historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
𝟒
Wszystko było dopięte na ostatni guzik już na długie godziny przed dwudziestą. No, może z wyjątkiem jedzenia, które nieco później zaczął przygotowywać. Każdy jeden detal był przemyślany, dopracowany i - w jego ocenie, a miał wrażenie, że odrobinę się zna - ze smakiem. Dobrał swój strój do nastroju, kwiaty na stole do pory roku, a wino do potrawy, drugą butelkę chłodząc do deseru. Nie lubił nawet gotować, ale to nie miało najmniejszego znaczenia, gdy celem było przygotowanie idealnego posiłku na tę okazję. Mógł iść na łatwiznę, oczywiście. Zatrudnić kogoś, zamówić kolację albo zorganizować to spotkanie w restauracji, ale zależało mu na dwóch rzeczach. Po pierwsze na komforcie Duncana, który na pewno w lokalu pozostawałby spięty, a po drugie na tym, by ten wieczór zapamiętał i to dobrze, a nie jako smutny przymus, zapłatę za swoją gafę sprzed paru tygodni. Dla Osirisa nie miało najmniejszego znaczenia, że wtedy musiał się nim zaopiekować, powiem więcej - jego masochistyczna natura nawet była szczęśliwa, że na siebie wtedy wpadli. Gdyby do spotkania doszło na trzeźwo, Gallagher prawdopodobnie by uciekł, a wtedy... nie byłoby tego wieczoru, a naprawdę cieszył się, że jest. Że ma dla kogo przełamać swoją drobną niechęć do gotowania, że ma z kim spędzić wieczór i dla kogo ubrać się lepiej, niż zazwyczaj, choć przecież zawsze dbał o elegancki strój i detale, co go wyróżniało. Nie, żeby tego dnia planował się stroić z myślą o nim, ale... byłoby kłamstwem mówić, że nie postarał się dodatkowo.
Dom był w jego posiadaniu stosunkowo od niedawna i niczym nie przypominał miejsca, które Duncan mógł pamiętać z przeszłości, a nie podejrzewał, by podczas swojego ostatniego, krótkiego pobytu jego gość miał sposobność zwiedzać miejsce, w którym się obudził. Lonsdale obstawiał, że ten raczej uciekał stąd w popłochu, jakby podłoga była lawą, a niepoznane zakątki domu jakimś groźnym teleportem. Nie było go już dawno, kiedy Duncan się budził, ale doskonale potrafił sobie to wyobrazić i owszem, delikatny uśmiech błądził mu po twarzy, kiedy o tym myślał. Tego wieczoru miał pewnie lepiej poznać to miejsce, a przynajmniej jego część, kuchnię, salon, jadalnię. Ale nawet mając pewność, że inne pomieszczenia nie przydadzą się, zadbał o porządek, co w połączeniu z wystrojem będącym doskonałym odzwierciedleniem jego osobowości i wykonywanej pracy, dawało efekt całkiem spektakularny. Przyzwyczajony do tego, że po przeprowadzce jeszcze do niedawna gdzieniegdzie stały kartony z rzeczami, a niektóre przedmioty walały się tam, gdzie na pewno nie powinny, po wszystkim patrzył na wnętrze z zadowoleniem. Miał nadzieję, że jego przyjacielowi towarzyszowi dzisiejszej kolacji choć odrobinę się u niego spodoba, jakby to walory estetyczne miały go do tego miejsca przyciągnąć po raz kolejny, a nie towarzystwo czy miło spędzony czas. Miał jawne obawy, że to mogło nie wystarczyć w ich wypadku, który, jak wiadomo, był dość osobliwy, mówiąc delikatnie. – Nie zdejmuj butów. Łazienka jest na końcu korytarza, bo nie podejrzewam, że poprzednio ją odwiedziłeś, a jeśli zechcesz zapalić, na tarasie jest popielniczka – oznajmił, kiedy otworzył drzwi, a Duncan wkroczył do środka. Od czegoś trzeba było zacząć, a skoro świadomie i oficjalnie był tutaj pierwszy raz, to bezpiecznie wyglądało wystartowanie od kilku zasad panujących w domu, zwłaszcza kiedy było ich naprawdę bardzo niewiele.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
003
Stresował się już dzień wcześniej. W głowie tworzył scenariusze, które nie miały prawa zaistnieć, czarne wizje, które przecież swoją katastrofalnością podchodziły pod absolutny brak realizmu, ale także te trochę lepsze, kończące się w sposoby, których wstydził się przed samym sobą. Nie akceptował wciąż tego, co mu się podobało i co lubił, ale nie był w stanie przez cały czas samego siebie kontrolować. Czasem jego myśli uciekały w miejsca, do których uciekać nie powinny jego zdaniem. Bywały dni, kiedy jawnie je odganiał, a bywały momenty, kiedy pozwalał temu wszystkiemu po prostu trwać. I dzień przed ich spotkaniem był jednym z nich. Pozwalał na to wszystko swojej głowie, nawet jeśli w końcowym rozrachunku czuł się zawstydzony i winny, niczym złodziej, który pierwszy raz zdecydował się na kradzież i już wtedy został przyłapany.
