asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
W samochodzie faktycznie nie chciała mu się tłumaczyć, więc głównie na jego słowa wzruszała ramionami, nadal obrażona i niewiedząca tego, jak inaczej mogłaby się zachować w tej sytuacji. No bo nie była pewna, czy ma prawo do złości, ale też kompletnie nie była gotowa tak po prostu odpuścić i uznać, że jest spoko.
- Dobrze, w domu - zgodziła się więc z nim, przynajmniej doceniając to, że ją przeprosił. No, ale też nie planowała tego jakoś super okazywać, żeby sobie nie myślał, że za łatwo pójdzie. Całe szczęście już po chwili parkował, a im została już tylko winda do pokonania. Jeśli chodzi o Marienne, to najchętniej poszłaby spać, ale po prostu rozsiadła się wygodnie na kanapie jak na razie, z Gacusiem obok niej.
- Masz tupet - prychnęła będąc jeszcze w bojowym nastroju. - Koisz sobie nerwy alkoholem przy mnie? Cholernie niesprawiedliwe - wyjaśniła o co jej chodziło, odwracając spojrzenie, bo sama chętnie by coś wypiła i ten jego drink tyko ją bardziej rozdrażnił, odsuwając plany o spokoju. Siedziała jednak cicho, czekając na jego opowieść, a kiedy ta nastąpiła, dała sobie chwilę, ale wciąż nie wiedziała niczego.
- Co za Pearl? Jaka zaś kurwa Pearl? - zaczęła od pierwszej rzeczy, której nie rozumiała. - Poza tym jaka postrzelona dziewczyna? Kto ją postrzelił? Gdzie? Czemu nie pojechali do szpitala? - kolejna seria pytań, bo jeśli myślał, że zadowoli ją jakimiś ogólnikami, to grubo się mylił. Już na powrót skoczyło jej ciśnienie, bo rozumiała jedynie tyle, że miała prawo się denerwować. Nawet w takiej okrojonej wersji nie brzmiało to dobrze. - W dupie mam własne bezpieczeństwo! - warknęła jeszcze, bo dla niej ten temat był zamknięty. Przez te kłamstwa i oszustwa pozwolił jej myśleć, że faktycznie mógłby ją z kimś zdradzać, więc teraz zwyczajnie należały jej się jakieś wyjaśnienia. Poza tym nie była delikatną panienką wychowywaną w mydlanej bańce, więc drażniło ją takie podchodzenie do niej, jak do jajka. - Jak mogłeś mi nie powiedzieć od razu?! Decydować za mnie, jaka wiedza jest dla mnie dobra, a jakiej trzeba mi oszczędzić? Kurwa! - z jednej strony dynamika wypowiedzi błagała się o to, aby wstała, ale z drugiej... czuła, że nie ma na to kompletnie sił, bo jej organizm był w tym stanie zbyt słaby. - Myślałam, że jesteśmy dla siebie wsparciem i serio, kumam... kumam, że chciałeś mnie chronić, ale na litość boską, wiesz jak ja się dziś czułam, gdy zobaczyłam ciebie z laską jak z żurnala?! Czy ty masz w ogóle pojęcie, jak mi serce pękło na ten widok? - pokręciła głową na boki, przetarła też twarz dłońmi, chcąc jakkolwiek się nieco uspokoić. - No i spoko, wiem, że ty z nią nie... nie zdradzałeś mnie, ale i tak... wciąż na nowo i na nowa odtwarzam to uczucie i mam dość - dokończyła krzywiąc się nieładnie. Poprawiła też okulary na nosie, bo do pracy założyła je, a nie soczewki, co w sumie pewnie działało jak jeszcze większy kontrast, gdyby wtedy zestawić ją z Pearl, wyglądającą jak manekin z drogiego sklepu.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Nie miał zamiaru w żaden sposób odnosić się picia alkoholu przy Marienne. Wiedział, że bez niego trudniej przyszłoby mu poradzić sobie z narastającym stresem, a może tylko to sobie wmawiał, bo potrzebował jeszcze chwili, aby odwlec w czasie swoją spowiedź. Pokładał nikłe nadzieje w tym, że opowiedziana przez niego historia będzie dla Mari wystarczająca, ale z drugiej strony nie chciał mówić jej wiele więcej. Znalazł się w patowej sytuacji, bo jakiejkolwiek decyzji by nie podjął, ta z pewnością obfitować będzie w raczej nieprzyjemne konsekwencje.
