lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1


Ile razy może mieć miejsce najgorszy dzień w życiu jednej osoby? Rosie miała ich kilka za sobą - można powiedzieć nawet, że już kilkanaście. W ostatnich kilkunastu miesiącach to był już czwarty. W kolejności wymieniając w kolejności chronologicznej: 1. Telefon, że Carter miał wypadek i jest w ciężkim stanie. 2. Telefon, że został znaleziony samochód Noemi i ona sama jest zaginiona 3. Telefon, że odnaleźli ciało Noemi.... I teraz dzień jej pogrzebu. Minęło naprawdę sporo czasu od znalezienia ciała kobiety do pogrzebu, ale była potrzeba wykonania sekcji zwłok, na którą nalegała sama Rosie. Skomplikowana sprawa.
Teraz był dzień pogrzebu Noemi... Można by stwierdzić, że to już klamra, która zamknie ten czarny okres w życiu, kiedy nie wiadomo co się z nią działo i można było jeszcze się łudzić, że ta się odnajdzie cała i zdrowa. Jednak Rosie była pewna, że to dopiero początek, bo za chiny ludowe nie byłaby w stanie uwierzyć, że Williams popełniła samobójstwo. Teraz tylko trzeba było się dowiedzieć, co się działo... A to nie będzie ani proste, ani szybkie, ani tanie. Jednak Rosie sobie poradzi. Zawsze sobie ze wszystkim radziła.
Właśnie pochowała siostrę, po tym jak wiele lat temu pochowała rodziców. Właściwie to nie miała pojęcia, czy była na tamtym pogrzebie, bo właściwie nie miała żadnych wspomnień z okresu, kiedy jeszcze miała prawdziwą rodzinę. Na cmentarzu oprócz osób obsługujących pogrzeb, nie było wielu gości. Kilku znajomych Noemi, którzy jeszcze ją pamiętali, może ze dwie osoby, których blondynka nie kojarzyła. W sumie może 15 osób.
Shaughnessy trzymała przy sobie długą białą różę, duże okulary na nosie, aby nie było widać jej mętnych, zapuchniętych z powodu płaczu, oczu. Kobieta sama nie była pewna, jak w sobie zdobyła siłę, aby się wyszykować i tu być, choć w jej przypadku obłęd był częściej bardziej trafnym słowem, niż depresja w nawiązaniu do tego, jak się zachowywała. Nie można się dziwić, prawda? To wszystko tak naprawdę było wytłumaczalne. Nawet to, że w trakcie tego okresu zostawiła męża. Było jej niesamowicie głupio, wstyd wręcz i żałowała.... ale Carter miał przy sobie całą wielką rodzinę, rodziców, braci i siostry, szwagrów i szwagierki, a Noemi? Gdyby nie Rosie, to nikt by się nią nie zainteresował. Nawet policja.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
[1] +Rosie Shaughnessy

Carter tygodniami zbierał się do powrotu. Nie chodziło w końcu o samo ponowne pojawienie się w nieszczęsnym Lorne Bay, a o stanięcie na nogi w całym tego słowa znaczeniu. Tygodniami zbierał wszelkie papiery potrzebne do tego by wrócić do pracy. Wszelkie wyniki badań, opinie od psychologów, była tego cała teczka, cała grubaśna teczka, która ledwo już taszczyła swoją zawartość. Musiał po prostu załadować dupę do samochodu, pojechać do remizy i zostawić to komendantowi. Nawet nie liczył się z jakąkolwiek odmową, nie było takiej siły. Z drugiej jednak strony, chyba gdzieś podświadomie, czuł że tego feralnego dnia nie tylko stracił na trochę czasu zdrowie, ale wydarzyło się tak dużo złego... Może jutro?

