Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Znał to spojrzenie aż za dobrze. Lekko przymrużone powieki, źrenice nie odrywające się ani na sekundę od jego oczu i delikatnie ściągnięte brwi... Nawet nie chciał sobie wmawiać, że mu się przewidziało, bo za bardzo spodobała mu się ta rozkoszna myśl o flirtującej z nim Laurissie.
- Póki co jako znajomy, bo raczej daleko nam jeszcze do przyjaźni, prawda? - Mimo wszystko nie chciał być zbyt nachalny ze swoimi sugestiami, bo wyrafinowana pani Soriente, nawet jeśli odurzona alkoholem nadal w jego mniemaniu była dość trudnym do osiągnięcia celem i bezsprzecznie tani podryw nie odniósłby wobec niej żadnego sukcesu. - Tak, a to co pokazujesz każe mi sądzić, że nie bywasz w takich miejscach zbyt często - przyznał zgodnie z prawdą, bo powab i elegancja Soriente były dostrzegalne na każdym kroku. Nie śmiałby więc przypuszczać, że jakaś byle knajpka mogłaby zaspokoić jej wymagania. - A picie jej w samotności w barze uważasz za co? - Zagadnął, nie odnosząc się do tego jak określiła ludzi mu podobnych, bo przecież było oczywistym, że także wziął te słowa do siebie. Świat, w którym się obracał był niesamowicie podobny do tego, w jakim żyła Soriente. Sam fakt, że ludzie z jej otoczenia wpłynęli na ludzi z jego, aby ją zatrudnił mówił sam za siebie. Doskonale więc wiedział jakich mężczyzn Laurissa miała na myśli, a jednocześnie same słowa, których użyła jednoznacznie wskazywały na to, że nie należała do miejsca, w jakim obecnie się znajdowała. Chociaż on mógłby powiedzieć to samo. Nie bez powodu zostawił tytuły i nazwisko za progiem baru.
Oddając Laurissie jej własność, dostrzegł jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka. Uśmiechnął się sam do siebie, dumny z tego jak krok po kroku zaciera granica, która powstała między nimi i której pewnie nigdy nie mieli przekraczać. Jednak nie na długo skupił się na reakcjach Soriente, bo tym razem jej wyznanie faktycznie do niego dotarło, wprawiając w niemałe zaskoczenie. Sam nie wiedział, czy swoją szczerością, czy dosadnością, bo chyba nie spodziewałby się po powabnej Francuzce takiej manipulacji.
- Jak to namówiłaś? - Spytał wprost. Owszem niejednokrotnie miał do czynienia z nieco despotyczną wersją Laurissy, ale nie sądził, że względem bliskich także potrafi być tak ostra i nieustępliwa. Czekał więc na jakieś wyjaśnienia, a gdy je otrzymała, nadal nie umiał wyjść z podziwu dla jej śmiałości. - Wiek to tylko liczby, a z czasem tracą na jakimkolwiek znaczeniu - mruknął, ale widząc, że stan Laurissy po tym wyznaniu jeszcze bardziej się pogorszył, uznał, że lepiej będzie ją wspierać, a nie prawić morały. - Chociaż przekonany jestem, że nie tylko tym kryterium się kierowałaś. Jesteś zbyt bystra i mądra, aby tak szufladkować ludzi - dodał zaraz, a jego dłoń ponownie odnalazła miejsce na przegubie jej ręki. -Daj mu ochłonąć, a potem zobaczysz co dalej. Ostatecznie skoro z nim zerwała to może faktycznie ten związek nie miał szans - dorzucił, starając się stanąć po stronie Soriente, chociaż uważał takie wpierdalanie się w czyjeś życie za wybitnie nie na miejscu. Jednak bardziej od osobistych pobudek interesowało go to jak dzisiejszy wieczór przekuć we własne zwycięstwo i póki co szło mu całkiem nieźle na tym polu.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Miałą to szczęście, że z całym przekonaniem mogła powiedzieć sobie, że nie flirtuje z innymi, tylko rozmawia i wówczas automatycznie dawała sobie rozgrzeszenie. Bardzo to było wygodne, szczególnie w sytuacjach takich jak ta, gdy to alkohol popychał ją do nieodpowiedniego działania.
- Obawiam się, że przyjaźni nie osiągniemy nigdy... bardzo wiele nas różni - zauważyła już nieco mniej znacząco, by też z własnej strony nie utrzymywać nieodpowiedniej atmosfery. Jednak procenty i przygnębienie stanowiły naprawdę zwodniczą mieszankę. - To w jakich miejscach według pana bywam? Gdzie w swoim wyobrażeniu widzi mnie Anthony Hemingway? - oparła brodę na dłoni, znów patrząc na niego zbyt intensywnie, ale ponownie i do znudzenia, była naprawdę pijana, więc kompletnie nie myślała trzeźwo. Prychnęła więc, nie panując nad tą reakcją. - To pytanie, to istne grubiaństwo! Nie piję w samotności, tylko z panem - podsumowała, ale nawet nie umiała być przy tym oburzona, bo uśmiech sam próbował na siłę wedrzeć się na jej twarz. W głowie jej szumiało i miała to szczęście, że cały czas siedziała. gdyby teraz wstała, na pewno cały ten alkohol natychmiast uderzyłby tam, gdzie powinien, a do niej dotarłoby, jak mocno przesadziła. Z resztą fakty, że mówiła mu swobodnie o Remigiusie i nadal czuła jego dotyk na swojej skórze, też o tym świadczyły.
