asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
32.

Kiedy wróciła do Lorne Bay, było już ciemno. Poinformowała Jonathana sms'em, że wychodzi z domu i będzie pewnie wieczorem, a kiedy zapytał gdzie jedzie, odpowiedziała, że tak pochodzić i jeszcze dokładnie nie wie, chyba do Port Douglas. Wchodząc do budynku, w którym mieszkali zajrzała jeszcze do skrzynki, ale w tej nic nie było, a to oznaczało najpewniej, ze Jonathan już się tym zajął. Pozostało jej więc wjechać windą na odpowiednie piętro. Czuła się całkiem nieźle, oczywiście była zmęczona i dość mocno bolały ją stopy, ale tłumaczyła to sobie tym, że odzwyczaiły się od dłuższych wędrówek. Chciała je nieco rozchodzić przed wyjazdem do Sydney z Benem i Gwen, żeby jej organizm się odrobinę zahartował. Swoją drogą musiała też poinformować Jonę o tym, że zaproponowano jej wyjazd. Nie chciała nazywać tego proszeniem o zgodę, ale miała wrażenie, że właśnie tak to się skończy, a jej szefostwo też tak na to patrzy. Otworzyła drzwi swoim kluczem i usiadła na pufie w przedpokoju, by ściągnąć ze stóp trampki.
- Już jestem! - zawołała jeszcze, chociaż wątpiła, że mu to umknie, ale póki co zamiast się podnieść, klękła na drewnianej podłodze, by przywitać się z Gacusiem, który przydreptał do niej od razu. - No witam mojego królewicza, no witam witam, tak tęskałeś? Tęskałeś? Okropna Mari nie wzięła ciebie? Ale to nie na stawy Gacusia, no nie, no nie - bardzo żywo witała się z futrzakiem, jak to miała w zwyczaju, bo i spacer pozwolił jej nieco odetchnąć, przemyśleć to, czego ostatnio się dowiedziała, jakoś sobie wszystko w głowie poukładać. Podniosła się w końcu i wtedy też zobaczyła, że Jonathan wychodzi z gabinetu, więc posłała mu dość swobodny uśmiech, podchodząc bliżej i stając na podwyższonej części pomieszczenia, żeby dosięgnąć ustami jego polika. - Cześć - przywitała się zaraz kierując kroki do kuchni, bo trochę jednak zgłodniała podczas tej swojej eskapady. Zaraz więc otworzyła lodówkę, szukając czegoś, co by ją zainspirowało do jakiejś kolacji. Poza tym chciała zachowywać się naprawdę swobodnie, bo też nie robiła nic złego, a taki jeden dzień, w który nie czekała na niego leżąc w łóżku, dobrze mu zrobi przed jej ewentualnym wyjazdem.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Przedłużająca się nieobecność Marienne była czymś nienaturalnym i Jonathan zaczął przypuszczać, że nie była przypadkowa. Zwykle daleki był od snucia jakichkolwiek domysłów, ale znał Chambers i wiedział, że potrafiła być uparta, a co za tym idzie zaczął doszukiwać się w tym swego rodzaju nauczki dla niego samego za to co zrobił. Nie pojmował czemu pojechała aż tak daleko, ani skąd wziął się u niej taki pomysł, ale po swoim ostatnim popisie z Pearl, wolał nie przeginać i nie zadawać zbyt wielu pytań. Owszem obawiał się o Marienne, jak zwykle zresztą, ale wmawiał samemu sobie, że rudowłosa prawdopodobnie potrzebuje odrobinę przestrzeni, by przemyśleć sobie to czego się dowiedziała i poukładać jakoś w głowie. Czas jednak mijał i było naprawdę późno, gdy w końcu Chambers wróciła z miejsca witając się z Gacusiem. Jonathan dostrzegł ją przez przeszkloną szybę i wstał zza biurka wychodząc z gabinetu, aby także się przywitać i porozmawiać.
- Hej - mruknął krótko, gdy uważnym spojrzeniem zlustrował sobie jej sylwetkę. Nie wyglądała na zgrzaną, ani zmęczoną, było normalna, ale jednak... - Kolacja jest w piekarniku. Zaraz ci nałożę - ruszył także w stronę kuchni, bo on sam zdążył już zjeść. Czekał na Marysię jakiś czas, ale nie zjawiała się, a Jonathan ze swoim schematem żywieniowym nie chciał spożywać posiłku zbyt późno. - Jak minął ci dzień? - Zapytał, niby luźno, niby normalnie, ale dało się wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Już sam fakt, że nie wyskoczył do niej z pretensją był dość dziwny, ale póki co powstrzymywał się wciąż czując winę za ich poprzednie starcie. Z drugiej strony ona wtedy także zrobił coś głupiego na czym została przyłapana i chociaż Jona chciał wierzyć, że nie wróciła do tamtej okropnej restauracji by pracować, nie mógł być tego pewnym.
Wyciągnął talerz dla rudowłosej, potem zapiekane warzywa w lekkim sosie i dresing do sałatki, która czekała na blacie. Starał się nie myśleć o uczuciu pustki i niesprawiedliwości, które doskwierało mu, gdy kilka godzin wcześniej w samotności jadł to samo danie.
- Byłaś w Port Douglas? - Dopytał, bo przecież nie dawało mu to spokoju, a nim Mari zdążyła mu odpowiedzieć dodał - A nie w Kurandzie przypadkiem? - Nie chciał jej oskarżać, a z drugiej strony sama mówiła, że z pracy nie zrezygnuje. Później ten temat też między nimi się nie pojawił, bo coś innego zaprzątało ich myśli i jakoś tak Wainwirght chyba potrzebował go ponownie poruszyć, dowiedzieć się w zasadzie jakim cudem Mari w ogóle wpadła na tak durny pomysł jak posiadanie dodatkowej pracy.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Prawdę mówiąc miło zaskoczyło ją zachowanie Jonathana. Bez awantury, nawet jeśli jego powitanie jakieś przyjemne nie było i czuła, jak się jej przygląda, to jednak mogło przebiegać znacznie gorzej. Przebiegała więc spojrzeniem po lodówce, a kiedy wyciągnęła sobie jakiegoś kabanosika i odgryzła kawałek, Jona wspomniał o kolacji.
