studentka kryminalistyki — Lorne Bay
24 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Studentka kryminalistyki, przenosząca studia z Paryża do Cairns, odkładająca na bok poszukiwania zaginionej matki, aby ruszyć z życiem do przodu i skupić się na relacji z Eleonore
#9

Zgodnie z instrukcjami, tydzień po tragicznych wydarzeniach stawiła się w konkretnej kawiarni, wspomnianej w szpitalu przez Shivę. Od tamtego czasu wiele myślała o Billy’m i słyszała nawet o jego pogrzebie, ale nie sądziła, aby jej obecność na ceremonii cokolwiek zmieniła. Koniec końców i tak nie wierzyła w Boga. Życie niewinnego chłopaka dobiegło końca i żadne „później” nie istniało. Jak miałyby w ogóle wyglądać te zaświaty? Jak jakiś serwer typu Roblox? Co robić w takim miejscu – egzystować w nieskończoność, bo to coś, czego ludzie pragnęli najbardziej? Parkins to nie urabiało. Już dawno temu pogodziła się z nieuniknionym, najwyżej się zaskoczy, jeśli te wszystkie mity o Bogu okażą się prawdą. Nie sądziła również, aby rodzinie robiła różnicę jej obecność. Nie znała ich, a oni nie znali jej i póki co, nie chciała tego zmieniać. Czułaby się źle, gdyby musiała im powiedzieć o swojej małej ingerencji w całą sytuację, rozgrywającą się w ciemnej uliczce. Być może, gdyby nie wkroczyła wtedy do akcji, Billy by żył? Teraz to i tak bez znaczenia.
Miała wystarczająco własnych zawirowań w życiu, aby dobijać się martwym Billym pochowanym już na cmentarzu. Musiała w jakiś sposób namierzyć gościa, odpowiedzialnego za podrzucenie jej do stolika w Shadow zdjęć matki. Zbierała się do tego od kilku dni po wymianie wiadomości z Lukiem i wciąż nie mogła się przemóc, aby tak po prostu wślizgnąć się do szemranego miejsca. Chyba powinna przedtem strzelić sobie małpkę, a nóż to doda jej odwagi. Bez przeginania w drugą stronę. Małpka w zupełności wystarczy.
Próg kawiarni przekroczyła dosyć późno, ale sądziła, że czas dzielący je od zamknięcia lokalu wystarczy. Nie zamierzała ostentacyjnie wypytywać dziewczyny o wszystkie szczegóły związane z matką, ale na pewno pociągnie ją za język, jeśli ta będzie bardzo oszczędna w przekazywaniu informacji. Ciekawiło ją również co mógł przedstawiać rysunek, który zdaniem autorki, nie do końca by zrozumiała. Czyżby rozchodziło się o jakąś abstrakcję? To się okaże.
Podeszła do głównej lady, celem przejrzenia menu i przy okazji zlokalizowania wzrokiem Shivy. Nie zamierzała jej osaczać od samego wyjścia, domagając się okazania wspomnianego rysunku. Z pewnością nawiąże do tego tematu, ale mogła przy okazji napić się czegoś, doprawionego kofeiną. Dzisiaj zapewne i tak zaśnie późno. Po kawie czy też bez niej.
Jak mogła się przekonać, Shiva krzątała się po kawiarni, cała i zdrowa. Zastanawiała się czy udało jej się bezpiecznie dotrzeć do domu i byłaby w stanie zadzwonić, aby się upewnić, niestety, nie posiadała jej numeru telefonu. Mogła wtedy o to zapytać, a jednak, była na tyle zszokowana losem zmarłego nastolatka, że kompletnie wypadło jej to z głowy.
- Dostanę jeszcze podwójne espresso z mlekiem?- zwróciła swoje słowa do Shivy, nie odrywając wzroku od karty kaw oraz deserów. Nie była pewna czy zamówienia na kawę wciąż były realizowane, bo cholera wie, ile zajmuje czyszczenie tych wymyślnych ekspresów. Mieszkając z rodzicami często korzystała z takich udogodnień, ale odkąd wyniosła się na wynajem, używała zaparzaczek albo filtrów do kawy. Napój kofeinowy może i nie przypominał takich rodem z kawiarni, ale robił swoje i zmniejszał jej ospałość, przeszkadzającą w śledztwie.

Shiva Ventress
sprząta i ogarnia papiery/baristka — Winfield’s Craft/Hungry Hearts
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem sobą, jestem lisem.
Jestem marnym towarzyszem.
(Jedna z przybłęd w rodzinie Winfield).
Zadręczanie się nie było jej domeną. Nie zadawała sobie zbyt wielu pytań. Prędzej zawieszała się i trwała w próżni przez bardzo długi czas. Niektórzy jej nie wierzyli, ale naprawdę potrafiła o niczym nie myśleć. Mogła coś robić albo patrzeć przed siebie i mieć pustkę w głowie, której chętnie się poddawała. To było wygodne, przyjemne i przede wszystkim pozwalało na rozesłanie emocji niczym obrusu na wytwornej kolacji. Przez ostatni tydzień była to gorycz z domieszką bezsensu istnienia. Nic nowego i wyjątkowego w świecie Shivy, której imię do czegoś zobowiązywało. Wiele osób mylnie sądziło, że miało ono powiązanie z buddyzmem, lecz tak naprawdę chodziło o tydzień żałoby w judaizmie również zwanym „shiva”.
Ventress była jedną wielką żałobą. Nie zawsze, ale często.
Pusty lokal ją uspokajał. Nie przepadała za jego sprzątaniem, ale i tak czerpała z tego przedziwną przyjemność. Panujący w pomieszczeniach spokój przerywany odgłosami procujących maszyn lub jej własnego oddechu był kojący. Nic więc dziwnego, że na dźwięk otwierających się drzwi poczuła dyskomfort podobny do uczucia wbijania szpili w mózg. Daleko temu do lobotomii, ale było bardzo blisko.
Niechętnie odwróciła się w stronę wejścia szybko kodując, że była to znajoma twarz.
- O ile nie będziesz płacić. Kasa jest już zamknięta. – Czy to była groźba? Nie za bardzo. Raczej warunek ze znaczącą korzyścią dla Maxine, chociaż i Shiva będzie coś z tego miała. Zrobienie kawy ją nie kosztowało, ale otwarcie kasy już tak. Była na to zbyt leniwa.
Bez zbędnych słów podeszła do kawomatu; wyjątkowo dużej maszyny nijak przypominającej tą domową. To był dosłownie kombajn, w którym przycisków, wlewów, zakrętek i rurek było więcej niż w niejednym łaziku marsjańskim.