Jutro nadeszło dziś. I nie było w tym żadnego przypadku. Matka przyniosła ze swojego świętego kościółka wieści o pogrzebie siostry Rosie. Cholera, czyli to wszystko skończyło się właśnie w ten sposób? Dziewczyna była i jej nie ma? Szczerze mówiąc, liczył się z taką opcją, wręcz - jeśli można to tak fatalnie nazwać - wiedział, że w tej historii nie będzie happy endu. Tak, jak nie było go w jego małżeństwie. Może więc to był jakiś chory znak, że ten nieszczęsny pogrzeb zakończy wszystko z tamtego okresu i dla samego Cartera? Postanowił więc się tam pojawić. Nie wiedział nawet czy będzie w tym momencie dla swojej żony - jeszcze żony - jakimkolwiek wsparciem, ale po prostu gdzieś pod skórą czuł, że musi tam być. I już.

Wyszykował się. Nie, żeby na tą okazję specjalnie kupował garnitur, ale z tego co miał wygrzebał po prostu jakieś czarne spodnie i kawałek białej koszuli. Czarny krawat kupił w małym sklepie gdzieś po drodze, i mniej lub bardziej udolnie wiązał go w trakcie jazdy autem. Kwiaty - przed cmentarzem. Carter Shaughnessy, mistrz filozofii 'jakoś to będzie'. Mógłby tego uczyć na uniwersytetach. Na cmentarzu stanął z tyłu. Przez ostatnie lata nie był ze starszą z sióstr na tyle blisko, by pchać się do pierwszych rzędów. Bliżej podszedł dopiero, gdy wszystko się skończyło. Przebił się przez zamieszanie związane z rozmowami czy wspomnieniami i dopiero kiedy po raz pierwszy od niewiadomo ilu dni stanął przed Rosie... to mu języka w gębie zabrakło. Westchnął, by zebrać się w sobie i wypalił w końcu:
- Czytałem na rozpisce, że rodzina prosi o nieskładanie kondolencji - a że był typowym samcem, który nie umiałby w tym momencie się teraz nad nią roztkliwiać czy jęczeć jak to musi być jej źle, po prostu ją trochę do siebie przysunął i przytulił. Sam nie wiedział czy rozstali się w gniewie, czy nie, czy przestał ją kochać, czy nie, ale tak samo zachowałby się chyba w stosunku do każdej innej kobiety. - Mogę ci jakoś pomóc? Może na wstępie odstawić do domu? - zapytał, kiedy ponownie odsunął się na "bezpieczną" i neutralną odległość.
misio
ładnie
:*
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To, co zrobiła Rosie było dla niektórych osób niewytłumaczalne. W tym dla niej. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że postąpiła jak tchórz i że można jej zachowanie źle zrozumieć. Można było dopisać sobie wiele różnych filozofii - że, zostawiła Cartera, bo nie chciała się nim opiekować, albo że bała się, że będzie warzywem. albo że to dobry moment, aby kogoś zostawić, bo ma się kogoś innego na boku. A to naprawdę tak nie było. Gdyby nie sprawa Noemi, gdyby starsza Williams żyła w spokoju, to jej młodsza siostrzyczka na pewno by bawiła się w mycie męża gąbką, czytała mu w trakcie jego śpiączki i rehabilitowała go każdego dnia.
Tak jednak się nie wydarzyło, a po tym, jak nagle zniknęła z życia Shaughnessy'ego, nie miała odwagi się do niego ponownie odezwać. Może gdyby nie to, to by papiery rozwodowe nie czekały na nich w sądzie? Jednak blondynka też straciła kontakt z mężem i nie wiedziała, gdzie został przeniesiony na dalsze leczenie czy rehabilitację. A jego rodzina... Cóż, nigdy nie wykazała choć najmniejszego zainteresowania losem siostry ich synowej. Wyrażała raczej brak zrozumienia, że strażak nie był dla niej ważniejszy. Trudno, mieli prawo do tego.
Rosie nie spodziewała się spotkać nikogo ze strony męża na pogrzebie. Nie spodziewała się spotkać tam zbyt wiele osób i tu się akurat nie pomyliła. Kondolencji nie chciała, bo bała się, że się rozklei się konkretnie. A do tej pory jakoś się trzymała. Choć stwierdzenie, że "rodzina" sobie tego nie życzyła, to było nadużycie. Rodzina Williamsów się teraz składała z jednej osoby.
