adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Marzył o tym przez większość swojego życia. Odkąd jako siedemnastolatek po raz pierwszy natknął się na nazwę tej firmy w internetowym artykule. Wtedy, gdy szukał informacji o tym, czy po uzyskaniu pełnoletności mógłby stać się opiekunem prawnym Judy.
Bo chwalili się sukcesem z zakresu ludzkiego prawa. Bo napisano, że jest to jedna z nielicznych organizacji, dzięki którym świat zmienia się na lepsze.
O pracy dla nich śnił przez cały okres studiów; złożył nawet kilka podań o staż, praktyki i raz wziął udział w jakimś konkursie, dzięki któremu mógłby zostać przez nich zauważony. Udało się raz (wyjechał na dwa miesiące), ale był zaledwie jednym spośród wielu i nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi. Kiedy więc otrzymał przed kilkoma tygodniami pierwszy z licznych telefonów — gratulacje związane z odwagą o walkę dla aborygeńskiej społeczności — poczuł, że to przez lata pielęgnowane marzenie jest na wyciągnięcie ręki.
Wchodząc jednak tego wieczora do mieszkania Gwen z dwoma kartonami pizzy w wersji max, zgrzewką piwa (dla siebie wybrał bezalkoholowe) i paczką nachosów, był pewien co do słuszności decyzji, jaką zdążył podjąć. Sam. Potrzebował tego przywileju — musiał mieć pewność, że postępuje zgodnie z sercem i rozumem, że wybierając jedną z opcji, robi to dla siebie. — Muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego — wyznał, kiedy pizza już została ułożona odpowiednio na stoliku w salonie, a Ben powrócił do niego ze szklankami; często nie pozwalał na to, by Gwen niepotrzebnie męczyła swoją nogę, szczególnie ostatnio, po tej całej przeprawie przez którą ciągle musieli latać do Sydney. — Tylko chciałbym, żebyś przyjęła to na spokojnie — wiedział, że nie ma prawa jej o to prosić — miała prawo zareagować w dowolny sposób — ale nie chciał, by jednak w wyniku złych emocji, które być może by odczuła, rzuciłaby w niego kawałkiem pizzy. — Nie mówiłem ci o tym, bo to nie było nic pewnego, ale… Jakiś czas po tym, jak w świecie rozniosła się wieść o naszej przegranej, skontaktowali się ze mną ludzie reprezentujący Liberty Law Group — począł wyjawiać, przysiadając gdzieś na ziemi — tak by mieć przed sobą znajdującą się na kanapie przyjaciółkę.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
/ po grach

Ona nie miał takich marzeń. Miała znacznie bardziej przyziemne plany na przyszłość: najpierw studia, potem ślub z Charlesem, aż w końcu założenie własnej kancelarii w Cairns. Nie chciała wyjeżdżać nigdzie dalej. Chyba nawet nie mogłaby sobie na to pozwolić, tym bardziej, że jej rodzice powoli podupadali na zdrowiu i powoli trzeba było wyręczać ich w pracach związanych z funkcjonowaniem rodzinnego pubu. Mimo to nie narzekała, bo czuła, że robi dokładnie to, czego chciała i konsekwentnie realizowała swoją wizję. Zdobyła dyplom, wyszła za mąż, a kancelaria... Owszem, rozkręciła ją, ale jedynie z Benem. Nie to, żeby "jedynie Ben" był zjawiskiem niewystarczającym, bo w tym momencie Hargrove oraz relacja, jaka ich łączyła, były jednymi z najważniejszych punktów, jakie trzymały ją jeszcze na powierzchni. Do z jego pomocą stanęła na nogach. To dla niego schowała do kieszeni własną dumę, swoje lęki i wszelkie obawy związane z powrotem do pracy i doskonale wiedziała, że bez niego nie umiałaby sobie poradzić.
Bez pizzy i piwa też byłoby ciężko, dlatego wyraźnie ucieszył ją dary od przyjaciela. Nieco mniej ucieszył ją wstęp, jaki zrobił.
- A czy ja kiedykolwiek nie przyjęłam czegoś na spokojnie? - zadała nieco retoryczne pytanie. Nie musiał odpowiadać. Przecież ona sama wiedziała, że od czasu do czasu pozwalała sobie na mniejsze lub większe wybuchy, chociaż i tak starała się je w sobie tłumić. Mimo wszystko była szalenie ciekawa, co też po takim wstępie Ben miał jej do powiedzenia, bo - szczerze mówiąc - cały ten wstęp nieco ją przeraził.
- Wiesz, po takim początku ludzie nie spodziewają się raczej niczego dobrego.
Mimo wszystko postanowiła już się zamknąć i pozwolić mu mówić, chociaż gdzieś pod skórą czuła, że to, co powie Hargrove, może jej się nie spodobać. No i... Poniekąd tak było.