- O, superka - podsumowała i resztę kabanosa rzuciła Gacusiowy, wydającemu z siebie głośne dźwięki mlaszczącego zadowolenia. - Mocno zgłodniałam - przyznała, bo jednak była nad wodą, a to swoje robiło i zawsze wzmagało jej apetyt. Usiadła więc przy wyspie, bo wolała jeść tam, gdy jadała sama, niż przy długim stole. No bo dla niej jedzenie w pojedynkę w tym domu było normą, gdy musiała odpoczywać, a Jonathan był na dyżurach. - Było bardzo przyjemnie, poodwiedzałam miejsca, w których dawno nie byłam i spotkałam starego znajomego - opowiedziała pokrótce, bo też nie planowała nigdy z niczego robić przed Jonathanem tajemnicy, a nawet nie uważała, by ta miała jakikolwiek sens, no bo po co. Przysunęła też zaraz do siebie talerz, łapiąc za sztućce, które zgarnęła już wcześniej z szafki. - Zrobiłbyś mi herbę? - poprosiła jeszcze, bo sama nie chciała już odrywać się od jedzenia, które w jej życiu poniekąd stanowiło świętość. - Mega dobre - pochwaliła więc, bo mimo, że między nimi ostatnio trochę się posypało, to ta wyprawa sporo jej dała i też pierwszy dzień spędzony tak całkowicie bez Jonathana uświadomił jej, że mimo, iż lekarz ją zawiódł, to jednak nie wyobrażałaby sobie nie móc tak po prostu do niego wrócić. Mogła jednak się domyślić, że on sam będzie miał na tę sytuację całkiem inne spojrzenie, więc kiedy zadał jej to dość znaczące pytanie, na moment zatrzymała dłoń z widelcem w powietrzu i spojrzała na niego spod byka. Nie uważała, by było to potrzebne, ale skoro on chciał się tak bawić...
- To nie ja z naszej dwójki kłamię - to proszę. Nie planowała ulegać, ani pozwalać mu na takie głupie domysły, chociaż w zasadzie gdyby chciała, to mogłaby i pojechać do Kurandy. Była wolnym człowiekiem. - No, a po akcji, którą odwaliłeś dzwonili, żebym już nie przychodziła - mruknęła tylko i wzięła kolejny kęs do ust, ale już z mniejszą przyjemnością, niż na początku. Nie, żeby miała przestać jeść, ale jednak uwaga Jonathana nie wpływała korzystnie na jej apetyt.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Jakaś nuta nerwowości była wyczuwalna w powietrzu. Zdecydowanie coś było nie w porządku, nawet jeśli Jonathan zachowywał się normalnie, przygotowując dla Marienne posiłek, a ona zdawała się być kompletnie zrelaksowaną. I to nie tak, że Jona planował jakąś kłótnie i nerwową wymianę zdań, po ostatnim razie miał ich chyba dość na jakiś czas. Jednak cos nadal pozostawało między nimi niewyjaśnione i to coś nie dawało mu spokoju, więc dążył do tego, aby jakoś pozbyć się tego "cosia". Niespodziewana wycieczka Mari i jej nieobecność praktycznie przez cały dzień tylko utwierdziły go w tym przekonaniu.
- Bywałaś wcześniej w Port Douglas? - Zapytał, bo odkąd siebie znali, Marienne raczej nie zapuszczała się w tamte rejony. Kiedyś na początku ich znajomości, zdarzyło się Jonie odebrać pijaną Marysię sprzed baru, ale w Cairns. - Chcesz mi opowiedzieć? - Nie umiał inaczej zapytać o to kim był ten znajomy, jakie miejsca odwiedziła i dlaczego w ogóle zdecydowała się na taką wycieczkę. W głowie Jonathana pytanie goniło pytanie, a on starał się przybrać pokerową twarz i pod osłoną spokoju jakoś prowadzić tę rozmowę. - Oczywiście - zgodził się odchodząc na sekundę, by napełnić czajnik wodą. - Cieszę się, smacznego - dodał, jak zwykle kulturalnie i spokojnie, a jego wzrok na kilka sekund zatrzymał się na sylwetce Cahmbers. Obserwował ją w milczeniu, czując ten przyjemny rodzaj ciepła, którego źródło znajdowało się gdzieś w okolicy mostka. Ciepła, którego nie chciałby nigdy utracić, a które przez własną głupotę o mało co nie stłamsił.
Odważył się jednak podjąć niezbyt przyjemny temat, może w nie najlepszy sposób, ale nie nazywałby się Wainwirght gdyby relacje między ludzkie nie stanowiły dla niego wyzwania. Od razu zderzył się z tarczą w postaci ciętego języka Marienne i pożałował tego w jaki sposób zadał pytanie.
