malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
9.

Sentymentalną podróż po Lorne Bay Leighton rozpoczęła z ogromnym przytupem, który ciężko było przebić (nie żeby bardzo starała się to zrobić; jakiegokolwiek działania by nie podjęła, nagroda i tak trafiłaby do Burnetta). Nie udało się to ani długim odwiedzinom u Chrisa, które odbyły się pod patronatem whisky oraz pizzy, wspólnej kawie z siostrą, gdzie każda z nich wpakowała w siebie nieprzyzwoite wręcz ilości niezdrowych, pustych kalorii, ani nawet wizycie w rodzinnym domu, gdzie niedzielny obiad i popołudniowe ciasto były idealną podstawą do drobnej sprzeczki na tle politycznym i zwieńczenia dnia wspólnym oglądaniem teleturniejów w telewizji oraz żarliwego komentowania wyglądu prowadzących; bo ten przecież wyglądał w tak skrojonym garniturze w kropki jak klaun, a ta z kolei mogła założyć jeszcze krótszą sukienkę. I choć nie były to zajęcia mocno ambitne, to jednak Wyatt miała poczucie, że nie żałowała ani sekundy spędzonej w ten właśnie sposób.
Życie w wielkich miastach, zwłaszcza tych na południu Europy, nauczyło ją, że dzień na dobre zaczynał się dopiero po zmroku, że powroty do mieszkania nad ranem nie były niczym złym, a celebrowanie swojego sukcesu było czymś, co najzwyczajniej w świecie się jej należało. Lista przyjęć była długa, grafik pękał w szwach od wystaw i spotkań, a Leighton naprawdę nieźle odnalazła się w pędzie, którego w australijskim miasteczku po prostu nie było. Tutaj nie istniały rzeczy takie jak pośpiech czy gwałtowność. Wszystko było stonowane, spokojne, niemal monotonne. Decydując się na powrót do domu, miała obawy, czy umiałaby się jeszcze w takich warunkach odnaleźć, ale przyzwyczajenia z lat dzieciństwa i wczesnej młodości okazały się silniejsze niż bodźce, którym poddawała się w wielkim świecie. Podobało się jej to, że budził ją blask nieśmiało zaglądającego do sypialni słońca, że na plaży jej twarz muskała rześka, chłodniejsza bryza, że wszystko dookoła mieniło się tak wieloma żywymi kolorami. Czuła się dobrze.
Mimo to nie była w stanie namalować niczego.
Próbowała wielu sposobów na pobudzenie własnej kreatywności i powrotu do stanu, w którym obrazy po prostu pokazywały się w jej głowie, a jedynym zadaniem Leighton było jak najdokładniejsze przelanie ich na płótno - kształtem, barwą, samą ideą. Aktywność fizyczna, medytacja, zmiana otoczenia, próby przełamania własnej niechęci do niektórych stylów oraz form malowania. Nic nie przynosiło zamierzonego efektu, co jedynie pogłębiało kiepskie samopoczucie i raz jeszcze uświadamiało ją, że terminy goniły. Kwestią czasu był ponowny telefon lub mail od agenta, którego zapewniała wielokrotnie, że przecież wszystko było w porządku. Nie miała pojęcia, co było powodem blokady i jak jeszcze mogłaby z nią walczyć, dlatego mieszkańcy Lorne Bay od kilku dni mogli z zaciekawieniem obserwować, jak spacerowała od jednego miejsca do drugiego z całym swoim artystycznym dobytkiem, na który składały się płótna, luźne kartki wypadające z grubego notatnika, komplet idealnie naostrzonych ołówków, kilka pędzli oraz farby w podstawowych, możliwych do zmieszania odcieniach. Więcej było w tym jednak teatralnej przesady niż faktycznej pracy, a apogeum irytacji Wyatt zdawała się osiągnąć właśnie tego dnia, gdy po kilkunastu minutach błagania jednego z kręcących się po porcie rybaków o możliwość zajęcia dogodnego miejsca nieopodal jego łodzi i pozwolenie namalowania jej w celach bliżej nieokreślonych, kartka, którą trzymała na kolanach, wciąż pozostawała pusta.
Leighton zaklęła pod nosem i po odłożeniu na bok wszystkich rzeczy - co zrobiła z impetem, również ze sporą dozą przesady - wsparła się ramieniem o znajdujący się tuż obok niej słupek, wzrok skupiając na bliżej nieokreślonym punkcie gdzieś w oddali, po drugiej stronie portu.

Ephraim Burnett
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
fifty
leighton & ephraim
Chociaż ten dzień zapowiadał się na wyjątkowo leniwy, w głowie Ephraima wciąż odbijało się echo poranka pełnego wrażeń. Gdy, jak zresztą zwykle, przyjechał po dzieci do domu teścia, Bradley wydawał się bardziej cięty niż wcześniej. I tym razem marynarz nie zamierzał milczeć. Surowe i brutalne Zabieram ich. Pogódź się z tym było ostatnim, co wypowiedział do teścia, zanim wyszedł, trzymając za rękę Jonathana, a na biodrze mając Liberty. Na szczęście Jace był pochłonięty muzyką, która płynęła ze słuchawek zakupionych mu na ostatniej wyprawie do Cairns, a Liberty przysypiała po wyjątkowo ciężkiej nocy. Pamela ostrzegła męża, że córeczka miała koszmar i będzie potrzebowała większej niż zwykle czułości. Ephraimowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Gdy mały Burnett szedł do szkoły, mężczyzna spędzał z jedyną córką cały ten czas, poświęcając jej każdą cenną minutę. Wieczór był jednak zarezerwowany tylko dla niego. Nie zawsze, ale ten wyjątkowo miał dla siebie. Pam chciała spędzić trochę czasu z dzieciakami i siostrą, a Abraham prowadził żywot kawalera, w który kapitan nie zamierzał interweniować. Poniekąd i jego ostatnie ponad półtora roku przypominało równie samotną włóczęgę. Nie różnił się wszak niczym od niepokornego lekarza. Sęk w tym, że Burnett nie widział się w ten sposób — wciąż miał obowiązki. Wciąż miał rodzinę. Wciąż miał dzieci, dla których był i chciał być ojcem. Nie mógł i nie chciał porzucić tego wszystkiego w imię ułudnej wolności. Ta jednak na niego czekała. Kryła się w urywkach bolesnego życia, ukazując się wśród morskich fal. Przemykając gdzieniegdzie, kusząc ukojeniem zmęczonego kłótniami ciała.