- Normalnie... jest młoda i zagubiona, ewidentnie potrzebowała kogoś, kto jej doradzi i powie, co powinna zrobić - wyjaśniła spokojnie, nie pierwszy raz zabijając w sobie tlące się wyrzuty sumienia. Pokręciła też zamaszyście głową na boki, gdy zaczął mówić. - Och proszę! To puste frazesy! Wziąłby pan ślub z kobietą o szesnaście lat od siebie młodszą? Nie... mężczyźni sięgający po dużo młodsze kobiety nie biorą ich wcale na poważnie, wyświadczyłam im przysługę - zawyrokowała śmiało, chociaż czuła jakieś obawy, które... cóż minęły, gdy Tony wziął jej stronę. W dodatku po kłótni z kuzynem tak bardzo łaknęła tego, by mieć jakiegoś sojusznika, że teraz była gotowa zapomnieć o tym, że tak między Bogiem, a prawdą, za Hemingwayem wcale nie przepadała. Ewidentnie pokazał jej się w nowym świetle i aż spojrzała na niego z entuzjazmem pijącym z jej dużych oczu. - Oczywiście, że nie miał. Zrozumie to w końcu, ale póki co jest na mnie zły, a ja nie będę wchodziła mu w drogę - skinęła głową jakby na potwierdzenie tych słów. - Już sobie sprawdziłam, że jest tu jakiś motel, czy pensjonat... nie jestem wybredna, a jak Remy zobaczy, że nie wróciłam na noc, to też szybciej ogarnie, że zachował się nieodpowiednio - wyjaśniła swoją strategię, chociaż w tej jej pewności dało się wyczuć mimo wszystko duże zmartwienie. Może nawet zbyt głębokie, skoro spojrzała na szefa pełna nadziei. - Myśli pan, że mi wybaczy? - zapytała wprost, bo te wątpliwości stale ją nawiedzały i to przez nie głównie piła.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Jeśli z początku powątpiewał w to, że Laurissa z nim flirtowała to nabrał kuj temu pewności, gdy zadała mu te filuterne pytanie. Przez moment spoglądał na to jak zalotnie oparła brodę na dłoni i sama nieustannie przecinała jego twarz wzrokiem. Nie umiał się nie uśmiechnąć.
- Wysnuwasz te wnioski na podstawie powierzchownych informacji, Laurisso. Nic o mnie nie wiesz - skomentował jej słowa odnośnie różnic jakie ich dzieliły. - Bardzo bezpośrednie pytanie, panno Soriente - specjalnie wytknął jej to słowa, bo oczywiście nie miał nic przeciwko takiej dyskusji, aczkolwiek nie był pewny czy nastał odpowiedni czas, aby bez obaw podzielić się wyobrażeniami jakie posiadał na temat jej osoby. Chciał jednak zaznaczyć tą niejednoznaczną sugestię. - Kojarzysz mi się z finezją i wytwornością, którego na próżno szukać w tym miejscu, nawet jeśli osobiście bardzo lubię ten pub - odpowiedział więc inaczej, zawierając w swoich słowach dozę komplementu, by ten delikatnie połechtał pijane ego Laurissy.
- Oczywiście - zaśmiał się, gdy wytknęła mu grubiaństwo. Nie miał zamiaru pławić się tym, że przyłapał ją na mataczeniu. Pewnie i tak niewiele będzie pamiętała z tej rozmowy jutro, a jemu zależało na tym by czuła się dobrze, bo jeśli coś mogłaby spamiętać to emocje i skojarzenia, a te powinny być jak najbardziej pozytywne. - W takim razie zdrowie - dodał, unosząc ostrożnie drinka.
Z uwielbieniem patrzył jak alkohol znika w ustach Soriente. Jej wilgotne usta, przykuły jego uwagę na kilka chwil, tym bardziej po tym jak nie umiał oderwać od jej ciała swojej dłoni. Takie momenty bezustannie przeplatały się w ich dyskusji, która nagle przybrała znacznie żywszego tonu.
- Rozumiem ten typ... - Mruknął przytakując przy tym Laurissie. Był jednym z jego ulubionych, łatwowierne, młode kobiety, które widziały w nim kogoś kto się nimi zaopiekuje. Opiekował się chwilę, dając im czego potrzebowały, a potem zapominając o tym, że kiedykolwiek istniały w jego życiu. Zaś jej kolejne słowa sprawiły, że na moment oderwał spojrzenie od jej zarumienionych policzków. I nie chodziło o jakieś wyrzuty sumienia, bo doskonale wiedział co robił i nie przeszkadzało mu to. Chodziło o wspomnienie małżeństwa, bo od śmierci Lucille nigdy nie stawiał sobie pytania o to, czy mógłby kiedykolwiek znów z kimś się związać w taki sposób. Z drugiej strony jeśli już, na pewno nie uczyniłby swoją żoną jakiegoś podlotka z obfitym biustem. - To dobry pomysł. Zostaw go samego na jakiś czas - skomentował więc kolejne słowa, a gdy Rissa wspomniała o hotelu, poczuł okazję. By nie uśmiechnąć się przebiegle, złapał za drinka i upijając niewielką ilość alkoholu, ukrył za tym gestem swoje zadowolenie. - Na pewno ci wybaczy i zrozumie. Mężczyźni niekiedy zachowują się jak wieczni nastolatkowie i dopiero po czasie dochodzi do nich, że zapomnieli o zdrowym rozsądku - mówił to co chciała usłyszeć, bo przecież był już tak blisko, a więc nie było opcji, aby pozwalał sobie na jakiekolwiek debaty. - Poza tym na pewno jesteś dla niego bliska, W przeciwnym razie nie oferowałby ci mieszkania wraz z nim i nie zaprosił do Lorne Bay. Dlatego przekonany jestem o tym, że z czasem wszystko między wami się ułoży - dodał, karmiąc ją frazesami, których potrzebowała; których on także potrzebował, po to by zdobyć jej sympatię. Jego dłoń nadal spoczywała na przegubie jej dłoni i powoli zacisnęła się, niby przypadkiem zahaczając o palce. - Jeszcze jeden? - Spytał i przerwał dotyk dopiero w chwili, w której złapał spojrzeniem barmana i poprosił o następną kolejkę.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Kiedy wypiło się za dużo, o wiele łatwiej było zapominać o swoich granicach, a nawet nieświadomie je przekraczać, tak jak robiła to teraz Laurissa, która na co dzień pilnowała się zasad, ale jednak aktualnie sobie folgowała. Przez kłótnię z Remigiusem czuła się w tym mieście niezwykle samotna.