W dniu ich spotkania od samego rana rozpoczął przygotowania. Ile razy zmienił swój strój? Nie był w stanie tego zliczyć, było to zdecydowanie dalekie od jego możliwości kalkulacyjnych. Za to w swojej głowie pisał pod tę całą szopkę felieton, co miało mu chyba pomóc. Może trochę poczuć się, jak gdyby to nie on sam szykował się do wyjścia i spotkania z mężczyzną, który kiedyś znaczył dla niego wszystko, choć Duncanowi nigdy nie udało się tego wypowiedzieć na głos. Choć sposób, w jaki to okazał był całkowicie sprzeczny z tym, co czuł, a on… po prostu uciekł. Tak jak robił to zawsze. Jak tchórz, którym przecież był.
Gotowy do wyjścia był dwie godziny przed ich spotkaniem, kolejną godzinę chodząc po swoim mieszkaniu i sprawdzając na zegarku, czy może nadszedł już moment, kiedy wypadało wyjść. Godzinę przed ich spotkaniem wyszedł z domu, uświadamiając sobie, że przychodzenie z pustymi rękoma nie było zbyt pożądane, dlatego też na szybko skoczył do sklepu, w którym kupił zdecydowanie zbyt drogie wino. Czy chciał się pokazać od dobrej strony, czy może po prostu zrobić coś, co sprawi, że Ozzy chociaż trochę się uśmiechnie, tego nie wiedział.
Gdy pukał do jego drzwi, tych samych, przez które nie tak dawno temu uciekał w popłochu, było dziesięć minut przed czasem, a on wręcz przytulał butelkę wina, którą ze sobą przyniósł. Starał się jednak zachowywać względny spokój i wchodząc do środka udawać, że wcale nie telepie się niczym jakaś gałąź na wietrze. — Dziękuję za instrukcje — głos trochę mu drżał, więc chcąc to jakoś zamaskować, podał szybko mężczyźnie butelkę, z którą przyszedł. — To dla ciebie — lekko uśmiechnął się do niego i… stał jak wryty, czekając chyba na pozwolenie, aby wejść głębiej.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Ile razy przez jego głowę przebiegła myśl, że oto szykuje wszystko na zapakowaną w piękny papier, spektakularną porażkę? Co najmniej kilka, choć w finalnym rozrachunku nawet w połowie nie tak wiele, jak się tego po sobie spodziewał. W tych obawach, choć były też nieco przekoloryzowane i przesadnie dramatyczne, było też coś, co mogło okazać się prawdą i spełnić, niechciane. Mógł zadbać o detale, podać doskonałą kolację, drogie wino, zapalić pachnące świece i dołożyć wszelkich starań do tego, by klimat był jak z bajki, ale ostateczna atmosfera była składową wielu czynników, na które Osiris zwyczajnie nie miał wpływu. I to chyba wyprowadzało go z równowagi bardziej, niż cały szereg niepewności związanych z tym, jak potoczy się ich spotkanie; nie martwił się tak bardzo o drobnostki, jak o to, że nie był w stanie po prostu wszystkiego dopracować tak, by uniknąć ewentualnej katastrofy.
Nie wiedział, jakiego nastawienia ze strony dawnego przyjaciela (czy może powinien powiedzieć: kochanka?) powinien się spodziewać. Wciąż ciążyła mu świadomość, że ich dzisiejsze spotkanie było w pewnym sensie wymuszone tym, że Duncan czuł się winny mu czegoś i zobowiązany. Obawiał się, że to będzie widać – skrycie, bo starał się te obawy spychać gdzieś daleko, bał się wymuszonych serdeczności i small talku, którego żaden nie chciał prowadzić. Co gorsze, przejście do fizyczności nie miało być opcją b w przypadku tego spotkania, a kiedy sobie to uświadomił, spociły mu się dłonie. Nie żeby to było mądre rozwiązanie, ale czasem wolał skrócić niezręczności i przejść do sedna spotkania, co tego wieczoru nie miało być w ogóle w jego zasięgu. Pozostawało mu wierzyć, że uda się przyrządzić tak dobrą kolację, że w ostateczności, gdyby czuli się skrępowani, będą mogli po prostu dyskutować o jedzeniu, płynnie z domowej kuchni przechodząc na temat lokalnej gastronomii albo przysmaków, które jedli poza Queenslandem. Ułożył sobie nawet kilka pytań, które miał zadać Duncanowi, gdyby sytuacja stała się podbramkowa.