- Marysiu, przecież wiesz, że nie kłamałem z przekory, a by ciebie chronić i... Nie nazwałbym tego kłamstwem, a zatajaniem prawdy - odpowiedział spokojnie, ale w jego głosie dało się wyczuć swego rodzaju skruchę wymieszaną ze zmęczeniem. Sam zadręczał siebie tym co zrobił czując konsekwencje własnej nieodpowiedzialności sądził, że nie będą powracać nieustannie do tego tematu, chociaż i tak wiedział, że Mari nie do końca sobie z nim poradziła. - A myślałaś o tym by samej zrezygnować? - Zagadnął, bo wcale nie spodobała mu się ta odpowiedź, zawierająca nutkę pretensji. Przecież było oczywistym, że nie mogła i nie powinna tam pracować. Nie pojmował więc skąd ten ton. - Po co w ogóle poszukałaś tam pracy, Mari? - Dopytał, wciąż będąc spokojnym mimo, że emocje zaczynały powoli w nim wzbierać. Starał się zachować zimną krew i z niewzruszonym obliczem stanął po przeciwnej stronie wyspy, stawiając zarówno przed rudowłosą, jak i przed sobą kubek z herbatą.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Kompletnie nie należała do tych tajemniczych kobiet, które próbują budować dookoła siebie aurę mistycyzmu. Wręcz przeciwnie, kłamcą była po prostu kiepskim i zwyczajnie też lubiła mówić, więc teraz pokiwała głową, bo chociaż jej wycieczka miała być pewnego rodzaju pierwszym od dawna aktem samodzielności i pokazania Jonathanowi, że nie umrze, jak opuści apartament, to też nigdy nie chciałaby robić z tego jakiejś wiedzy, która byłaby dla niego niedostępna. Przecież chciała go nauczyć, że związek to przede wszystkim rozmowa.
- Nom, mówiłam ci na pewno kiedyś o tym, że byłam na statku wycieczkowym! Musiałam ci opowiadać - oburzyła się tylko pozornie na myśl, że tego nie pamiętał, bo dla niej wówczas było to wielkie przeżycie. Chciała zobaczyć jak najwięcej, bo w jej rodzinnej wsi żadnych atrakcji, a już na pewno wycieczek nie było. - Jeśli chcesz posłuchać - powiedziała przewrotnie, tylko się z nim drocząc, bo nawet nie dała mu chwili na odpowiedź. - Na początku tak sobie chciałam pochodzić, ale potem zaszłam do portu, zastanawiając się, czy jest tam jeszcze ta łódka, co wozi turystów... no i stała i kapitan też tam był, więc miałam okazję wejść na pokład i z nim porozmawiać - wyjaśniła, jak spędziła ten dzień, a może wieczór, bo mimo wszystko odczekała, aż największe słońce przejdzie, nim opuściła apartament. Liczyła na to, że uda im się w tak miłej atmosferze spędzić tą rozmowę, ale trochę ta się zachwiała, chociaż spokój Jony sprawił, że i Mari odpuściła jak na razie muchy w nosie. Jak na razie.
- Kłamstwo to kłamstwo, Jona. Sam jesteś fanem takich surowych norm - wypomniała mu, machając widelcem w powietrzu, po czym wróciła do rozmowy. No, może z małą przerwą na przyjrzenie się kubkowi herbaty. - Wiesz, że gorzkiej nie wypiję - przypomniała mu, zerkając na niego spode łba. - Dopiero co zaczęłam, więc nie w głowie były mi rezygnacje - odpowiedziała zgodnie z prawdą co do pracy, chociaż jednocześnie żałowała, że ten temat wypłynął. Można powiedzieć, dość przewrotnie, że plusem całej tej akcji z Pearl i kłamstwami Wainwrighta było to, że zjebał on bardziej, niż ona, więc jakby... trochę jej się upiekło i mocno chciała na tym bazować, licząc, że ta rozmowa nigdy nie będzie miała miejsce. No, ale teraz miała i nie było jej to na rękę, a jednocześnie nie chciała ustępować. - Bo chciałam sobie więcej odłożyć, skoro praktycznie wcale nie jeżdżę teraz do biura i mam masę czasu na odpoczynek - odpowiedziała więc dość stanowczo, nie kłamiąc, ale nie spowiadając się też całkowicie z tego, co ją popchnęło do tej decyzji. Uważała, że powiedziała akurat w sam raz na ten temat, by Jona miał zarys sytuacji. Teraz należało się wycofać. - No, ale już mnie tam nie chcą, więc koniec tematu - dodała więc zaraz, do ust wpychając kolejny kawałek zapiekanki.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Z początków ich znajomości Jonathan pamiętał wiele tych dobrych, jak i niekoniecznie najlepszych, rzeczy. Marysia z początku go irytowała, była za głośna, ślamazarna, wszędzie było jej pełno i zadawała niekomfortowe pytania. Dopiero z czasem Wainwright przekonał się do niej; jej słowotok przestał go denerwować, niezdarność stała się urocza, a krępujące pytania powodem, dla którego nie potrafił przestać o niej myśleć. Może gdzieś w tym swoim dzieleniu się z Joną wszystkim co fascynującego spotkało ją w Lorne Bay, faktycznie wspomniała kiedyś o wycieczce statkiem.
- Możliwe, wiele rzeczy mi opowiadałaś nim zacząłem ciebie naprawdę słuchać - odpowiedział, pozwalając sobie na ten zaczepny żarcik, chyba tylko po to, aby rozluźnić samego siebie i rozładować nieco napięcie. - Pamiętał cię? - Głupie pytanie, Chambers nie dało się tak łatwo zapomnieć, bo gdziekolwiek się nie pojawiała wprowadzała w to miejsce ten swój rozkoszny chaos. Jona był po prostu ciekaw co wydarzyło się podczas rejsu, że kapitan nadal pamiętał o rudowłosej.
Gdyby nie dręczące go myśli, Jonathan pewnie nie pozwoliłby sobie na popsucie atmosfery, ale niestety... Niewypowiedziane słowa wisiały między nim, a Marysią przez co, Jona nie umiał poczuć się swobodnie. Dręczyło go zbyt wiele myśli odkąd wyznał prawdę o tamtej nocy. Poza tym były też inne kwestie jakie powinni przedyskutować, bo mimo wszystko nie tylko on nosił coś na sumieniu.
- Będziesz mnie teraz karać? - Burknął, bo przecież wyjaśnił jej wszystko. Powiedział co się stało, odpowiedział na pytania jakie zadawała, a przynajmniej starał się na tyle, na ile mógł. Nie wspomniał o szantażu, bo bał się tego jak ona to przyjmie, a miała i tak zbyt wiele jego problemów do udźwignięcia, kolejny był jej zbędny. - Syrop z agawy, albo miód. Cukru nie mamy - odpowiedział. Doskonale wiedziała, że pozbył się tego kusiciela z kuchni, a i tak za każdym razem musieli podejmować tę dyskusję.
