lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Nigdy nie była wierząca. Zwyczajnie nie czuła potrzeby, aby angażować w swoje życie jakikolwiek Wyższy Byt, dedykując Mu wszelkie swoje sukcesy i porażki. Istniała z chwili na chwilę, krok za krokiem podążając do przodu i próbując ogarnąć się jakoś na tym świecie. Nie zastanawiała się nad tym, po co to wszystko powstało i czy stało się to samo z siebie czy być może ktoś wykazał się większą kreatywną inicjatywą na początku wszystkiego. Nie musiała też wiedzieć, do czego to zmierza ani myśleć o tym, co będzie potem. Może nic, a może wszystko – dowie się w swoim czasie… albo i nie, co też było w porządku. Teologiczno-filozoficzne kwestie generalnie nie zaprzątały jej głowy i nawet podczas upojenia alkoholowego nie wkręcała się w dysputy nad sensem istnienia. Uważała przy tym, że religia jest dla ludzi. Zestaw pojęć i wierzeń, które miały sprawiać, że łatwiej było im istnieć dzień za dniem, rok za rokiem. Dla niej samej nigdy nie wydawała się czymś niezbędnym. Teraz nadal tak było. Wiedziała, że poradzi sobie bez Boga, kimkolwiek by nie był i nie łudziła się, że jakiekolwiek modlitwy mogłyby sprawić, że będzie lepiej. Nie będzie, nie tak po prostu, z dnia na dzień jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jedynym nieubłaganym bóstwem, które posiadało moc leczenia ran, był czas, a on z kolei był bóstwem kapryśnym, działającym w swoim własnym, wyjątkowo niespiesznym tempie.
A mimo wszystko z jakiegoś powodu przyszła właśnie tutaj. Nie pamiętała, kiedy ostatnio odwiedzała kościół, musiała mieć zaledwie kilkanaście lat. Msze ją nudziły, kazań nigdy nie słuchała, zawsze chciała, aby czas przelatywał jej tutaj jak najszybciej.
Cisza była naprawdę przyjemną odmianą. W kościele panował spokój – z jednej strony dość nienaturalny, ale z drugiej wcale nie niepokojący. Stevie zauważyła, że jej samej udziela się ta atmosfera zadumy. Zupełnie, jakby wchodząc tutaj, nagle znalazła się poza czasem, może nawet poza całym światem. Usiadła w ławce, odetchnęła głębiej i… Nie wiedziała, co dalej. Powinna się pomodlić? Chyba nie umiała. Spuściła głowę, a jej myśli mimowolnie zaczęły płynąć w stronę Penny…

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
53

Kiedyś każdą wolną chwilę chętnie spędzała w tych murach, czując się tutaj najbezpieczniej. Szczególnie grając na organach mogła przenieść się w swoje prywatne lepsze miejsce, a i z czysto fizycznych powodów, takich jak chłód czy brak wilgoci, kościół jedynie ją do siebie zachęcał. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej sobie zrobić przerwę od świątyni, ale po postrzale zniknęła na jakiś czas z przestrzeni Lorne Bay, chociaż tego najpewniej nikt nie zauważył. Wiedziała, że nie będą o nią pytać, a już na pewno nikomu nie będzie jej brakowało. Nie bolała ją myls, że w obliczu jej rychłej śmierci nie tylko nikt by nie zapłakał, ale nawet nie zauważył, że tej osobliwej organistki już nie ma. Dawno przestała żyć złudzeniami, trzymając się z dala od ludzi, którzy nie życzyli sobie jej obecności. Tylko, że nagle to co znane zaczęło ustępować miejsca nowemu i nim się zorientowała, jej proste, wyniesione na społeczny margines życie przybrało całkiem nieoczekiwanych barw, w których nie najlepiej się odnajdywała. Jednym z dowodów tych zmian był kroczący za nią niemalże wszędzie Jasper, który nawet jeśli zaskarbił sobie jej przyjaźń i nie był zbyt nachalny, to jednak... był. Wszędzie. Nie było mowy o nawet najkrótszym spacerze bez jego obecności, a chociaż na początku wierzyła jeszcze, że uda jej się na ten układ jakoś wpłynąć, szybko pojęła, że decyzja paradokslanie nie należy do niej. Daleka była od marudzenia czy kłótni, to też z pokorą kroczyła w kierunku Kościoła, ciągnąc za sobą swój ogon. Miała ochotę odwiedzić świątynie, może porozmawiać z proboszczem, czy pograć a organach. W końcu była pewna, że o tej godzinie nie znajdzie w murach budynku żywej duszy, ale najwyraźniej się przeliczyła. Jakiś czas po prostu stała przy zamkniętych już drzwiach, które okrutnie zaskrzypiały, zdradzając jej przybycie i po prostu patrzyła na tył głowy kogoś, kogo trafię oceniła, jako kobietę. Gryzła się sama ze sobą, gestem dłoni pokazując Jasperowi, żeby został w miejscu, ale z niewidocznym niezadowoleniem dostrzegła, że i tak postąpił za nią, przynajmniej trzymając się odrobinę z tyłu.