- W międzyczasie zamkniesz drzwi i przekręcisz znak? – Na „zamknięte”.
Z początku nie czekała na odpowiedź od razu sięgając po klucze, ale gdy tylko powróciła ciemnym spojrzeniem na Parkins, rzuciła jej niewielki pęczek. Tylko, który to był klucz?
- Ten obklejony fioletową taśmą. – Sama w międzyczasie zajęła się spienianiem mleka oraz parzeniem kawy w odpowiedniej temperaturze. Niby miała do tego wspomniany kombajn, ale kontrolowanie jego działania również było bardzo ważne.
Niczego już nie powiedziała skupiając się na przyrządzeniu zamówienia, co z pewnością zajęło dłużej ni zamykanie drzwi. W międzyczasie usłyszała szczęk zamka oraz dzwonienie kluczy położonych na blacie. Spodziewała się, że dziewczyna usiądzie przy stoliku i poczeka.. cóż, tak też było.
Pośpiesznie zerknęła w tamtym kierunku i choć miała już gotową kawę to wycofała się na zaplecze. Nie powinna trzymać tam swego plecaka, ale kiedy szefa nie było, wolała mieć swoje graty blisko. Z notatnika wyjęła zgiętą na dwa razy kartę i wraz z nią oraz z filiżanką kawy podeszła do stolika.
- Rysowałam z pamięci – wyjaśniła kładąc kartkę obok spodka z filiżanką. – Kiepski, bo to nie mój styl. – Jej stylem było to co pod skórą i tak właśnie wyglądał pierwotny rysunek. Jednak z niego nie dałoby się wyłapać rysów twarzy, dlatego musiała wszystko zmodyfikować licząc, że miała dobrą wizualną pamięć.
Wiedziała, że to był dość nietypowy portret (klik – w tej roli Sepideh Moafi, bo czemu nie?). Wyglądało to tak, jakby siedziała naprzeciwko rozmówczyni, ale w rzeczywistości Shiva starała się dostrzec kobietę z perspektywy jej towarzyszki; w tym wypadku mamy Maxine.
Nie mówiąc już niczego więcej znów przeszła za ladę wyłączając maszynę, która musiała trochę ostygnąć. Przetarła blat w pobliżu, bo nie będzie robić tego dokładnie po raz drugi i po wyrzuceniu starego worka z kawą złapała za zmiotkę. Przeszła z nią w stronę drzwi, zmiotła trochę przy wejściu i oparła kijaszek o stół, bo przecież najpierw musiała ułożyć krzesła na stole.
Podniosła jedno, odwróciła do góry nogami i położyła na blacie. Jeszcze paręnaście takich i mogła przejść do zmiatania.

Maxine Parkins
studentka kryminalistyki — Lorne Bay
24 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Studentka kryminalistyki, przenosząca studia z Paryża do Cairns, odkładająca na bok poszukiwania zaginionej matki, aby ruszyć z życiem do przodu i skupić się na relacji z Eleonore
Uniosła brew ku górze, słysząc sugestię napicia się na koszt firmy. Chyba, że Shiva zamierzała odebrać dług po pewnym czasie, gdy z zaskoczenia przypomni Max o tym darmowym, podwójnym espresso z mlekiem.
- Uznam, że nie będziesz mnie ścigać za tę kawę i nie naliczysz dodatkowych odsetek.
Nawet jeśli by do tego doszło, Parkins nie miałaby problemów ze spłatą. I tak szastała pieniędzmi ojca, więc pod tym względem na nic nie narzekała i niczego nie skąpiła. Przez większość czasu.
Zerknęła na dziewczynę, podchodzącą do ekspresu, decydując się zająć w końcu miejsce siedzące. Nie była pewna, ile czasu spędzi w tej kawiarni. Wiele zależało od tego, co zaprezentuje jej Shiva i czy będzie skłonna rozwinąć odrobinę więcej szczegółów, w razie potrzeby.
Słysząc pytanie oderwała wzrok od randomowego obrazka na ścianie, przedstawiającego roześmianą parę, raczącą się kawą. Iście memiczne to dzieło. Zupełnie jakby filiżanki z kawą opowiadały im dowcipy.
Złapała klucze i zanim zdążyła zapytać o konkretny klucz, otrzymała odpowiedź. Brzmiało trochę podejrzanie, te zamykanie drzwi, ale być może Shiva po prostu wolała mieć spokój od reszty spóźnionych klientów, błagających o ostatnią kawę, po zamknięciu kasy. Max co prawda nie przepracowała ani jednego dnia w swoim życiu (mając na uwadze klasyczną wersję etatu), ale domyślała się, jak upierdliwi potrafili być niektórzy ludzie, widzący jedynie czubek własnego nosa. Chamy, prostaki i aroganci. Co najgorsze, większość społeczeństwa podzielała taki archetyp.
Wdychając zapach świeżo parzonej kawy, przekręciła zamek od drzwi wejściowych i przekręciła wspomnianą plakietkę. Razem z pęczkiem kluczy wróciła na wcześniej zajmowane miejsce, niedaleko baru. W godzinach otwarcia zapewne zajęłaby miejsce w rogu, albo zapytałaby wcześniej, gdzie zwykle siadała jej matka. Być może, wchodząc w jej skórę, otrzymałaby jakieś odpowiedzi? Skubiąc nasady paznokci, czekała na powrót Shivy, wynurzającej się z zaplecza. Była cierpliwa i nie pospieszała jej, chociaż w środku wypełniała ją ekscytacja, związana z odkryciem kolejnej karty, składającej się na okoliczności zniknięcia Sarah.
Z lekko ściągniętymi brwiami spojrzała krótko na ciemnowłosą dziewczynę, po czym sięgnęła w stronę złożonej kartki, przedstawiającej rzekomo kobietę, towarzyszącą zaginionej matce. Rozłożyła ją bez większej zwłoki.
- Jest bardzo wyraźny - stwierdziła, mając na uwadze zarówno perspektywę, jak i nakreślone rysy twarzy. Nie wiedziała tak właściwie czego się spodziewać, bo poza metaforycznym królikiem oraz prześmiewczymi bazgrołami zaprezentowanymi poprzednim razem, nie zdążyła dokładnie poznać stylu rysowania Shivy. Czy była typem minimalistki czy wręcz przeciwnie. Teraz wiedziała już nieco więcej, o czym świadczyła uwaga, poświęcona szkicowi.
- Chyba gdzieś już ją widziałam - mruknęła jakby do siebie, zastanawiając się przy okazji czy dziewczyna również nie kojarzyła naszkicowanej kobiety, choćby z sąsiedztwa.
