przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
#10

Gdy dostała telefon od brata nie za bardzo wiedziała o co może chodzić. Luna nie interesowała się tym co robił jej "ojciec" nie chcąc za bardzo mieszać się w świat, z którego nie będzie miała ucieczki. Nie, żeby i tak nie była w to wciągnięta od momentu, w którym zgodziła się zostać córka pana Dashwooda. Jednak uważała, że im mniej wie, tym lepiej śpi. Wkurwiało ją oczywiście to, że na każdym kroku miała jakieś ograniczenia. Niby mogła robić co jej się podobała, jeździła na drogie wakacje, widywała się z przyjaciółmi w ekskluzywnych klubach czy restauracjach, a jednak ciągle czuła na sobie czyjś pilny wzrok. Ojciec od dawna zatrudniał ochroniarzy z prywatnej firmy, którzy dbali o jej bezpieczeństwo. Początkowo bardzo się temu opierała i robiła wielkie awantury, nie chcąc, by ktoś ciągle ją obserwował, ale od ojca odbijały się wszelkie jej logiczne argumenty. Nie miała wyboru, musiała sie pogodzić z tym jak jej życie miało wyglądać. Z czasem przestała zwracać uwagę na te osoby, które gdzieś tam dookoła niej się kręciły i jakoś udawało jej się nie zwariować.
Postanowiła, że do rodzinnego domu wybierze się dopiero po pracy. To przecież nie mogło być aż tak pilne... miała kilka spotkań, które musiała odbyć, a później wróciła do swojego mieszkania, przebrała się i dopiero odpaliła samochód, który skierowała do willi należącej do jej ojca. Trochę się zdziwiła, gdy dookoła domu wyczuła jakąś napiętą atmosferę emanującą od każdego pracownika, którego mijała, a kilku ich było, zaczynając od ogrodnika, a kończąc na szoferze. Coś zdecydowanie było nie tak i biedna Luna zaczęła się trochę stresować. W końcu weszła do środka i skierowała swoje kroki do salonu mając nadzieję, że tam kogoś zastanie, bo nie chciało jej się biegać w szpilkach po całym domu. Szanowała swoje stopy. Całe szczęście to właśnie w salonie spotkała swojego "brata". Dziwnie go było nazywać w ten sposób, więc rzadko kiedy to robiła.
- Cześć - powiedziała na przywitanie się rzucając swoją torebkę gdzieś na fotel stojący niedaleko niej. - Czy mi się wydaje, czy wszyscy dzisiaj macie tutaj jakiś dziwny nastrój... gdzie ojciec? - Zapytała rozglądając się dookoła jakby starszy Dashwood miał nagle gdzieś wyjść zza rogu. Jednak nie pojawił się. - Jordan? Wszystko w porządku? - Coś zdecydowanie jej tu nie grało i teraz wpatrywała się w brata wymagając od niego jakiejś odpowiedzi.
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
właściciel hotelu, niespełniony muzyk — Riley Hotel
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
wieczny chłopiec, którego bardziej niż poważne interesy obchodzi muzyka
Sprawa, która skłoniła Lunę do zawitania w ich domu, samego Jordana dotknęła wieczór wcześniej. Trudno powiedzieć, która była godzina, ale na pewno już taka, by ludzie potrzebowali wyjścia na miasto, jednak jednocześnie jeszcze nie taka, by w lokalach pozostały same niedobitki. Dashwood balował w gronie swoich znajomych - które było bardzo płynne, bo bardzo szybko poznawał nowych - już od jakiegoś czasu był dobrze zrobiony, gdy nieoczekiwanie wyrósł przed nim Leon. Ten facet nie miał tak na imię, ale Jordan nazywał go tak, odkąd pamiętał na cześć samego Leona Zawodowca, którego owy mężczyzna bardzo przypominał zarówno z zachowania jak i z wyglądu. Szatyn początkowo nie przejął się tym, zakładając że po prostu niewidzialna ręka ojca sięgała do niego, bo zaczął trochę odpływać. Jednak sprawa okazała się o wiele poważniejsza. Leon użył hasła, którego Jordan nie mógł zignorować, bo miało być ono wykorzystane tylko w alarmowych sytuacjach. O dziwo zyskał od razu na trzeźwości myślenia, opuszczając lokal czym prędzej w towarzystwie Leona. Zadał tylko jedno pytanie Luna, Thomas czy ja? Siebie też brał pod uwagę. Bo mogli mieć jakiś przeciek, jednak nie zdążyło się jeszcze nic wydarzyć. Co nie oznaczało, że nawet pod wzmożoną ochroną był bezpieczny. Jednak gdy bez słowa żądnego komentarza padło imię Thomasa, to Jordan… w pewnym sensie odetchnął z ulgą.
Został zabrany do swojego rodzinnego domu, gdzie czekało na niego sporo osób. Po szybkiej próbie otrzeźwienia, chłopak wylądował z nimi wszystkimi w salonie i zaczął słuchać o rzeczach, o których nigdy nie chciał za wiele wiedzieć. Chociaż korzystał z tych dobrodziejstw, które zapewniał mu ojciec oraz z jego brudnych pieniędzy, to wolał nie znać szczegółów. Nie potrafił być taki jak on i dawno przestał próbować. Jednak tym razem nie miał wyboru, bo chodziło o jego ojca. Skupił się tak mocno, jak bardzo był w stanie i wysłuchał tej całej historii, nieprzyjemnych detali i wyjaśnień jak wszystko miało wyglądać dalej, a to wcale mu się nie podobało…
Nim kolejnego dnia wziął się w garść, to minęło trochę czasu. Jednak pilnujący go nieustannie Leon nie pozwalał mu zapomnieć o tym wszystkim, co działo się poprzedniego wieczora. Chociaż cały czas milczał i nawet nie patrzył mu prosto w twarz, to jednak sama jego obecność sprawiała, że Jordan zaczynał odczuwać jakąś presję… wzięcia w garść. Bo w tym momencie nie chodziło już tylko o niego i o tym najbardziej powinien pamiętać. Ostatecznie ogarnął się na tyle, by wyglądać jak człowiek, ubierając jakieś zwyczajne ciuchy i czekał na swoją siostrę w salonie, gdy dostał już informację, że wybierała się do niego. To była pierwsza nowość - ktoś donosił mu, że ktoś inny właśnie zmierzał do niego i za ile mógł się go spodziewać. Dziwaczne.