- Przepraszam - niezbyt głośno zwróciła na siebie uwagę kobiety, ale puste mury podziałały jak dobre nagłośnienie. Dłonie zaplotła na materiale za ładnej, jak na nią, kremowej spódnicy i pochyliła się nieznacznie, by twarz jej była na równi z zajmowanym przez nieznajomą rzędem. - Czy przeszkadzałaby pani muzyka? - zagadnęła niekoniecznie konkretnie, ale niezwykłe ja stresowalo burzenie cudzego spokoju, już w szczególności w kościele.

stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Teoretycznie do jej uszu dobiegł dźwięk otwieranych ciężkich kościelnych drzwi, jednak nie zarejestrowała tego w pełni świadomie. Skrzypienie połączone z głębokim odgłosem szurania zdawało się w tym miejscu tak naturalne, że praktycznie wkomponowało się w ciszę i nie wytrąciło Stevie z zamyślenia. A może zwyczajnie zdążyła zagłębić się w swoje myśli tak bardzo, że niewiele zewnętrznych bodźców byłoby w stanie ściągnąć ją z powrotem na ziemię? Musiała przyznać, że to było miłe, tak po postu zanurkować głęboko we wspomnienia, zarówno te dobre jak i te nieco gorsze, nie przejmując się tym, jak mogą zaboleć. Nic konkretnego, w pamięci przywołała zaledwie kilka ulotnych wrażeń. Uśmiech Penny, brzmienie jej głosu, gdy była czymś podekscytowana lub poddenerwowana, a później coraz słabiej wypowiadane słowa zobowiązujące Stevie do bycia silną za wszystkie siostry Mayfield… Chyba nie do końca wywiązała się dobrze z tego zadania, hm?
Drgnęła dopiero, gdy usłyszała obok siebie rzeczywisty ludzki głos. Podniosła głowę, prostując się i usztywniając. Jej serce kilka razy zabiło znacznie mocniej. Chyba rzeczywiście dość mocno odkleiła się od rzeczywistości. Potrzebowała chwili, żeby jej głowa załapała sens słów, które wychwyciły uszy. Powoli wracała do rzeczywistości, do tutaj i teraz.
- Muzyka? Przepraszam, nie do końca rozumiem – stwierdziła szczerze, bo nie potrafiła skleić swojego obecnego położenia – siedząc w ławce w niemal pustym kościele – z muzyką, która rzekomo miałaby jej przeszkadzać. Skupiła się nawet bardziej na otoczeniu, ale… Nie, nadal nie słyszała żadnej muzyki ani czegokolwiek, co mogłoby ją wydawać. Szybko stało się dla niej za to zupełnie jasne, że jej policzki zdążyły zawilgotnieć przez ostatnich kilka minut. - Przepraszam – powiedziała pospiesznie i otarła oczy, nie chcąc sprawiać wrażenia, jakby robiła sceny. Ani generalnie zwracać na siebie uwagi. To przecież nic, minimalny i krótkotrwały spadek formy, który przejdzie tak szybko, jak się pojawił. Stevie na tym etapie była już praktycznie mistrzynią brania się w garść. Nieznajoma wzięła ją po prostu z zaskoczenia.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Przywykła do tego, by od ludzi trzymać się z daleka, to też rzadko kiedy sama z siebie ich zagadywała. Kościół i cmentarz zdecydowanie należały do miejsc, w których najczęściej dało się z nią porozmawiać, bo też tutaj zwyczajnie czuła się trochę bardziej pewnie i trochę mniej niechciana. Nie oznaczało to natomiast, że zamieniała się w lwa salonowego, nic z tych rzeczy. Cała jej postawa świadczyła o wycofaniu, jakby już ułożenie jej ciała miało zapewniać rozmówcę o tym, że nie będzie się narzucać i możliwie najszybciej się wycofa. Z resztą duża cześć mieszkańców Lorne Bay właśnie tego sobie życzyła... by takie przekleństwo, jak Norwood trzymało się od nich z daleka. Była już przyzwyczajona do tego stanu, jak i faktu, że jeśli ktoś przepraszał, to raczej ona, dlatego mocno się zdziwiła, gdy nieznajoma postanowiła dwukrotnie wypowiedzieć słowo, po jakie w odczuciu Diviny nie musiała sięgać.