- Pearl, ta blondynka z restauracji - odpowiedział, absolutnie nie chcąc wspominać o łączącej go z Campbell przeszłości. - Nie wiem, Marienne - to akurat było prawdą. Jonathan nie chciał znać szczegółów całe zajścia, a nawet jak te mimowolnie dosięgły jego uszu, zasłyszane przez rozmowy ludzi wokół, Wainwirght starał się wyprzeć wszelkie fakty z pamięci. Skupił się tylko na tym, że operowana przez niego kobieta miała na imię Divina i była organistką w lokalnym, katolickim kościele. - Nie zdążyliby dotrzeć do Cairns - wyjaśnił. - Dlatego zadzwonili do mnie - powtórzył raz jeszcze to co wcześniej, tym razem nie skupiając się tylko na Pearl, ale używając liczby mnogiej, by nie przypisywać kobiecie zbyt wielkiej roli w tym wszystkim.
Cholernie nie chciał, aby Chambers wiedziała cokolwiek więcej. Dla Jonathana było ujmą to czego się dopuścił; nie tylko w kategorii kłamstw, jakimi częstował rudowłosą, ale też nijako przestępstwa jakiego się dopuścił ratując życie Norwood. W życiu przeszedł wiele i niejednokrotnie ryzykował wszystkim, ale wtedy był na służbie, adrenalina i strach towarzyszyły mu każdego dnia, zrezygnował jednak z munduru. Jedyny stres jaki miał odczuwać, powinien zamykać się w sterylnej sali operacyjnej, gdzie ułamki sekund mogły decydować o ludzkim życiu. Sądził, że nigdy więcej nie przyjdzie mu mierzyć się z nim w prywatnym życiu, tym bardziej odkąd posiadał Marysię i jej choroba była już wystarczającym bodźcem wywołującym trwogę i niepewność.
- Marienne, to nie takie proste - westchnął, przymykając ponownie na kilka sekund oczy, bo bał się spojrzeć na zagniewaną twarz Chambers. - Pearl... Ona zna ludzi, których lepiej unikać, jeśli wiesz co mam na myśli. Ja nie chcę.. Nie chcę, aby ktokolwiek z nich.. - Zaczynał zdania i nie potrafił ich skończyć. Walczył sam ze sobą, by powiedzieć jej o szantażu, o tym jak wiele leżało na szali i pod jakim przymusem został zaciągnięty do willi Hawthorne'a. Oczywiście nie mógł mieć pojęcia o tym, że Pearl blefowała, ale z drugiej strony nawet jeśli ona kłamała to zapewne jej przyjaciel już nie. Jona widział jak zdesperowany i wściekły był Nate tamtej nocy, jaki byłby więc dla niego problem przystawić Jonie lufę do skroni i zaciągnąć do siebie siłą? Pewnie żaden. - Musiałem zrobić to co zrobiłem i nie jestem z tego dumny - zaczął ponownie, odnosząc się do tematu z innej strony. - Ukrywałem to przed tobą z obawy o ciebie, ale też dlatego, że to co zrobiłem jest nielegalne i gdyby cokolwiek wyszło na jaw... Nie chcę, stawiać ciebie w sytuacji, w której musiałabyś zeznawać, mieszać się w cokolwiek, spotykać tych ludzi - wyjaśnił, bo Wainwirght jako człowiek raczej rozsądny i racjonalnie myślący, przewidywał ewentualne komplikacje jakie mogłyby wyniknąć z działań, które podejmował. Wpierdolił się w niezłe gówno, jednocześnie podając Nathanielowi jak na tacy, bo gangster w zasadzie mógł go dowolnie szantażować, ale całe szczęście póki co nic takiego nie miało miejsca. Jona chciał myśleć, że to może męska duma i wdzięczność stały za czynami mężczyzny, ale podświadomie czuł, że i Pearl miała w tym wszystkim nie mniejszą rolę.