- Cześć - odpowiedział bardziej odruchowo, gdy brunetka pojawiła się w pomieszczeniu. Jeszcze przez jakiś czas siedział nieruchomo, wpatrując się w podłogę, ale ostatecznie uniósł głowę do góry. Widzą ją w tym… stroju jego wzrok na moment zawiesił się na jej sylwetce, jednak to było podwójnie nieodpowiednie - ze względu na ich zażyłość i okoliczności, więc zaraz jego jasne tęczówki powędrowały na jej buzię.
- Może będzie lepiej jak usiądziesz, Luna - zaproponował i dał jej chwilę, żeby podjęła decyzję, czy woli wysłuchać tego na stojąco, czy raczej nie. - Wczoraj Thomas został porwany - powiedział krótko i zwięźle, chcąc zacząć od najistotniejszej i najcięższej informacji, żeby nie budować jeszcze większego, niepotrzebnego napięcia.

Luna Dashwood
powitalny kokos
dobrze
-
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Widząc zachowanie Jordana od razu poczuła, że dzieje się coś złego. Miała złe przeczucia, odkąd tylko zaparkowała pod domem, może była to jakaś tam kobieca intuicja. Coś jej tu zdecydowanie nie grało i chciała jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Już na pierwszy rzut oka mogła stwierdzić, że jej przyrodni brat jest dość mocno przygnębiony i właśnie w tej chwili zaczęła obawiać się najgorszego. Była to wiadomość, której chyba żadne dziecko nie chciałoby usłyszeć. Oczywiście chodziło tutaj o tragiczne sformułowanie "ojciec nie żyje". Może i pan Dashwood nie był jej biologicznym tatą i nigdy nie traktowała go tak jak powinna traktować swojego ojca, ale wiele dla niej zrobił i była mu wdzięczna za to, że dał jej przyszłość, o której nawet nie mogła marzyć, gdy była nastolatką mieszkającą gdzieś w biednej dzielnicy razem z matką. Przez krótką chwilę po śmierci swojej mamy była sierotą, do momentu aż Thomas ją adoptował, teraz bała się, że to może się jej znów przytrafić.
- Co się stało Jordan? - Zapytała ponownie, bo wcale nie miała ochoty usiąść. Jedyne czego chciała to dowiedzieć się co się stało. Stała wciąż naprzeciwko brata wpatrując się w niego swoimi ciemnymi oczami oczekując jakiś wyjaśnień, które w końcu dostała. Dziwne to było uczucie. Z jednej strony kamień spadł jej z serca, bo nie była to wiadomość o śmierci ojca, a z drugiej... żyła w tej rodzinie na tyle długo, by zdawać sobie sprawę z tego, że porwanie mogło oznaczać nawet coś gorszego. - Porwany? Gdzie? - Miała wiele pytań w swojej głowie, ale nie umiała tego jeszcze ubrać w słowa. Musiała natomiast zrobić kilka kroków po pomieszczeniu, żeby trochę się uspokoić. - Kurwa... jego ludzie łazili za nim na każdym kroku i nawet nie umieli go przypilnować? Co to za popieprzona ochrona. - Warknęła wyraźnie zdenerwowana. Mogła się tylko cieszyć, że najwyraźniej ludzie, którzy opiekowali się nią, byli jakoś bardziej profesjonalni. - Wiadomo coś w ogóle? - Oczywiście w pierwszym momencie chciała powiedzieć, że muszą to zgłosić na policję, ale później ugryzła się w język, bo takie zgłoszenie mogło spowodować tylko więcej problemów. Nie wykluczone jednak, że prędzej czy później będą musieli skorzystać z usług glin.
- Czyli skończyło się dla nas życie pod kloszem - westchnęła i dopiero teraz usiadła sobie na kanapie, by na moment schować twarz w dłoniach. Miała nadzieję, że ojciec szybko się odnajdzie, ale obawiała się co będą musieli zrobić, by go odzyskać.

Jordan Dashwood
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
właściciel hotelu, niespełniony muzyk — Riley Hotel
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
wieczny chłopiec, którego bardziej niż poważne interesy obchodzi muzyka
Chociaż Luna nie była biologiczną córką Thomasa, a on sam przygarnął ją, gdy była już dojrzałą nastolatką, to jednak był dla niej jedynym człowiekiem, którego obecnie mogła nazywać swoim rodzicem. W końcu wychowywał ją, dbał o nią, troszczył się, zapewnił edukację i inne mniej potrzebne do życia, ale miłe i drogie luksusy. Dlatego powiedzenie jej tego wszystkiego wcale nie było łatwe. Jordanowi czasem nawet wydawało się, że jego ojciec jest o wiele bardziej zżyty z brunetką niż z nim. Chociaż ich łączyły więzy krwi, to jakoś nigdy nie potrafili znaleźć jakiejś nici porozumienia. Nawet sam Jordan, zazwyczaj wypowiadając się o nim, nazywał go po imieniu, w ostateczności nazywał go „ojcem”, chyba nigdy nie zdarzyło mu się użyć słowa „tata”. Nie czuł do niego takiego silnego przywiązania, chociaż szanował go i czuł do niego respekt. Jednak nie było tam jakiś większych, ciepłych uczuć. Thomas nie był najlepszy w ich okazywaniu, przynajmniej wobec niego.