- Proszę nie przepraszać, to ja przerwałam pani zadumę - odpowiedziała ostrożnie, a jej spojrzenie przejechało po polikach kobiety, by dość szybko zrozumieć, że ta płakała. To nie tak, że w Kościele zdarzało się to rzadko, ale ilekroć widziała kogoś w takim stanie, boleśniej dotykało ją to, jak niewiele może zrobić dla innych. - I byłam chyba niekonkretna - kontynuowała tym samym ostrożnym, ale też nieco monotonnym tonem. - Jestem organistką... przyszłam poćwiczyć, ale widzę, że pani chyba przyda się spokój - wyjaśniła, a jej słowa głównie odwoływały się do łez kobiety. Nie chciała jej przeszkadzać w modlitwie, ani jakkolwiek zaburzać jej poczucia bezpieczeństwa, czy odosobnienia. W zasadzie miała do siebie żal o to, że tutaj podeszła, ale skoro już to zrobiła, nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu się wycofała, nie zaoferowawszy komuś pomocy, szczególnie gdy ten ktoś wydawał się jej potrzebować. - Wszystko dobrze? Może chciałaby pani z kimś porozmawiać? - zagadnęła, nie będąc tak śmiałą, by od razu sugerować, że ona mogłaby być takim wybitnym rozmówcą. Znała swoje miejsce i sama z siebie nie próbowała się z niego wymykać. Tylko, że czasem każdy potrzebował nieoceniającej pary uszu i co tu dużo mówić, były to też te momenty, kiedy Divina czuła się nieco bardziej potrzebną, niż zwykle. Jakby rola spowiednika nadawała jej jakiejś wartości. Samo to, że mogła zdjąć z cudzych ramion ciężar czy żal, dodawało jej więcej siły do noszenia swoich własnych przeciwności.

stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Nie mieszkała w Lorne Bay. Nie pochodziła też ani z najbliższej okolicy ani nawet z Australii czy tej samej półkuli. Nie miała bladego pojęcia o tutejszych zwyczajach, nadal próbowała się przyzwyczaić do wartości tutejszego dolara i australijskiego akcentu i generalnie znacznie większą część swojej uwagi poświęcała temu, co można było w tej okolicy zobaczyć, aby zdobyć niepowtarzalne doświadczenia niż lokalnym plotkom. Nie miały dla niej znaczenia, przecież i tak miała wyjechać niedługo, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie zakocha się zupełnym przypadkiem w tutejszych plażach… Zresztą, na to również brała poprawkę i ostatecznie stwierdzała, że nic nie będzie trwało wiecznie, nawet taka miłość.
- Nie, to nic – zapewniła pospiesznie, ale szczerze. Nie miała bladego pojęcia, jak działały kościoły. Cholera, prawda była taka, że nie wiedziała nawet, do jakiego kościołu tak naprawdę weszła. Zwykły katolicki, synagoga, meczet (okej, ten raczej odpadał, skoro nikt nie czepiał się jej o brak nakrycia głowy), jakiś inny zbór? Dla niej nie miało to znaczenia, nie była przesadnie religijna i uważała, że jeśli jakikolwiek bóg istnieje, to prawdopodobnie ma wywalone na to, jak nazywa się kościółek, w którym ludzie odmawiają mu modlitwy, dopóki odmawiają je szczerze. Stevie się nawet nie modliła, zwyczajnie głęboko myślała o Penny… - To naprawdę nic takiego – powtórzyła, bo ta sama odpowiedź mogła zostać przez nią bez problemu użyta także w przypadku drugiego pytania nieznajomej. - Ja tylko… - chciała spróbować się wytłumaczyć, ale ani trochę jej to nie wyszło, przede wszystkim dlatego, że nie znalazła żadnego odpowiednio kompetentnego wytłumaczenia. Bo co ona tylko? O Penny zdecydowanie nie chciała rozmawiać. - Jestem Stevie – powiedziała zamiast tego. - Może mówmy sobie po imieniu? – zaproponowała i przywołała na twarz sympatyczny uśmiech. Kobieta, która ją zagadywała, była najprawdopodobniej w zbliżonym wieku do niej. To samo pokolenie. Nie było sensu sobie paniować i wprowadzać niepotrzebnie sztywnej atmosfery. - Nigdy nie spotkałam organistki – nie wiedziałą, dlaczego to powiedziała ani kogo to mogło tak naprawdę obchodzić. Była to wprawdzie prawda, ale… Nie każda prawda jest godna uwagi, nie?

