Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przerwy były dobre.
Za każdym razem, kiedy robił przerwę od kontaktów z kimś, wychodziło mu to na dobre. Nie inaczej miało być teraz, kiedy kilka dni spędził całkowicie odcięty od Leighton Wyatt, ciesząc się tym, że ona również nie zabiegała o kontakt. Aczkolwiek stwierdzenie, że się tym cieszył, było sporym nadużyciem. Czuł spokój, bo nie musiał się martwić o to, jak potoczą się sprawy, ale czuł też niepokój, bo jej milczenie wydawało się jednoznaczne.
Jest zła?
Przemyślała to i zrozumiała, że nie powinniśmy byli posuwać się tak daleko?
Może zamierza zakończyć współpracę, ale zastanawiała się, jak mi o tym powiedzieć?
A może po prostu nie powinieneś tu przyjeżdżać, bo za dużo myślisz, skończony idioto?

Pytań było wiele, a dłoń nie chciała sięgnąć po leżący w pobliżu telefon i wybrać numeru, pod którym uzyskałby odpowiedzi, jakich poszukiwał bezskutecznie na własną rękę.
Zamiast tego wolał skupić się na tym, by rozeznać się w Lorne Bay na własną rękę. Tych kilka dni spędził głównie w centrum, starając się rozeznać w poszczególnych uliczkach. Po raz pierwszy odwiedził siłownię, ale także odwiedził park, gdzie jedyną znajomością, jaką udało mu się nawiązać, mimo że do tego nie dążył, była starsza kobieta, której chodzik odmówił posłuszeństwa, przez co potrzebowała pomocy w tym, by dotrzeć do domu, mogąc się wesprzeć na czyimś ramieniu - jego ramieniu. Nie mógł powiedzieć, że był zachwycony, kiedy podjął się tego dobroczynnego gestu, odprowadzając staruszkę pod same drzwi mieszkania, z którego po otwarciu drzwi wydobył się zapach świadczący o tym, że żyło tam wiele kotów.
Wieczorem, kiedy siedział w swoim pokoju, naszła go kolejna fala niechcianych myśli i natrętnych pytań. Chcąc je zagłuszyć, zdecydował się wyjść do baru, by utopić to, co działo się w jego głowie, w mocniejszym drinku. Drinki zaś okazały się na tyle smaczne, że w którymś momencie stracił rachubę i nie potrafił określić, ile już wypił. I piłby dalej, gdyby nie pracownik baru, informujący Bruno o tym, że zbliżała się godzina zamknięcia. Rozejrzawszy się, dostrzegł, że był jednym z trojga klientów, którzy wciąż siedzieli przy swoich stolikach. Różnica była jedna - on trzymał się na tyle dobrze, że nie zasnął z głową wspartą o chłodny dębowy blat swojego stolika. Regulując nie taki mały rachunek, który otrzymał po kilku godzinach picia, opuścił bar i ruszył przed siebie, pewny tego, że zmierzał w dobrym kierunku. W najśmielszych wyobrażeniach nie zakładał, że mógłby się zgubić, a jednak po półgodzinnej tułaczce, na horyzoncie nie widział nawet zarysu pensjonatu. Nie pomagało również to, że ulice były praktycznie puste. Uparcie nie chciał też dzwonić do Leighton, widząc, że zbliżała się północ. Chcąc być samowystarczalnym facetem, szedł przed siebie chwiejnym krokiem, nie czując, by świeże powietrze pomogło mu wyzbyć się nadmiaru procentów. Wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że te zaczęły uderzać do głowy jeszcze bardziej.
Czymkolwiek była siła, która kazała mu przejść na drugą stronę, nie była dobrą siłą. Postawił dwa kroki, schodząc z chodnika na ulicę i wtedy poczuł uderzenie, które było zaskakujące i bolesne. Zaśmiał się w duchu, kiedy zamroczonym wzrokiem dostrzegł napis świadczący o tym, że właśnie wpadł pod radiowóz. Komizm tej sytuacji był dla niego ogromny przez spożyte procenty, a widok stłuczonego reflektora dolewał oliwy do ognia, gdy dwóch policjantów upewniwszy się, że nie stało się nic, co wymagałoby wsparcia pogotowia, wpakowało go do radiowozu.