Przejął butelkę, choć bardziej od wina interesowało go wyłapanie, w jakim nastroju był nowo przybyły. Nie wiedział, czy może z jakąkolwiek pewnością decydować, czy był akurat w dobrym, czy kiepskim humorze, bo chyba już nie znał go tak dobrze, ale na pewno miał zamiar spróbować. I był zaskoczony, kiedy dostrzegł jakąś niepewność czy spłoszenie w jego postawie. Nie tego chyba się po nim spodziewał. Przejął od niego butelkę. – Dziękuję. No chodź, nie stój tak – zaśmiał się nerwowo, ruszając do kuchni. – Potrzebuję jeszcze kilku minut. Jesteś bardzo głodny? – Miał nadzieję, że tak. Jedzenia było więcej, niż początkowo planował, do tego wino, deser... gdyby atmosfera była napięta, przynajmniej będzie czym zajeść stres.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Czego mógł się spodziewać, a czego powinien obawiać? Czarne scenariusze latały przez jego głowę niczym zapętlony film katastroficzny i nijak nie dało się przemówić samemu sobie do rozumu w jego przypadku. Wierzył, że za co to zrobił w przeszłości Ozzy’emu zasługuje ni mniej, ni więcej jak na potępienie. Absolutne i całkowite, karma powinna zrobić sobie z niego autostradę i sprawić, że wszystko, czego kiedykolwiek chciał i pragnął przestanie mieć znaczenie. Zasługiwał na to. Zachowywał się przez całe życie niczym tchórz, którego ulepiono jako wzór największego braku odwagi na świecie i nie tyle współczuł samemu sobie (choć patrzenie każdego ranka w lustro nie było proste), co wszystkim innym, którym przyszło z nim kiedykolwiek obcować i odczuwać, jak żałosnym był stworzeniem.
Próbował zatrzymać te wszystkie myśli, jednak bezskutecznie i w zasadzie ustały dopiero w chwili przekroczenia progu domu Ozzy’ego. Wchodząc do środka zaczął mieć wiele innych obaw, na których musiał się skupić, a które nie dawały już przestrzeni całej tej dramaturgii na samego siebie. No, może po części. Bo to wciąż był bądź co bądź strach o siebie w tej relacji i o to, jak cały wieczór miał przebiec. Czy Ozzy miał jakieś plany, czy być może planował podejść do tego dość spontanicznie?
Jestem trochę głodny — odparł, a choć bardzo się starał, to nie udało mu się powstrzymać drżenia głosu, które śmiało zdradzało jak wielkie nerwy się w nim właśnie kumulowały, jak wiele się w nim obecnie kotłowało. — Może ci w czymś pomóc? — nie wiedział wprawdzie, jak poradzi sobie z drżeniem rąk, gdyby Ozzy dał mu coś do pokrojenia, ale gotów był na podjęcie tego ryzyka. W zasadzie, do czego był bardzo daleki, żeby się przyznać, gotów był na naprawdę wiele dla tego mężczyzny, choć wciąż sama myśl nieśmiało pojawiająca się i gasnąca w jego umyśle sprawiała, że dość spora gula narastała mu w gardle i sprawiała, że aż musiał sobie odkaszlnąć.
Wszystko bardzo ładnie pachnie, tak w ogóle — z wielką nieśmiałością i niepewnością wypowiadał te słowa, patrząc gdzieś na swoje dłonie, na blat w kuchni i wszędzie tak naprawdę, tylko nie na mężczyznę, który go tutaj zaprosił. Czuł, że nie powinien tu być, że nie zasługiwał na tyle dobroci ze strony Ozzy’ego, a fakt, że wciąż ją otrzymywał powodował wielki dysonans budzący się na linii rzeczywistość-oczekiwana rzeczywistość.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Obserwował go uważnie, chcąc wyczytać wszystko, co Duncan już od progu przekazywał swoją aparycją. Nie widział nic szczególnego poza niepewnością i spłoszeniem, a te dwie, wbrew pozorom, nie sugerowały mu zbyt wiele. Powodów, dla których mężczyzna zjawiał się tutaj niepewny, mogły być dziesiątki, od samej konieczności wątpliwie przyjemnego obcowania z Osirisem sam na sam. Wciąż uważał, że Ducky mógł sobie tego po prostu nie życzyć koniec końców, a jego propozycja równie dobrze mogła przejść z grzeczności, niż chęci obcowania z nim ponownie. To, że jego gość nie miał na to dłużej ochoty, w jakikolwiek sposób, akurat by Lonsdale'a nie zaskoczyło. A jednak, przyszedł. Przyszedł, przyniósł wino i wyglądał elegancko. Strój do niego pasował, a jednocześnie wydawał się być dobrany do okazji i tego, z kim Duncan zamierzał spędzać czas. Znał go nie od dziś i na pewno pamiętał, jak wiele uwagi Oz przykładał do tego, by prezentować się porządnie, a także by obserwować innych. I chociaż uznałby samego siebie za skończonego idiotę, gdyby pomyślał, że jego strój mógł mieć coś wspólnego z tym wszystkim, rzeczywiście przeszło mu to przez myśl. To nie tak, że uważał postaranie się dla niego za prawdopodobne, nie. Raczej podskórnie pragnął, by przypadkiem okazało się prawdą. Czuł w kościach, że tej nocy będzie mu ciężko spojrzeć na siebie w lustrze.
