tak właśnie było z Remigiusem. Była pewna, że związek ze znacznie mniejszą dziewczyną o dość osobliwym charakterze nie jest dla niego odpowiedni. Był rozpoznawalną osobą, miał dużo stresów, potrzebował obok kogoś, kto będzie go uspokajał, a nie jeszcze mu dodawał zmartwień. Za każdym razem, jak to analizowała, pewna była, że ich rozstanie do najlepsza możliwa opcja, ale teraz... gdy faktycznie Lisa nie była już jego dziewczyną, nic nie malowało się w tak jasnych barwach, jak to sobie Rissa zakładała. Nie tylko rozmowa z Griffinem uświadomiła jej, że popełniła źle, ale przede wszystkim to, jak zareagował Remy. Skrzywdziła go i zawiodła, nagle nie czując się już mile widzianą w jego otoczeniu, bo... do cholery jasnej cierpiał i to przez nią. Starała się sobie z tym radzić, naprawdę próbowała, ale już ją to za mocno przygniatało. Nigdy nie należała do osób, które szukają ukojenia w alkoholu, ale z braku laku ta opcja wydawała się najlepsza i tak trafiła do Moonlight. Usiadła gdzieś z boku przy barze, by mieć drinki pod ręką i zamówiła pierwszą kolejkę, potem drugą, trzecią... no i po tej trzeciej pewnie zamówiłaby i czwartą, gdyby ktoś nagle się koło niej nie pojawił. Z początku podejrzewała jakiegoś barowego podrywacza, więc chciała go spławić, tym bardziej, gdy kątem oka dojrzała kraciastą koszulę. Była już lekko wstawiona. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to jednak nie jakiś nieznajomy przy niej usiadł, ale możliwe najgorsza do spotkania osoba w takich okolicznościach.
- Merde - zaklęła nim ugryzła się w język, gdy zrozumiała, że spotkała tutaj Anthony'ego w jakimś wydaniu z innego wszechświata, w którym nie jest pretensjonalnym ważniakiem. - Bo nie potrzebuję... stać mnie na mój alkohol - zauważyła, próbując usiąść nieco bardziej prosto. Dłonią też poprawiła włosy, bo wcześniej podpierała czoło i pewnie mocno co jakiś czas nimi targała, na nowo i na nowo odtwarzając w głowie wizję swoich problemów około rodzinnych. Zestresowało ją to pojawienie się szefa.
- Co w ogóle pan tu robi? - zapytała, zerkając na niego. - Jestem pijana, nie powinnam z panem rozmawiać w takim stanie - dodała z rozbrajającą szczerością, ale to dlatego, że alkohol nie pozwalał jej zachowywać się inaczej.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Cień skonsternowanego uśmiechu zamajaczył w kącikach usta Tonego, gdy powitało go niewybredne przekleństwo Laurissy. Żadne słowa nie były potrzebne, aby zrozumieć co wyrażać miał wyraz twarzy Soriente. Jej ściągnięte w jedną linię wargi, lekko zmarszczone brwi i spojrzenie tak wymowne, że Hemingway praktycznie poczuł jego chłód na skórze. I chociaż Anthony był człowiekiem pełnym pychy, przekonanym o własnej wartości to jednak nie śmiał przypisać sobie pełnej zasługi za to w jakim stanie obecnie znajdowała się kobieta. Owszem, nie przepadała za nim, ale chyba nie zaskarbił sobie aż tyle nienawiści by tylko pojawieniem się przy niej, wywołać aż taką reakcję. Ewidentnie coś musiało wydarzyć się w życiu Soriente, coś nieprzyjemnego i na tyle trudnego, że tylko szklanka dobrej whisky pomagała jej przejść przez ten stan.
- Nie to miałem na myśli - przyznał, bo po pierwsze ja źle napisałam jego wypowiedź, ale w sumie uznam, że tak też jest dobrze. - Pijesz samotnie przy barze i właśnie spławiłaś kolejnego mężczyznę, który ciebie zagadnął więc... Jesteś tutaj, bo uciekasz, a nie szukasz towarzystwa - sprzedał jej bezpłatną analizę, po czym nie zamierzał uszanować własnych słów i zajął miejsce obok, sięgając po podanego mu przez barmana drinka. Drugi znalazł się przed Soriente. - Też mam za sobą drinka, czy dwa więc umówimy się, że obydwoje nie powinniśmy ze sobą rozmawiać, ale jakoś tak wyszło - skomentował jej wypowiedź, będąc lekko zaskoczony tym z jaką szczerością przyznała się do bycia pijaną.
Laurissa, którą znał z pracy była uosobieniem elegancji i powabu, pewnie nigdy wprost nie wypowiedziałaby do niego takich słów. Coś więc ewidentnie musiało ją dręczyć, a wypita ilość alkoholu wcale nie pomagała. Nie było więc opcji, aby Hemingway posłuchał i ją zostawił. Taka okazja, by zbliżyć się do niej, mogła się długo nie powtórzyć.
