organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
37.

Stresowała się. Niby nie wiedziała czym dokładnie, ale mimo to stres nie chciał jej opuścić. Kiedyś była cały czas sama, mało kto wchodził z nią w jakąś interakcję, potem... potem pojawił się Hawthorne, a po postrzale był w zasadzie cały czas. Tak naprawdę, odkąd o mało co nie zginęła, nie znała już życia bez Nathaniela. Irracjonalna była myśl, że dzisiaj, gdy musiał opuścić swoją posiadłość, będzie jej jego obecności brakowało, dlatego wmawiała sobie, że stres wywołany jest jedynie odwiedzinami Jaspera. Tak właśnie chciała to nazywać - odwiedzinami. Mężczyzna miał z nią zostać pod nieobecność Hawthorne'a, a chociaż Divina kilka razy wspomniała, że poradzi sobie sama, to naturalnie niczego to nie zmieniło. Miała przy tym wrażenie, że nie tylko ona się stresuje. Oczywiście Nathaniel nie pokazywał tego otwarcie, ale chyba trzy razy przypomniał jej, że gdyby coś było nie tak, ma zacząć krzyczeć, a ktoś tutaj się zaraz zjawi. Kiedy więc po raz kolejny zamierzał jej przypomnieć o obietnicy, że faktycznie, gdyby trzeba było, będzie wołała o pomoc, zamiast pozostawać cicho (do której została poniekąd zmuszona, bo bez tego nie mogłaby zaprosić Richarda), jakoś tak odruchowo złapała za jego dłoń, bo siedział obok przy jej łóżku.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - zapewniła niezbyt głośno, ale obdarzyła go przy tym delikatnym uśmiechem, chociaż i tych gestów dopiero się uczyła. Kiedyś jej twarz pozostawała cały czas posępna i nieodgadniona. Miała nadzieję, że tym uspokoi nieco Nathaniela, tym bardziej, że zaraz rozległo się pukanie, a do środka wszedł Jasper i Divina dość naturalnie puściła dłoń Hawthorne'a, aby ten mógł wstać i postraszyć trochę swojego pracownika. W końcu jednak zostali sami... no i tu miały zacząć się schody.
- Dzień dobry - powiedziała koślawo przyglądając u się niepewnie. Zabawne... kiedy Hawthorne z nią tutaj przebywał, jego obecność wydawała się Divinie jakoś bardziej naturalna, rozmowa też przychodziła z większą łatwością i dopiero teraz, w porównaniu z kimś nowym, zdała sobie z tego sprawę. Naprawdę musiała się oswoić z Nathanielem, a może on ją oswoił, kiedy to z Jasperem znów czuła się, jak zwierzę, które powinno planować ucieczkę, a nie pogawędkę. Mimo to próbowała. - Pan Hawthorne powiedział, że będziemy mogli zjeść wspólnie budyń - tylko to przyszło jej do głowy, z rzeczy, jakie mogła mu powiedzieć, gdy tak nerwowo bawiła się w dłoniach kawałkiem pościeli. - Jego gosposia dodaje do niego trochę syropu malinowego... jest bardzo dobry - próbowała dalej, czując jednak, że wcale nie brzmi, jak mistrz rozmowy. Sęk był w tym, że kompletnie go nie znała, a on nie znał jej, a mimo to wylądowali w sytuacji, w której niejako musieli spędzać ze sobą czas. Powiodła wzrokiem po jego sylwetce i wtedy coś ją tknęło.
- Ma pan broń - zauważyła, ściągając nieco brwi. - Ostatnio pan nie miał... - dodała, zastanawiając się, czy to przez nią ją teraz nosił.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Praca dla Hawthorne'a była niesamowitą możliwością do pozyskania jak największej liczby informacji o gangsterze. Jasper czuł się jak dziecko, wpuszczone do sklepu z cukierkami, ale niestety jego ekscytacja pozostawała na smyczy, bo musiał działać roztropnie i przemyślanie. Na samego Nathaniela nie trudno byłby mu znaleźć haki, ale sęk w tym, że potrzebował wiedzieć znacznie więcej, właściwie to wszystko, by zatopić okręt Nate'a wraz z całą załogą i wszystkimi łodziami ratunkowymi. To wymagała czasu i zdobycia zaufania w oczach gangstera, a pilnowanie jego kobiety było w tym wypadku idealną furtką by to wszystko zdobyć.
Więc dopiero na drugim planie znajdowało się wszystko to co związane z tą posadką, a co tu dużo mówić była osobliwa. Owszem jasper został poinstruowany o tym co powinien robić, z kim się kontaktować gdyby coś się działo i jakie kroki wykonywać, ale poniekąd znał to z autopsji, gdy przez jakiś czas prowadził firmę ochroniarską. Nawet jeśli była ona przykrywką, to funkcjonowała oficjalnie, a więc nabył sporo umiejętności, które przypadły do gustu Nathanielowi. Gorzej z jego panną, a raczej kobieta, czy kimkolwiek była dla Hawthorne'a Divina Norwood.
Jej osoba stanowiła swoistą zagadkę dla praktycznie całego otoczenia gangstera. W Shadow krążyły przeróżne plotki na temat łączącej ich relacji, a sam Jasper chociaż widział naocznie jak cholernie istotna dla Nata'a była Divina, i tak nie potrafiłby opisać specyfiki tego ich związku, czy cokolwiek to było.
