strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
[2] + Dick Remington

Carter zaczął robotę w straży jako naprawdę młody chłopak, można więc śmiało generalizować, że poświęcił jej połowę swojego życia. I mimo, że nieraz i nie dwa miewał momenty, że nienawidził tej, kurwa, służby jak psa, i tak wracał tu raz za razem. Dzisiaj było odrobinę inaczej. Zaparkował samochód na parkingu po prawie dwuletniej przerwie. I zamiast jak zawsze, zaspany i spóźniony, pędzić na poranny raport, siedział w samochodzie dłuższą chwilę. Równie dobrze mógł to przecież w tym momencie wszystko pierdolnąć w pizdu i znaleźć sobie spokojną i bezpieczną pracę. Kursy na księgowego trwają raptem pewnie z kwartał, a Carter nie był przecież głupim facetem. Z kilkoma cyferkami by sobie poradził. Mimo to wysiadł z auta i udał się do wejścia. Dziwnie było włazić tu jak petent, a nie gdzieś bokiem, prosto do szatni. Cóż, na ten moment nie był w żaden sposób większą częścią tej całości, ale przecież przybył tu wyłącznie po to by akurat ten aspekt wyprostować. Trzeba robić swoje.

Trzeba też przyznać, że poświęcił straży tyle swojego czasu, energii i zaangażowania, że nadal kojarzył go każdy, kto choćby (w okresie wypadku oczywiście) orbitował wokół remizy. Uznał to za miłe i starał się, naprawdę się starał, być odpowiednio miły dla każdego, kto choćby chciał zamienić z nim słowo. Głupio mu było, bo zbywał ich troszkę, ale naprawdę chciał szybko załatwić to, po co tu przyszedł. Skierował się więc do jakieś bardziej biurowej części, królestwa pań i władczyń HR-u, na wejściu udało mu się spotkać nawet jedną z dziewcząt, której pewnie przerwał najważniejszą misję świata, czyli parzenie kawy.
- Cześć - zrobił pauzę, która miała być przecinkiem, w tym momencie miało się pojawić imię rzeczonej damy, ale Carter akurat w te klocki jest przechujowy i tego nigdy nie może spamiętać, więc sobie darował. Lepiej nie powiedzieć nic, niż palnąć do niej imieniem nowej dziewczyny jej eks. - Duke u siebie? - pewne rzeczy w straży były niezmienne, jedną z nich był komendant. Tak sądził Carter i nie zmyliła go teraz wcale strofująca mina jego aktualnej rozmówczyni. Zresztą, tak mu się spieszyło, że przeprosił ją szybko, wiedział przecież który to gabinet i jak się tam dostać. Zdążył usłyszeć za sobą tylko są akurat w mieście!, ale niespecjalnie się tym przejął. Poczeka. Dobył na miejsce i zapukał. No debil. Przecież mu co dopiero powiedziano, że ekipa jest na wyjeździe. Otworzył więc drzwi, ale coś go tknęło i zrobił krok w tył. TABLICZKA. JEBANA TABLICZKA Z NAZWISKIEM. RICHARD REMINGTON - KOMENDANT. POKÓJ CHUJ WIE ILE.

KURRRRRRWA MAĆ. PIERDOLONY DICK ZOSTAŁ KOMENDANTEM. Największy obibok w historii straży pożarnej został jebanym komendantem tej pierdolonej jednostki. Carter aż się w głos zaśmiał. No ja pierdolę.

Tym bardziej zdecydował się wleźć do środka, właził w końcu do królestwa swojego najlepszego kumpla, a więc trochę jak do siebie. Usiadł sobie w komendancim krzesełeczku i piznął na biurko swoją wypchaną dokumentami teczkę. Dobrze tak złamasowi, będzie miał trzy dni czytania przynajmniej. Za karę. Albo nie wiem. Nie, Carter mu tego nie zazdrościł. To była najbardziej przejebana robota wśród przejebanych robót. To już chyba lepiej było zostać tym poławiaczem krewetek, co to ich pokazują na Discovery jak w sztorm kurwa stulecia wyłapują te małe pizdeusze po środku niczego na kuterku rozmiarów pudełka od zapałek. Carter miał ostatnio w chuj i ciut ciut wolnego czasu, był więc na bieżąco z tak pouczającymi tytułami. Ale wracając - że też temu huncwotowi się w ogóle chciało za to zabrać. Serio chyba nie było innych chętnych. Układał sobie dłuższą chwilę te swoje papiery jak ostatni pedancik, kiedy otworzyły się drzwi i stanął w nich Dick. Gnida, lata lecą, a ten skurwysyn nie chce wyglądać ani trochę gorzej.
- Ja pierdolę, nie wierzę kurwa, no nie? - tak, to zamiast dzień dobry albo pocałuj mnie w dupę. Ale no zabrał zgrabne cztery litery z nieswojego miejsca i podskoczył do kumpla, żeby się przywitać. Lata się w końcu nie widzieli, nie? A że Carter był z tych wylewnych Włochów Irlandczyków, to się tam trochę rzucił na niego, tak na misia, i srogo mu przy tym plecy oklepał. Trzyma się chłopina, i dobrze!