- Ze swojego jachtu. Dlatego też nie wiemy dokładnie, ile czasu minęło od całego zajścia, jednak to musiało być dobrze zaplanowane przedsięwzięcie, bo wszystkich uśpili jakimś gazem, więc nim ochrona się zorientowała to… już go nie było - wytłumaczył pokrótce przebieg zdarzenia, który został mu przedstawiony poprzedniego wieczora. Nie wchodził we wszystkie szczegóły, bo ich nie musiała znać dziewczyna. W tej kwestii też został poinstruowany - co powinien, a czego raczej nie powinien mówić Lunie. Zresztą sam nie chciał zdradzać jej najgorszych szczegółów i domyślał się, że sam ojciec też by sobie tego nie życzył.
- Wiadomo tyle, że mamy czekać na ich ruch. Większość obstawia, że nie chcą go… zamordować, bo wtedy zrobiliby to na jachcie. Tak żeby było, jak najbardziej pokazowo, żeby wyraźnie przekazali, kto tutaj rządzi. Więc skoro go porwali, to mamy trzy wyjścia. Albo niedługo skontaktują się w sprawie okupu. Albo go zabiją i przyślą nam na to dowód. Albo chodzi o niego i o to, co on ma w głowie, więc… będą go trzymać, aż powie im wszystko, co chcą wiedzieć - odpowiedział, starając się nie podawać szczegółów, jednak można było się ich domyśleć. Zerknął jeszcze w stronę Leona, a ten nawet spojrzał na niego w tym momencie. Co utwierdziło go w tym, że powiedział to wszystko tak, jak należało. Nie ukrywał niczego przed nią, ale nie wspominał też nic o potencjalnych paczkach z jakąś częścią ciała ojca albo jak będzie wyglądać to wydobywanie informacji z Thomasa. To i tak były tylko założenia, chociaż w tym przypadku na pewno bardzo rzeczywiste. Jednak teraz mieli skupić się na czekaniu.
- Na pewno musimy bardziej na siebie uważać. Jednak nie powinniśmy nagle wszystkiego zmieniać. Musimy chodzić normalnie do pracy i robić wszystkie zaplanowane rzeczy, bo nie możemy pokazać, że się boimy. Wtedy wyszlibyśmy na słabych, a tego nie chcemy - wytłumaczył jej pokrótce. Mówił o niej i o sobie, bo ktokolwiek porwał ojca, na pewno będzie miał ich dójkę pod obserwacją, tak więc musieli pokazać, że Dashwoodów nie dało się tak łatwo złamać. - Ale pomimo tego chciałbym, żebyś do czasu odnalezienia się ojca wróciła z powrotem do domu. W ciągu dnia będziesz wśród ludzi i pod ochroną, więc nic ci nie grozi. Jednak wolałbym, żebyś noce spędzała tutaj, bo dla nas obojga jest to obecnie najbezpieczniejsze miejsce - podsumował swoją wypowiedź, nie wiedząc kiedy zaczął brzmieć dokładnie jak ojciec. Chociaż to nie było tak, że on tego chciał, tylko z tych wszystkich rozmów wynikało, że to było najlepsze i najrozsądniejsze rozwiązanie. Jednak Thomas, kiedy próbował coś w sposób niezbyt znaczny na kimś wymusić, mówił właśnie w ten sposób, np. chciałbym, żebyś poszedł na studia, co było jednoznaczne, z tym że jak nie pójdzie, to ojcu to się nie spodoba i będzie z tego powodu zawiedziony. Co prawda Jordan jeszcze nie brzmiał tak pewnie, jak jego ojciec, mówił cały czas spokojnym, pokojowym tonem, licząc że racjonalne argumenty przemówią do brunetki.

Luna Dashwood
powitalny kokos
dobrze
-
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Starała się przyswoić wszelkie informacje, które Jordan jej właśnie przekazywał, ale niestety jakaś część jej mózgu odpowiadająca za logiczne myślenie zaczynała się buntować. Jakim cudem ktoś obcy wdarł się na prywatny jacht ich ojca, uśpił wszystkich, a nikt niczego nie podejrzewał. Nie podobało jej się to i dlatego obrzuciła Leona nieco podejrzliwym spojrzeniem. Właśnie w tym momencie przestała ufać jakimkolwiek pracownikom jej ojca. - To najwyraźniej trzeba wymienić ochronę skoro tak łatwo się daje podejść - rzuciła bardziej do siebie niż do niego. Cieszyła się, że jej ochrona nie była powiązana z działalnością ojca, przynajmniej mogła im względnie ufać. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek nadejdzie taki moment w jej życiu, w którym rzeczywiście będzie się cieszyć z tego, że ktoś chroni jej tyłek. Zawsze uważała to za niepotrzebne, a tu cóż... skoro ich ojciec nie był bezpieczny, to ona i Jordan tym bardziej.