Na oślep sięgnęła po filiżankę kawy, próbując zassać niewielki łyk parującego napoju. Skrzywiła się lekko, ale przełknęła ten niewielki łyk, parzący język.
- Pojawiła się tutaj po zaginięciu? - dopytała, bo skoro Shiva rysowała nieznajomych, na pewno rozpoznawała część z nich - regularnych klientów, albo tych, o szczególnych cechach. Z tym konkretnym rysunkiem mogłaby zapytać ojca czy kojarzył tę kobietę. Być może wiedziała coś, do czego policjanci jeszcze nie dotarli, albo co trzymali w sekrecie.
- Mogłabym zrobić zdjęcie tego szkicu? - zapytała jeszcze, przed wyjęciem telefonu z kieszeni spodni. Oderwała wzrok od kartki i zawiesiła go na Shivie, układającej stołek na jednym z blatów. Mogłaby jej pomóc, ale im szybciej uwiną się ze sprzątaniem, tym większy pretekst będzie miała dziewczyna do pogonienia tej wszędobylskiej studentki.

Shiva Ventress
sprząta i ogarnia papiery/baristka — Winfield’s Craft/Hungry Hearts
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem sobą, jestem lisem.
Jestem marnym towarzyszem.
(Jedna z przybłęd w rodzinie Winfield).
Odłożyła stołek na stół i na moment zamarła tak, jakby ktoś wcisnął przycisk pauza. Patrząc przed siebie i mając dłoni wciąż ułożone na nóżkach krzesła zastanawiała się nad pytaniem Max. Dzielenie się swymi pracami było czymś, czego unikała. Wolała też, żeby te nie ujrzały światła dziennego. Jedna para oczu – niech będzie. Robienie zdjęć – już niekoniecznie, bo kto wie gdzie potem to trafi. Shiva jednak musiała wziąć poprawkę na to, że jak wspomniała, to nie był jej styl, więc równie dobrze mogła się wyprzeć autorstwa portretu.
- Możesz go wziąć – odezwała się długo po tym jak zamarła i dopiero wtedy znów się poruszyła sięgając po kolejne krzesło. – Tylko nikomu nie mów, że jest mój. – Jeden prosty warunek, który nie wymagał specjalnych umiejętności ani nie odbierał Parkins nic cennego. Miał on jedynie chronić Ventress, a raczej jej potrzebę chronienia tego co jej, bo każdy z rysunków był swego rodzaju uzewnętrznianiem się.
- Od dawna jej tutaj nie było – odpowiedziała na poprzednie pytanie przechodząc do drugiego stolika, na którym także zaczęła ustawiać krzesła. – Miała nietypowe imię. Perskie. Sprawdziłam od razu, gdy je usłyszałam. – Nie kojarzyła konkretnej chwili, ale możliwe, że ktoś ją w kawiarni zawołał. Być może była to nawet matka dziewczyny głowiącej się nad zagadką zaginięcia. – Nie pamiętam, jak brzmiało. – To było dawno a przez kawiarnię przewijało się tyle osób, że wiele imion po prostu gdzieś umykało. Shiva była wzrokowcem. Umiała rysować z pamięci, ale z imionami miała problem.
Skupiona na pracy nie patrzyła na Max. Kolejne stołki trafiały na blaty, aż wreszcie uporała się ze wszystkimi. Ze spokojem wróciła po zmiotkę i zaczęła zgarniać z podłogi śmierci. W większości był to kurz, czasami jakiś kamyk albo papierek rzucony przez wrednego klienta mającego gdzieś porządek wokół siebie.
- Chyba nie jest stąd. Możliwe, że bywa w Lorne Bay przejazdem. – Może odwiedza rodzinę, rodziców albo dzieci, które wychowują się w spokojnym miasteczku, kiedy ich matka robi karierę w wielkim mieście. A może po prostu perska księżniczka prowadziła tu interesy lub bywała na delegacjach. Wszystko jest możliwe. – Widywałam ją tylko w kawiarni – wyjaśniła, skąd poprzednia myśl i przez cały czas patrzyła na sprzątaną podłogę. Nie domagała się interakcji ani wzrokowego kontaktu. Nie potrzebowała ani jednego ani drugiego. Swoje zrobiła i mogła podumać, ale nie będzie żadnego klepania się po plecach lub litościwego patrzenia w oczy.

Maxine Parkins
studentka kryminalistyki — Lorne Bay
24 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Studentka kryminalistyki, przenosząca studia z Paryża do Cairns, odkładająca na bok poszukiwania zaginionej matki, aby ruszyć z życiem do przodu i skupić się na relacji z Eleonore
Nie widziała większej potrzeby, dla której miałaby rozpowiadać ludziom, kto wykonał ten konkretny rysunek. Znajomych miała w tym mieście raczej niewielu, a poza tym, okazany szkic stanowił ważny element śledztwa. Wolałaby postępować z nim ostrożnie.
- Tak po prostu? - rzadko spotykała się z tym, że artysta w pełni przekazywał swoją pracę, chyba, że rozchodziło się o prezent, albo zrealizowanie request’a. Shiva mogła przykładać małą wagę do tego konkretnego dzieła, bo jakby się nad tym zastanowić… było specjalnie sporządzone właśnie dla Max, w celach podglądowych. Ciekawe jak wyglądała pierwsza wersja, którą dziewczyna niekoniecznie chciała się pochwalić.
Westchnęła ciężko, na wieści o znikomej obecności kobiety w tym lokalu, w ostatnim czasie. Być może dotyczyło to również całego miasteczka i okolic? Przynajmniej odnalazła kolejne powiązanie, o którym nie miała bladego pojęcia. Posiadając rysunek, mogła podpytać dyskretnie kilka osób o tę konkretną kobietę.
- Perskie imię… - powtórzyła pod nosem, wyjmując telefon, aby zanotować ten drobiazg. Nie sądziła, że jej matka miała jakąś perską znajomą, ale informacje, które posiadała na temat Sarah, były zwykle mocno nieaktualne. To nawet wyjaśniałoby nieudolność policji w temacie odnalezienia tej konkretnej osoby. Oni byli jednak specjalistami, a Max… zaledwie aspirującą studentką kierunku kryminalnego.
Miała rysopis i niepełne dane, dotyczące imienia. To zaledwie małe elementy większej układanki, związanej z wizerunkiem tajemniczej kobiety.
- Musiała cię czymś zainteresować, skoro tak szczegółowo zapamiętałaś jej wygląd - uznała, obracając głowę w stronę Shivy. - albo naprawdę często tutaj przychodziła.
