organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie wiedziała, jak powinna reagować teraz, gdy już nie spał i wiedział, że ona także nie spała. Gdyby zdecydował się ponownie oddać snom, pewnie byłoby jej łatwiej, a tak śledziła każdy jego ruch, każdy drobiazg odcinający się na zaspanej twarzy. Miała wrażenie, że pierwszy raz widzi go tak bezbronnego, pozbawionego czujności, odprężonego. Podobała jej się myśl, że to jej obecność pozwala mu na ten stan, ale jednocześnie nie chciała się jej zbytnio poddawać, jakby w obawie, że ta wcale nie jest prawdą. Mogła sobie coś ubzdurać... być może cała ta ich rozmowa w środku nocy była jedynie wytworem jej wyobraźni, ale przecież był tu nadal. Nie zerwał się z materaca, ona także, ich nogi wciąż były ze sobą splecione, co fascynowała ją i stresowała równocześnie. Wszystko było takie nowe, niby przerażające, ale nie na tyle, by wzmagać panikę kierującą ją w stronę ucieczki. Bo chociaż wpojone zasady mówiły, że ma przestać, to jakoś tak, w głębi własnej jaźni, nie potrafiła dostrzec w tej chwili niczego złego, niczego co zasługiwałoby na jakąkolwiek formę potępienia. Po prostu dwójka budzących się do życia ludzi, wypoczęta i - przynajmniej w jej przypadku - czująca się tak przez wzgląd na obecność tego drugiego.
Powietrze zaświszczało cicho, gdy nagle wciągnęła je przed usta, zaskoczona tym co zrobił. Krew znów zaszumiała w uszach i potrzebowała chwili, by zrozumieć, że zamiast budować dystans, udawać, że nic nie zaszło, Nathaniel wybrał przysunięcie jej jeszcze bliżej siebie. Początkowy szok kazał jej zamrzeć w bezruchu, ale po dwóch minutach poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają. Przymknęła oczy, myśląc, że Hawthorne postanowił faktycznie jeszcze zasnąć, a ona w tym uścisku niejako nie miała wyboru i też została skazana na dłuższy wypoczynek... tylko, że kiedy już zaczęła odpływać, jego głos przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę.
- Nie miałam - zgodziła się z nim, smakując ton własnego głosu, jakby ten dla niej samej był czymś nowym, jakby przez tą noc zaszło w niej tak wiele zmian, że teraz musiała się z nimi oswoić. - Wyspałam - ponownie odpowiedziała półsłówkiem, a jej poliki zapiekły od nagłego uderzenia gorąca, gdy Nathaniel odsunął się na tyle, aby spojrzeć na jej twarz. Zdała sobie sprawę, że nie wydaje się być zbyt rozmowa, ale też naprawdę była zestresowana i przejęta tym wszystkim. Przełknęła ślinę, nie wiedząc, gdzie najbezpieczniej byłoby zawiesić wzrok. - Pan też spał... - zauważyła, a potem przypomniała sobie, że nie miała go tak tytułować i zmarszczyła delikatnie nosek, bo za późno było, by się poprawiła. - Wcale nie czekałeś do świtu, prawda? - tym razem już pozwoliła sobie na brak tytułów, a jej spojrzenie spotkało się z jego własnym i przez to znów przeszła ją fala gorąca, bo przypomniała sobie o wczorajszym pocałunku. - Powinieneś częściej pozwalać sobie na taki odpoczynek, aż żałuję, że się poruszyłam i ciebie obudziłam. Wyglądałeś tak spokojnie - dodała, bo faktycznie była na siebie zła. - Już nie zaśniesz, prawda? - dodała jeszcze dla pewności, bo sama nie miałaby nic przeciwko temu, aby ponownie pozwolił sobie na sen. Poza tym... mimo, że ją to stresowało, niekoniecznie chciała, aby ta ich dziwna i niezrozumiała chwila we dwoje dobiegła końca.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Cień uśmiechu ponownie pojawił się na jego twarzy, gdy Divina zgodziła się z jego słowami. Wyspała się, nie miała koszmarów... Nathaniel daleki był od snucia domysłów, szczególnie tak niejednoznacznie potwierdzonych faktami, ale pozwolił sobie chociaż pomyśleć, że to poniekąd zasługa jego obecności i tego, że Divina faktycznie poczuła się bezpiecznie.