- Przyszedłem obejrzeć mecz, ale przegrywają więc... Wolę posiedzieć z tobą i posłuchać o tym dlaczego ty tutaj jesteś - odpowiedział, a po lekkim uderzeniu szkłem o szklankę Soriente, upił odrobinę alkoholu. Wciąż nie odrywał wzroku od Francuzki, doszukując się w elementach jej wyglądu potwierdzenia własnych przypuszczeń. Wodził więc spojrzeniem po jej twarzy i nagle, kompletnie niespodziewania zaczął dostrzegać w rysach jej twarzy, Lucille... Chociaż może to nie o to chodziło, a o gesty, drobną mimikę i to przygryzanie policzka za wzrokiem wpatrzonym w nieokreśloną przestrzeń. Zdenerwowało go to skojarzenie. Odchrząknął więc cicho, po czym ponownie sięgnął za drinka wmawiając sobie, że to klimat tego miejsca tak na niego wpływa, a Soriente nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Prawdę mówiąc była przerażona. W tym pijackim tego słowa znaczeniu, gdy strach nie uruchamia jeszcze rozsądku i nie próbuje nakłonić do ucieczki. Bała się więc konsekwencji spotkania w barze szefa, ale wciąż siedziała w miejscu, jakby miała do tego prawo. W zasadzie to miała, sama je sobie próbowała odebrać. Uczono ją, by zawsze prezentować się nienagannie, a teraz... teraz niezbyt dyskretnie pociągnęła za jedno ramiączko bluzki i potem drugi, by ją nieco podciągnąć i zmniejszyć dekolt. Oczywiście w jej mniemaniu, Anthony nie mógł tego dostrzec, ale fakty były całkiem inne. Po prostu procenty sprzedawały jej bardziej łaskawą wersję rzeczywistości.
- Albo po prostu nie lubię, gdy się mnie zagaduje w barach - burknęła, ściągając brwi. - Uciekam... quelle idée stupide - dodała nadal bardziej mamrocząc pod nosem, niż wyraźnie to artykułując, ale była naprawdę zagubiona w obecnej chwili i chociaż wiedziała, że jutro będzie żałowała każdego wypowiedzianego słowa, teraz nie potrafiła siedzieć cicho. - Zawsze któreś z nas może wyjść. Nie chcę, by mi pan potem wypominał, że nie zachowałam się, jak na damę przystało. Et je sais que tu aimes souligner les erreurs des autres - skomentowała z przesądem, trochę nieświadomie mieszając angielski z francuskim. Jeśli oboje byli już po drinkach, to Hemingway zdecydowanie lepiej się po nich trzymał i to budziło w Laurissie pewną frustrację. Nie powinna więcej pić, ale była załamana, nie wiedziała gdzie ma wrócić, więc po chwili analizowania swojej gównianej sytuacji, po prostu zacisnęła rękę na szklance. Mimo to jeszcze jej nie wzniosła. Wciąż próbowała to wszystko rozpracować, w zawiedzeniu przygryzając policzek od środka, jak to miała w zwyczaju, gdy wyłącza się na kilka chwil. To też sprawiło, że dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że Anthony coś do niej mówił.
- Mecz? Ogląda pan mecze? Taka niszowa rozrywka dla kogoś pana kalibru? C'est pas vrai! - jakoś pod naporem tej wypowiedzi wzniosła w końcu szklankę i wychyliła kilka łyków. Musiała aż przymknąć oczy, tak mocno trunek rozpalił jej podniebienie. Głowę miała nieco ciężką, to też w nieszczególnie eleganckiej pozie, oparła ją na dłoni, przechylając się lekko do boku i patrząc na niego pod tym kątem. - A może też przyszłam obejrzeć mecz? Bo co... bo nie? - zgubiła odrobinę wątek. - Bo jak kobieta przychodzi do baru, to zaraz musi uciekać... jakież to... prévisible... um... jak jest prévisible? - zamachała dłonią w powietrzu, marszcząc brwi. - Możliwe do przewidzenia... ale macie to słowo... prawidy... prew... przewadywalne? Merde! Cóż za barbarzyński język - poirytowała się odrobinę, gdy zaplątała się w sylabach. Zwykle wypowiadała się płynnie, ale aktualnie nie szło jej to tak dobrze, jakby chciała.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Nie oczekiwał wylewnego powitania, ale po tym jak w ostatnim czasie ich relacja uległa polepszeniu, bynajmniej spodziewał się bycia od razu zaatakowanym. Podejrzewał jednak, że tym razem nie sama niechęć Soriente do niego, ale też wypity alkohol i to "coś", co przyprowadziło ją do tego baru, wpływały na to jak bezczelnie się zachowywała. Może nie posługiwał się francuskim tak biegle, jak Lauirssa angielskim, ale znał ten język na tyle, by bez problemu zrozumieć wstawki, które co jakiś czas wplatała w wypowiedzi. Z wielką chęcią by jej to uzmysłowił, ale przysiadł się nie po to, aby dalej pogłębiać ich konflikt, a wręcz przeciwnie. Za punkt honoru obrał sobie wygranie zakładu, a przy tym z wielka ochotą odegra się na ten pyskatej pannie z Francji, serwując jej najmniej przyjemny rodzaj rozaczajowania - samą sobą, gdy obudzi się w jego apartamencie zawstydzona tym na co mu pozwoliła. Niestety, aby do tego doszło musiał nieco się postarać, przy tym zacisnąć zęby i nie być takim dupkiem jak zwykle...