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dla wielu jego praca w straży była kaprysem bananowego chłopca. W końcu tatuś mógł mu kupić największą sikawkę, więc czemu tego nie wykorzystać? Długi czas tak myślał, bo był przekonany, że po roku ucieknie stąd, pewny, że to nie jego powołanie. Tak naprawdę Dick Remington był wręcz przekonany, że stworzony jest tylko dla kokainy, a praca, związki czy inne znajomości to tylko wypadkowa brania jej w takich ilościach, że zazwyczaj nie pamiętał z kim spędzał noce. Mimo wszystko jednak straż mu nie przeszła.
Odebrała mu człowieczeństwo i znieczuliła na wiele istotnych kwestii, ale przyrósł do swoich dyżurów i uczucia maksymalnej kontroli nad ogniem. Można by rzec, że to było jedyne nad czym przejawiał jakąkolwiek władzę, więc trzymał się tego absolutnie kurczowo. Nawet w czasach największych zjazdów remiza była miejscem w jakim pojawiał się najczęściej. Może i wynikało to głównie z faktu, że tu tylko tu umiał trafić za pomocą GPS-a, ale i tak był dumny z tego, że jest wzorowym strażakiem.
Gdy więc Duke postanowił nareszcie wyjechać, wszystkich zdziwił wybór na komendanta oprócz samego Remingtona, oczywiście. Szeptano w kuluarach, że pracę mu załatwił sam tatuś i że dali ją ćpunowi na pocieszenie, ale Richard nigdy nie był osobą, która zważałaby na opinie innych. Na to, co mają w kieszeniach i czy to kokaina, owszem, ale żeby się przejmować jakimiś zazdrośnikami?
Narkotyki wypaliły mu mózg, ale nie aż tak bardzo.
Z tego też powodu również teraz beztrosko siedział w swoim gabinecie i oddawał się fantazjom o pewnej blondynce, która powinna znaleźć się pod jego biurkiem i dobrać do spodni od munduru. Na zewnątrz panował rwetes, ale jeszcze nie mieli wezwania, więc po namyśle ruszył do łazienki. Dziewczyny- żony, Dick, żony- wprawdzie nie miał, ale dwie sprawne ręce… I powinien spuścić (ekhm) na tym zasłonę milczenia.
Wracał więc w dużo lepszym humorze, bez presji i z zaskoczeniem odkrył, że jak w tej bajce o trzech misiach, ktoś włamał mu się do gabinetu. Wprawdzie nie jadł z jego łyżeczki i nie spał w łóżeczku, ale i tak to było takie niecne, że już sięgał po patelnię z firmowej kuchni. Właśnie z nią wkroczył do jego włości i z zaskoczeniem odkrył, że na fotelu siedzi nie złoczyńca, a jego Carter. Za dawnych czasów był jedyną osobą, która widziała w nim człowieka i Dick również odwdzięczał się pięknym za nadobne.
Nie zaliczyli jednak trzeciej bazy, więc jego przytulenie skwitował potężnym grymasem.
- Pół roku w szpitalu i już jesteś pedałem, co? - nie ukrywał, dobrze było go widzieć, choć poczucie winy uwierało go delikatnie, zupełnie jak jakiś kamyczek, który przez przypadek wrypał się mu do buta i teraz nie dawał spokoju.
Opadł na SWÓJ fotel komendanta i spojrzał na niego wyczekująco. Teraz pora, by opowiedział swoją smutną historię, a Remington zaleje się jak krokodylek rzewnymi łzami.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Kiedy przychodziło do jego znajomości z Dickiem, Carter tak naprawdę chyba nie pamiętał już nawet kiedy dokładnie się poznali. Śmiało jednak zakładał, że znają się wzajemnie przez połowę swojego średniodługiego życia. Mimo tego, nie przytoczyłby również i ciepłej historyjki jak to się stało, że obu przyszło zapierdalać w straży. Bo taki Carter, on to niespecjalnie miał jakiś wybór, zresztą chyba nawet wybierać nie próbował. Ale taki Dick? Chłopak mógł być królem świata, a jakimś dziwacznym zrządzeniem losu skończył zasuwając z sikawką na australijskiej prowincji. Cóż. Co kto lubi.
- Kurwa, tylko dwadzieścia dwa tygodnie, Masterchef - obruszył się, jakby jakakolwiek sugestia, że spędził w szpitalu więcej niż realnie miała być dla niego największą obrazą. Albo jakby Dick mu matkę obraził. Zaraz się jednak zaśmiał, chyba zwyczajny do tych pedalskich podjazdów z byle okazji. Bo i wskazał na tą nieszczęsną patelnię, którą Dick chyba zamierzał się bronić (?). Odszedł na kilka kroków, zatrzymał się przy jakimś kawałku krzesła, ale stwierdził, że przez poprzednie dwa lata się wystarczająco należał i nasiedział, więc je minął i zatrzymał się przy oknie. Oparł dupę o parapet, nogi wyciągnął wygodnie przed siebie, ręce skrzyżował na klatce piersiowej.