Z Sarah czy też bez niej.
Odłożyła telefon na powierzchnię stolika i upiła odrobinę przygotowanej kawy, z chęcią wpuszczając dawkę kofeiny do swojego organizmu. Poniekąd do niej przywykła i traktowała jak obowiązkowy napój na każdy dzień. Jej niedobór magnezu to inna sprawa, ale tym się nie przejmowała.
Był jeszcze jeden temat, który chciała poruszyć.
Wzrok ponownie wbiła w blat zajmowanego stolika, który Shiva najpewniej również będzie chciała przetrzeć.
- Wiem, że trochę na to za późno, ale… wybacz, że nie dołączyłam do ciebie i nie poczekałam z tobą na podwózkę.
Bo tak, Shiva wtedy zapewniła ją, że sobie poradzi i ktoś po nią przyjedzie pod ten nieszczęsny szpital w Cairns. Parkins w zupełności jej uwierzyła, kierując się również własnymi, negatywnymi odczuciami, nakazującymi jej jak najszybciej poszukać bezpiecznego miejsca na doprowadzenie się do porządku.
- Mogłam chociaż upewnić się czy dotarłaś w jednym kawałku do domu, albo do koleżanki… - Max zdecydowanie dotarła do takiej jednej koleżanki, co wspominała bardzo ciepło. - … ale nawet nie miałam twojego numeru.
Nie znała innych sposobów na namierzenie dziewczyny, poza tymi technologicznymi, a łażenie po dzielnicy i wykrzykiwanie jej imienia zrobiłoby z niej niepoczytalną w oczach innych, osobę. Z reszta, czy ktoś traktował ją tutaj inaczej, niż z pobłażaniem, albo współczuciem? Wszyscy, którzy zainteresowani byli życiem miasteczka, kojarzyli ją jako tą dziewczynę od rozwieszania plakatów z zaginioną. Na pewno była przez to nieszczęśliwa, a czy miała jakieś inne zajęcia poza tym jednym? Mieszkańcy z pewnością zakładali, że nie. Wygodnie było przybrać taką postawę.
Czyżby sugerowała wymianę numerów telefonu? Raczej by im to nie zaszkodziło, a dodatkowo, Max miałaby pod ręką kontakt do kogoś, kto mógł co nieco wiedzieć o jej matce oraz perskiej towarzyszce.

Shiva Ventress
sprząta i ogarnia papiery/baristka — Winfield’s Craft/Hungry Hearts
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem sobą, jestem lisem.
Jestem marnym towarzyszem.
(Jedna z przybłęd w rodzinie Winfield).
- Mam fotograficzną pamięć. – Częściowo, bo nie kojarzyła słów z książek, co przekładało się na jej naukę, ale w kwestii wizualnej potrafiła odtworzyć wszystko. Była w tym naprawdę dobra, ale rzadko rysowała coś rzeczywistego. Zazwyczaj modyfikowała to po swojemu, co jednak nie wpływało na poziom zapamiętanego obrazu. Nic dziwnego, że potem one wszystkie śniły się jej po nocach. – Lubiłam też sposób w jaki patrzyła na twoją mamę. Musiała ją naprawdę lubić. – Tak szczerze bez kłamstwa lub ukrytych intencji. Ventress dostrzegała jak tamta promieniała siedząc przy stoliku ze swoją znajomą albo przyjaciółką. Ciężko powiedzieć, co łączyło obie kobiety, ale na pewno była to bliska relacja, której Shiva im zazdrościła. Zarazem odznaczała się ona na tyle pozostałych. Ludzie zazwyczaj spotykali się w kawiarni, ale to nie oznaczało, że byli w niej razem. Uciekali gdzieś myślami, wgapiali się w telefony albo rozglądali na boki, jakby szukali lepszego towarzystwa. Tamte dwie kobiety zawsze były sobą zainteresowane, jakby od jednego do drugiego spotkania minęły lata, po których niezwykle za sobą tęskniły (więc musiały nadrobić ten czas całą swoją uwagę skupiając na tej drugiej).
Zatrzymała się przerywając zamiatanie i wbiła uważne spojrzenie w Maxine, która mówiła rzeczy – zdaniem Shivy – bardzo dziwne.
- Daj spokój. – Niech nie przeprasza. – Nie jesteśmy koleżankami. Nawet się nie znamy. – Miały więc wobec siebie zerowe zobowiązanie. Maxine nie odpowiadała za to, czy Shiva dotarła do domu. Nie musiała się też martwić, czy miała komu się wygadać. Nie miała, ale przynajmniej doczłapała się do chaty, czego nie musiałaby robić w pojedynkę, gdyby przyrodnie rodzeństwo ją lubiło. Niestety, ale komfort w rodzinie Winfield był przereklamowany, bo nie istniał. Na dodatek nawet „rodzina” miała ją za wariatkę. Niby napisała do Luke’a, czy może po nią wpaść a ten stwierdził, że dramatyzowała. Serio? Napisała do niego pierwszy raz od paru miesięcy i naprawdę uznał, że to było „dramatyzowanie”, do którego przecież nie miała tendencji, ale łatwiej było napisać coś takiego niż stwierdzić, że nawet nie znał swojej przybranej siostry. Pieprzony gnój. – Poradziłam sobie – dodała nie domyślając się ukrytej sugestii w słowach Maxine. W tej kwestii Shiva była beznadziejna. Wiele rzeczy trzeba było mówić jej wprost, bo albo czegoś nie dostrzegała albo to ignorowała uważając za wygodne. Tym razem jednak nie wyłapała kontekstu i wróciła do zamiatania.
- Nic więcej nie mogę zrobić. – Gdyby mogła, to na pewno by to zrobiła. Możliwe, że z boku tak to nie wyglądało, skoro bez większych emocji machała miotłą. Jednak niewidoczne dla oka zaangażowanie wcale nie oznaczało, że nie przejmowała się sprawą Parkins. Shiva również nie miała rodziców. Mogła uznać ich za zaginionych i wczuć się w sytuację starszej dziewczyny, na której miejscu zapewne również by ich szukała. Szkoda tylko, że to oni ją porzucili, więc… cóż, czemu miałaby ich szukać? To nie miało sensu. – Jeśli coś sobie przypomnę, to dam ci znać. Może zapisałam gdzieś to imię, ale szczerze wątpię. – Skoro do tej pory nie natrafiła na nie w notatniku to na pewno nigdzie indziej go nie zapisała. Może kiedyś sobie przypomni. – To wszystko? Mam dużo roboty. – Kiepska z niej pomoc lub potencjalna koleżanka. Była kiepska w społecznych interakcjach i wcale nie uważała, że zachowała się teraz jakoś źle. Stwierdziła tylko fakt i przecież zapytała, czy Maxine chciała czegoś jeszcze. Zainteresowała się i była gotowa odpowiedzieć na kolejne pytania, ale jeżeli ich nie było to wolała dokończyć pracę i wrócić do domu.