Kobieta bała się spotkania z Carterem. Nie wiedziała jak się zachować, nie wiedziała co będzie czuła, nie miała też zielonego pojęcia jak sam mężczyzna się zachowa. Lekko się spięła, czując jak strażak ją przytula, ale po chwili rozluźniła swoje całe ciało, położyła czoło na ramieniu męża. Nie, nie rozpłakała się, bo chyba już nie miała w sobie łez. -Nie wiedziałam, że wróciłeś do Lorne. Chcesz pewnie wrócić do swojego domu?-zagadnęła. Cóż, chyba jeszcze nie ustalili ostatecznie, co zrobią z ich wspólnym domem. Do tej pory Rosie w nim mieszkała, ale teraz... cóż, Carter miał takie samo prawo do niego. Co prawda miał gdzie się podziać, bo miał rodzinę, rodzeństwo i tak dalej. Tylko, że to nie było tak naprawdę ważne. Miał prawo chcieć tam wrócić sam. A czy by się posunął do tego, by wykwaterować żonę, to już inna sprawa.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Rosie Shaughnessy

To, co zrobiła Rosie w największym stopniu niewytłumaczalne było chyba dla samego Cartera. Trzeba co prawda przyznać, że on w dużej mierze dość mocno spłycał wszystko co mu się stało tamtego feralnego dnia, zupełnie jakby wszystko ograniczyło się do niegroźnego złamania ręki, a ze szpitala nie wyszedł po kilku tygodniach, tylko godzinach. W końcu nawet jeśli on miałby być warzywem do końca życia, do jasnej cholery, cała jego liczna familia zajęłaby się Rosie jak swoją. Strasznie chujowo się czuł z tym, że skoro wolała wtedy działać w pojedynkę, chyba nigdy nie czuła się jej częścią. Faktycznie, może jego rodzice czy rodzeństwo to w dużej mierze ludzie raczej specyficzni, to jednak kochali ją i niezależnie od tego, czy Carter był w pełni sił, czy był podpięty do dziwnych, pikających maszynek, zajęliby się nią i pomogli jak tylko mogli. Ale cóż, było minęło. Mleko się już rozlało, ba - zostało już nawet posprzątane. Trzeba iść dalej, choćby nawet i po wybojach.
- Przyjechałem dzisiaj. Pierwszy raz od... - no i co tu miał powiedzieć? Od wypadku? Od wtedy kiedy było normalnie? Od kiedy bycie dobrym kumplem prawie mnie nie zabiło? Nie było takiego dokończenia tej sentencji, które kogoś nie stawiałoby w roli tego złego. A Carter po prostu tego nie chciał. Stało się, co się stało, ale on nie wraca przecież do miasta, żeby cokolwiek rozgrzebywać. Chce mieć dobre relacje z żoną, choćby i po rozwodzie. Tak samo przecież nie ma żalu do Dicka, że wtedy wziął za niego tą felerną zmianę.
- Kurwa - sobie zaklął, w sumie wrzucił tak bez ładu i składu - ni to dokończenie poprzedniego, ni swoiste zdenerwowanie tym, że dziewczyna martwi się akurat domem czy jego noclegiem. Dla niej tą chałupę postawi, niech ona nie myśli, że zrobi cokolwiek, by miała się stamtąd wynieść. - Obstawiam, że masz teraz większe zmartwienia niż to, gdzie będę spał - pokiwał twierdząco głową i skinął ręką, aby ruszyli w końcu do samochodu. Denerwowało go, że ich rozmowa nie ma tego luźnego polotu, który zawsze im towarzyszył. Czuł się spięty i nie umiał się tego uczucia pozbyć.