- Chyba już na to za późno - burknął, jednak gdy wspomniała o tym, że jedno z nich mogłoby wyjść. Nie wiadomo jednak, czy chodziło mu o to, czy o fakt, że Rissa jak na damę była wybitnie nieprzyjemna. - Niczego nie będę ci wypominał, jakbym miał to robić, nie serwował bym ci kolejnej kolejki - dodał jednak, aby troszkę rozluźnić atmosferę. Rozumiał, że Soriente także czekała na atak z jego strony, a więc chciał ją rozczarować w tej kwestii.
Gdy zakpiła z powodów, dla których spotkała go w Monlight, prychnął cicho pod nosem, po czym jakby odruchowo zerknął w stronę telewizora. Bez zmian, drużyna której kibicował nadal przegrywała z kretesem.
- W takim razie powiem jeszcze, że jestem fanem polo i sam gram. Teraz znów możesz przypiąć mi łatkę bufona - odparł, bo doskonale wiedział co chciała mu przekazać swoim komentarzem. W zasadzie doskonale asymilował się z tym co sądziła na jego temat. - Przewidywalne? - Podpowiedział jej, gdy utknęła w swoim krótkim, wybuchowym monologu. - Nie wyglądasz na fankę rugby, Soriente - podzielił się z nią swoją opinia, a widząc jak sięga po alkohol, sam upił odrobinę swojego drinka. - Nie szukasz też towarzystwa, ale z jakiegoś powodu się tutaj znalazłaś. Albo uciekasz, albo frajer z którym umówiłaś się na randkę ciebie wystawił, ale wciąż na niego czekasz - dodał, trochę chcąc ją podejść, a może powkurzać. W każdym razie był coraz bardziej ciekaw powodów, dla których spotkali się tego wieczora w barze. I dla których oczy Laurissy wydawały się być przepełnione smutkiem.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Prawdę mówiąc nawet nie próbowała być bezczelna, po prostu była pijana i załamana swoją kłótnią z Remigiusem. Może też wierzyła, że kłótnia z szefem będzie miłą odmianą, to znaczy sprzeczka, bo kłócić się z szefem jej zwyczajnie nie wypadało.
- Nieszczególnie cieszy mnie to, że widzi mnie pan w takim stanie - naprawdę z całych sił próbowała zrobić wszystko, aby nie bełkotać, tylko ładnie artykułować zdania. Nie wyszło najgorzej, ale też nie wychodziło jej to najlepiej. Głowę miała ciężką, poliki zarumienione, a wzrok delikatnie nieobecny... dlatego też nie próbowała nawet udawać, że nie jest pijana. Wolała się już do tego przyznać na wejściu. - Też panu postawię... to już drugi raz, kiedy płaci pan z mój alkohol... j'ai mon honneur - wyjaśniła, ale najpierw musieli dopić to, co już mieli, więc zamieszała alkoholem w szklance i znów pociągnęła z niego porządnego łyka. Na moment straciła też wątek, przymykając oczy, jakby mogła tym samym zdobyć więcej energii na rozmowę, ale głos Hemingwaya znów sprowadził ją do baru i ich rozmowy.
- Doskonale... to mi zrekompensuje brak garnituru - oznajmiła i uśmiechnęła się do niego pięknie. Za pięknie, jak na siebie, bo normalnie nie pozwalała sobie na taką mimikę przed ludźmi z pracy, ale aktualnie i tak pozwalała sobie na zbyt wiele. Nie musiała iść z nim do łóżka, żeby jutro obudzić się z poczuciem wstydu, który trudno będzie jej przełknąć. - No powiedziałam - skinęła, bo przecież sama do tego doszła i najwyraźniej nie wychwyciła, ze w jej wydaniu słowo było karykaturą swojego poprawnego brzmienia. - Phi! A by się pan zdziwił! Rzucam przerośniętym jajem nie gorzej od tej drużyny - w zasadzie nawet nie wiedziała dlaczego kłamie i co jej to daje, ale słowa opuściły jej usta szybciej, niż rozsądek zdołał je weryfikować. Poza tym nie chciała się przyznawać do jakiś braków, nawet w temacie tak trywialnym, jak mecz. Nie zaszczyciła jednak telewizora swoim spojrzeniem, a zamiast tego zmarszczyła czoło i uniosła dłoń przed twarz Hemnigwaya, tak by zamachać mu pierścionkiem przed twarzą.