Maxine Parkins
studentka kryminalistyki — Lorne Bay
24 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Studentka kryminalistyki, przenosząca studia z Paryża do Cairns, odkładająca na bok poszukiwania zaginionej matki, aby ruszyć z życiem do przodu i skupić się na relacji z Eleonore
Fotograficzna pamięć Shivy musiała być bardzo dosłowna. Swego czasu, Max sama siedziała w rysunkach, jednak sporządzanie portretu prawdziwych osób sprawiało jej większe trudności, aniżeli w przypadku postaci fikcyjnych, pochodzących z komiksów, albo seriali. Była pełna podziwu dla tego talentu, którym dziewczyna raczej zbyt często się nie chwaliła. A mogłaby.
- Ach tak? – zainteresowała się opisem nastawienia perskiej kobiety, względem Sarah. - W jaki sposób się na nią patrzyła? Coś na zasadzie: całe wieki cię nie widziałam droga przyjaciółko czy raczej: twoje piękne usta lepiej wyglądałyby na moich?
Trochę popłynęła z tymi konceptami. Aż sama skrzywiła się na wyobrażenie matki, cmokającej się namiętnie z inną osobą. Płeć nie miała tutaj nic do rzeczy.
Mimo wszystko, musiała brać pod uwagę również taką ewentualność. Nie mogła wykluczyć potencjalnego romansu, skutkującego nagłym wyjazdem w inną część świata. Tyle, że to nie brzmiałoby jak coś, na co porwałaby się Sarah. Nawet jeśli chciałaby się rozstać z Francisem, raczej nie porzuciłaby własnych dzieci bez choćby słowa wyjaśnienia. Nie była taka.
- Chyba jednak trochę cię znam - zmrużyła oczy w przerysowany sposób, obracając głowę w stronę krzątającej się Ventress. - Na przykład… wiem, że tutaj pracujesz. Rysujesz imponujące rzeczy i masz pamięć fotograficzną. Czasami musisz używać inhalatora i nie lubisz się chwalić swoimi talentami.
Uznawała, że Shiva posiada ich więcej, niż tylko ten, dotyczący szkicowania z pamięci.
- Ale jeśli wolisz, możemy uznać, że znamy się tylko z widzenia.
Jeśli spotkają się na mieście, w kompletnie losowej sytuacji być może Parkins doczeka się marnego „cześć” ze strony dziewczyny. Nie wymagała tego od niej, ale byłoby miło mieć w otoczeniu kogoś, kto nie patrzył na nią jak na ofiarę tragedii rodzinnej.
- To widzę - mruknęła, odnośnie poradzenia sobie tamtej nieprzyjemnej nocy. Shiva wciąż była w jednym kawałku i raczej nie wplątała się w tarapaty, a to wystarczyło, aby nieco uspokoić sumienie Parkins.
- Mimo wszystko, powinnam była się upewnić.
A więc dziewczyna z kawiarni niekoniecznie łapała pewne sugestie. To nic ważnego. Gdyby Max koniecznie potrzebowała tego nieszczęsnego numeru telefonu, zapewne zapytałaby wprost. Przynajmniej wiedziała, gdzie w razie czego znaleźć Shivę, Raczej nie zamierzała zmieniać pracy w najbliższej przyszłości?
- To i tak dużo. Dziękuję.
Niby poboczne poszlaki, ale otwierające wrota na inne, potencjalne okoliczności zaginięcia. Znów będzie musiała je rozrysować na sporej, białej tablicy w salonie, o czym myślała popijając wciąż ciepłą kawę. Jeszcze cztery łyki i nic po niej nie zostanie.
- W jaki sposób dasz mi znać, jeśli sobie przypomnisz? - dopytała, czekając na rozwinięcie tej jakże frapującej sprawy. Może zamiast numerów telefonu, Shiva używała kryształowej kuli, albo czegoś równie ekstrawaganckiego? Dobra, żarty na bok.
- Najwyraźniej – chyba wszystko miały poniekąd ustalone, chociaż…
- Albo czekaj – zarządziła, tuż przed wyzerowaniem resztki kawy. Powoli zsunęła się ze swojego miejsca, podchodząc nieco bliżej Shivy. - Pomogę ci ogarnąć ten lokal. Uznajmy to za mój rewanż za darmową kawę.
Max, chociaż pochodziła z nadzianej rodziny, nie unikała pracy: zarówno tej biurowej, jak i fizycznej. Potrafiła sobie radzić w życiu, była zaradna i chętnie korzystała z tych cech.
- Nie próbuj się wywinąć. Chyba chcesz stąd wyjść w miarę wcześniej, niż później?
Ten argument wydawał się całkiem trafny. Z resztą, nic tak nie zbliża do siebie ludzi, jak wspólne latanie ze ścierą po podłodze.

Shiva Ventress
sprząta i ogarnia papiery/baristka — Winfield’s Craft/Hungry Hearts
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem sobą, jestem lisem.
Jestem marnym towarzyszem.
(Jedna z przybłęd w rodzinie Winfield).
- Raczej to pierwsze – stwierdziła niby niepewnie, a jednak założyłaby się, że kobiet nie łączyły romantyczne relacje. Przyjaźniły się, ale tak na dobre i na złe; przynajmniej w ten sposób postrzegała to Shiva, która akurat na relacjach nie znała się najlepiej. Sama je wszystkie zepsuła a teraz nawet nie umiała utrzymać, więc lepiej żeby nie wypowiadała się na ten temat za co surowo skarciła siebie w myślach. Wolała unikać ludzi, bo nie czuła się przy nich komfortowo – więc dlaczego tak bardzo zazdrościła mamie Maxine i tamtej kobiecie?
Chyba po prostu tęskniła. Za dawnymi przyjaciółmi i samą sobą, która aż tak bardzo nie różniła się od tej aktualnej Ventress. Ta po prostu skutecznie zniechęcała do siebie ludzi.
Ze spokojem spojrzała na dziewczynę i wzięła głęboki wdech okazując to poprzez lekkie uniesienie ramion, które szybko opadły wraz z gwałtownym wydechem. Próbowała tamtą od siebie odpędzić, a jednak Max uparcie wymieniła wszystkie rzeczy, które o niej wiedziała. Co najgorszej były one celne i tylko głupek krzyknąłby, że to kłamstwa.