- Nie odtwarzaj go, nie myśl o tym... - Co do niejasnej sytuacji z restauracji, Jona absolutnie nie domyślał się, że ona aż tak mocno utkwiła w głowie Chambers. Możliwe, że zbyt wielką wagę przyłożył do tła tego spotkania, a niżeli tamtego momentu samego w sobie i dlatego słowa Marienne tak go zaskoczyły. Wprawiły też w smutek, bo ostatnim czego mógłby się dopuścić to intencyjnego skrzywdzenia Mari. - Jakbym miał wybór, nigdy więcej bym się z nią już nie spotkał, ale nie miałem... - zaczął, a chociaż bał się, że zostanie odtrącony ponownie i tak spróbował sięgnąć dłonią do rąk Chambers. -Jesteś moim wsparciem, ale sądziłem, że w tej sytuacji może nie powinnaś, że sam musze sobie z nią poradzić. Przepraszam, że ciebie okłamałem, że ciebie skrzywdziłem... - dodał, bo faktycznie jakby nie doszło do tego feralnego spotkania nigdy by z własnej woli nie powiedział Marienne prawdy. - Cholernie się o ciebie boję... Nie chcę ciebie ranić, a potem dopuszczam się czegoś takiego i... - Skruszył się przed nią. Walczył o jej serce każdego dnia, a potem własną głupotą zadawał mu ciosy, bo zaufanie komuś i otwarcie się w stu procentach nadal były dla niego zbyt trudne. Nadal nieustannie uważał, że lepiej poradzi sobie sam, że nie powinien nikogo obarczać problemami, które dotycząc tylko jego. Szkoda tylko, że dopiero po czasie dostrzegał jak rani tym sposobem każdego, kto się do niego zbliży.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Dowiedziała się teraz całkiem sporo, a trzeba zauważyć, że już przed tymi informacjami nie było z nią najlepiej. Pearl... samo w sobie brzmiało to wyjątkowo, tak, że człowiek wyobrażał sobie syrenę w morskiej panie, a przynajmniej Marysia pozwalała sobie na takie wizje, bo sama bardziej stwarzała wrażenie stracha na wróblę wbitego w snopki siana. Irytowało ją to, że porównuje się do blondynki, ale stale widziała te jej nogi na szpilkach tak wysokich, że Chambers pewnie po dwóch krokach złamałaby nogę, albo od razu obie i tak by się to skończyło. Pokiwała powoli głową, ale nie była pewna, czy rozumiała, a przy tym, chociaż zwykle nie brakowało jej słów, ten jeden raz czuła się mocno zagubiona i nie chciała odzywać pospiesznie, więc po prostu milczała, co po jakimś czasie ponownie wykorzystał Jonathan.
- Lepiej unikać? Co to, jacyś lokalni dresiarze z maczetami? - skrzywiła się, w końcu pozwalając sobie na słowa komentarza. Doskwierał jej pewien dysonans, bo była na niego wściekła i wiedziała, że ma do tego prawo, ale jednocześnie widziała go w takim stanie i cóż... no kochała tego człowieka, więc kim by była, gdyby z obojętnością patrzyła na jego cierpienie? Aż głowa ją od tego wszystkiego rozbolała i naprawdę zaczynało brakować jej sił. - Kurwa, gdyby ktoś miał ciebie pozwać do sądu, już widzę, jakbym nie poszła zeznawać... pierdolnij się w głowę, Jona - warknęła, bo rozumiała jego pragmatyzm, ale sama go nie posiadała. Poza tym była niezwykle lojalna i co ważniejsze, nie umiałaby stać z boku i się nie mieszać, gdy chodziło o Wainwrighta. Musiała sobie nieco głębiej odetchnąć, pochylić się nieco w przód, oprzeć łokcie na kolanach i ukryć w dłoniach twarz. - Wkurwia mnie to, że mnie okłamałeś - przyznała, znów nie przebierając w słowach, bo często się przy nim pilnowała, ale chciała pozwolić sobie na taką dosadność. Ta chociaż po części pozwalała jej ulżyć emocjom, których nie mogła spożytkować inaczej, bo jej organizm był na to zbyt słaby. - Nie byłoby tego całego syfu, gdybym mogła ciebie w tym wszystkim wspierać od początku - musiała mu jeszcze to wytknąć, bo chciała, żeby to zrozumiał i co ważniejsze, nie doprowadził ponownie do podobnej sytuacji. Sama nie była pewna, jak z tym wszystkim aktualnie się czuje.