Na komisariacie do Bruna zaczęła docierać powaga sytuacji, ale był zbyt zmęczony, żeby w nieskończoność tłumaczyć, dlaczego nie miał przy sobie dowodu i że nie było sensu szukać jego meldunku oraz wykłócać się o pokrycie szkód i odwiezienie go do pensjonatu. Zrezygnowany i wykończony tym dniem, podał nadętemu gliniarzowi numer Wyatt i posłusznie dał się zamknąć w celi, gdzie położył się na pryczy, od razu zasypiając.

***

Z niespokojnego, pijackiego snu wybudził go głos gliniarza.
Dobry wieczór. Poproszę dokument tożsamości.
Cisza...
Zanim go wypuszczę, musi pani poświadczyć, że jest pani znany i dopilnuje tego, by pan Shepherd trafił do pensjonatu, w którym się zatrzymał. Wygląda pani na porządną kobietę, a zadaje się z takimi pijaczkami?
Pieprz się, Walker! – burknął głośno Bruno, przypominając sobie nazwisko policjanta i zwlókł się z pryczy, by podejść do krat. Chwyciwszy się stalowych prętów, żeby utrzymać równowagę, zawiesił wzrok na doskonale znanej sobie sylwetce. – Wyatt, która godzina? Myślałem, że potwierdzisz telefonicznie moją wersję zdarzeń i tyle. Nie masz nic lepszego do roboty? Jakaś gorąca randka, impreza ze znajomymi? Od kiedy bawisz się w wonder woman i ratujesz ludzi w potrzebie? – wybełkotał, wspierając czoło o kraty i patrząc na nią spod przymrużonych powiek. – Walker przygaś to światło, daje po oczach jak cholera. A może to twój blask zajebistości tak mnie oślepia, Wyatt? – zapytał, unosząc kącik ust w łobuzerskim uśmiechu.
Zamknij mordę, bo nigdzie nie wyjdziesz Shepherd i do kosztów za poniesione straty, dorzucimy nocleg na izbie wytrzeźwień – warknął gliniarz, podsuwając Leighton jej dokumenty. – Jest pani pewna, że chce go zabrać? – dopytał, na co Bruno prychnął pod nosem, uważając to za najgłupsze z pytań. – Oczywiście, że chce. Uwielbia mnie tak, jak ja ją. Prawda, kochanie? – mruknął z pełną pewnością siebie.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
13.

Milczała.
Milczała, bo czuła się niepewnie. Milczała, bo tak wydawało się najrozsądniej. Milczała, bo nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Milczała, bo bała się tego, co mogłaby usłyszeć w odpowiedzi.
Leighton dokładała wszelkich starań do tego, by nie wracać wspomnieniami do dnia, w którym ona i Bruno przekroczyli jakąś niewidzialną granicę. Tę, której zdecydowanie przekraczać nie powinni, a z której istnienia być może nawet nie zdawali sobie sprawy, skoro do tej pory ich relacja funkcjonowała na naprawdę niewielkim, dokładnie określonym obszarze. Praca zawsze była najważniejsza, a utrzymywane ze sobą kontakty - choć poprawne, może nawet koleżeńskie - stanowiły fundamentalną podstawę osiąganego razem sukcesu. Wyatt nie chciała tego niszczyć kilkoma nieodpowiedzialnymi decyzjami i momentem zapomnienia, który może i budził przyjemne skojarzenia, zwłaszcza kiedy spoglądała na swoje lustrzane odbicie i widziała w nim niewielki ślad stworzony jego ustami w okolicach swojej szyi, a który mógł skomplikować wszystko. Nie była na to gotowa. Nie była gotowa na nic, co miałoby związek ze zmianą. Nie zamierzała wychodzić ze swojej strefy komfortu, nie zamierzała rzucać się na głęboką wodę, nie zamierzała tak po prostu dać się ponieść. W tej jednej sytuacji nie mogła pozwolić sobie na szaleństwo, bo przecież na szali leżała cała jej kariera.