Spojrzała na Jordana dopiero, gdy skończył jej wszystko mówić. - Yhym - mruknęła tylko i ponownie przeniosła wzrok na Leona. - Możesz nas zostawić? - Zapytała mężczyznę, bo wolała zamienić z Dashwoodem kilka słów bez świadków. - Wyjdź. - Dodała, gdy facet jeszcze się wahał, ale chyba nie chciał się wciągać w nadmierne dyskusje z wkurzoną dziewczyną i w końcu opuścił salon zostawiając Lune w towarzystwie brata.
- Nie powinniśmy im ufać - powiedziała w końcu do Jordana podnosząc się z kanapy. - Najwyraźniej nie są najlepsi w swoim fachu skoro nie umieją przypilnować 50-latka na tak ograniczonej przestrzeni jaką jest jacht. - Wciąż nie była w stanie pojąć jakim cudem to porwanie się udało. - I mamy jeszcze czekać z założonymi rękami, aż łaskawie ktoś nas poinformuje co się dzieje z ojcem? Powinniśmy wynająć jakiegoś detektywa czy cokolwiek, skoro policja nie wchodzi w grę. - Sądziła, że trzeba działać, a nie czekać na rozwój wydarzeń. Z tym, że to była typowa Luna, zawsze w gorącej wodzie kąpana.
- Udajemy, że nic się nie stało, ale wieczorem mam wracać z podkulonym ogonem do domu - prychnęła pod nosem i wywróciła oczami, bo oczywiście nie podobało jej się to, że znów jej prywatność będzie dość mocno ograniczona. - No ale niech stracę... jeżeli to ma w czymś pomóc - poza tym, jeżeli rzeczywiście byli w niebezpieczeństwie to nie chciałaby żeby ktoś kto ją pilnował stracił życie albo zdrowie tylko dlatego, że akurat ona przypadła mu w udziale.
Podeszła do barku, bo chyba na trzeźwo tego wszystkiego sobie nie uporządkuje. Wyciągnęła dwie szklanki i wlała do nich alkoholu, a później zrobiła kilka kroków w stronę Jordana, by w końcu stanąć naprzeciw niego. Wręczyła mu jedną porcję trunku, a sama zrobiła łyka ze swojej szklanki. - Jak się z tym wszystkim trzymasz? - Zdawała sobie sprawę, że ona to ma mały pikuś w porównaniu jakie obowiązki spadły na ramiona Jordana.

Jordan Dashwood
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
właściciel hotelu, niespełniony muzyk — Riley Hotel
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
wieczny chłopiec, którego bardziej niż poważne interesy obchodzi muzyka
Jordan nie podchodził do tej sprawy tak bardzo emocjonalnie jak Luna. Oczywiście świadomość, że jego ojciec został porwany, prawdopodobnie jest gdzieś przetrzymywany, może nawet torturowany robiła na nim wrażenie, jednak z drugiej strony zdawał sobie świetnie sprawę, że nie trafiło na zupełnie niewinną osobę. Thomas pewnie przez lata zapracował sobie na los, którego obecnie doświadczał. Więc pomimo tego, że odruchowo martwił się o niego, to z drugiej strony jakoś nie potrafił go żałować. Całościowo dzięki swojego podejściu potrafił bardziej zdystansować się od tej sprawy i spojrzeć na nią z innej perspektywy. Nie był prędki, by rzucać jakieś oskarżenia na prawo i lewo, dlatego kiedy brunetka wspomniała o ochronie, to jego wzrok machinalnie powędrował w stronę Leona. Mimo tego, że nie zgadzał się z tymi słowami, to milczał i pozwolił dziewczynie mówić, by wyrzuciła z siebie swoje pierwsze wrażenia i opinie.
- No właśnie Luna, to była ograniczona przestrzeń. Czyli też ograniczone możliwości, jeżeli chodzi o ucieczkę i ochronę. Nie znasz szczegółów, więc wstrzymaj się z sugerowaniem tak łatwo jakiś oskarżeń. Jakiekolwiek zmiany dotyczące otaczających nas ludzi byłyby teraz wysoce niebezpieczne. Lepiej jest zaufać tym, którzy zobowiązali się być po naszej stronie, mimo iż równie dobrze mogli obrócić się przeciwko nam, przejąć interesy ojca, jego kontakty i zostawić nas samych na pastwę losu - wytłumaczył jej prosto, ale też o wiele bardziej stanowczo niż wcześniej. Końcowo nawet ściągnął brwi i skierował na nią swoje pewne spojrzenie, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno jego słowa do niej dotarły. Oczywiście takie jej gadanie nie mogło im rzeczywiście zaszkodzić, bo dla tych ludzi była to zwykła paplanina rozpieszczonej dziewczyny. Jednak Jordan wolał, żeby nie było żadnych wątpliwości co do tego, że on ufa tym ludziom i oni mogą ufać jemu, ponieważ to wszystko działało w obie strony.
Chłopak do tej pory siedział pochylony lekko do przodu z łokciami opartymi na swoich udach. Na zmianę łączył bądź rozłączał dłonie i krążył wzrokiem głównie po podłodze, okazjonalnie przerzucając go pomiędzy Luną i Leonem. Jednak po tym, jak skończył mówić, to pierw wyprostował się, a później oparł już o wiele bardziej wygodnie i swobodnie o oparcie kanapy, jednocześnie podpierając się na nim swoją całą wyprostowaną ręką. Drugą dłonią odebrał alkohol od brunetki i od razu upił trochę. - Pomoże. W jeszcze większym niekomplikowaniu tej sprawy - skomentował krótko, nie dodając już tej części, że mówił o niekomplikowaniu jemu tej sprawy. Wystarczająco dużo i nagle spadło mu na głowę, więc dostosowanie się Luny do nowych warunków było dla niego korzystne i odbierało mu chociaż jeden problem z głowy.