- Więc oboje nic o sobie nie wiemy, a mimo to pan śmiało o mnie debatuje - wytknęła mu , by zaraz na moment odwrócić spojrzenie, kiedy wypomniał jej śmiałość. Wysłuchała jednak jego odpowiedzi, która faktycznie połechtała jej ego, ale jednocześnie zmusiła ją to tego, by uśmiechnęła się w nieco cwaniacki sposób. - Cóż za złotousty prokurator! Nie jestem jeszcze tak pijana, by spijać z pańskich słów te komplementy - oznajmiła, nie przejmując się jednocześnie tym, jak niefortunnie mogła dobrać słowa. Angielski nigdy nie był jej pierwszym językiem.
Wychyliła swojego drinka do końca, kiedy on sam wzniósł swój i potrzebowała już dłuższej chwili, aby skupiać spojrzenie na jakimś konkretnym punkcie. Coraz większe peryferyjne obszary miała rozmazane. Próbowała to ignorować, ale czuła, że jest już w tym stanie, do którego naprawdę nie powinna była doprowadzać się przy szefie. W zasadzie w samotności też nie powinna, gdyby nie obecność Anthony'ego, na pewno by tyle nie wypiła, bo nie chciała stać się ofiarą jakiś barowych cwaniaków.
- Tak też uczynię - pokiwała głową, kiedy pochwalił jej pomysł. - Nie odpowiedział pan na moje pytanie... uznam to więc za potwierdzenie - nie byłaby sobą, gdyby do tego nie nawiązała. Przy tym jednak było jej coraz trudniej zachować pion. Język jej się plątał okrutnie. - Dokładnie! Jestem tego samego zdania... no dzieciak po prostu, ale wszystko będzie dobrze - entuzjastycznie przyjęła słowa Anthony'ego, w których przyjął jej stanowisko w tym całym sporze. Nie ma co ukrywać, potrzebowała, aby ktoś się za nią opowiedział. - Jest dla mnie trochę jak brat... dlatego tak mnie to męczy. Nie wtrącałabym się w jego życie, gdybym nie chciała dla niego jak najlepiej... rozumie to pan, prawda? - pochyliła się odrobinę w jego kierunku, świdrując go swoim spojrzeniem. Nie przeszkadzała jej już nawet dłoń na jej własnej dłoni. Jedynie kwestia następnej kolejki. - Och nie! - zamachała dłonią, wstrzymując zamówienie u barmana. - Wypiłam już za dużo - wyjaśniła i spróbowała zejść ze stołka. Jak tylko postawiła nogi na ziemi, te się pod nią ugięły i na kilka chwil straciła równowagę, co ku własnemu zaskoczeniu, podsumowała parsknięciem pijackiego śmiechu. - Przepraszam! - zawołała nie wiadomo do kogo, starając się zachować pion. - Powinnam już iść - wyjaśniła szefowi, ale teraz, kiedy faktycznie stała, alkohol mocniej uderzył jej do głowy i dopiero poczuła, jaka jest nim upojona.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Mogło jej się wydawać, że nie była na tyle pijana, aby spijać z jego ust słowa, a tak naprawdę Anthony powoli, krok po kroku, manipulował rozmową tak, by widziała go dokładnie w takim świetle na jakim mu zależało. Przy okazji zdawał sobie sprawę, że nie ma do czynienia z byle panienką, a na swój sposób wybredną i zadufaną kobietą, której byle tekst na podryw na pewno nie był w stanie uwieść. Działał więc ostrożnie, mając na uwadze to, że sama Soriente od początku nie pałała do niego sympatią. Dlatego skupienie się na jej kuzynie i okazanie wsparcia było strzałem w dziesiątkę. W zasadzie to Hemingway miał w w głębokim poszanowaniu to jak zakończy się ich konflikt. Tym bardziej, że współczuł Remigiusowi posiadania takiej despotycznej kuzynki, która z butami wmieszała mu się w życie. Z jednej strony rozumiał, że chciała dobrze, ale z drugiej chyba nie potrafiłby wybaczyć jej takiego zachowania, gdyby to on padł jej ofiarą. Dlatego wyzbył się jakichkolwiek oporów przed podłym urabianiem jej, bo ewidentnie zasługiwała na jakąś reprymendę i karę od życia.
- Tak, masz rację - zgodził się z nią co do kwestii tego hipotetycznego małżeństwa z młodszą od siebie o wiele kobietą, ale nie chciał dalej w to brnąć. - Oczywiście, że rozumiem. Czasem z troski o bliskich dopuszczamy się niezbyt chwalebnych czynów, ale ostatecznie liczy się cel, a on uświęca środki - przytaknął jej w sposób, który tylko miał podbudowywać ją samą i poprawiać jego ocenę w jej oczach. - Na pewno będzie dobrze - dodał jeszcze, aby ten przyjemny akcent zakończył tę dyskusję.
Była pijana, widział to, ale póki siedziała, póty jeszcze trzymała fason. Więc, gdy nagle wstała, odmawiając kolejnego drinka, dopiero mógł się przekonać, że upojona alkoholem ledwo co stała na nogach. Miękko opadła w na jego tors, gdy zachwiała się próbując odzyskać równowagę. Przeszła parę kroków, ale potem znów nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Jednak zamiast wpaść na grupkę stojących nieopodal osób, ponownie została złapana przez Anthonego, który nieustannie ją asekurował, aby ostatecznie objąć ją ramieniem w tali.
- Nie przepraszaj. Czuję się współwinny tego, że ciebie upiłem. Powinienem nie proponować kolejnego drinka - wyznał skruszony na pokaz, aby część winy wziąć na siebie i odciążyć jej sumienie. - Nie sądzę, abyś sama daleko zaszła, więc pozwól, że ci pomogę. Wezwiemy taksówkę - zaproponował i chwilę później znaleźli się na zewnątrz.
Noc była przyjemna, a delikatny, ciepły wiatr pomógł Tonemu ocucić się jeszcze bardziej i spojrzeć na sytuację świeżym okiem. Hemingway była kompletnie pijana, ledwo co stała, wciąż tracąc równowagę i czepiając się palcami jego ubrania. Pewnie gdyby chciał, mógłby z łatwością ją wykorzystać, ale nie na tym mu zależało. Chciał, aby była w pełni świadoma tego co robi, by później mierzyć się z prawdziwym moralnym kacem, a nie pijackim poczuciem wstydu.