Nie trzeba, po prostu... siadaj, rozgość się. Chyba, że chcesz się przejść? Po domu. Przepraszam, to idiotyczne – wymamrotał ciszej pod sam koniec. Ludzie chyba tak robili, ale Ozzy nigdy tak naprawdę tego nie lubił, więc propozycja z miejsca wydała mu się głupia. Nie przepadał za chwaleniem się, więc pewnie słuchanie o tym, że ładnie sobie tu urządził, przyprawiłoby go o dreszcze. Miał ochotę walnąć się w czoło. – Możesz w sumie zanieść te dwie rzeczy. I wino. Jest w lodówce, do kolacji to z lewej – dodał po chwili, na nowo pochylając się nad kuchenką, gdzie trwały dosłownie ostatnie minuty przygotowania tego, co miało trafić na ich talerze. – Dzięki. To znaczy... cieszę się, bo w sumie to nie gotuję zbyt często. – Na co dzień nie gotował wcale. Czasem, w weekendy, kiedy nie miał żadnych planów, zdarzało mu się próbować odtworzyć dania z wegetariańskich przepisów krążących po jego tablicy na instagramie, ale nic poza tym. A jednak, spędził całe popołudnie, by przygotować to wszystko, co za moment miało trafić na stół, jakby od tego co najmniej zależało jego życie. Z tym, że tego nie zamierzał już mówić głośno. – Co u ciebie? – wypalił nagle, w końcu zebrawszy się na odwagę, by na niego spojrzeć.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Zachowanie powagi, skupienia, czy też po prostu, powstrzymywanie emocji przed wypłynięciem na światło dzienne trenował od tak wielu lat, że zdawać się mogło, że nic nie sprawi już Duncanowi trudności. A jednak czuł napięcie i stres, a cała sytuacja, która teraz miała miejsce powodowała, że wątpił. Nie tylko w swoje własne możliwości, ale również swoją zdolność logicznego myślenia i świadomego podejmowania decyzji. Przecież wiedział, że będzie trudno, a całe to spotkanie może okazać się niczym więcej, jak pożywką późniejszego wytykania sobie błędów i cierpienia napędzającego się wręcz samoczynnie. A jednak zgodził się, stroił niczym ostatni idiota chcący cokolwiek udowodnić, aby na koniec stać w domu. Tym samym, który nie tak dawno temu był świadkiem jego panicznej ucieczki, jak gdyby mogło go Spotkać wewnątrz coś najgorszego na świecie, a nie mężczyzna, który kiedyś — wciąż — znaczył dla niego wiele, jeśli nie wszystko. Ale przecież nie zamierzał o tym myśleć, nie mówiąc już o mówieniu na głos takich rzeczy. Jak osoba bojąca się własnego cienia miała nie bać się własnych emocji.
Może później. Czułbym się dziwnie chodząc samemu po twoim domu. Trochę jak MTV Cribs —kochał oglądać ten program jako dziecko. Za naprawdę fascynujące uważał przyglądanie się domom i mieszkaniom bogatych osób, a także z pełnym zapałem wyobrażał sobie, że to on sam mieszka w takim miejscu i ma pieniądze na to, żeby po prostu siedzieć przy biurku w wypasionym domu i pisać. Wtedy był jeszcze na etapie pisarza, teraz wiedział, że niewiele by mu z tego wyszło, a felietony stały się czymś, w czym czuł się najbardziej kompetentny.
Dobrze, zaniosę — pokiwał jeszcze głową, a następnie zabrał się za transportowanie wskazanych przez mężczyznę rzeczy na miejsce. Wszystko starał się uważnie ustawiać, próbując wyłapać jakiś klucz ustawiania, który Ozzy tym razem zastosował. Bo przecież zawsze jakiś miał, nie pamiętał momentu, gdy Ozzy cokolwiek stawiałby poza jakąś wymyśloną przez siebie wizją. Bezmyślne rozrzucanie rzeczy dookoła siebie nie było tym, co robił, co uskuteczniał.
Gdy tylko rzeczy zostały porozstawiane, powrócił pełnią swojej uwagi do mężczyzny, samemu przysiadając przy kuchennej wyspie i obserwując go. Cieszył się, że Lonsdale musiał poświęcać się czemuś innemu i nie dostrzegał, jak bardzo Duncan mu się przyglądał i analizował każdy jego ruch. — W zasadzie niewiele. Walczę z dziadkami o ich związek, ale coraz bardziej zauważam, że jestem jedynym, któremu na nim zależy — co było przykre, ale tego na głos nie zamierzał już mówić. Był typem cierpiącego w ciszy. — A co u ciebie? — spytał, szczerze zaciekawiony. Może miał dowiedzieć się czegoś, o czym nie wiedział?