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
W całym swoim życiu ani razu Divina nie opuściła Lorne Bay, więc tak naprawdę niewiele wiedziała o świecie, jaki roztaczał się poza granicami miasteczka. Już teraz, po kilku zdaniach wypowiedzianych przez rudowłosą kobietę, mogła przypuszczać, że nie jest z Australii, ale jednocześnie... wiedziała, że są to jedynie przypuszczenia. Rzadko kiedy była na tyle odważna, by być czegoś pewną. Trzymała się raczej w cieniu i nie wygłaszała nieproszona swoich opinii, ale mimo to zawsze była chętna, by kogoś wesprzeć, szczególnie gdy widziała, że może być to potrzebne. Miała tylko swoją intuicję, wiele razy też odepchnięto jej wyciągniętą dłoń, ale to akurat nigdy nie miało jej zrazić, by nadal próbować... tak jak teraz.
Uniosła nieznacznie brwi, gdy nieznajoma jej odpowiedziała. Czy faktycznie było to niczym takim? Nie mogła wiedzieć, ani nalegać na wyjaśnienia, pozostało jej jedynie skinąć głową i poczekać w nadziei, że może jednak ta zagubiona osóbka postanowi dodać coś jeszcze. Jak się okazało, tak właśnie było. Skinęła ponownie głową, nie pospieszając rudowłosej w żaden sposób, aż nie padła propozycja, która szczerze ją zaskoczyła.
- Dobrze. Divina - odpowiedziała spokojnie, całkiem zaskoczona tą nagłą propozycją i przez to też doszła do wniosku, że może jej własne przedstawienie zabrzmiało przez to dość sucho. Ostatnio więcej przebywała z ludźmi i nieco lepiej rozumiała, jak modulacja głosu, czy mimika wpływa na odczytanie cudzych intencji. - Albo Viny... kilka osób mówi na mnie Viny, jeśli tak wolisz - dodała więc nieco bardziej poufale, a przy tym obejrzała się do tyłu i dała Jasperowi znak, żeby sobie gdzieś usiadł w ostatnich rzędach i nie przeszkadzał. Czuła, że tak będzie lepiej. - Nie wiem, czy cokolwiek straciłaś... mogę się przysiąść? - zapytała ostrożnie, wskazując ławkę. Z jednej strony bała się odmowy, a z drugiej wciąż miała przeczucie, że mimo zaprzeczeń, coś w życiu Stevie musiało jednak się wydarzyć, skoro kościół tak na nią wpływał. - Czym ty się zajmujesz? - zagadnęła, niby niezbyt głośno, ale pusta przestrzeń świątyni całkiem dobrze niosła jej głos, odbijając go echem od kamiennych murów. Miało to swój urok, ale potrafiło też budzić strach czy inne silne emocje. Niby z początku Divina przyszła tu po to, by pograć, ale teraz... nawet jeśli rudowłosej by to nie przeszkadzało, nie uważała, aby takie posunięcie było odpowiednim wyborem.

stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Przez kilka chwil brała pod uwagę, że być może popełniała jakieś faux-pas, siedząc w tym konkretnym kościele o tej konkretnej godzinie w tej konkretnej ławce. Nie należała do osób religijnych, nie znała większości obrzędów ani świąt, które by się z nimi wiązały. Wprawdzie kiedy była mała, faktycznie zdarzyło jej się parę razy zajrzeć do kościoła, ale ostatecznie niewiele z tych przygód wyniosła. Jej rodzice nie byli przesadnie wierzącymi ludźmi, sama Stevie również ponad wiarę w Boga przedkładała wiarę w naukę lub generalnie wszystko to, co wiązało się z istnieniem tu i teraz na ziemi… Lubiła uważać się za realistkę. Najwidoczniej nie bez powodu mówi się jednak, że jak trwoga to do Boga
Kościół w Lorne Bay przyniósł jej chwilę spokoju, pozwolił na parę większych oddechów i opuszczenie gardy, dzięki czemu była w stanie zdobyć się na kilka łez. Nie spodziewała się jednak, że ktokolwiek je zobaczy. Wiedziała, że płacz był czymś naturalnym, ale postanowiła zachować je dla siebie. Podczas całej tej wyprawy chciała przede wszystkim zapomnieć o tym, co ją dręczyło. Nie powinna płakać, powinna żyć. – cokolwiek miało to znaczyć, w zależności od skrawka świata, na którym się aktualnie znalazła.