Cieszyła się. Cieszyło ją to, że ktoś TAKI odezwał się do jej przyjaciela, że to właśnie do niego zadzwonili, bo Ben zdecydowanie na to zasłużył. Zaraz potem przyszła pierwsza refleksja. Dlaczego zadzwonili do niego, a nie do niej? Czy nie była wystarczająco dobra? I nie, nie chciała licytować się z nim na zdolności, wiedzę czy umiejętność komunikacji z innymi. Wiedziała, że to on był teraz tym silniejszym psychicznie, bardziej wytrzymałym i jeśli któreś z nich miało dołączyć to firmy ze Stanów, to oczywistym było, że padnie na niego. Ucieszyła się. Serio. Zawsze życzyła mu jak najlepiej, więc kolejnym uczuciem, jakie ją zalało, była duma. A po niej... Strach. Obawa przed tym, że Hargrove wyjedzie i zostawi ją samą, a z tym... Z tym Gwen zdecydowanie sobie nie poradzi.
- Wow, Ben, to jest... To jest spełnienie twoich marzeń!
Kim byłaby, gdyby nie on, gdyby nie jego dążenie do perfekcji, gdyby nie jego plany i marzenia, których na pewno była świadoma. Ale... Kim byłaby, gdyby nie potrafiła się przed nim odkryć i nie umiała po prostu być z nim szczera?
- Myślisz o tym, żeby przenieść się do Stanów? Bo ja nie chcę ciągnąć tego wózka bez ciebie. Na pewno tego nie pociągnę. Ja naprawdę życzę ci wszystkiego dobrego i spełnienia marzeń, gdyby Charlie żył, to sama odwiozłabym cię na lotnisko czy coś, ale ja... Nie, nie myśl o mnie. Ja i tak prawie nie mam jednej nogi i zrzędzę, Myśl o sobie. Ale bez ciebie...
Jezu, ona tego nie dźwignie. Przecież gdy zabraknie Bena, to i jej zabraknie motywacji, wtedy zamknie wszystko i skupi się na barze. Przecież bez Hargrove'a cała firma Fitzgerald & Hargrove nie miała sensu.

benjamin Hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Kilka chwil po tym, gdy odłożył telefon na stolik — zadzwonili do niego akurat w porze lunchu, chcąc zrobić pierwsze dobre wrażenie; dostosowali czas specjalnie pod niego, a on początkowo nie miał nawet odwagi pytać, która godzina jest tak właściwie teraz w Nowym Jorku — chciał popędzić do sąsiedniego gabinetu, który zajmowała Gwen. Nie wiedział nawet, co chciał jej powiedzieć, ale przez krótki ułamek czasu wpatrywał się w nadciągające dni. Wyjazd. Rozpoczęcie życia na nowo w amerykańskim mieście, choć teoretycznie nie byłoby go tylko rok. Choć więc mówił jej o tym dopiero teraz — po zapoznaniu się ze wszystkimi szczegółami, a także pewien swego nastawienia względem tak odważnej zmiany — nie potrafiłby już wykrzesać z siebie tamtej chwilowej ekscytacji. Nie wyobrażał sobie bowiem codzienności, w skład której nie wchodziłby już ani Walter, ani Gwen. Potrzebował ich w pełni.
Może faktycznie zabrzmiało to nienajlepiej — przyznał z przepraszającym uśmiechem, sięgając po kawałek pizzy. Informacji, które musiał jej przekazać było sporo, toteż do tej chwili głowił się, od którego miejsca w ogóle powinien zacząć. Nie miała to być jednak zwykła opowieść o propozycji pracy, którą dostali (Ben nigdy nie powiedziałby, że ma w tym samodzielny udział; gdyby nie Gwen, byłby dużo gorszym prawnikiem) lecz także krótka debata nad siłą uczuć, którymi obdarzał Waltera. Ich zgubności — bo może angażował się za mocno — lecz przede wszystkim słuszności, jako że nigdy wcześniej nie czuł się przy nikim tak szczęśliwy.
