lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
W pierwszej chwili nie załapała, do czego pił, a na jej twarzy (wciąż pod tym samym lekkim uśmiechem, który najwidoczniej ani na moment nie zamierzał się gdziekolwiek wybierać) odmalował się wyraz delikatnej konsternacji, gdy próbowała nadążyć. Zajęło jej to na szczęście tylko kilka chwil… Po których jej uśmiech stał się mimowolnie szerszy, a następnie wyrwało jej się ciche parsknięcie. Co za zbieg okoliczności! Nie do końca pozwalała sobie na wiarę w przeznaczenie. W świetle wydarzeń ostatnich lat jej życia chyba nawet wolałaby nie trzymać się myśli, że wszystko było z góry ustalone i prowadziło do jakiegokolwiek konkretnego celu. Zresztą, gdyby się nad tym głębiej zastanowiła (być może wypiła nieco mniej), musiałaby stwierdzić, że istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że w barze, gdzie próbowała znaleźć pracę, natrafi na barmana, który okazał się być lepszy od niej w tym małym wyścigu. Nie miała mu za złe.
- Czyli to ty! – powiedziała dla formalnego podsumowania tej myśli, mimo że oboje najwidoczniej już tego nie potrzebowali. Mogłaby próbować udawać, że to zmienia postać rzeczy i że się na niego gniewa, ale umówmy się, to nie byłoby w jej stylu. Nie potrafiła się gniewać, nawet gdy faktycznie miała do tego powód, a w tym wypadku nie widziała absolutnie żadnego. Tak czy siak nie miała pozostać w Lorne Bay na dłużej, więc równie dobrze dla zarobku mogła znaleźć dla siebie miejsce gdziekolwiek indziej. To miał być tylko moment, kilka chwil, jeden z przystanków na trasie nie wiadomo dokąd. - Dlaczego zrezygnowałeś? – postanowiła zadań pytanie, które wydało jej się logiczne w związku z tym, co jej opowiadał. Brzmiało jak miejsce, do którego był przywiązany. I wiadomo, nie trzeba trzymać się jednej rzeczy przez całe życie, ale być może za każdym momentem wywracającym czyjś świat do góry nogami kryła się jakaś interesująca historia…
- Dużo ciemności na pewno – odpowiedziała pogodnie. - Nasze lasy nie płoną... To znaczy te w Waszyngtonie – poprawiła się, bo to nie były jej lasy. Zaledwie te, w których okolicy się wychowała, nie mogła rościć sobie do nich żadnych praw, jakby nie było. - Wyglądają też zupełnie inaczej. Wysokie, głównie iglaste… Nigdy nie zdarzyło mi się porównywać do siebie różnych lasów – stwierdziła po chwili z rozbawieniem, bo faktycznie to był jej pierwszy raz. - Ale chyba najdziwniejsze jest lato w styczniu – palnęła całkiem szczerze. Lasy i pogoda... też sobie tematy znaleźli...

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przeznaczenie świadczyłoby o tym, że każdy miał z góry określony kierunek w którym podążał i nie dało się z tym faktem niczego zrobić.. Nie, nie był fanem tej filozofii. Wystarczająco dużo bezradności doświadczył i stronił od niej jak tylko mógł, czasami podkreślając swoje zdanie i zachowując się impulsywnie dla zasady. Żeby udowodnić sobie i całemu wszechświatu, że to on ma kontrolę? Dlatego ćwiczył, dlatego czasem nie jadł, dlatego przeprowadził się na drugi koniec kontynentu i, teraz, kiedy nowo poznana dziewczyna o to zapytała, wcale nie miał ochoty jej tego tłumaczyć.. A przynajmniej nie w sposób, w który może by to zrobił w innych okolicznościach. Uśmiechnął się pod nosem, trochę cwaniacko, trochę markowym grymasem, który pewnie można było określić jako "tajemniczy", chociaż uznawał to określenie za strasznie tandetne.
- Jak by ci to wytłumaczyć i zdążyć, zanim będę musiał na moment wrócić do pracy.. - zastanowił się na głos, zerknął na zegarek na swoim nadgarstku, ale zrobił to właściwie tylko po to, żeby dać sobie nieco dłuższą chwilę na odpowiedź. To, że nie lubił zostawiać niedopowiedzianych rzeczy i nieskończonych tematów to akurat była jak najprawdziwsza prawda.