- Jasne - prychnęła. - Bo ty byś na lajcie zniósł, jakbym sobie siedziała w tajemniczy z jakimś dziesięć na dziesięć młodziakiem w knajpie... też bym ci powiedziała, żebyś o tym nie myślał - podsumowała, bo to nie było dla niej mimo wszystko łatwe. Tak po prostu odrzucić od siebie negatywne myśli, nawet jak już wiedziała, że ta cała Pearl nie była tam w celach towarzyskich. Mimo swoich słów nie zabrała mu jednak dłoni, kiedy po nie sięgnął, tylko ponownie głęboko westchnęła. - Nie jesteś moim opiekunem, a moim partnerem, Jona. Chcę dzielić z tobą i te dobre chwile i wszystkie kłopoty, bo inaczej... inaczej kiedyś weźmiesz na swoje barki coś, co ciebie przerośnie i nim w ogóle dowiem się o tym, zniszczysz to co mamy - wyłożyła mu patrząc prosto w oczy, ale jej głos był spokojny. Chciała jedynie, żeby zrozumiał, że powinni na sobie polegać i powinno to działaś w dwie strony. - Nie jestem jakimś wymuskanym słabeuszem, który to się boi zaryzykować, bo mu się firmowa sukieniusia pogniecie - prychnęła pod nosem, nie szczędząc jadu i tak, możliwe, że piła do blondynki, ale to nieistotne. Jeszcze nie do końca się w tym wszystkim odnalazła, ale czuła też, że musi odpocząć.
- Nie czuję się najlepiej - przyznała zgodnie z prawdą, niedbale zsuwając buty ze stóp, bo oczywiście nie zrobiła tego przy wejściu. Poza tym zostawiła w nich też skarpetki, bo nie lubiła w nich chodzić po domu i wciągnęła nogi na kanapę. - I chcę sobie zamówić coś do jedzenia - dodała, bo uznała, że chociaż to jakoś poprawi jej humor i zadość uczyni jej ten dzień.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Była to chyba jedna z trudniejszych rozmów jakie Jonathan musiał przeprowadzić. Otwieranie się przed innymi nigdy nie było dla niego łatwe, zawsze sam wolał radzić sobie z własnymi problemami, które też niejednokrotnie go przerastały. Nie zważał jednak na to, czując swego rodzaju odrazę do samego siebie o to, że jest na tyle słaby, by szukać pomocy u innych. Rozpad poprzedniego małżeństwa niczego go nie nauczył, chociaż w wielkiej mierze to właśnie jego oziębłość i odsunięcie się od żony przyczyniły się do podjęcia decyzji o rozwodzie. Nadal brał na swoje barki zbyt wiele, ignorując wszelkie czerwone światełka, aż do momentu, gdy zderzył się z traumą tak silną, że walka z samym sobą nie miała absolutnie żadnych szans na wygraną. Raz, tylko raz poprosił kogoś o pomoc, leżąc już na dnie i była to Pearl... Owszem zdarzało się, że w gorszych momentach życia szukał wsparcia u Waltera, a raczej rady, bo starszy brat był nieustannie dla Jonathana swego rodzaju mentorem, ale nie umiałby spojrzeć mu w oczy, gdyby ten widział go tak słabym jak wtedy. Wtedy potrzebował kogoś, kto jest ważny, ale nie na tyle, by później musieć mierzyć się z jego osądzającym spojrzeniem przez lata. Campbell była idealna, naiwna, ale na tyle silna, by postawić go na nogi, wypchnąć z domu, zmusić do terapii, a potem zniknąć, bo dla takich kobiet jak ona w życiu Jonathana nie było miejsca. Nawet jeśli był jej wdzięczny, nawet jeśli na swój sposób darzył sympatią, bo przez dłuższy czas odgrywała niezwykle istotną dla niego rolę, to nigdy nie potrafiłby związać się z nią w taki sposób w jaki zrobił to z Marienne.