- Cześć - przywitał się z dziewczyną, po tym jak Nathaniel posłał mu jeszcze kilka wskazówek podszytych niewypowiedzianą groźbą śmierci jakby Jasper coś zaczął kombinować. - Jak się dzisiaj czujesz? Wyglądasz coraz lepiej - dodał po chwili i przeszedł się wzdłuż przeszklonej ściany. Na otaczającej posiadłość działce dostrzegł kilku innych ludzi gangstera, ale z okien nie dało się bezpośrednio zejść na posesję, bo pod tarasem rozciągała się skalista przepaść. - Budyń? - To go zaskoczyło, więc momentalnie powrócił wzrokiem do dziewczyny. Przypomniał sobie zaraz ich ostatnią, osobliwą wymianę zdań i powstrzymał parsknięcie, ale uśmiech wypłynął na jego twarzy dając ujście lekkiemu rozbawieniu. - Świetnie, uwielbiam budyń - powtórzył to co już jej kiedyś powiedział i zgodził się mentalnie z Pearl, odnośnie tego jak dziwną osobą była ta cała Norwood. - Przekonamy się - dopowiedział. - A poza tym? Jakieś inne plany? - Zagadnął i już chciał wspomnieć coś o książkach piętrzących się na stoliku nocnym obok łóżka, ale wtedy Divina spostrzegła broń, która znajdowała się w kaburze na udzie Jaspera. - Ostatnio byłem tutaj w roli gościa, Vinny - odparł od razu, samemu spoglądając na berettę. - I żaden pan, mówiłem ci już - dodał, ponownie zerkając na Norwood i marszcząc przy tym brwi, jakby chciał okazać jej swoje oburzenie. - Jasper, ewentualnie Jay. Jak mamy spędzać ze sobą tyle czasu, nie wyobrażam sobie, żebyś mi tutaj panowała... W ogóle to tytułowanie wyszło z mody jakieś pięćdziesiąt lat temu - podzielił się jeszcze swoją opinią na temat używania zbędnych przedrostków przed imieniem, po czym ponownie rozejrzał po pokoju, aby poszukać sobie jakiegoś wygodnego miejsca, bo stanie jak kołek po środku sprawiało mu lekki dyskomfort. - Mogę? - Spytał, wskazując na fotel stojący nieopodal, po czym skierował tam swoje kroki.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Dawno już się tak nie stresowała, bo do Hawthorne'a siłą rzeczy zdążyła się przyzwyczaić... poza tym ich relacja mocno ewoluowała od momentu, w którym się poznali, gdzieś tam w piwnicy w Shadow, w której nie traktował jej zbyt przyjemnie. Teraz natomiast nie mogła już na to narzekać, a okazywana troska zacierały coraz bardziej złe wspomnienia z przeszłości. Jasper był natomiast całkowicie białą kartką, niewiadomą, która mogła kryć za sobą wszystko i z którą pozostawiono ją, by mierzyła się z nim sam na sam.
- Bardzo dobrze, dziękuję... ostatnio pan Hawthorne zabrał mnie do ogrodu - pochwaliła się, ale głównie po to, by powiedzieć coś więcej poza tym podziękowaniem, a słowa bardzo dobrze może były przesadzone, ale pielęgniarka wspomniała, że jej rana w końcu zaczęła się goić. Zastanawiało ją, czego Jasper szuka za oknem, ale głównie wierzyła w to, że nie jest sama na tyle ciekawym widokiem, by nie szukał czegoś bardziej interesującego, na czym mógłby zawiesić spojrzenie. Poza tym ulżyło jej, gdy ucieszył się z budyniu, bo tyle właśnie miała atrakcji. Tak jak dla niego niezrozumiała była jej rola, tak dla niej w ogóle, bo gdyby wiedziała, że jest teraz uważana za kobietę Hawthorne'a, to chyba te jej postrzelone serce wyskoczyłoby z piersi. Z drugiej strony... stale zastanawiała się, dlaczego robił dla niej to wszystko i w tych chwilach, gdy okazywał jej czułość, coś w niej próbowało nazwać tą relację, ale nie pozwalała temu za często dochodzić do głosu. Było to przecież sprzeczne z tym, w co wierzyła.
- Wiem, pamiętałam, dlatego poprosiłam też o porcję dla pana - wyjaśniła, a zaraz potem zmieszała się delikatnie, bo jakie mogła mieć plany. Zaczęła więc szukać w głowie czegokolwiek. - Z panem Hawthornem rozmawiamy, albo czytamy wspólnie, czasem też dla mnie gra... - zaczęła wymieniać, bojąc się, że dla Jaspera już na wstępie okaże się to niesamowicie nudne. - Nie mogę wciąż chodzić i obiecałam, że nie będę próbowała opuszczać łóżka sama - wyjaśniła od razu, chcąc chyba w jego oczach jakoś się usprawiedliwić, jakby musiała mu się tłumaczyć. Kompletnie nie rozumiała jeszcze ich ról, a broń też jakoś tak nieco ją niepokoiła, bo sam przez nią przyznał, że nie jest już gościem.
- Nie lubię broni - mruknęła mimowolnie, ale potem podniosła na niego spojrzenie, będąc delikatnie zmieszaną. - Jay? Mogę tak? - wolała się upewnić, zaraz jednak marszcząc nos. - Myślałam, że to grzeczne tak robić. Poza tym są ludzie, którzy nie życzą sobie, aby mówić do nich na ty. Nawet do ojczyma tak mówiłam - przyznała zgodnie z prawdą, bo nie chciała wychodzić na niemodną, poza tym znów wskoczyła jej naturalnie ta maniera tłumaczenia się, jakby się bała, że jeśli jednak zrobi coś nie tak, to Jasper przestanie być już taki miły. Nie chciała, żeby przestał.
- Oczywiście, niech pan się... proszę, nie krępuj się, Jasp.. Jay? - odpowiedziała od razu, gdy wskazał na fotel, ale trochę też w tym wszystkim się zaplątała i już czuła, że na pewno nie wypadła dobrze. Ludzie jej unikali, była osobliwa, nie rozumiała wielu kwestii i sama też wolała unikać konfrontacji, niż mierzyć się z tym, jak inni ją oceniają. - W każdym razie czuj się swobodnie... ostatecznie oboje jesteśmy tutaj gośćmi czy też pracownikami pana Hawthorne'a - dodała po chwili, zerkając na niego niepewnie.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Fantastycznie, że Divina zorganizowała porcję także dla niego. Jasper zapewne zapamięta ten posiłek na długo, bo tak abstrakcyjnego wydarzenia w swoim życiu zapewne już nigdy nie doświadczy, jak zajadanie się budyniem w domu szefa jednej z największych organizacji przestępczych w kraju.
- Jesteś bardzo miła - i dziwna - dopowiedział w myślach. Nie mógł jednak poczuć wobec tej dziewczyny jakichkolwiek negatywnych emocji, bo po pierwsze uważał ją za ofiarę w tym wszystkim, a po drugie faktycznie była bardzo sympatyczna. Wydawał się trochę nie ogarniać rzeczywistości w jakiej przyszło jej żyć, a może właśnie też dzięki temu, Hawthorne mógł sobie z nią tak pogrywać. - Gra? - Akurat to zaciekawiło Ainswortha, bo całą reszta fascynujących aktywności jakie podejmowali we dwoje, niespecjalnie dawała mu pole do manewru. Owszem mógł pogadać o literaturze, ale nie oszukujmy się, ten temat go nie porywał. Dziwnym jednak było budować obraz Nathaniela ze słów Diviny, przedstawiających go jako ludzkiego i normalnego. - To akurat bardzo dobra obietnica. Powinnaś odpoczywać i siebie oszczędzać, ledwo przeżyłaś ten postrzał - rzucił poważnie, bo bycie świadkiem tamtych chwil, nadal odbijało się echem w jego umyśle, nawet jak starał się to stłamsić i zapomnieć.