- Chodź, wsiądź do środka - wreszcie pojawiła się taksówka i Tony pomógł Laurissie zająć w niej miejsce. - Ostrożnie - dodał, gdy praktycznie wpadła do środka, a jej torebka wylądowała na ulicy. Pozbierał ją, a potem sam zajął miejsce obok Soriente i z zażenowaniem, ale też rozbawieniem patrzył jak próbowała doprowadzić się do porządku. - Do Carnelian Land, a później pana pokieruję - podał nazwę dzielnicy, w której znajdowała się jego winnica, kompletnie ignorując to, że Rissa chciała trafić do motelu. Po pierwsze było mu to nie po drodze, a po drugie w tym stanie nie miałaby szans raczej wynająć pokoju, a on nie chciał, aby jego nazwisko pojawiało się w jakichkolwiek motelowych kronikach w Lorne Bay. - Nie przejmuj się i nie przepraszaj. Wszystko będzie dobrze, a poza tym... Mów mi Anthony, skoro razem piliśmy to żaden ze mnie dla ciebie pan - dodał, czarując ją przy każdej możliwej okazji, byleby tylko zakotwiczyć w jej pamięci jak najwięcej przyjemnych emocji powiązanych z jego osobą.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Gdyby tylko potrafiła czytać w myślach, upewniłaby się w przekonaniu, że Anthony Hemingway to podła szuja, której należy unikać. Niestety jednak nie posiadała takich zdolności, była pijana, a on w koszuli w kratę, mówiący to, czego potrzebowała usłyszeć, wydawał jej się najlepszym, co mogło ją spotkać. Nigdy nie była naiwną kobietą, ale aktualnie po prostu trafiła na bardzo ciężki czas, a też od kilku lat mimo wszystko zmagała się z depresją, więc w chwilach załamania jakiekolwiek wsparcie przyjmowała, jak jedyny powód, by nie zakopać się w żalu.
- Nom, mam, mam - pokiwała głową, niekoniecznie skromnie się z nim zgadzając. - Dziękuję... potrzebowałam to usłyszeć, bo już zaczynałam wierzyć, że jednak popełniłam błąd - westchnęła, starając się odsunąć od siebie obraz załamanego kuzyna. Pozbiera się, znajdzie kogoś lepszego i będzie mu lepiej. Zwiąże się z jakąś fajną kobietą i jeszcze będzie Laurissie dziękował za to, że dzięki niej odnalazł prawdziwe szczęście. Skoro więc na takim przemyśleniu skończyli, mogła w końcu się ewakuować z tego miejsca, nawet jeśli nie szło jej to najlepiej i kilka razy już przeprosiła Hemingwaya za to, że musiała się na nim wesprzeć. Swoją drogą miała wrażenie, że nawet gdy wcale tego nie planowała, dziwnym trafem jego ręce znajdowały się stale przy niej. No, ale nie próbowała tego analizować. Bardziej skupiona była na wydostaniu się stąd.
- Spokojna głowa... dam sobie radę sama, naprawdę - bełkotała, kiedy poczuła jego dłoń na swojej talii. - Myślałam, że Lorne jest na tyle małe, że nie trzeba tutaj taksówek - mruknęła, ale też nie oponowała, bo chodzenie sprawiało jej niemałą trudność. Świeże powietrze zadziałało na nią doskonale, ale mimo to daleka była od trzeźwości. Na dobrą sprawę, gdyby jednak Anthony był seryjnym mordercą, sama podkładałaby mu się pod nóż. Może więc dobrze, że jest po prostu skończonym gnojem. - Ojej, przepraszam - mruknęła, gdy wypadła jej torebka, chciała się po nią cofnąć, ale Hemingway się tym zajął. - Carnelian Land? Kompletnie gubię się w tych dzielnicach - przyznała, łapiąc się za głowę, kiedy już jako tako poprawiła swoje włosy, a następnie wydobyła z torebki małe lusterko, w którym mogła sprawdzić makijaż. Na szczęście nie był rozmazany. - No nie wiem, czy wypada... wolałabym, aby ten wieczór nie wpłynął na nasze stosunki służbowe... zwykle nie doprowadzam się do takiego stanu - przyznała, przymykając na moment oczy. Odpoczęła chwilkę, kiedy Anthony tłumaczył drogę, a że Lorne Bay nie było olbrzymie, to i ich podróż nie trwała niesamowicie długo. Wysiedli więc, taksówkarz odjechał, a Laurissa, cóż... - To nie wygląda jak motel - zmarszczyła delikatnie nos. - Musiałeś się pomylić, ale to nic - machnęła ręką, sięgając po telefon, w którym zamierzała wbić odpowiedni adres. - Przejdę się, dobrze mi zrobi, dobranoc! - zawołała, od razu kierując się w stronę drogi, bo czuła, że najlepiej będzie przerwać to spotkanie, póki jeszcze aż tak się nie skompromitowała.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Pomyśleć, że początkowo chciał uniknąć z Laurissą kontaktu tego wieczoru, a przecież nic lepszego nie mogło mu się przydarzyć. Nie dość, że pocieszył ją w chwili niedoli, to jeszcze kilkukrotnie sprowadził rozmowę do pogranicza flirtu, aby na sam koniec zadbać o jej spojoną alkoholem osóbkę zapewniając jej bezpieczeństwo. Istny bohater i gdyby Tony tylko mógł przyznał by sobie order za bycie altruistycznym dupkiem.
- To na obrzeżach, bez taksówki byśmy tam nie dotarli - wyjaśnił, ale równie dobrze mógłby jej podać swój pin do karty, a pewnie i tak nie przyswoiłaby tej informacji. - Byłbym niebywale zaskoczony jakbyś spędzała tak wolne wieczoru, Laruisso - zaśmiał się nie odrywając spojrzenie od jej sylwetki. Niby miała na sobie nieformalne ubrania, ale na swój sposób bardzo atrakcyjne, szczególnie top, który odsłaniał jej nagie ramiona i eksponował biust. Aż szkoda było nie skusić się na odrobinę więcej intymności, jednak nie na tym miała polegać ta słodka zabawa. Cieszył więc oczy, a przy okazji raz za razem nęcił nieświadomą niczego Soriente. - I wypada. Nie jestem podstarzałym dżentelmenem byś musiała mnie tytułować, nawet w pracy możesz sobie już odpuścić to wymuszone ugrzecznienie - dodał, chcąc by zwróciła się do niego po imieniu, by go zasmakowała na swoim języku i jednocześnie poczuła jak przekracza kolejną, dzielącą ich granicę.