Mimo to nie zwlekała długo, gdy późnym wieczorem odebrała telefon od, jak się okazało, jednego z miejscowych policjantów. Zaledwie kilka minut zajęło jej przebranie się w nieco bardziej wyjściowe ciuchy i dotarcie na komendę, gdzie bardzo szybko udało się jej namierzyć mężczyznę, z którym przed zaledwie kilkunastoma minutami prowadziła telefoniczną rozmowę. W pierwszym momencie trudno było się jej odnaleźć w ciągu przyczynowo-skutkowym, ale zrzucała winę za to na poczet zmęczenia i późnej pory.
Nie jest pijaczkiem – zaprotestowała, marszcząc nos w charakterystyczny dla siebie sposób; tym razem gest wyrażał jawną dezaprobatę dla tego, jak szybko funkcjonariusz pozwolił sobie na podobne uwagi i wnioski, ale ponieważ Wyatt nie czuła się na siłach, celowo zrezygnowała z dalszej, bardziej zaawansowanej dyskusji i podjęcia się próby zapewnienia go, że po prostu się mylił. – A mogę zabrać go do siebie? – dopytała, nie widząc sensu w nocnym włóczeniu się po mieście z półprzytomnym Brunem u boku. Mogła się tylko domyślać, jak kiepski był jego aktualny stan, skoro miejscem, z którego przyszło jej go odebrać, był posterunek policji. Dodatkowych wrażeń na ten wieczór raczej nie potrzebowali.
Była ewidentnie zniecierpliwiona tym, jak bardzo przedłużyło się załatwienie formalnej sprawy tego spotkania, dlatego w kierunku skrzydła przeznaczonego na cele szła z mocno zaciśniętymi zębami, co niejako miało ją powstrzymać przed wystosowaniem mniej przyjemnego dla uszu funkcjonariusza komentarza.
Twoja ostatnia, jeśli nie przestaniesz gadać – westchnęła przeciągle, zatrzymując wzrok na wysokości męskiej twarzy. Wyglądał kiepsko, ale i tym razem odpuściła sobie zbędne zaczepki. W przeciwieństwie do niego. – Od kiedy Batman trafił za kratki. Nie sądziłam tylko, że stanie się to z tak żałosnego powodu, jak.. co właściwie się wydarzyło? – dodała, unosząc brew. Chociaż stojący nieopodal policjant zdołał jej pokrótce opowiedzieć o okolicznościach całego zamieszania, to Leighton dużo chętniej posłuchałaby o tym od głównego sprawcy.
Niech pan po prostu otworzy drzwi – poprosiła miękko, z pełną świadomością ignorując zaczepki ze strony Bruna.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wszystkie tak mówicie, a potem płaczecie, że leją was w domu i wzywacie patrol, prosząc o zakaz zbliżania się. – Walker nie szczędził uwag, które nijak miały się do sytuacji. Brzmiał przy tym na pewnego siebie i nie wydawał się żałować tego, że pakował wszystkich do jednego worka, dzieląc się swoją opinią na głos.
Tak szybko zapraszasz mnie na noc, Wyatt?! – rzucił, kiedy do jego uszu doszły strzępki rozmów i dwa słowa "do siebie", które odebrał opacznie lub nie, ale które musiał skomentować, bo nie byłby sobą, gdyby udał, że niczego nie słyszał. – Wiem, że tutaj panuje jakaś inna rzeczywistość, ale... – Urwał, nie dodając nic więcej, kiedy Leighton skierowała swoje kroki w jego stronę. Uwieszony krat swojej celi, obserwował zmiany zachodzące na jej twarzy, nie będąc w stanie jednoznacznie ich sklasyfikować. Była zła? Na niego? A może zmęczona? Która w ogóle była godzina? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi. Im bliżej była, tym bardziej pokorniał, bo chociaż procenty krążące w jego krwiobiegu nie współgrały z zachowaniem zdrowego rozsądku, to doceniał to, że przyjechała i zdecydowała się go zabrać spod opieki gliniarza-gbura, który był naprawdę beznadziejnym towarzystwem.