To było moje marzenie — odparł luźno, trochę obojętnie. Wciąż go to dziwiło — przez tak wiele lat podążał drogą prowadzącą go do właśnie tego miejsca, po to tylko, by odkryć, że nie budzi w nim to wcale ekscytacji. Że już nie jest jego marzeniem. Że może nigdy tak naprawdę nim nie było. — W złożonej nam ofercie zaproponowali naprawdę wiele, Gwen. I nie poprosili k o n k r e t n i e o mnie — czuł, że musi to podkreślić. Bo sam pewnie odczułby ból wobec tego, że to wyłącznie jej kariera się rozwija. Poza tym Benjamin był człowiekiem lubiącym słowo “my”; nigdy nie myślał samolubnie. Zawsze uwzględniał we wszystkim Gwen. Stanowili w końcu zespół. — Rozmawiałem z kilkoma osobami, które składały inne propozycje. Raz prosili, żebyśmy przyjechali razem, choćby na kilka miesięcy. No i potem faktycznie powiedzieli, że mogę przyjechać sam, na rok. I że w tym czasie wyślą kogoś tutaj, żeby kancelaria na tym nie ucierpiała i miała szansę się odpowiednio rozwijać. Zaoferowali, że za dwanaście miesięcy wykupiliby od nas udziały i wciąż pozostalibyśmy właścicielami, ale nasza kancelaria byłaby podpisana pod LLG — wyjaśnił, sięgając po piwo. Starał się niczego nie pominąć, nieco żałując, że nie zdawał jej relacji na bieżąco; łatwiej byłoby wówczas przekazać jej historię w sposób odpowiedni. Tylko że Ben naprawdę potrzebował pomyśleć o tym w kompletnej ciszy. — Odmówiłem — podsumował, upijając łyk (nie)alkoholu. — Jesteś zła? — w końcu nie chodziło o byle propozycję pracy. Podejmując się tej współpracy, mogli już za rok rozwinąć kancelarię. Mogli wynająć lepsze i większe biuro, zatrudnić dwadzieścia dodatkowych osób i stać się kimś naprawdę ważnym na australijskiej scenie prawniczej. Benowi nie podobało się jednak to, że utraciliby swoją niezależność.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Rozmowy z nią były proste. Znali się od tylu lat, że w zasadzie Ben mógł zaczynać w takim miejscu, jakie uznał za stosowne. Mógł poruszyć również każdy możliwy temat. Pewnie, Gwen trochę pomarudzi, trochę ponarzeka, ale zawsze będzie chciała dla niego jak najlepiej. Dla siebie oczywiście również, ale akurat w przypadku tej dwójki jedno szło zazwyczaj w parze z drugim.
- Było?
Nie miała pewności, czy słusznie wyłapała użycie czasu przeszłego, dlatego też zerknęła podejrzliwie na swojego przyjaciela, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Naprawdę życzyła mu, by się wybił, by jego kariera nabrała rozpędu, bo sama nie czuła już tego ognia, który czuła dawniej. Nie było już tego, co kto ja napędzało. Wciąż próbowała nabrać rozpędu, ale nie zamierzała przy tej okazji być hamulcową sławy Bena.
- Mogłabym pojechać do Stanów - wtrąciła w pewnym momencie, ale było to raczej jej pobożne życzenie, niż rzeczywista chęć podjęcia tak dużego zawodowego wyzwania. Z jednej strony zmiana klimatu i takie mocniejsze wejście w świat prawa na pewno dobrze by jej zrobiło, ale przecież non stop zastanawiałaby się, co dzieje się w kancelarii, w ich dziecku, które zostawiliby sami.
- Zainwestowaliby w nas?
To by ja ucieszyło. Wciąż jeszcze ciężko było jej uwierzyć w to, że ktoś tak wielki chciał nawiązać współpracę z niewielką kancelaryjką z Australii, ale musiała przyznać, że to niebywały sukces i wielkie wyróżnienie. Nic dziwnego, że Ben musiał jej to wszystko przedstawić. Aż musiała się napić. To dlatego pozwoliła sobie na pociągnięcie z butelki kilku łyków piwa. Dobrze, że szybko je przełknęła, bo zaraz pewnie wyplułaby wszystko na swojego wspólnika.
- Odmówiłeś? - spojrzała na niego zaskoczona. - Ja... Nie wiem, co powiedzieć - bo na moment faktycznie ją zamurowało. - Nie jestem zła. Byłabym, gdybyś mnie zostawił, gdybyś nagle powiedział mi, że jedziesz beze mnie, a ja zostaję z jakimś kretynem, z którym na pewno bym się nie dogadała. Byłabym zła, gdybyś wrzucił mnie do głębokiej wody i kazał mi szybko nauczyć się pływać, bo inaczej utonę.
A tym wszystkim byłaby praca bez niego lub nagła i gigantyczna zmiana.

benjamin Hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Było.
Na przykład kiedy byli na drugim roku studiów, a on i Charlie konkurowali we wszystkim (bo najlepsze stopnie miała Gwen).
Albo wtedy, gdy musiał zaraz po zajęciach biec do domu, opiekować się Judy i znosić jej kaprysy, śniąc o niedalekim wyjeździe (dziś mógł już tylko cieszyć się, że nie uciekł, że jej nie zostawił, że jakoś dał sobie ze wszystkim radę).
