Szkutnik/sternik — Winfield craft
23 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
There once was a ship that put to sea
The name of the ship was the Billy of Tea
Gra numer jeden

Pamięć go zawodziła bo nie był sobie w stanie przypomnieć kiedy ostatni raz wypływał na otwarte morze. Czy to nie było wtedy kiedy jego głupi młodszy brat postanowił wypaść za burtę chcąc pokazać, że nawet na łódce utrzyma równowagę i stanie na rękach? Nie chyba nie, a może...
W każdym razie Levi długo rozmyślał jak chce spędzić czas z Maddie. Przede wszystkim miały to być prawdziwe pogaduchy dlatego nie mogło zabraknąć alkoholu. Początkowo chciał wziąć rum, ponieważ jest to jego ulubiony trunek (nie ma co się dziwić jeśli lubi piratów!), ale o ile dobrze pamiętał to dziewczyna wolała wino, dlatego za radą młodszej siostry wybrał butelkę o słodkim smaku, choć rum oczywiście też schował (proszę go nie winić!). Zamówił również dwa kubełki z nuggetsami i pizze co by nie pili o pustym żołądku. Całość frykasów piknikowo-łodziowych domykały chrupki, czekolady, cukierki i żelki - wszystko to czego dusza zapragnie.
Sprawdził jeszcze czy ma pełen bak, bo lepiej żeby nie utknęli na środku morza bez możliwości powrotu. Już tak kiedyś zrobił i nie chciał powtarzać tego horroru. Oj wtedy wystraszył się nie na żarty, bo nie dość że wysiadło wszystko na łodzi to telefon nie miał zasięgu. Na całe szczęście rodzice zrozumieli że syn za długo nie wraca więc wysłano po niego akcje ratunkową. Najadł się wstydu… dlatego od tamtej pory po pare razy sprawdza czy aby na pewno wszystko się zgadza. Odłożył koszyk z jedzeniem, piciem i procentami, po czym upewnił się że ma kamizelki ratunkowe - gdy to już zrobił przysiadł na pomoście czekając na Maddie. Zrobił zdjęcie i wysłał kumpeli aby wiedziała mniej więcej w jakim miejscu zacumował. Pogoda jak na razie nie była aż taka zła, dlatego liczył iż uda im się załapać na zachód słońca - a te potrafią być naprawdę piękne, zwłaszcza gdy przed Tobą bezmiar przestrzeni i cisza.
Poprawił zegarek na ręce, podrapał się po głowie i zaczął przeglądać telefon - tak dla zabicia czasu. Na szczęście nie musiał tego długo robić bo zauważył Flemming na horyzoncie. Od razu na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Nie ma co, stęsknił się za przyjaciółką, dlatego gdy tylko podeszła zamknął ją w szczelnym uścisku.
- No dzień dobry, dzień dobry. Panie przodem - wziął od niej torbe z kocykami i poduszkami (bo on oczywiście, gapcio zapomniał ich zabrać) a nastepnie pomógł wejść na łódkę i szybko odwiązał linę. - Jak na razie pogoda jest całkiem niezła, w koszyku mam kilka frykasów. To co, gotowa ruszyć na pełne może z Kapitanem Andersonem? - stanął przy sterze co by wyglądać bardziej profesjonalnie i zaśmiał się szczerze.

maddie flemming
powitalny kokos
Levi
brak multikont
studentka weterynarii — ANIMAL WELLNESS CENTER
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
they lived happily ever after.
Maddie uwielbia spędzać czas na świezym powietrzu, dlatego też bez chwili zawahania zgodziła się na propozyję przyjaciela. Cieszyła się na to spotkanie, w końcu trochę czasu minęło odkąd ostatni raz się widzieli i mieli sporo zaległości, które w końcu należało nadrobić. Oczywiście przez cały czas byli w kontakcie, ale nie ma to jak rozmowa twarzą w twarz.
Levi zapewnił, że załatwi im wszystkie niezbędne rzeczy, ale dziewczyna i tak nie chciała przychodzić z pustymi rękoma. Źle by się z tym czuła, dlatego też w wolnej chwili zrobiła swoje popisowe babeczki, po drodze dokupiła jeszcze jakieś inne słodkości i wszystko starannie zapakowała do torby, ażeby nic za bardzo się nie uszkodziło. Niby i tak to by nie miało większego znaczenia, ale Maddie lubiła mieć wszystko pod kontrolą. Była przygotowana na spotkanie i niecierpliwie wyczekiwała godziny, na którą się umówiła z panem Andersonem.