Czy to groźba? Jeśli tak, to karalna, a przypominam, że jesteśmy na komisariacie – zaśmiał się, poruszając brwiami w zaczepnym geście i skinieniem głowy wskazał gliniarza, który szedł obok niej. Nie czuł się najlepiej, a jego jedynym marzeniem było położenie się w wygodnym łóżku i przespanie stanu upojenia oraz kaca, ale mimo to nie mógł sobie odmówić zaczepek. Nie mógł nic poradzić na to, że jej obecność tak na niego działała, a reakcje jedynie podjudzały do tego, by kontynuować wymianę zdań. – Czekaj, czekaj. Czy Batman i Wonder Woman nie czuli do siebie mięty? Może lepiej, gdybym był Jokerem? – zasugerował, uśmiechając się zawadiacko. Zaraz jednak spoważniał. Przybrał minę godną tej, jaka powinna towarzyszyć człowiekowi podczas mowy pogrzebowej i spojrzał z wyrzutem na policjanta. – Jego koledzy się stali. Zwinęli mnie za nic – burknął, całkowicie zapominając o sytuacji sprzed godziny, kiedy przed oczami zamiast gwiazd widział światło policyjnego reflektora.
Może ja wyjaśnię, bo pan chyba ma problemy z analizą tego wieczoru – wtrącił policjant, bawiąc się kluczami od celi. – Jak już pani nakreśliłem całą sytuację, twierdzi pan, że po wizycie w barze zabłądził. Kręcąc się po okolicy, wyszedł na ulicę pod koła radiowozu. Ma pan szczęście, że wyszedł z tego cało, ale będzie trzeba pokryć koszty naprawy reflektora. A pani powinna mieć go na oku. Wydaje się, że nic mu nie jest, ale wiadomo, jak to bywa. Alkohol i adrenalina potrafią pozbawić zdolności do odczuwania jakichkolwiek dolegliwości – dodał, rzucając Bruno pełne pogardy spojrzenie, jak gdyby zbita lampa w radiowozie była jednym z najgorszych przestępczych występków.
Wpadłem pod radiowóz? A może to oni nie patrzyli, gdzie jadą i mnie potrącili? – zapytał Bruno, marszcząc czoło, kiedy próbował sobie przypomnieć ten konkretny moment. – Tak... Chyba ma rację. Wiem, że miałem włączoną nawigację, ale chyba coś poszło nie tak. I nie przewidziałem tego, że miejscowa policja ma tendencję do potrącania ludzi – westchnął. Walker w tym czasie z pęku kluczy wybrał ten właściwy i otwarł celę, z czego Bruno chętnie skorzystał, wychodząc z niej lekko chwiejnym krokiem i mamrocząc pod nosem o tym, że to miasto wpędzi go do grobu - jeśli nie z nudy, to przez kobiety. Jeśli nie przez kobiety, to przez niereformowalnych służbistów z policji.
Zanim wyjdziecie, musi pan podpisać kilka dokumentów – wtrącił policjant, kiedy Bruno obdarzył Leighton pełnym skruchy i wdzięczności spojrzeniem, nie chcąc kontynuować rozmowy w towarzystwie faceta, który działał mu na nerwy.
Po podpisaniu papierów, wśród których znalazło się miejsce na mandat i kwitek mówiący o tym, że zobowiązał się pokryć straty, skierował się do wyjścia, a potem wprost na ławkę, którą dostrzegł przed budynkiem komisariatu. Przysiadł na niej, biorąc głębszy oddech. Tym razem powietrze działało na niego orzeźwiająco, dzięki czemu po kilku kolejnych wdechach, uniósł wzrok na Wyatt.
Dziękuję, że przyjechałaś – odezwał się, przerywając panującą między nimi ciszę. – Chociaż przyznaję, że nie rozumiem. Po co? Mogłaś mnie tu zostawić, żebym wytrzeźwiał i pomyślał dwa razy, zanim kolejny raz zasiedzę się w knajpie – dodał, bo intrygowało go to, że zdecydowała się w środku nocy zainterweniować, choć z tego, co zdążył zrozumieć, wina leżała wyłącznie po jego stronie.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z tego, co pamiętam, nie prosiłam pana o żaden komentarz – zauważyła, spoglądając na policjanta. Zmierzenie go uważnym, pełnym dezaprobaty spojrzeniem przyszło jej z ogromną łatwością i w gruncie rzeczy nawet nie czuła się winna tego, że jej słowa nabrały nieprzyjemnego, pozbawionego sympatii wydźwięku.