A potem marzył już o własnej kancelarii. Która nie działa zależnie od kogokolwiek, skupiając się wyłącznie na tym, by przyczynić się do jakichkolwiek zmian. No i zawsze był skoncentrowany bardziej na karierze, niż innych rejonach życia, ale teraz (!) uległo to zmianie. Może po trzydziestce już tak po prostu jest. — Ja też. Mógłbym. Ale nie teraz — nie na takich warunkach, pragnął dodać, choć mogło to być niezrozumiałe, skoro oferowano im naprawdę wiele. — Powiedzieli, że to kilka miesięcy, ale dobrze wiesz, że one przekształciłby się w dłuższy okres. Może lata. Zostawiłabyś to, co łączy się z Casem? — jeszcze pięć lat temu pewnie by o tym nie myślał. Że można zostać dla kogoś, nie w ramach kary, a dlatego, że tkwi się w zbyt wielkiej miłości. Uczuciu, o które chce się walczyć. Które ma znaczenie większe, niż jakakolwiek praca. — Być może. Chcieli mnie tym zwabić, ale pierwsza umowa — o kolejne nawet nie prosiłem — jasno mówiła o tym, że ta cała początkowa współpraca będzie wyłącznie okresem próbnym. Więc jasne, moglibyśmy zyskać naprawdę wiele, ale na koniec mogłoby się też okazać, że zostajemy z niczym — poza tym, wszystko to brzmiało naprawdę pięknie w zakomponowanych słowach. Korporacyjne firmy lubiły przecież karmić się tak małymi, poszukującymi dla siebie miejsca biznesami; Benjamin był pewien, że znienawidziłby swoją pracę chwilę po tym, gdy ktoś znów wybierałby dla nich klientów, a oni utraciliby swoje prawo wolności. Posłał więc Gwen uśmiech, który jednocześnie prosił o wybaczenie, a w którym też skryła się cicha ulga. Nie była na niego zła.
Mógłbym ci teraz kłamać, że nie podobały mi się stawiane przez nich warunki, ale prawda jest taka, że nawet gdyby zaoferowali nam naprawdę wiele… Boże, gdyby dali mi wszystko to, na czym zależało mi jak mieliśmy po dwadzieścia pięć lat… To wciąż nie byłoby to, Gwen. Bo nie zrezygnowałbym dla żadnej pracy z Waltera — w stanowczości, z jaką wypowiedział ów słowa, skryło się też zawstydzenie; nie sądził po prostu, że będzie mu kiedyś na kimś tak bardzo zależeć. — Ale wiesz, na początku, z samej ciekawości, zadzwoniłem do znajomej, która mieszka w Bostonie i jest wkręcona w cały ten medyczny świat. Bo pomyślałem, że jeśli miałbym wyjechać, to tylko z nim. I tylko dlatego, że on dostałby tam równie ciekawą propozycję i… Okazało się, że od dawna walczą o niego czołowe szpitale. Zacząłem nagle dostawać telefony od osób, które chciały wiedzieć czy coś wiem o tym, że chce się w końcu tam przenieść. Boże, Gwen, nie miałem pojęcia, że jest tam jakąś gwiazdą rocka — zaśmiał się; było to najlepszym określeniem na odkrycie popularności Wainwrighta, która i tak nie powinna go dziwić. — A on mając do wyboru Harvard, najlepsze szpitale w Nowym Jorku, czy Bostonie, siedzi tutaj. Ze mną — nie musiał mu więc wcale wyznawać miłości, nie musiał przekraczać własnych granic, nie musiał postępować wbrew sobie. Bo Ben wiedział, że jest poniekąd powodem jego decyzji o tymczasowym pobycie w Lorne Bay; jeśli miałby więc wyjechać, to wyłącznie z Walterem.
I tylko w tym momencie, w którym Wainwright uznałby, że chce, a nie m u s i.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
W pewnym wieku chyba naprawdę tak jest. Coś przeskakuje człowiekowi w głowie i nagle zaczyna zwracać uwagę na to, co wcześniej nawet nie przyszłoby mu do głowy. Może tak było z Benem? Gwen w zasadzie dopiero teraz zaczynała myśleć na poważnie o swojej karierze, bo wcześniej starczało jej bycie dziewczyną Charliego, a potem młodą mężatką. Praca była tylko dodatkiem do życia. Dziś miała tylko to, bo jej życie... Ono już się skończyło.
- Nie wiem. Chyba nie - odparła od razu, niemalże bez zastanowienia. To chyba dobrze świadczyło o jej intencjach, skoro nie musiała zastanawiać się nad tym, czy wyjechałaby nawet bez odrobiny refleksji. Na tym etapie nie miała jeszcze pojęcia, dokąd zaprowadzi ich więź, jaka się między nimi zrodziła, ale nie sposób było zaprzeczyć jej istnieniu.