- Chłopie, ja wiem, że po nocach nie spałeś marząc o mojej dupie, więc w końcu postanowiłem dać ci szansę. Taką z pierdolnięciem, nawet się ze starą rozwodzimy - niby było żartobliwie, ale chyba nie do końca. W ogóle gdzieś póki co uleciał zwyczajny, pozbawiony wszelkiego dystansu luz, a w jego miejsce pojawiło... coś. Ki chuj wie czy relacja przełożony-pracownik czy dwójka przyjaciół po niemałej dramce. No ki chuj. - Co słychać? - cyk, zmiana tematu na pełnej partyzantce.
Zaczął się rozglądać po gabinecie. Tyle czasu tutaj nie był, że już chyba nawet nie pamiętał jak to wszystko wyglądało. Zresztą, trzeba przyznać że w trakcie swojej pracy nie miał zbyt wielu okazji tutaj bywać. A przynajmniej na ten moment nie był w stanie sobie przypomnieć jakichś bardziej spektakularnych okazji. Nie chciał też wyjść na jakiegoś natręta albo Perfekcyjną Panią Domu, ogarnął się więc i wskazał głową w stronę leżącej przed Dickiem teczki.
- Trochę mi zeszło, ale masz wszystko. Jak chcesz, grafikuj mnie od pierwszego, jak nie rozwiązuj mi umowę i spadam do Cairns - cóż, Carter się po prostu liczył z tym, że pracownik, który przybumelancił na el quattro przez prawie dwa lata nie jest tym najbardziej i najszczerzej wyglądanym przy ewentualnym powrocie. Ale jak nie to nie, nie będzie przecież płakał czy się na kogokolwiek obrażał i po prostu sobie poradzi.
Taaa, zakładanie że sobie ze wszystkim tak cudownie zupełnie sam poradzi widocznie zdrowo weszło mu w krew.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Widział różne wypadki i nie sądził, że zobaczy jeszcze Cartera. Nie chodziło o to, że życzył nieborakowi najgorzej- w końcu uratował mu jego własny tyłek, ale o to, że ludzie po takich wydarzeniach nagle doznają olśnienia i chcą zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Ta przemiana duchowa zwykle urywa sie po pierwszym kryzysie, ale mają wiarę, że będzie inaczej i wreszcie osiągną zen.
Też tak miał po pierwszym odwyku. Omal nie przefarbował się wtedy na blond i nie zapuścił włosów do ramion wieszcząc królestwo pokoju i miłości. Na szczęście przestali mu podawać psychotropy i świat wrócił do swojej poprawnej formy. W przypadku zaś dawnego przyjaciela był w stanie szczypać go w ramię i sprawdzać czy na pewno jest realny.
W końcu od zawsze wyglądał jak jakiś baśniowy Ken z Barbie u boku.
- A to oddaję słuszność. Na pewno już sikasz sam, a nie do basenu - ich relacja zawsze była odrobinę na wyrost i dlatego Dick jeszcze nie chował patelni. Nie wiedział czy nie przyjdzie mu zrobić z niej użytku i rozbić ją na głowie tego palanta. Oczywiście mówił to z całą czułością, na jaką ostatnio było go stać.
Czy przez to, że zmienił stołek, zmienił jednocześnie do niego stosunek? Nie zapowiadało się, ale to raczej chodziło bardziej o fakt, że ten człowiek uratował mu życie, a Dick był kiepski w podziękowaniach. Nawet dupy by mu nie oddał i miał na myśli swoją własną, a nie tę pożyczoną od Ainsley.
Dlatego też trochę lawirował nie czekając na pytanie, co słychać. Po co miał mu powiedzieć?
Bawił się, używał, uniknął śmierci i krzywdził ludzi mocno. A gdy przyszło za to zapłacić…zapłacił jego tatuś, więc tradycji stało się zadość.
- I dla twojej informacji przerzuciłem się na baby, a konkretniej…wziąłem z jedną ślub, więc z dupy nie skorzystam. Całe szczęście, bo pewnie cię jeszcze piecze. Ej, chwila, co robicie? - zatem w przyrodzie musiała być jakaś kosmiczna równowaga, bo on się żenił, a jego kumpel łamał przysięgi. Najwyraźniej teraz się wymienią i to Dick będzie żył przykładnym życiem pana domu. Aż się skrzywił i od razu sięgnął po papierosa.
- Nie wygłupiaj się, stary. Jasne, że cię zatrudniam. W końcu omal nie zginąłeś na akcji. Chyba by mnie udusili, gdybym cię wyrzucił i to właśnie teraz - tłumaczył się pokrętnie, ale Remington uczuciowym facetem nie bywał (zwłaszcza dla swoich kumpli) i nie zamierzał się roztkliwiać nad wydarzeniami z przeszłości.
Poczucie winy dobiłoby go zupełnie, a przecież starał się zachować dobrą minę do całkiem wściekłej gry.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Właściwie od zawsze trudno byłoby jasno sklasyfikować ich relację. Bo niby tyrają się jakby mieli siebie wzajemnie dosyć już od urodzenia, niby odżywki pełne pewnego rodzaju pogardy, ale kiedy przychodziło co do czego to byli trochę jak te papużki nierozłączki. I - do porzygu wręcz słodko - jeden za drugiego by karku nadstawił. Co smutne - finalnie wyszło to zbyt dosłownie. I teraz Carter szył jak mógł, żeby specjalnie niczego nie zepsuło.