- Cieszy mnie to - skomentował rozleniwionym głosem, nadal lekko przyciszonym o ten charakterystyczny, dla dopiero co rozbudzonego człowieka, ton. Uniósł lekko jedną z brwi, gdy zwróciła się do niego per "pan". Całe szczęście szybko się zreflektowała, a Nathaniel odpuścił komentowanie tego w jakikolwiek sposób. Bardziej skupiny był na przyglądaniu się jej bladej twarzy, która mimo rozespania wyglądała na całkiem wypoczętą, może nawet zarumienioną. Oczy Norwood także wydawały się być bardziej błyszczące i obecne, a nie przysnute tą mgiełką smutku, chociaż może lepszym określeniem byłoby strapienie. - Zasnąłem niedługo po tobie - wyjawił, chociaż dziwnie było mu tak prowadzić konwersację, nadal leżąc tuż obok Diviny, nadal czując ciepło jej ciała, delikatny dotyk stóp na swoich łydkach i muskanie palców, którymi bezwiednie poruszała tuż przy jego torsie. - To była przyjemna noc, faktycznie - mruknął, samemu skupiając na moment spojrzenie na ustach Norwood. To nie tak, że nie chciał ich ponownie skosztować. Wręcz przeciwnie, gdy tylko przypomniał sobie wczorajszy pocałunek, coś nieustępliwie pchało go ku temu, aby powtórzył ten gest. Bał się jednak reakcji Diviny, tego co stanie się potem, co jeśli tym razem on sam nie zadowoli się przelotnym muśnięciem. W świetle dnia widział więcej, widział jak bardzo do siebie nie pasowali, jak cholernie mógłby ją skrzywdzić gdyby tylko pokazał kim jest naprawdę, a już wystarczająco wiele złego na nią sprowadził. - Nie - zgodził się z jej słowami, bo nawet jakby chciał, nie potrafiłby ponownie wyciszyć chaosu jaki pojawił się w jego głowie. Myśli napływały do wypoczętego umysłu, nieubłagalnie domagając się uwagi i rozpatrzenia, a Nathaniel powoli tracił swój błogi stan. Czuł jak chwila się ulatnia, jak kilka sekund, trwających w zasadzie całą noc, powoli dobiega końca, a on musi pozwolić Divinie wyciec ze swoich ramion. Chociaż tak naprawdę to on sam pierwszy się odsunął.
- Która godzina? - Spytał, bo wczorajszej nocy jedyne co miał ze sobą przybiegając do Norwood to szkicownik, który leżał teraz na stoliku Diviny i Nate nawet o nim nie pamiętał. Telefon i zegarek zostawił w sypialni, więc kompletnie nie miał pojęcia jaka była pora. - Muszę... - Chciał powiedzieć, że powinien już iść, że ma obowiązki, ale gdy tylko poruszył ramieniem, by przeczesać zmierzwione włosy, spojrzał na Divinę i zamarł na kilka sekund. Nie spodziewał się tego z jak wielkim trudem przyjdzie mu odsunąć się od niej... Otulał wzrokiem jej twarz, nie potrafiąc odwrócić spojrzenia. Uniósł nieśmiało dłoń, odsuwając na bok kilka niesfornych kosmyków, przysłaniających rumieniące się policzki. - Może jednak noce nie są takie przerażające, gdy po nich przychodzą takie poranki - mruknął, pozwalając na delikatny uśmiech. - Wyglądasz prześlicznie - dodał, po czym po raz ostatni pozwolił sobie dotknąć jej polika i ostatecznie odsunął się, przysiadając na materacu. Musiał to zrobić w przeciwnym wypadku poddał by się całkowicie i już na pewno nie odnalazł w sobie siły na to, aby zakończyć tę przedziwną noc.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Lubiła, gdy się uśmiechał. Było to przyjemną odmianą po tym, do czego kiedyś ją przyzwyczajał. Podobało jej się, jak twarz mu się zmieniała, spojrzenie zdawało się być cieplejsze i jakby obiecujące. Dziwiło ją samą to, jak takie drobne gesty na nią działały. Samo to, że przy niej zasnął i teraz otwarcie przyznawał się przed nią, że czuł się dobrze w tej sytuacji, było czymś niesamowicie upajającym. Bo przecież ludzie zwykle jej unikali, a jeśli nie, to jedynie rozmawiali z nią z bezpiecznej odległości, ale nie łaknęli bliskości pod żadną postacią. Uwierzyła w którymś momencie, że tej nie dozna nigdy i pogodziła się z tym, a mimo to miała go obok, czuła jego ciepło i chociaż poniekąd ją to przerażało, to jednocześnie odnajdywała w tym fascynującą przyjemność.