Dziewczyna nie była w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz wypłynęła na otwarte morze. W Sydney na pewno nie korzystała z takich atrakcji, a tam przecież spędziła prawie rok.. Od jej powrotu do Lorne Bay też już zdążyło minąć kilka tygodni, ale dopiero teraz pojawił się ten pomysł. Brunetka nawet nie próbowała ukrywać swojego podekscytowania. Cieszyła się, że w końcu spotka się ze swoim przyjacielem, ale też dużo radości sprawił jej fakt, że znowu znajdzie się tak blisko natury. Kochała to uczucie i naprawdę się cieszyła, że właśnie w ten sposób spędzi swój wolny dzień.
Z Levim zawsze dobrze się bawiła. Często nadawali na tych samych falach i generalnie nie było między nimi żadnych zgrzytów. Mogła mu o wszystkim powiedzieć. Chłopak był dobry w pocieszaniu i dawał dobre rady, ale też potrafił ją ochrzanić i sprowadzić na ziemię, jeśli tego wymagała sytuacja. Nie mogła powiedzieć na niego złego słowa. Takich ludzi się po prostu ceni!
-Zaraz mnie udusisz - wykrztusiła z siebie teatralnie, jednocześnie równie mocno oddając mu uścisk. Spotkanie się z bliską osobą po takim czasie było naprawdę czymś fajnym. Uśmiech nie schodził z twarzy brunetki. -Czekaj, a może to jest Twój plan? Pozbawić mnie życia, a następnie wyrzucić moje ciało do wody, żeby nikt mnie nigdy nie znalazł. Powinnam się bać? - zaczęła dramatycznie, uważnie obserwując jego wyraz twarzy. Oczywiście dziewczyna tylko żartowała, o czym chłopak mógł się przekonać już po chwili, kiedy to wybuchła głośnym śmiechem. No tak, żarciki jak zawsze na poziomie!
-Zawsze i wszędzie, Kapitanie Anderson - posłusznie zasalutowała i chętnie skorzystała z jego pomocy. -Niby wypływamy tylko na kilka godzin, ale prowiantu mamy tyle, że spokojnie przetrwalibyśmy na tej łodzi kilka dni - zauważyła nieco rozbawiona tym faktem. No cóź, jedzenia nigdy za wiele. Znając tą dwójkę, na pewno nic się nie zmarnuje!

levi anderson
Szkutnik/sternik — Winfield craft
23 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
There once was a ship that put to sea
The name of the ship was the Billy of Tea
Gdy usłyszał słowa dziewczyny jeszcze troszkę mocniej ją ścisnął - Albo połamię żebra. – zaśmiał się wesoło ale zaraz puścił kumpelę, co by naprawdę jej nie uszkodzić. Jeszcze będzie musiał później jakieś odszkodowanie płacić, albo nie daj bóg masaże robić! No okropność! Na to nie mógł sobie pozwolić, jednakże na kolejne słowa skrzyżował ręce na piersi i przybrał jak najbardziej poważną minę jaką w tej chwili potrafił. - Oczywiście, taki plan miałem od samego początku. A teraz możesz zacząć krzyczeć o pomoc! – stwierdziła dalej trzymając grobową minę, ale wystarczył moment aby się złamał i sam zaczął śmiać. Nie zrobiłby nie nigdy podobnej rzeczy – jest zbyt dobrym chłopcem. No chyba, że miałby pomóc ukryć przyjaciółce zwłoki – wtedy zrobiłby to bez wahania! Ale to kompletnie odbiega od myśli jakie miał w tamtej chwili, dlatego czym prędzej postanowił stać się prawdziwym kapitanem i stanąć za sterem. Jego wygłupy chyba były czymś firmowym, bo uwielbiał zgrywać się i rozśmieszać innych. Nie był typem samotnika i dlatego zawsze szukał okazji do jakiegoś żartu, nawet teraz gdy powinien się skupić na wypłynięciu na morze.