- Kurwa, stary. Masz chujowe zainteresowania. Uryna obcych ludzi. Masakra jakaś - w teatralny sposób okazał obrzydzenie, nawet się odrobinę wzdrygając. Między Bogiem a prawdą to realnie chyba na tym świecie nie było już nic, co mogło Cartera jeszcze obrzydzić. Miało być uroczo, miał być wielkim bohaterem, który ratuje porządnych obywateli przed ogniem (eh, szkoda że nie piekielnym), a wylądował w miejscu, które oscyluje gdzieś między ściąganiem kotka z drzewa a skrobaniem z asfaltu cudzych szczątek. Robota marzeń. Naprawdę dziwne, że po tej przerwie nie postanowił się przekwalifikować. Nawet to nieszczęsne poławianie krewetek przy minus milion stopniach na wodach jakiegoś chujowo zimnego morza, wyglądało przy tym jak zupełnie ciepła i atrakcyjna posadka.
- Cholera, chwilę mnie tylko nie ma a ty już strzeliłeś jakieś szczęściarze bachora? - próbował być zupełnie poważny, ale w pierwszym odruchu naprawdę ciężko było mu sobie wyobrazić to, że gdzieś po tym świecie chodziła kobieta, dla której Richard Remington postanowił się ustatkować. Co to w ogóle za abstrakcyjna wizja! - A tak całkiem serio, gratulować czy współczuć? - ploteczki w męskim wydaniu na pełnej kurwie. Miał coś pewnie jeszcze dodać, ale w momencie spoważniał, kiedy piłeczkę odbito na temat jego rozwodu.
- Rozwodzimy się. Po nowym roku jest pierwsza sprawa. Nie wyszło, rozjechało się i tyle - krótko i na temat. Carter nie miał najmniejszego zamiaru się nad tym tematem rozckliwiać czy użalać, podjęli taką decyzję i się tego będzie mocno trzymał. Bo niby też czemu miałby właśnie teraz zmieniać zdanie?
- Uważaj bo mi jeszcze jakiś jebany medal za to odpalą. Weź, bo wpadnę w samozachwyt. Lepiej dobrą zmianę mi dobierz w ramach rekompensaty - tak, akurat to wydawało się najlepszym, czego mógł od niego w tym momencie oczekiwać. Rozsiadł się jeszcze wygodniej i ponownie obcinał sobie dickowy gabinecik.
Myślał chyba, że nory komendantów urządzone są odrobinę bardziej gustownie.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dick Remington nie umiał w relacje. Mamusia ćpunka nigdy nie przykładała specjalnej wagi do rozwijania jego umiejętności socjalizowania się w grupie, a ojciec uważał, że skoro on jest absolutnym guru w towarzystwie to syn odziedziczy po nim umiejętności. Spoiler: nic z tego nie wyszło. Przez całą szkołę był raczej osobą, z którą trudno było nawiązać jakikolwiek kontakt. Głowę nosił za wysoko, szastał pieniędzmi i był bezczelny tak bardzo, że często dosłownie ktoś musiał nadstawiać za niego karku. Niesamowite, że prędko tym kimś okazał się Carter i choć on wyrósł z dickowego, cwaniackiego podejścia do życia, nadal byli sobie bliscy.
Miał wrażenie, że nie zawsze umiał to okazać i czasami jego szorstkość była wręcz przeszarżowana, ale starał się jak mógł. Również teraz, gdy wkradła się między nimi ta część życia kumpla, w którym się poświęca za drugiego i dostaje przez to po dupie. Jeszcze brakowało tego, by Dick zaliczył mu w międzyczasie żonę, ale taką świnią nie bywał…Okej, zdarzyło mu się z innym kumplem, ale akurat Carterowi by tego nie zrobił.
- Gdybyś musiał podrabiać badania w jednostce to też by cię interesowała - odgryzł się, bo może i był dobrym strażakiem, ale nie aniołem i musiał nieźle mataczyć, by utrzymać swoje stanowisko pomimo tego, że ćpał. To jednak już było za nim i mógł wypiąć dumnie pierś, gdy temat schodził na jego żonę.
Tylko to dziecko. Aż się zakrztusił woday, którą nonszalancko popijał. Może i Bóg był fanem prokreacji, ale Dick Remington niekoniecznie.
Nie po tym jak zabił swoje nienarodzone dziecię.
- Pogrzało cię?! Jakie dziecko? Po co to komu? - pokręcił zdecydowanie głową, ale na jego pytanie odpowiedź mogła być jedna. - Współczuć. Żony zawsze się współczuje - mimo to szczerzył się jak głupi do sera i nie wyglądał na specjalnie zasmuconego swoim ożenkiem.
- A tobie gratulować czy współczuć? - odbił piłeczkę, czuł się trochę tak jak za pierwszym rozstaniem swoich rodziców. Potem przywykł, że tatuś rzuca inne panienki z prędkością światła i mu przeszło. Chciałby mieć taką pamięć złotej rybki zwłaszcza teraz, gdy zeszło im na trudne tematy.