- Nie dziwię się - skomentował jej słowa, pocierając dłonią po koburze. - Musisz przywyknąć, ale mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał jej wyciągnąć - dodał, zgodnie z prawdą, bo przecież nie będzie jej bajerował. Divina żyła w świecie Hawthorne'a, a co za tym idzie widok uzbrojonych osób stanie się niebawem jej codziennością, a w zasadzie już być powinien. - Zdecydowanie - przytaknął, gdy zwróciła się do niego po imieniu. -Ale do mnie nie musisz. Może istnieją ludzie, którym to odpowiada, ale daj spokój, ani nie mam pieniędzy, ani znaczącego nazwiska, abyś mi tutaj "panowała". - Nie chciał, aby go źle zrozumiała, albo poczuła się urażona tym jego swobodnym wypowiadaniem, dlatego nutą żartobliwości zabarwił swoją odpowiedź. Lekkie mrugnięcie także miało pomóc w rozładowaniu ewentualnego napięcia, po czym Jay rozsiadł się wygodniej i potarł zmęczoną twarz. Ostatnia noc nie minęła mu jakoś fantastycznie, bo myślał zbyt wiele o Pearl i o tym, co ją spotkało... Co ich spotkało. - Pracownikami? Chyba póki co długo nie zabawisz w Shadow, a przynajmniej tak czuję - powrócił do niej wzrokiem, bo zastanawiało go to co powiedziała. W zasadzie nie miał pojęcia jakim cudem ogólnie Divina trafiła w ręce Nathaniela, a więc może warto było wykorzystać tę trop, aby poszerzyć swoją wiedzę w tym temacie. - Jak to się w ogóle stało, że zaczęłaś dla niego pracować? Nie wyglądasz na kogoś, kto z własnej woli zgłosiłby się do pracy w jego klubie - rzucił wprost, bo jakiś nie czuł potrzeby manipulowania, ani stosowania gierek wobec Norwood, która wydawał się po prostu zbyt szczera i naiwna, by musieć posilać się jakimiś podchodami.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Uniosła nieco kąciki ust, kiedy nazwał ją miłą, bo chciała za taką właśnie uchodzić. Starała się przynajmniej i to wciąż lepsze, niż bycie nazywaną nawiedzoną. W końcu nie mogła wiedzieć, że czego nie dopowiedział, to pomyślał.
- Tak, na fortepianie... Jest bardzo zdolny, ale mam wrażenie, że nieco się wstydzi - przyznała posępniejąc odrobinę, bo ostatnio zdenerwowała Nathaniela i wciąż miała to z tyłu głowy. Nie chciała by się na nią gniewał i teraz czuła, że nie chodziło o to, że jego gniewu się bała, a o to, że po prostu... wolała gdy między nimi było dobrze. Bo kiedy tak mówiła o tym, jaki Hawthorne był dla niej, nie wypadał on źle, a wręcz przeciwnie. Brzmiał, jakby był dobrym i wrażliwym człowiekiem. - To nie pierwszy raz, kiedy ledwo coś przeżyłam. Umieranie nie wychodzi mi najlepiej - chciała go nieco uspokoić, może pocieszyć, ale no, nie była mistrzynią lekkich słów, więc ten jej żart czy pokrzepienie, mógł w rezultacie wyjść dość ponuro. Nie mniej jednak faktycznie wiele razy o mało co nie zginęła, chociaż tym razem rekonwalescencja naprawdę dawała jej w kość.
- Muszę? Nie chcę nigdy do tego przywyknąć - zmarszczyła nieco czoło, bo niestety nie zgadzała się z nim w tej kwestii, ale przynajmniej również jak on nie chciała, by po broń sięgał. W ogóle wolałaby, aby przez nią nie musiał w żaden sposób ryzykować. - Nie musisz mieć pieniędzy czy nazwiska, by ciebie ceniono i szanowano, Jay - on żartował, a ona chciała mu chyba dodać nieco pewności siebie, tak, jakby tej potrzebował. W końcu nie znała jego charakteru i nie mogła wiedzieć, że tej miał aż zanadto. - Uratowałeś mnie, no i jesteś tu, więc co najmniej ja, pan Hawthorne, doktor Wainwright i panna Campbell ciebie doceniamy - dodała, na moment łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Wydawał się być zmęczony, więc w zasadzie ucieszyło ją, że zajął wygodniejsze miejsce, nie chciała też mu się narzucać, ale skoro sam podtrzymywał rozmowę, to próbowała chociaż nadążać. Nie, żeby była w tym wybitnie dobra. Pokiwała więc tylko głową, by potwierdzić, że są pracownikami.
- Nie tylko w Shadow pracowałam dla pana Hawthorne'a, w jego domu również - wyjaśniła, nie sądząc, że ta historia bardziej go zainteresuje. Kiedy natomiast dopytał, wcale nie doszukiwała się w tym jakiegoś drugiego dna. Faktycznie była naiwna i zbyt grzeczna, by nie dać się wciągnąć w intrygi, których nie rozumiała. - Musiałam spłacić dług... miałam wypadek i zraniłam nogę. To dość skomplikowane, nie prosiłam o pomoc, ale... - nie wiedziała, jak dokładnie powinna opowiadać tę historię, bo też nie wypadało jej oczerniać Hawthorne'a, przypominając, że praktycznie ją wtedy uprowadził. - Rana trochę się psuła... trochę wolniej się na mnie takie rzeczy goją, przywykłam, ale pan Hawthorne mnie tu przywiózł, a kiedy się obudziłam, było po zabiegu i szyciu... nie mam ubezpieczenia, a pewnie się domyślasz, że takie coś sporo kosztuje. Pan Hawthorne nie wierzył pewnie, że będę w stanie spłacić w inny sposób, więc powiedział, że mam dla niego pracować. Ten wieczór z postrzałem był moim ostatnim dniem pracy, ale teraz... myślę, że będę musiała spłacić o wiele więcej - podrapała się po poliku, dzieląc z nim historią, w jaką szczerze wierzyła, no bo w jaka inną miałaby wierzyć? Kto chciałby się opiekować kimś takim, jak ona? W imię czego? Złości i problemów.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Widział w posiadłości gangstera fortepian, ale podejrzewał, że to właśnie z powodu Diviny instrument znajdował się w salonie nieopodal. Dlatego nieco zaskoczyła go informacja o tym, że i Nathaniel na nim grywał, ale chyba jeszcze bardziej ta wstawka odnośnie wstydu, jaki gangster mógłby czuć. Jasper w odpowiedzi uniósł tylko lekko brwi, po czym pokiwał głową, nie drążąc dalej tematu, ale zapamiętując to jak łatwo było od Norwood dowiedzieć się takich specyficznych szczególików. Lepiej więc było nie ciągnąc jej za język, a w odpowiednim czasie wykorzystać to jaką widzę posiadała.