Odłożył na bok swoje niedojedzone jabłko, porzucając też temat zmiany klimatu i innych katastrof naturalnych, stwierdzając, że jeżeli bardzo będą chcieli nadal o tym rozmawiać, mogą poruszyć temat po drodze, później, po jego pracy. Uśmiechnął się nieco szerzej, kiedy wymyślił. - Daj rękę, to ci narysuję. Palcem, nie chciałabyś, żebym naprawdę po tobie rysował. - wyciągnął swoją dłoń wewnętrzną stroną do góry, pozwalając jej samej zdecydować jak chce mu tą dłoń podać, w sumie to nie miało znaczenia, bo nie miał planu żadnego.
Ale kiedy już miał tą jej rękę, zakładając, że w ogóle chciała mu ją podać, opuszkiem środkowego palca zaczął kreślić spiralę, idącą od najszerszego możliwego kółka, do samego środka. Spokojnie, bez pośpiechu, zastanawiając się jak skrócić opowieść. - ..wydaje mi się, że kolejne lata spędzone w tamtym jednym miejscu sprawiły, że stało się całym moim życiem i miałem wrażenie, że nie mogę ruszyć do przodu. - zdecydował się w końcu, co w sumie też było zgodnie z prawdą. Kiedy doszedł do samego środka jej dłoni, nakreślił proste linie do koniuszków jej palców. - Więc miałem kilka ścieżek co z tym zrobić, ale finalnie stwierdziłem, że zmiana miasta przemawia do mnie najbardziej. - zakończył, podnosząc na nią spojrzenie dłoń opierając płasko na jej dłoni i posyłając jej głupawy uśmiech. - ..możesz w to wierzyć, albo po prostu pomyśleć, że chciałem pobawić się przez chwilę twoją ręką, obie opcje są opcjami. - dorzucił z rozbawieniem, podnosząc swoją rękę, żeby dać jej możliwość odzyskania jej własnej.

stevie mayfield
kawka
AR#7194
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Kiedyś była skłonna wierzyć w to, że były pewne ustalone punkty w życiu każdego człowieka, których zwyczajnie musiał doświadczyć – i ze to właśnie było tym słynnym przeznaczeniem. W jej mniemaniu nie było to jednak coś nieodwołalnie nieodwracalnego i wyrytego na stałe jakby w granicie. Na każdego czekał jego los, ale to od człowieka zależało, co z nim zrobi i w którą stronę popchnie dalej kulę swojego życia. Być może mogłaby nawet przyznać się do tego, że wierzyła, że dla każdego były wyznaczone pewnie ścieżki, którymi musiał przejść – tylko że nie jedna, jedyna i niemożliwa do uniknięcia, a kilka… może nawet kilkanaście, kilkaset albo nieskończenie wiele, w zależności od tego, jakich wyborów dokonywał. Każda z tych ścieżek do czegoś jednak prowadziła. Musiała prowadzić. Inaczej jaki sens miałoby to wszystko?
To było jednak kiedyś. Teraz Stevie bardziej skłonna była przypuszczać, że być może nie było w tym wszystkim żadnego sensu. I że być może jedynym sensem było jedynie żyć chwilą, z jednego momentu wpadając w kolejny, próbując zwyczajnie jakoś przetrwać. Ona próbowała. Od decyzji do decyzji, od portu do portu, od Seattle do Australii, znajdując się ostatecznie w niewielkim barze w niewielkim miasteczku w zakątku świata, o którym nigdy niczego nie słyszała. I nie uważała tego wcale za zrządzenie losu. Chociaż było miło, temu nie mogłaby zaprzeczyć.
Nie spodziewała się, że Noah poprosi ją o rękę w takich okolicznościach, ale wystawiła swoją dłoń w jego stronę, ciekawa tego, na czym będzie polegało to jego tłumaczenie. Nie przypuszczała, że gdy tylko ujmie jej dłoń w swoją, wzdłuż jej kręgosłupa przebiegnie dreszcz, który będzie się powtarzać przy każdym lekkim przesunięciu jego palca wzdłuż jej linii papilarnych. Czy słuchała jego historii? Może trochę. Czy skupiała się mimo wszystko bardziej na tym, że jej ciśnienie się głupio podniosło? I na wyrazie jego twarzy, gdy powoli kreślił znaki na jej dłoni? O, zgrozo, chyba tak… I chyba na dodatek głupio się przy tym uśmiechała. Dopiero kiedy otwarcie przyznał, że być może chciał się pobawić jej dłonią, parsknęła pogodnie, a następnie uniosła rzeczoną dłoń do góry i pomachała palcami, uśmiechając się znacznie szerzej niż miała w planie.
- Myślę, że w tym miasteczku nie ma McDonalda otwartego o tej porze – stwierdziła pogodnie. - I że jeśli chcesz, możesz nam zrobić jakiegoś drinka na drogę i przejść się ze mną na plażę – podobno wschody słońca były w tym miejscu naprawdę ładne. Nie żeby była romantyczką, ale doceniała ładne widoczki. Nie po to wyruszyła w podróż w nieznane, żeby nie zobaczyć wszystkiego, co było do zobaczenia.