- Proszę bardzo… Viny… - zgodziła się, symbolicznie przesuwając się kilka-kilkanaście centymetrów w bok, żeby zrobić swojej nowej znajomej miejsce w ławce. Posłała jej przy tym lekki uśmiech. Wszyscy cierpieli, prawda? Wszyscy mieli czasem pod górę. Istotne było to, jak człowiek sobie radził z wyzwaniami, a nie to, jak bardzo uginał plecy pod ich ciężarem, Stevie jeszcze nie wiedziała, czy jest w stanie nieść na plecach swoją przeszłość czy może w pewnym momencie padnie na twarz, nie będąc w stanie znieść tego ciężaru, ale tutaj, teraz postanowiła odłożyć ten problem na bok…
- Aktualnie niczym. Z wykształcenia jestem architektem. Po studiach byłam kelnerką. Teraz szukam pracy… - powiedziała całkiem szczerze. - Ale nie martw się, nie będę próbowała przejąć twojej – zapewniła z uśmiechem, ale już chwilę później stwierdziła, że to być może było niewystarczająca oznaka, aby dać Viny znak, że tak naprawdę tylko żartowała i nie miała w planach zostawać organistką. - Naprawdę, jestem zupełnie niemuzykalna, umiem ewentualnie śpiewać, ale to też niezbyt dobrze… Zresztą, niedługo pewnie pojadę gdzieś dalej… Nie znasz może kogoś, kto szukałby pomocnika na jakiś miesiąc, może dwa? – przy okazji prostowania niedopowiedzeń uznała, że zapyta. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele do zaoferowania swoim doświadczeniem, ale jednocześnie to nie było pierwsze miasteczko, w którym się zatrzymała i starała o zdobycie jakiejkolwiek pracy na kilka tygodni…


Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Z jednej strony spotykanie nowych osób nie powinno być dla Diviny czymś zaskakującym, skoro mało kogo tak naprawdę znała, ale z drugiej... twarze nieznajomym były zazwyczaj nie tak obce, jak ta należąca do Stevie. Bo, chociaż z wiernymi Divina rzadko kiedy miała okazję do rozmowy, to jednak kojarzyła ich z widzenia. Trzymała się na uboczu, ale zawsze była ciekawa... kiedy akurat nie wygrywała psalmów czy innych religijnych utworów, chętnie czaiła się na balkoniku, przyglądając każdemu, kto wchodził do świątyni. Czasem też spoglądała przez okno ozdobione witrażem, by patrzeć na ludzi gromadzących się przed budynkiem. Fascynowało ją to. To, że niektórzy wchodzili tu pojedynczo, inni przyjeżdżali rodzinnie, a jeszcze inni czekali przed bramą, aż dojadą inne osoby. Sama nigdy nie była częścią takich obrazków, wiedziała o tym i znała swoje miejsce, nie próbując go na siłę zmieniać. Może dlatego teraz czuła się tak niepewnie, bo wiedziała, że wychodząc tu, być może narusza święty schemat, który został jej narzucony.
Mimo tych dość pochmurnych myśli, skinęła praktycznie niedostrzegalnie głową i wsunęła się do rzędu ławek, zajmując jednak bezpieczną odległość od swojej towarzyszki. By jej nie osaczyć, a także nie niepokoić czającego się gdzieś po kątach Jaspera. Wysłuchała przy tym każdego słowa, jakie padło, mocno zaskoczona historią Stevie, nawet jeśli została jej ona przedstawiona w pigułce.
- Nie myślałaś, by zacząć pracować w zawodzie? Architekt brzmi bardzo fascynująco - zauważyła ostrożnie, bo kim ona była by udzielać jej jakiś rad? Sama nie posiadała wyższego wykształcenia, a szkoła zawsze była dla niej wyzwaniem, przez wzgląd na sytuację rodzinną. Zamiast jednak o tym mówić, uniosła odrobinę kąciki ust, chociaż ten gest raczej nie objął swoim działaniem jej oczu. - Spokojnie, nie posądzałabym ciebie o to, a nawet jeśli... nie miałabym o to do ciebie żalu - zapewniła od razu, dłuższą chwilę zastanawiając się nad tym, czy mogła coś dziewczynie zaproponować. Nie chciała odpowiadać, ze niestety mało kogo zna, tym bardziej, że w jej głowie dość szybko pojawiła się jakaś odpowiedź. - Prawdę mówiąc, sama nie wiem... znam kogoś, kto prowadzi w miasteczku klub, ale nie wiem, czy chciałabyś pracować w takim głośnym miejscu - starała się nie myśleć o tym, że słowo głośnym było naprawdę daleko idącym eufemizmem. - Tam też są kelnerzy i barmani -[/i] i wiele innych stanowisk, których w życiu by jej nie zaproponowała. Skrzywiła się więc zaraz w dość przepraszającej manierze i uznała, że nie ma co oszukiwać. - Wybacz, mam tutaj niewiele znajomości, a w kościele nie ma żadnego wakatu - postawiła na szczerość, zerkając na nią niepewnie.

stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Nie wierzyła w to, że dla każdego człowieka została wytyczona jego włąsna droga i każdy miał do odegrania jakąś rolę w wielkiej układance świata. Już nie. Kiedyś faktycznie lubiła myśleć, że wszystko to miało jakiś głębszy sens. Każda podejmowana przez nią decyzja i wszystkie rzeczy, jakie ją spotykały, zarówno te dobre jak i te nieco gorsze. Wierzyła, że wszystkie doświadczenia czegoś uczyły i sprawiały, że stawała się nieco lepszym człowiekiem, nieco bliżej stania się najlepszą wersją siebie, jaką mogła, by w końcu móc osiągnąć swój pełny potencjał i dotrzeć do miejsca, które było jej zapisane w mitycznej księdze losu.