Dlatego też telefon od Cromera był jak powiew zbawienia. Zajęcie się przez kapitana czymś technicznym odpychało natrętne myśli o rodzinnych sprawach, które — na dobrą sprawę — nie były zależne od ojca Pameli. To nie jego dotyczyło to, co się działo, a Ephraima, jego żony oraz ich dzieci. Nie zgryźliwego dziada, który na starość już w ogóle zrobił się jeszcze gorszy, niż był. Choroba zżerała nie tylko jego umysł, lecz także i ciało i Burnett doskonale wychwytywał zmiany, które zachodziły w jego teściu. Ucieczka Jace’a nie była zwykłym brakiem przypilnowania kilkulatka, a słabością, do której Bradley nie chciał się przyznawać. I to był jego problem. Nie chciał pomocy i przez to nie był odpowiednim opiekunem dla dwójki dzieci. I chociaż brzmiało to okrutnie, Burnett nie zamierzał czekać na dalszy rozwój sytuacji.
Na razie jednak był tutaj. W porcie. Wjechał na pomost motorem, nie przesadnie przejmując się zakazem. Cromer jako stary rybak zdawał się królem portu, dlatego dobre relacje, jakie miał z nim Ephraim, w niektórych przypadkach popłacały. Jak chociażby w tym konkretnym. Gdy zatrzymał się przy znajomej łodzi, nie dostrzegł od razu starszego mężczyzny, a uważny wzrok spoczął na odwróconej do niego tyłem sylwetki. Sylwetki, którą już teraz poznałby wszędzie. Gwałtowny gorąc zmieszany z następującą po nim falą chłodu przemknął przez męskie ciało, gdy wrócił wspomnieniami do tamtej nocy po ich spotkaniu w Kurandzie. Przeczytał wszak je wszystkie. Wszystkie listy, które od niej dostał i które do tamtej pory pozostawały nieotwarte. Ciepło i serdeczność lejących się z nich słów były niewyobrażalne. I niesamowicie potężne. Wszak prawie czterdziestoletni kapitan zdawał się słyszeć głos i widzieć twarz młodszej Leighton, opowiadającej mu o swoich dniach. Chwalącej się swoimi postępami. Mówiącej o tym, że wkrótce miała mieć swój wernisaż. Dołączam do listu broszurkę. Kawiarnia, do której chodziliśmy, została dziś zamknięta. Nie zdałam egzaminu, ale szykuje się zabawa karnawałowa. W tych listach wciąż żyła tamta Wyatt. Mała, drobna, uśmiechająca się tak, że jej oczy zmieniały się w dwa półksiężyce. I ta sama dziewczyna siedziała kilka metrów dalej. Nieświadoma jeszcze jego obecności.
Odetchnął cicho, po czym przejechał dłonią, wciąż obleczoną w motocyklową rękawiczkę, przez przydługawe włosy. Wkrótce znów musiał je ściąć przed kolejnym rejsem, podobnie jak czekało go pozbycie się z twarzy szorstkiego zarostu. Jednak jeszcze nie. Jeszcze miał chwilę czasu, zanim znów stanie się tym, kim widzieli go inni marynarze. Teraz... Był jeszcze tutaj.
Dlatego też przeszedł na koniec pomostu, gdzie siedziała Leighton, nie sygnalizując jej swojego przybycia. Wiedział, że mogła usłyszeć odgłos pracujących pod jego ciężarem portowych desek, a wkrótce mogła go też dostrzec kątem oka. Nie odzywał się jednak cały ten czas. Zamiast tego minął ją jeszcze o krok, żeby usiąść dwa metry dalej w poprzek pomostu i ułożyć obok siebie przyciemniony kask. Nie patrzył jeszcze na kobietę, a pozwolił, by jego spojrzenie przesunęło się w stronę horyzontu, gdzie — za kilkadziesiąt minut — miało schować się słońce.
- Czasami zapominam, że morze potrafi być tak ciche - odezwał się w końcu, nie wiedząc, ile czasu minęło, odkąd usiadł i patrzył na skrzącą się taflę wody, w której odbijały się tysiące świateł. Jednak to wciąż nie była pora, gdzie ów spektakl był najwyraźniejszy — wszystko stawało się jeszcze bardziej intensywne w ostatnich dwudziestu minutach chowania się pomarańczowo-ognistej kuli słonecznej. Ile zostało? Sądząc po wysokości słońca: zapewne półtora godziny. Może ciut więcej. - Widziałem ją - powiedział nagle, nie odrywając jeszcze wzroku od horyzontu. Dopiero po chwili przeniósł spojrzenie jasnych oczu na kobietę. - Ostatnią drogę Temeraire’a.
Ephraimie. Dzisiaj widziałam obraz, o którym rozmawialiśmy. Był jeszcze piękniejszy, niż mogłam to sobie wyobrazić. Powinieneś przekonać się na własne oczy.
Leighton Wyatt
easter bunny
chubby dumpling
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Choć dzisiaj Leighton nie musiała mierzyć się z gonitwą myśli, to jednak panująca dookoła cisza była przyjemnie kojąca; łaskotała zmysły, otulając je swoją miękkością i dając poczucie złudnego bezpieczeństwa. Nie spodziewała się, że w miejscu pokroju portu mogłoby być tak melancholijnie, ale była to niespodzianka niezwykle przyjemna, z której dobrodziejstwa Wyatt bardzo ochoczo korzystała. Nie miała tu wprawdzie do zrobienia niczego konkretnego, a czas mijał nieubłaganie, ale mimo to jej wcale się nie spieszyło. Po raz pierwszy od dawna miała chwilę - na malowanie, na odpoczynek, na wszystko i nic; to właśnie tej drugiej czynności oddawała się bez reszty, gdy zmęczonym, nieco znużonym spojrzeniem sunęła po talii wody.
Lubiła być blisko niej. Nawet jeżeli w dużej mierze kojarzyła się ona z bezkresnym oceanem, szaleńczymi sztormami i niebezpieczeństwem, które zabierało ludzi i ich skarby w brutalny sposób, nigdy nie oddając tego, za czym tęskniły głupie serca, to jednak wciąż doceniała chwile takie, jak ta dzisiejsza, gdy tafla poruszana była tylko od czasu do czasu mocniejszymi powiewami wiatru, a feeria barw i kształtów odtwarzała swój własny, niepowtarzalny spektakl, którego jedynym - na tym konkretnym pomoście - widzem była właśnie ona.
Raz jeszcze sięgnęła po szkicownik. Nie poświęcała mu jednak nadmiernej uwagi; bardzo luźno trzymany w drugiej dłoni ołówek sunął po miękkiej, czystej kartce w sposób niezależny od niej, trochę na oślep i bez konkretnego celu, wszak żaden z elementów otoczenia nie zainteresował jej na tyle, by uznała go za warty przeniesienia na szkic.