Zapłacił, po czym obydwoje wysiedli na podjeździe przed jego winnicą. Taksówka zniknęła za bramą wjazdową po której wspinały się pnącza bluszczu, zdobiące także otaczające posiadłość mury. Bywało tutaj niewiele osób, a już na pewno nie kochanki Anthonego. I to także, poza podłym wyrachowaniem, powstrzymywało go od pójścia o krok dalej.
- Hej! Hej, hej, hej, czekaj! - Podbiegł zaraz do niej, łapiąc ją za przedramię i odwracając w swoją stronę. - Niczego nie pomyliłem. Przyjechaliśmy do mnie, ale spokojnie - wyjaśnił, po czym zabrał dłoń, aby podkreślić to, że nie ma złych zamiarów. - Jesteś zbyt pijana, aby wynająć pokój i uznałem, że będzie dla ciebie bezpieczniej i wygodniej spędzić noc w normalnych warunkach, a nie jakim motelu - dodał, a potem odsunął się na krok, by dać jej jeszcze więcej przestrzeni. - Ten dom jest spory, obiecuję zapewnić ci prywatność - nęcił dalej, bo przecież i tak było za późno, aby gdziekolwiek wróciła, ale nie chciał by pomyślała o nim w kategoriach mężczyzny, który zwęszył okazje i pragnie ją wykorzystać. Gdyby tak było, Soriente jeszcze w taksówce pozbyłaby się swoich majtek. - Nie mam złych zamiarów, przysięgam - dodał, unosząc dłoń jakby stał na sądowej wokandzie i obiecywał mówić prawdę i tylko prawdę.
Odszedł też kilka kroków w stronę wejścia, ale co jakiś czas odwracał się, by zachęcić Laurissę, aby podążyła za nim. Jeszcze nim się zbliżyła, otworzył frontowe drzwi, zza których od razu wyłonił się sporych rozmiarów owczarek niemiecki z entuzjazmem merdając ogonem na widok swojego pana.
- Stój Viego! - Rozkazał, gdy czworonóg podążył w kierunku Rissy. Posłuszne zwierzę zatrzymało się natychmiast, a jego ciemne oczy wpatrzone były w kobietę. - Mam nadzieję, że nie masz uczulenia? - Tony także spojrzał na Sorinete i podszedł do psa. Nie chciał by jego kompan rzucił się na chwiejącą się na nogach kobietę i przypadkiem zrobił jej krzywdę. - Nie musisz się go bać. Jest ułożony i spokojny, ale czasem zbyt ekscytuje się na widok ludzi - wyjaśnił, czemu nie pozwolił psu iść na przód, a jednocześnie rodził w sobie nadzieję, że dzięki swojemu pupilowi także zyska kilka dodatkowych punktów w oczach Laurissy.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Nie znała się za dobrze na geografii miasteczka, więc zaufała mu w pełni, po prostu chcąc już jakoś dotrzeć do łóżka, na tym etapie wierzyła jeszcze, że hotelowego.
- To dobrze... bo zazwyczaj trzymam fason, to była jednorazowa sytuacja - wyjaśniła mu zaraz, przykładając dłoń do chłodnej szyby, a następnie do swojego dekoltu, by nieco się orzeźwić. Przy okazji nie myślała o tym, że być może wygląda to niepoprawnie. - No tak... jest pan jeszcze przed czterdziestką - zgodziła się z nim, a chociaż zaskoczyła ją jego prośba, to aktualnie nie miała żadnych oporów, żeby ją przyjąć. - Wymuszone! No dobrze, będę mówiła na ty, z resztą do Toma już tak mówię - skinęła głową, jakby jeszcze bardziej chciała podkreślić, że jej to nie przeszkadza. No, ale potem już się pożegnała i planowała odejść w swoją stronę, ale Anthony ją zatrzymał, przez co nieco mocniej się zachwiała.
- Ale nie wyobrażasz sobie za wiele? - zapytała bez pardonu, bo jednak... kiedy powiedział, że są u niego, mimo wszystko czerwona lampka zapaliła jej się z tyłu głowy. - Jestem z Francji... nie mogę być zbyt pijana na wynajęcie hotelu, poza tym nie wiem, czy to bezpieczne, nocować u szefa - mrużyła nieco oczy, chociaż szła za nim, robiąc to raczej bezwiednie. W tym stanie stawianie oporu nie byłoby dla niej zbyt proste. - Czyli nie próbujesz mnie zaciągnąć do łóżka? - jak już wielokrotnie wspominałam, była naprawdę pijana, a to sprzyjało bezpośredniości. Dlatego też pomachała ponownie pierścionkiem w powietrzu. - Bo jestem zajęta - przypomniała, ale jednak coś jej się nie zgrało. Musiała doprecyzować. - No i nie robię takich rzeczy! - no, od razu lepiej ta jej wypowiedź brzmiała w jej głowie. Ruszyła za nim do wejścia, nadal nie będąc pewną, czy to dobry pomysł. Z resztą nawet na jej upojonej whisky twarzy było widać całą gamę wątpliwości. Stanęła nieco dalej od drzwi i dobrze, bo zachwiała się na nogach, jak tylko zobaczyła dużego psa i gdyby stała bliżej niego, zdecydowanie by się wywaliła.