- Nie pierwszy raz? - To akurat go zaciekawiło, bo raczej niecodziennie spotyka się kogoś, kto igrał ze śmiercią kilkukrotnie. - Chyba powinnaś się z tego cieszyć, akurat - dodał, gdy wspomniała, że umieranie jej nie wychodzi. - Znam takich, a raczej znałem, którzy zazdrościliby ci tego talentu - rzucił jeszcze żartem, który zapewne Norwood absolutnie nie rozbawi, ale może z czasem dziewczyna przywyknie do tych jego cynicznych wstawek. - Rozumiem, ale w takiej rzeczywistości teraz żyjesz, Vinny - skomentował jej słowa odnośnie broni, bo na litość mieszkała w domu gangstera, dostała ochroniarza i nie oszukujmy się, ale praktycznie na każdym kroku spotykać odtąd będzie uzbrojonych ludzi.
Jasper nie sądził jednak, że Divina tak dosadnie zrozumie jego wzmiankę o tytułowaniu i głupie powiedzenie, które do niej dodał. Z lekkim osłupieniem więc wsłuchiwał się w wywód dziewczyny o tym jakim jest cennym człowiekiem i nie miał pojęcia, czy powinien być jej wdzięczny za te miłe słowa, czy roześmiać się z komizmu tej sytuacji. Całe szczęście przypomniał sobie, że ma doczynienia z laleczką nieobliczalnego gangstera, więc trzymał swoją bezczelność na wodzy.
- Panna Campbell prędzej umarłaby ze śmiechu niż powiedziała mi na "pan" - zaczął od tego, bo nie potrafił odmówić sobie chociaż odrobiny przyjemności jaką było przyczepienie się do Pearl. - Ale dziękuję za twoje słowa, wezmę je sobie do serca, aczkolwiek nie musiałaś, Vinny - uśmiechnął się mocniej, aby dzięki temu ukryć własne rozbawienie. - Znam swoją wartość, a to.. to było tylko głupie powiedzonko -dopowiedział, po czym mrugnął do dziewczyny, aby ta się przypadkiem zaraz nie zestresowała, czy nie zaczęła tłumaczyć.
Całe szczęście, nie wszystko co paplała było takimi górnolotnymi wywodami. Historia o tym jak zaczęła pracować u Nathaniela była interesująca i co tu dużo mówić, kompletnie nie taka jakiej Jay się spodziewał. Poza tym odnosił wrażenie, że Norwood faktycznie była wdzięczna gangsterowi za to, co dla niej zrobił, a Jasper... Coś w jego głowie podpowiadało mu, że ten cały dług był tylko głupim powodem, dla którego Nate mógł trzymać Divinę przy sobie bez większych podejrzeń. Ktoś taki jak Hawthorne miałby miej problemów odstrzelając pannę z lasu, a niżeli organizując dla niej pomoc lekarską, a potem zatrudniając w swoim klubie. Jay nie miał pojęcia o co w tym chodziło, ale w sumie taki psychopata jak Nate mógłby chociażby chcieć zabawić się w boga, a Divina była jego ofiarą, której życiem mógł sterować jak chciał. Chuj go wie... Nie mniej jednak ta refleksja i to jak obecnie dziwnie i specyficznie wyglądała relacja między Hawthornem, a Diviną sprawiły, że Ainswroth nie mógł powstrzymać nasuwającego mu się na myśl wniosku.
- Myślę, że nie będziesz musiała mu nic spłacać, Vinny - rzucił nim pomyślał, ale w zasadzie każdy, kto mógł przyjrzeć się z bliska temu co gangster zrobił dla dziewczyny, pewnie powiedziałby to samo.
Z tymi słowami zostawił ją na chwilę, bo wstał z chęcią udania się w pobliże tarasu. Jeszcze uprzednio poluzował kilka guzików, w białej koszuli jaką miał na sobie i po raz kolejny napisał wiadomość do Pearl, ale ta pozostawałą bez odpowiedzi.
-Mogę zapalić? - Spytał, po czym odpalił papierosa i po raz kolejny zerknął na telefon, który pozostawał głuchy, więc z irytacją wymalowaną na twarzy włożył do go kieszeni, by zaraz potem z lekkim prychnięciem wypuścić dym z płuc.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Może i była nieco inna, ale przynajmniej miała tego świadomość, chociaż nie zawsze zauważała, że zachowała się dziwnie. To jednak, co na tym etapie mogła już stwierdzić, to fakt, że Jasper rzeczywiście nie był jak inni ludzie Nathaniela, ale przy tym kojarzył jej się z popularnymi osobami, z którymi ostatni raz jakąś styczność miała w szkole, gdzie podobnego podziału siłą rzeczy się nauczyła. Był więc kimś, z kim ona sama nigdy nie powinna mieć nawet sposobności do rozmowy.
- Nie pierwszy - potwierdziła, a potem spojrzała na niego i chociaż rozumiała, że żartuje, to w zestawieniu z jej licznymi próbami odejścia z tego świata, niekoniecznie poddała się temu dowcipowi. - Śmierć nie jest taka zła - mruknęła jedynie cicho, chociaż pewnie znacząco, na moment patrząc na swoje dłonie. Co do broni niekoniecznie dała się przekonać. - Jedynie goszczę w tej rzeczywistości - zauważyła, bo w dalszym ciągu była pewna, że jak jej zdrowie się poprawi, to nawet nie tyle wróci do swojego domu, co raczej nie będzie miała wyboru. Poza tym była jeszcze jedna kwestia, lubiła takie rozmowy, to też uniosła na niego spojrzenie ciemnych oczu. - Nigdy nie przyszło ci nie zgadzać się z rzeczywistością, w jakiej żyłeś? - zagadnęła, a chociaż chciała podać przykłady, to jednak je sobie darowała, bo ostatecznie myślała, że jest gangsterem, więc pewnie mówienie o cierpieniu innych, jak okrutnie to nie brzmiało, nie zrobiłoby na nim wrażenia.