- Dwadzieścia po dziewiątej - odpowiedziała na pytanie o godzinę, tym bardziej czując, że mógł jeszcze spać, chociaż ona sama zwykle nie pozwalała sobie na takie wylegiwanie się. Drgnęła delikatnie, gdy wspomniał, że coś musi zrobić, niby nie dokończył, ale jasnym już było, że ta dziwna sytuacja dobiega końca. Sama nie była pewna, jak się z tym czuła. Z jednej strony miała to przyjemne wspomnienie, które i tak dawało jej wiele, a z drugiej jakiś żal, bo nie rozumiała w pełni tej sytuacji i chyba obawiała się, że już nigdy czegoś podobnego nie przeżyje. Być może Nathaniel sam domyślił się, że było jej to nie na rękę, a może i jemu było żal, skoro zamiast odejść, uniósł dłoń do jej twarzy, wywołując na niej tym samym widoczne rumieńce. W świetle dnia było inaczej, może nawet bardziej intensywnie, bo nie dało się już wmawiać sobie, że to tylko sen. - To znaczy, że częściej będziesz teraz sobie pozwalał na przesypianie nocy? - zapytała w odpowiedzi na jego słowa, czując, jak serce bije jej w piersi. Miała wrażenie, że on sam mógł to usłyszeć, ale liczyła, że tylko jej się to wydaje. Poza tym zaraz miało jej się zakręcić w głowie, więc dobrze, że leżała wciąż w pościeli. Nie wiedziała, co miałaby powiedzieć, nie przywykła do komplementów i mimo wszystko, głównie w życiu ją obrażano, a ona wierzyła siłą rzeczy w znaczenie tych słów. Teraz było całkiem inaczej. - Dzię... dziękuję - odezwała się w końcu, uznając, że wypada podziękować, chociaż w głowie nadal miała istną pustkę. Czy rzeczywiście mogła wyglądać prześlicznie? Nie była pewna, musiała mieć zmierzwione włosy i nadal miła na sobie koszulę nocną, ale też ostatnio, widząc siebie w lustrze w łazience, zauważyła pewne zmiany. - Jeśli to prawda, to nie jest to moją zasługą... nie mam już takich cieni pod oczami i zapadniętych polików - mruknęła, nie wiedząc co innego mogłaby powiedzieć. Czuła się dziwnie podenerwowana, bo nie było to dla niej naturalne, a też nie chciała tego przemilczeć, poza tym widziała jak Nathaniel się podnosi, odruchowo chcąc zrobić to samo, ale nie mogła. Stanął więc nad jej łóżkiem i w sumie zrobił to w dobrej chwili, bo rozległo się pukanie, a nim Divina zdążyła coś powiedzieć, drzwi były już otwarte.
- Przyniosłam śniadanie - rzuciła Anna, wchodząc zdecydowanym krokiem z miską owsianki, ale wtedy zatrzymała się w pół kroku, widząc, że w pomieszczeniu jest jeszcze Nathaniel. - Myślałam, że nadal jesteś u siebie - najwyraźniej nie domyśliła się, że Hawthorne spędził tu noc, ale po tych słowach Divinę znów zapiekły poliki. Anna opiekowała się nią tak, jak wiele innych osób, ale w jej ruchach i gestach było coś machinalnego. Oczywiście mimo to Norwood była jej wdzięczna, ale też tylko przy rudowłosej kobiecie czuła się, jak spory ciężar. - Sama jeszcze nie jadłam śniadania, więc przygotuję nam coś, przy okazji omówimy parę spraw, dobrze? - mówiła do Hawthorne'a, w tym czasie po prostu pomagając Divinie przenieść się do siadu, nieszczególnie na nią patrząc. Po tym też włożyła jej w dłonie miskę z owsianką, a potem wyciągnęła kroplówkę z witaminami, których w organizmie organistki nadal brakowało. Dopiero, kiedy położyła na szafce nocnej dość płytką misę, z przewieszonym ręczniczkiem i podstawowymi przyborami do porannej higieny, a także termos z ciepłą wodą, zaszczyciła spojrzeniem Divinę. - Poradzisz sobie z nalaniem wody, czy mam przyjść jak zjesz? - zapytała rzeczowo, a Divina zaraz pokręcił głową na boki.
- Dam sobie radę - obiecała, przebierając łyżką w misce z owsianką. Cieszyła się z tego, że dostawała tutaj posiłki, ale prawdę mówiąc poczuła pewien żal na myśl, że ta dwójka swoje śniadanie zje wspólnie. Nie była to zazdrość, Divina nie była do niej skłonna, ale jakoś tak... uznała, że to pewnie milsze, niż jeść w pojedynkę.