Towarzyszące temu uczucie było bardzo frustrujące. Z jednej strony jak niczego na świecie pragnęła stworzenia czegoś, co zrobiłoby furorę na miarę tej, którą sprowokowała przed kilkoma laty, kiedy jako absolwentka wydziału sztuk pięknych dość niespodziewanie wkradła się na salony, odnajdując swoje miejsce wśród starych wyjadaczy i koneserów sztuki. Nawet jeżeli nie wszystko, co wyszło spod jej pędzla, spotykało się z pozytywną opinią krytyków, to przez tych kilka lat zdążyła zebrać sporą grupę fanów swojej twórczości i przekonać do siebie recenzentów; powiewem świeżości, nowym spojrzeniem na kwestię sztuki w życiu codziennym, kobiecą delikatnością, ale i konkretem w postaci mocniejszych barw czy wyrazistej kreski. Lubiła bawić się formami, próbować nowych rzeczy, eksperymentować z malarstwem samym w sobie. Problem leżał chyba w tym, że tym razem chciała aż za mocno; wiedząc, że czas mijał, że od dawna nie pojawiło się nic nowego, że agent na pewno dobijał się do telefonu, który wrzuciła do szuflady biurka. Towarzyszyło jej naprawdę wiele emocji, a jednak żadna z nich nie była na tyle silna, by popchnęła ją w stronę sztalugi.
W zupełnie innym kierunku pchnął ją za to kolejny moment; kilka sekund, które musiała poświęcić na przeanalizowanie tego, co działo się tu i teraz, tuż obok niej. Siedziała nieopodal krawędzi pomostu, ze swego rodzaju wyrzutem i niezrozumieniem obserwując kolejne ruchy mężczyzny, którego tożsamość - teraz - rozpoznałaby wszędzie. Choć wtedy towarzyszył im zmrok i cała masa negatywnych odczuć - od zaskoczenia przez złość aż do pozornie obojętnego milczenia - to wiedziała, kim był. Nie miała tylko pojęcia, czego mógł chcieć.
Kiedy więc on śledził zmiany zachodzące na horyzoncie, ona starała się rozszyfrować te, które widziała na jego profilu. Panująca dookoła cisza znów stała się ciężka, a powietrze zgęstniało, prowokując Leighton do głębszych, trudniejszych w realizacji wdechów. Nie była pewna, co powinna była myśleć o ich poprzednim spotkaniu i znajomości w dłuższej perspektywie w ogóle. Bardzo pragnęła wierzyć, że to wszystko było bez znaczenia, a on - mimo wyraźnego zaprzeczenia i zapewnienia, że traktował jej wiadomości jako te bardzo dla siebie ważne - naprawdę czerpał frajdę, pokazując zapiski od niej swoim kolegom. Wolała tę wersję; myśl, że był kimś innym, niż założyła, że całe wyobrażenie o jego osobie było głupim błędem młodości, że mężczyzna, za którym przez tak długi czas tęskniła, istniał jedynie jej w głowie, więc nie było absolutnie żadnego powodu do złości czy płaczu.
Bardzo chciała, żeby był gorszy.
Niewarty tego, co wtedy do niego czuła.
Nie wiedziała, dlaczego się przysiadł, jak dużo czasu zamierzał z nią spędzić, czy w jego intencjach było coś, czego powinna była się obawiać i przed czym należało się bronić. Ilość niewiadomych zwyczajnie ją przerażała, tak samo zresztą jak myśl, że mieliby zacząć tak po prostu rozmawiać.
Przeszkadza ci to? – odparła, w końcu odrywając wzrok od jego twarzy. Krótko zlustrowała wzrokiem jego strój, leżący tuż obok kask, ostatecznie jednak znów skupiając się na tym, co działo się w porcie i daleko na wodzie. Niewiedza związana z tym, jak obecnie wyglądało jego życie, nie pozwalała na to, by postawić jakąkolwiek, nawet niekoniecznie odważną tezę, dlatego tym większa była jej ciekawość; czy wciąż wypływał w rejsy, czy bywał w porcie często, czy miłością do morza zaraził swojego syna lubi dzieci - dwa foteliki wciąż nie dawały jej spokoju - w ogóle. To kłóciło się z pragnieniem zachowania obojętności, ale w tej sytuacji nic nie było oczywiste, a pustka w głowie dość gwałtownie wypełniła się nadmiarem myśli, pomysłów, scenariuszów.
Nie zrozumiała go w pierwszej chwili, dlatego znów poświęciła mu jedno ze swoich spojrzeń; przenikliwe, zaciekawione, nieco zdezorientowane tak niespodziewanym wyznaniem. Dopiero tytuł obrazu sprawił, że serce zacisnęło się w sposób podobny do momentu, w którym wtedy, na tamtej drodze, zorientowała się, że jej wybawca był kimś, o kim nie zapomniała n i g d y.
Wiedziałam, że ci się spodoba. – Było to z jej strony dość krnąbrne zachowanie, zwłaszcza że przez tak wiele lat i tak wysublimowany gust mężczyzny mógł ulec zmianie, ale był to jeden z tych aspektów, o których była całkowicie przekonana. Pamiętała - a jakże - ich liczne rozmowy o sztuce; zwłaszcza tej bezpośrednio związanej z morzem, które było nieodłączną częścią jego życia i której ona, w jakimś stopniu na pewno za jego sprawą, także zaczęła poświęcać więcej czasu i uwagi. I choć w wielu sprawach była go cholernie niepewna, tak w tej jednej postawiłaby na szali wszystko, nawet jeżeli określenie podoba ci się było dość ogólnikowe i nie mogło w pełni oddać zachwytu, jaki względem obrazu żywiła ona. – W końcu uznano go za najwspanialszy obraz w Wielkiej Brytanii. – Nie byłaby sobą, gdyby zrezygnowała z drobnego pstryczka; gdyby nie zmieniła toru rozmowy na nieco bardziej trywialny, chcąc w ten sposób pokazać, że nie zależało jej ani na tym, by faktycznie ten obraz zobaczył, by podzielił jej zachwyt i by opowiedział jej o swoich odczuciach. Że nie zależało jej - już nie - na tym, że obraz miał w sobie coś, co pasowało nie tylko do Ephraima, ale również był czymś, co łączyło ich.
Pisałam ci o nim dawno temu – zauważyła po krótkiej pauzie, zerkając na mężczyznę kątem oka. Gest i słowa pozostawały niewinne, ale ukryty między nimi przekaz niemal krzyczał w gorącej prośbie o to, by zdradził, czy z zawartością tamtych kopert zapoznawał się na bieżąco, celowo pozostawiając je bez odpowiedzi, czy zrobił to stosunkowo niedawno, pod wpływem chwili i uczuć towarzyszących mu po ich spotkaniu tamtej nocy.