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bo nie miało. Nie było żadnego planu, żadnych ścieżek w mniejszych lub większych ilościach i nie, nic nie miało sensu, a jedyne co mogli w tym wszystkim robić, to miotać się dziko z miejsca na miejsce jak ryba wyrzucona na brzeg. Głęboko w to wierzył odkąd sięgał pamięcią i nie uważał, żeby było w tym coś złego; gdyby było, pewnie nie przychodziłoby mu z taką łatwością życie ulotnymi chwilami? Skupianie się na małych, przyjemnych chwilach też czasami nie wychodziło, zwłaszcza kiedy wracał do nich myślami i stwierdzał, że w gruncie rzeczy wcale nie były aż tak fajne czy wartościowe. Zawsze było coś nie tak, zawsze z tyłu głowy jakiś natręt przypominał mu, że nie zasługiwał nawet na taką małą odrobinę szczęścia czy przyjemności i, jak zawsze, jak zwykle, robił to, do czego był stworzony; komuś przykrość, krzywdę, kogoś zawodził, nie odpowiadał tak, jak powinien, nie zachowywał się tak, jak powinien i.. Właśnie, bez sensu.
To, co teraz robił, bawiąc się łagodnie jej dłonią, też w gruncie rzeczy nie miało większego sensu, prawda? Dotyk był przyjemny na moment, jej uśmiech był przyjemny, fakt, że chyba rzeczywiście całkiem udało mu się poprawić jej nastrój na ten wieczór też mógł uznać za mały sukces.. Ale na dłuższą metę przecież to i tak nie miało znaczenia, nie? Odpowiedział uśmiechem na jej rozbawienie, rozluźniając ramiona i przyglądając się przez moment swojej nowej znajomej. Miał nadzieję, że niezbyt namolnie, chociaż nie mógł tego obiecać; definitywnie wymownie, bo mu się podobała, to było naprawdę proste.
- Brzmi jak plan. Zobaczę, co uda się zawinąć. - mrugnął do niej, prostując się i lekko przeciągając, kierując kroki znów w stronę baru. Miał jeszcze kilkanaście minut do odbębnienia, podczas których mógł się na spokojnie zastanowić jak wziąć dla nich drinki "na wynos".. Tak, to definitywnie będzie wyzwanie. Nie wpadł też na to, żeby zapytać ją czego chciałaby się napić, albo czy ma jakieś specjalne życzenia. Taki z niego właśnie gentleman za piątkę.
Koniec końców zrobił jej drinka w butelce. Może był trochę mocny, ale hey, nikt nie mówił, że musiała wypijać wszystko, a bardziej zależało mu na tym, żeby dało się to cholerstwo bezpiecznie zakręcić.. Plus, nie kraść z baru szkła. Dopiero się zatrudnił, jeszcze nie był taki odważny, żeby nadstawiać karku, nawet jeśli Stevie była naprawdę ładną panną. Trzeba się szanować.
- Okay, możemy się zbierać. W sumie ja jestem zebrany. To jest twoje. - postawił przed nią szklaną butelkę z jej drinkiem, a sam schylił się po butelkę wody z małej lodówki, potem odpiął własny telefon od ładowarki, znów chowając go do kieszeni. - A to jest moje. Możemy iść. - zerknął jeszcze kontrolnie na zegarek, krzątając się jeszcze przez moment przy biurku, żeby się wypisać z tej imprezy porządnie.. A potem wskazał w kierunku ich tylnych drzwi. Komu w drogę..

stevie mayfield
kawka
AR#7194
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Nie wyganiała go. W gruncie rzeczy obeszłąby się również bez dodatkowego doładowania humoru w postaci alkoholu, na który naciągnęła nieznajomego jej dotąd barmana. Rozmowa toczyła się miło, nawet jeśli nie poruszali kwestii zmieniających życie a może nawet świat, jak przystało na rozmowy prowadzone w okolicach trzeciej nad ranem. Być może na moment nawet zapomniała, że zawracała komuś głowę w pracy swoimi problemami, swoimi przemyśleniami i generalnie samą sobą. Prawdopodobnie nie powinna. Być może powinna się przemyśleć. Z drugiej strony… Była praktycznie trzecia nad ranem. O takiej porze normy społeczne uginały się jak zegary na obrazie Daliego. Liczyła się tylko i wyłącznie estetyka, odbiór wrażeń pływających swobodnie na powierzchni….