- Nie mam - mruknęła, przyglądając się zwierzakowi, o którego posiadanie na pewno nie posądzałaby Hemingwaya. - Nie boję się twojego psa, tylko swojej renomy - wyjaśniła, ale i tak niepewnie się zbliżyła, wyciągając dłoń do Viego, a kiedy już ją powąchał i zamachał ogonem, to cóż... mimo wszystko Laurissa się zaśmiała i chciała kucnąć, ale straciła równowagę i wylądowała na kolanach, nic sobie z tego nie robiąc. Jak i z tego, że o własnych siłach na pewno się nie podniesie. Teraz skupiona była na drapaniu psa za uchem. Przy okazji zadarła głowę, by spojrzeć na Hemingwaya. - Proszę powiedzieć, że nie wychodzę na jakąś łatwą pannę, przyjmując pańską propozycję. W zasadzie... powinnam być zła za to, że mnie pan tu przyniósł... to znaczy przywiózł - język jej się nieco poplątał i nawet nie wiedziała, kiedy z tych kolan po prostu usiadła na tyłku, by nadal bawić się z psem, ale to kompletnie się nie liczyło.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Ciekaw był ile z tego wieczoru pamiętać na drugi dzień będzie Laurissa. Z jednej strony teraz wydawała się całkiem przytomna, ale z drugiej mogło być to tylko złudzeniem, bo świeże powietrze po prostu ocuciło tę jej zmorzoną alkoholem główkę.
- Schlebiasz sobie Soriente - rzucił, lekko rozbawionym tonem, chociaż zdecydowanie francuzka mogła liczyć na jego zainteresowanie. Nawet gdyby nie ten cholerny zakład, rzuciłby na nią okiem, ale pewnie nic poza tym, bo paskudny charakter szybko by go zniechęcił. Anthony nie szukał trudnych panien, ani takich, które nie chciały się po prostu dobrze poczuć w ramionach zaangażowanego kochanka. Owszem niby spotykał się z Michaelą na nieco innych zasadach, ale też nie obiecywał jej złotych gór... No może coś tam jej naobiecywał, ale po prostu sytuacje tego wymagała. - Nie wiem, czy dałabyś radę cokolwiek zamówić bez dokumentów - rzucił, podnosząc do góry dłoń, w której zaciskał jej torebkę, bo prawie zapomniałaby zabrać jej z taksówki. - Ja? Skąd, ale jak masz ochotę nie będę oponował - odparł, specjalnie zrzucając na nią odpowiedzialność za posiadanie tak nieodpowiednich podejrzeń. - Tak, oczywiście... Nikt nie robi - burknął, pod nosem, a na wzmiankę o tym, że Soriente była zajęta o mało co nie prychnął. Nieboszczyk leżący na dnie oceanu był raczej marną konkurencją, ale cóż... Krytykowanie głupich zasad moralnych jakimi kierowała się Laurissa byłoby obecnie błędem. Musiała sama wpaść na to, że wcale nie chce dłużej wzdychać do swojego byłego, a zdecydowanie bardziej woli jęczeć imię swojego szefa. Niestety, ku temu była jeszcze długa droga.
Pojawienie się Viego na moment zmieniło panującą między nimi atmosferę dodając jej zupełnie nowych akcentów. Wielki owczarek niemiecki podbiegł do Soriente, która wydawała się tym całkiem zachwycona, bo już po chwili siedziała na gołej ziemi, drapiąc za uchem zadowolone zwierzę. - Swojej renomy? Spokojnie, jeśli chcesz ta niefortunna noc może pozostać naszym sekretem - oświadczył jednocześnie oferując Soriente przysługę, bo przecież to nie jemu zależało na tym, aby nikt nie dowiedział się o jej pijackim incydencie. - Nie wychodzisz i jak chcesz możesz być na mnie zła, ale pewnie byłabyś bardziej wściekła na siebie, gdybyś obudziła się jutro w jakimś podejrzanym miejscu, albo dała wyrwać jakiemuś młokosowi - odparł, spoglądając na nią przez chwilę, po czym ruszając w jej kierunku, bo sama niekoniecznie była wstanie postawić się do pionu. - A ja sam nie wybaczyłbym sobie zostawiając ciebie tej nocy bez opieki, więc... Nie, nie wychodzisz na żadną, łatwą pannę, bo przecież nic niepoprawnego nie robimy, prawda? - Dodał, pochylając się nad nią, zbliżając przy tym jeszcze bardziej i nadając swojej wypowiedzi dokładnie takiego tonu jakiemu przeczuł. - A teraz wstajemy - mruknął, łapiąc Laurissę w tali i pomagając złapać równowagę, ale wcale nie było to takie proste. - A-ha... No i mam cię - rzucił, gdy po kilku nieudanych próbach ostatecznie podniósł Soriente biorąc ją na ręce jak księżniczkę i z Viego przy nodze wchodząc do posiadłości.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Świeże powietrze pomagało jej nad sobą zapanować, ale wciąż miała we krwi stanowczo zbyt dużo alkoholu, by nie było po niej widać, jak spędziła ostatnie godziny. Wiedziała, że w tym stanie nie powinna być w pobliżu szefa, ale jednocześnie niewiele mogła na to zaradzić, szczególnie, gdy pomachał w powietrzu jej torebką.
- Bardzo śmieszne! - rzuciła jedynie, a zaraz mimowolnie się spięła, kiedy powiedział, że nie będzie oponował i spojrzała na niego z oburzeniem. - Proszę nawet takich rzeczy nie inscy... insyty.. insynu... ech insinuer! W życiu nie pozwoliłabym sobie na patrzenie na kogoś z mojej pracy pod kątem seksualnym, jestem profesjonalistką! - wyrzuciła z siebie bardzo dobitnie, czując, że powinna była to podkreślić. Zarówno sobie, jak i jemu, bo był atrakcyjnym mężczyzną, a ona od śmierci Lyama odmawiała sobie wszelkich relacji, które w jej głowie wydawały się być zdradą. Mimo to po alkoholu o wiele trudniej było pozostać stanowczą w tej kwestii.
Miał szczęście, że jego pies skupił na sobie całą jej uwagę i już zapomniała o tym nieprzyzwoitym temacie, jaki poruszali chwilę temu.