Ephraim Burnett
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Nigdy nie miał czasu, żeby sprawdzić, czy miał jakikolwiek dar artystyczny. Jako dziecko oczywiście rysował w ten specyficzny sposób, który dostrzegał także teraz w dziełach Jonathana czy Liberty, jednak dość szybko zarzucił cokolwiek więcej. Cokolwiek ponad marynarkę wojenną. Bo to nie było jedynie żeglarstwo — to było coś więcej. Coś ponad. Żegluga wydawała się przyjemnością, błahostką w porównaniu do ciężaru pracy i obowiązków, jakie pojawiały się w szeregach RAN-u. I chociaż niektóre z działań nakładały się, różnice wciąż pozostawały. Wciąż, gdy jedni nosili stroje, drudzy mieli mundury. I chociaż wielu przyłączało się do marynarki z zupełnie innych od Ephraima pobudek, koniec końców stawali przed tymi samymi wyzwaniami. Niektórzy wciąż znajdowali także czas na swoje hobby, chociaż Burnett zawsze patrzył w zupełnie odmiennym kierunki. Jako młody oficer nie znajdywał zbyt wiele czasu na przyjemności — obserwował lepszych od siebie, budując umiejętność samodzielnego myślenia, ustalania priorytetów, podejmowania najtrudniejszych decyzji. Chciał wiedzieć, co wiązało się z byciem dowódcą, jak należało odpowiednio nawigować i operować nie tylko statkiem, lecz także załogą. Nigdy jednak nie widział siebie w tej najważniejszej roli — chciał posiąść jak najwięcej umiejętności, by jak najlepiej przysłużyć się swojej jednostce, dlatego, gdy inni spędzali czas w portowych barach, on studiował mapy, chodził na strzelnicę, uczył się od inżynierów, logistyków oraz zespołów powietrznych. Chciał mieć cały przegląd każdej ze struktur, jakie istniały w marynarce wojennej. Wymagał od siebie wiele, dlatego wśród swoich współtowarzyszy uchodził za tego nadambitnego. Tego, który wśród rekrutów mógł być kimś, kto chciał zaimponować swojemu przełożonemu, lecz im dalej szedł i im dłużej go znali, tym wiedzieli, że Ephraim nie robił tego dla nikogo więcej, jak właśnie dla nich. Dla swoich towarzyszy. To w końcu od ich wyszkolenia oraz umiejętności zależała ich przyszłość — rzuceni w wir niespodziewanych doświadczeń mieli tylko siebie. Mogli polegać jedynie na sobie nawzajem…
Dlatego pojawiając się na manewrach treningowych we Włoszech, nie miał innego niż zwykle celu. Tym bardziej nie planował także związku. Od zawsze chciał patrzeć jedynie tam, gdzie prowadziło go Royal Australian Navy. Pewnego rodzaju zakotwiczenie w postaci wymienianych z Leighton listów było czymś nowym. Nie tylko zresztą dla niego. Puszczał mimo uszu komentarze współtowarzyszy o dziewczynie z Włoch i fakcie, że powinien coś z tym zrobić, gdy zajdzie okazja. W końcu jedną już sromotnie zaprzepaściłeś. Możesz mu gadać, ile chcesz. To nie zadziała. On zresztą taki już jest. Pierdolony patriota. W śmiechach i docinkach nigdy nie widział niczego złego, szczególnieszczególnie że bez względu na to, co mówili, trzymali się razem. Nawet jeśli część była typowymi marynarzami z opowieści — lubili dobrą zabawę i piękne kobiety. Była jeszcze grupa tych, którzy wpisywali się w zupełnie inny schemat — żonatych, zaręczonych, ojców, samotnych, czekających na tę jedyną. Tych, którzy widzieli coś więcej. Tych, na których czekały w jednym z portów wyjątkowe osoby. I może reszta jego załogi miała rację — że zmarnował szansę. Mimo wszystko Ephraim nigdy nie uważał, że zmarnował ją lub przegapił coś na lądzie. Zrobił to już później.
Pamiętał ich ostatni wieczór. Wokół nieprzerwanie słyszał padające z gardeł kolegów ckliwe jutro wypływam, które tak silnie łapało kobiety za serca, a u Burnetta unosiło delikatnie kącik ust. Niektórzy wszak byli w tym mistrzami i chociaż faktycznie takie wyznanie nie było lekkie, większość marynarzy chciała skorzystać z okazji, zanim znów mieli znaleźć się na wodzie. Młode studentki dawały się nabrać i było w tym zarówno coś niewinnie naiwnego, jak i przerażającego. Idąc jednak pod odpowiedni akademik i dzwoniąc z recepcji, nie tego chciał od Leighton. Nie dlatego, że nie uważał jej za atrakcyjnej, ale właśnie z powodu, że tak było. W jej roześmianych oczach widział radość, której brakowało mu samemu i w młodości widział rzeczywistość, której nigdy nie doświadczył. Było w tym wszystkim coś hipnotyzującego i kuszącego, jednak dwa miesiące nie były okresem, w którym Ephraim czuł się pewnie. Wolał poznawać, aniżeli odrzeć ją brutalnie z zasłony. Obserwować, cieszyć się tymi chwilami, które miały się nie powtórzyć. Gdy jeszcze wymieniali się listami, zastanawiał się, jak miało to wyglądać przy kolejnym stanięciu twarzą w twarz. Nie obiecywali sobie żadnego przyszłego spotkania, chociaż wydawało się to niejako oczywiste, że tego właśnie by chcieli. Ona i on.
Pamiętał, że później kilkukrotnie pojawiała się w nim ochota złapania za długopis i spisania do niej listu. Wyjaśnienia dlaczego w próbie najbardziej poddańczej. W próbie odzyskania kontaktu oraz zaufania. Zawsze jednak wracały wspomnienia tamtych, afgańskich dni, a on poświęcał się swoim zadaniom z jeszcze większą mocą, starając się przez resztę dnia wyrzucić myśli związane z jej osobą. Działało. Znów miał przed sobą jeden cel, a siła oraz intensywność, z jaką przemieszczał się na wodzie i lądzie, nie pozwalały mu odetchnąć. Dni spędzone we Włoszech zdawały się dawno wyśnionym snem, z którego wybudzono go chluśnięciem w twarz i przelewającą się za kołnierz wodą.
Przeszkadza ci to?
- Czasami - przyznał, nie kryjąc się z prawdą. - Czasami mnie to przeraża - dodał ciszej, lekko mrużąc oczy. Niekiedy cisza nie wiązała się ze spokojem. Często zwiastowała nadejście czegoś złego. Woda pod swoją taflą kryła wiele, a łodzie podwodne stanowiły zagrożenie takie samo, jak pociski wystrzelone z lądu i nawet najbardziej zaawansowana, prewencyjna technologia bywała zawodna.
Wiedziałam, że ci się spodoba.
…najwspanialszy obraz w Wielkiej Brytanii.