- Nie wiem, jeszcze trochę jestem poza tym wszystkim - odpowiedział automatycznie. To wszystko zadziało się tak cholernie szybko, że chociaż miał świadomość konkretnych wydarzeń i ruchów, które nastąpiły i musiały nastąpić, to wydawało mu się, że nie brał w tym czynnego udziału, pomimo iż znajdował się w centrum wydarzeń. - Trochę nie wyobrażam sobie tego, jak to dalej ma wyglądać. Wiesz, że ja nigdy nie chciałem mieć nic wspólnego z jego interesami i nie wydawało mu się, że będę musiał, bo dla mnie Thomas zawsze był… nietykalny - zatrzymał się, żeby odnaleźć najlepsze słowo, które opisywałoby to, jaką aurę roztaczał wokół siebie jego ojciec. On decydował, on rozdawał karty, on rządził. A teraz był nie wiadomo gdzie, prawdopodobnie kompletnie bezbronny. To wyobrażenie było dla niego całkowicie absurdalne. - Przyjęłaś to lepiej, niż się spodziewałem. Ja wczoraj byłem chyba w większym szoku i skołowaniu… masz więcej z Thomasa niż jego biologiczny syn - powiedział, nawet uśmiechając się przy tym lekko i pozwalając się nawet na krótki żart na rozładowanie atmosfery.

Luna Dashwood
powitalny kokos
dobrze
-
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
- Była ograniczona możliwość wejścia i wyjścia, sprawdzili chociaż jakieś ślady na tej łódce - zapytała, bo miała w sobie jednak wyuczone pewne zachowania, które miały sprawić, że w przyszłości będzie super prawnikiem. Jednym z nich była dociekliwość i ciągłe kwestionowanie rzeczy, które ktoś inny mógłby wziąć za pewnik. Tak jak teraz. Jordan mógł ufać ludziom ojca, ale ona nie miała zamiaru tego robić dopóki nie upewni się, że zrobili co w ich mocy, by go ochronić. Chociaż najwyraźniej to wciąż było za mało i skoro nie umieli sobie poradzić na zamkniętej i ograniczonej przestrzeni to jak mieli go chronić w jakiś bardziej otwartych miejscach, gdzie jest pełno ludzi. - Albo wiedzą, że ani Ty ani ja się nie znamy na prowadzeniu takich interesów i będziemy na nich polegać mocniej niż ojciec, przez co będą mieć większą władzę stojąc sobie wygodnie w cieniu... tak tylko mówię - w pracy zajmowała się różnymi sprawami i najczęściej to osoby bliskie były odpowiedzialne za wyrządzenie zbrodni. W tym wypadku to musiał być ktoś kto wiedział jaki ojciec ma jacht, gdzie będzie i jak się tam wkręcić. Luna nie była zadowolona z tego, że brat brał za pewnik wszystko co mu powiedzieli, ale nie chciała się aż tak wtrącać. Ona miała swoich ludzi, on swoich. Mogła mieć tylko nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
- No to niech tak będzie - westchnęła - chyba dam radę przeżyć kilka nocy w swoim starym pokoju. - Wiadomo, że wolałaby siedzieć we własnym domu, ale nie chciała robić niepotrzebnej awantury, bo mimo wszystko wolała być dla brata wsparciem, a nie przeszkodą. Wiedziała, że czekają ich ciężkie chwile, a na jego barkach spoczywała o wiele większa odpowiedzialność.
Kiwnęła głowa słysząc jego kolejne słowa. Ona też nie za bardzo chciała mieć cokolwiek wspólnego z tym co ojciec robił, ale też nie dało się całkowicie od tego odciąć. - Wiem, żadne z nas nie chciało, ale oboje chyba zdawaliśmy sobie sprawę, że prędzej czy później to do nas wróci. Nie jest w końcu nieśmiertelny. - Chcąc nie chcąc po śmierci ojca ktoś musiałby przejąć stery. Nikt o tym oczywiście nie myślał jakoś często, ale Luna gdzieś tam podświadomie zdawała sobie sprawę, że ta względna beztroska nie może trwać długo. - Może zawdzięczam mu więcej niż jego biologiczny syn. Nie wiadomo gdzie bym była, gdyby mnie nie przygarnął. - Taka była niestety smutna prawda. Gdy żyła jej matka, to nie przelewało im się finansowo. Mieszkały w biednej dzielnicy i nie miały za dużo kasy. - Może miałabym teraz jakieś nieślubne dziecko i rozbierałabym się w Shadow za pieniądze, a Ty łaskawie rzucałbyś mi napiwki - no co jak co, ale ciało to akurat miała ładne i nie musiała się tego wstydzić. - Dasz sobie radę z tym wszystkim, wierzę w Ciebie - powiedziała kładąc mu dłoń na ramieniu w ramach okazania jakiegoś wsparcia.

Jordan Dashwood
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
właściciel hotelu, niespełniony muzyk — Riley Hotel
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
wieczny chłopiec, którego bardziej niż poważne interesy obchodzi muzyka
Jordan był mocno zmęczony, chociaż może to nie rzucało się na pierwszy rzut oka, to jednak poprzedni wieczór wykończył go psychicznie. To, co powiedział Lunie, to były tylko okruchy informacji z tych wszystkich, którymi on oberwał. Chodziło o ojca, o to całe porwanie, ale też o jego interesy i sposoby ich funkcjonowania. Musiał to wszystko przyswoić nagle i niespodziewanie oraz nie zwariować. Jednak jeżeli tego byłoby mu mało, to brunetka dokładała mu jeszcze swoich uwag, jakby ona tutaj wiedziała wszystko najlepiej i najbardziej rozumiała, co właśnie działo się w tym przestępczym świecie. Co początkowo szatyn znosił, bo miał cele, pierw by ją poinformować, potem by uzyskać zgodę na pozostanie w domu. Teraz one już odhaczyły się, osiągnął to, czego chciał. Więc nie musiał już trzymać nerwów na wodzy, szczególnie że i tak tracił już całą swoją cierpliwość.