Być może powinna się w końcu wyspać. Kiedyś. Jeśli w ogóle jej się to jakimś sposobem uda… Nieważne. Sen był dla słabych tak czy siak. A ona nie była słaba, a za to była jeszcze zdecydowanie zbyt młoda na sen.
Nie miała szczególnych wymagań jeśli chodziło o drinka. Nie obraziłaby się też, jeśli w ogóle żadnego by jej nie przyniósł. Ostatecznie rzuciła tym tylko i wyłącznie w ramach propozycji. Noc była młoda, a fast foody nie istniały, alkohol brzmiał jak dobra trucizna zastępcza.
Nie wnikała, dlaczego tylko ona dostała drinka, widocznie były ku temu jakieś powody. Na hasło do zbiórki posłusznie zebrała się i wyszła całkiem zadowolona z siebie.
- Nie jesteś stąd? – to miało być pytanie, ale mogło równie dobrze zabrzmieć jak stwierdzenie. Gdyby był stąd, najprawdopodobniej wiedziałby praktycznie odruchowo, że w takim miasteczku jak to nie było McDonalda ani innego fast foodu, w którym można byłoby zaspokoić najmroczniejsze śródnocne gastro-zachcianki. Musiałby… Prawda? Chyba… Z drugiej strony ona też nie była stąd, a już zauważyła brak złotych łuków w najbliższej okolicy. Chociaż była Amerykanką, być może wyczulenie na tego typu sprawy zwyczajnie miała we krwi.
Nie miała jednak okazji, aby skupić się na jego odpowiedzi. Wychodzili od tyłu, a ona przez ten czas, kiedy siedziała na zapleczu baru, zdążyła poczuć się całkowicie spokojnie i bezpiecznie. Nie sądziła, że przyjdzie jej przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle się tam znalazła. Dostrzegła sylwetkę znajomego faceta praktycznie za rogiem budynku, czekającego przy ulicy być może na taksówkę a być może na cokolwiek innego. Na jego widok Stevie momentalnie zamarła i stanęła w miejscu jak spłoszona sarna w świetle reflektorów. Odruchowo sięgnęła w bok, żeby palcami musnąć rękaw Noah… I właśnie wtedy znajomy-nieznajomy odwrócił się w ich kierunku…

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zupełnie szczerze myślał, że mówiła serio o tym drinku. Był tą trzeźw osobą na każdej imprezie, wiedział, że jeśli ktoś zaczynał trzeźwieć, to nie było najprzyjemniejsze; a przynajmniej tak twierdziły te znajomki, z którymi się zadawał dawno, dawno temu. Miało sens. Zachlał pałę na umór tylko raz w życiu i o ile miał to "szczęście" i błogosławieństwo urwanego filmu, o tyle to, jak się czuł rano (popołudniu) dawało mu blade pojęcie jak to było "trzeźwieć". Beznadziejnie. Stevie natomiast przypadła mu do gustu i naturalnie, po ludzku, wolał, żeby przeżyła podróż do domu bez dyskomfortów. Na pewno w domowym zaciszu będzie potrafiła sobie poradzić z alkoholowymi konsekwencjami.
Zastanawiał się przez moment, czy już przypadkiem jej nie powiedział, że nie, rzeczywiście nie był miejscowym, ale odpowiedział jej tylko krótkim pokręceniem głową. Wychodzili na ulicę i, chcąc nie chcąc, jego uwaga w dużym stopniu przeszła na otoczenie. Wychował się w mieście, w nienajlepszej okolicy i z nie najlepszymi ludźmi; o chorych akcjach które widział, słyszał, albo w których brał czynny udział, mógłby napisać książkę, więc.. Ostrożność przychodziła mu naturalnie. Cholera, nawet jak biegał ze słuchawkami w uszach, miał je w trybie, w którym słyszał otoczenie. Może to była jakaś paranoja, nie przeszkadzała mu jednak w egzystencji na tyle, żeby się nad tym dłużej zastanawiać.
Postać zwróciła jego uwagę jeszcze zanim dziewczyna obok dotknęła jego rękawa. Trzymał na nim oko, kiedy zamykał drzwi, wysilając słuch, jeżąc się sam w sobie, kiedy przeczucie gdzieś głęboko pod mostkiem mówiło mu, że będą z tego problemy. Nie lubił problemów. Nie lubił, kiedy ktoś dawał mu pole do wyrzucenia na wierzch całej agresji, którą w sobie trzymał.