 Pisałam ci o nim dawno temu.

Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, jednak nie było w tym niczego negatywnego. Zasłużył na zgryźliwość, chociaż nie po to w ogóle do niej podszedł. Nie po to, by wybuchła między nimi kolejna sprzeczka. - Przypomina mi o pewnym wydarzeniu - wyjaśnił, przenosząc w końcu spojrzenie na kobietę, by wyłapać jej znajome oczy. Nie trwało jednak długo, zanim nie wrócił wzrokiem do wody. Oparł też głowę o belki, do których przylegały jego plecy i odetchnął. W końcu podjął tę decyzję spontanicznie, ale wiedział, że była to dobra decyzja. Szczególnie że zastanawiał się nad tym, już ostatnim razem... Po raz ostatni przejechał dłonią przez włosy i po prostu zaczął mówić. - To było sześć miesięcy po naszym spotkaniu, dwudziestego trzeciego września. Lecieliśmy na dwa helikoptery nad Hindu Kūh w Afganistanie. Jeden zrzucał wabiki, które miały zmylić talibów, drugi zrzucił nas — sześcioosobowy zespół rozpoznawczy i obserwacyjny. Byliśmy może półtorej mili od celu i wszystko zdawało się iść dobrze, jednak nasz punkt został odkryty przez lokalnych pasterzy. Puściliśmy ich, bo byli cywilami, ale nie mogliśmy ryzykować. Dlatego wycofaliśmy się na pozycję awaryjną. I tak jak się obawialiśmy, w ciągu godziny zaatakowali nas talibowie. Zmusili nas do zejścia do wąwozu, gdzie czterech z nas sześciu zginęło. Sam straciłem przytomność i gdyby nie miejscowi Pasztuni, w moim stanie, bez pomocy, prawdopodobnie zostałbym zabity lub schwytany przez talibów. - Urwał na chwilę, widząc przed oczami tamtego górala. Jego pomarszczoną, suchą i ciemną niczym wysuszona pomarańcza twarz. Gulab. Mógł go wydać, a jednak tego nie zrobił. Uśmiechnął się blado i kontynuował:
- Jako że nie było z nami kontaktu, operacja natychmiast przeniosła się na misję ratunkową. Znaleźli mnie i naszego dowódcę. Dwa dni później odnaleźli ciała reszty z nas.
Serce uderzyło silniej w jego klatce piersiowej i Ephraim zdał sobie sprawę, że biło mocniej już od jakiegoś czasu. Palce jego dłoni zbiły się instynktownie w pięści i musiał siłą umysłu rozluźnić mięśnie.
- Nie pisałem po tym dniu.
Spojrzał na Leighton i uśmiechnął się nikło, by spuścić wzrok na niewidzialny punkt pomostu. Może powinien był napisać. Po przeczytaniu tamtych wiadomości był pewien, że powinien był. Kartka osiadała na kartce i chociaż treści toczone w listach nie były niczym, co można by uznać za przełomowe, sama ich ilość, sama rzetelność mówiły za siebie. Że nie było to bez znaczenia. Skoro pisała nawet wtedy, gdy on nie miał do zaoferowania nic w zamian. Wiedział. Zawsze o tym wiedział. I czy nie było to dziwne, że nawet po tylu latach prawda miała szansę wypłynąć na wierzch? Tylko oni byli w innych miejscach niż kiedyś. Ale na pewno zbudowani między innymi na wspólnych wspomnieniach.
Leighton Wyatt
easter bunny
chubby dumpling
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaskoczenie.
To głównie ono odmalowało się na kobiecej twarzy, gdy spomiędzy męskich warg padło wyznanie, którego nie spodziewała się usłyszeć. Wspomnieniami raz jeszcze powróciła do czasów, kiedy spędzali ze sobą każdą wolną chwilę; przed jej zajęciami, w przerwie od nich, wieczorami, gdy nauka w danym dniu była już skończona. Ephraim nigdy nie mówił wiele, dużo częściej pozwalając na to, by to ona wykorzystywała słowa do dzielenia się swoimi przemyśleniami, marzeniami, planami. Nigdy nie przeszkadzało jej to, jak niewiele o nim wiedziała, nawet jeżeli z perspektywy czasu wolałaby te braki nadrobić. Być może ta właśnie wiedza pozwoliłaby uniknąć rozczarowania, zauważyć, że liczyły się dla nich sprawy skrajnie od siebie różne, że - mimo spoglądania sobie głęboko w oczy - na co dzień patrzyli w zupełnie odmiennych kierunkach.
Cisza przed burzą? – zasugerowała, spoglądając na niego kątem oka. Przez te wszystkie lata dotychczasowego życia również Leighton zdążyła nauczyć się, że nic nie było elementem trwałym na tyle, by móc być go w stu procentach pewnym. Zmieniało się otoczenie, ludzie, oni sami. Panujący dookoła spokój i namiastka odczuwanego szczęścia mogły być zaledwie ulotnym momentem, który wymykał się z rąk pod wpływem chwilowego braku ostrożności.
Kiedy była młodsza, wydawało się jej, że mogła w s z y s t k o; że nie istniały rzeczy niemożliwe, że ograniczenia były jedynie słabością charakteru, nad którym należało pracować. Właśnie dlatego zawsze starała się mierzyć wysoko i sięgać jeszcze wyżej - zarówno w życiu zawodowym, jak i tym prywatnym.

You calm the storms and you give me rest
You hold me in your hands
You won't let me fall


Wtedy nie miała pojęcia, czy mogła liczyć na jego pełne wsparcie, ale ilekroć w ciągu tych kilku tygodni działo się coś złego, on był przy niej. Nie poszukiwał rozwiązań w gorączkowy sposób, nie próbował karmić jej pustymi frazesami, nie dawał złudnej nadziei na rychłą poprawę, ale był. Czasami tylko, czasami aż. Pojawiał się w progu jej drzwi i samym spojrzeniem był w stanie zagwarantować, że przecież mogła więcej, że jutro też miał być dzień, że ponownie miało wzejść słońce, a sztorm na morzu miał stać się zaledwie wspomnieniem. Potrafił ją uspokoić, dać poczucie komfortu, obudzić w niej coś, co pozwalało być po prostu sobą. Kiedy więc zniknął, czuła się tak, jak gdyby część swojej osoby bezpowrotnie utraciła, co wszystkie koleżanki mniej lub bardziej świadomie pogłębiały licznymi opowieściami o tym, jak wraz z chłopakami spędziły ostatni dzień, co ich ukochani pisali w wiadomościach, kiedy znów mieli się zobaczyć. Ona nie wiedziała absolutnie niczego, ale w swojej wyobraźni zdążyła stworzyć wiele scenariuszów, z których żaden nie zdołał się ziścić.