- No tak. A jednak nie chciałabym zostać z niczym. Cała ta kancelaria... Zresztą, sam najlepiej wiesz, ile ona dla mnie znaczy.
Gdyby była dziesięć lat młodsza, to kto wie, może sama również zachwycałaby się propozycją wyjazdu do Stanów. Ha! Na pewno by tak było! Widziałaby nawet całą trójkę w wielkim gabinecie z butelką jakiegoś porządnego alkoholu. Oddałaby wiele, żeby właśnie tak było, ale gdyby Charlie chciał zostać w Lorne, zostałaby z nim bez wahania. To wciąż nie to samo, ale w pewien sposób rozumiała Bena, to wszystko, o czym teraz jej opowiadał i na swój sposób była z niego dumna. Tak, czuła dumę, bo jej przyjaciel miał u swojego boku kogoś, kto był dla niego niesamowicie ważny, dla kogo on również był istotną częścią życia.
- To jest... Na swój sposób fantastyczne. I co ty na to?
Zdecydowanie poprawił jej się humor. Chyba była żądna plotek oraz opowieści o życiu innych ludzi, bo to jej własne nie było do końca takie, jakie być powinno. Nie ukrywajmy, Ben był jej najlepszym przyjacielem, był jak brat i życzyła mu jak najlepiej. Nie była do końca pewna, jak Hargrove zareagował na swoje odkrycia, co zrobił, czy rozmawiał o wszystkim z Walterem, ale i tak najbardziej cieszyło ją to, że chciał z nią o tym porozmawiać. Że chciał jej się zwierzyć.
- Zrobiłbyś dla niego to samo? Siedziałbyś z nim w Lorne, gdyby to ciebie chcieli w największych szpitalach w Stanach?

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Trochę rozbrzmiała w tym manipulacja; zrezygnowałabyś?, zapytał, a więc należało odpowiedzieć: nie. Bez zastanowienia i rozważań, bez myśli wybiegających w przyszłość, ocierających się o tu i teraz i wreszcie uwzględniających istnienie wszelkich innych danych, jakimi należałoby się pokierować. Bo przecież nie mogli wierzyć w istnienie tylko dwóch płaszczyzn, jakimi były biel oraz czerń; bo przeprowadzka na inny kontynent równoznaczna nie musiała być rozstaniom, problemom i rezygnacji z czegoś bądź kogoś.
Bo związki na odległość miały prawo zakończyć się sukcesem.
Bo przeprowadzka na kilka miesięcy gdzieś za ocean dla kogoś ważnego zdawała się niewielką ceną.
Więc może jakoś by sobie poradzili. Ona i Caspian. On i Walter. Tyle że Benjamin nie dostrzegał sensu w roztrząsaniu tego wszystkiego i układaniu tychże relacji na szali przypuszczeń; może wyjdzie, może nie wyjdzie. Nie chciał zgodzić się na możliwość, w której to budząc się za rok w Nowym Jorku myślałby o tym, że przed kilkoma miesiącami utracili z Walterem kontakt — wyjazd nie zdałby swej próby, oddaliliby się od siebie, nieporozumienia łataliby milczeniem. Nie był w stanie zaakceptować tego, że rozstać mogliby się również tutaj, za tydzień bądź miesiąc, bo nadejścia czarnych chmur czasem nie da się przewidzieć. Tym bardziej gdy tkwi się w zapewnieniu, w tak elegancko skrojonej ułudzie, że wszystko jest w p o r z ą d k u. I że będzie takim już zawsze, jeśli nie będzie się wykonywać ryzykownych kroków.