Wysłuchał co miała do powiedzenia i chociaż chciał zrozumieć, nie potrafił. Miała gdzie mieszkać, niczego im nie brakowało, wspólnie robili zakupy, miała pracę i spokój, więc po cholerę jej dodatkowe pieniądze? Poza tym była chora, a to powinno być pierwszym argumentem jaki stanowił przeciwko podejmowaniu jakiejkolwiek dodatkowej pracy. - Jakie koniec tematu? - Powtórzył po niej. Cieszył się, że ją zwolnili, ale nie miał zamiaru pozostawiać sprawy jej kelnerowania bez komentarza. - Na litość... Ograniczyłaś pracę w kancelarii z jakiś powodów, wypoczywasz więcej z jakiś powodów, powinnaś dbać o siebie z jakiś powodów i nie każe mi mówić z jakich, bo chyba doskonale wiesz sama - wyłożył jej poważnym tonem i całej siły walczył o to, aby nie unieść się w swoim monologu. Był wręcz niebezpiecznie opanowany, a że nie miał na sobie koszuli, tylko białe polo, to nie miał jak wyładować nerwów na mankietach. Bawił się więc zegarkiem, przekręcając go na nadgarstku i pocierając drugą dłonią. - Po co ci dodatkowe pieniądze, skoro nie zarabiasz wcale mało... Czemu? Nie rozumiem, czemu to zrobiłaś? - Dokończył wywód zadając jej kolejne pytania. Był zmęczony tym jak wiele problemów mieli w ostatnim czasie i naprawdę nie chciał, aby ta rozmowa przyczyniła się do powstania następnych.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Prychnęła słysząc jego odpowiedź, bo ta nieszczególnie jej się podobała, ale przy tym doceniała żarciki, bo przecież u Wainwrighta nie były one czymś oczywistym.
- Pamiętał - powiedziała, mając jeszcze buzi jedzenie, ale tak by nie otworzyć drzwi, więc trochę niewyraźnie, ale zaraz szybko przełknęła. - Kiedyś wygrałam darmowy rejs na tym jego statku i strasznie chciałam jeszcze raz, ale no... tak między nami, uważam, że to droga zabawa, no się liczyłam trochę, że jak zaprzyjaźnię się z Johnem, to może policzy mi taniej, ale ostatecznie mogłam pływać za darmo, w zamian za to, że pomagałam mu ogarniać łajbę po wycieczkach - wyjaśniła, jak to było, nie szczędząc tych szczegółów, bo Marienne od zawsze należała do osób wylewnych i raczej gadatliwych. Przynajmniej wtedy miała jeszcze dobry humor, bo ten nie miał trwać wiecznie. Za długo się nie kłócili najwyraźniej.
- Odwracasz kota ogonem - mruknęła z pewnym znudzeniem, nie dając się w to wciągnąć. - Ja ciebie nie karzę, po prostu mówię, że mnie okłamałeś, gdy ty zasugerowałeś, że zrobiłam to ja - wyłożyła leniwie, bo nie miała na to ani siły, ani ochoty. Chciała zjeść z przyjemnością. - Miód - wybrała więc. - Ale sama sobie posło... - ucięła, gdy zabrał jej kubek sprzed nosa. - Pełna łyżka! - zawołała więc, wychylając się do boku, by zza niego zobaczyć, ile też daje do tego kubka. Niestety nie miała jak tego ocenić, więc burknęła coś pod nosem i wróciła do jedzenia. Przynajmniej na kilka chwil. Szczerze nie chciała z nim poruszać tematów jej dodatkowej pracy. generalnie mogła rozmawiać o wszystkim, nawet o tematach medycznych, ale nienawidziła tych finansowych. Krępowało ją to, a że do skrępowania nie przywykła w żaden sposób, to nie wiedziała, jak ma z tym sobie radzić. Przez to było tylko gorzej, a on nie mógł ustąpić.
- Przecież dbam o siebie! - wypomniała mu, bo nienawidziła tego, że nie dostrzegał jej starań. Tak, nie była materiałem na idealnego pacjenta, ale i tak próbowała. Brała leki, nie piła, nie imprezowała, siedziała dużo w domu, ale od tego też dostawała już do głowy. - Potrzebuję - odpowiedziała, jeszcze próbując unikać odpowiedzi, ale on drążył i drążył, a jej ciśnienie rosło i w którymś momencie po prostu uderzyła dłonią kamienny blat wyspy. - Bo chcę spłacić to co od ciebie pożyczyłam! - wrzasnęła, nie przejmując się jeszcze bólem dłoni, nie przemyślała tego ruchu kompletnie. Dopiero po chwili pieczenie stało się nieznośne. - Kurwa - burknęła więc, by tak sobie ulżyć i pomachała dłonią, następnie ją masując. Nie chciała teraz na niego patrzeć. - Jesteśmy razem i kocham cię, mogę rozmawiać z tobą o wszystkim, ale nie lubię o pieniądzach. Nie chcę być twoim dłużnikiem, już i tak w większości żyję na twój koszt, pomyślałam, że skoro tyle teraz odpoczywam, to mogłabym w te dwa dni dorobić, żeby odłożyć sumę, którą mogłabym spłacić to co ci wiszę za jednym razem - wzrok nadal skupiała na swojej dłoni, która pulsowała nieprzyjemnie, a przy tym nie była tak ciężkim widokiem, jak Jonathan. Było jej po prostu wstyd. Nie pokazywała tego, miała dość wysoką samoocenę, ale jednak no czuła się wciąż jakby była na poziomie niżej, bo nie należała do wielkich dam, które mogły nie dbać o takie sumy. Była prostą Marysią i jej rodzina za tyle pieniędzy wiele by oddała.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Niekiedy opowiadania Marienne przypominały swoją treścią enigmę. W dodatku dzieliła się swoimi wrażeniami w bardzo ekspresyjny sposób, mówiąc szybko, dodając wiele nieistotnych szczegółów i skacząc z wątku na wątek. Miesiące praktyki, a w przypadku Jony już nawet lata, sprawiły, że jakoś sobie radził z rozszyfrowywaniem tego Marysiowego kodu, ale nie było łatwo.