- Przepraszam... nie znam się na żartach - nieco się pogubiła, zastanawiając się, czy znów przez nią atmosfera była niezręczna. Wolała więc zmienić chociaż nieco temat, ale i w tym nie była szczególnie dobra, bo jeszcze nie tak dawno w ogóle z nikim nie rozmawiała, a teraz pogawędki wypełniały każdy jej dzień. - To też inaczej, bo chyba przyjaźnisz się z nią, prawda? Mówiła wczoraj, że mam szczęście, że trafiło akurat na ciebie - podzieliła się z nim tą informacją, dochodząc do wniosku, że to coś miłego. No i też może rozmowa o Pearl Campbell była lepsza, niż ta o broni, skoro Jasper sam czuł się swobodnie, gdy mówił o blondynce.
W swoim życiu spotkała się z przesłuchaniami, zarówno tymi policyjnymi, jak i mniej legalnymi, wtedy, w piwnicy, gdy poznała Nathaniela. Nigdy jednak nie domyśliłaby się, że Jasper teraz też poniekąd właśnie to robi, wyciągając od niej informacje na temat Hawthorne'a, ale wciąż nie planowała powiedzieć mu niczego złego.
- Ale powinnam. Poza tym sama nie wiem - kącik jej ust zadrżał delikatnie, gdy w dłoniach zaczęła bawić się fragmentem pościeli. - Miło jest wierzyć, że jest zdolny do bezinteresownej pomocy, kiedyś uważałam ją za podstęp, teraz widzę, że było to krzywdzące - podzieliła się z nim swoimi przemyśleniami, a potem uniosła wzrok, widząc jak zerka na telefon. Może nie była mistrzem rozmów, ale za to świetnie radziła sobie z obserwacją. Kiwnęła mu więc głową, gdy zapytał, czy może zapalić, myślami skupiając się na czymś innym.
- Coś się stało? - zagadnęła nienachalnie. - Wyglądasz na przybitego... - dodała ostrożnie, nie odwracając od niego spojrzenia. Lubiła słuchać, była w tym dobra. - Może mogę jakoś pomóc? - zaproponowała więc, nie chcąc do niczego go zmuszać, bo nie ciekawość przez nią przemawiała, a po prostu empatia.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Nie kupował tych jej tekścików, bo też nie był człowiekiem, który potrafiłby prowadzić jakieś górnolotne rozmowy o przeznaczeniu, życiu, śmierci itd. Był raczej prostolinijny, cyniczny i niekoniecznie zainteresowany uduchowianiem się w jakikolwiek sposób.
- To już wiem... A który? - Dopytał, bo przecież domyślił się, że nie raz stawała śmierci na przekór, ale interesowało go raczej to jakim cudem w ogóle doszło do takich sytuacji. - Skoro nie jest taka zła to dlaczego uratowałaś przed nią Hawthorne'a? - Zapytał o to co mu pierwsze przyszło na myśl. Nie chciał przerzucać się z Diviną argumentami, bo zapewne i tak prowadzili tę rozmowę na dwóch różnych poziomach i nie umieli by się spotkać w tym swoim debatowaniu, ale też nie chciał pozostawiać takich jej dziwnych wypowiedzi bez komentarza. - Na serio? Myślisz, że on pozwoli ci wrócić do swojej dawnej rzeczywistości ot tak? - Uniósł lekko brew spoglądając na Divinę jakby naprawdę pochodziła z innego świata i kompletnie nic nie rozumiała. - Możliwe, ale całe szczęście ludzie są jak karaluchy i szybko przystosowują się do nowych realiów - skomentował bez cienia emocji w głosie.
- Luzik, nauczę cię rozumieć kiedy żartuję, Vinny - mrugnął do niej znów, patrząc na dziewczynę trochę jak na malolatę, która dopiero wkraczała w świat dorosłych i potrzebowała wielu wskazówek. Może on nie był najlepszym nauczycielem, ale patrząc na otaczających ją popieprzonych ludzi, faktycznie poczuwał się do roli jej ochroniarza. Dla niego Norwood wyglądała jak naiwna, wykorzystana i kompletnie nie rozumiejąca sytuacji dziewucha, którą Nate manipulował jak chciał. - Pearl? Widziałaś się z nią wczoraj? - Ta informacja akurat go zaskoczyła, może nawet za bardzo, ale do cholery on starał się z nią skontaktować od kilku dni, a ona po prostu go ignorowała. Z drugiej strony miłym było słyszeć co powiedziała o nim do Diviny, bo jednak niecodziennie cało się słyszeć tego typu komplementy z ust blondynki. - Ta przyjaźnimy... Można tak powiedzieć, zresztą nie istotne - dodał zaraz nieco markotniejąc i wyciągając ten telefon, aby ponownie spróbować wysłać wiadomość do Campbell.
- To już spawa między wami - odparł, bo nie był kimś, kto mógłby jej kazać zrezygnować ze swoich postanowień i nie spłacania jakiegoś wyimaginowanego kredytu u Nathaniela. - Myślę, że jego bezinteresowna pomoc, akurat w twoim przypadku wiąże się z czymś więcej, wiesz? - Spojrzał na Divine jednoznacznie, ale przecież nie mógł mieć pojęcia o tym, że ona nie umiała odczytywać takich sytuacji tylko z gestów i mimiki twarzy. Był jednak trochę nie obecny, bo oczywiście nie dostał od Pearl żadnej odpowiedzi, a jego irytacja z tego powodu tylko narastała z każdym dniem.