Kiedy już siedzieli w aucie, poczuł się odrobinę zobowiązany by wytłumaczyć swoją obecność:
- Nie zjechałem na długo. Chciałem zajechać na pogrzeb, potem podjadę do komendanta zostawić papiery i zgłosić gotowość do powrotu - odpalił auto i ruszył, nie pytał o nic, przecież do jasnej cholery znał drogę. - Wrócę pewnie po nowym roku. W międzyczasie znajdę jakieś mieszkanie i wyprostuję jeszcze kilka spraw. Jakoś będzie - znowu pokiwał twierdząco głową. Tak, Carter, jakoś to wszystko będzie.
misio
ładnie
:*
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To było trudne do zrozumienia, owszem. Jednak, aby w pełni starać się utożsamić z jej sytuacją, trzeba by znać wszelkie strony i argumenty. Ich nie znali ani państwo Shaughnessy, ani z wiadomych przyczyn Carter nie mógł znać. Nie było też za bardzo osoby, która by wspomogła Rosie jakąkolwiek radą, przyjaciółki, która by powiedziała, aby jednak znalazła czas dla męża... Zazwyczaj tą osobą była Naomi, ale jej nie było... Kobieta nie mogła mieć jakiś wielkich pretensji do rodziny męża, że zachowała się tak, albo inaczej. Też mieli swoje powody, swoje problemy i pewnie, gdyby oba dramaty nie nałożyły się na siebie, jakoś wszystko potoczyłoby się inaczej. To po prostu los tak chciał. Los, karma, bóg. Jak zwał to zwał, w każdym razie było to wredne i złośliwe.
Gdyby ktoś miał głowę myśleć o takich sprawach, to pewnie by powiedział, że to bardzo dobrze świadczy o Carterze, że się pojawił. Nie było w tym ani krzty kłamstwa, bo zdecydowanie tak było. Inni mogli by powiedzieć, że oprócz dobrego serca, to pojawienie się może znaczyć coś jeszcze, a mianowicie że wcale tak nie gardzi swoją obecną jeszcze żoną, a może w ogóle w ogóle o niej ciepło myśli? W końcu mieli być endgejmem, mieli być ze sobą do śmierci.
Tyle, że z dwóch powodów Rosie tak nie myślała. Z pierwszego, że w tym momencie na pewno nie myślała o swojej przyszłości, o jakiś przyziemnych sprawach. A po drugie, to sądziła, ze słusznie ten przestał ją kochać. Czy ona też? Hm... chyba przyzwyczaiła się do braku męża u jej boku, ale czy wszelkie uczucia minęły? Trudno powiedzieć.
-Dziękuję, że przyjechałeś-powiedziała idąc do jego samochodu. Właściwie to powinna zaprotestować, ale tego przedpołudnia naprawdę nie myślała trzeźwo. Carter ją poprowadził w stronę jego auta, to tam poszła. Zupełnie jak kiedyś, kiedy była pewna, że może ufać swojemu ukochanemu, bo wiedziała, że podejmuje zawsze najlepsze decyzje.-Cieszę się, że Cię widzę-dodała. Nie była kobietą, która dziubdziusiowała, misiowała i strzelała "kocham cię" jak z karabinu - nikt jej nigdy nie nauczył takich rzeczy mówić, nie miała rodziców, którzy mówili jej "dobranoc kochanie" przed snem. Jej językami miłości było coś zupełnie innego. Dlatego też śmiało można było stwierdzić, że te słowa z jej ust to jakby komplementy? -To jest też Twój dom, Carter-rzuciła tylko, bo faktycznie, szukanie noclegu choćby tylko na jedną noc byłoby dla niej kolejnym problemem. Chyba oboje nie widzieli najmniejszej szansy na to, aby koegzystować w jednym miejscu. Faktycznie, nie rozmawiali tak jak kiedyś, że nawet na błahe tematy kolejne wypowiedzi cisnęły się na usta, tylko rzucali skrawkami informacjami.
Na słowa o jego powrocie i planach kiwnęła tylko głową. Czyli wszystko z nim w porządku. Wyszedł ze wszystkiego, wyzdrowiał, układa sobie życie na nowo. Jej siostra tego już nie zrobi, za to Rosie będzie musiała. Wiecznie pracować dorywczo w knajpach nie chciała, ale jej kariera nie była ważna.