- Nie przepadam za ludźmi. – Innymi słowy „to nic osobistego”. Nie miała nic do samej Maxine oraz jej sprawy z matką. W pewnym sensie jej współczuła, ale nie okazywała tego w dosłowny sposób, bo nie chciała wyjść na empatyczną oraz miłą, co skutkowałoby ewentualną dalszą znajomością. Unikała ich – wszystkich. Bez znaczenia, czy kogoś by polubiła czy nie.
- Aż tak bardzo zależy ci na dziewczynie, z którą spędziłaś jeden krótki wieczór czy śmierć Billy’ego wzmocniła doznania? – Tak, jakby były wobec siebie zobowiązane do pozostania w kontakcie albo bycia koleżankami. Jakby jedno wydarzenie przesądzało o wszystkim nakładając na ramiona Max powinności wobec Ventress, których nie powinna mieć. – Nie zadręczaj się tym. Nie miałam ci za złe, że ruszyłaś w swoją stronę – zapewniła, bo tamtej nocy miała żal tylko do jednej osoby; do swego nie do końca przybranego brata, który ją olał. – Masz inne priorytety. – Odwróciła głowę w kierunku okna kawiarni, na którym wisiała podobizna mamy Maxine. Niech skupi się na tym a nie na jakichś dziewczynach spod szemranego klubu. Shiva tak by zrobiła.
Zmiatała dalej przerywając ledwie na sekundę, żeby sugestywnie wskazać na jedno z ogłoszeń wywieszanych przez Maxine.
- Skorzystam z tamtego numeru. – Pod zdjęciem pani Parkins znajdowała się prośba o kontakt i z tego, co Shiva wywnioskowała, był to numer kontaktowy do osoby najbardziej zainteresowanej, czyli córki; niejakiej Max, której być może wątpliwości właśnie rozwiała.
Odruchowo zrobiła krok w przeciwnym kierunku niż ten, z którego niespodziewanie zbliżyła się dziewczyna. Spojrzała na nią nie kryjąc zaskoczenia, ale też pilnując odpowiedniego dystansu. Ostatnim razem w przypływie adrenaliny złapała ją za dłoń, ale teraz trzymała się wszystkich swoich zasad ograniczających kontakt z innymi do minimum. To dlatego bez ceregieli podała dziewczynie zmiotkę byleby mieć pewność, że tamta już bliżej nie podejdzie albo nie będzie się z nią bić o tej kawałek kija.
- Powodzenia. – Bardzo miło z jej strony a jeszcze milej, że bez słowa poszła na tyły do kuchni. Zero zaangażowania w społeczne niuanse lub odpowiednie zachowanie, które nie charakteryzowałoby się ignorancją.
Nieco bardziej na tyłach kuchni przygotowała mopa, ale najpierw pochowała niektóre rzeczy do lodówki. Przez cały czas nasłuchiwała Maxine, a kiedy tamta z telefonu puściła muzykę, wyjrzała zastanawiając się, od kiedy sprzątanie stało się pretekstem do mini imprezki.

Maxine Parkins
studentka kryminalistyki — Lorne Bay
24 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Studentka kryminalistyki, przenosząca studia z Paryża do Cairns, odkładająca na bok poszukiwania zaginionej matki, aby ruszyć z życiem do przodu i skupić się na relacji z Eleonore
Z wolna kiwnęła głową, przyswajając informacje co do relacji jej matki z tajemniczą kobietą. Właściwie, to nie spodziewała się, aby Sarah posiadała podobne upodobania w kwestiach romantycznych. Czasami zdarzało się, że osoba nieheteronormatywna miała również dziecko o takich cechach, nie mniej, to zjawisko dosyć rzadkie. Max nieszczególnie interesowało to, na kim matka skupia swoją uwagę. Ojciec był od zawsze i to on stanowił tę tak zwaną, drugą połówkę. Wszelkie inne szczegóły nie miały wtedy znaczenia.
- Nie dziwię się - napomknęła, tuż po słowach Shivy względem ludzi. - Czasy w których żyjemy są pełne nudziarzy, wessanych w smartfony.
Przesadzała? Niekoniecznie. Poznała wystarczająco dużo rówieśników, aby się przekonać o prawdziwości gorzkich słów. Ludzie stali się leniwi i zbyt wygodni, aby podnosić swoją wartość. Po co zdobywać wiedzę czy umiejętności, skoro wszystko można wyszukać w Internecie? No więc właśnie…
Lekko zmrużyła oczy za sprawą jakże podchwytliwego pytania dziewczyny.
- Wydaje mi się, że to opcja numer trzy - której Shiva nie zaprezentowała. - Empatia wzięła nade mną górę. Wolałabym nie słyszeć o żadnych kolejnych pobiciach czy porwaniach…
Można uznać, że była wyczulona na tym punkcie. Sama straciła matkę przez prawdopodobny udział osób trzecich. Mogła paść ofiarą handlarzy ludźmi, organami, albo podpadła jakiemuś psychopacie. Możliwości było wiele i wiele z nich łączyło się z udziałem innego człowieka.
Nie zadręczała się swoim zachowaniem z tamtej nocy, związanej ze śmiercią Billy’ego. Chciała pokrętnie przekazać Shivie, że wcale nie uważała jej za kogoś dla siebie obojętnego. Nie znały się zbyt dobrze, ale to nie przeszkadzało w okazywaniu ogólnie przyjętej serdeczności. Jeśli miała pozostać w tym miasteczku na dłużej, do momentu rozwiązania sprawy matki, musiała mieć sprzymierzeńców. Samotnie niewiele w tym temacie zdziała.
Zerknęła w stronę plakatu, na którym widniał numer kontaktowy. Cholera, zapomniała o tym numerze służbowym. Chciała powiedzieć, że Shiva wcale nie musiała dzwonić do niej na numer przeznaczony do poszukiwań, ale skoro posiadałaby przydatne informacje, byłoby to w pełni uzasadnione. Nie miały powodu, aby utrzymywać ze sobą prywatne kontakty, niekoniecznie związane z zaginięciem. Jakby się tak zastanowić, Parkins niewiele wiedziała o zainteresowaniach Shivy. Pomijając sprawy rysunkowe, o czym miałyby rozmawiać? O aktualnej polityce australijskiej, o giełdzie, finansach, postępach lokalnej policji? Nie brzmi to zbyt ekscytująco i ciekawie.