- Co? Niee - zaprzeczył nieudolnie, bo przecież czuł sam po sobie, że spochmurniał odkąd w rozmowie wspomnieli o blondynce. - Jestem po prostu zmęczony - wyjaśnił, po czym potarł twarz dłonią nim ponownie zaciągnął się papierosem. - Jasne, następnym razem jak spotkasz Pearl możesz jej powiedzieć, że... Nie, nie ważne - zreflektował się nim palnął za dużo, bo przecież sam nie miał pojęcia o co właściwie chodziło Campbell w tym milczeniu. - To co z tym budyniem? - Zagadnął, gdy dopalił fajkę i z wymuszonym uśmiechem ponownie znalazł się bliżej Diviny, aby zająć miejsce w fotelu.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nigdy nie chciała przekonywać nikogo do swoich racji, a teraz czuła, że nawet gdyby próbowała, byłoby to niemożliwe. Może niewiele wiedziała o życiu, ale wydawało jej się, że Jasper traktuje ją dość protekcjonalnie i w sumie nie mogła mu mieć tego za złe, ostatecznie to lepsze, niż bycie szarpaną, jak w przypadku innych pracowników Nathaniela.
- Straciłam rachubę... to raczej niewdzięczny temat do rozmowy - mimo wszystko uznała, że może faktycznie wyjdzie niezbyt ciekawie, jeśli będzie mu tu opowiadała o tych wszystkich sytuacjach. Tym, jak parę razy o mało co nie utonęła, jak ją pobito, jak coś zaatakowało ją w wodzie i mogła umrzeć przez zakażenie. Mimo to nadal tu była. Jego pytanie jednak nieco ją zawstydziło. - Nie jesteś wierzący, prawda? - zaczęła z tej strony, unosząc delikatnie kąciki ust, chociaż ten gest nie dosięgał oczu. - Może więc wydawać ci się to śmieszne, ale gdyby pan Hawthorne zginął w tamtym momencie, pewnie nie dostąpiłby zbawienia, a je nie chcę dla niego takiego losu - przyznała spokojnie, bo dużo miała czasu, by nad tym myśleć. - Poza tym... sama nie wiem. Nie było czasu myśleć, a w głowie miałam jedynie świadomość, że nie chcę, aby umierał -dodała nieco ciszej, delikatnie zmieszana, chociaż nie wiedziała nawet czego się wstydzi. Zaraz jednak odrobinę zmarszczyła nos. - A dlaczego miałby mi nie pozwalać? - zapytała wprost, bo znów przyłapała się na tym, że wszyscy wiedzieli i rozumieli więcej, niż ona sama. W zasadzie Jasper był pierwszą osobą, która w ogóle chciała z nią rozmawiać na ten temat, Hawthorne zwykle ją zbywał w takich chwilach. - Życzeniowe myślenie, karaluchy trudno zmiażdżyć, z ludźmi jest łatwiej - zauważyła, a chociaż nie było to zbyt widowiskowe, to można się było doszukać w tym jakiejś przekory.
Luzik... przez to jedno słowo zaczęła zastanawiać się nad tym, w jak innej, od znanych jej realiów, sytuacji wylądowała. Z ochroniarzem, którego jeszcze nie potrafiła rozpracować i nie wiedziała, jak on sam ocenia ją. Nie umknęło jej natomiast to, jak zareagował na wzmiankę o Pearl, ani też to, że ostatnio sam powiedział, że się przyjaźnią, a dzisiaj...
- Przyjechała pomóc mi z kąpielą - wspomniała, śledząc go wzrokiem. Nie musiała być mistrzem empatii, by wyczuć, że coś w nim się zmieniło, ale też... całkiem nieźle czytała takie emocje. Póki co jednak dała mu przestrzeń, poczucie, że nie musi się z nią niczym dzielić.
- Z czym takim? Możesz mi to wytłumaczyć? - poprosiła, faktycznie nie rozumiejąc jego spojrzenia, ale znów przyłapując się na tym, że wszyscy wiedzieli więcej, niż ona sama. Tylko, że też nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, a chociaż nie znała Jaspera i on sam najwyraźniej chciał to ukryć, to czuła, że naprawdę przydałaby mu się rozmowa.
- Niedługo pewnie nam przyniosą - odpowiedziała na wzmiankę o budyniu i poczekała aż usiądzie, po czym podniosła się odrobinę na swoich poduszkach. - Wiem, ze to nie moja sprawa, ale coś jest nie tak, prawda? Między tobą i panią Campbell - zauważyła zaglądając mu w oczy tym swoim przenikliwym spojrzeniem. - Dlaczego sam się z nią nie spotkasz i nie powiesz tego, co najwyraźniej wcale nie jest takie nieważne? - zapytała, ale nie nachalnie, by wiedział, że w razie czego nie musi jej odpowiadać. - Oboje wydajecie się być przygnębieni, a nie zmęczeni... - dodała ciszej, bo i blondynka wczoraj nie była w jakiejś wybitnej formie, a Divina nie była aż tak głupia, by tego ze sobą teraz w żaden sposób nie połączyć.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Zgodził się z nią, gdy zapytała wprost o to, czy jest niewierzący. Oczywiście, że nie był. Ku rozczarowaniu swojej włoskiej rodziny, która zakładam do kościoła, albo innego przybytku wiary chodziła, Jasper jeszcze przed liceum okazał swój bunt i zrezygnował z przyjmowania jakichkolwiek religijnych nauk. Miał więc totalnie w nosie wszystko, co dla innych było wręcz sprawą życia i śmierci, a Boga traktował jak postać science fiction.
- Nie chciałaś, żeby umarł, więc byłaś wstanie oddać za niego sama życie... Musi ci na nim cholernie zależeć - skomentował wprost to co przecież każdy potrafiłby wywnioskować wiedząc co zaszło między Diviną, a Nathanielem. - I lepiej tego się trzymaj, a nie jakiś farmazonów o zbawieniu dla Hawthorne''a... Prędzej piekło zamarznie niż on dostąpi bram nieba, czy coś - dodał cynicznie. - A nie pozwoli ci, bo jemu też przecież na tobie zależy, popatrz co robi - oznajmił z lekkim zaskoczeniem. Ludzie pokroju Nathaniela nie okazywali bezinteresownej pomocy innym; musieli mieć w tym, albo dobry interes, albo ulokowane uczucia, które na pewno były im nie wygodne. Dla Jaspera jasnym było, że w sprawie Diviny chodziło o to drugie, bo nie bez powodu on sam dostał w tym przedstawieniu taką, a nie inną rolę. - Ty się nie dałaś zmiażdżyć kilkukrotnie - skwitował, odnosząc się do jej własnych słów z początku rozmowy, gdy tak śmiało powiedziała o tym, że śmierć nie raz zaglądała jej w oczy. Oczywiście nie miał zamiaru urazić Norwood, bo jego porównanie odnosiło się do wszystkich ludzi. Po prostu Jay niespecjalnie dbał o to, aby każda jego wypowiedź była przyjemna i idealna, był z natury dość bezpośredni i nie ważył za bardzo słów. Może dlatego tak doskonale dogadywał się z Campbell, chociaż w ostatnim czasie ta ich przyjemna relacja zaczęła komplikować się jeszcze bardziej i gmatwać, jątrząc jak obrzydliwa rana. Nie wiadomo było, czy to zaleczyć, czy się zabliźni, czy potrzeba jakiś specjalnych medykamentów, bo inaczej będzie tylko gorzej.