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Zignoruj mnie, to była głupia propozycja. Po prostu... jestem zestresowany – przyznał w odpowiedzi, chociaż dotychczas robił wszystko, byle nie dać tego po sobie poznać. Po chwili zadał sobie jednak pytanie, jaki to miało sens. Przecież ukrywanie nerwów szło mu ledwie znośnie, ale w żadnym razie wzorowo, tak jakby tego chciał, a do tego znał swoje limity i wiedział, że prędzej czy później ta bańka pryśnie. Chyba lepiej było ją przebić samemu, na swoich zasadach. W ten sposób chociaż miał jakąś szansę, by wyjść z tej kolacji z twarzą. Chyba. Nadal nie miał pewności, jak postrzegał to wszystko Duncan.
Pozwolił sobie odetchnąć ciężej i głośniej, kiedy na krótką chwilę został sam w kuchni, nad patelnią jedzenia, które za moment miało znaleźć się na ich talerzach. Kwestionował wszystko; od aktualnego menu, przez swój strój, wystrój, aż po sam pomysł zaproszenia go tutaj. Mógł przecież poprosić o wszystko. Spacer. Kawę. Kolację poza domem, co prezentowałoby się zupełnie inaczej, dawało całkowicie inny wydźwięk. Zaproszenie go tutaj było jak wstąpienie na minę, z tym, że Ozzy wiedział doskonale, gdzie znajdowała się owa mina i decydował się nadepnąć na nią na ochotnika.
Dzięki. – Posłał mu szybki uśmiech, zanim zaczął układać wszystko na talerzach. – Co? Czy twoi dziadkowie... chcą się rozstać? – Na jego twarz nagle wstąpiła konsternacja. Rzadko właściwie słyszało się o takich przypadkach, więc było to dla niego dodatkowo intrygujące. A potem przeszło mu przez myśl, że być może to ze względu na szalejących staruszków Duncan wrócił do kraju i szczerze mówiąc, nie był pewien, czy powinien im współczuć, czy może podziękować. Być może zakrawało to o egoizm albo swego rodzaju problem moralny, ale przecież gdyby nie oni, może teraz nie siedzieliby tutaj razem? Zagryzł policzek od wewnątrz. Nie powinien tak myśleć, ale to było od niego silniejsze. – Po staremu. Poza tym, że no, w końcu udało mi się tu przeprowadzić, to absolutnie nic nie zmieniło się od czasu, kiedy wyjechałeś. – Od ich rozstania tkwił w tym samym miejscu, wciąż zastanawiając się, czy w ogóle miał prawo nazywać to rozstaniem. Czy Duncan go zostawił? Czy został porzucony? A może sobie to wszystko zaledwie wyobraził, a nic podobnego nie miało miejsca? Poczuł, jak gula narasta mu w gardle, więc skupił się na wyłożeniu na talerz tego, co im przygotował, na stworzeniu kompozycji, którą planował od kilku dni. A kiedy odwrócił się z dwoma talerzami w stronę swojego gościa, na jego twarzy na nowo malowały się rozluźniony uśmiech i spokój. – Zapraszam do stołu – oznajmił, ruszając do jadalni pierwszy, starając się ponownie upchnąć myśli w najodleglejszy kąt swojego umysłu.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Uśmiechnął się do niego niemrawo, ale co więcej, to już nie wiedział. Sytuacja była niezręczna, a Duncan, jak wiadomo, nie był mistrzem super sprawnego radzenia sobie w tego typu sytuacjach. Stał przecież wciąż niesamowicie spięty, przenosił co chwilę ciężar ciała i balansował nim niezmiennie. Jego całe ciało jednocześnie chciało uciec i zostać, co było tak szalone, że nawet nie do końca wiedział, jak mógłby sobie z tym radzić. W jaki sposób niby mógł połączyć te dwie rzeczy i dać swojemu ciału wytchnienie, którego tak bardzo potrzebowało? Nie potrafił nic takiego wymyślić i było to dla niego naprawdę problematyczne. Ale kto wie, może pewnego dnia miało być po prostu łatwiej? Naprawdę na to liczył, choć od lat nic się nie zmieniało pod tym względem.
Tak — smętny wyraz twarzy zagościł u niego z wyraźnym zaakcentowaniem tego stanu. Nie było z czego się cieszyć, ponosił na płaszczyźnie godzenia ich tak sromotną porażkę, że nie sądził, aby kiedykolwiek miał jeszcze coś takiego odczuć. Był w dupie, całkowitej i kompletnej dupie i nie było pod tym względem żadnego ratunku dla niego. — Próbowałem ich pogodzić, ale babcia stwierdziła, że skoro sam się rozwiodłem, to nie mam prawa głosu w tej sprawie — prychnął cicho. Bolało, nawet nie próbował udawać, że nie, ale w zasadzie miała rację. Dlaczego niby miałby móc się wtrącać w ich sprawy, skoro z własnymi nie do końca sobie radził. Najpierw zdradził narzeczoną, potem porzucił mężczyznę, z którym to zrobił, a na koniec ożenił się tylko po to, aby coś samemu sobie udowodnić, co oczywiście nie wyszło, jak widać na załączonym obrazku i co wyjść prawdopodobnie nie miało.