- To nie są żarty, Mari. Ci ludzie są niebezpieczni, dlatego nie chciałem abyś cokolwiek wiedziała i błagam na wszystko, nikomu o niczym nie mów, dobrze? Nikomu, nawet Benowi - - Chambers często umniejszała powagi sytuacji używając słów i sformułowań nieodpowiednich do chwili, ale Jona chciał wierzyć w to, że rozumiała z jak poważnym kalibrem mają do czynienia. Mimo wszystko wolał się upewnić, że rudowłosa nie zwierzy się nikomu z tego czego on się dopuścił i w akcie szukania jakiejś pomocy, czy wsparcia nie wspomni nic Benowi. Wainwirght wiedział jak ważną rolę pełnił szef... chłopak Waltera, w życiu Marienne i też z uwagi na to wymienił go z imienia. Aczkolwiek dopiero po chwili zdał sobie sprawę jaki wywołało to u niego dyskomfort, bo odkąd dowiedział się o nim i o swoim bracie, jakoś nie potrafił poukładać sobie tego w głowie. Możliwe, że to też było kolejną sprawą jaką powinni poruszyć z Marysią, a na którą nie było czasu. - Nie klnij - burknął, nadal pozostając hipokrytą, który sam rzucał przekleństwami, ale w niektórych momentach uważał je za niestosowne i wypominał to Mari. - Nie pozwoliłabyś mi tam pojechać jakbym ci powiedział wtedy w nocy - odparł, bo już wyobrażał sobie tę szarpaninę z Marienne. - A nawet jeśli to stresowałbym się tobą, nie umiał skupić na operacji i... Nie mogłem, po prostu nie mogłem i nadal nie powinienem ci nic mówić - przerwał w pół zdania, zmieniając kontekst wypowiedzi, bo poczuł jak robi mu się niedobrze na samą myśl o tym na jakie niebezpieczeństwo właśnie naraża Chambers.
- Kim? - Nigdy nie był zbyt lotny w tych młodzieżowych sloganach, więc dopiero po chwili zrozumiał co Marysia miała na myśli. - Przesadzasz, w niczym jej nie ustępujesz, a wręcz przeciwnie, masz znacznie więcej do zaoferowania - odpowiedział, bo chociaż Pearl faktycznie była niesamowicie atrakcyjną kobieta, to jednak Chambers uwiodła Jonathana, oferując mu nie tylko swoją nietuzinkową urodę, ale też osobowość tak niesamowitą, że oziębła Campbell nie miała do niej podejścia. - Ja.. - Zwaliła go na kolana tymi słowami, trafiając w samo sedno tego jakim był człowiekiem; jakim był partnerem. Czytała z niego jak z otwartej księgi, a trzeba przyznać, że Wainwright z trudem pozwalał siebie poznać. Marysia była jednak z nim nie od dziś i chyba nauczyła się czytać między wierszami, dostrzegając o wiele więcej niż Jonie mogłoby się wydawać. Patrzył przez kilka sekund w jej zmęczone oczy, czując się jak totalny kretyn. Słońce rzuciłby tej kobiecie do stóp, a o mały włos nie spieprzył wszystkiego, zasłaniając się lawiną kłamstw. - Nie chcę już nic niszczyć - nie umiał nic innego z siebie wydusić. Za to uniósł dłoń Marienne do swoich ust, całując ją kilku krotnie nim na moment nie wtulił w nią szorstkiego od zarostu polika zamykając przy tym oczy. - Chodź do mnie - mruknął, gdy powiedziała, że nie czuje się najlepiej. Wiedział o tym. Sam ufundował jej prawdziwy rollercoster wrażeń, a przecież wiedział jak słabe miała serce. Wciąż pieprzył o tym, że powinna się oszczędzać, po czym zrzucał na nią bombę mogącą w kilka sekund podziurawić jej serca. - Dobrze, zamówimy coś - dodał, obejmując Marienne, która ułożyła się wygodniej na kanapie opierając o jego tors. Sam Jona objął ją delikatnie, wtulając policzek w rude włosy, po tym jak ucałował czubek jej głowy. Był na siebie wściekły i uważał, że zasługiwał na to, aby Chambers była na niego zła o wiele dłużej, ale może właśnie tak miało być? Może to tylko prowizoryczny pokój, ale nawet jeśli to w tamtej chwili jej obecność była najistotniejsza, bo gdyby został sam pewnie znów powieliłby ten okrutny schemat od jakiego nareszcie zapragnął uciec, wierząc w to, że ma przy sobie kobietę, która mu w tym pomoże.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Z jednej strony dość trudno było jej tak po prostu uwierzyć w jakiś bardzo złych ludzi, ale z drugiej... wcale nie uważała Jonathana za panikarza... no może w temacie jej zdrowia, ale tak to raczej był racjonalny i to prędzej Chambers miała skłonności do przesadzania. Skrzywiła więc się lekko, gdy wspomniał o Benie, jeszcze to wszystko analizując, ale ostatecznie dała za wygraną.