- Jak na kogoś, kto tak wszystko wychwytuje, nie zauważył pan, że mam powód by nie umawiać się na randki w barach - jeszcze chwilę kręciła palcami w powietrzu, aż ostatecznie wykorzystała je do uniesienia szklanki do ust. Nie chciała mu wcale się zwierzać. Wiedziała, że nie chce i nie powinna. Naprawdę wiedziała... ale alkohol... ten przeklęty alkohol. - Poza tym dlaczego od razu frajer? - rzuciła pod nosem, nie przykładając wagi do tych słów i znów wsparła polik o dłoń, wzdychając ciężko. - Może to ja jestem frajerem... i nie zasługuję dziś na niczyje towarzystwo - dodała, przypominając sobie sposób, w jaki patrzył na nią Remigius, zanim ją zostawił. Zawaliła... tak. Zdecydowanie to ona była frajerem.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Tony zaś nieszczególnie przejmował się tym w jakim była stanie, bo najzwyczajniej w świecie było mu to na rękę. Relacja między nim, a Laurissą nie należała do najlepszych, nawet jeśli w ostatnich tygodniach starał się okazywać jej o wiele więcej respektu niż z początku. Nie był wybitnie uszczypliwy i starał się, aby w pracy czuła się przez niego zauważana. Niestety i tak co jakiś czas wszystko to rujnował jakimś podłym komentarzem, gdy zawaliła, a jeszcze gorzej wypadał w chwilach, w których Tom znajdował się gdzieś w pobliżu. Dlatego taka sposobność jak teraz była wymarzoną sytuacja, aby nadpracować stracony czas.
- Miło z twojej strony, nie będę oponował - odparł, bo przecież im więcej alkoholu w siebie wleje Rissa, tym lepiej, a on przy okazji także mógł na tym skorzystać delektując się całkiem niezłą whisky.
Gdy skomentowała jego brak garnituru, zaśmiał się pod nosem opuszczając na moment spojrzenie, bo nawet jeśli jej słowa były nieprzyjemne to także na swój sposób zabawne. Ogólnie, upojona alkoholem Laurissa przestawała być taką zadzierającą nosa, panną z wyższych sfer, a przynajmniej w miarę jak ich rozmowa się rozkręcała, takie wrażenie odnosił Hemingway. - Nawet w to nie wątpię, Risso. Pewnie w każdej szkole dla pensjonarek we Francji uczą jak grać w rugby - skomentował jej słowa zdając sobie sprawę z tego, że były wybitnie kiepskim kłamstwem.
Przez temat meczu, kilka sekund Tony poświęcił na śledzenie rozgrywki, ale była na tyle kiepska, że szybko z powrotem w pełni jego uwagę zyskała sobie Laurissa. Tym bardziej, że temat zszedł na bardziej "intymne" kwestie, a Hemingway z niemałym zaskoczeniem obserwował smukłe palce Soriente, które poruszały się finezyjnie przez jego nosem.
- Przepraszam, ale chyba nie rozumiem - zaczął, bo i owszem widział pierścionek na jej palcu już wcześniej, ale nie łączył go z żadnym "obecnym" narzeczonym, bo sama Soriente o takowym nie wspominała. Przyleciała do Australii sama, mieszkała u kuzyna, zaczęła nową prace, chociaż ta, którą miała we Francji była także całkiem niezła, a referencje jakie otrzymała, zachwycające. Coś mu więc nie pasowało, tym bardziej, że znał tło jej przeszłości, bo jak na dobrego prokuratora przystało, zrobił odpowiedni research. - Jedynie, że nowy narzeczony to świeża sprawa - dodał zaraz, bo ostatecznie nie mógł mieć pewności, że pierścionek, który błyszczał na jej dłoni tak naprawdę nie był pamiątką po tragicznie utraconym ukochanym.- Hmm... Wyczuwam tutaj poczucie winy - mruknął, po tym jak samą siebie nazwała frajerem, ale nim odpowiedziała, sam postanowił skomentować najpierw jej poprzednie słowa. - A co do frajera to... Tylko totalny kretyn, albo tchórz wystawiłby do wiatru taką kobietę jak ty, Soriente - rzucił lekko, chociaż zdawał sobie sprawę, że ten niebezpośredni komplement może być dla Laurissy zaskakujący. Sam jednak czuł się kompletnie swobodnie, bo prawda była taka, że gdyby od początku ich znajomość potoczyła się lepszym torem to zdecydowanie i bez tego głupiego zakładu, panna Soriente zaskarbiłaby sobie jego cenną uwagę.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Ciężko było zmienić o kimś raz wyrobioną opinię i niestety Laurissa nie była wybitnym wyjątkiem od tej reguły. Wiedziała, że ostatnio Anthony pokazywał jej swoją ludzką stronę, ale wciąż... widziała w nim zadzierającego nosa ważniaka, który ma się za lepszego. Był surowy, nie przebierał w słowach i z założenia musiało być albo tak, jak on chciał, albo było źle. Tylko, że teraz, gdy była pijana... nie przeszkadzało jej to wszystko aż tak bardzo.