Nie umiał w relacje, więc tylko spojrzał na niego dłużej.
- Stary, ja to doceniam. I będziesz miał tu jak w niebie, tylko kawę zaparz szefowi - wylazł ze skorupki obojętności, by następnie wesoło w nią wskoczyć.
Nadal jednak był złamanym chujem, ale Cartera szanował i się starał.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Za to, że ta dwójka kiedykolwiek stanęła na swojej drodze, odpowiedzialna musiała być jakaś magiczna siła z kosmosu. Bo cóż, absolutnym guru w towarzystwie był, ale w tamtych czasach Carter. Zresztą, jak pewnie się wykazywał jako kapitan drużyny, na punkcie której zapalenia dupy dostawali wszyscy w szkole, to wcale nie było trudne. Na dodatek miał gadane, wyglądał jak ten baśniowy Ken, a jego matka szefowała komitetowi rodzicielskiemu i odpowiedzialna była za organizację wszystkich tamtejszych imprez. Cały ten nieskromny zbiór dodawał mu zajebistości na tyle, że nie musiał się specjalnie starać, by wyciągać kumpla choćby z największych kłopotów. Nikomu nie przeszkadzała niemała przepaść dzieląca towarzystwa, z którego pochodzą. Piękne to były czasy.
- Ja pierdolę, nadal jesteś beznadziejny - pokręcił głową z niedowierzaniem, choć przyznać trzeba że śmiał się przy tym w najlepsze. Carter dużo wiedział, dużo widział i sam w swoich (nie)najlepszych czasach musiał kombinować kiedy przychodziło do badań maści różnorakiej. Bywało różnie i żyło się różnie. A teraz wrócił tutaj jak najbardziej przykładny przedstawiciel gatunku mężczyzny porządnego. I gdzieś pod skórą miał przemożne wrażenie, że i u Dicka coś się zmieniło. Coś w końcu kliknęło. Stołek jest. Szczerzy się jak ostatni debil na wspomnienie jakieś baby. Jeszcze moment i wymyśli jakąś przeprowadzkę na wieś. No kurwa, świat się kończy.
Kiedy ten oburzył się tematem dziecka, Carter jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym rozbrajająco. Komu jak komu, ale najlepszemu kumplowi trzeba było wybaczyć to, że biorąc pod uwagę ostatni styl życia jaki prowadził Dick (przynajmniej ten, jaki pamiętał sam Shaughnessy) to wcale nie ciężko było wykluczyć, że tylko rozmnożenie się mogło typa zmusić do ożenku.
- Taaaaaaa... Widać. Znam ten ból - pokiwał głową z aprobatą, unosząc w międzyczasie jeden z kciuków do góry. Carter również należał do tych, którzy przez cały czas mogli wieszać psy na małżeństwie czy tych mitycznych swoich starych, ale kiedy przychodziło co do czego, on naprawdę Rosie bardzo kocha(ł). Pokroić się by za nią dał. I na samą myśl o niej szczerzy(ł) się tak samo, jak teraz Dick na wspomnienie świeżo upieczonej pani Remington. - Ty, ale że z kim? - khem, ciekawość po prostu wygrała z próbami nie bycia ostatnią remizyjną bajcarą.
- I co kurwa, jeszcze może frytki do tego? - obruszył się. Chociaż sam by się tej kawy pewnie napił, to jednak liczył się ze swoją niezgrabnością w trakcie wykonywania czynności w kuchni. Mógłby się jeszcze - proszę docenić czarny żart - POPARZYĆ.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Mało było w jego życiu ludzi na stałe. Tak naprawdę mógłby policzyć na palcach jednej ręki tych, którzy przez lata zostali u jego boku. Głównie wynikało to z faktu, że był na tyle naćpany, że było mu wszystko jedno, kto kręci się obok niego. Poza tym jego epickie wyskoki nie znajdowały fanów wśród trzeźwej społeczności Lorne Bay. Nawet jeden z jego kochanków miał pecha i umarł śmiercią tragiczną w szpitalu po tym jak odłączyła go własna matka. Nic więc dziwnego, że takie znajomości jak ta z Carterem szanował. Oczywiście na swój dickowy sposób, bo nigdy nie pojawił się w szpitalu ani też nie wypytywał jego brzydkiej dupy o to czy wszystko w porządku, ale odliczał dni i czekał na powrót syna marnotrawnego.
Byłby srogo zawiedziony, gdyby postanowił nie wrócić i zająć się sadzeniem marchewki. Pewnie byłby na tyle wkurzony, że wsadziłby mu to warzywo tak głęboko w... nos, by przemyślał jeszcze raz wybór kariery zawodowej. Dlatego teraz, mimo że nie okazywał tego, cieszył się na swój sposób i w duchu wywieszał wielki baner powitalny. To, że tego głośno nie robił, wynikało z faktu, że Remington uważał, że facetowi nie przystoi bycie pizdą i delikatnym kwiatuszkiem.