Ja? Boję się. Boję się, że pewnego dnia Walter po prostu wyjedzie, bo to wcale nie ja go tutaj trzymam. I że nie będzie w stanie rozważyć tej sytuacji tak, jak ja teraz — cień tych obaw bezszelestnie przemknął przez jego twarz; strach ten był racjonalny, ale Ben, mimo wszystko, nie zamierzał przez to wszystko spisywać ich relacji na straty. — Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałem, bo, no wiesz, nieszczególnie mi to wychodzi. I nie odbywałem jeszcze z nikim tak poważnej dyskusji — uśmiechnął się. Lekko i z rozbawieniem, nawet jeśli napawało go to przerażeniem, bo: on zacznie mówić, Waltera strawi zażenowanie, zasugeruje zmianę tematu, wypomni mu, że dla niego za wcześnie jeszcze na podobne deklaracje, a Ben będzie musiał niezłomnie recytować to, co wcześniej zapisze w swych myślach niczym perorę, bo nie chciał wcale zmian, deklaracji i wymuszonych zwierzeń. Jedynym, czego pragnął była pewność, że Walter wie. Wszystko. Że jest świadom uczuć, jakimi Ben go obdarza. Że gdyby przyszło mu wyjechać, Ben wybrałby się w tę podróż wraz z nim, bo tak już po prostu jest, gdy się kogoś kocha — inne sprawy przestają mieć znaczenie. — Zrobiłbym dla niego wszystko — uśmiech jeszcze się go trzymał, mimo że przemieniał się w grymas. Bo jeśli przyjaciele Bena, nad którymi królowała Gwen, mieliby wymienić jedną charakteryzującą go rzecz, byłaby to jego nienawiść do szpitali. Wywołana historią, o której rozmawiać nie chciał. Historią, która ukształtowała jego charakter. Historią, w której główną rolę odgrywała nieżyjąca już Judy. — Więc… Chciałem poznać jego znajomych. Boże, upierałem się przy tym jakby to naprawdę było najważniejszą częścią naszego związku, więc w końcu uległ i… Wiesz co, to nie jest istotne. Chodzi o to, że poznałem dyrektora działu prawnego szpitala w Cairns i człowiek ten, najgorszy facet, z jakim przyszło mi rozmawiać, słowo, zaproponował nam współpracę. Dla nich miałoby to być reklamą, dla nas możliwością na zawodowe samobójstwo, a dla mnie… okazją do spędzenia z Walterem większej ilości czasu. Bo się mijamy. Od kilku miesięcy. I obaj mamy tego dość — co do tego był pewien; raz czy dwa — co prawda przed miesiącem — wyrazili żal ku temu, że ich profesje są od siebie tak drastycznie oddalone.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Może i poradziliby sobie z rozłąką, gdyby ona i Caspian mieli już nieco dłuższy staż jako para. Tak naprawdę wciąż jeszcze raczkowali jako para, wciąż uczyli się siebie, ale Gwen liczyła na to, że cała ta nauka nie pójdzie w pas. Jednego była pewna - jej i Charliemu na pewno by się to udało. Szkoda tylko, że nie będzie dane im się o tym przekonać.
Przed nią o starszym Macfarlandem było jeszcze wiele wspólnych chwil, podobnie jak przed nią i Benem. Blondynka była podobnego zdania - po co zastanawiać się nad tym, co może pójść (nie)tak? Miał rację; rozstanie, sprzeczni, nie porozumienia, to wszystko może mieć miejsce zarówno tam, jak i tu, z tą jednak różnicą, że tu wszystko dało się przepracować. Wystarczyło tylko zamknąć się w jednym pokoju i ukryć klucz w kieszeni, aż do momentu, gdy wszystkie nieporozumienia zostaną wyjaśnione. W związku na odległość nie jest to jednak możliwe.
- A rozmawiałeś z nim na ten temat? Rozmawiałeś z nim o tej propozycji? O swoich rozterkach? O mnie?
Prawdopodobnie nie miała prawa w ogóle go o to pytać, bo chodziło jednak o Bena i Waltera. Gwen była jego przyjaciółką i wspólniczką, ale nie chciałaby również zostać tą, z powodu której coś mogłoby się między nimi zepsuć. Nie chciała być tą, przez którą Ben mógłby podjąć jakąś nieprzemyślaną decyzję.
- No to na co czekasz? Aż spotkacie się w hali odlotów albo Walter zobaczy gdzieś bilet, którego się pozbyłeś?
Czasem trzeba zrobić ten pierwszy krok. Po prostu trzeba. Bez niego... Bez niego nic nie ma sensu. Przecież gdyby Hargrove uznał, że z miłości przenosi się na drugi koniec świata, to Fitzgerald zdecydowanie wspierałaby go w tym wszystkim. Co więcej, byłaby gotowa do ustalania wspólnych narad nawet w środku australijskiej nocy. Tylko że... Pewnie. Wolałaby, żeby został tu, przy niej, bo przecież nie tak dawno temu podźwignął ją z prawniczych kolan i szalenie chętnie by to zrobiła, ale czy mogła stać na drodze szczęścia przyjaciela? Czy mogła zablokować je sobą i swoimi lękami?
- Bo to jest ważne - wtrąciła. - Ben, weź pod uwagę to, że ostatnio mijamy się z wszystkimi - dodała po chwili. - Próbujemy POWAŻNIE rozkręcić naszą kancelarię. Rzeczywiście, prawo i medycyna niekoniecznie szły ze sobą w parze.
Chyba że prawo medyczne... Chyba że zajmowanie się sprawami szpitala... To wciąż kusząca perspektywa.
- Weź to. Weźmy to. Caspian jeździ na wózku. Jego przeloty do mnie byłyby mocno problematyczne, a i mnie często boli kolano. Nie chcę do niego latać. Chcę ułożyć sobie życie i to tu, w Lorne, z kancelarią w Cairns oraz z tobą jako wspólnikiem.
Inaczej wymięknie i ani trochę nie będzie chciała z nim współpracować.