- Moja mama też miała w tym udział, stwierdziła że nie puści mnie bez odpowiedniego prowiantu, stąd chociażby chrupki i żelki. – kochana z niej kobiecina. Pilnowała aby dzieciaki miały co jeść i się biedne nie zagłodziły na otwartym morzu. Specjalnie dnia wcześniejszego była w sklepie!
Pomachał jeszcze koledze w porcie, który jest stróżem i pilnuje porządku, po czym ruszyli przed siebie. - Koniecznie muszę zjeść babeczki – tak widziałem, że są tam schowane i uwierz, jeśli pierwszy się do nich dobiorę nic nie zostanie. – bo wiedział jak dobre robi, dlatego nie ma bata by ich nie zjadł, może nawet przemyci z dwie dla mamy, tak w ramach podziękowania za drobne frykasy. - Możesz nam rozłożyć kocyki i poduszki, ja w tym czasie dopilnuje abyśmy się nie rozbili jak Titanic. – bo musi być na razie odpowiednio skupiony. Później troszkę odpuści.
Płynęli dosyć sprawnie, dlatego port szybko zniknął im z zasięgu wzroku, a gdy znaleźli się odpowiednio daleko, wyłączył silnik. Teraz mogli sobie spokojnie usiąść i pogadać.
- Kiedy tak właściwie wróciłaś z Sydney? – bo to niezmiernie go ciekawiło. Rozsiadł się wygodnie w poduszkach naprzeciwko kumpeli i wyjął sobie kawałek pizzy tak aby zacząć rytuał jedzenia w łodzi. Oczywiście wyjął również kubeczki – bo niestety kieliszki byłyby mocno zagrożone stłuczeniem w takim otoczeniu – i nalał im wina. - Jeśli reflektujesz na coś mocniejszego to mam coś co uwielbiają piraci. – puścił jej oczko i postawił również na kocyku rum, który już od jakiegoś czekał u niego w domu na dogodną okazję aby go otworzyć.

maddie flemming
powitalny kokos
Levi
brak multikont
studentka weterynarii — ANIMAL WELLNESS CENTER
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
they lived happily ever after.
Jęknęła głośno, może trochę teatralnie, ale najwidoczniej to zadziałało, bo już po chwili była wolna. Już prawie zapomniała czym jest komfort swobodnego oddychania! Obrzuciła go niezadowolonym spojrzeniem i cmoknęła cicho. Jasne, niech od razu wyrzuci ją za burtę. Przynajmniej zostanie zapamiętana jako piękna i młoda. -Mam wrażenie, że coś się w Tobie zmieniło - wyznała i zaczęła uważnie mu się przyglądać. Coś na pewno było na rzeczy. -Przypakowałeś trochę, co? - popatrzyła na niego z niejakim uznaniem. Chłopak na pewno też trochę wydoroślał, a przynajmniej z wyglądu. Z charakteru nie zmienił się ani trochę. Wciąż był tym samym Levim, którego Maddie uwielbiała. Przy nim nie dało się nie uśmiechać. I właśnie w tym tkwił cały jego urok!
-Twoja mama to przecudowna kobieta - klasnęła zadowolona w dłonie i szeroko się uśmiechnęła. Kobiecina zawsze o nich dbała i rozpieszczała przy każdej możliwej okazji. -Kupiła nasze ulubione żelki! - zauważyła po przeszukaniu kosza pełnego prowiantu. Niczego w nim nie brakowało. Można nawet powiedzieć, że wszystkiego było aż nadto, ale z tą dwójką nic się nie zmarnuje. Flemming z chęcią wszystkiego spróbuje, a później pewnie będzie narzekać, że zaraz znowu jej się przytyje. Życie, ehh.
-Zrobiłam je specjalnie dla Ciebie, więc możesz zjeść nawet wszystkie - taka dobra z niej osóbka. Wszystkie ładne udekorowała, wybrała nawet ulubione dodatki Leviego. W końcu dawno się nie widzieli, głównie z jej winy i w ten sposób chciała mu to chociaż w jakimś małym stopniu wynagrodzić. -Tak jest, Kapitanie! - zasalutowała i wzięła się do roboty. -Pilnuj wszystkiego, bo nie chcę skończyć jak Jack - tutaj dużo nie trzeba było dodawać. Biedny umarł i tyle w temacie. -Rose w sumie też nie miała najlepszego życia. Cały czas chodziła smutna i pewnie gryzły ją wyrzuty sumienia. Widziałam teorie, że Jack też mógłby zmieścić się na tych drzwiach. Myślisz, że zrobiła to specjalnie? Albo w sumie mogli nawet się co jakiś czas zmieniać. Zawsze to coś - wzięło ją na rozkminy. Wspomniany film oglądała już jakoś milion razy i wciąż była zła za jego zakończenie. Młody Leonardo DiCaprio zdecydowanie nie zasłużył na taki los.