- Wszystko ok. - zapewnił krótko, łapiąc na moment jej rękę, zanim przesunął się krok w stronę nieznajomego faceta. Im dalej Stevie była od zamieszania, tym lepiej, nie? Adrenalina zmusiła serce do szybszego biegu, krew zaszumiała w uszach; ekscytacja na myśl o małej bójce sprawiła, że na moment znów czuł się w kontroli swojego ciała, nie jakby patrzył na siebie kilka kroków dalej. Mimo to, postanowił, że krzyknie w jego stronę.
- Jak chcesz dostać w mordę, to nie ma sprawy. Ale chodź tam, tu są kamery. - podnosząc jedną dłoń, żeby wskazać drugą stronę ulicy, musnął palcami swoją kieszeń, upewniając się, że klucze (z alpaką) są na swoim miejscu. No co? Że niby miał komuś obijać mordę "honorowo" albo "fair"? Ha!

stevie mayfield
kawka
AR#7194
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
W przeciągu ostatnich kilku miesięcy miałą już okazję nabrać pewnej wprawy w radzeniu sobie z alkoholowymi konsekwencjami. Wprawdzie nie była szaloną imprezową bestią, pijącą na umór każdego wieczora tylko po to, aby nad ranem przyjąć klina… i rozpocząć po nim imprezę od nowa – ale miałą wątpliwą przyjemność stracenia kilku wspomnień, przeżycia paru kacy i zaliczenia może nawet do kilkudziesięciu moralniaków. Przekonała się przy tym, że nie kopią po tyłku aż tak mocno, gdy nie jest się przywiązanym do danego miejsca, do konkretnych ludzi i do wszystkiego, co dzieje się naokoło, tak generalnie. Świat był znacznie prostszy, gdy żyło się tylko i wyłącznie chwilą, nie myśląc o tym, co będzie i usilnie starając się zapomnieć o tym, co było. Jeśli nie to miejsce, to inne. Jeśli nie ta chwila, to następna. Przecież jakaś jeszcze będzie – przynajmniej przez pewien czas. Mimo wszystko, nadal starałą się utrzymywać resztki godności i szacunku do samej siebie. Trzymała się na nogach, a jej umysł był względnie przytomny (a przynajmniej tak jej się wydawało). Zwyczajnie trochę szumiało jej w głowie i była nieco bardziej bezpośrednia niż byłaby bez tych kilku promili płynących w żyłach. Działała też nieco bardziej odruchowo. Pewnie dlatego nie dałą się tak zwyczajnie zostawić w tyle. Gdy tylko zorientowała się mniej więcej w tym, co się dzieje, zrobiła to pół kroku za Noah, a potem jeszcze pół, żeby znaleźć się trochę przed nim, nie mając okazji przemyśleć, czy to, co robiła, w ogóle miało jakikolwiek sens.
- Noah – zwróciła się do niego, kładąc dłoń na jego łokciu. - Chodź… Wszystko ok – mimowolnie powtórzyła to, co on sam powiedział jej chwilę wcześniej. Po co miał wszczynać bójkę z jakimś przypadkowym typem? Zresztą, wystarczył rzut oka, żeby zobaczyć, że koleś tak czy siak już był nieco odklejony od rzeczywistości, co Stevie zaobserwowała, gdy zerknęła przez ramię, aby skontrolować sytuację. Jej niedoszły adorator najpierw zrobił kilka chwiejnych kroków w ich stronę, aby przy którymś z nich zachwiać się… I stracić całkiem równowagę, przewracając się na chodnik. Stevie na moment zamarła. - Myślisz, że… - zaczęła, ale nie dokończyła. - Poczekaj… Proszę… - dodała, nie chcąc, żeby to zabrzmiało, jakby ośmielała się wydawać mu jakiekolwiek polecenia. Z drugiej strony nie oczekiwała też, że pójdzie za nią, żeby zobaczyć, co się stało. Przecież to nie był jego problem. Jej zresztą też nie, ale nie mogła tak zwyczajnie zostawić samemu sobie faceta, który pod wpływem alkoholu przewrócił się na chodnik. Kim by ten facet nie był. Najwidoczniej syndrom Matki Teresy był nieuleczalny, niezależnie na jaki kontynent próbowało się od niego uciec.

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Życie chwilą było całkiem przyjemne. Chyba. Różnie bywało w jego życiu, zwykle zauważał, że lata uciekały mu jak woda przez pralce i nie działo się nic wartościowego. Tu się z kimś przespał, tam dostał w mordę, gdzie indziej dał komuś w mordę; te bardziej intensywne momenty odkrawały się na tle szarej, pustej masy jaką było jego marne życie. To też było okay. Obserwowanie wszystkiego jako średnio zainteresowany narrator na fotelu pasażera w swojej głowie wcale nie było takie najgorsze. Ciężko to było nazwać życiem, to prawda, ale już się przyzwyczaił do takiego stanu rzeczy.