- Sama go zapytaj - uśmiechnął się w jej stronę, ponownie spoglądając w ten jednoznaczny sposób, którego ona nie potrafiła zrozumieć.
Z drugiej strony może lepiej wyszedłby na tłumaczeniu Divinie, co Nathanielowi może siedzieć w głowie, bo poruszanie tematu jego i Pearl tylko bardziej go dołowało. Chociaż... Patrząc na to jak nieudolnie pogrywał sobie z blondynką, może nawet nie powinien próbować tłumaczyć Norwood spraw damsko-męskich, bo jak widać był raczej kiepskim ekspertem. Budyń więc miał być wybawieniem i zmianą tematu, ale ku zaskoczeniu Ainswortha, Divina sama zagadnęła go o Pearl ponownie. Patrzył więc na tę niepozorną dziewczynę, której kompletnie nie znał i naprawdę zaczął zastanawiać się nad tym, czy nie odpowiedzieć, bo... Bo z kim innym mógłby pogadać o trapiących go myślach? Owszem miał Dantego, ale brat miał własne problemy, a Jay nie chciał mu dokładać kolejnych, tym bardziej, że ten jeden wiedział o jego prawdziwym zawodzie.
- Ona też? - Zapytał nim pomyślał. - W sensie, czemu uważasz, że była przygnębiona? - Sprostował, po czym zdał sobie sprawę z tego, że i tak powie Divinie więcej niżby chciał. - Widzisz, chciałbym się z nią spotkać, ale ostatnio... Sam nie wiem - prychnął pod nosem. Spojrzał też gdzieś do boku, jakby w kącie pokoju stała odpowiedź i wskazówka do tego, w jakim kierunku powinien udać się ze swoimi rozmyśleniami. - Ucieka przede mną - zaśmiał się, wypowiadając te słowa, bo przecież brzmiały durnie. Cała ta sytuacja była durna, a jego zwierzanie się Divinie jeszcze durniejsze. - Lubię ją, wiesz? Ona mnie chyba też, ale jest głupia i nie umie się do tego przyznać - tak w dużym skrócie - wypalił wreszcie i pokręcił głową na boki, po czym w jakimś akcie wstydu, czy próbie ucieczki, schował twarz w dłoniach, opierając przy tym łokcie o kolana i pochylając się do przodu. - Kurwa, po cholerę ci to mówię - rzucił, jeszcze bardziej rozbawiony, gdy znów się wyprostował. - Zapomnij, bo to nie ma sensu, Vinny - dodał i znów chciał wstać, aby zapalić, aby zrobić cokolwiek, ale wtedy napotkał spojrzeniem na te należące do Norwood i zamarł. - Nie mów nic Nathanielowi, dobrze? W zasadzie nikomu nic nie mów, bo nie ma o czym - mruknął cicho, a potem jak na zbawienie, ktoś zapukał i przynieśli im ten cholerny budyń, z którego Jasper w duchu się naśmiewał, a który uratował go z tej niekomfortowej i żałosnej sytuacji.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Miała naprawdę dużo czasu, aby zastanawiać się nad tym, co zrobiła, ale nigdy się nie spodziewała, że przyjdzie jej o tym z kimś rozmawiać. Z Nathanielem może, ale z osobą trzecią? Pewnie dlatego delikatnie się speszyła, słysząc tak śmiałe stwierdzenie Jaspera.
- Sama jeszcze nie do końca to rozumiem - przyznała spokojnie, z lekkim wahaniem, pozwalając sobie na tą szczerość. Przynajmniej w tym była spokojna, bo zaraz poczuła coś, co nawet mogłoby znajdować się blisko wzburzenia, a w niej takie emocje nigdy nie występowały. - Proszę tak nie mówić! - zawołała więc, patrząc na niego z przejęciem. To, z czego on kpił, dla niej było niezwykle ważne. - Dla każdego jest nadzieja! Dla niego także - dodała z mocą, sama zaskoczona tym, ile emocji w niej to wszystko wywołało. Zwykle doskonale nad nimi panowała, więc szybko przywołała siebie do porządku, chociaż z tyłu głowy coś podpowiadało jej, że powinna się nad tym wszystkim uważnie zastanowić. Nad zmianami, jakie w niej zachodziły. - Widzę co robi, ale przecież w końcu wyzdrowieję, mam pracę i dom - zauważyła tym razem już swoim zwyczajowym tonem, bo przecież normalnym było, że będzie musiała w którymś momencie zrezygnować z roli gości w posiadłości gangstera.
Co do karalucha, nie odezwała się już wcale, bo o tym, że to raczej nie było jej dane, nie chciała mu mówić. Mimo wszystko chociażby z samej wiary, wstydziła się przyznawać do tego, że chciała ze sobą skończyć. Przed Nathanielem wygadała się przypadkiem, dawno temu, ale poza tym strzegła tego sekretu, nie rozpowiadając każdemu. Wątpiła też szczerze, że Hawthorne odpowie jej, gdy zapyta dlaczego to wszystko dla niej robi, więc i ten temat pozwoliła wyciszyć, bardziej skupiając się na Jasperze. Zawsze przedkładała innych ponad siebie i nawet jeśli nie znała go dobrze, to widziała wyraźnie, że potrzebował wsparcia. Tyle przynajmniej mogła dla niego zrobić, a przynajmniej liczyła, że jej na to pozwoli.