- Dobrze, nie powiem nikomu - zgodziła się więc, niby czując, że będzie jej ciężko, ale jednak jak obiecywała, że nie zdradzi tajemnicy, to nie zdradzała. Też przez to Jonathan nie dowiedział się o związku Waltera z jej szefem, od Marienne. Bo została poproszona o dyskrecję i musiała się z niej wywiązać. Prychnęła jeszcze wściekle, gdy ją strofował, bo nie uważała, że był to czas na to, tym bardziej, że miała prawo tak ulżyć swoim emocjom.
- Nie wiem czy bym ci nie pozwoliła... póki co staram to sobie tak tłumaczyć, że kogoś uratowałeś, ale jeśli ratowałeś jakiegoś złego człowieka, to... no sama nie wiem, czy warto było tyle ryzykować - gubiła się w tym, bo ten temat ani nie był łatwy, ani też nie przypominał niczego, co już znała. - Dopóki nie zrozumiesz, że powinieneś mi mówić o takich rzeczach, nigdy nie będzie dobrze - tym razem to ona go upomniała, spoglądając na niego z wyraźną naganą. Mimo tych słów jednak czuła, że są na coraz lepszej drodze. Głównie dlatego, że koniec końców... uważała, że Jonathan postąpił szlachetnie względem jakiejś rannej osoby... szkoda, że ją przy tym okłamywał, ale poniekąd rozumiała tę jego pokrętną logikę, chociaż mocno oberwała od niej rykoszetem.
- No też mam duży biust - mruknęła, jak już wymieniali, że ma znacznie więcej do zaoferowania. Wciąż była tylko prostą kobietą, która myślała, co myśli. Poza tym w jej tonie głosu pobrzmiewała pewnego rodzaju duma, jakby zadowolona była z tego, że Jonathan na głos połechtał jej ego, a podkopał trochę wizerunek kobiety, którą dzisiaj Mari wzięła za jego kochankę. Nie było to zbyt ładnym zachowaniem z jej strony, ale cóż mogła na to poradzić? Daleka była od ideału. - I nie muszę nim wcale świecić, żeby inni zwracali na niego uwagę - dodała więcej o tym biuście, bo mimo szczerych chęci znalezienia czegoś jeszcze, co pokrywało się lub wyprzedzało blondynkę, nie była w stanie. - No i jakoś wyrwałam cenionego mądrale bez machania ci szczudłami przed twarzą - poszła więc w tę stronę, wzdychając ciężej, bo już nie miała siły się denerwować. Poza tym dotarło do niej, że Jona wziął sobie do serca jej słowa, a ranienie go nigdy nie było dla niej niczym przyjemnym. Dlatego też siłą rzeczy musiała ustąpić. - No, byłbyś głupi gdybyś zniszczył... puścić taką sztukę jak ja... jak ślepej kurze ci się trafiło, więc trzymaj to ziarno w dziobie i nie puszczaj - wyłożyła mu, jak ona to widzi, po czym faktycznie oparła się o jego tors, bo nawet też nie miałaby siły stawiać mu oporu. Dobrze też, że nie kręcił nosem na zamawianie.