- Dobrze... pielęgniarka niebawem przyjdzie. Nate, idziesz? - stanęła już w drzwiach gotowa po prostu wyjść, ale przytrzymywała je jeszcze, gdyby Hawthorne miał do niej dołączyć. - Myślę, że panna Norwood wolałaby nie ćwiczyć przy tobie - dodała, jakby zachęcająco. Ponownie nie robiła nic złego, może nawet dbała o komfort Diviny, ale mimo to było jej jakoś tak dziwnie. Słuchała z jaką swobodą rudowłosa mówi do gangstera i zastanawiała się, czy ona kiedykolwiek też tak będzie.
- Idź coś zjeść, ja już swoje mam - zachęciła go więc, chociaż wcale nie chciała zostawać sama, więc ukryła te uczucia za łyżką owsianki, którą w końcu umieściła w ustach, przeżuwając powoli.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Niezaprzeczalnie noc spędzona z Diviną była jedną z najbardziej nieoczywistych, zaskakujących i nieprzeniknionych jakie Nate zaznał w swoim życiu. Nie była ani przez moment naznaczona lubieżnością, wręcz przeciwnie każdy dotyk jaki zaistniał między nimi był subtelny, pełen bliskości, której Hawthorne nie znał, a której łaknął. Ten głód trochę go przerażał i chociaż nie chciał kończyć tego co się działo, wiedział, że nie ma wyjścia, że i dla siebie i dla niej będzie to lepsze, póki nie poukłada sobie wszystkiego w głowie.
- Nie wiem, możliwe... Wszystko zależy od okoliczności - odpowiedział trochę enigmatycznie, bo doskonale wiedział, że swój błogi sen zawdzięczał w pewnym stopniu Divinie i jej obecności przy nim.
Wstał, a słysząc słowa Norwood, pokręcił lekko głową. To nie tak, że dopiero teraz Nate zaczął dostrzegać jak niespotykaną urodą mogła poszczycić się Norwood. O jej ślicznej buźce mówił dawno, na początku ich znajomości, gdy jeszcze pojęcia nie miał o tym jak bardzo istotnym człowiekiem stanie się dla niego. Była piękna, ale zaniedbanie, poniszczone ubrania i postawa; przytłoczonej życiem kobiety, odbierały jej uroku, ujmowały atrakcyjności i sprawiały, że dla wielu była niedostrzegalna. Teraz, gdy wypoczywała, a jej ciało miało szansę się zregenerować, o wiele łatwiej można było dostrzec jak subtelnym pięknem była obdarzona.
- Nie o to chodzi, V - odezwał się, gdy już wstał. Gdzieś przez noc musiał zdjąć z siebie dresowe spodnie, które właśnie ubrał, po czym odwrócił się ponownie do dziewczyny. - Zawsze byłaś śliczna - dodał, a sekundę później drzwi do sypialni Norwood otworzyły się z impetem. W progu stanęła Anna która może z początku wydawała się lekko skonsternowała obecnością Nathaniela, ale zbagatelizowała ją uznając, że przyszedł tutaj zapewne po tym jak sam wstał. - Nie byłem - odparł, nie dając kobiecie jasnej odpowiedzi. Nie chciał też dłużej przeszkadzać, więc odszedł na kilka kroków, ale nie opuścił pomieszczenia przyglądając się temu co robiła Anna. - Jasne, skoro potrzebujemy - zgodził się na śniadanie, bo potrzebował kawy, a przy tym jednak musiał od czasu do czasu zająć się sprawami związanymi z prowadzeniem domu. Nie chciał jednak opuszczać Diviny w taki sposób, a w zasadzie sam nie wiedział dlaczego. Po prostu czekał, aż gosposia wyjdzie, aby jakoś dokończyć rozmowę z V, a nie przerywać w tak brutalny sposób ich nocy. Więc nawet, gdy Anna zapytała, czy pójdzie z nią, Hawthorne tylko spojrzał w stronę Norwood, jakby to ona mogła pomóc mu udzielić odpowiedzi. W zasadzie to zrobiła, zachęcając aby odszedł. - Ja... - Zwiesił się, bo spojrzenie Diviny uciekło, a Anna nadal stała w drzwiach czekając na jego reakcję. - Wrócę do ciebie z kawą niebawem, smacznego V - dokończył, uznając że nie było sensu walczyć dłużej o ten mistycyzm, który i tak uciekł wraz ze świtem, ustępując miejsca realizmowi i surowości, którą Nathaniel znał o wiele lepiej.

Divina Norwood
<koniec> <3
ODPOWIEDZ