Z resztą, skok adrenaliny sprawił, że przesiadł się na ten moment za kierownicę i pewnie byłby skłonny wszcząć bójkę nawet z takimi zwłokami, tylko dlatego, że naprawdę lubił być za kółkiem we własnej głowie.. Ale jego nowa koleżanka trochę mu te plany pokrzyżowała. Zerknął na nią w dół, potem na gościa, który właśnie się wypieprzył i, zupełnie szczerze, zrobiło mu się głupio. Tym bardziej kiedy kazała mu poczekać i sama skierowała się w jego stronę, jak przystało na porządnego człowieka, którym wyraźnie nijak nie był. Wstrzymał na moment oddech, oparł sobie dłoń na karku, wypuszczając wolno powietrze ustami, ze swojego miejsca przez moment obserwując scenkę przed sobą. Serce nadal pracowało szybciej, chociaż pojęcia nie miał, czy nadal miało nadzieję, na bójkę, czy może ta dziewczyna robiła z nim dziwne rzeczy. Może była wiedźmą? Mówiła, że jest z mglistego lasu..
Westchnął krótko, żeby przywołać się do porządku, przy tym strzepnął lekko mrowiejące dłonie, zanim ruszył za nią. Jeśli gość był aż tak bezwładny, raczej wątpił, żeby była w stanie sobie poradzić z przeciągnięciem go w inne miejsce..
- Widzisz kolego, masz więcej szczęścia, niż rozumu.. - mruknął i nie podejrzewając się o umiejętności zajmowania się kimkolwiek, postanowił po prostu być na wyciągniecie ręki, gdyby potrzeba było trochę więcej siły do tego delikwenta. Wyciągnął też telefon, tym razem bardziej się starając znaleźć jakiś numer taksówek operujących w okolicy. - Myślisz, że jest stąd? W sumie pewnie ma portfel jakiś.. - tak, przeszło mu też przez myśl, że byłoby całkiem racjonalne przeszukać te zwłoki, pewnie miał jakiś dowód osobisty czy inny dokument, po którym można by go było wysłać w odpowiednią stronę..

stevie mayfield
kawka
AR#7194
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Nie tak to sobie wyobrażała, to na pewno. Miała nadzieję na miły i spokojny powrót do domu, kilka łyków drinka, wymianę doświadczeń australijsko-amerykańskich i restauracyjnych opowieści mrocznej treści – Noah na pewno miał ich nie mniej niż ona sama. Z jej doświadczeń wynikało, że mogłoby nie starczyć drzew na papier na książki, gdyby choćby dwie osoby mogły chcieć spisać wszystkie doświadczenia podczas swojej pracy w gastro. Może zastałby ich przy tym świt gdzieś na plaży, na którą mieli się przecież przespacerować, bryza nocna zmieniłaby się stopniowo w bryzę dzienną i może… Może byłoby naprawdę miło… Tylko że musiały się w niej odezwać stare odruchy. A najgorsze było to, że nie zastanowiła się dwa razy nad tym, jaki miły wieczór mogła potencjalnie tracić, wtrącając się w losy faceta, przed którym jeszcze nie tak dawno temu chciała jak najszybciej uciec. Tu nie chodziło o niego. Nie konkretnie. Wyglądał na osobe, która potrzebowała pomocy, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mu tej pomocy udzielić. Oprócz niej i Noah – a że nie była osobą, która wymagała od innych, aby kierowali się tak idiotycznymi odruchami jak jej własne (a z większością rzeczy zazwyczaj przyzwyczajona była radzić sobie sama), na pomoc ruszyła sama, bo nie mogłaby tego tak zostawić. I tylko ta prośba, żeby Noah poczekał, miała świadczyć o tym, że naprawdę nie chciała, aby jej uciekł, gdy będzie… Co właściwie? Zbawiała jakiś skrawek świata jak zwykle? O, zgrozo…
Nachyliła się nad nim najpierw, powoli bardzo ostrożnie, zanim doszła do wniosku, że raczej nic jej nie grozi. Łagodnie trąciła gościa w ramię, a cichy jęk, jaki się z niego wydobył i kilka kaszlnięć, jakie nastąpiły później, upewniły ją w tym, że żył. No, przynajmniej tyle. W duchu odetchnęła. Kucnęła. - Hej… Kojarzysz, gdzie mieszkasz? Możesz nam powiedzieć, gdzie mieszkasz? – zadała dwa pomocnicze pytania, a w odpowiedzi – zgodnie z przewidywaniami, nie mogła powiedzieć, że nie – usłyszała kilka bełkotliwych jęków. Facet próbował podnieść się do siadu. Stevie podniosła wzrok na Noah, potem znów na faceta. Potem znów na Noah. Odetchnęła głęboko… A później jeszcze bardziej zmniejszyła dystans pomiędzy sobą a nieznajomym gościem, żeby zajrzeć do kieszeni jego kurtki. Nic, pusto. Chociaż ważniejsze było to, że nie zareagował. Zajrzała więc do drugiej. I tam było pusto. - Może ma w spodniach… No wiesz, w tylnej kieszeni – rzuciła. Tylko jak się tam dostać? Miała wprawdzie pewien pomysł... Ale chyba odwlekała w czasie jego realizację.