- Pan sobie zwyczajnie ze mnie żartuje! - wypomniała mu, chociaż na jej twarzy wymalowała się konsternacja, głównie podyktowana tym, jak się do niej zwrócił. Przez chwilę zastanawiała się czy o tym wspomnieć. Lepiej nie, to byłoby nierozsądne i zbędne... dobrze więc, że była pijana. - Risso? Spoufalamy się aż tak? - rozchyliła wargi, przyglądając mu się czujniej i trochę z własnej głupoty, zaraz jedną z tych warg zagryzła, nie panując nad tym gestem. W zasadzie... sama nawet nie była go świadoma. Mimo wszystko czuła, że to dobry moment, aby przypomnieć mu o pierścionku na swojej dłoni, chociaż jego słowa zmieszały ją nawet bardziej.
- Nie rozumie pan? Nie nosicie tu pierścionków zaręczynowych? - zapytała bezpośrednio, bo osobiście nie uważała, że jest tu coś niezrozumiałego. Inna sprawa, że jego kolejne słowa były dla niej jak policzek. Nieświadomy dla Anthony'ego, bo nie miała mu tego za złe. Chodziło o nią. - To żadna świeża sprawa - ścięła więc, odkładając dłoń na kolano. Raczej przedawniona, ale tego nie zamierzała mu mówić. Siedziała tu i piła w barze... co Lyam by powiedział, widząc ją w takim stanie? Uśmiechnęła się smutno i przybliżyła szkło do ust, wypijając ostatnią porcję alkoholu, jaki się w nim znajdował. - Ależ z pana szczwany lis... taki przenikliwy - podsumowała pijacko wypowiedź o poczuciu winy, a następnie gestem pokazała barmanowi, że poprosi jeszcze dwa drinki. Pamiętała, że miała mu go postawić. Zerknęła potem znów na swojego towarzysza i cóż... takiego wyznania się po nim nie spodziewała. Już i tak twarz miała zaczerwienioną od procentów, ale teraz nawet uszy pokrył jej rumieniec i przez chwilę nie wiedziała, jak ma zareagować. Zakaszlała więc i spróbowała się wyprostować... może zbyt nagle, bo polecała z wrzaskiem do tyłu na stołku, tracąc równowagę i w ostatniej chwili złapała się za brzeg baru. - Nic mi nie jest! Nic mi nie jest! - zawołała natychmiast, czując jak serce jej wali od tej nieoczekiwanej akcji. Zaraz jednak zakaszlała, jeszcze bardziej zażenowana. - Na całe szczęście nikt mnie nie wystawił. Jak już mówiłam, nie chodzę na takie spotkania - wyjaśniła precyzyjniej, a żeby oddalić się od tematu jej związków, zdecydowała się dodać więcej, niż planowała. - Pokłóciłam się z kuzynem -. burknęła więc, rozsypując na ladę zawartość przegródki w portfelu, bo chciała wyciągnąć kartę płatniczą, ale wyleciała i ona, i dowód, i prawo jazdy i pewnie jeszcze jakieś karty lojalnościowe, na ubrania, kosmetyki, czy inną bieliznę, co podsumowała niezadowolonym jęknięciem.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Ostrożnie, niby całkowicie przypadkowo, niwelował dystans dzielący go i Laurissę. Był blisko na tyle, by móc delektować się wonią jej eleganckich perfum i dostrzec jak jej policzki rumienią się delikatnie przez to w jaki sposób zdrobnił jej imię.
- Aż tak? Jeśli ci to nie odpowiada mogę wrócić do pełnego imienia. Nie chcę się narzucać - niski ton jego głosu idealnie pasował do sposobu w jaki przeciął wzrokiem jej twarz na dłuższą chwilę zatrzymując się przy ustach, których wargę Laurissa zagryzła, zapewne nieświadomie. Nie miało to znaczenia, bo ten drobny gest był na tyle wymowny, by chociaż odrobinę połechtać ego Hemingway'a. Właśnie takich, drobnych kroczków potrzebował, by ostatecznie zbliżyć się do Soriente.