Bez słowa przejęła kij ze szczotką, mimowolnie analizując postawę dziewczyny. Albo była bardzo zamknięta w sobie, stroniła od jakichkolwiek kontaktów z ludźmi, albo stał za tym jakiś czynnik kliniczny. Niestety, nie miała na tyle rozległej wiedzy psychologicznej, aby postawić celną diagnozę. Być może, gdyby wypytała swoich znajomych z czasów szkolnych o tę dziewczynę, udzieliliby jej pewnych informacji? Cóż, póki co nie zamierzała zbyt wnikliwie grzebać w tym temacie.
Istniał jeszcze jeden sposób na pewne zbadanie strefy komfortu Shivy. Bezbolesny, pozbawiony bezpośredniego kontaktu, ale pełen sprzecznych emocji, kotłujących się aktualnie w głowie Max.
Jeśli teraz tego nie zrobi, zaprzepaści szansę. Na to nie chciała sobie pozwolić.
Sięgnąwszy po telefon, spoczywający w kieszeni, włączyła opcję bluetooth, sprawdzając czy głośniki zamontowane w lokalu nadal są włączone. Bingo.
Z krępacją, związaną z odsłonięciem swojego guilty pleasure, wybrała jeden z najpopularniejszych utworów szwedzkiego zespołu. Gdy w głośnikach wybrzmiały pierwsze nuty intra, znów chwyciła za miotłę, próbując przenieść się myślami do swojego mieszkania, a konkretnie do momentu sprzątania, sprzyjającego słuchaniu muzyki. Wielki ogrom zażenowania ciążył jej na karku, ale show musiało trwać. Podrygując nogami do rytmu, zgarniała szczotką pozostałe kłębki kurzu, wymieszanego z okruszkami i zmiętymi chusteczkami.
Dopiero przy jednym z rytmicznych obrotów zauważyła Shivę, wpatrującą się w jej osobę.
- Zapomniałam ci powiedzieć, ale muzyka do sprzątania to absolutna podstawa. Wszystko wtedy tak płynnie idzie, że nim się człowiek obejrzy, już po robocie!
Było w tym sporo prawdy, bo sprzątanie w ciszy wydaje się cholernie żmudne i ciągnie się w nieskończoność. Może Shiva niekoniecznie przepadała za ABBĄ? Może wolałaby, aby z głośników leciał jakiś podcast kryminalny albo Kanye West?

Shiva Ventress
sprząta i ogarnia papiery/baristka — Winfield’s Craft/Hungry Hearts
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem sobą, jestem lisem.
Jestem marnym towarzyszem.
(Jedna z przybłęd w rodzinie Winfield).
Kiedyś bez krępacji dołączyłaby się do każdej imprezy. Bywało, że trzymała się swojej paczki, ale nie stroniła od ludzi ani od spontanicznych tańców z nimi. Już wtedy wykazywała predyspozycje do bycia inną, ale nikomu to nie przeszkadzało. Tylko czasami jej rysunki wywoływały pewne obiekcje, ale przez to nigdy nie straciła znajomych. Była jaka była i ją akceptowano, aż do chwili, kiedy sama wszystkich wypędziła. Pozbyła się ze swego życia stając jeszcze bardziej ponurym odludkiem, dzięki czemu odpędzała innych potencjalnych znajomych.
To jej odpowiadało. Stawianie dystansu zrobiło się naturalne a jej samo zapotrzebowanie na ludzi było niższe niż zwykle.
Przynajmniej tak sądziła. Nie podważała tego, ale zamykanie wszystkich furtek na ewentualne znajomości to najszybsza droga do całkowitej samotności.
To wcale nie była taka zła perspektywa zwłaszcza, kiedy nie miało się planu na życie ani na jakąkolwiek przyszłość.
Z ogromną dozą dystansu wpatrywała się w poczynania Maxine przy dobrze znanej piosence i nie oceniała ich jako złe. Była po prostu skołowana i zaskoczona, że można tak szybko dać sobie upust i po prostu się rozluźnić; w obcym miejscu, przy innej osobie i robiąc czyjąś pracę.
- Dziwna jesteś – stwierdziła wprost i – o ironio – w taki sposób, jakby nie była świadoma, że z nich dwóch to właśnie ona była dziwna (a nie Parkins). – Musi ci bardzo zależeć, żebym przypomniała sobie imię tamtej kobiety. – Bo po co innego dziewczyna miałaby to wszystko robić? Shiva dostrzegała jedynie oczywiste i priorytetowe intencje a odnalezienie matki z pewnością do tego należało. – Może przypomnę sobie, jak przejrzę słownik z perskimi imionami? – Równie dobrze to mogła być strona z najpopularniejszymi imionami, wśród których znajdzie się to konkretne. Ciężko powiedzieć, ale w tej chwili Ventress wykazała większą inicjatywę niż wcześniej, więc można uznać to na plus.
Zrobi wszystko byleby nie musieć tańczyć; bo nie umiała, bo nie chciała i nie czuła się dobrze przy drugiej osobie.
O tym wszystkim świadczyło jej uciekające na boki spojrzenie, ale nie takie mówiące „wstydzę się na ciebie spojrzeć” a raczej „nie wiem, jak ludzie mogą długo utrzymywać kontakt wzrokowy”.
Błądząc tak wzrokiem po kawiarni znów wbiła spojrzenie w powieszoną przez Maxine kartkę.
- Musi ci bardzo zależeć na matce – stwierdziła, jakby to było coś nietypowego. – Gdzie byłaś, kiedy przepadła? – Bo raczej nie w miasteczku. Shiva jej nie kojarzyła a czuła, że starsza kobieta przyprowadziłaby do tej kawiarni swą córkę.
Nie ma to jak zniszczyć taneczną atmosferę bezpośrednimi pytaniami o zaginioną rodzicielkę. Tylko Shiva tak potrafiła, nawet nie zwracając uwagi na to, że zaburzyła dobre pracowe flow Max. Że być może zniszczy jej humor w czego efekcie rzuci zmiotką olewając (i tak nie swoją) robotę.

Maxine Parkins
studentka kryminalistyki — Lorne Bay
24 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Studentka kryminalistyki, przenosząca studia z Paryża do Cairns, odkładająca na bok poszukiwania zaginionej matki, aby ruszyć z życiem do przodu i skupić się na relacji z Eleonore
Cóż, przynajmniej Shiva nie zakryła uszu dłońmi i nie zaczęła zarzucać jej kompletnego braku słuchu muzycznego. ABBA, to nie Justin Bieber. Wszyscy doskonale się bawili przy tym ponadczasowym zespole, szczególnie przy okazji różnych imprez, albo wyjść towarzyskich, obfitujących w spożywanie alkoholu. Lepiej być uznanym za dziwaka niż kompletnego odklejeńca, tupiącego nóżką do rytmu obciachowych utworów. Dobrze, że w Australii nie mieli czegoś takiego jak disco polo.