- Przestań podważać moje decyzje. Nie jesteś od tego, Luna! - powiedział tonem już słyszalnie podniesionym, przenosząc na nią swoje niezadowolone i srogie spojrzenie. Nie potrzebował mieszania mu w głowie. Brunetka i tak nie miała nic do gadania, co nie oznaczało, że nie mogła sobie pogadać i siać swoich teorii. Ale jakiekolwiek one by nie były, Jordan wyraźnie zaznaczał, żeby zachowała je dla siebie i nie wtrącała się w jego sprawy. Bo teraz to były jego sprawy. Nie kojarzył, żeby kiedykolwiek zachowywała się podobnie wobec ojca czy żeby jakkolwiek komentowała jego poczynania w sposób lekceważący, więc on sam też nie mógł sobie na to pozwolić.
Ostatecznie podniósł się z miejsca i podszedł do barku. Sam dolał sobie kolejnej porcji alkoholu i przechylił ją prędko. Jordan nie bywał taki szorstki, co najbardziej pokazywało, jak ta sprawa na niego oddziaływała. Jednak w tych okolicznościach chyba nie mógł być inny. - Może tak właśnie by było… więc z wdzięczności do życia, które umożliwił ci Thomas, nie wtrącaj się w interesy i nie próbuj robić czegoś za moimi plecami, jasne? - powiedział, odwracając się ponownie w jej stronę, podparł się łokciem o wysoką szafkę, a jego pewne spojrzenie spoglądało w jej uroczą buzię. Nie zostawił jej zbyt wiele miejsca do odpowiedzi, bo miał dla niej jeszcze jeden komentarz. - Dawałbym ci spore napiwki - powiedział już bezczelnie po tym, jak jeszcze objechał ją wzrokiem. W tych ciuchach to i tak nie za bardzo miała się z czego rozbierać, bo i tak większość atutów była bardzo dobrze widoczna. - Ale zamiast tobie porzucam je dzisiaj komuś innemu, bo stanowczo potrzebuje wyluzować - dodał jeszcze na sam koniec i dobił swój alkohol do końca. Odłożył szklankę na szafkę, a jego wzrok powędrował w bok, bo Leon ponownie pojawił się na swoim miejscu.

Luna Dashwood
powitalny kokos
dobrze
-
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Spojrzała na niego zaciskając usta w wąską linię. Ojca zazwyczaj się słuchała, chociaż i tak robiła awantury o to, że naruszał jej prywatność chociażby tymi ochroniarzami, którzy za nią łazili. To nie tak, że wszystkie jego decyzje przyjmowała z uśmiechem na twarzy. Różnica była taka, że to był człowiek, któremu zawdzięczała zbyt wiele, by na koniec dnia, chociaż w pewnej części, nie zrobić tego o co ją prosił. No właśnie, ojciec często robił tak, że niby o coś prosił, a wiadomo, że była to tylko informacja dla odbiorcy, że ma być tak jak on chce. Jednak przynajmniej zachowywał pewne pozory, przez co Luna chociaż trochę myślała, że ma jakikolwiek wpływ na sytuację. - A od czego jestem? Od siedzenia i słuchania wszystkiego co mi ktoś rozkaże? - Prychnęła wyraźnie poirytowana. Miała prawo wypowiedzieć swoje zdanie na cały ten temat, bo mimo wszystko ta sytuacja w jakiś sposób dotyczyła też jej. To nie tak, że nie ufała bratu, bo wiedziała, że jakoś sobie poradzi. Miała problemy ze wszystkimi dookoła, bo zdawała sobie sprawę, że Jordan wie o interesach ojca niewiele więcej niż ona, co sprawia, że staje się człowiekiem, którym łatwo manipulować.
Tym razem to ona wstała i posłała chłopakowi uśmiech, który jednak był bardziej sarkastyczny niż radosny. - Z wdzięczności do ojca nie odeślę ochroniarzy, których mi przydzielił. - Powiedziała podchodząc bliżej Jordana. - Nie będę się wtrącać, co nie zmienia faktu, że nie ufam żadnemu z nich i obym się myliła, bo inaczej oboje mamy przejebane - on podjął swoją decyzję, a ona swoją. Odłożyła też szklankę na szafce obok Jordana. - To tak wygląda zachowywanie bezpieczeństwa? Ja będę siedzieć zamknięta w domu, a Ty się będziesz szlajał? - Zapytała, bo nie brzmiało to zbyt fair. - I tak na przyszłość Jordan - zaczęła i złapała między palce kosmyk jego włosów po to żeby mu go założyć za ucho, a żeby to zrobić to oczywiście musiała trochę stanąć na palcach, bo była za niska nawet w szpilkach. - Podnosić głos to sobie możesz te te laski z klubów, nie na mnie. - Była na tyle dorosła, by nie pozwolić sobie na takie traktowanie. - Muszę wrócić do domu żeby zabrać swoje rzeczy - istniało prawdopodobieństwo, że jak wróci do swoich czterech ścian to już tam zostanie, bo nie lubiła gdy ktoś jej rozkazywał. Poza tym, wcale nie czuła się bezpieczniej, gdy taki Leon był w pobliżu.