- Nosimy, gdy jesteśmy zaręczeni - odparł, troszeczkę nieładnie czerpiąc z przewagi jaką dawała mu niewiedza Soriente o tym, co dla niego samego nie było tajemnicą. W zawodzie jaki uprawiał informacja była najważniejszą walutą, nie umiałby więc nie sprawdzić swojej nowej pracownicy, tym bardziej, że samo jej zatrudnienie nie obyło się bez pewnych konfabulacji. - Domyślam się - mruknął, czekając na reakcję francuski, aby dopiero po chwili rozwinąć swoją wypowiedź o kilka dodatkowych szczegółów. - Wiem o zaginięciu twojego byłego - dodał, tylko tyle, nie chcąc dzielić się swoimi spostrzeżeniami na ten temat, bo pewnie nie przypadłyby one Soriente do gustu. Według niego ten cały były narzeczony już dawno leżał na dnie oceanu, a więc to zagranie z pierścionkiem było wybitnie kiepskim sposobem na odpędzenie się od adoratorów. Z drugiej strony kto wie, może Laurissa faktycznie wierzyła w to, że pewnego pięknego dnia zdarzy się cud i jej ukochany nagle stanie na progu jej domu. Jeśli tak było to zaś Tony powinien szczerze zastanowić się nad zatrudnieniem jej w swojej prokuraturze, bo cenił sobie ludzi posiadających zdrowy rozsądek. - Nie żyje na tym świecie od wczoraj, Riss... - Zatrzymał się, zerkając w stronę dziewczyny. - Mogę tak? - Sopytał, czekając na pozwolenie by móc ponownie zwrócić się do niej w ten zdrobniały sposób.
Sekundę później, zdał sobie sprawę, że Soriente faktycznie była całkiem nieźle zamroczona alkoholem, bo o mały włos nie spadła z barowego stołka. Oczywiście asekuracyjnie Tony zaraz wstał, aby ewentualnie uchronić ją przed upadkiem, ale jakimś cudem Laurissa odzyskała równowagę. Mimo tego dłoń Hemingwaya znalazła się na jej łopatkach i przez chwilę tam pozostała, nawet po tym jak francuska ponownie wróciła do prowadzonej przez nich rozmowy.
- I to chyba całkiem konkretnie skoro pijesz tutaj w samotności - skomentował jej słowa, pomijając wstawkę o nie chodzeniu na randki przez Laurissę. W sumie całkiem dobrze, że tak robiła, miał większe szanse, gdy wokół nie kręciło się stado sępów, bo z jednym przecież Tomem jakoś sobie poradzi. - Kazał ci się wyprowadzić? - Strzelał w ciemno, bo pojęcia nie miał od czego zacząć. I to też nie tak, że jakoś wybitnie interesowały go problemy Laurissy, ale liczył na to, że ofiarując jej przysłowiowe "ramię", na którym mogłaby się wypłakać, zyska kilka dodatkowych punktów i zadecydowanie wpłynie na to w jakim świetle znajdzie się ich relacja.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Z jednej strony miała wrażenie, że to spotkanie przechodzi w jakąś dość dziwną i niezrozumiałą dla niej atmosferę, ale jednocześnie alkohol nie pozwolił być jej na tyle podejrzliwą, by cokolwiek z tym zrobiła.
- Sama nie wiem... nie chcę, żeby mnie pan miał za nieprofesjonalną panienkę - wyjaśniła, co chodziło jej po głowie, nie ubierając tego w słowa, które lepiej by pasowały do rozmowy z szefem. Niestety coraz trudniej było jej się pilnować i przekroczyła też tą granicę, kiedy jeszcze wiedziałaby, aby przestać pić. Poza tym zawstydził ją na tyle, by alkohol był jej jeszcze bardziej potrzebny. A jak akurat nie zawstydzał, to oburzał... klasyczny Hemingway.
- No to czego pan nie rozumie? - obruszyła się, czując jednocześnie, jak mięśnie jej się spinają. Traciła grunt pod nogami, a nadal chciała pozostać pewną siebie. Jeszcze do tego momentu, nawet nie podejrzewała, że Anthony mógłby wiedzieć o Lyamie, bo skąd? Po co w ogóle miałby doszukiwać się takiej wiedzy, która nie była niczym nagłośnionym. Kiedy więc dobitnie powiedział jej, że wie, co spotkało jej ukochanego, z miejsca się w niej zagotowało. - Mojego narzeczonego - poprawiła go, bo nie miał prawa nazywać Lyama byłym! Za kogo on się miał? Spiorunowała go wzrokiem, nie wiedząc jak ma się zachować, była zła, ale też zagubiona, było jej przy tym wstyd i wszystko to na raz zaczęło ją przygniatać z taką siłą, że musiała wychylić szklankę z alkoholem po raz kolejny. - Nie. Nikt tak nie zdrabnia mojego imienia - znów się zarumieniła, ale przy tym procenty popchnęły ją do tego, by mu stanowczo odmówiła. Może nawet zbyt stanowczo, bo zdała sobie sprawę z tego, że było to niegrzeczne i nieprofesjonalne. - Merde!- jęknęła więc pod nosem, karcąc w ten sposób samą siebie. - Przepraszam... jestem pijana, reaguję zbyt nagle - wyjaśniła się zaraz, bo była z każdą sekundą coraz bardziej zagubiona i jeszcze o mało nie spadła z tego cholernego stołka, a potem rozsypała zawartość portfela na ladę, jęcząc cicho pod nosem.