Prawdą było, że nie miała do czynienia z policją zbyt często. Szczęśliwie udawało się jej bowiem unikać sytuacji, w których interwencja jakichkolwiek służb była potrzebna i prawdopodobnie utrzymałaby ten stan, gdyby nie wybryki, na które pozwolił sobie Bruno. To właśnie na jego twarzy skupiła swój wzrok, kiedy znaleźli się nieopodal celi.
Myślę, że to wciąż mniejsza szkodliwość społeczna niż to, co robisz ty – skomentowała, marszcząc nos. Była zaskoczona i to w zdecydowanie negatywny sposób. Wielokrotnie była świadkiem tego, jak pozwalał sobie na lampkę szampana czy jakiegoś drinka podczas biznesowych spotkań czy przyjęć organizowanych w ramach świętowania sukcesu danej wystawy. Były to jednak symboliczne ilości, które nie dawały możliwości utracenia kontroli nad sobą, swoimi słowami i ogólnym zachowaniem. Nie brała zatem pod uwagę tego, że Shepherd mógłby mieć zadatki na staczającego się na dno alkoholika. – Może faktycznie tak byłoby lepiej – przytaknęła, wyraźnie markotniejąc. I to wcale nie tak, że miała go za złoczyńcę, którego udział w historii miał jedynie negatywne, przykre skutki. Przeciwnie - wiedziała, że był dobrym, porządnym facetem, nawet jeżeli czasami zdarzało mu się zaszaleć i zrobić coś, co z moralnością miało niekoniecznie wiele wspólnego. Sens jej słów leżał dużo głębiej i był swego rodzaju, niekoniecznie świadomym nawiązaniem do tego jednego dnia, który wciąż odbijał się czkawką i który powracał we wspomnieniach jak bumerang, którego Leighton bardzo pragnęła się pozbyć, a o którym na pewno nie chciała myśleć w towarzystwie przysłuchującego się całej rozmowie policjanta.
Możesz już przestać? – mruknęła, spoglądając w stronę Bruna z ewidentną aprobatą; dla jego zachowania, prób rozładowania atmosfery i stanu, w jakim się znajdował, w ogóle. Nie była zła czy rozczarowana, bowiem nie uważała, by miała prawo do uczuć tego typu. Niewątpliwie jednak dużo lepiej czułaby się, mogąc spędzić ten wieczór w domu na wygodnej kanapie lub w ciepłym łóżku, niż wśród zimnych murów miejscowej komendy, widząc się z Shepherdem przez kraty.
Odwróciła się od nich zatem bardzo chętnie, raz jeszcze ruszając za policjantem w celu dopełnienia pozostałych formalności. Cieszyła się, że nie trwało to długo, choć panująca między nią a Brunem cisza była przygnębiająca.
Co ty wyprawiasz? – rzuciła w zaskoczeniu, kiedy on tak niespodziewanie się zatrzymał i usiadł na ławce. Wyatt rozejrzała się dookoła, chcąc zorientować się, czy w okolicy nie działo się coś, co zwróciło jego uwagę, ale dość szybko dotarło do niej, że nie; że to znów był tylko jego wymysł. – Cieszę się, że doszedłeś do tych wniosków tak szybko – skomentowała markotnie, ostatecznie jednak pozwalając sobie na to, by kąciki jej warg uniosły się w złośliwym uśmiechu. Nie życzyła mu źle i bynajmniej nie odczuwała satysfakcji związanej z jego kiepskim samopoczuciem, ale po cichu liczyła, że mogła to być nauczka na przyszłość.