- Pizzę z podwójnym serem, salami, kukurydzą, albo burgera z serem i frytami z majonezem, daję ci dwie opcje, trzecią jednak będzie kryzys w związku, więc nie próbuj żadnych sztuczek - poinformowała go, kiedy pocałował jej głowę. Całkiem zgłodniała, bo jednak zabrał ją z pracy zanim dostała swój lunch dla pracowników, więc no... tym bardziej chciała sobie odbić te stracone jedzenie.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Wierzył jej. Musiał wierzyć, bo inaczej zwariowałby z obawy o nią każdego dnia. Chociaż najlepiej byłoby, gdyby to on nic jej nie powiedział, nie narażał posiadaniem wiedzy na temat, który powinien być dla niej nieznany. Jona czuł, że zawiódł jako jej partner, jako człowiek, który powinien zapewnić jej bezpieczeństwo i chronić. Jego duma została nadszarpnięta i pewnie jeszcze przez długi czas będzie wypominał sobie czego się dopuścił.
- To była młoda kobieta. Z tego co zrozumiałem uratowała komuś życie osłaniając go od postrzału własnym ciałem więc... Chcę wierzyć, że jest dobrym człowiekiem - tyle mógł zrobić, aby chociaż w minimalnym stopniu uspokoić myśli Marysi. Jeśli miałaby dzięki temu spojrzeć na niego w mniej surowy sposób. - Wiem... Postaram się, ale to nie jest dla mnie łatwe - przyznał, bo po kolejnych słowach Marienne ponownie poczuł przytłaczający go ciężar winy. Miała rację, znała go, chociaż on nadal skrywał przed nią tak wiele tajemnic. Nie miał pojęcia czy kiedykolwiek zdobędzie się na odwagę, aby powiedzieć Chambers o tym co spotkało go w przeszłości, co go złamało i sprawiło, że porzucił wojsko. Możliwe, póki co mieli inne demony, z którymi Jonathan podejmował właśnie walkę.
- Jesteś o wiele piękniejsza i cenniejsza niż jakakolwiek inna kobieta jaką znam, Marysiu - skomplementował ją, ale kłamstwem byłoby powiedzieć, że te wyliczenia jakie prowadziła gdzieś go nie zabolały. Nie chciał, aby porównywała się do innych kobiet, a już na pewno nie do Pearl, bo jej uroda nie jedną mogłaby wprawić w kompleksy. Tylko co z tego, że przyciągała spojrzenia, skoro była zepsuta w środku i nawet jeśli miałaby szanse to zmienić, było jej po prostu wygodnie w roli suki. Marysia natomiast miała w sobie to ciepło, które przyciągało ludzi. Zdobywała szybko sympatią każdego, kogo spotkała i faktycznie Jonathan miał wielkie szczęście, że to jednak jego obdarowała swoją miłością. - Nie puszczę, nigdy - zadeklarował, a jak powiedział te słowa tak uświadomił sobie, że naprawdę nigdy nie chciałby jej stracić. Nie wyobrażał sobie tego uczucia, nie chciał nawet o tym myśleć i chyba po raz pierwszy uznał, że powinien poczynić jakieś kroki w tym celu.
Rudowłosa zapewne nadal była nieco na niego zła... No dobrze, była zła, ale nie miała siły dłużej tak buńczucznie tego okazywać. Zrobili więc przerwę w swoim sporze, bo Jona także jeszcze nie zakończył wypytywania o to, jakim cudem Chambers wpadła na pomysł dodatkowej pracy. Woleli jednak resztkę energii jaka im została spożytkować na spokojną chwilę we dwoje, bo nawet jak skakali sobie do gardeł to takie momenty sam na sam były dla nich świętością. Dla Wainwrighta w szczególności, który poza Chambers przy mało kim czuł się, aż tak dobrze.
- Zamówię pizzę - mruknął, całując czubek głowy Mari. Nie chciał się z nią spierać, a kryzys w związku mu się nie marzył. Jednak nie byłby sobą gdyby czegoś nie wykombinował i oczywiście, że zamówił tylko jedną pizzę, małą i sałatkę, gdyby jednak Marysia chciała zjeść coś zdrowszego.

<koniec> :date:

Mari Chambers
ODPOWIEDZ