- Mężczyźni pijący sami, to nic nadzwyczajnego, ale jak kobieta tak pija? Zaraz afera... putain de doubles standards- cmoknęła, by w końcu zrozumieć, że dłoń jej szefa znajduje się na jej plecach, w tej bluzce nieosłoniętych żadnym materiałem. Zamarła więc, wstrzymując na chwilę nawet oddech, przez co nie pozbierała swoich dokumentów, bo skupiła się na zbieraniu myśli. - Nie - odpowiedziała na jego pytanie, ale czuła, jak przechodzą ją dreszcze i chociaż nienawidziła tego, na ramionach pojawiła jej się gęsia skórka. Próbowała udawać, że tak nie jest, ale była tylko człowiekiem. - Ale nie chce mnie widzieć, więc póki co nie mogę do niego wrócić - odruchowo wzruszyła ramionami i przez to ponownie przeszedł ją dreszcz, jakby między jej skórą, a tą Anthonego przeskoczyły jakieś elektryczne impulsy, które nie powinny mieć miejsca.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Rozbawiła go swoją bezpośredniością, a może raczej doborem słów, bo akurat Tony nie miałby nic przeciwko, gdyby tej nocy była nieprofesjonalną panienką. Wszystko potoczyłoby się znacznie szybciej, a może i ich relacja w pracy by na tym zyskała, bo pyskata Soriente nie miałaby już takiej pewności siebie.
-Spokojnie, przecież nie jesteśmy w pracy tylko w barze, a ja nie zagadnąłem ciebie jako szef, Laurisso - odpowiedział napawając się tym jej przewrażliwieniem, bo z jednej strony było ono irytujące, a z drugiej karmiło nadmuchane ego Hemingway'a.
Szybko jednak atmosfera uległa zmianie, gdy tematem stał się były narzeczony Soriente. Ewidentnie sprawa sprzed lat nie była dla kobiety zamknięta, co poniekąd zaskoczyło Anthonego. Oczywiście nie znał Laurissy prawie wcale, więc nie miał prawa niczego przypuszczać, ale kierowany powierzchownymi informacjami i wiedzą o tym jaki zawód uprawia, chyba mylnie skategoryzował ją jako twardo stąpającą po ziemi. Tym czasem okazało się, że chyba wciąż uważała się za zaręczoną, chociaż jej mężczyzna nie dawał znaku życia od lat. Chociaż może była to tylko kiepska zasłona dymna. Tak, czy inaczej Tony nie drążył dalej pozostawiając tę kwestię w niewygodnej ciszy dopóki nie zapytał o zdrobnienie "Rissa". Reakcja Soriente zaskoczyła go chyba jeszcze bardziej, bo aż odsunął się na kilka centymetrów, przyglądając dziewczynie z zaintrygowaniem.
- Albo ja zapytałem o coś o co nie powinienem - skomentował, troszeczkę z nią pogrywając tą swoją postawą skruszonego człowieka. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wypity przez Soriente alkohol jest jego sprzymierzeńcem. Nawet jeśli Laurissa nie powiedziała mu zbyt wiele wprost to i tak swoim zachowaniem zdradziła mu więcej informacji o sobie, aniżeli przez ten cały czas, gdy wspólnie pracowali. Brnął więc w to dalej, przy okazji asekurując francuzkę przed upadkiem. - Dokładnie, nie inaczej - skomentował jej słowa z lekkim przekąsem. - Nie mam zamiaru tłumaczyć się ze swojego zainteresowania tobą, ale nie kierowało mną nic stereotypowego, a przeczucie, bo uważam, że zdążyłem ciebie poznać na tyle, by nie spodziewać się spotkać ciebie w takim miejscu bez przyczyny - wyjaśnił nieco bardziej stanowczo, ale jego twarz wciąż barwił delikatny, szarmancki uśmiech.