Jordan Dashwood
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
właściciel hotelu, niespełniony muzyk — Riley Hotel
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
wieczny chłopiec, którego bardziej niż poważne interesy obchodzi muzyka
Mógł spodziewać się tego, że jego słowa wywołają kobiecy gniew i chęć zademonstrowania feministycznej duszy. Co w innych okolicznościach byłoby godne podziwu, bo jednak bycie twardą laską, która nie bała się stawiania własnych granic, było godne podziwu, a z drugiej strony też niesamowicie seksowne. Tyle że to nie był czas i miejsce na stroszenie piórek, a na zrozumienie powagi sytuacji. Kiedy Jordan został ściągnięty do domu i wtajemniczony w to wszystko, to zastanawiał się w ogóle dlaczego. Przecież ojciec miał swoją „prawą rękę”, która mogłaby wszystkim zająć się, a on mógłby żyć dalej swoim beztroskim życiem. Jednak jak zrozumiał później, obowiązywały pewne zasady, które były dalej przestrzegane. Tak więc musiało paść na niego bądź na Lunę, pytanie, czemu padło na niego? Przecież nie mogło przeważyć tylko to, że był facetem. Szczególnie że Luna ze swoim wykształceniem i pozycją mogłaby naprawdę przydać się brudnym interesom ojca. To, co ich znacząco różniło, to temperament. Jordana był o wiele bardziej stonowany, pozwalał ponieść się ewentualnie krótkiej chwili, ale i tak jedynie wtedy, kiedy miało to swoje uzasadnienie. A brunetka zachowywała się jak… typowa kobieta.
- Od tego, co robisz normalnie. Nie wiem, jak wygląda twoje życie czy praca w kancelarii - sprostował od razu, przy tym nie powstrzymując się od wywracania oczami. Dashwood wcale nic jej nie rozkazał. Wcześniej zasugerował jej, że wolałby, żeby zamieszkała z powrotem w ich rodzinnym domu, bo to było dla niej bezpieczniejsze. Tylko tyle. Nie mówił tego rozkazującym tonem, uargumentował logicznie, a ona się nawet zgodziła. Jednak najwidoczniej racjonalizm w momencie szalenia kobiecych hormonów nie miał już zbyt wielkiego zastosowania.
- O mój boże… czy ty musisz przesadzać? Naprawdę tak trudno jest coś ci przyjąć bez robienia szopki wokół siebie? - zapytał retorycznie, przenosząc na nią swoje pytające i kompletnie nierozumiejące zaistniałej sytuacji spojrzenie. - Przecież nie powiedziałem, że masz siedzieć zamknięta w domu. Mówiłem, że musimy zachowywać się normalnie, tylko proszę o tą jedną zmianę, czyli żebyś wracała do domu na noc, więc skąd wzięło ci się to zamknięcie w domu? - zapytał, unosząc jedną brew do góry i oczekując jakiegoś rozsądnego wyjaśnienia. Jeżeli to nie była nadreaktywność i niezasadne zachowanie w stosunku do sytuacji, to nie miał pojęcia, co to miało być.
- Jednak jeżeli nie rozumiesz, że robię to dla twojego dobra i bardzo chcesz zrobić ze mnie tego złego, to nie ma sprawy - zaczął mówić, gdy jego łapa uniosła się do góry i pochwyciła nadgarstek jej dłoni, którą bawiła się jego włosami. - Leon odprowadzi cię do twojej starej sypialni, kiedy „twoi ludzie” zajmą się przywożeniem twoich rzeczy z mieszkania - powiedział pewnie, wcale nie mając zamiaru jej puszczać, chociaż wydawało mu się, że próba ucieczki byłaby poniżej jej poczucia godności. Sama tego chciała. Sama wywołała wilka z lasu. Jeżeli nie potrafiła dostrzec jego dobrych intencji i troski o nią, tylko wolała wyrzucać jakąś ogromną niesprawiedliwość, bo on niby zamykał ją w samotnej wieży niczym jakąś księżniczkę, a sam miał się w tym czasie świetnie bawić, to mogli przejść do urzeczywistnienia tego pomysłu.

Luna Dashwood
powitalny kokos
dobrze
-
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Luna nigdy nie chciała przejmować rodzinnych biznesów i wiedziała, że do tego nie dojdzie. Jakby nie patrzeć, nie była rodzonym dzieckiem Thomasa, była młoda i najwyraźniej zaplanowano dla niej inną przyszłość. W końcu to nie tak, że ona bardzo chciała być prawnikiem, została do tego namówiona przez ojca, a nie była na tyle głupia, by się nie zorientować, że musiał mieć w tym jakiś cel. W innym wypadku pewnie mogłaby skończyć jakąś historię sztuki i nigdzie nie pracować. Wszystko miało jakiś swój cel.
- Okej - odpowiedziała i wzruszyła ramionami. W takim razie będzie robić to co robiła normalnie, czyli pracować nad sprawami kryminalnymi. Wiele rzeczy jednak dalej jej się ze sobą gryzło. Miała mieszkać w rodzinnym domu dla własnego bezpieczeństwa, ale można było chodzić na imprezy do klubów, w których była różna mieszanina ludzi, o ile po wszystkim przyjdzie spać w swoim starym łóżku. No przecież gdyby ktoś chciał jej zrobić krzywdę to na pewno nie wpadłby do strzeżonego domu, tak samo jak to było w wypadku jej ojca. Czekali na odpowiedni moment, by zabrać go z jachtu. To po prostu jej się nie trzymało kupy i nie wiedziała dlaczego Jordan nie potrafi tego zrozumieć, no albo nie chce.