And how can I stand here with you
And not be moved by you
Would you tell me how could it be any better than this?


Czy tamta noc zgadzała się z jej wyobrażeniami? Nie.
Czy dzisiejsze spotkanie było bliskie temu, co stworzyła w swojej głowie? Nie.
Czy żałowała? Nie.

Ephraim – zaczęła niepewnie, pragnąc mu przerwać. Nie oczekiwała (akurat) wyjaśnień. Na te było przecież o kilka lat za późno, a on swoją ostatnią szansę stracił tamtej nocy, gdy na skrzyżowaniu dróg nieopodal wjazdu do Lorne Bay postanowił w milczeniu usiąść za kierownicą i w ponurej atmosferze dowieźć ją aż do jednej z dzielnic w centrum miasta. Wtedy bardzo chciała, by ją zatrzymał, by wyznał, że pewne rzeczy były niezależne od niego, by dał jej do zrozumienia, że żałował jedynie utraconego czasu, który teraz jakimś cudem mogliby nadrobić. Przez kilka ulotnych sekund nie liczyło się nic; że miał dziecko, psa, prawdopodobnie ułożone życie. Przez krótką chwilę znaczenie miało tylko to, że znów był obok.
Teraz zaś, gdy mówił o wydarzeniach z przeszłości - tych, które go ukształtowały i tych samych, które niejako stały się powodem pewnych decyzji - kobiece serce raz jeszcze zacisnęło się niemal boleśnie. Leighton, siedzącej na coraz chłodniejszych deskach pomostu, docisnęła plecy do znajdującej się tuż za nią belki; jak gdyby w nadziei, że mogłaby się z nią stopić i zniknąć tak szybko, jak z jej spojrzenia zniknęły pretensje i złość. W teorii mogła przecież domyślić się, że chodziło o coś więcej niż tylko zerwanie znajomości. W praktyce była zbyt zdezorientowana, by wziąć pod uwagę możliwości inne niż ta, w której była zabawką w jego dłoniach; krótkim przystankiem i rozrywką przed kolejną wyprawą.
Westchnęła ciężko, pozwalając sobie na kilka intensywniejszych mrugnięć powiekami. Chcąc w ten sposób pozbyć się zbierających się w oczach łez, raz jeszcze skupiła spojrzenie na punkcie oddalonym od nich tak bardzo, że niemal niewyraźnym. To wciąż jednak było wygodniejsze niż doprowadzenie do spotkania ich oczu. W te nie potrafiła mu spojrzeć.
Czekałam na ciebie – wyznała niespodziewanie, nawet jeśli była to oczywistość, której obydwoje byli świadomi. – Gdybym tylko wiedziała... – zaczęła, urywając szybciej, niż była w stanie ułożyć myśli w logiczną całość. Nie istniało żadne wytłumaczenie; żaden argument przemawiający za tym, że jej złość była uzasadniona. Nie w momencie, w którym on mierzył się z najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem, jakim była ludzka brutalność i muskająca kark zimnym oddechem śmierć.
Nie chciałeś, żebym czekała? Czy nie chciałeś, żebym cierpiała, gdybyś... – Milczenie było dosadniejsze niż jakiekolwiek słowa. I choć powody jego zachowań nie miały teraz żadnego znaczenia, zwłaszcza jeśli mimo to zaryzykował i stworzył z kimś rodzinę, to jednak dla Leighton było to ważne; wiedzieć, że urywając kontakt, nie postąpił samolubnie, a nawet więcej - że była to najmniej egoistyczna rzecz, jaką zrobił w życiu.


Ephraim Burnett
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Nie pamiętał, ile razy w swoim życiu starał się wmawiać sobie, aby nie żałować raz podjętych decyzji. Aby nie wracać do czegoś, czego nie można było i tak zmienić. Na co nie miało się wpływu. Przeszłość należała do przeszłości i nie można było w żaden sposób na nią wpłynąć, a można było jedynie być obecnym w chwili aktualnej oraz patrzeć w przyszłość. Jako wschodząca gwiazda australijskiej marynarki wojennej Ephraim dość wcześnie musiał zetrzeć się z odpowiedzialnością, gdzie jedno jego słowo wpływało na życie setek służących pod nim ludzi i epatowało ciągiem na wiele więcej. W końcu jedno wiązało się z liczbą załogi, ale za każdym marynarzem stała jego rodzina, a każda inicjatywa podejmowana na terenach zamieszkiwanych przez inne narody wiązała także i ich. I już nagle odpowiedzialność niesiona na barkach jednego człowieka rozrastała się z setek na tysiące. Jako oficer sztabowy przez dwa lata obserwował poruszające się na mapie okręty i podejmował z radą decyzje, ale będąc na morzu, odpowiadał sam za siebie. Oczywiście — wciąż podlegał komodorowi, lecz komodora nie było na jednym statku; zajmował się flotą. Za Adelaide wciąż odpowiadał jej kapitan. Znał ją zresztą najlepiej, mimo że wkrótce miały minąć dopiero dwa lata od pełnienia tej funkcji. Australijska duma. Okręt ukazujący czym potrafiła być Australia z wielokrotnie odznaczanym admiralskim synem jako oficerem dowodzącym. Powierzali mu ogromne zaszczyty, lecz wymagali jeszcze więcej.
Czemu więc ta odpowiedzialność zdawała się być porównywalna ciężarem, co do decyzji, które podejmował w domu? Co do działań, jakie kierował ku swojej rodzinie? Jak te kierujące życiem setek ludzi leżały na równi z tymi wiążącymi się z jego najbliższymi? Czy nie był uczony wytrwałości? Niezawodności? Czy nie wkładano siły w zajęcia strategii, analizy oraz planowania? Czy nie wzmacniano jego ciała kuriozalnym wysiłkiem fizycznym, żeby stał się nie do pokonania w każdym możliwym aspekcie? Dlaczego nie mógł więc tego doświadczenia przełożyć na konflikt rodzinny? Dlaczego jego umysł rozpadał się? Poddawał? Błądził? Przecież wiedział, czego chciał, a jednak osiągnięcie tego zdawało się być praktycznie niemożliwe. Szczególnie że nie walczył z kimś, kogo nie znał — po drugiej stronie widział twarz Pam i słyszał jej słowa wypowiedziane wtedy na plaży. Owszem, zdawało się, że chcieli ratować swoje małżeństwo, ale Ephraim nie był pewien, czy to naprawdę było w jakimkolwiek stopniu możliwe. Bo w końcu to, co mieli, nie wystarczyło — ani wtedy, gdy się pobierali, ani także te kilkanaście miesięcy temu. Do tego ta świadomość… Świadomość, że…
Dlaczego to zrobiłaś, Pam?
Myślałam, że już nie wrócisz... dasz się ponieść falom.