Gdy odpowiedziała na jego pytanie odnośnie kuzyna, ściągnął lekko brwi. Niby jej słuchał, ale skłamałby, że bliskość na jaką sobie pozwolił go nie fascynowała. Delikatnym ruchem przesunął palcami po gładkiej skórze Soriente, aż do jej przedramienia i na nim na moment zacisnął dłoń. Napawał się fakturą jej miękkiego ciała w myślach analizując to jak odcień jej skóry przyjemnie kontrastował z barwą jego palców. Poświęcił temu gestowi kilka sekund, aby został on bardziej naznaczony w chwili, ale nie na tyle, by przypisać mu jakąś większą rolę. Chciał po prostu by to Laurissa go dostrzegła, by musiała poddać go własnej analizie.
- Nie brzmi to najlepiej - stwierdził, a żeby przerwać ten kontakt fizyczny, zajął się zbieraniem z baru dokumentów i kart Soriente, bo kobieta ewidentnie nie radziła z tym sobie najlepiej. Chciał też wypaść jak najbardziej swobodnie, chociaż pod palcami wciąż czuł ciepło jej skóry. - Właściwie to brzmi jak całkiem poważny konflikt - dodał, po tym jak ponownie spojrzał na Rissę, a wyciągniętą dłoń z zawartością jej portfela oparł o blat. - Mogę zapytać co się stało? - Troszkę pogrywał sobie z nią, nie licząc na to, że mu odpowie, ale z drugiej strony właśnie ją pocieszył, potem pomógł, więc może ta delikatna manipulacja mogła zadziałać na jego korzyść i zmusić Sorientę do odrobiny szczerości.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Zerknęła na niego z rozbrajającą szczerością wymalowaną na twarzy i przechyliła głowę, pozwalając by włosy opadły jej na nagie ramię.
- Więc jako kto mnie pan zagadnął? - zapytała, nie odrywając od niego spojrzenia i nie myśląc jeszcze, jakie to było nieodpowiednie. Trzeba było przyznać, że nie powinna już więcej pić. W zasadzie dwa drinki temu powinna była przestać. Angielski stawał się coraz bardziej wymagający. Przynajmniej nie drążyli już dalej tematu Lyama. Laurissa zareagowała też tak niepewnie, bo... bo napisałaś Riss, a nie Rissa i teraz widzę, że to była jednak literówka. Więc może nie dosłyszała w takim razie.
- Proszę? - parsknęła wesoło, patrząc na niego z niedowierzaniem i z tego tez powodu na moment zapomniała o jego dłoni na swoich nagich plecach. - Zdążył mnie pan poznać? Ależ skąd, zna pan tylko to, co pokazuję w pracy... Jeu de faire semblant! - zaśmiała się wesoło, jakby naprawdę była z siebie w tej chwili dumna. - Lubię dobrą whisky, ale picie jej w samotności w domu uważam za przywilej degeneratów i bogatych, skrzywdzonych przez los dżentelmenów trzymających karafki w biurze - Wyrecytowała, trochę może zbyt śmiało. Tak naprawdę nikogo nie chciała urazić, bo jej ojciec sam takową karafkę posiadał, z resztą podobnie do Remigiusa... dlatego wciąż mówiła o nich, jak o dżentelmenach. Może też przy tym chciała zakryć trochę to, że rzeczywiście przyszła do baru dzisiaj, bo miała jakieś problemy, które ją męczyły. Na moment ją to zdołowało, ale potem poczuła ruch jego palców na swoim ciele, niezbyt poprawny, ale też nie jakiś nachalny... zwyczajnie... dość niepodobny do tego, na co zwykle pozwalali sobie ludzie w jej otoczeniu. W dodatku była pijana i chociaż była o to na siebie zła, poczuła jak przyjemny dreszcz przebiega po jej plecach w dół i co gorsza, sprawia, że na jej skórze pojawiła się delikatna gęsia skórka, przez którą natychmiast, niby przypadkiem odwróciła spojrzenie do boku.
- Nakłoniłam jego dziewczynę do tego, żeby z nim zerwała - tak bardzo chciała ukryć reakcję swojego ciała na jego dotyk, że w tej chwili powiedziałaby mu dosłownie wszystko, byleby skupili się na rozmowie. Zabrała też swoje dokumenty i skinieniem podziękowała, próbując je upchnąć w odpowiednich kieszonkach portfela. - To brzmi źle, ale miałam swoje powody - skoro już mu zdradziła prawdę, musiała wytłumaczyć. - Jest od niej starszy o ponad piętnaście lat. Rozumiem dwa, trzy lata różnicy, ale nie tyle! Nie byliby razem szczęśliwi - dłonie jej się nieco trzęsły, bo kiedy już zaczęła mówić, coraz trudniej było jej przestać, a jednocześnie pamiętała, że nie rozmawia z żadnym przyjacielem, tylko ze swoim szefem... do tego mieszało jej się w głowie od alkoholu.

Anthony Hemingway
ODPOWIEDZ