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chyba nie miał nic przeciwko. W gruncie rzeczy nie miał żadnych oczekiwań wobec tej nocy, tym bardziej żadnych, które mogłyby rozciągnąć się na poranek. Dobra, totalnie nie wierzył w te wszystkie horoskopy, aury i inne takie, ale Stevie miała w sobie coś, co przypominało mu spokój. Podobało mu się to. Ona też mu się podobała. Całkiem naturalnie przyszła mu decyzja, że chce spędzić z nią trochę czasu, jak przystało na beznadziejną osobę i okropnego wampira, karmiąc się tą spokojną energią. Tym bardziej utwierdziła go w przekonaniu, że jest zdecydowanie za dobrym człowiekiem, żeby miał czelność.. Co właściwie? Być gdzieś obok i rozmawiać o głupotach? Może czarna chmura, która za nim chodziła nie była aż tak zaraźliwa..?
Starał się nad tym nie zastanawiać. Stał obok, asystował szukając kontaktu do jakiegoś taksiarza, a kiedy już znalazł, znów przerzucił spojrzenie na obraz nędzy i rozpaczy rozłożony na chodniku, a przy nim tą dziewczynę, która tak się starała. Znów ciężko westchnął, wyciągając swój telefon w jej stronę.
- Dam sobie radę. - jakby nie było, miał idiotycznie dużo doświadczenia w zajmowaniu się takimi zwłokami i, stety niestety, były to takie rzeczy, których się nie zapominało. Specjalnie nie pochylił się do niej, żeby się podniosła i zamieniła się z nim miejscami. Mimo wszystko lepiej czuł się z myślą, że jest w jakiejś względnie bezpiecznej odległości, nawet jeśli gość na chodniku był jęczącymi zwłokami.
Przykucnął na wysokości jego klaki, rozkładając go na łopatki, tylko po to, żeby pociągnąć do siebie za poły kurtki, podnosząc do siadu. Zaraz potem, wsunął się na miejsce za jego plecami, łapiąc pod pachy i przeciągając pod ścianę, o którą go oparł. Nie odzywał się przy tym, nie widząc w tym najmniejszego sensu, odtrącał dłonie, którymi jęczące zwłoki chciały się go złapać, kiedy przeszukiwał mu przednie kieszenie spodni. Sprawnie wydobył portfel delikwenta, odsuwając się od niego trochę, żeby w spokoju przeglądnąć zawartość. Adres to jedno, ale wolałby, żeby miał jakąś gotówkę.. Nie był fanem rozdawania swoich pieniędzy jakimś zapijaczonym gnojkom.

stevie mayfield
kawka
AR#7194
lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Hej, to nie była jej wina!
To znaczy… No dobra, może trochę była. Być może obejrzała w swoim życiu zbyt wiele bajek i przeczytała zbyt dużo książek, w których dobro zawsze zwyciężało, a honor i altruizm były najwyżej cenionymi cechami, aby teraz być totalnie normalna i nie nosić tego całego idealizmu dalej w sobie. Mogła być aktualnie złamana, nieco rozbita, uciekać od przeszłości i naprawdę starać się nie być zawsze tylko i wyłącznie dla innych, ale… Być może natury nie da się oszukać. Być może tak właśnie została zaprogramowana i z tego powodu już zawsze miała przegrywać w każdej sytuacji, na której jej naprawdę zależało, bo gdzieś tam był ktoś, kto potrzebował pomocy? Okropna wizja… Bo przecież czasem… Tylko czasem… Chyba mogłaby zignorować cały świat i mimo wszystko chcieć czegoś tylko dla siebie… Prawda? Chciała wierzyć, że by mogła… Ba! Przez moment nawet jej się to udało. A potem świat zrobił jej na złość i nagle trzymała w ręku telefon faceta, z którym chciała tylko pójść na głupi spacer na plażę w środku nocy, zamiast tego zamierzając zadzwonić po taksówkę, bo…
A, nieważne. Użalanie się nad sobą i wyzłosliwianie na generalną niesprawiedliwość świata nie miało niczego zmienić.