Od pewnego czasu uważała, że to nie miało zadnego sensu. Świat był tylko wielką chaotyczną zupą przypadkowych wydarzeń, które po prostu się przytrafiały, najczęściej bez większego powodu i tym bardziej bez żadnego przesłania. W niektórych nie było niczego pozytywnego ani żadnej nauki, którą można byłoby z nich wynieść – oprócz tego, że czasami gówno się zdarzało i tyle. A skoro to wszystko nie miało żadnego sensu, to nie było jednej właściwej ścieżki, jaką człowiek mógł podążać ani tej jednej roli, której powinien się trzymać. Dlatego niedawno odrzuciła wszystkie, które posiadała i wyjechała tam, gdzie nikt niczego nie oczekiwał i gdzie ona nie oczekiwała niczego od nikogo. I niby kto mówił, że ucieczka nie była dobrym rozwiązaniem?
- Myślałam – przyznała szczerze, ale przez jakiś czas nie rozwijała tej myśli. Nie do końca wiedziała, jak powinna to zrobić. Prawda była taka, że po skończeniu szkoły nie była gotowa na to, żeby dorosnąć i zająć się poważną pracą tak już na stałe. Chciała jeszcze trochę pobyć niedorosłą gówniarą, która mieszka w domu z przyjaciółmi i pracuje za śmieciowe pieniądze, robiąc rzeczy, z którymi nie wiązała przyszłości – tylko i wyłącznie dlatego, że bała się dorosłości. A potem wszystko tak czy siak się posypało. To była jednak długa historia. Przynajmniej tak jej się wydawało. - Klub? Co masz na myśli? – zerknęła na nią, czując, że będzie potrzebowała większej ilości szczegółów. Klub w jej amerykańskiej głowie kojarzył się z miejscem, gdzie ludzie tańczyli do głośnej muzyki, pijąc alkohol i biorąc inne pobudzające substancje. Tutaj jednak takie miejsce nie rzuciło jej się w oczy, więc brała pod uwagę, że coś umykało w tłumaczeniu z australijskiego na waszyngtońskie.
- To nic – zapewniła, posyłając w stronę Viny lekki, ale szczery uspokajający uśmiech. - Ja i ten tam na górze nigdy nie mieliśmy dobrych kontaktów. Wpadłam tylko, bo… Właściwie nie wiem dlaczego – stwierdziła, a chwilę później, również nie wiedząc co ją do tego skłoniło, dodała: - Moja siostra niedawno umarła – zdawała sobie sprawę, że nieznajomej nie mogło to obchodzić i że nie powinna zwierzać jej się z takich rzeczy. To mogło tylko i wyłącznie wprowadzić niezręczną rozmowę. Od pewnego czasu jednak Stevie w znacznie luźniejszy sposób podchodziła do niektórych norm społecznych. Nie wszystkich, wiadomo – ale niektórych. Jak choćby gryzienie się w język, gdy chciało się porozmawiać o uczuciach.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Divinie chyba po prostu było łatwiej wierzyć w to, że wszystko, czego doświadcza ma sens, że czemuś służby... bo inaczej mogłaby już wiele razy się załamać, dochodząc do wniosku, który pewnie nasuwał się każdemu, kto patrzył na nią z boku. Trwała w niesprawiedliwym cierpieniu, nie mając w swoim życiu tak naprawdę nikogo. Cóż, przynajmniej do niedawna tak było, ale nawet teraz jej sytuacja była co najmniej skomplikowana, o czym chociażby świadczyła obecność mężczyzny siedzącego parę rzędów dalej, na pewno nie spuszczającego z nich wzroku.