Jestem prawie pewien, że masz trochę lepszą posadę niż jak… wyjeżdżałem — zawiesił się na moment, bo co miał powiedzieć? „Jak uciekłem?”. Był przekonany, że nie był to temat, który Ozzy chciałby tego dnia poruszać, a tym bardziej sam Duncan dostawał lekkiego ataku serca na myśl o tym. Więc nie, nie powiedział tego, ugryzł się w porę w język i znalazł znacznie lepsze zastępstwo, z czego był dumny.
Duncan niczym szczeniak ruszył grzecznie za Ozzy’m do jadalni, w której to zajął miejsce pozostawione mu wolne. Powoli przysunął się do stołu na swoim krześle, po czym spojrzał na jedzenie i aż sobie cicho westchnął. — Wygląda i pachnie cudownie — przyznał całkowicie szczerze, bo mógł się czuć całe życie niezręcznie, mógł udawać, że nic nie czuje, ale prawda była taka, że nie mógł kłamać na temat jedzenia, a te prezentowało się najlepiej na świecie i to bez dwóch zdań.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Kiedy sądził, że przetestował już wszystkiego w próbach zapomnienia o tym człowieku raz na zawsze, za każdym razem przekonywał się, że testowane metody były całkowicie nieskuteczne, a on sam kończył uderzając głową w ścianę z bezsilności. Póki co, metaforycznie; gdyby jednak ktoś zagwarantował mu, że kilka solidnych uderzeń wywoła upragniony efekt częściowej amnezji, prawdopodobnie nie wahałby się wiele. Póki co, nie było żadnych znaków przemawiających za tym, by to mogło – w odróżnieniu od pozostałych metod – jakkolwiek podziałać. Prędko też dochodził do wniosku, że jest ich więcej, sposobów na to, by rzekomo zapomnieć i że były mniej inwazyjne, więc... próbował. I próbował. I próbował. A potem, trzeźwiejąc, dochodząc do siebie po przygodach z rozmaitymi substancjami i budząc się w obcych łóżkach, i tak o nim myślał, a kolejna pozycja z listy mogła zostać wykreślona. Czasami przypominało to jakieś cholerne pięćdziesiąt rzeczy, które chcę zrobić przed śmiercią, ale jedno z drugim nie miało nic wspólnego.
Co? – obejrzał się na niego, prawie przez to potykając o dywan, ale nie dał wcale po sobie poznać, że jeszcze sekundę temu musiał na nowo odzyskiwać równowagę przez zasłyszaną informację. Nie wiedział wielu rzeczy o życiu Duncana i niby nie powinno go to nijak dziwić, ale jakieś delikatne ukłucie pojawiło się w jego klatce piersiowej, kiedy ten wspomniał o rozwodzie. Skoro był rozwód, musiał być też ślub, a przecież od ich ostatniego spotkania minęło tylko kilka lat, nawet nie pół dekady... poczuł, jak gula rośnie mu w gardle i bez spoglądania na niego, ustawił na stole wszystko, z czym wszedł do jadalni, w ciszy zajmując sobie także miejsce. Czuł się idiotycznie, a konieczność ukrycia tego przed gościem wręcz paliła go, gryzła i uwierała. Miał ochotę wyjść z własnego domu i spędzić wiele godzin poza nim, a na pewno z daleka od Duncana. Ale nie zrobił nic takiego, wiedząc doskonale, że podobna sytuacja nie miała się już powtórzyć. On i Duncan, w jednym pomieszczeniu, przy jednym stole, podczas kolacji. To był ostatni raz, a on był tylko zakochanym idiotą.
