Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
W ostatnim czasie Priscilla niczym zjawa pojawiała się we wspomnieniach Jonathana. Starał się jednak ignorować jej obecność, nie słuchać kuszących podszeptów o tym, aby powrócić do przeszłości, aby podążyć za nią myślami. Opierał się temu, wmawiając sobie, że zerkał na strzępy pierwszego małżeństwa, bo odkąd się zakończyło przez długi czas żył jakby w zawieszeniu. Letargu, z którego wybudziła go dopiero Marienne, nosząca obecnie na palcu pierścionek, niczym symbol zapowiadającego się szczęścia. Oczywistym więc było, że analizował swoje błędy z przeszłości w obawie przed tym, że znów zgubi dobrą drogę, a przynajmniej tak sobie wmawiał, jednak prawda była dwojaka. Otóż nie tylko brylant był powodem tego rozmyślań o Prissy, ale też dziecko. Niewinna duszyczka, którą Mari nosiła pod sercem, niewinna istota, która mogła zniszczyć wszystko na czym Jonie zależało.
I choć pierwszy raz czuł taką obezwładniającą bezsilność, oddając przyszłość w łaskę losu, szczęścia i odrobiny umiejętności doskonałych lekarzy, to nie pierwszy raz niewinna duszyczka była jego omenem.
Dlatego powracał myślami do byłej żony. Do wydarzeń, które zadały ich małżeństwu tak bolesne rany, że mimo starań, nie potrafiły się one zabliźnić. A chociaż rozwiedli się bardzo spokojnie, jeszcze na sali sądowej nie mogąc uwierzyć w to czego dokonali, to jednak pewnych spraw chyba do teraz nie potrafili sobie wybaczyć. Z drugiej strony, Prissy na zawsze miała w życiu Jony specjalne miejsce. Był zbyt drobiazgowym, oddanym i honorowym człowiekiem, by wraz z podpisaniem jakiegoś papierka, móc wykreślić ze swojego życia człowieka, z którym spędził osiem lat, który był jego najlepszym przyjacielem, u którego boku budził się co rano, któremu bezgranicznie ufał.
Tłumaczył się tym, że jak co roku chciał Prissy wręczyć jakiś drobiazg z okazji urodzin. Jednak uległ też przytłaczającym go myślom i chyba z lekka nadzieją, że na nią wpadnie udał się do jej gabinetu. Nie zastał jej i poczuł ulgę, bo wcale nie był gotowy na żadną rozmowę. Wyrzucił sobie samemu bycie emocjonalnym kaleką, który powinien wrócić na terapię, a nie szukać odpowiedzi w zamkniętej przeszłości, po czym zostawił dla niej ziarna kawy, za którą tak przepadała i nie miał zamiaru odnawiać tego kontaktu, aż do następnego roku. I tak właśnie los miał z niego zadrwić, bo jeszcze tego samego dnia, wychodząc ze sklepu wpadł właśnie na nią.
Otwierał drzwi dla jakiejś kobiety i miał zamiar wyjść zaraz za nią, ale w tym samym momencie ktoś inny wszedł do sklepu zderzając się prosto z nim.
- Och przepraszam, nie zauważy... - Przerwał w połowie zdania, gdy spod burzy blond włosów dosięgło go spojrzenie dobrze mu znanych błękitnych tęczówek. - Priscilla - wypowiedział jej imię, które zabrzmiało dziwnie gorzko w jego ustach. - Wybacz, nie dostrzegłem, że wchodzisz. Nic ci nie jest? - Wrócił zaraz do poprzedniej myśli, odrywając wzrok od jej twarzy i przecinając nim jej drobną sylwetkę, jakby faktycznie obawiał się, że to niewinne zderzenie mogłoby jej coś zrobić.

priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
012.