- Jestem absolutnie fantastyczny. Ostatnio wprawili mi nawet nowe zęby - podzielił się nowiną, ale pominął fakt w jaki sposób utracił swoje cenne licówki. Pewnie ktoś je zebrał w porcie i sprzedał za bajońską sumę. Na samą myśl brało go obrzydzenie, ale przecież powinien docenić, że przeżył ten pojedynek z gangsterem. I że ocalił Divinę, która sprowadziła na jego życie pokój, harmonię i przekonała go, że o miłość trzeba walczyć. Kruszył więc tak skutecznie kopie, że teraz miał obrączkę i poważnie rozmyślał wzięcie kredytu hipotetycznego. Nie dlatego, że nie było go stać na ich miłosne gniazdko. Po prostu chciał całkiem serio bawić się w tych nowożeńców.
- Zeszliśmy się z Ainsley. To chyba było do przewidzenia - wzruszył ramionami, bo to było takie naturalne i dziecinne proste. Ktoś mu kiedyś powiedział, że na tym polega prawdziwa miłość. Ogarnia cię wtedy absolutny spokój i harmonia, a on uczepił się tych słów i wierzył w nie jak w Ewangelię. - Czemu się rozwodzisz? - skoro on wyciągał z niego poufne informacje to i Dick nie pozostawał dłużny. Zawahał się, ale wreszcie rozlał im po szklaneczce whisky i usiadł bliżej niego czując się jak za starych, dobrych czasów.
Tych, w których remizą rządzili sami mężczyźni, a żadna Autumn go nie kopała na oczach załogi. Remington czasami za nimi szalenie tęsknił.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Nic chyba nie utwierdziłoby go w przekonaniu o ciągłej beznadziejności swojego kompana jak to, jaką odpowiedź usłyszał na swoje stwierdzenie. Wywrócił więc dosyć zauważalnie oczami i nawet sobie prychnął, jakby odmawianie mu racji w tym temacie było na ten moment największą obelgą.
- Mhm, jasne - pokiwał twierdząco głową, a na jego twarzy zaczął rysować się przebiegły uśmieszek. - Oczywiście ci magiczni oni zrobili to bez żadnego wyraźnego powodu i zupełnie charytatywnie - i się w końcu z tego zaśmiał nawet. Pewnie to nie było zbyt koleżeńskie ale Carter po prostu liczył się z tym, że nadejdzie ten piękny dzień, kiedy Remington podpadnie komuś tak skutecznie, że na nic nie zdadzą się żadne pieniądze tatusia i ktoś po prostu policzy mu wszystkie zęby. Ewentualnie to potem sam Richard będzie liczył, ale koszta doczekania się nowej szczęki, ale skoro już po ptakach, mleko rozlane to już się chyba nie ma co dochodzić kto, dlaczego, komu i po co.
Słysząc rewelacje co do tego, z kim to ożenił się Dick, zrobił minę pełną uznania i pokiwał po raz kolejny głową góra-dół, jak piesek na tylnej półce auta. "To chyba było do przewidzenia". Jasne. Nie było.
- Ty, tyś się za mocno gdzieś w główkę jebnął czy to ta biedna dziewczyna miała pecha? - Carter nawet nie musiał wiedzieć w jakich okolicznościach przyrody doszło do samego ślubu Remingtonów, cały ich wielki powrót do siebie, po tym jak zerwali definitywnie jakkolwiek kontakt na spokojnie z dziesięć lat, był taką abstrakcją że w tym temacie nie trzeba więcej. Ale skoro ten tak szczerzy gębę na samo wspomnienie swojej szanownej małżonki, najwyraźniej nie Carterowi było to oceniać. Sam ożenek kumpla przecież już był wydarzeniem bez precedensu, więc w sumie czy w tym temacie trzeba się było bardziej dziwić? - Ale no, szczęścia, niech wam dobrze będzie - czyli typowe dla Shaughnessy'ego życzenia w klimacie 'chciałem dobrze, ale nie umiem formułować takich rzeczy i musi ci to wystarczyć'. Taka tam, szorstka przyjaźń czy coś.
Szczerze mówiąc ten durny uśmieszek trochę mu zbledł, kiedy Dick odbił piłeczkę i zapytał o rozwód.
- Bo nastąpił trwały rozkład pożycia małżeńskiego? - nadal próbował robić dobrą minę do złej gry, ale szczerze mówiąc to wcale a wcale z tym nie skłamał. - A tak całkiem serio, mnie rozłożył wypadek, a Rosie wtedy po prostu wcięło. Zesrało się dużo w bardzo krótkim czasie, ale o tym może kiedyś - urwał, obserwując jak Dick podsuwa mu szklaneczkę whisky. - Jak się porządnie napijemy. Dzisiaj obie twoje, sam sobie jestem kierowcą. Za wasze zdrowie, albo co tam ci się marzy strzelaj - to chyba było bardziej trafione niż te nieszczęsne gratulacje.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Historia utraty jego całego uzębienia była już jedną z tych opowieści, które kiedyś usłyszą jego dzieciaki i pewnie jak w tym sitcomie zaczną przewracać oczami, bo nie będą mogli przyjąć do wiadomości, że ich ojciec potrafił być tak głupi. Oczywiście zapomni im wspomnieć o mieszance leków, alkoholu i kokainy, która wówczas królowała w jego krwiobiegu i zmusiła go do uwierzenia w opowieść Pearl Cambell o tym, że Divina jest przeklęta i to ona zesłała ponownie na niego ten pieprzony nałóg. Ona, a nie ten młodzieńczy autostopowicz, który obciągał przy tym biurku i który swoim odejściem nieco go pokiereszował.