- Hmmm... Możliwe, że coś wspominałaś kiedyś o jakimś Joshu - mruknął, może specjalnie, a może zupełnie przypadkowo przekręcając imię mężczyzny, o którym wspomniała Mari. Wainwirght miał to do siebie, że czasem lubił być uszczypliwie nieprzyjemny, a pamiętał jak kiedyś rudzielec robił mu wykłady, gdy wiecznie mówił o Malvinie, Melvin... Albo odwrotnie. - Postanowiłaś odwiedzić Port Douglas z jego powodu? - Drążył dalej. Nie chciał nic zakładać, ale przeszło mu przez myśl, że Chambers chciała się odegrać za Pearl. Pojechać po prostu gdzieś daleko, nie mówić konkretnie gdzie i spotkać się z kimś, tylko po to, aby on poczuł się zazdrosny.
- Twoja druga praca była przede mną ukrywana, więc skąd mogłem wiedzieć, czy nadal nie zamierzasz tego robić? Skąd pojawiło się moje pytanie -burknął niezadowolony, przy okazji uzupełniając herbatę Marysi o łyżeczkę miodu i ignorując to, że mówiła o pełnej łyżce. Wcale nie było tak, że tylko on był w tym związku jedyną nieszczerą osobą. Marysia także postąpiła wobec niego niezbyt uczciwie, ale chyba zdążyła już o tym zapomnieć. - Masz chore serce! Co ci strzeliło do głowy by pracować w jakieś spelunie! - Uniósł się sam, bo irytowało go to jak bagatelizowała swoje zdrowie. Gdy wisiało nad nią widmo nowotworu zachowywała się jakby jedną nogą była już w grobie, a po negatywnej diagnozie nagle odzyskała dawną werwę i to ze zdwojoną siłą, więc od razu przyszło jej wykorzystać ją do popełnienia kilku głupstw. - Na co? - Nie rozumie, nic nie pojmował, bo miała wszystko, zapewniał jej co potrzebowała, odkładała własną pensję, było dobrze, a ona wciąż szukała dziury w całym.
Drgnął, gdy uderzyła dłonią o blat. Jego spojrzenie spoczęło na niej, nie odrywając się przez cały czas jak wreszcie zaczęła zdradzać przed nim prawdziwe powody swojego durnego zachowania. Wiedział, że finanse nie od dziś były dla niej problematyczną kwestią. Starał się to uszanować, ale z drugiej strony on sam nie miał problemu w tym, aby ją wspierać w taki sposób. Byli ze sobą już naprawdę długo i sądził, że stało się to dość oczywiste, ale jak widać dla Chambers niekoniecznie.
- Nie nie jesteś mi winna, Mari - westchnął. Kompletnie nie wiedział jak podejść do tej sprawy, a z drugiej strony coraz częściej przyłapywał się na myśleniu o ich przyszłości, o tym jak wiele problemów pojawiło się w ich życiu przez to na jakim etapie znalazł się ich związek, a raczej na jakim etapie utknął. - Proszę... Daj mi dokończyć - mruknął, ale wtedy jego wzrok przykuła jej dłoń. - Mogę? - Zapytał wyciągając rękę, aby zerknąć na jej nadgarstek. - Nie przyjmę od ciebie żadnych pieniędzy to po pierwsze, a po drugie pomyśl jakim partnerem uczyniło mnie to co zrobiłaś? Jak bezduszny musiałbym być przyjmując od ciebie pieniądze zarobione w taki sposób i... Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że oczekuję czegoś takiego? - Czuł się fatalnie z wiedzą jaką właśnie posiadł. Dotykała go ona w cholernie nieprzyjemny sposób i nie wiedział co powinien zrobić, aby Marienne odpuściła. - Przyłóż to - między czasie wstał, wyciągając z zamrażarki zimny kompres i podając go rudzielcowi. - Nie ma dla mnie nic cenniejszego niż ty, Marysiu. Nie umiałbym sobie wybaczyć, gdybyś z mojego powodu tak siebie nadwyrężała... Ehh.. Kurwa... - westchnął na moment chowając twarz w dłoniach, bo czuł jak zaczyna go to wszystko przerastać.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Odnosiła wrażenie, że Jonathan miał jakiś problem z zapamiętywaniem imion, bo nie pierwszy raz przestawił te należące do kogoś o kim mu wspomniała.
- On ma na imię John, no i nie... Chodziłam trochę to tu, to tam, zanim do niego poszłam. Wiesz... Trochę chamsko, nie odzywałam się do niego od czasu operacji... Ponad rok - wyjaśniła i chyba dobrze, że była nieświadoma tego, jak Jona brzydko oceniał jej działania. Nie była żadną fanką zemsty. Wręcz przeciwnie, tą się zwykle brzydziła, a przy tym, o ile rzeczywiście nie ukrywała czegoś przed Wainwrightem, by ten się nie denerwował, chętnie mówiła mu o wszystkim. Nigdy świadomie by go nie zraniła, bo zwyczajnie kochała tego gbura, nawet gdy była zła po tym, co zrobił nie tak dawno.