W pracy? Nie, nie powiedziałbym. Zmieniłem tylko galerię, ta zarabia więcej, a więc lepiej płacą – odparł krótko, pochylając się nad swoim talerzem. Na komplement uśmiechnął się jedynie, ale dość blado. Trudno byłoby oczekiwać więcej, skoro i jego twarz straciła kolory, kontrastując teraz jeszcze bardziej z otoczeniem, a przede wszystkim z wyjątkowo ciemnym obrusem na jadalnym stole. W salonie z jadalnią urządzonym ze smakiem i delikatnym może przepychem, Ozzy był raczej wyblakłym, smutnym dodatkiem. – Rozmawiasz czasem z Diane? – spytał nagle, zupełnie znikąd. Od ich ostatniego, pełnoprawnego spotkania, które zwieńczyło ich przyjaźń i było raczej jedną, wielką awanturą, spotkał ją tylko raz. Rozmawiali dosłownie dwie minuty, podczas których potraktowała go zimnym spojrzeniem i skwitowała niewybredną uwagą, która dudniła mu w głowie aż do teraz. Nie wiedział nawet, dlaczego o nią zaptał. Może przez ten rozwód, bo przecież zawsze istniała jakaś szansa, że kiedy on został skreślony przez oboje, ich dwójka ponownie nawiązała nić porozumienia i mieli teraz żyć długo, szczęśliwie, bez niewygodnego elementu.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Po wielu latach prób, jak można się domyślić, nieudanych, w końcu się poddał. Zrozumiał, że nie było mu dane dotrzeć do punktu, w którym zapomni, ruszy dalej, dozna magicznego „uleczenia”, które pozwoli mu nagle odetchnąć pełną piersią. Skazany został na wieczne cierpienie i oczekiwanie od wszechświata, że pewnego dnia ofiaruje mu ukojenie, ale samodzielne próby poszukiwania tego stanu porzucił jakoś dwa lata wcześniej. Tak po prostu, dla własnego zdrowia psychicznego, świadom, że zapędzanie się w poszukiwaniach niemających szansy się zakończyć nie doprowadzi go do żadnego z miejsc, w których chciałby się znajdować. I najwyraźniej dobrze zrobił, skoro to porzucenie prób zapomnienia doprowadziło go tu, gdzie był teraz — domu Ozzy’ego, w którym to czuł się jednocześnie jak intruz i dziecko wpuszczone na próbę, aby sprawdzić, co się wydarzy. Nie wiedział, czy bardziej on sam testował się przyjęciem zaproszenia, czy może Ozzy rzucał mu jakieś wyzwanie zapraszając, ale skoro już się tutaj zjawił, to planował po prostu skupić się na byciu, a nie na próbach zrozumienia, czy co gorsze, uciekania. Te przecież nigdy nic dobrego mu nie przyniosły i nie miały przynieść. Nie w tej sytuacji, kiedy już raz uciekł, tym samym unieszczęśliwiając siebie na resztę swojego życia, aby ostatecznie i tak na nowo znaleźć się w Lorne i spoglądać w oczy tego, który sprawił, że w końcu coś poczuł.
Co „co”? — niestety, nie wyłapał, że chodzi o jego ślub, rozwód, a może sam fakt, że był w jakimś poważnym związku. Był, ale czy to cokolwiek zmieniło w jego życiu? Nie określiłby tego w ten sposób. Wyłącznie bardziej się zamotał w wyobrażeniach rzeczywistości, którą uważał, że powinien mieć, zamiast skupiać się na kreowaniu tej, której wewnętrznie pragnął. Czasem zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie był permanentnie przerażony samym sobą i ta wizja była bardzo kojąca. Potrafiła w naprawdę męczące wieczory przynieść spokój, którego mu brakowało w codzienności. Życie u boku tego, którego kochał, a nie uważał, że musi kochać. Duma z bycia sobą, a nie palący wstyd. Poczucie spełnienia, a nie jarząca się pustka gdzieś w środku tego wszystkiego, co nazywane było Duncanem.
Lepsze zarobki to zawsze znaczący plus — jasne, można było mówić, że najważniejsza jest super atmosfera, przyjazne podejście czy cokolwiek innego, ale Duncan miał okazję przekonać się, że owocowe czwartki nie opłacą mu rachunków, a pracowanie dla idei może być dodatkiem, a nie głównym celem. Nie w świecie, w którym wszystko drożało z każdym mrugnięciem oka. — Nie. Nie mam z nią kontaktu od kiedy ją zostawiłem — przyznał bez zawahania. Jedyna rzecz, której się nie bał i nie wstydził, temat poruszał wprost i nie zacinał się. Nie rozmawiał z nią i nie cierpiał z tego powodu. Najwyraźniej była bowiem tylko kolejnym elementem życia, które uważał, że powinien mieć, a pozbycie się jej, kolokwialnie mówiąc, odpięło mu pewien ciężar, który i tak spoczywał na jego barkach.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Wpatrywał się w niego tępo przez kilka krótkich chwil, trochę tak, jakby liczył, że Duncan domyśli się o co mu chodziło i co wywołało w nim zaskoczenie tak ogromne, że nadal dało się je wyczytać z jego twarzy. Nie oczekiwał tego jednak, nie spodziewał się, że sam mu wszystko wyjaśni. W końcu Duncan nie czytał w myślach (na całe szczęście, zresztą), a poza tym mieli cały wieczór na rozmowę i zadawanie ewentualnych pytań. Prawdą było, że Osiris nie był pewien, czy w ogóle ma prawo jakiekolwiek pytania mu zadawać i na jakich zasadach miała przebiegać ta kolacja, ale sądził, że będą kontynuować to, co rozpoczęli, czyli utrzymywać rozmowę, by nie doszło do momentów ciszy, która mogłaby ich sparaliżować. Wiedział, że to nie byłoby przyjemne milczenie, a wprost przeciwnie, jedno z tych dziwnych i całkiem niezręcznych.
Po prostu... nie słyszałem o żadnym ślubie, przepraszam – oświadczył po chwili, wzrokiem uciekając w swój talerz, zapełniony tymi wszystkimi pysznościami, nad którymi stał od kilku godzin. Dla niego. Nawet już nie próbował się dłużej oszukiwać, że nie stanął na głowie dla tego człowieka, byle wszystko mu odpowiadało, smakowało i generalnie pozostawiło w nim chociaż szczątkowe ilości zadowolenia. Czy miało to rzeczywiście podziałać, nie wiedział; złudna nadzieja była ostatnim, co pozostawało mu w tej kwestii i nie dało się ukryć, że Ozzy naprawdę bardzo mocno się tego trzymał. Nie miał już nic więcej, co mogłoby odwrócić ten wieczór na lepsze, gdyby po drodze go spaprał. Deser nie miał podziałać, był co do tego absolutnie przekonany.