Skoro już ruszyli, blondynka spojrzała w okno, nie podnosząc ciemnych okularów z nosa. Gdyby Carter się jej przyjrzał, to zobaczyłby jak łza ścieka jej po policzku, chyba pierwsza tego dnia. -Przepraszam, Carr-powiedziała nie za głośno, ale wiedziała, że mężczyzna to usłyszy. Czy zareaguje? Już jego decyzja. Ona była mu winna nie tylko przeprosiny, ale także wyjaśnienie. Niezależnie od tego, co państwo Shaughnessy powiedzieli synowi, gdy ten zapytał o swoją ukochaną


carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Rosie Shaughnessy

Carter nie rozumiał fenomenu dziękowania za coś, co zrobiłby na jego miejscu każdy inny człowiek. Rosie była najbliższą mu osobą przez całe lata, i choć było różnie, a sam Carter przez ten czas bywał ostatnim wrzodem na dupie, to nie była to jedna z tych relacji, nie było to jedno z tych rozstań, które powinno wyglądać jak zrywanie plastra. Chłop liczył się z tym, że będzie - co więcej musi być - obecny w życiu Rosie, choćby żeby pomagać w sferach, których dziewczyna zwyczajnie nie ogarnia. Czuł się zobowiązany za te wszystkie lata.
- Rosie, to zrobiłby każdy inny facet na moim miejscu. Naprawdę - a przynajmniej w to chciał wierzyć w tym momencie sam Carter. Nie przyznałby się przed nikim, nawet przed samym sobą by się nie przyznał, że wychodzi właśnie przed szereg, przed który wyjść nie powinien. Postanowił się więc jednak dodatkowo nie pogrążać i na chwilę zamknął po prostu ryj. Grał teraz wielce dobrego i poprawnie jeżdżącego kierowcę. Pełne skupienie i takie tam. Wyszczerzył po chwili jednak się w głupkowatym uśmiechu i dodał: - Taaak, zdecydowanie również cieszę się, że jest u mnie jeszcze co oglądać - cóż, Shaughnessy nie był typem romantycznego partnera, który na wyznanie 'kocham cię' odpowiada 'ja ciebie też', a 'wiem', albo 'dzięki'. Są pewne sfery, w których nie umie być poważny nawet w takim dniu, i w takim momencie, jak powrót z pogrzebu. No, ale żeby nie było, że coś jest z tym chłopem nietak - ponownie dosyć szybko spoważniał i skupił się na prowadzeniu samochodu, a nie na small talku z prawie już byłą żoną.
- Słuchaj, ja sobie jakoś poradzę. Ty teraz potrzebujesz spokoju bardziej niż ja, a ja mam w chuj wolnego czasu, no serio tyle, że wszystko sobie poukładam - taaaak, kulturalny jak zawsze. I kiedy już liczył, że ta wypowiedź na moment chociaż przyciszy tą ładną blondynkę, siedzącą na siedzeniu pasażera, ta odpaliła prawdziwą bombę. Bo to nie jest tak, że Carterowi przez cały okres po wypadku nie było przykro. Było mu chujowo ciężko ze wszystkim. Obwiniał najpierw innych, potem siebie o cały wypadek. Potem w tej samej kolejności o utratę zdrowia, pracy, domu i żony. Właściwie wyłącznie dlatego się na trochę od wszystkich odsunął i zniknął w Cairns. Po prostu żeby nikogo lub niczego nie znienawidzić. Żeby miał do czego i do kogo wrócić.
- Ros, shit happens. Nie rozmawiajmy o tym więcej, dobrze? - zagadał grzecznie i ponownie odwrócił wzrok w stronę przedniej szyby. Przyspieszył, jakby podświadomie chciał w ten sposób móc szybciej skończyć ewentualną kontynuację tego tematu.
misio
ładnie
:*
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może Carter myślał, że każdy by to zrobił, że tak wypadało. Powinien doskonale zdawać sobie sprawę jednak z tego, że to, że wypadało to była dopiero połowa sukcesu. Bo można wiedzieć, że powinno się pojawić na pogrzebie, ale to pogrzeb, więc nic fajnego, w środku dnia, wiec sporo zachodu... Carter chyba widział na własne oczy, ile osób przyszło. A on powinien się tam pojawić bo co, bo był mężem Rosie? Czy dlatego, że chodził z nią do klasy? Jeśli to drugie, to sam wiedział ile koleżanek i kolegów z klasy widział. Stąd te podziękowania. Blondynka naprawdę to doceniała. Może sama obecność w związku z ich zbliżającym się rozwodem była dziwna, ale Carter był właściwie jedyną osobą, która do niej podeszłą, okazała coś więcej w postaci jakiegoś tam wsparcia.