- To nie była speluna, fajna knajpka - poprawiła go, wyraźnie niezadowolona z tego, jak oceniał tamto miejsce, jak i te z tego, jak się denerwował. Nie mogła przez to sama się uspokoić i musiała sobie trzasnąć ręką, chociaż w zasadzie... Tylko zrobiła sobie przez to krzywdę. Chociaż z drugiej strony... Miała wrażenie że to zachowanie wyciszyło też nieco emocje Jonathana, bo zaraz podszedł on do niej spokojniej, no i głównie przez to podała mu dłoń.
- Nie możesz tak... Zapłaciłeś za mnie tyle pieniędzy, jaką robiłoby to ze mnie partnerkę, gdybym nie oddała Ci tego? - wykorzystała jego wlasne słowa przeciw niemu, przyjmując kompres, alw tyle co przyłożyła go do dłoni, a już olała, bo nie podobał jej się stan w jakim znalazł się Jonathan. - Ja myślę tak samo, Jona, przecież wiesz - odjęła mu te dłonie z twarzy i przytrzymała je, przez co musiał na nią patrzeć. - Wcale siebie nie nadwyrężałam, strasznie na mnie wszyscy dmuchacir - spróbowała dodać z przekąsem i w sumie przyszła jej do głowy jedna myśl i zastanawiała się czy to dobry moment by po nią sięgać, ale z drugiej strony wątpiła, że miałby nadejść lepszy. - No, ale przyznaje, że pracowanie za twoimi plecami byli słabe, wcale nie chciałam Ciebie oszukiwać - zaczęła z tej strony i była w tym zupełnie szczera. - Tylko, że tak sobie pomyślałam, że mogłabym wrócić do normalnego trybu z kancelarią... Może na początek przynajmniej cztery dni w tygodniu - niby oznajmiała, niby pytała, budując podłoże do najważniejszej kwestii. - Teraz jest ta duża sprawa z Aborygenami, więc może się przydam... Tym bardziej, że mam lecieć na kilka dni do Sydnej - dodała, dochodząc do wniosku że nie było tak źle. W zasadzie mogła go wczorajo tym poinformować. Nagle jakby cały stres z niej zszedł. No może nie cały cały, ale zdecydowana większość. Naprawdę wierzyła, że na tej historii z jej pracą kelnerki, uda jej się teraz coś ugrać.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
W porównaniu do Marienne, Jonathan raczej nie posiadał tak wielu znajomych i przyjaciół. Owszem istniało kilka osób szczególnie dla niego ważnych, ale Wainwright sam w sobie był raczej typem samotnika, który niekoniecznie potrafił, czy też zabiegał o utrzymywanie relacji z każdym. Dlatego chociaż nie rozumiał, to po prostu pokiwał głową na znak, że w jakiś sposób przyjął do wiadomości to o czym mówiła w związku z tym Joshem... Johnem.
- Bez znaczenia. Nie powinnaś nigdy wpaść na tak durny pomysł - burknął niezadowolony, bo nawet jeśli byłaby to restauracja z gwiazdkami Michelin to i tak nie zmieniłby swojego stanowiska.
Słuchał jej wyjaśnień, ale kompletnie nie przyjmował ich do wiadomości, bo chyba najbardziej w tym wszystkim irytowało go to, że Marysia naprawdę wierzyła, że powinna oddać mu te pieniądze. On zaś absolutnie nie przyjmował do wiadomości takiego scenariusza i za nic nie chciał się na to zgodzić. Najzwyczajniej w świecie przerastała go walka z wiatrakami, bo cokolwiek by Chambers nie powiedział, ona i tak obstawała przy swoim. Schował więc twarz w dłoniach, czując jak powoli traci nas sobą kontrolę. Wszystko w nim krzyczało, ale starał się jakoś kontrolować, bo zbyt wiele poważnych dyskusji przeradzało się w awantury właśnie przez jego porywcze zachowanie.
- Marysiu, powiem to tylko raz, ostatni i nigdy więcej nie powtórzę. Nie chcę od ciebie zwrotu tych pieniędzy. Nie przyjmę ich - odezwał się w końcu, z precyzją i dosadnością wypowiadając każde ze swoich słów. - Niby wiem co myślisz, ale potem robisz coś takiego i... Kompletnie się w tym gubię - przyznał, bo jeśli przed kimś miał być absolutnie szczery to tylko przed nią. - Słońce, przecież wiesz dlaczego martwimy się o ciebie - westchnął. Co miał jej powiedzieć? To co doskonale wiedziała? Jest chora, powinna się oszczędzać, a nie szukać dodatkowej pracy jako jakaś kelnerka. Tyle dobrego, że sama przyznała, że postąpiła niesłusznie ukrywając przed nim to dorabianie na boku. Zdecydowanie lepszym pomysłem było to co zaproponowała, chociaż Jona i na to kręcił nosem. Nie miał jednak prawa dyktować jej jak powinna żyć, a przynajmniej póki co nie miał prawa, bo coraz częściej zastanawiał się nad tym, czy aby ich związek nie utknął w martwym punkcie. Jona chciał czegoś więcej, a przynajmniej na to wskazywały decyzje jakie podejmował i jego zachowanie, a z drugiej strony formalnie wciąż pozostawali tylko zwyczajną parą. - Cztery dni... Brzmi całkiem rozsądnie. Możemy o tym pomówić, oczywiście jeśli nie weźmiesz pełnego wymiaru godzin - odpowiedział niezbyt chętnie. Pewnie buntowałby się bardziej, ale zmęczony był już tymi ciągłymi sporami. Poza tym widział jak na niego patrzyła, jej dotyka także go uspokajał i chociaż jeszcze jakiś czas temu emocje w nim szalały, powoli udawało mu się wyciszyć. Poza tym sądził, że za kilka dni ta sprawa przycichnie i jakoś przekona Chambers, aby jednak poczekała z tą kancelarią. Tylko, że wtedy rudowłosa dodała kolejnych kilka słów i rozbiła jego plany w drobny mak. - Jak to masz? - Spytał nie kryjąc swojego zaskoczenia i oburzenia zarazem. - Jest jeszcze coś o czym nie zamierzałaś mnie informować? - No i tyle było z jego spokoju. - Jaka sprawa? Jakie Sydney? - Dopytywał czując jak ponownie wszystko pragnie w nim krzyczeć. Tym razem jednak schowanie głowy i kilka oddechów nie miały szans zadziałać. Zbyt wiele cierpliwości kosztowała go ta dyskusja, więc sięgnął po ostateczne wyjście. - Muszę zapalić - oznajmił wstając, bo tytuń zawsze był dla Jony pierwszą deską ratunku, gdy wszystkie inne metody zapanowania nad sobą zawodziły.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nawet już nie komentowała tego, jaki to durny pomysł. W ogóle nie miała ochoty rozmawiać na temat pracy w restauracji, nie umknęło jej też, że mimo pytań o jej dzień, ostatecznie Jonathan nawet nie skomentował jej opowieści o Port Douglas i przez to poczuła się trochę głupio. Wróciła w nienajgorszym stanie, ale nie oznaczało to, że nie była zmęczona, bo była i to bardzo. Wraz z trwaniem tej dyskusji nawet bardziej. Dokończyła więc posiłek w międzyczasie i sięgnęła po swoją herbatę, która była ledwo słodka, ale już jakoś to przeboleje.