- Bo było to po niej widać? Dobrze obserwuję... ciągle odpływała gdzieś myślami i była przygaszona - wyjaśniła, chociaż jedynie pobieżnie, bo nie potrafiła znaleźć na to idealnych przykładów. Naprawdę znała się na ludziach i ich emocjach, może dlatego sama żadnych nie wykazywała... to znaczy kiedyś, bo ostatnio coraz częściej sobie na nie pozwalała. Póki co jednak zamilkła, słuchając ochroniarza, który postanowił się przed nią otworzyć, a ona dała mu do tego swobodną przestrzeń, nie wchodząc w słowo. Może nawet zbyt długo, bo w którymś momencie powiedział, by nie mówiła gospodarzowi willi i wyraźnie się wycofał. - Nie powiem nikomu, nie zdradzam cudzych sekretów, ale nie mów, że nie ma o czym - poprosiła, a potem widząc jaki jest zagubiony, chciała dotknąć jego ramienia, ale oczywiście było to poza jej zasięgiem... z wielu przyczyn. Westchnęła więc cichutko i poprawiła się na poduszkach, aby móc nieco bardziej usiąść, a mniej leżeć. - Od początku myślałam, że jesteście parą - pozwoliła sobie na to sformułowanie, chociaż nieco się stresowała, wypowiadając się nieproszona. - Bo to o to chodzi, prawda? Czujesz coś do niej? - wolała się upewnić, ostrożnie dobierając słowa. - Jeśli tak, to daj jej czas, bo myślę, że... ty też nie jesteś jej obojętny. Pewnie nie zabrzmię dla ciebie wiarygodnie, ale wierzę, że jeśli dwójka ludzi ma być razem, to będzie. Poza tym - tutaj zawahała się odrobinkę. Tylko odrobinkę, bo nie wypadało i poczuła, że się rumieni. Musiała przez to opuścić wzrok, bo mimo wszystko było jej wstyd i za wiele zdradzać nie chciała, chociaż nie powinna w ogóle, ale robiła to w dobrej wierze.
- Wczoraj wyszła na taras, po tym, jak pan Hawthorne powiedział mi dobranoc i jeszcze do niej nie dołączył... miałam uchylone okno i słyszałam, że mruknęła do siebie coś o tobie - przyznała, czując, że z jednej strony robi coś złego, ale z drugiej może mogła tym samym jakoś pomóc. - Nie podsłuchiwałam - dodała pospiesznie, bo to też było dla niej istotne.

Jasper Ainsworth
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Jasper aż otworzył oczy z zaskoczenie, gdy Divina nagle uniosła głos. Nie było to jakieś spektakularne, ale jednak zwykle ledwo co dało się dosłyszeć co tam mamrotała pod nosem, a w tamtej chwili była ewidentnie wzburzona słowami Ainswortha. Oczywiście ten żartował, bo mimo swojej katolickiej rodziny, nie wierzył w jakieś tam zbawienie i życie po śmierci. Jak widać Norwood była jednak tak wielką fanatyczką, jaką ją określali, a biedny Jay miał się dopiero przekonać o tym jak niezwykle świętobliwych zajęć przyjdzie mu doświadczyć.
- Dobra, chill, Vinny - odezwał się więc bardziej skruszonym tonem i by ją uspokoić uniósł dłonie ku górze w poddańczym geście. Nie miał zamiaru prowadzić z nią debaty na temat Boga, bo kompletnie go to nie jarało, więc poddał walkę bez bitwy. - Jasne... Nie moja sprawa - skwitował, bo nie był tutaj adwokatem Nathaniela i tez nie miał prawa by cokolwiek za niego mówić.
Z drugiej strony temat Pearl wcale nie był przyjemniejszym. Od ich niefortunnej, wspólnej nocy Jay bił się z myślami i uczuciami wobec blondynki kompletnie nie wiedząc, w którą pójść stronę. Więc, gdy Norwood zaczęła mówić o niej z taką lekkością i szczerością, Ainsworth chociażby chciał, nie potrafił powstrzymać budzącej się w nim nadziei na to, że może jednak Campbell także czuje się zagubiona. Z początku jednak Jasper wcale nie chciał prowadzić tej rozmowy, ale Divina kusiła swoją szczerością. Była przekonywująca i też, była jedyną osobą z którą w zasadzie mógł porozmawiać o blondynce, bo nikt z jego grona przyjaciół nie znał jej.
- Ludzie często ci się tak zwierzają, Vinny? - Starał się zmienić temat, ale była uparta i podeszła go na tyle sprawnie i niewinnie, aby poddał się i zaczął mówić. Chociaż najpierw prychnął, kręcąc głową z niedowierzania, gdy Norwood powiedziała o swoim złudzeniu co do tego, że on i Pearl wyglądali na parę. Było to dość bolesnym wyznaniem, bo Jasper starał się właśnie nie wyobrażać sobie ich w taki sposób, a dostał tym obrazem prosto w twarz. - Możliwe - mruknął, łupiąc na Divinę spode czarnych kosmyków, które opadły mu na oczy, gdy kilka sekund wcześniej potargał włosy w zamyśleniu. Słuchał tego co mówiła i chciałby wierzyć w te frazesy, ale przecież zdawał sobie sprawę z jak trudnym przypadkiem kobiety miał do czynienia. - Pearl jest skomplikowane, Vinny. Mówisz ładnie, ale tutaj chodzi o... Nie wiem, on potrzebujesz jakiegoś wstrząsu, a nie pieknych słówek i czasu - burknął, obrażony jakoby to wszystko było winą tylko Campbell, a przecież on sam nie wiedział co powinien zrobić, bo był pierdolonym agentem pod przykrywką, a nie Romeo. Całe szczęście budyń miał okazać się wybawieniem z tej patowej sytuacji i zakończeniem rozmowy, ale Norwood nie dawała za wygraną i gdy ponownie zostali samie, zaczęła dalej mówić. Kusząco pachnący deser nie robił na niej wrażenia. - A co powiedziała, co? - Zagadnął, bo w wyobraźni słyszał jak Pearl dzieli się ze światem niezbyt przychylną opinią na jego temat, a więc to co powiedziała nie mogło być niczym miłym. Z drugiej strony jeśli powiedziała coś o nim, nawet do siebie musiał ją wkurzyć, pewnie znów wysłał jej jakąś wiadomość, a ona w przypływie złości i bezsilności zaklęła na głos. Przyjemne marzenia, aczkolwiek powodów, dla których o nim wspomniała mogłoby być masę, bo kto zrozumie co Pearl ma w głowie. - Jemy ten budyń? - Zagadnął, spoglądając w stronę misek i nie czekając już na odpowiedź Diviny, wstał aby jedną z nich podać dziewczynie. - Dobra, a teraz ty... Powiedz mi coś w sekrecie, bo chcę wyrównać szalę - zagadnął, po czym wziął łyżkę budyniu i musiał przyznać, że faktycznie nie był on najgorszy.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