Shaughnessy nic nie musiał. Jak się z nią rozwiedzie, to będzie miedzy nimi oficjalny koniec. Przez ostatnie niemal dwa lata żyła bez nieco, poradzi sobie przez następnych... wiele. Będzie musiała się nauczyć wielu rzeczy, odnaleźć w nowej sytuacji. Los co i rusz rzucał jej nowe oczekiwania pod nogi i cóż. Przyzwyczajenie się do tego, że nie może zadzwonić po Cartera, aby zabił pająka, już przećwiczyła. Nauka życia bez nikogo w pobliżu będzie trudniejsza. Niezależnie od tego, ile razy miała ochotę rozszarpać męża w przeszłości.
-Przestań pierdolić-powiedziała w końcu. Z ust kobiety nie często wychodziły przekleństwa, ale czasem się zdarzało. To był ten moment. To wszystko to było zwykłe nawijanie makaronu na uszy. Nikt nie zachowałby się tak samo jak Carter. Nie pojawiłby się specjalnie dla znienawidzonej żony. Nienawiść była niemal pewna i w pełni zrozumiała.
-Nigdy się nie zmienisz-powiedziała tylko, lustrując jego ciało... a przynajmniej tyle ile była w stanie zobaczyć, wyglądało niemal jak przed wypadkiem. Dobrze go było widzieć takiego, że przynajmniej on wykaraskał się z problemów i zmartwień, które na niego spadly. Ona siebie przypominała nieco mnie. Przede wszystkim było brak tego błysku w oku, wychudła.
-Nie, Carter. Musimy o tym porozmawiać, choć może faktycznie nie teraz....-powiedziała. Wiedziała, ze jej wiarygodność będzie dużo mniejsza niż jego rodziny, która na bieżąco informowała go o tym, jak Rosie go zostawiła, ale chciała, aby poznał jej wersję wydarzeń. Co z nią zrobi, to już jego decyzja, Rosie to tak naprawdę nie będzie interesować.-Musisz pojechać teraz w lewo, remont ulicy jest-rzuciła tylko. Jeśli strażak nie odwiedzał swojego dawnego miejsca zamieszkania w ostatnich dwóch tygodniach, to istniało wielkie prawdopodobieństwo, że tego nie wie, mimo że adres znał doskonale.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Rosie Shaughnessy

Cóż, Shaugnessy po prostu dosyć naiwnie zakładał, że pewnie po prostu każdy trwający w związku, partnerstwie czy każdej innej relacji, powinien być na tyle w porządku, by zachować się w pewien określony sposób. Zapewne nie miało to żadnego zastosowania w przypadku osób, u których ta więź z jakiegoś powodu odchodziła w zapomnienie. Jednak nie uważał, by w przypadku akurat jego skromnej osoby i Rosie, rozstanie łączyło się z tym, że miłość zastąpiła nienawiść i ogólna niechęć. Nie miał do swojej - jeszcze - żony chyba żadnych negatywnych uczuć. Szkoda tylko, że bardzo ciężko na to przez cały czas rozłąki pracował, do czego się oczywiście nikomu pewnie głośno nie przyzna.
Nie spodziewał się usłyszeć z jej ust tak wulgarnych słów. W ich duecie to on był zawsze tym, który klnie jak szewc, a Rosie - jego zupełnym, grzecznym i ułożonym przeciwieństwem. Postawił więc najpierw oczy jak pięć złotych i nawet ręce z kierownicy zabrał, tak bardzo był zdziwiony. Sama zainteresowana widziałaby wszystko co malowało się w jego spojrzeniu lepiej, ale oczy ukrywał za ciemnymi okularami. Posłał jej dodatkowo teatralnie zdziwioną pozę.