- Nie robię szopki, przedstawiam Ci racjonalne argumenty, których nie chcesz przyjąć do siebie, ani wytłumaczyć dlaczego się z tym nie zgadzasz. Zamiast tego wolisz się na mnie wydzierać, bo śmiałam mieć jakieś wątpliwości. - Prychnęła i wywróciła oczami. - Czyli impreza po nocach jest okej, dopóki grzecznie wrócimy nad ranem spać w swoich sypialniach, no przecież to nie ma sensu. Jeżeli najpierw postanowili rozprawić się z ojcem, to Ty jesteś następny do odstrzału, nie ja. Martwię się, bo zachowujesz się jakbyś nagle pozjadał wszystkie rozumy i nie dopuszczasz do siebie myśli, że ktos inny może mieć rację. - Dla nie to miało sens. Był w większym niebezpieczeństwie niż ona, a nie mógł się zachowywać normalnie, bo nagle dostał nową, życiową rolę. Łażenie po imprezach było w takim momencie nieodpowiedzialne. - Pierdol się - prychnęła. - Sama sobie poradzę, nikt nie będzie dotykał moich rzeczy - bo nie chodziło jej tylko o jakieś rzeczy typy laptop, ale też o ciuchy czy bieliznę. Gdyby chciała swojemu ochroniarzowi pokazywać majtki, to zrobiłaby to w inny sposób. - I nie dramatyzuj, nie robię z Ciebie nikogo złego. Prędzej głupka, do którego nic nie dociera. - Powiedziała wyrywając swoją rękę i odeszła na kilka kroków żeby wyciągnąć telefon i zamówić sobie taksówkę, bo niestety głupia napiła się alkoholu, a była odpowiedzialna na tyle, by nie jeździć po wypiciu.


Jordan Dashwood
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
właściciel hotelu, niespełniony muzyk — Riley Hotel
29 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
wieczny chłopiec, którego bardziej niż poważne interesy obchodzi muzyka
Gdyby Jordan chciał, to ponownie mógłby zarzucić jej wyolbrzymianie, bo Luna chyba nie miała pojęcia, jak wyglądało wydzieranie się, jeżeli jego jednorazowe podniesienie głosu nazywała takim zachowaniem. Biorąc pod uwagę, że porwali mu ojca, a na niego spadły jego brudne interesy, to Jordan chyba mógł być trochę podenerwowany tym wszystkim, a tym samym emocje mogły dawać mu się we znaki, prawda? No ale okej, mógł się wydzierać, już zdecydował się na niewalczenie z tą częścią jej absurdalnych oskarżeń, bo… przecież wcale nie musiał. Na dobrą sprawę wcale nie musiał wdawać się z nią w tę dyskusję i znosić jej babskich humorków.
- Tylko że ja nie mogę zamknąć się w domu i czekać, wiesz dlaczego? Bo jeżeli ktokolwiek, kto porwał ojca, będzie szukał kontaktu, to myślisz, że w jaki sposób? Zadzwoni, żeby porozmawiać o tym przez telefon? Nie. Jeżeli ktoś będzie chciał się skontaktować i ustalić jakieś warunki wymiany czy czegokolwiek, to przyjdzie do mnie, więc ja muszę dać się znaleźć. A miejsce jak klub pełne obcych ludzi i obstawione moją ochroną jest w tej sytuacji bardzo bezpieczną miejscówką. O tym nie pomyślałaś, mądralo? - zapytał po tym, jak już wycedził całość przez zęby. Jeżeli ktoś tutaj pozjadał wszystkie rozumy, to wcale nie był to on, bo on miał jakiś plan. Luna nie wiedziała wszystkiego, nie musiała i nie miała wiedzieć, ale najwidoczniej w tych okolicznościach bardzo łatwo było rzucać jej oskarżenia, byleby tylko pokazać, że ona miała rację. Chłopak domyślił się, że i na ten temat Luna będzie miała jakieś swoje zdanie, które zapewne będzie podważać jego decyjzje, więc nim zdążyła coś powiedzieć, to kontynuował.
- Szczerze mówiąc, mam to już gdzieś. Nie pozwolę sobie wchodzić na głowę. Ani nie będę cię niańczyć, więc rób sobie, co chcesz, w końcu jesteś dorosła - odpowiedział, po czym obrócił się i powędrował w stronę drzwi wyjściowych prowadzących na ogród. Zatrzymał się już na trawie, po czym wyciągnął paczkę papierosów z tylnej kieszeni. W środku miał też zapalniczkę, więc od razu odpalił jednego i głęboko zaciągnął się nim. Naprawdę przelało mu się. Może i Luna skończyła studia, robiła karierę i pracowała w kancelarii, ale to nie oznaczało, że miał zamiar pozwolić się tak traktować. Jeżeli pozwoliłby siostrze nim pomiatać i podważać jego sposób działania, to jak inni mieliby traktować go poważnie. O tym brunetka też nie pomyślała? Zarzucała mu bycie idiotą, gdy dookoła było pełno osób, które miały oczy i uszy. Nie ma co, była bardzo pomocna. Na szczęście dom był na tyle duży, że obydwoje mogli w nim mieszkać i nawet na siebie nie wpadać. Tak czy inaczej, było pewne, że Jordan nie miał zamiaru ingerować w to, co robiła bądź czego nie robiła brunetka, bo najwyraźniej ona sama wiedziała, jak najlepiej o siebie i o wszystko zadbać.

Luna Dashwood
powitalny kokos
dobrze
-
ODPOWIEDZ