- Przepraszam, nie chciałam być wścibska - w dość prosty sposób, ale jednak umartwiający, oceniała różne sytuacje. Dlatego też ciszę, jaka padła po jej pytaniu uznała za wystarczający dowód tego, że zadając je wykazała się pewnego rodzaju impertynencją. Ludzie wielokrotnie dawali jej do zrozumienia, że jej zdanie ma nieszczególnie dużą wartość, więc na przestrzeni lat sama nauczyła się w to wierzyć, akceptując taką kolej rzeczy i co najważniejsze - nie mając o to do innych pretensji. Dlatego też niezrażona, wyszukała w głowie odpowiednich słów, jakimi mogłaby ująć Shadow, na tyle, by były one zgodne z jej uczuciami. - Nie znam się za bardzo na klubach... kiedyś omijałam ten jeden szerokim łukiem, ale znam właściciela i okazał się dla mnie dość dobry - poczuła się nieco dziwnie, zdradzając te informacje. Komplementując niejako Nathaniela przed kimś obcym. Zreflektowała się, jakby uznała, że zaczęła ze złej strony. - Powiedziałabym, że są tam trzy części... taka, w której ludzie chyba tańczą i się dobrze bawią, tam bym ci poleciła pracować, gdybyś chciała, pozostałe dwie... nie są tak odpowiednie - chyba jej problem polegał na tym, że nie wiedziała, co dokładnie Stevie chciała wiedzieć o tej propozycji, a brak częstego kontaktu z ludźmi i omawiania takich tematów sprawiał, że kiepsko wychodziło jej przekazywanie wiedzy. Wciąż gdzieś tam myślami krążyła dookoła tego tematu, dopiero słysząc przykre wyznanie, wracając spojrzeniem na swoją rozmówczynię.
- Bardzo mi przykro, że to taka strata ciebie tu przyprowadziła - był to frazes, ale mówiła szczerze. Widziała wystarczająco wiele pogrzebów i była świadkiem wielu wypadków, by poznać wagę własnej i cudzej straty. - Jak miała na imię? - zapytała zaraz, tym razem pozwalając sobie na ciekawość, chociaż nie ona nią powodowała. Była zdania, że ludziom po stracie o wiele gorzej jest rozmawiać o śmierci, gdy traktują ją bezosobowo... wtedy mogą się obawiać, że świat nie odczuł ich straty, bo przecież codziennie tyle osób odchodzi. Dlatego, jeśli Stevie miałaby ochotę porozmawiać o siostrze, Divina chciała przyłożyć się do tego, by naprawdę ją poznać, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe.

stevie mayfield
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Przyłapała się na tym, że nie zabrzmiała szczególnie uprzejmie, kiedy było już za późno, aby cokolwiek zmienić. Nie uznała pytania za wścibskie. To nie było też tak, że odczuwała opory, aby na nie odpowiadać. Gdyby tak było – powiedziałaby o tym wprost i przeprosiłaby, że nie czuje się komfortowo poruszając dany temat. Lubiła prostą i jasną komunikację, bez ślepych zaułków i ukrywania się za niedopowiedzeniami. Z jej doświadczeń (skromnych bo skromnych, ale zawsze – jakichś) wynikało, że ludzie zazwyczaj się nie domyślali, a jedno słowo, jeden gest czy jedną minę można było interpretować na wiele różnych sposobów, z których niemal wszystkie były niezgodne z intencjami.
- Nie – odpowiedziała szybko i potrząsnęła głową. - Nie o to chodzi. To po prostu nie jest ciekawa historia. Długa i na dodatek nieciekawa, zajmująca dwa ostatnie lata mojego życia. Bez zwrotów akcji, fabuła jest naprawdę średnia, a główna bohaterka… - urwała, zdając sobie sprawę, że mogła za bardzo dać się ponieść tej metaforze i najprawdopodobniej powinna przestać, zanim faktycznie zacznie opowiadać o sobie i absorbować nieznajomą dziewczynę historia swojego życia. Absorbowała ją tym już wystarczająco mocno, jak na skromny gust Stevie. Dlatego wzruszyła jednym ramieniem, chcąc tym samym niewerbalnie podsumować swoją wypowiedź i posłała lekki uśmiech w stronę Diviny. - Wybacz, czasem ponosi mnie wyobraźnia i sporo mówię – dodała. Najwidoczniej wszystko wskazywało na to, że będą się wzajemnie przepraszać jedna przez drugą i ciężko stwierdzić, kiedy uznają za stosowne zakończyć ten festiwal uprzejmości. To komentarz ode mnie, ja jestem mendą, Stevie jest szczerze miłą osoba i zupełnie nie przeszkadzały jej wzajemne przeprosiny, jakimi przerzucały się nawzajem z Diviną, w gruncie rzeczy nie uważała ich za cokolwiek nietypowego. Gdyby większość ludzi traktowała się z taką uprzejmością, świat miałby szansę stać się nieco lepszym miejscem.
- Może faktycznie spróbuję… Kiedyś byłam kelnerką w restauracji - stwierdziła. Wprawdzie intuicja i wyczucie podpowiadały jej, jaki charakter posiadał klub, o którym Divina opowiadała, ale to przecież niczego nie zmieniało. Stevie tak czy siak nie zamierzała zostawać na dłużej w tym mieście i wiązać swojej kariery na dłużej z jakimkolwiek miejscem. Ostatecznie, czy to wszystko miało jakieś znaczenie? Czy cokolwiek miało?