Możemy już iść? Jest późno – ponagliła go, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Niekoniecznie odpowiadała jej perspektywa spędzenia reszty wieczoru na ławce w centrum miasta, skoro po zaledwie pięciu minutach drogi mogli być w jej mieszkaniu; ciepłym, przytulnym, pozbawionym gapiów, dla których rozgrywająca się aktualnie scenka mogłaby okazać się miłym, zabawnym urozmaiceniem na przykład wieczornego spaceru z psem.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdecydowanie byłoby lepiej.
Jej słowa mu się nie spodobały, bo nie chciał być tym złym charakterem, ale wiedział, że tak byłoby lepiej. Całe lata traktował wszystkich z góry. Artyści powierzali mu pieczę nad swoją pracą i zachowywał się niczym szef, w którym na marne było szukać kumpla. Z nią było inaczej i ewidentnie nie była to dobra zmiana, co było paradoksem, skoro bawili się ze sobą naprawdę dobrze, zaś tego, jak się dogadywali, mogłaby im pozazdrościć nie jedna osoba, z którą współpracował.
Już się zamykam – odparł i przyłożył palce do ust, udając, że zamykał je na kluczyk, ale w jego oczach mogła dostrzec znajomy błysk, który świadczył o rozbawieniu, jakie się go trzymało, mimo że na twarzy miał wypisaną powagę. Bawiło go to wszystko. To, że zaczął pobyt w Lorne w taki sposób, że już po kilku dniach doczekał się zatargu z policją, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało, a jakby tego było mało, że to właśnie ona ratowała go z opresji, by nie musiał spędzić reszty nocy na niewygodnej pryczy w zimnej celi.
Trzeźwieję. – Nie kłamał. Świeże powietrze było jego zgubą po wyjściu z baru, ale teraz było niczym zbawienie, którego tak bardzo potrzebował, żeby odzyskać choć trochę rozumu i orientacji w całej tej sytuacji, która nie powinna mieć miejsca. A jednak miała, a Bruno próbował poukładać rozsypane w jego głowie puzzle, by dojść do tego, czemu zapił do tego stopnia. Spojrzał na stojącą przed nim Leighton, a oświecenie pojawiło się momentalnie. To była jej wina.
Twoja idioto. Skarcił się w myślach, bo nie była winna temu, że dopuścił do głosu myśli, nad jakimi nie potrafił zapanować i w których pogrążał się coraz bardziej z każdym dniem milczenia ze swojej, jak i z jej strony. Zaciskając usta w wąską linię, pokręcił głową zrezygnowany. Głupotą było myślenie o niej w ten sposób. Głupotą było roztrząsanie sytuacji sprzed kilku dni. Było nią też to, jak się zachowali. Tylko dlaczego, tamten dzień był tak udany i dlaczego do końca jego trwania, towarzyszył mu tak dobry humor?
Wiem, zabłysnąłem. Z kilkugodzinnym opóźnieniem... – przyznał, odwzajemniając ten złośliwy uśmiech. Mógł o tym pomyśleć, kiedy sięgnął po pierwszego drinka. Nie pomyślał, bo alkohol okazał się lekiem, którego myślał, że w tamtej chwili potrzebował. Teraz docierało do niego, że nie potrzebował. On po prostu musiał być tym złym bohaterem - szefem, agentem. Kimś, kto wymagał, a nie kimś, kto wdawał się w relację odbiegającą od zawodowej. Tak jak powiedziała, może tak byłoby lepiej.
Tak. Myślę, że będziesz lepsza niż ta zjebana nawigacja – zgodził się, wstając z ławki. Jeśli o niego chodziło, mógł tam przesiedzieć jeszcze godzinę, a może i resztę nocy, ale patrząc na nią, nie chciał nadwyrężać bardziej kobiecej cierpliwości i tolerancji względem tego, jak się tego dnia zachował. Dlatego też milcząc, ruszył przed siebie, pozwalając na to, by Leighton prowadziła ich we właściwym kierunku, jakiego on nie potrafił określić, wciąż mając problem z orientacją w terenie.
Samotne wieczorne wyjścia nie były dobrym pomysłem, a on mimo wszystko cieszył się, że była obok i mógł na nią liczyć.

zt.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