Dopiero teraz, po odzyskaniu Ainsley zaczynał rozumieć, że w tym szaleństwie była metoda i jeśli faktycznie Norwood mieszała w czymś palce swoją modlitwą to koniec końców wyszło mu to całkiem na dobre, więc nie zamierzał obecnie rozgrzebywać faktu, że został pobity do nieprzytomności, a potem zawleczony do własnego mieszkania, w którym spędził dwie doby. Potem zrobił coś niewybaczalnego i udał się do pensjonatu, gdzie trafił go wylew. Można by rzec, że niebo usiłowało go ukarać natychmiast, ale zwyciężyła współczesna medycyna i chęć życia.
Z nią. To o niej myślał, gdy leżał na granicy półsnu i ją wzywał. Z tego też powodu jego pytanie mógł jedynie pominąć z pogardliwym uśmieszkiem.
- Co do niej nie mam pojęcia - zastrzegł. - Po prostu postanowiła po latach dać mi szansę, pewnie nikt jej nie zadowalał w łóżku jak ja. To jest jakiś wstęp do udanego małżeństwa, co? - czy był niedojrzały? Ależ oczywiście, ale nie przeszkadzało mu w tym, by kochać swoją żonę wręcz do szaleństwa. Mógł na ten temat ironizować i podchodzić na pierwszy rzut oka lekko, ale prawdą było, że był szczęśliwy. A Dick Remington dawno nie czuł się tak zwyczajnie szczęśliwy. Ba, odkąd odeszła przed laty zupełnie nie pamiętał, czym owe szczęście było. Skoro zaś zaraził się tą euforią to obecnie chciał, by to uczucie trzymało go jak najdłużej.
Nie znaczyło to jednak, że nie przewróci oczami, gdy jego kumpel odsuwał od siebie whisky.
- Znowu poszedłeś do anonimowych alkoholików? Ostatnio jednego stamtąd wywlekałem. Nie jesteś uzależniony, a auto zawsze można odholować - na przykład, wozem strażackim. Bycie komendantem miało swoje przywileje, a on miał jedną strażaczkę, która zasłużyła sobie na wykonywanie takich zadań. - Trwały rozkład pożycia małżeńskiego... Znaczy ją nie ruchasz i to powód dla rozwodu? W sumie to szanuję - kiwnął głową. Nigdy nie wchodził w ich związek głębiej niż ustawa przewiduje, więc skąd miał wiedzieć czy tego chciał jego kumpel?
Jedynie żałował, że nie będą jednocześnie singlami i nie wybiorą się na zaliczanie łatwych panienek.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Dick Remington

Gdyby Carter tylko wiedział, że jakakolwiek wizja przyszłości w wykonaniu Dicka Remingtona, zakłada posiadanie przez niego dzieci, raczej choć nieśmiało sugerowałby że całkiem sporą część swojego życiorysu będzie musiał przerobić do wersji akceptowalnej przez społeczeństwo i no... Czas najwyższy już chyba zaczynać, bo z nauką tego tak skutecznie, żeby nie popierdolić żadnych faktów trochę mu jednak zejdzie.
- No kurwa stary - rzucił, jakby stwierdzenie, że stawianie małżeństwa wyłącznie na tym, że ma się udany seks, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Nawet przy tym odrobinę kpiąco prychnął śmiechem. Z drugiej jednak strony, to nie było przecież też tak, że te X lat temu on sobie wybrał na żonę akurat Rosie, bo w odpowiednim tonie dywagowała o historii średniowiecznej Anglii. Zresztą, dwudziestokilkuletni Carter był na takim poziomie emocjonalnym, że za jeden z głównych powodów pewnie i bez zastanowienia rzuciłby o idealnych cyckach swojej przyszłej wtedy jeszcze małżonki. Postanowił się zatem specjalnie nie mądrować, bo finalnie wcale lepszy od swojego kumpla nie był. - Nie zapomnij jeszcze daty jej urodzin albo waszej rocznicy i zobaczysz, jakiś jebany order ci odpalą - no tu się już nabijał na legalu. Sam miał pamięć orzecha i tylko fakt, że odpowiednio umiał swoją blondynkę urobić gwarantował mu w temacie zapominania o zupełnie każdej możliwej dacie, bezpieczeństwo. Rosie po prostu siłą rzeczy musiała zostać fanką niespodzianek.