Naprawdę miała nadzieję, że udało jej się zamknąć ten rozdział z przeszłości, że jakoś udał jej się przejść do porządku dziennego nad ich rozwodem. Cholera, przecież ona sama wskoczyła dosyć szybko w kolejne, nieudane zresztą małżeństwo i sklejała swoje złamane serce po kolejnej, podwójnej właściwie stracie.
Nie wiedziała więc skąd taka emocjonalna reakcja, kiedy dowiedziała się, że Jona spodziewa się dziecka, że Marianne - do której miała bardzo neutralny stosunek - była w ciąży. Sama nie wiedziała, czy miała jej współczuć, czy pogratulować. Sama przecież pamiętała, że to właśnie ciąża i to, co stało się po jej poronieniu było gwoździem do trumny ich małżeństwa. I to były wspomnienia, które nadal były paląco żywe w jej świadomości. Dlatego niesamowicie drażniły ją drobne upominki walentynkowe, które wciąż znajdowały się w szufladzie biurka w jej gabinecie i nie umiała odwdzięczyć się tym samym gestem. Coraz bardziej pogłębiało się jej przeświadczenie o tym, że była wybrakowana. Bo przecież dla niej Jona nie umiał się zmienić, nie umiał rozważyć innego podejścia. Jej Dawsey nie był w stanie dać drugiej szansy.
Zbliżające się urodziny więc nie były dla niej powodem do radości, a raczej gorzkiego rozpamiętywania przeszłości i każdej porażki na froncie prywatnym. Bo o ile nie mogła narzekać na rozwój swojej kariery i przez lata zdążyła pomóc sporej ilości osób, zdobyć pewną renomę w swojej dziedzinie, o tyle prywatnie nie umiała pomóc samej sobie i uparcie twierdziła, że na razie jest wyposażona we wszystkie narzędzia, które pozwoliłyby jej się podnieść.
W przerwie między pacjentami udała się do sklepu, aby zrobić krótkie zakupy i jakoś załagodzić swoje złe samopoczucie wynikające z tego dziwnego rozliczenia trzydziestu sześciu lat swojego życia. Zamyślona nie zwróciła nawet uwagi na to, że ktoś jeszcze stał w drzwiach, póki nie odbiła się od męskiej klatki piersiowej. Zdezorientowana poderwała głowę do góry i zaniemówiła, kiedy zorientowała się, że wpadła właśnie na swojego byłego męża. Przełknęła ślinę i poprawiła włosy oraz materiał swojej bluzki, który jedynie nieznacznie przesunął się pod wpływem zderzenia. - Jona - wyrzuciła z niemałym zaskoczeniem, próbując jednak uformować chociaż delikatny uśmiech. - Daj spokój nic się przecież nie stało - odparła, starając się zbagatelizować całe to zajście. Odeszła na bok, chcąc zwolnić przestrzeń w przejściu, aby pozostali klienci mogli swobodnie wchodzić i wychodzić ze sklepu. - Chyba jestem ci winna gratulacje - naprawdę starała się nie zabrzmieć zgorzkniale, albo zawistnie. W końcu - ostatecznie - rozeszli się z Jonathanem w dobrych stosunkach i nie było między nimi złości. Pris miała jedynie żal oto, że nie udało jej się stworzyć rodziny, o której marzyła.

jonathan wainwright
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Uciekł spojrzeniem gdzieś ponad drobną sylwetkę Priscilli, jakby szukając za jej plecami sposoby by wymknąć się tuż sprzed jej nosa i zakończyć to niefortunne spotkanie. I chociaż jeszcze rano tego samego dnia szukał z nią kontaktu, tak w tamtej chwili ogarnęła go panika, bo przecież zdążył sobie już uświadomić jak głupio postępował. Rozdrapując zabliźnione rany z przeszłości, szukał odpowiedzi na paraliżujące go lęki, które każdego dnia, odkąd dowiedział się o ciąży Marienne, nieustannie go prześladowały. Tylko, że czego mógł się nauczyć z tego spoglądania wstecz? Dobrze wiedział, że najgorszym co zrobił, było odsuwanie się od Priss, gdy najbardziej go potrzebował. Przekładanie własnego ego i niespełnionych ambicji, nad ich wspólne cele i marzenia. Zapominanie o tym, że przestał być sam, że współdzielił z kim nie tylko nazwisko, ale też całe życie i wspólnie powinni je planować. Tylko, że ona była mu równa, w tym niesprawiedliwym pojedynku jaki podjęli. Ona także myślała o sobie, nie patrzyła na konsekwencje, chciała osiągnąć to na czym jej zależało najbardziej, a gdy to dostała... Straciła dziecko, a niedługo potem Jonathan stracił ją.
- To dobrze - rzucił krótko, bo przecież zawsze należał do osób niezwykle oszczędnych w słowach. To także była jego przywara. Mówił niewiele, a z czasem w ogóle przestał rozmawiać z byłą żoną, pozwalając na to, aby traumy i dręczące go demony coraz śmielej hulały w jego zmęczonym umyśle.
Pojęcia nie miał skąd wiedziała o ciąży, ale z drugiej strony czego mógł się spodziewać? Mijali się w kilku miejscach, wciąż mieli kilku tych samych znajomych, a poza tym Lorne Bay nie było jakoś wybitnie wielkim miastem. Nie miało to jednak znaczenia, bo w chwili, w której Priscilla mu pogratulowała, twarz Jony przeciął nerwowy grymas. Jak to miał w zwyczaju, spiął się cały, po czym w niekontrolowanym odruchu złapał za mankiet letniej, błękitnej koszuli i poprawił go, to samo robiąc z drugim. I nie chodziło o to jaką wiedzę posiadała jego była żona, bo przecież nie robił z tego żadnej rajemnicy, ani nie odczuwał wobec tego żadnych emocji. Chodziło o sam fakt, że miała czego mu gratulować, chcoiaż on sam wcale nie stawiał się w pozycji, w której takowe słowa mógłby przyjąć. Nie chciał być ojcem, nie chciał mieć dzieci, a najbardziej nie chciał każdego dnia patrzeć z trwogą na Marysię bojąc się o to, że jej popsute serduszko może w każdej chwili po prostu przestać bić. A teraz biło za dwoje, chociaż nie miało do tego prawa.
- Dziękuję. Nie wiedziałem, że wiesz - odpowiedział w końcu, czując jak z każdą sekundą ciszy jego milczenie wydaje się jeszcze bardziej nieodpowiednie i dziwne. - Tak w ogóle to byłem dziś rano w twoim biurze, ale byłaś nieobecna, więc zostawiłem coś dla ciebie sekretarce - wtrącił zaraz, starając się za wszelką cenę zmienić temat. Nie wiedział też, czy Priscilla była u siebie w pracy, czy wracała z innego miejsce i czy miała pojęcie o jego porannej wizycie, ale nie miało to znaczenia. Liczyło się tylko to, aby nie wracać w rozmowie do tematu, który Wainwright póki co przerażał jak nic innego.

priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Trudno stwierdzić, które z nich bardziej chciało stąd uciec, Jona czy Prissy.
Właściwie w blondynce walczyły dwa odruchy. Jeden z pewnością kazał jej przemknąć gdzieś pod jego ramieniem, schować się w samochodzie i udać się do najbliższego sklepu po butelkę wina. Drugi zaś, ten który sprawił, że jeszcze nie ruszyła się nawet na krok, nakazywał jej wręcz stać w miejscu i zmierzyć się z nim oko w oko. Jak gdyby wiadomość o ciąży Mari sprawiła, że Priscilla w końcu znalazła w sobie odwagę, aby skonfrontować się ze swoją przeszłością. I żeby zadać mu pytania, których bała się zadać wtedy. Nie chciał dzieci, czy nie chciał dzieci z nią?
Wiedziała, że ponosiła winę w równej mierze do Jony, ale czy teraz też ciąża nie stała się przypadkiem? Nieplanowanym wypadkiem przy pracy? Niechcianą niespodzianką?
Przeszłość nie powinna się już liczyć, przecież uparcie próbowali przekonać samych siebie, że już zamknęli ten rozdział, że przeszli do porządku dziennego nad rozwodem, który podpisali za porozumieniem stron. To dlaczego gdy teraźniejszość zmuszała ją do spojrzenia w przeszłość, ta bolała niemalże tak samo jak wtedy?
Widziała, że jest zdenerwowany - to, że od lat w oczach prawa i w być może nawet we własnym spojrzeniu stali się sobie obcymi ludźmi, nie oznaczało, że nie pamiętała wszystkich jego grymasów, które często mówiły jej więcej niż oszczędnie wyrzucane spomiędzy warg słowa. Nie miała jednak zamiaru ustąpić, nie tym razem. Chociaż Marianne była dla niej nikim - imieniem wypisanym na białej kartce, postacią, której twarz ciężko jej było przypisać do imienia, to nagle poczuła dziwną sympatię do tej biednej dziewczyny. Bo teraz ona - oby nie - miała zderzyć się z jego powściągliwością, powolnym zamykaniem się na nią i malejącą ilością słów.
- Nadal pracuję w szpitalu, Jona. I nadal mamy wspólnych znajomych - przypomniała mu jakże błyskotliwie i z jaką jasnością umysłu. Uniosła przy tym jedną brew, a usta formowały się w delikatnym uśmiechu, który tak naprawdę nie wyrażał nic. Była to swoista maska wobec tego, co naprawdę zżerało jej duszę i zatruwało serce. - Dziękuje, ale to naprawdę zbędny wydatek - czy to nie dziwne, że dalej troszczyli się o siebie w ten sposób? Chociaż porzuciła już jego nazwisko i nie była panią Wainwright, wciąż wiedziała jakie perfumy wybrać mu na urodziny, jaki alkohol najczęściej pijał i jaka koszula będzie mu pasowała. Po części była zła, może nawet trochę zazdrosna. Ale przede wszystkim zmartwiona. - Jona, nie rób tego ponownie. Nie zamykaj się - słowa zawisły w powietrzu ciężko. Nie musiała się już obawiać, jej słowa nie miały czego zniszczyć. - I nie próbuj zaprzeczać, znam cię aż za dobrze - dodała, a niebieskie spojrzenie powędrowało w stronę mankietów, które tak nerwowo poprawiał.

jonathan wainwright
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
ODPOWIEDZ