- To niesprawiedliwe... Ty ode mnie byś takiej kwoty nie przyjął - zauważyła, ale już się nie kłóciła. Po prostu było jej ciężko, bo nie byli formalnie rodziną. Nie przeszkadzało jej to. Wiedziała, że Jonathan już jedną żonę w swoim życiu miał i niekoniecznie mu spieszno do takiego stanu. Ona sama przez lwią część swojego życia była zaręczona, więc to nie tak, że ponownie miała na to parcie. Wystarczyła jej miłość Wainwrighta, to, że był dla niej najważniejszy, że kochała jego starszego brata, jakby był jej własnym i, że czuła się w tym okładzie dobrze. Tylko, nie chciała przy tym przeginać, a już na pewno obciążać Jonathana problemami własnej rodziny. - Bardzo dziwnie się z tym czuję, Jona - przyznała, bo no czuła się dziwnie. Westchnęła też zaraz, robiąc sobie przewę na kilka łyków herbaty. - Wiem... wiem, że jestem chora. Już się tego nie wypieram, ale kiedy się bałam tego raka, każdego dnia ledwo wychodziłam z łóżka. Nie chcę znów tak... czuć się taką pokonaną - zmarszczyła czoło, bo no, bała się, że jakimś cudem nawet bez nowotworu wpadnie w taki stan ponownie, a tego bardzo by nie chciała. Dlatego właśnie myśl, że blondyn nie zanegował z miejsca jej pomysłu z powrotem do kancelarii mocno ją zaskoczyła, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jej oczy zaraz się rozświetliły, a ona aż wyprostowała się na krześle.
- Naprawdę rozsądnie? - podchwyciła i szybko opadł jej entuzjazm. Nie całkowicie, ale jednak trochę opadł. - Co rozumiesz przez niepełny wymiar godzin? - zagadnęła więc, zaglądając mu w oczy, jakby tam już miała dopatrzeć się odpowiedzi. Spodziewała się też, że informacja o wyjeździe nie będzie dla niego najlżejsza, ale na pewno nie sądziła, że aż tak go podenerwuje. Zamrugała nieco szybciej, kiedy wstał i sięgnął po papierosy i jęknęła bardzo głośno, wnosząc oczy ku niebu, w nieco przerysowanej formie. - Możesz przestać na siłę szukać sobie powodów do złości? - poprosiła, idąc już w jego kierunku, bo to nie był czas na przerwę na papierosa. To też trochę bezczelnie i korzystając z tego, że na pewno się tego nie spodziewał, zabrała mu paczkę z rąk i obeszła stół dookoła, by mieć go pomiędzy nią, a Jonathanem. Patrzyła też na jego skonfundowaną minę, jakby nie rozumiała o co mu chodzi. - Teraz ja będę mówić. Po pierwsze, wiadomym jest, że nie pojadę bez konsultacji z tobą i to nawet nie moja opinia, bo sam Ben kazał mi ciebie zapytać, czy mogę - uniosła nawet palec przy tym wyliczaniu. Zaraz miał dojść kolejny. - Po drugie zaś... i tutaj bardzo cię proszę, zanim pozwolisz, by zły Jonathan przejął kontrolę i na siłę negował wszystkie moje słowa, naprawdę przeanalizuj sobie ten punkt... a zatem, gdybyś miał w pracy ten wasz jakiś zlot lekarzy, przyjechałbyś do domu i powiedział Marysiu, mam jechać na sympozjum - ale wizualizuj to sobie Jona - wyobrażasz sobie sytuację, w której ja na taką informację reaguję zamianą w Hulka? - wypchnęła biodro do boku, opierając na nim jedną rękę i spojrzała na niego wyczekująco. - Oczywiście, że nie. Powiedziałabym... ojoj, mój najsłodszy sercowy doktorze, będę za tobą tęsknić dniem i nocą, ale rozumiem, że musisz, bo to twoja praca i jestem dumna z tego, że nosisz białego farucha zbawiając świat - trochę mogła polecieć, ale też mogło to być wypowiedzią, którą totalnie Mari byłaby w stanie mu sprzedać. - Czaisz bazę, Jona? - zamachała palcem w powietrzu. - Kochamy się i jesteśmy w związku i rozmawiamy... bo jak przestajemy rozmawiać, to się pieprzy, a ja nie chcę, żeby się pieprzyło, kapiszi? - spojrzała na niego wyczekująco. A po tym wzięła wdech i kaszlnęła mi kilka razy. - Jezzz... zaschło mi w gardle od tego... stoisz tam, ja idę po herbę - wskazała na swoje oczy, a potem na niego, żeby wiedział, że jest obserwowany i ruszyła w stronę wyspy kuchennej, aby faktycznie się napić, bo dość dużo mówiła bardzo szybko i stąd ta chrypa.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Tematy około finansowe od początku ich znajomości były trudne do poruszenia. Jona starał się nigdy nie zagłębiać w nie zbytnio, doskonale zdając sobie sprawę jak wielki dyskomfort wywoływały one u Marienne. Nie znaczyło to jednak tego, że nie interesował się sytuacją ekonomiczną zarówno Chambers, jak i jej rodziny. Nie był z rudzielcem od wczoraj, a ich związek naprawdę stawał się poważny, więc nic dziwnego, że jak mógł to pomagał wspierając finansowo Mari. Oczywiście nie było to ani łatwe, ani proste, bo podejście rudzielca do tematu było jakie było; wystarczy pomyśleć o tym, że wpadła na ten głupi pomysł z dodatkową pracą, aby wiele zrozumieć.