Skorzystała z telefonu Noah i numeru, który znalazł, zamawiając podwózkę pod Moonlight i licząc na to, że w międzyczasie ogarną, gdzie ten kurs miałby się skończyć.
- Myślisz że… - zaczęła powoli, nie do końca pewna, czy właściwie powinna zawracać Noah głowę czymś więcej. Już i tak zrobił całkiem sporo. To że ona była nienormalna, nie oznaczało, że każdy, kto przypadkiem (i nie z własnej woli) znalazł się w jej otoczeniu, również musiał się temu poddawać. Mogł iść do domu na spokojnie, mając cała tę sytuację gdzieś albo nawet faktycznie ewentualnie poczekać na nią kilka metrów dalej, nie widziałaby w tym problemu. Tymczasem pomagał razem z nią obcemu facetowi… Który w nieco innych okolicznościach prawdopodobniej dostałby od niego po twarzy.. Postanowiła mimo wszystko nie zastanawiać się nad abstrakcyjnością tej sytuacji. - Możemy mu dać trochę wody? – dokończyła w końcu. Ona miała przy sobie tylko drinka, którego zresztą też zrobił jej Noah. Na pewno najgorsza opcja w tym wypadku.

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sytuacja była totalnie abstrakcyjna. Facet rozłożony na chodniku przed nim, najpierw nagabywał bogu ducha winną dziewczynę, potem doprowadził się do stanu totalnej bezwładności, a teraz jeszcze ta wyżej wymieniona mu pomagała? I całkiem poważnie pytała go właśnie, czy nie oddałby mu jego wody? To brzmiało definitywnie jak ukryta kamera i nawet się lekko rozglądnął w jej poszukiwaniu, przerywając na moment szukanie czegoś przydatnego w portfelu zgonującego ziomeczka. Nie widział żadnych kamer. Była ta należąca do Moonlight, to prawda, ale chyba nawet nie dosięgała w to miejsce..
- W domowych warunkach wrzuciłbym go do wanny i oblał wodą. Ale szkoda mi wody w tym przypadku. - robił tak ze swoimi starymi, działało jak marzenie, ale w tym konkretnym przypadku serio szkoda mu było tej chłodnej butelki z wodą.. Zerknął na nią, całą jego twarz najprawdopodobniej wyrażała jedno wielkie "naprawdę?" i.. Znów ciężko westchnął. Niech będzie. Mruknął pod nosem "świat stanął na głowie", zostawił w swojej głowie fragment o tym, że czuje się jakby znów miał naście lat, a fakt, że właśnie miał zamiar oddać wodę obcemu pijakowi, zrzucił na to, że jej altruizm go przytłaczał i wprawiał w zakłopotanie. Był dokładnym przeciwieństwem, co sprawiło przed momentem, że było mu głupio, nie? Z resztą, strzał w mordę też nieźle otrzeźwiał...
Podniósł się, tak czy inaczej ze swojej pozycji, podnosząc trochę wyżej portfel, potwierdzając tym samym, że mają to, czego szukali. Jego myśli, tak czy siak, gnały z zawrotną prędkością, co było totalną nowością i to była w stu procentach wina Stevie, okay? Nie był w stanie tego ogarnąć swoim małym, małpim móżdżkiem, dlaczego właściwie miałaby być taka dobra dla kogoś, kto godzinę temu ją wystraszył do tego stopnia, żeby szukała schronienia u obcego barmana. No wariatka. Odrzucił portfel niedbale na jego właściciela, podszedł do niej, żeby odebrać swój telefon i zgarnąć przy okazji tą głupią wodę.
To był trochę impuls? Trochę też szaleństwo, wywołane całą tą dziwaczną sytuacją? Zamiast odebrać grzecznie telefon, złapał ją za przedramię, przyciągnął bliżej siebie, drugą dłoń na moment położył na jej szczęce, całując. Krótko, przytrzymując ją przy sobie tylko na moment i.. zaraz potem puszczając ją, jakby nigdy nic schylając się po tą wodę, mimo że naprawdę nie chciał. Puszczać jej, ani dzielić się wodą z pijakiem, tak.
Mimo to, posłusznie, zupełnie wbrew sobie, podszedł znów bliżej tamtych zwłok, przykucnął przy nim i, jak wiele razy w swoim życiu wcześniej, pomógł mu się napić tak, żeby się nie utopił przy tym wszystkim. Deja vu bardzo. Czy ten wieczór mógł być dziwniejszy? Pewnie tak.

stevie mayfield
kawka
AR#7194
ODPOWIEDZ