benjamin Hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Czy to możliwe, że na przestrzeni dwóch minionych lat stał się bardziej skryty? Ściągając lekko brwi (musiał odwrócić spojrzenie; przyjazne spotkanie poczęło mieć nieco surowy charakter, a zbliżająca się reprymenda godziła jego dumę) próbował sobie przypomnieć; był to chyba jednak dość trwały element jego mankamentów — jeśli w grę wchodziły związki, Ben gubił wszelkie zasady prawidłowej komunikacji. — Niezbyt nam to wychodzi — począł tłumaczyć, urażony postawionymi mu zarzutami. Być może dlatego, że Gwen miała rację; odkładanie tego w czasie nie mogło przysłużyć się niczemu dobremu. — Rozmawianie — doprecyzował. Nie tylko on ponosił winę: Walter był z natury mizantropijny, a rozprawianie o swoich uczuciach bądź oczekiwaniach względem łączącej ich zażyłości prawdopodobnie by go wykończyło. — Wiem, że to brzmi jak kiepska wymówka, ale za każdym razem, kiedy próbowałem mu o tym powiedzieć dochodziłem do wniosku, że coś jest nie tak. Albo byliśmy zmęczeni, albo nie mieliśmy dla siebie dość czasu albo w rozmowie pojawiały się osoby, dla których nie było tam miejsca i… — grymas niezadowolenia wykrzywił jego twarz. Jeszcze gorsze od toczenia tej rozmowy z Walterem było omawianie jej z kimś innym; gdyby jednak nie to, że Bena trawiła panika, nie wspominałby jej o tym wszystkim. Albo po prostu zdał relację z uporządkowanej już sprawy, dumny z siebie za to, że po trzydziestu latach nauczył się w końcu podstaw komunikacji w związkach. — Powiem mu jutro, przysięgam — o wszystkim. O propozycji pracy i jego niechęci względem przeprowadzki; o Gwen, czy raczej o tym, jak wiele znaczy w jego życiu; o tym, że praca nie zdaje się mu już tak ważna, jak kiedyś, a przynajmniej nie ważniejsza niż spędzanie czasu z kimś, kto maluje w jego sercu wiosnę. To znaczy, akurat tego nie zamierzał mówić mu nigdy. Ani nikomu.
Pozostawało mu pokiwać jedynie głową; choć od otwarcia kancelarii minęło już dość sporo czasu, wciąż nie mogli sobie pozwolić na luksus skrócenia godzin pracy. Ustabilizować się to miało dopiero za pięć, sześć lat, jeśli patrzeć mogli na to optymistycznie. — W porządku — uśmiechnął się lekko, nie skrywając ulgi jaką odczuł dzięki jej słowom. — Szpital nie ma szczególnie poważnych problemów na tym polu, ale chcieliby, żeby pacjenci bardziej im ufali. Grayson powiedział, że chcą zminimalizować ilość otrzymywanych pozwów i wskazać pacjentom, że szpital jest po ich stronie. A jako że o naszej kancelarii jest teraz głośno w kontekście praw człowieka… Bylibyśmy dodatkową reklamą — wyjaśnił, wciąż uważając, że Greyson nie jest wcale tak szlachetny w swych zamiarach, jak usiłował mu wmówić; mimo to ciężko byłoby mu odmówić. — Powiedział, że jak już się naradzimy, mamy od razu go poinformować. Żeby, no wiesz, ustalić warunki tej współpracy tak, żebyśmy nadal mogli prowadzić własne sprawy — dodał, już nieco bardziej rozluźniony niż wcześniej. Zdecydowanie wolał rozmawiać o pracy niż o swoim związku.

Gwen Fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
- Mam coś z nimi zrobić? - z osobami, które przerywały Benowi w ważnych rzeczach. Oczywiście nie miała tu na myśli żadnych ostatecznych rozwiązań (chociaż...), ale mogłaby na przykład... O, potrafiła wyobrazić sobie siebie zamykającą obu panów w ciasnym pomieszczeniu, z którego nie ma wyjścia, by mogli w spokoju porozmawiać. Widziałaby również siebie stojącą przed drzwiami i odganiającą swoja kulą wszystkich, którzy ośmieliliby się im przeszkadzać.
- Wiem. Łatwo mi to mówić, ale rozmowa jest jednak dość istotną częścią każdego związku. Zwłaszcza rozmowa o tak ważnych rzeczach.
Być może było jej łatwiej wydawać tego typu wyroki, bo była kobietą, a te są zazwyczaj bardziej uczuciowe. Nie miała pojęcia, jak wyglądało to w jej przypadku, czy to, czym kierowała się w ostatnich miesiącach było jakąś formą uczuciowości. Być może. To chyba dlatego uspokoiły ją słowa Bena. Niech porozmawia z Walterem. Niech wszystko sobie wyjaśnią. Wtedy i ona będzie spokojniejsza i w dużo większej części będzie mogła skupić się na pracy.