A więc tym był w jej oczach. Kimś, na kim nie można było polegać. Kimś, kto mógł odpłynąć każdego dnia i porzucić rodzinę, którą budował latami. Kimś, kto przy poważniejszych kłopotach, odchodził. Kimś, do kogo nie warto było się przyzwyczajać. Kimś, kogo mogła zastąpić dawnym kochankiem. Kimś, na kogo nie warto było czekać.
Czekałam na ciebie…
Niebieskie tęczówki odszukały jasnej twarzy okolonej ciemnymi włosami. Wpatrującej się gdzieś ponad to wszystko, na siłę walczącej z tym, aby nie dopuścić do siebie łez. Światło słońca uwydatniało smutek rysujący się w oczach Leighton i zapewne w jego własnych również. Bo chociaż wiążąca ich znajomość miała miejsce wiele lata wstecz, ciągle niosła w sobie nie tylko echo emocji, lecz także i je same.
Nie chciałeś, żebym czekała?
Niewidzialny ciężar osiadł na jego klatce piersiowej, powodując trudności w złapaniu zwykłego oddechu. Czy ich listy nie były odpowiedzią na to pytanie? Wymieniane żywo przez sześć miesięcy, niekiedy z większą, inne z mniejszą częstotliwością? Wtedy czekał na każdy z nich. I chociaż nie był wylewny ani w spotkaniach z nią, ani w listach zawsze chciał być zaangażowany w to, co działo się wokół niej. Nie przeszkadzały mu więc trywialne sytuacje, które mu opisywała, bo właśnie tego potrzebował. W jego wiadomościach przebijała się zupełnie inna rzeczywistość. Dopłynęliśmy do Angoli. Nigdy nie widziałem piękniejszych drzew niż baobaby na Madagaskarze. Ludzie w Mogadiszu boją się kolejnego zamachu. Tylko to wszystko było zanim.
- Byłaś młoda. - Ile miała wtedy lat? Osiemnaście? Dziewiętnaście? Wciąż znajdowała się na początku swojej drogi - Powinnaś mieć normalne życie. A ja… - Sięgnął dłonią do rozpalonego karku, by rozmasować spięcie, które się tam odezwało. A może był to jedynie pusty gest? Gest nieradzenia sobie z tym, co się właśnie działo lub właściwie z tym, z czego zdawał sobie sprawę. - Nawet nie wiem, ilu ludzi tam zabiłem. I chociaż wiem, co robię, to niczego nie zmienia. - Nie zmieniało, że wydawał rozkazy i że je wykonywał. I że miał je wydawać oraz wykonywać dalej. Że rzeczywistość na lądzie zawsze już miała być odmienna od tej, w której żył on. I może właśnie to był największy błąd, jaki popełnił — to, że sądził, że był w stanie żyć normalnie. A koniec końców nie nadawał się na ojca. Męża. I to nie problemem były sytuacje wokół niego, lecz on sam stanowił przeszkodę dla innych. Gdyby nie nawiązał relacji z Leighton, nigdy nie poczułaby jego braku. Gdyby nie wszedł w związek z Pamelą, ta nigdy nie musiałaby go zdradzać. I może właśnie o to w tym wszystkim chodziło. O to, że po prostu nie pasował do ich świata i nigdy nie miał.
Leighton Wyatt
easter bunny
chubby dumpling
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uzyskiwane w toku rozmowy - ze szczątkową ilością słów, ale jednak dialogu - informacje były swego rodzaju odpowiedziami, ale wcale nie zaspokajały kobiecej ciekawości. Paradoksalnie prowokowały Leighton do tworzenia w głowie kolejnych pytań. Chciała wiedzieć coraz więcej. Potrzebowała wiedzieć wszystko, nawet jeżeli było to pojęcie niezwykle szerokie i możliwe do różnorakiego zinterpretowania.
Jednocześnie ze wszystkich sił próbowała zachować wstrzemięźliwość względem bombardowania go pytaniami - jak, kiedy, dlaczego. Ciekawość zżerała ją od środka, kotłujące się w sercu uczucia popychały w kierunku, w którym wcale nie chciała zmierzać, a zdrowy rozsądek walczył z tęsknotą za czymś, co przecież nigdy nie należało do niej.
To nie było łatwe.
To nie ma nic do rzeczy – zaprotestowała prawdopodobnie zbyt gwałtownie, czując narastającą złość związaną z użyciem przez niego akurat tego argumentu. Istniała cała lista powodów, dla których mógł się zachować w ten sposób, ale Leighton nie wierzyła, że chodziło akurat o to. Nawet jeżeli wtedy pozostawała młodą, niedoświadczoną przez życie i ludzi dziewczyną, to jednak nie było to równoznaczne z brakiem gotowości na pewne uczucia i poświęcenia. Przecież czekała. Długo, cierpliwie, z nadzieją na to, że któregoś dnia znów miałaby zobaczyć go między grubymi murami swojej uczelni; uśmiechniętego, milczącego, ale obecnego. Pisała o tym w każdym liście, przekazywała to w każdym zdaniu, umieszczała te emocje między poszczególnymi linijkami, wierząc, że był w stanie dostrzec nie tylko to, co dosłownie padało, ale również to, co ubierała w piękniejsze słowa, przenośnie i sugestie. – Czekałam na ciebie! – powtórzyła ponownie, tym razem dużo ostrzej i donośniej, niż w ogóle zamierzała. Miała wrażenie, że ta informacja zupełnie się dla niego nie liczyła; że byłą tylko jedną z wielu wiadomości, jakie otrzymywał wtedy na piśmie, i jakie podarowała mu od dnia powrotu do Lorne Bay.
Nie miałeś prawa podejmować takiej decyzji za mnie – dodała po krótkiej pauzie; dopiero w momencie, w którym uspokoiła swój oddech i rozkołatane nerwy, choć te wciąż znajdowały się na pograniczu irytacji i pragnienia wymazania z pamięci tamtych wydarzeń w celu rozpoczęcia od nowa.
Czy byłaby w stanie?
Minęło przecież tyle lat. Była wolnym duchem. Artystką, której nie ograniczało absolutnie nic - jedyna własna wyobraźnia i inwencja twórcza. Mogła latać niczym ptak, szybując od jednego miejsca do drugiego, pozostawiając po sobie trwały ślad lub jedynie ulotne wspomnienie. Nie miała męża, dzieci, nawet zwierzęcia. Mogła wszystko, nie musiała niczego. On z kolei zdawał się być na zupełnie przeciwnym biegunie; z psem, dziećmi, życiem, do którego zobowiązał się w chwili zupełnie dla Leighton nieznanej.