- Oczywiście, że bym chciała... tym bardziej, że ty też piłeś. Nam obojgu powinno zależeć na utrzymaniu tego w tajemnicy - ugryzła to z tej strony, bo oczywiście, nawet będąc pijaną, jej rozum dorwał się do głosu i zasugerował, że jeśli tak po prostu się zgodzi, wyjdzie na to, że ma jakiś dług u Hemnigwaya. To z kolei nawet teraz zdawało się być niebezpiecznym zagraniem. - Nie dałabym się wyrwać żadnemu młokosowi! - fuknęła trochę bardziej stanowczo, zarzucając przy tym głową, przez co włosy poleciały jej na twarz. - To, że mnie znalazłeś, gdy byłam w gorszym stanie, nie świadczy o tym, że jestem nieodpowiedzialna. Jestem dorosłą kobietą i potrafię o siebie zadbać - oznajmiła z mocą. Nie po to wyprowadziła się od nadopiekuńczego ojca, żeby teraz jej szef sugerował, że bez pomocy by sobie nie poradziła. Nic z tych rzeczy, doskonale by wszystko ogarnęła, niezależnie od tego, czy Anthony byłby obok, czy nie. Ofukała się więc trochę, odwracając głowę w stronę psa, który nadal domagał się pieszczot, wtulając łeb w jej ciało. Może jednak było to błędem, bo nawet nie zauważyła, kiedy Hemingway znalazł się obok i cóż... przez tą nieoczekiwaną bliskość, wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł lekki, ale znaczący dreszcz. - Oczywiście... to wszystko to służbowa uprzejmość - podsumowała, nie wiedząc co innego ma powiedzieć, bo lwia część jej uwagi była skupiona na tym, aby zignorować reakcje jej ciała. Tylko, że przez to znów zaatakował ją nieprzygotowaną, więc pisnęła nagle, gdy dotknął jej talii i drgnęła, nie ułatwiając mu tego podnoszenia. Nie umiała współpracować i nawet nie wiedziała, jakim cudem ją podniósł.
- Pro... proszę mnie postawić - była cała czerwona na twarzy, a serce obijało jej się z mocą o żebra. Nie wiedziała co zrobić z dłońmi, jak się zachować i jak w ogóle mogła doprowadzić do takiej sytuacji. Nagle poczuła się jakby nieco mniejsza i przez to jeszcze bardziej kręciło jej się w głowie. - Mogę iść sama... nie możemy robić takich rzeczy - miotała się w wypowiedziach, gdy wniósł ją do domu. Nawet nie umiała ocenić wyglądu otoczenia, bo za bardzo zaaferowana była jego bliskością i zapachem. Nie pamiętała kiedy ostatnio jakiś mężczyzna ją niósł i ta myśl też nie powinna w ogóle pojawić się w jej głowie. - To jest wbrew wszelkim zasadom, rano nie będę w stanie na ciebie spojrzeć! - przymknęła oczy, chowając rozpaloną twarz w dłoniach, bo nawet z tego miejsca wiedziała, że jutro moralnie się nie pozbiera.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Bawiła go ta sytuacja, a jednocześnie drażniła, bo ten wieczór mógłby naprawdę skończyć się przyjemnie, ale przecież nie na tym polegała zabawa. Laurissa miała być wyzwaniem, które ostatecznie zakończy się, gdy ze złamanym serduszkiem opuści prokuraturę, a przy tym okiełznie swój francuski, wyszczekany pyszczek. Więc dobieranie się do niej, gdy niekoniecznie kontaktowała, było średnią satysfakcją. Nie znaczyło to jednak tego, że Hemingway nie bawił się przy tym całkiem nieźle, bo co tutaj ukrywać, Soriente miała swój urok, a dyskusja z nią, chociaż nadal zacięta, była o wiele przyjemniejsza gdy nie była prowadzona po trzeźwemu.
- Tak, też piłem, ale przecież to nie grzech - oznajmił, bo w porównaniu do francuzki, on nadal bez problemu utrzymywał pion i nie tracił orientacji. - Nie czuję się kiepsko ze swoim obecnym stanem, ale rozumiem, że ty doświadczasz nieco innych doznań - dodał, oczywiście wciąż spychając wszystko na jedną szalę, bo jak ktoś miał mieć u kogoś dług, to właśnie ona u niego. Jednak musiał to robić subtelnie, aby nie czuła się obciążona tym przez niego, a raczej przez siebie samą. - Dlatego pozostawimy to w tajemnicy, spokojnie - dokończył myśl, a gdy oburzyła się o tego młokosa, zaśmiał się pod nosem. - Tak, potrafisz, wybacz... Nie chciałem ciebie urazić, a teraz chodź, czas wejść do środka nim zjedzą ciebie komary - oznajmił i podjął próbę postawienie Laurissy na nogi, ale ostatecznie zakończyła się ona wniesieniem pijanej Soriente do domu.