Sporo w tym racji. Zanim osiągną jakiś racjonalny poziom, trzeba będzie włożyć mnóstwo wysiłku w funkcjonowanie kancelarii. Była na to gotowa. Gdyby tego nie chciała, nie decydowałaby się na rozkręcenie własnego interesu, prawda? Naprawdę zależało jej na powodzeniu, ale wolała realizować się tu, w rodzinnych stronach, niż gdzieś na drugim końcu świata. Kto wie, może za jakieś dwadzieścia lat ona i Ben powołają amerykańską filię swojej kancelarii z prawdziwego zdarzenia, ale do tego czasu nie chciała podejmować aż tak daleko idących zmian.
- Dodaj do tego fakt, że i ja byłam pacjentką tego szpitala, że jednak mnie odratowali... Jestem wręcz stworzona do tej pracy, a już na pewno jestem żywą reklamą tej placówki - zdobyła się na delikatny uśmiech. Oczywiście nieco ironizowała, bo co innego jej zostało? Wolałaby nie mieć nic wspólnego ze szpitalem, wolałaby nie mieć tego przeklętego wypadku, tyle tylko że czasu nie dało się już cofnąć. Można tylko polegać na niedawnych doświadczeniach i po prostu działać.
- W takim razie skontaktuj się z nim, bo chyba wiemy już, na czym stoimy - przytaknęła. - A skoro jesteśmy już przy własnych sprawach... Wyciągnęłam ostatnio z aresztu siostrę starego znajomego. Pojechałam na posterunek, pogadałam z gliniarzem, który się nią zajmował... Ale nie o to chodzi. To, co chcę powiedzieć... Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo mi tego brakowało. Dziękuję, że trochę mną potrząsnąłeś i namówiłeś mnie na to, żebyśmy rozkręcili ten biznes.
Uśmiechnęła się do przyjaciela.

benjamin hargrove
adwokat, właściciel kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
stupid, emotional, obsessive little me
Zdawało się mu, że ma czas. Że może pisać wszystkie słowa, skreślać, a potem łączyć ich literki od nowa, wciąż, raz za razem, a przynajmniej tak długo, aż w końcu ułożyłyby się w te idealne, ważne zdania. Będąc jeszcze w szkole, a potem na studiach, wygrywał wszystkie konkursy oratorskie; wystarczało to, by założenie, że Benjamin Hargrove radzi sobie w życiu, nabrało odpowiednich kształtów i barw. Nikt, a tym bardziej on sam, nie śmiał zakwestionować tego, że coś jest nie tak. Że to nie obecność osób trzecich pochmurnie wpływa na prawidłową komunikację, lecz to, że Ben choć nauczony przemawiać na każdy temat, boi się rozmawiać o tym, co naprawdę ważne. — Dam ci znać, jak będziesz potrzebna — odparł ze śmiechem, wierząc, że Gwen jako jedyna byłaby w stanie udzielić mu odpowiedniego wsparcia. Nie wiedział, że był to ostatni dzień, w którym wszystkie te sprawy niosły na sobie jeszcze promienie słońca. Że po raz ostatni śmiał się w tak beztroski sposób, i że po raz ostatni wiara w to, że wszystko się ułoży, miała smak słodyczy.
No bo przecież wszystko zaplanował.
Z a p l a n o w a ł.
A więc — nic nie miało zakłócić jego życia.
Będziemy z tej historii korzystać za każdym razem, gdy pojawią się jakieś problemy — uśmiech udekorował tę nie do końca poważną obietnicę. Ben nie wiedział jeszcze (bo szpitale go przerażały na tyle, by nie interesował się nigdy wcześniej ich mechaniką) na czym to wszystko będzie polegać — czy będą musieli przekonywać pacjentów, by nie wnosili pozwów? Czy jednak skupiając się na dobrych relacjach między nimi, a lekarzami, będą mogli zachować równowagę? Benjamin zapytany odparłby, że interesują go, jak zwykle, prawa człowieka, a więc: pacjentów, ale nieliczni (w tym Gwen) wiedzieliby, że skłamał. Bo interesując się tą posadą myślał tylko o Walterze. To jego chciał ratować; nikt inny nie zajmował jego myśli. A potem… potem pozostawało mu się zaśmiać i poświęcić swą uwagę przytoczonej przez Gwen sprawie; nakazał jej złożenie obietnicy, by go nigdy nie zostawiła z kancelarią samego, a także by opowiedziała mu ze szczegółami kulisy prowadzonej sprawy.

koniec, bo większej lamy niż ja nie znajdziesz :llama:
ODPOWIEDZ