Na ich szczęście, Levi dokładnie wiedział co ma robić, dzięki czemu Maddie mogła w pełni skupić się na podziwianiu widoków, za którymi tak bardzo tęskniła. -Już kilka tygodni temu, ale miałam sporo na głowie i dopiero teraz mam trochę więcej czasu wolnego - głupio wyszło, że wcześniej nie udało im się spotkać, ale za każdym razem kiedy próbowali ustalić konkretną datę, któremuś coś nie pasowało. -Ogarniałam sprawy związane z pracą i uczelnią - dodała na swoje wytłumaczenie. No trochę rzeczy musiała pozałatwiać. Zaraz też rozsiadła się wygodnie i zaczęła proces pochłaniania pizzy. -Z procentami nie można schodzić w dół, więc może najpierw zajmiemy się winem, a później pomyślimy o czymś mocniejszym - zaproponowała ze śmiechem. Pewnych zasad po prostu nie powinno się łamać.

levi anderson
Szkutnik/sternik — Winfield craft
23 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
There once was a ship that put to sea
The name of the ship was the Billy of Tea
Zaśmiał się na jej uwagę. - Od pukania młotkiem w drewno! – jednak dopiero po chwili zrozumiał jak to mogło zabrzmieć i od razu na policzkach lekko się zarumienił. - Znaczy no wiesz.. od pracy przy jachtach ma się rozumieć! – ale zaraz wybuchnął śmiechem, bo nawet jeśli na moment się spiął to musiał obrócić to wszystko w żart. Robił to zawsze kiedy palnął jakąś głupotę, która brzmiała dwuznacznie. Lepiej tak niż później za każdym razem gryźć się w język!
Zdecydowanie jego mama pamiętała co lubią. Ale żeby to wszystko zjeść to chyba musieliby dryfować co najmniej kilka dni. Chociaż z ich możliwościami… kto wie! Czas to zweryfikuje. Oczywiście na babeczki cieszył się jak małe dziecko zwłaszcza, że miały jego ukochany kolorowy lukier oraz pianki na wierzchu. Czasem miał wrażenie, że kumpela rozpieszcza go zbyt mocno. Muszą nadrobić ten stracony czas gdzie się nie widzieli.
- Myślę, że pomysł ze zmienianiem nie brzmi najgorzej. Chociaż tak w drugą stronę, w końcu na pewno bym im odmarzły tyłki. Po prostu Jack martwił się o ten ładniejszy! – no logiki nie da mu się odmówić. Zresztą Titanic to jeden z tych łzawych filmów na których Levi nie mógł wytrzymać i się śmiał – może to wina tego, że jeszcze nie poznał żaden dziewczyny, która zawróciłaby mu w głowie na dłużej i nie wiedział i do jak wielkich poświęceń zakochana osoba jest zdolna?
- No właśnie tak coś mówiłaś, ale kompletnie się zagubiłem w czasoprzestrzeni. I jak wszystko się udało? Tylko nie mów, że zajęcia okazały się tutaj nudniejsze niż w Sydney? – bo przecież może tak być. Tam światowi naukowcy, badacze, najlepsi lekarze, a tutaj? W sumie to sam nie wiedział jak wygląda uczelnia, bo nigdy nie marzył o studiach wyższych. Jego połączenie z morzem było zbyt wielkie, aby myśleć o ślęczeniu nad książkami i szukaniu czegoś więcej od życia. Jemu wystarczało tak jak jest.