- Wyrażaj się młoda damo, słownictwo!! - kierowcą był jednak odpowiedzialnym i szybko wrócił do swojego skupienia tym, co dzieje się w tym momencie na drodze. I słuchał jej dalej. A raczej starał się słuchać, bo naprawdę mocno się starał, żeby wszystko to, czego nie chciał dziś usłyszeć, przeleciało przez jego uszy tak, jakby nigdy nie padło. Nie chciał akurat dziś roztrząsać z nią tematu ani rozwodu, ani tego co było, ani tego co będzie. Liczył raczej na kilka chwil, kiedy jeszcze nie będzie ich to dotyczyć. Głównie dlatego, że Carter był przechujowy w poważnych rozmowach. Jeśli tylko udawało mu się ich unikać, był do prawdy wniebowzięty. No ale nie, po prostu się nie da. Wziął kilka głębokich wdechów, ale to nic nie dawało, bo atmosfera w samochodzie zaczynała gęstnieć, jemu od razu rosło ciśnienie i po prostu się wkurwiał.
- Rosie - zaczął, zakładając, że ta pauza pozwoli mu odpowiednio ważyć dalsze słowa. Naprawdę nie chciał przegiąć. - Posłuchaj mnie. Ja nie wiem jak wielce poważnych rozmów ty ode mnie do jasnej cholery oczekujesz, ale takie się raczej nie przydarzą. Wybacz, że to powiem wprost, ale ja do tego domu po prostu nie wrócę. Jest twój. A ja jestem od tego jak dupa od srania, żeby sobie z całą resztą poradzić. Nie po to przez tyle czasu płaciłem psychologowi pięć dych za godzinę. I tyle. I proszę, do jasnej cholery, nie wracajmy już do tego, bo osiwieję - wywalił cały swój monolog na jednym wydechu, więc jak już skończył to dłuższą chwilę mu zeszło, aż jego oddech wrócił do normy. Na jej uwagi co do tego jak ma skręcać pokiwał jedynie głową, przecież nie będzie się kłócił z kimś, kto przemierza tą trasę co najmniej dwa razy dziennie.
misio
ładnie
:*
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carter mimo tego, że był z niego chuj, ordynus i w niektórych momentach może troglodyta (a to wszystko to nie koniecznie wady!), był też dobrym gościem, który myślał o innych i robił to, co po prostu wypadało, niezależnie od tego, ile wymówek mógłby sobie wymyślić. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie mógłby mieć do niego pretensji, gdyby jednak wymiksował się ze spotkania z Rosie. A on, mimo wszystko uważał, że tak wypada i to zrobił, nie bacząc na to, co ludzie o nim powiedzą. Warto też zaznaczyć, że w tej relacji to on był poszkodowanym, a Nina czarnym charakterem. W życiu zazwyczaj się zakłada, że jak związek się sypie, to zawsze jest to wina gościa. Nie, w tym przypadku tak nie było i wszyscy się z tym zgadzali, łącznie z Rosie.
Słysząc reakcję Shaughnessy'ego blondynka aż uniosła jeden z kącików ust w lekkim grymasie spowodowanym rozbawieniem. Coś w tym musiało być, bo jak w przeszłości zaczynała klnąć i się pieklić, to mąża ją z reguły rozbrajał wybuchem śmiechu, zupełnie jakby nie była wcale straszna...-Ehkm, wybacz-rzuciła tylko. Ten jeden moment był taki jak dawnej, zachowywali się przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund jakby nic się nie stało - a może własnie stało się i cofnęli się o jakieś dwa lata w przeszłość. Jednak niezręczna atmosfera wróciła do samochodu, co było ich nową rzeczywistością.