Normalne życie – powtórzyła za nim, z trudem powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem. Żadne z nich nie było normalne - o ile taki stan w ogóle istniał. Jego dręczyły demony przeszłości, to, co zdążył zrobić i co dopiero miało nadejść, gdyby zdecydował się ponownie wypłynąć na szerokie morze. Ona balansowała na granicy największej pasji i emocjonalnego dołu, nie mając pojęcia, czy kolejny obraz byłby tak dobry jak poprzedni i czy aktualne uznanie wielkiego świata malarstwo było elementem, który mogłaby zatrzymać przy sobie. – A teraz? Jakie jest twoje życie? Ze zwierzątkiem, synem, matką twojego dziecka, w uroczym miasteczku na końcu świata? – mruknęła, celowo decydując się na wbicie tej konkretnej szpilki. Nie wiedziała wprawdzie, jakie relacje łączyły go ze wspomnianą kobietą i czy ta w ogóle wciąż była obecna w jego codzienności oraz czy wspomniana przez niego pociecha i znajdujące się na tylnym siedzeniu samochodu foteliki miały inną genezę, ale dla Wyatt nie miało to znaczenia w chwili, w której to jego życie wydawało się dużo bardziej normalne.

Ephraim Burnett
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
To było tak naprawdę nieodgadnione — czy powinni byli w ogóle rozmawiać w ten sposób, skoro minęło tak wiele lat od ich ostatniej interakcji, a oni sami w międzyczasie nazbierali zupełnie inne doświadczenia? Czy mogli w tym momencie rozsądzać nad tym, co przeminęło? Czy wszak można było powiedzieć, że w ogóle byli tymi samymi ludźmi? Czy Ephraim mógł odpowiadać w sposób prawdziwy, szczery z samym sobą na padające ze strony Leighton pytania? W końcu nie posiadał już mentalności tamtego siebie. Aktualnie poza zdarzeniami z przeszłości tworzyły go również zebrane, aktualne role, jak chociażby te związane z rodzicielstwem, czy odpowiedzialnością za statek oraz załogę. W czasie gdy zapoznawał się z Leighton we Włoszech, nie był ani jednym, ani drugim. Nie był ojcem ani kapitanem. Młody, niedoświadczony na żadnym z tychże pól. Podejmował więc inne decyzje, niż te, które teraźniejszy Ephraim mógłby podjąć. I to nie tak, że drastycznie się przy tym różnili — nie można było jednak nie dostrzegać różnicy w młodym, jak i dojrzałym mężczyźnie. Gdzie widniała granica? Czy był tym samym człowiekiem, co wówczas? Prócz wspomnień był wszak zupełnie odmienny. Każda komórka w jego ciele zdążyła obumrzeć i zostać zastąpiona nową. Ciało zmieniało się tak jak i umysł. Był jednak nim, mężczyzną ze wspomnień Leighton równocześnie nim nie będąc. Nie zwalniało go to mimo wszystko z odpowiedzialności i wcale nie zamierzał szukać drogi ucieczki.
Czekałam na ciebie!
- A ty sądzisz, że nie chciałem wracać? - Przymrużone oczy skierowały się na krótki moment w kierunku wyraźnie poruszonej kobiety, jakby szukały tam odpowiedzi. Ephraim był nieco zirytowany jej podniesieniem głosu, ale wciąż sam pozostawał bardziej opanowany. To było trudniejsze, niż sądził — rozmowa o tym, słuchanie jej słów. Myślała, że tylko jej było ciężko? Że zrobił to z uśmiechem na ustach, zapominając o niej z dnia na dzień? Że nie czuł się winny? To nie była łatwa decyzja. - Ale zrobiłem to - powiedział jedynie, wcale nie chcąc temu zaprzeczać. Nieważne, jak bardzo chciałby zmienić tamtą rzeczywistość — w napisaniu chociażby wiadomości — nie był w stanie tego zrobić. Oczywiście — Ephraim wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że teraźniejszość mogła mieć wpływ na przeszłość, ale nie w takim stopniu. Nie mógł wymazać z pamięci Leighton własnej osoby czy zmusić ją, aby poddała się i zaczęła całkowicie od nowa. To stanowiło esencję bycia człowiekiem — niesienie na swoich barkach rzeczywistości oraz własnych błędów. Świadomości tego, kim się było. - Jedyne, do czego byłem zdolny to wiara w to, że nie miałem żałować swojej decyzji. Nikt jednak nie zna przyszłości. - Nikt także nie wiedział, jak podobna decyzja miała się potoczyć. I jaki dać wynik. On mógł wierzyć, że to, co robił, było słuszne. Chciał wierzyć w to, że miała pozwolić sobie na zachwyt kimś nowym. Posiadała także sztukę, która była jej niemałą pasją, a to, co wiedział o niej później oraz o obrazach, które kupował, radziła sobie naprawdę wyśmienicie. I ufał... Wierzył w to, że była taka w każdej innej strefie swojego życia. Niepowstrzymana.
I Burnett może powiedziałby coś jeszcze, ale dalsze słowa kobiety sprawiły, że całego jego ciało wyraźnie się spięło. Nie podobało mu się to, co słyszał. I nie dlatego, że jak dotąd padały pełne przyjemnej naleciałości słowa. Nie. Wręcz przeciwnie. I znosił to. Nie zamierzał jednak zgadzać się na plątanie do relacji między nimi innych. A na pewno nie swoich bliskich. Nie miała prawa go osądzać tak, jak i on nie zamierzał osądzać jej postępowania, ale zdecydowanie nie zamierzał przez to pozwalać jej na podobne wyrzuty. Mogła czuć się zraniona, mogła mieć do niego pretensje, ale wyrzucając mu jego własną rodzinę, szantażując go w ten sposób, musiała spotkać się z porażką. Jeśli chciała tak postępować, on nie miał już nic więcej do powiedzenia.
Ephraim podniósł się więc z pomostu, a wstając, złapał jeszcze — jak do tej pory — leżący obok niego kask. Przez chwilę wpatrywał się w czerń materiału, jakby zastanawiał się nad tym wszystkim, co zaszło. Jakby analizował to, co było i to, co mogło jeszcze nadejść. W końcu jednak otrząsnął się, biorąc wdech i prostując ramiona.
- Owocnej pracy. - Jego spojrzenie trafiło na puste kartki szkicowanego trzymanego na kobiecych kolanach. Nie trwało to długo, bo zaraz też minął Leighton i spróbował dostrzec Cromera — czy nie czaił się gdzieś przy swojej łodzi. Najwyżej kapitan miał wrócić szybciej do domu, bo nie zamierzał zostawać dłużej tam, gdzie nie czekała go praca. Z głową pełną myśli najchętniej wsiadłby na motor i jechał tak daleko, aż nastanie świt.
Leighton Wyatt
|zt x2
easter bunny
chubby dumpling
ODPOWIEDZ