- Dobrze! – w takim razie rozlał im wino do kubeczków i upił sporego łyka, aby następnie dopełnić to kolejnym gryzem ciepłej pizzy. - Wiesz, że widziałem ostatnio Jake’a, wiesz tego, co to podobno jego ojciec umawiał się z jedną z nauczycielek ze szkoły. Dobrze mu się powodzi. Kupił sobie jacht. Myślałem, że się posikam ze śmiechu jak zobaczył, że to ja będę robił mu do niego meble. – bo chłopaki za sobą nie przepadali i za każdym razem gdy tylko nadarzyła się okazja robili głupie dowcipy jak chociażby ryby w szafce czy pianka koloryzująca w szamponie. Jasne, wtedy to wyglądało na wojnę pomiędzy nimi, nawet do porządnej bójki na korytarzu doszło, ale z biegiem czasu Anderson wspominał tamten czas z niemałym uśmiechem na buzi. - Ciekawe czy bardziej przeraził się, że mu popsuję łódź czy jednak wystrugam mu napis kutas na blacie? – oj korciło go bardzo, ale chyba odpuści dla dobra swojej pracy – w końcu jest prawdziwym profesjonalistą!

maddie flemming
powitalny kokos
Levi
brak multikont
studentka weterynarii — ANIMAL WELLNESS CENTER
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
they lived happily ever after.
Spojrzała na niego podejrzliwie, a następnie pokręciła głową i cicho się zaśmiała. -Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? Masz przede mną jakieś tajemnice? - jeśli faktycznie miał, to Mads nie odpuści i do końca spotkania wszystko z niego wyciągnie. Miała dar przekonywania, a jeśli Levi nie powie jej po dobroci, to przecież były jeszcze inne sposoby na zdobycie informacji... Oczywiście to taki żarcik! Ich śmiechy mogłyby wystraszyć ryby, gdyby takowe pływały gdzieś w okolicy.
-No właśnie moim zdaniem to Jack miał ładniejszy tyłek - wyznała, doskonale zdając sobie sprawę, że nie ona jedna tak uważa. Levi powinien już przywyknąć do jej narzekania, bo z pewnością wiele razy oglądali razem Titanica, na którym Maddie nie mogła zamilknąć i przez cały czas wszystko głośno komentowała. -Patrz, jakie to życie jest niesprawiedliwe - westchnęła głośno. Z jednej strony rozumiała zachowanie Jacka, ale z drugiej wciąż nie mogła się z tym pogodzić.
-Na szczęście wszystko już ogarnęłam - w momencie załatwienia ostatniej sprawy poczuła niewyobrażalną ulgę. Maddie nie sądziła, że załatwienie kilku spraw może zająć jej tyle czasu. -Czy zajęcia na tutejszym uniwersytecie są nudniejsze? - zastanowiła się przez chwilę. Wbrew pozorom, nie było to takie łatwe pytanie. -Może niektóre, ale generalnie jestem zadowolona i cieszę się, że wróciłam. Mam kilku wrednych prowadzących, ale w Sydney wcale nie było lepiej. Uczelnie chyba mają to do siebie, że zawsze znajdzie się ktoś, kto budzi postrach u studentów - zaśmiała się, no ale w sumie taka była prawda. Flemming jednak starała się nie przejmować takimi rzeczami. W okresie zaliczeń była trochę nerwowa, ale na co dzień dobrze radziła sobie radziła i nie miała większych problemów.
Wino smakowało jak... wino. Mads nie była jego wielką fanką, ale w odpowiednim towarzystwie wszystko dobrze wchodziło. -Jake kupił sobie jacht?! - zrobiła wielkie oczy i popatrzyła niedowierzająco na swojego przyjaciela. Takiej informacji to ona się nie spodziewała! Obgadywany przez nich chłopak nigdy nie wykazywał się jakąś wyjątkową inteligencją i raczej nie ogarniał za bardzo życia, a tu proszę. Nie żeby Flemming źle mu życzyła czy coś... -Na jego miejscu też bym się bała w takiej sytuacji - wyznała ze śmiechem. Dziewczyna doskonale pamiętała ich głupie żarty i to, jak ciągle sobie dogryzali. Jake jednak nie mógł trafić lepiej, bowiem Levi, jak mało kto, znał się na swojej robocie i potrafił wykonać prawdziwe cuda. -A poza tym, że myślisz o wystruganiu takiego napisu na jego blacie, co u Ciebie słychać? - wiedziała, że koniec końców Anderson odpuści sobie ten pomysł. Znała go przecież nie od wczoraj, Levi nie był typem mściciela. Chociaż w sumie ciekawie byłoby zobaczyć minę Jake'a po takiej akcji..

levi anderson
ODPOWIEDZ