- To wiele by ułatwiło, nie powiem, że nie - dodała w kwestii imienia tajemniczej niewiasty, spędzającej czas z matką. Niestety, sprawdzonego sposobu na pamięć nie było. Szczególnie, gdy rozchodziło się na przykład o zapamiętywanie imion. Łatwo było prześledzić czynności, co by znaleźć zgubioną rzecz, ale kojarzenie twarzy z konkretnym imieniem, to zupełnie inna sprawa. Z pewnością bardziej problematyczna.
- To już brzmi jak kolejna misja - pozyskanie księgi, znanej jako słownik perskich imion. Mieli w ogóle coś takiego w Lorne? Oczywiście istniał jeszcze internet i wyszukiwarki, ale od tego trochę się Max odzwyczaiła. Przeczytała mnóstwo artykułów na temat zaginięć i dopiero po ich przedawkowaniu postanowiła odsunąć internet na nieco dalszy plan. Dopóki nie będzie zmuszona do skorzystania z niego, wolała funkcjonować tutaj, w realu. Jeśli za bardzo wsiąknęłaby w śledztwo, nie byłoby już dla niej ratunku. Pozostałby pokój bez klamek, a do takowego nieszczególnie się spieszyła.
Nie przerywała zgarniania miotłą kolejnych paprochów z podłogi, kiedy Shiva zapytała o to, gdzie się znajdowała, gdy matkę wcięło. Nie miała nic do ukrycia, jeśli o to chodziło.
- W Paryżu - brzmi niewdzięcznie? Zupełnie, jakby świetnie się bawiła, gdy matka zniknęła nagle, przewracając życie rodziny do góry nogami.
Przystanęła na chwilę, opierając dłonie na szczycie kijka od szczotki.
- Po ukończeniu liceum pojechałam tam na studia. Wróciłam dopiero po tym, jak tato do mnie zadzwonił i wyjaśnił sytuację.
Brzmiał wtedy strasznie chaotycznie, a Max ledwo wyszła z zajęć na uczelni. Była tak przejęta sytuacją, że w drodze powrotnej do wynajmowanego mieszkania, skombinowała sobie trochę alkoholu. Wiedziała, że będzie musiała opuścić Francję z dnia na dzień. Początkowo wzięła tylko zwolnienie lekarskie, wciskając kit na urazówce. Dopiero, gdy zorientowała się, jak duża jest sprawa, a Sarah wciąż się nie odnajduje, postanowiła wziąć dziekankę.
- Musiałam wrócić, zawiesić studia.
Jednym słowem, jedynym powodem zawitania do australijskiego miasteczka była sprawa związana z matką. Gdyby odnalazła się, cała i zdrowa, najpewniej Max stopniowo oswajałaby się z myślą powrotu na studia. Mogłaby przenieść się na uczelnię w Cairns. Nie miałaby z tym większego problemu, szczególnie, jeśli miałaby powód i motywację, aby zostać w tych stronach. W porównaniu do deszczowego Paryża, nie było tu wcale źle. Tym bardziej teraz, gdy typowo zimowe miesiące obfitowały w słoneczne, długie dni. Mogłaby do tego przywyknąć.

Shiva Ventress
sprząta i ogarnia papiery/baristka — Winfield’s Craft/Hungry Hearts
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem sobą, jestem lisem.
Jestem marnym towarzyszem.
(Jedna z przybłęd w rodzinie Winfield).
Australia – Francja
To dość ciekawy kierunek podróży zważając na to, jak daleko się znajdował. Powiązania Australii z Wielką Brytanią sprawiały, że Europa stawała się jeszcze bliższa, ale wokół było wiele pięknych państw. Czemu akurat Paryż? Pewnie przez wieżę Eiffla, chociaż gdyby Shiva miałaby strzelać w to państwo wybrałaby zamki po nim rozsypane. Te przeogromne budowle z fosami dookoła, jak za dawnych wcale nie takich pięknych czasów.
- Rzuciłaś wszystko i przyjechałaś tutaj, żeby jej szukać – podsumowała z nutką nieobecnego zamyślenia. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek któreś z biologicznych rodziców miało podobny odruch. Rzucili wszystko i zechcieli jej szukać, ale coś nie wyszło; na przykład umarli w wypadku, co byłoby jedynym usprawiedliwieniem tego, czemu nie chcieli jej odnaleźć. Bo nie mogli.
Czasami tak o tym myślała. W wyobrażeniach zabijała rodziców, bo tylko to umiałaby im wybaczyć. Gdyby jakimś cudem, któreś z nich nagle pojawiło się w jej życiu, raczej od razu by się ich wyparła. Tak samo jak oni Shivy.
- Tata ci nie pomaga? – Myśląc o swoich potencjalnych rodzicach przypomniała sobie, że przecież Max też miała ich dwójkę. O ile ojczulek nie umarł gdzieś po drodze. W takim wypadku, gdzie on był? Bo jak na razie widziała tylko zaangażowanie dziewczyny w poszukiwanie matki. Do dzisiaj o nim nie wspomniała, co zmusiło Ventress do zainteresowania się tematem. Nie. Poprawka. To myśl o własnym ojcu, którego nie znała sprawiła, że chciała wiedzieć jak ktoś taki w ogóle reaguje w podobnych sytuacjach. Maxine była przykładem kochającej córki a mąż? Czy szukał żony? Tęsknił za nią? Czy może olał, bo na przykładzie rodzicieli Shivy widać jak łatwo było porzucić drugą osobę.
Czuła się bezpieczniej stojąc za ladą, która dzieliła ją od rozmówczyni. W każdej chwili mogła wycofać się na zaplecze, ale zamiast tego stała tam zastanawiając się nad rodzinnymi relacjami.
- Czemu tak bardzo się poświęcasz? – zapytała zbyt cicho, więc powtórzyła pytanie nie uważając aby było dziwne. Nie w jej świecie, w którym prawdziwi rodzice nie istnieli. Mogłaby mieć za takowych państwa Winfield, ale miała swój rozum i dość dosadnie odczytała fakt, że do tej pory jej nie adoptowali. Nie mogła więc nazywać ich rodzicami, chociaż bardzo by chciała; ale nie. Nie będzie słabsza i się nie ugnie wobec kogoś, kto najwyraźniej jej nie chciał.

Maxine Parkins
ODPOWIEDZ