- Jakie znowu? Jakie kurwa znowu? Z kim mnie pomyliłeś? Zacznę być zazdrosny - spojrzał na niego z dezaprobatą, w zupełnie teatralnym oburzeniu. I tak między Bogiem a prawdą to śmiał się teraz w najlepsze, ale fakt faktem Carter Shaughnessy przez sporo okresów w swoim życiu chla(ł) tyle, że zawstydziłby tym pewnie i swoich irlandzkich przodków. Nie chciał jednak teraz sprzedawać łzawej historyjki o tym, jak przez ten cały wypadek się cudownie zmienił i wyszedł na prostą, bo sam dobrze wiedział, że to jedynie stan przejściowy. Pierwsze jeszcze zagubienie po powrocie do starego życia. Gorzej, jeśli okaże się, że nie zostało z tamtych czasów nic i zupełnie od zera będzie trzeba wszystko stawiać. Na ten moment nie próbował się nawet mierzyć z tym, czy ma tyle siły by to ogarnąć. - Pij, pij. I nie stękaj. Jakiś dobry w opór toast sobie wymyśl. Nie wiem, żebyś chociaż psa doczekał się mądrzejszego od siebie czy coś - sto lat, sto lat Dick.
Co do rozwodu, najpierw niby śmiechnął, ale widać było po chwili że tak serio to wyjątkowo bardzo do śmiechu mu nie jest.
- Znaczy, że widziałem ją dziś rano pierwszy raz od kiedy wyszedłem z domu w dzień kiedy ten cudowny sufit postanowił mnie oświecić - wzruszył trochę ramionami, no tak że niby ma na to już zupełnie wyjebane. Chuj z tym, że tak właściwie to trzeba dopiero teraz to wszystko rozgrzebać, a dopiero to zdrowo zepsuje mu nastrój. - I ja pierdolę, jaki ty się zrobiłeś ordynarny. Chyba tą twoją żonę muszę ścignąć, żeby cię w końcu ogarnęła bo to nic z tego do chuja nie będzie - najwyraźniej jednak Dick po prostu uczy się od najlepszych.
misio
ładnie
:*
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Bywały historie, które pozostawiał dla siebie i nie sprzedawał nawet najlepszemu przyjacielowi. Głównie wynikało to z faktu, że miał się czego wstydzić. Nigdy nie był przykładem perfekcyjnego chłopaczka, a po kokainie zamieniał się momentami w potwora. Jego ojciec kilkakrotnie sugerował mu, że to kwestia genetyki, więc musiał się z tym zgodzić. To nawet było lepsze niż winienie za wszystko kokainy. Przynajmniej nadal mógł ją sobie tankować nie przejmując się zgorszeniem, jakie dokonało się w jego głowie. Dopiero znajomość z Diviną i odkrycie, że istnieją ludzie skrajnie ubogi sprawiła, że inaczej spojrzał na świat. Ten przestał być dla niego kiepskim miejscem i stał się świątynią, w której tacy biali, bogaci chłopcy byli kurewsko uprzywilejowani.
Po czasie zrozumiał, że jest jednym z tych bananowych dzieci, które znajdowały bez końca kryzysy, bo nie chciało im się dorosnąć. Kiedyś jednak musiał to zrobić i to małżeństwo było jednym z objawów tego dojrzewania, niezależnie od jego gówniarskiego języka i poczucia nonszalancji, którym nadal się napawał.
W końcu dorósł, a nie zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Ainsley nie jest tego typu dziewczyną. Nie jarają ją jakieś nudne zwyczaje bądź celebracje i dlatego ją kocham - wzruszył ramionami, bo chyba nie zniósłby na jej miejscu jakiejś pretensjonalnej idiotki, która uważała się za najlepszą w momencie zezwolenia na seks dla męża. Może z tego powodu nigdy nie nawiązał bliższej relacji z jego żoną, bo miał wrażenie, że ona jest dokładnie z tego gatunku. Wprawdzie nie znał ją bliżej i zapewne oceniał tak płytko jak się dało, ale Dick Remington nigdy nie należał do miłych i empatycznych ludzi. Niektórzy odczytywali to jak wielką zaletę i dla tych niektórych był gotów skoczyć w ogień. Resztą pomijał milczeniem.
- Tamten chciał mi przynajmniej zrobić laskę za kokę. Nie dorastasz mu do pięt - czy wierzył w tego typu cudowne metamorfozy? Sam przechodził ich dokładnie trzynaście, więc to świadczyło o jego opinii na temat zmiany pod wpływem czegoś. Ostatnio toczyła mu się ślina z ust i miał halucynacje, czy to sprawiło, że zmądrzał? Za cholerę jednak nie mógł zrozumieć tego, co Carter do niego mówi, zwłaszcza w kwestii swojego małżeństwa, więc machnął ręką. Nie jego małpy i nie jego cyrk, choć podejrzewał, że niejednokrotnie jeszcze zaleją robaka (albo sam Dick), by drążyć ten temat. Jak znał się na mężczyznach (a zwłaszcza tym obok) to podejrzewał, że nie zakończą rozmowy na tym oświadczeniu i nie był zbytnio podekscytowany z tego powodu, ale kumplem był dobrym i zamierzał go wspierać.
Albo przynajmniej udawać, że słucha, choć na wspomnienie własnej żony roześmiał się krótko.
- Już widzę Ainsley, która każe mi się uspokoić. Pantofla masz naprzeciwko - parsknął wskazując na niego. Jakoś nie wierzył, że już pozbył się tej swojej Ksantypy z krajobrazu.

carter shaughnessy
ODPOWIEDZ