Wychodzę z takiego samego założenia. – Pokiwał głową, w myśl tego, by nie dopuszczać do ciszy. Czuł, że w obecnej chwili, kiedy jeszcze trawiło go odrobinę zakłopotanie sprzed paru chwil, nie zniósłby jej dobrze. Ostatnim, czego chciał było siedzenie przy jednym stole wyłącznie w akompaniamencie głuchego szczęku sztućców. Dlatego, choć nie chciał nawet poruszać tego tematu ponownie, jednak kontynuował. – Ja też nie. To znaczy, wpadliśmy na siebie... jakiś czas temu. To nie była przyjemna konfrontacja – ciągnął, krojąc pomału kolejną porcję jedzenia, z którego, ku własnemu zaskoczeniu, był naprawdę zadowolony tym razem. Cóż, jeśli mieli się jakoś poróżnić w rozmowie, to chociaż kolację zaserwował mu całkiem niezłą. – Ona chyba sądziła, że my... no wiesz. Wciąż – dodał spięty i ostrożnie wziął kęsa, tak jakby za moment miało mu to jedzenie stanąć w gardle. Wciąż czuł gulę, która rosła, więc wcale by się nie zdziwił, gdyby za moment okazało się, że nie jest w stanie jeść dalej.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Starał się jeść spokojnie i nie dawać ponieść emocjom. Na to miał przyjść czas później, za jakiś czas, w samotności, gdy już zaszyje się w mieszkaniu. Wiedział, że przyjdzie w końcu zalewająca go fala, która nie pozwoli nawet spokojnie nabrać powietrza w płuca, lecz to nie było teraz, nie mógł pozwolić sobie na rozpadanie się w obecności Ozzy’ego. Nie dlatego, że wstydził się uczuć, które w sobie miał, ale dlatego, że nie uważał, że Ozzy był osobą, która musiała sobie z tym radzić. A na pewno miał to przeżywać, być może nawet bardziej od samego Duncana, więc wolał jednak zminimalizować takie prawdopodobieństwo.
Nie przepraszaj, nie masz za co — nie podejrzewał nawet, że mężczyzna mógłby wiedzieć. W końcu odciął się w jakimś celu od wszystkiego, co działo się w Lorne Bay i tym celem wcale nie było zostanie głównym tematem, o którym rozmawiają wszyscy dookoła. Mieli zapomnieć i najwyraźniej się to udało. Poza Ozzym nie spotykał na mieście nikogo znajomego, co więcej, nikt go nie zaczepiał. Zyskał anonimowość, której potrzebował i pragnął, Lorne stało się miejscem, w którym nie musiał obawiać się dosłownie niczego, bo i nikt nie mógł nic od niego chcieć. Nikt poza Ozzym. Serce samo mu przyspieszało na myśl o tym, czego mężczyzna mógłby od niego chcieć, trochę zapewne niczym samonapędzająca się maszyna. Bo dopowiadał sobie, bez dwóch zdań, przecież w gruncie rzeczy Lonsdale nic prawdopodobnie od niego nie chciał i nie miał nigdy chcieć, tak najzwyczajniej w świecie. Czy mu się to podobało, czy też nie. Czy tego chciał, czy może wręcz przeciwnie. O tym też za bardzo nie chciał myśleć.
Znieruchomiał słysząc słowa mężczyzny. Nie tego się spodziewał. Nie był gotów tego dnia na rozmowy o ich rozstaniu, a raczej o tym, jak uciekł niczym największy tchórz na świecie, nie pozostawiając za sobą niczego, nawet żadnej wskazówki, gdzie można było go szukać. Z głuchym brzdąknięciem odłożył na talerz sztućce i złapał za kieliszek, z którego napił się dość sporo wina, próbując chyba jakoś przepić to wszystko, co nagle poczuł. A czuł, jak zaczynają płonąć mu policzki. Czuł, jak zaczynają pocić mu się dłonie. Czul, jak cały świat zdaje się nagle spowalniać. — Okej — powiedział tylko, bo nie bardzo wiedział, co więcej miałby dodać. Że chciałby, żeby oni wciąż no wiesz? Że po nocach śni mu się, że Ozzy mu wybacza i zamyka w swoich objęciach, dając spokój, którego tak bardzo Duncanowi brakowało? Nie był gotów ani się do tego przyznać, ani niszczyć na nowo życia Ozzy’emu tym, że był tak cholernie niepewny i tak cholernie tchórzliwy. Nikt nie zasługiwał na marnowanie sobie życia przy Duncanie i był tego pewien stuprocentowo.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
ODPOWIEDZ