-Dobra, ani słowa więcej o domu-zgodziła się. No jej było na rękę, nie da się ukryć, że nie musiała myśleć teraz o przeprowadzce, pieniądzach na mieszkanie i tak dalej. Choć nie była materialistką, wiedziała, że nie będzie fair, jak cały ich dorobek zostanie po jej stronie. Jednak to rozmowa dla ich prawników, skoro Cater nie chce z nią bezpośrednio tego wyjaśniać.
-Nie wiem jak się zachować w tej sytuacji... Tej, że nie jesteś na mnie wkurzony, że mnie nie nienawidzisz, czy że mną nie gardzisz-zgodziła się w końcu. Mogła się spodziewać, co rodzice strażaka zaczną o niej opowiadać, stawiając ją w najgorszym świetle, zwalając całą winę na nią, co byłoby nie tylko wygodne, ale i prawdziwe. Byłoby to dla niej prostsze, łatwiej by się w takiej rzeczywistości odnalazła. Bo to, że Cater ją przytula i odwozi do domu, pomagając, było dla niej dziwne i ewidentnie nie wiedziała jak sobie z czymś takim poradzić. Ona nie widywała terapety, a chyba powinna była. W końcu spotkało ją też wiele złego w ostatnich miesiącach, a biła się ze swoimi myślami sama.

carter shaughnessy
strażak — lorne bay fire station
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Strażak z rodziny z tradycjami, który wraca do żywych po poważnym wypadku w pracy. Próbuje ogarnąć wszystkie relacje na nowo - choć do Rosie, swojej żony wrócił tej samej.
+ Rosie Shaughnessy

Trzeba przyznać, że Carter tak po prostu został wychowany - ma się troszczyć o swoich bliskich niezależnie od tego, jakie są między nimi relacje. I już. I nie ma wymówek, że z tym to nie rozmawia już półtora roku, a ta zrobiła mu to i to. Znaczy akurat z tym drugim to już jest dowolna interpretacja samego blondyna, ale fakt faktem, on jest jedną z tych osób, które nigdy czy to członków swojej rodziny, czy to przyjaciół, nie zostawią na lodzie.
Carter wracając teraz do Lorne Bay nie zakładał niczyjej winy w rozpadzie czegokolwiek. Przecież nawet gdyby wtedy nie przydarzyło się nic innego, Rosie by z nim została i co? Również różnie mogło być. Niekażdy wytrzymałby blisko dwa lata tułaczki od specjalisty do specjalisty, szpitale, psychologów i to wszystko, co przyszło Carterowi ogarniać. Trzeba liczyć się z tym, że i sam mężczyzna się zmienił. Rosie więc pewnego pięknego dnia mogła się obudzić i stwierdzić, że to nie jest już więcej ten sam chłop, który był jej mężem i nara. Wtedy bolałoby to chyba jeszcze bardziej niż teraz.
Westchnął sobie. Jezu, jak on strasznie nie lubił kiedy rozmowa dotyczyła jego skromnej osoby.
- A czy coś by mi to ułatwiło? No wiesz, gdybym cię wtedy wielce znienawidził a jedyne uczucie jakie przychodziłoby na twoją myśl to obrzydzenie? Przecież nie pomogłoby... - przestać ją kochać. Nigdy więcej o niej nie myśleć. Zapomnieć o wszystkim, najlepiej włącznie z tym że kiedykolwiek istniała. Machnął jednak - i to dosłownie - na to ręką. Tak zamaszyście, w powietrzu. Nie będzie się jej tu teraz uzewnętrzniał i rozklejał jak jakaś mała dziewczynka. I o ile naprawdę cieszył się z tego, że udało się im w dniu dzisiejszym zobaczyć, poczuł ulgę kiedy skręcał samochodem po raz ostatni w trasie do domu, który kiedyś był ich. Kilkadziesiąt metrów i Audi zatrzymało się przy podjeździe. Carter pożegnał się grzecznie, ba - nawet jakiegoś cmoka w policzek od Rosie wyrwał. Dopiero kiedy blondynka zniknęła za wejściowymi drzwiami, odjechał, i poetycko mówiąc - w stronę zachodzącego słońca.

/ztx2
misio
ładnie
:*
ODPOWIEDZ