- Dziękuję – odpowiedziała, bo tak chyba wypadało. Słyszała te zwroty tak wiele razy w ostatnim czasie, że przestały w jej uszach nieść ze sobą jakiekolwiek znaczenie, trochę jak słowo, które wypowiada się kilka razy pod rząd, zanim prędzej czy później zaczyna brzmieć całkowicie obco, jakby nie było prawdziwe. Wiedziała, żeby doceniać podobne stwierdzenia, że ludzie chcieli dobrze i byli wśród nich ci, którym faktycznie było przykro, a nie tylko mówili tak dla odkurzenia utartych frazesów. Przez ostatnie lata zdążyła się jednak znieczulić na pewne rzeczy i nie potrafiła nic na to poradzić, niezależnie od tego, co było rozsądne czy właściwe. - Penny. Była ode mnie starsza. Cała rodzina dość mocno to przeżyła – stwierdziła zgodnie z prawdą. Ale podobnie ich rodzina przeżyła najpierw śmierć ich ojca, później matki, wypadek najmłodszej siostry i wiele innych pomniejszych dramatów, które przytrafiały im się po drodze, zupełnie jakby Mayfieldowie nie mogli zaznać chwili odpoczynku od złośliwości losu. Nie wiedziała, dlaczego to właśnie śmierć Penny była tym wydarzeniem, które ostatecznie ją złamało. Nie zastanawiała się nad tym. Być może czara goryczy w końcu się przelała i nie było czego roztrząsać.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jeśli chodzi o Divinę, to ona na pewno nie dostrzegła w Stevie żadnej nieuprzejmości. Aktualnie mieszkała w miejscu, w którym na każdym kroku roiło się od gangsterów z pochmurnymi minami, a nawet przed tym miała już wysoką tolerancję na ewentualne nieprzyjemne zachowania. Słowem, Stevie naprawdę musiałaby się postarać, aby Norwood odnalazła w jej zachowaniu niepoprawny wydźwięk.
- Nie przepraszaj, miło posłuchać cudzego głosu - odpowiedziała zaraz, całkiem szczerze, bo jednak wcale tak wielu kompanów do rozmów nie miała. Teraz wyglądało to nieco lepiej, ale wciąż... głównie byli to Nathaniel i Jasper, może czasem Pearl, ale ktoś nowy? Nie, to nie zdarzało jej się rzadko, więc niezależnie od treści, sama możliwość uczestniczenia w rozmowie z kimś, kto nie odpowiadał jedynie półsłówkami, w nadziei, że zaraz się jej pozbędzie, był dla Diviny czymś niezwykle przyjemnym. - Nie naciskam, ale jestem pewna, że mimo wszystko twoja historia należy do ciekawych. Jak sama mówiłaś, nie jesteś stąd, a jakoś trafiłaś do Lorne Bay... ja nigdy nie opuściłam miasteczka - miała nadzieję, że tym porównaniem trochę podbuduje ocenę Stevie, a nawet jeśli nie, to może chociaż trochę zrobi się jej miło. Norwood z założenia należała do naiwnych osób, które w innych dostrzegają głównie dobre cechy, więc już na tym etapie, właśnie przez pryzmat takich spoglądała na swoją towarzyszkę.
- Jeśli byś chciała, porozmawiam z właścicielem - zaproponowała od razu i dało się zauważyć w jej oczach szczere zaangażowanie. Przez większość swojego życia nie miała zbyt wielu możliwości, aby komuś faktycznie pomóc w sposób inny, niż jedynie dobrym słowem. Z tego też powodu perspektywa wstawienia się za kimś u Nathaniela napawała ją dużą dozą energii. - Niestety nie serwują tam jedzenia, tylko alkohol, nie wiem, czy to ci nie przeszkadza - wolała to jednak podkreślić, bo mimo wszystko uważała, że warto zwrócić na to uwagę Stevie, gdyby jednak praca w klubie miała ją przerazić.
- Penny... pomodlę się dziś za nią - obiecała, bo akurat dla Diviny było to dobrym posunięciem. Była kobietą głębokiej wiary, w dobrym tego słowa znaczeniu i szczerze wierzyła, że jej słowa wysłane do Boga, dotrą bezpośrednio do siostry Stevie. - Masz jeszcze jakieś rodzeństwo, czy była tylko ona? - dopytała, ponownie czując jak niepewność zaciska na niej swoje szpony. Zadawanie pytań zawsze napawało ją strachem, ale też czuła, że być może siedząca obok niej dziewczyna potrzebuje o tym porozmawiać, ale sama może nie chcieć się narzucać z tym tematem. Cóż... jeśli się myliła, nie miałaby za złe Stevie, gdyby ta ją zbyła. Była na to w pełni gotowa.

stevie mayfield
ODPOWIEDZ