-Ta kwota nie była dla ciebie, a dla twoich rodziców - zaznaczył dla jasności. - I rozumiem, że czujesz się z tym niekomfortowo, ale proszę pozwól mi pomóc twojej rodzinie chociaż w taki sposób. To dla mnie ważne - dodał zaraz, bo nie wybaczyłby sobie sytuacji, w której Chambers ledwo co wiązałaby koniec z końcem, gdy on żyje w dostatku nie martwiąc się o nic. - Też bym tego nie chciał. - Przyznał zgodnie z prawdą, bo tamten okres niepewności wspominał naprawdę ciężko. Zarówno on, jak i Mari byli na skraju swoich sił, a przecież najgorsze i tak miało dopiero nadejść, gdyby diagnoza okazała się pozytywną. - To, że lepiej będzie jeśli nie wrócisz od razu na sto procent, zacznij od trzech-czwartych etatu, a potem zobaczymy - mruknął, wcale nie tak chętnie, ale wolał aby Chambers pracowała w kancelarii więcej, aniżeli znów wpadła na jakiś durny pomysł.
Jednak typowo dla siebie, gdy tylko wyczuła, że idzie coś po jej myśli od razu zapragnęła mieć więcej. Jak z tą paczką ciastek, Marysia nigdy nie umiała zjeść tylko jednego.. Nic więc dziwnego, że wiadomość o planowanej, służbowej delegacji wytrąciła Jonathana z równowagi. Cały wieczór mierzył się z tym, aby nie poddać się frustracji i narastającemu rozgoryczeniu, ale w tamtej chwili poczuł się po prostu jak dureń, który po raz kolejny został postawiony przed faktem dokonanym.
- Nie szukam, sama mi je dajesz - fuknął obrażony. - Ej, co ty... - Nie zdążył zareagować, gdy wyrwała mu papierosy z dłoni, a potem uciekła na drugą stroną stołu. Wainwright stał skonsternowany i niezadowolony, ale tak jak chciała był cicho. Zresztą i tak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby opisać to co czuł i myślał. Pozwolił więc Marienne mówić i musiał przyznać, że wyjątkowo nie postąpiła nierozsądnie. Miło było też wiedzieć, że jednak jego opinia miała jakieś znaczenie, a jej wyjazd nie był jeszcze czymś pewnym. Czasem tylko potrzebował głębiej zastanowić się nad sensem słów jakich używała, bo te dziwne wtrącenia nieco go rozpraszały, ale ostatecznie chyba udało mu się zrozumieć co miała na myśli.
- Przecież rozmawiamy, tak? - Odezwał się w końcu, lekki poirytowany, bo jak na jego umiejętności i podejście do życia, robił naprawdę spore postępy w tym, aby nie spieprzyć tego co było między nim, a Marienne, swoim durnowatym podejściem. - Kiedy jest ten wyjazd? - Westchnął odprowadzając Marienne wzrokiem. Na jej korzyść strasznie wypłynęło wspomnienie o Benjaminie i o tym, że on także uznał, że Jona powinien wyrazić swoją opinię. Co prawda ostatnio Jona unikał tematu prawnika i swojego brata, bo nawet nie wiedział jak do tego podejść, ale chyba nadszedł czas, aby przyznać przed samym sobą, że zarówno Ben, jak i Walter nie mogą pozostawać w szufladzie z napisem "tabu" na zawsze. - I na ile? - Dodał zaraz. - Wiem, rozumiem, że chciałabyś pojechać... Nie chcę mówić, że mi się to podoba, ale też nie chcę być hipokrytą, bo masz rację... Ty mnie wspierasz, a ja chyba... Po prostu się martwię, bo... Bo sama wiesz - Jak zwykle był doskonałym mówcą, gdy w grę wchodziło wyrażanie swoich emocji i przemyśleń. - Muszę to przemyśleć i... Nawet jeśli pojedziesz to będziesz musiała przestrzegać pewnych zasad, może nawet bym je spisał... Pamiętać o lekach, mierzeniu ciśnienia, nawodnieniu... Musisz mieć ze sobą całą medyczną dokumentację i muszę przygotować spis szpitali, do których powinnaś udać się gdyby coś był nie tak. Znam też paru lekarzy, więc może... - Zamknął się, czując na sobie sMarienne.wzrok On sam w tym czasie bardziej skoncentrowany był na tym, jak jego palce zaciskając się i rozluźniają na oparciu krzesła, które stało przed nim. Do czasu jak skrzyżował z Mari spojrzenia i zapomniał o czym mówił. - Mogę już zapalić? - Spytał tylko, czując się jeszcze bardziej zagubiony w tym wszystkim, bo to jak zareagował było dla niego czymś zupełnie nowym, a jednocześnie chyba poczuł, że o wiele lepszym niż pierwsze, planowane działanie jakiego chciał się podjąć, wkurwiając i nie chcąc nawet słuchać o tej delegacji.

Mari Chambers
ODPOWIEDZ