- Postawiłbym ciebie, gdybyś mogła sama iść, ale ten żwir, twoje szpilki i whisky chyba za bardzo ci to utrudniają - oznajmił, a przy tym co tu dużo mówić całkiem podobała mu się ta zależność jaką musiała teraz czuć. Jej delikatne ciało spoczywało w jego ramionach, całkowicie zacierając jakiekolwiek granice przestrzeni osobistej, na której zapewne Soriente niebywale zależało. Z drugiej strony kilka razy podczas tego wieczoru wysłała w kierunku Tonego dość niejednoznaczne sygnały i na pewno nie robiła tego z premedytacją, a nieświadomie sama czuła, że między nimi mogłoby być coś na rzeczy, gdyby tylko chcieli. Przynajmniej Anthony tak tłumaczył sobie jej przeciągłe spojrzenia i pozwalanie na to, aby od czasu do czasu jego dłonie spoczywały na jej ramionach, czy dłoniach. - O czym ty mówisz, Laurisso? - Spytał, niby kompletnie zbity z tropu, ale zaraz jego twarz przyozdobił niepoprawny uśmiech. - Spokojnie, nie mam w zwyczaju uwodzić kobiet, które na drugi dzień niekoniecznie pamiętać będą jak spędziły całą noc - przyznał, aczkolwiek ugryzł się w język nim dodał kilka słów o tym, że byłoby to po prostu niesamowicie niestosowne pozbawiać ich wspomnień o tak upojnej i cudownej nocy, a on miał przecież sumienie. Parszywe i podłe, ale miał. - Chyba nie rozumiem dlaczego - rzucił, gdy znaleźli się w środku, a po przejściu kilku korytarzy, Anthony wszedł do jednej z gościnnych sypialni i tam odłożył Rissę na łóżku, kucając na przeciwko niej. - Niepokojąco niepoprawne myśli krążą po twojej głowie, panno Soriente - mruknął, bo skoro sama się o to prosiła, mogła dostać powody, dla których z trudem przyjdzie jej spojrzeć na niego następnego dnia. - Bez obaw. Gdybym chciał ciebie uwieść, zrobiłbym to w bardziej elegancki i dystyngowany sposób, a ty nie miałabyś nawet ochoty zaprzątać swojej ślicznej główki jakimiś obawami o to co przyniesie jutro - dodał, pozwalając sobie przy tym dotknąć palcami pasma jej włosów, które opadło przysłaniając delikatnie jej policzek. Zaraz potem wstał, odkładając na szafce nocnej torebkę Laurissy i podchodząc do okna, aby zasłonić drewniane żaluzje. - Czuj się swobodnie. Masz prywatną łazienkę, a w niej znajdziesz wszystko czego będziesz potrzebować. Wrócę za chwilę z wodą i czymś na twój jutrzejszy ból głowy, więc się nie obawiaj jak zapukam ponownie - oświadczył, zanim jeszcze podszedł do drzwi, aczkolwiek nie sądził, że Soriente byłaby w stanie dotrwać do jego powrotu, by gdy już mamił ją swoją niepoprawną odpowiedzią, jej wzrok wydawał się być praktycznie nieobecny, a głowa kiwała się coraz mocniej na boki zdradzają jak wykończona była tym wieczorem.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Nie była już w stanie prowadzić z nim rozmowy, na temat tego, kto jest w gorszym stanie i komu zależy na utrzymaniu tego w tajemnicy. Starała się natomiast utrwalić w swojej głowie, by jutro, gdy już będzie trzeźwa, wyklarować tę kwestię, oczywiście na własną korzyść. Póki co było to dla niej zbyt trudne, a już na pewno w chwili, w której jej szef po prostu ją podniósł.
- Proszę nie robić ze mnie jakiejś pijaczki - jęknęła, nie będąc w stanie udźwignąć tego, jak bardzo niepoprawna była ta sytuacja. Niósł ją. Nie powinien, ale ją niósł, jego dłonie otaczały jej ciało od dołu, a tors ogrzewał jej bok. Wszystko w niej wręcz krzyczało, by ani drgnęła, bo wówczas przejechałaby po jego ciele własnym i ta bliskość stałaby się jeszcze bardziej znacząca. Tylko, że gdy ona próbowała nazywać to jedynie nieoczekiwanym wypadkiem, którym nie należy się przejmować, Anthony zaczął jej insynuować rzeczy, przez które była jeszcze bardziej zakłopotana.
- Nie chcę nawet tego słuchać! - a jednak odsłoniła twarz, tylko po to, by dłońmi zakryć uszy. Niekoniecznie był to gest dojrzałej, dumnej kobiety, ale teraz nie była zbyt wybredna, jeśli chodziło o tajniki zwalczania niepoprawnej atmosfery. - Nie sugeruję żadnego uwodzenia! - żachnęła się natychmiast, ale tyle co odparła jeden zarzut, a już kolejny wprawiał ją w zakłopotanie. - Jakie niepoprawne? Nic niepoprawnego nie krąży wcale po mojej głowie, proszę mi nie wmawiać! - zawołała głośniej, co w sumie uświadomiło jej, że w jego domu byli sami. Naprawdę sami. Czemu wcześniej o tym nie pomyślała? Czemu teraz o tym myślała? Przerastało ją to wszystko. - Stop! Koniec! Hemingway stop! - zawołała głośniej i spojrzała mu prosto w oczy, przez co na moment ich twarze znalazły się bliżej siebie, więc gdy zdała sobie z tego sprawę, odwróciła swoją z takim impetem, że aż coś jej strzyknęło w szyi. Przynajmniej byli już w jakiejś sypialni, a on ją odłożył, ale z drugiej strony... siedziała na łóżku, on przed nią klęczał i jeszcze dotknął jej włosów. Wszystko w niej biło na alarm, bo nie powinna była doprowadzić do takiej sytuacji. Ani też myśleć o tym, że Hemingway rzeczywiście jest atrakcyjnym mężczyzną. Co z tego, że był? Był paskudny z charakteru, nawet jeśli dzisiaj temu przeczył, musiała się na tym skupić. Ona zaś tęskniła za Lyamem i zwracała uwagi na innych mężczyzn. - Proszę nie nazywać mojej głowy śliczną i już nie mówić nic o żadnym uwodzeniu. To niepoprawne żarty, a my jesteśmy kolegami z pracy i obowiązuje nas pewna służbowa etykieta - wyrecytowała, ale przy tym oddech miała wyraźnie przyspieszony. - Nie obawiam się! Wiem, że nic mi nie zrobisz, nie jestem zlęknioną dziewuszką, bo wszystko to, co mówiłeś, to były tylko głupie żarty - wyrzuciła na wydechu, chociaż czuła się odrobinę niepewnie. Na tyle by odetchnąć dopiero po tym jak on wyszedł. Wtedy też opadła na poduszki, wypuszczając powietrze z płuc. Jęknęła do siebie, pytając po francusku, co też najlepszego wyrabia, a potem spróbowała odpiąć spodnie, ale tyle co odpięła guzik, a upomniała siebie o tym, gdzie jest i że Tony ma niebawem wrócić. Zapięcie go z powrotem było jednak zbyt wymagające... tym bardziej, że pijacką głowę już zaaferowało coś innego. Spojrzała na pierścionek zaręczynowy i zsunęła go na moment z palca. Lyam nie byłby zadowolony widząc ją w tej sytuacji. Przeprosiła cicho, ale była już zmęczona. Biżuterię niby tylko na moment odłożyła na poduszkę obok siebie, niby zaraz miała z powrotem wsunąć ją na palec, ale mrugnęła raz, drugi... i już nie otworzyła oczu.
- Bonne nuit... patron - nie pamiętała, żeby coś mówiła, gdy Anthony ponownie zjawił się w sypialni, była zbyt pochłonięta snem. - Je n'ai été porté par personne depuis longtemps...

Anthony Hemingway
ODPOWIEDZ